Szlak Transportowy
: 19 maja 2024, o 21:20
Shinobi War to gra PBF Naruto, gdzie akcja została osadzona w zamierzchłych czasach, w czasach gdzie światem rządziły klany.
https://shinobiwar.pl/
TapionChwilę po tym jak Tapion zadał swoje pytania, została rozciągnięta przed nim mapa regionu. Młodzieniec przyjrzał się jej i po dłuższej chwili posiadał już zadowalające go informacje dotyczące miejsca dokąd miał się udać. Zanim pergamin został zwinięty, upewnił się że dobre zapamiętał punkty charakterystyczne którymi zamierzał się kierować.
- Zrozumiałem. Misja przyjęta. Poproszę o rozkazy. - odezwał się w końcu brązowowłosy, swoim chłodnym i zarazem twardym tonem głosu. Nie chciał już więcej marnować czasu. Rozeznanie w sytuacji dało mu jeszcze jedną bardzo cenną informację... jest kocioł. Przeciwnicy podnieśli się z kolan i próbują odzyskać ziemię które zostały podbite przez klany.
Członek klanu Mateki schował rozkazy pod swoje ubranie, zamierzał ich strzec za wszelką cenę. Gotów był nawet położyć na szalę swoje życie jeżeli tylko pomogłoby to uchronić tak cenną rzecz jak ten zwitek pergaminu, który ocierając się o skórę klatki piersiowej dawał cały czas o sobie znać.
Szybkim krokiem opuścił tereny na których znajdowała się siedziba władz, krocząc pewnym krokiem już po głównym trakcie. Chłopak w myślach, cały czas przechodził przez listę punktów które sobie wyznaczył toteż nie zauważył piękna otaczającej go fauny i flory. Ach, gdyby tylko dał sobie czas na przemyślenia dotyczące otaczającego go życia z pewnością doszedłby do wniosku, że tutejsze lasy o wiele bardziej przypadły mu do gustu. Choć jak sam powtarzał, brakuje mu pewnego klimatu który charakteryzował tereny pozostawione po drugiej stronie muru.
Zaczął padać deszcze, na tyle silny że brązowooki musiał zejść ze środka traktu i przejść na pobocze ponieważ teren za bardzo podmókł. Młody mężczyzna przeklnął w duchu, gdyż wcale nie widziała mu się ta błotnista przeprawa. Jednak on miał misję i jakoś musiał dojść do celu. Wyznaczony azymut przyciągał go na tyle mocno, że żadne trudności nie były mu straszne. Nie powstrzymał go nawet zmrok, który po dłuższym marszu w końcu zapadł. Wypadałoby znaleźć dobre miejsce na nocleg i przespać się chwilę. Tapion zarzucił ten pomysł po pierwsze miał misję do wykonania, po drugie nie miał ze sobą niczego co pozwoliłoby bezpiecznie rozbić obóz, a po trzecie i ostatnie bał się, że gdy znajdzie miejsce do przespania się jak chociażby przydrożna gospoda to podczas spania ktoś go okradnie z rozkazów.
Szedł dalej przed siebie, licząc że tej nocy gwiazdy będą świecić nader mocno. Gdyż jedyną rzeczą której się obawiał to mroczna noc, przy której daremnie szukać jakiegokolwiek blasku nocy. Podróżnik zdany jest tylko na siebie i swoje szczęście, licząc że się po drodze nigdzie nie zgubi.
Gwiazdy świeciły bardzo mocno. Niestety, były ukryte za deszczowymi chmurami, przez co Tapion nie miał dodatkowego oświetlenia, mimo zasugerowania tego, kiedy podejmował decyzję (to było tylko tak powiedziane, wcale pogoda nie miała się zmieniać. To było Sogen. Tu padało wiosną. Innymi porami roku też. I było błoto. Dużo błota). Oczywiście, nie było najgorzej – deszczowe chmury były nieco jaśniejsze niż typowo mroczne, nocne niebo. Droga nadal była widoczna, dlatego Tapion nie miał problemu z poruszaniem się.
Do pewnego momentu.
Głęboko w nocy, kiedy chłopak czuł już zmęczenie, zauważył, że niedaleko drogi, wśród bagien i mokradeł, za drzewami – pojawiły się światła. Migotały powoli, odporne na deszcz. Miały pomarańczowy kolor, przywodzący na myśl ogień.
Ludzie z pochodniami? Bandyci?
A może duchy leśne – potężne, niepokojące yokai? Byłoby to dziwne – w końcu zostawił je daleko na północy. Jeszcze nie powinny dotrzeć tak daleko na południe. Od miesięcy mieli spokój i nikt się nie skarżył na ich obecność.
Światła zbliżyły się w jego stronę, zatrzymały się… i w końcu zgasły. Przez chwilę Tapion nie wiedział, co się dzieje. W końcu usłyszał głosy i szelest liści. Ktoś zbliżał się w jego stronę, a kroki były ostrożne – niemal niezauważalne wśród szumu deszczu.
Ktoś tutaj nie miał dobrych zamiarów.
Melodia okaryny zadrżała w deszczu — przenikliwa, smutna, pełna echa obietnicy śmierci. Z kłębów chakry, która jeszcze chwilę temu była tylko mglistym cieniem pośród nocnego lasu, wyłonił się Hirudegān.
I świat się zatrzymał.
Czterej bandyci, jeszcze przed chwilą pewni siebie i chcący zaatakować nastolatka na swojej drodze, zamarli. Jeden wypuścił pochodnię, która z sykiem zgasła w błocie. Drugi zaklął, ale głos mu się załamał. Trzeci cofnął się instynktownie, a czwarty – przywódca – spojrzał na demona z przerażeniem, jakby patrzył na coś, co powinno istnieć tylko w opowieściach starszyzny. Czy w ogóle - nie istnieć. Nigdy czegoś takiego nie widzieli. Nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie zdolności mają teraz gospodarze Sogen. Atarashi.
Hirudegān nie zatrzymał się nawet na ułamek sekundy.
Szarpnięcie. Trzask. Jeden z bandytów został uniesiony w górę jak worek ryżu i został ciśnięty w drzewo, które zatrzęsło i złamało się pod uderzeniem. Drugi spróbował uciekać, ale demon rzucił się na niego i złamał go w pół. Trzeci… nawet nie krzyknął. Zniknął pod ciężarem demona.
Został tylko przywódca. Tapion wciąż grał.
- P–proszę… to pomyłka… - wyjąkał lider, klękając w błocie, porzucając broń. - Nie… nie chcemy kłopotów…
Tylko Tapion decydował, czy demon zniszczy ostatniego świadka. Ale niezależnie od decyzji — wiadomość była bezpieczna.
Deszcz powoli przestawał padać, jakby sama natura zdecydowała, że wystarczyło tego wszystkiego. Pośród ciszy, przerywanej jedynie od czasu do czasu szelestem liści, Tapion stał sam ze swoimi myślami i cieniem morderstwa, które właśnie popełnił. Było konieczne – czy jednak łatwiejsze przez to do zaakceptowania?
Bandyci nie mieli przy sobie niczego, co mogłoby wskazywać na ich powiązania z wrogami Mateki czy osady Atarashi. Prosta, prymitywna broń, kilka brudnych monet, odrobina suchego prowiantu i symboliczna, drewniana figurka z wizerunkiem jakiegoś lokalnego bóstwa (prawdopodobnie Susanoo) – zapewne ukradziona w okolicy. Nie było w nich nic szczególnego, poza tym, że jego dłonie były ubrudzone ich krwią, nawet jeśli tylko pośrednio.
Tapion biegł. Zostawił za sobą to miejsce śmierci. Pędząc przez błoto, czuł chłód wiatru na twarzy, który powoli pomagał mu odzyskać kontrolę nad emocjami. Z każdym krokiem świadomość popełnionego czynu stawała się nieco bardziej znośna, choć nadal ciężka. Jednak był shinobi. Był wojownikiem swojego klany. Tego był uczony. Do tego był przygotowywany.
Kiedy się zatrzymał, spędził trochę czasu dochodząc do siebie. W końcu jednak ruszył do przodu ponownie.
Dalsza droga przebiegała w ciszy i skupieniu. Deszcz ustąpił miejsca mglistemu świtowi, a las powoli przerzedzał się, przechodząc w łagodne wzgórza porośnięte wysoką trawą.
Wkrótce potem na horyzoncie pojawiły się pierwsze oznaki obecności wojsk. Początkowo były to pojedyncze słupy dymu unoszące się nad porannymi ogniskami, a potem sylwetki żołnierzy patrolujących okolice obozu. Zza wzniesienia wyłoniły się namioty, drewniane barykady i sztandary Atarashi powiewające na wietrze. Pokazywały znaki klanowe każdego z czterech klanów - Soma, Orochi, Gazo i - oczywiście - Mateki.
Kiedy Tapion dotarł bliżej, jeden z wartowników podniósł rękę, zatrzymując go gestem:
- Stój! Kim jesteś i jaką masz sprawę?
Pędził przed siebie ten młodzieniec, chcąc zakończyć wzorowo swoją otrzymaną misję, ale również za pomocą biegu próbował odegnać od siebie mroczne myśli. Jedno jest się uspokoić i zacząć działać tak jak powinien, tak jak od niego tego oczekiwano, a co innego było walczenie z własnym "ja". Jego umysł na przekór jego potrzebie, uporczywie podsyłał te same makabryczne obrazy, atakując go tymi samymi myślami.
- Zabiłem ! Zabiłem człowieka !
Tapion czuł w tych momentach jak serce mocniej mu kołacze w piersi. Choć biegł to odczuwał to dziwne uczucie, którego nie był w stanie dobrze opisać. W tym momencie doskonale zdał sobie sprawę, że co innego jest mówić i myśleć o sobie jako o pewnej postaci którą musi być, którą chcę być, którą wszyscy od niego oczekują, że będzie, a co innego jest przy tym rzucie obrazu trwać.
Pogrążony we własnych myślach brązowooki młodzieniec, biegł przed siebie nie zwracając uwagi na mijaną przyrodę, która zewsząd go otaczała, nie zauważył również wystającego konara pobliskiego drzewa o którego potknął się i przewrócił. Twarzą wylądował w błotnistej brei, która wydała z siebie głośne, brudne *PLUSK*.
- Uspokój się, uspokój się... - Tapion starał się zapanować nad uczuciem niepokoju, które wydobywało się z jego trzewi -... Ta sytuacja, myślałem o niej, godziłem się z nią, przygotowywałem się na nią... Dlatego teraz Tapion musisz się opanować bo albo pozwolisz przejąć nad tym uczuciem kontrolę co w ostateczności cię zrujnuje albo ty opanujesz to uczucie, nie dopuszczając go do siebie.
Chłopak po długiej wewnętrznej tyradzie, zamknął swoje "ja" przed atakami swoich myśli, poczuł spokój, choć złe emocje wciąż gdzieś tam w nim siedziały. Wstał w końcu z błotnistej mazi, przecierając tylko swoją twarz i w zdecydowanie lepszym stanie psychicznym ruszył dalej przed siebie biegnąć we wskazanym kierunku.
W końcu zmęczony i zasapany dotarł w miejscu, które jak mu się zdawało było tym do którego powinien dojść. Spotkał wartownika, który od razu przeszedł do konkretów, także i Tapion starał się takowym być. Odpowiedział zwięźle, wyczerpującą i zrozumiałym językiem, przy czym chcąc godnie reprezentować swój klan dumnie się wyprostował, mówiąc donośnym, pewnym siebie głosem, nie zauważając jak zabawnie może wyglądać będąc cały umazany w błocie.
- Nazywam się Mateki Tapion, przysyła mnie dowództwo z Atarashi, mam wiadomość dla Soma Yuri i Mai, proszę mnie bezzwłocznie do nich zaprowadzić.
Chłopak z niecierpliwością czekał aż strażnik w końcu go wpuści i zaprowadzi do osób, którym miał wręczyć wiadomość, którą tak dobrze ukrył pod ciuchami. Nawet błotny incydent nie pobrudził tej jakże ważnej wiadomości. Myśl, że zaraz zakończy swoje pierwsze zadanie dla klanu Mateki wprawiała go w lekką ekscytację. Miał nadzieję, że ojciec usłyszy wieści, że jego syn świetnie sobie daje radę bez jego protekcji.
Weryfikacja Tapiona zajęła tylko chwile, ale musiała nastąpić, żeby mieć pewność. Nie chciano, żeby ktoś niepowołany bądź - bogowie uchowajcie - jakiś Uchiha podszyty pod żołnierza z Atarashi.
- Proszę za mną – rzucił wartownik po wszystkim, po czym odwrócił się na pięcie, prowadząc Tapiona w głąb obozu.
Atmosfera wśród wojskowych była poważna, ale spokojna. Żołnierze zajęci byli codziennymi obowiązkami – ostrzeniem broni, kontrolowaniem zapasów czy reperowaniem umocnień, lecz nawet oni zerkali zaciekawieni na młodego shinobi, który pojawił się w obozie. Większość z nich była zwykłymi ludźmi, shinobiego trudno było tutaj dojrzeć, dlatego pojawienie się takowego było czymś ciekawym dla ludzi.
W końcu wartownik zatrzymał się przed dużym namiotem, którego wejścia strzegło dwóch dobrze zbudowanych, poważnie wyglądających żołnierzy. Bez słowa skinęli głową, wpuszczając wartownika oraz Tapiona do środka.
Wewnątrz namiotu, pochylone nad rozłożonym na stole planem bitwy, stały dwie osoby – Soma Yuri i Mai, rodzeństwo, bliźniaczki, dowódczynie. Obie były przebudzone i rozważały to, co było na mapie przed nimi. Obie spojrzały w stronę przybyłych jednocześnie, jakby działały z jedną myślą. Co mogło być nawet prawdą - Tapion nie wiedział dokładnie klan Soma działał.
– To musi być wiadomość z Atarashi – powiedziała spokojnie Soma Yuri, przyglądając się chłopakowi spokojnym spojrzeniem, prostując się.
Soma Mai zaś, z lekkim, sympatycznym uśmiechem, wyciągając rękę po wiadomość - ręka wydobyła się z boku kobiet w groteskowy sposób.
- Świetnie się spisałeś. Słyszałyśmy, że droga na północ nie jest ostatnio zbyt bezpieczna. Sogeńczycy nie chcą się podporządkować. Twój klan powinien być z ciebie dumny.
Gdy Tapion podał jej wiadomość, Mai szybko i sprawnie złamała pieczęć, a Yuri zerknęła na zawartość pergaminu. Twarze obu kobiet stały się poważniejsze. Wymieniły się krótkim spojrzeniem, po czym Soma Yuri skinęła głową, zwracając się do młodzieńca:
- Przekażemy, że twoja misja zakończyła się sukcesem. Możesz odpocząć przed powrotem.
Yuri Uchiha
Misja Wojenna rangi C
11 / 28 Ukrywanie posiadania lub nieposiadania jakichś konkretnych zdolności mogło działać w sposób dwojaki. Z jednej strony rzeczywiście podnosiło morale, bo w oczach Takedy i Mokuzaia takie zdolności były na tyle potężne, by wyrwać ich potencjalnie z rąk samego Shinigami. Z drugiej strony, takie kłamstwo mogło sprowadzić na mężczyzn nieszczęście. Mogli myśleć, że w razie potrzeby Yuri użyje swoich oczu... mogli nawet próbować wdrożyć w życie jakiś podstępny plan z ich wykorzystaniem... I nic z tych rzeczy by się nie powiodło. Byliby zbyt pewni siebie i przez to czekałaby ich jeno śmierć. A przecież wystarczyło powiedzieć prawdę.
Jako osoba, która zdobyła te niezwykle ważne - albo i nie - dokumenty i jako członek wielkiego rodu - albo i nie - Uchiha, to Yuri został nieoficjalnym kapitanem tej drużyny i mężczyźni nie mieli najmniejszego powodu, by go nie słuchać. Zwłaszcza, że jego plan brzmiał dobrze. Takeda ze swoją naginatą miał trzymać wrogów z dala od Mokuzaia, który używając kuszy mógł razić ich z daleka. Yuri w środku miał zapewnić wsparcie swoim kolegom z drużyny.
- Dobry...
- ... plan
Musieli się dobrze znać, by tak doskonale zsynchronizować aprobatę dla tego klanu. Może ćwiczyli tą teatralną odpowiedź wiele razy. Może byli braćmi, chociaż z pewnością na bliźniaków nie wyglądali.
Również poinformowali Yuriego o swoim doświadczeniu w walce z ludźmi zza muru, odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie. Okazało się, że byli po zwyczajnymi rekrutami. W chwili, gdy wybuchła wojna byli cywilami. A gdy dzicy podbili Sogen... zamierzali chwycić za broń i bronić domu i ojczyzny.
- Nie mieliśmy wyboru. Sam rozumiesz...
- Odzyskajmy Sogen!
Tacy właśnie "walczący za sprawę" zazwyczaj pierwsi za nią ginęli. Ale taka była wojna, a wojna rządziła się własnymi prawami.
Nasza trójka muszkieterów - albo i nie, bo do muszkietu brakowało kilkuset lat - maszerowała w szyku przez dłuższy czas. W nocy trzeba było rozbijać obozy, stać na warcie. W końcu wkroczyli na teren wroga. Mimo wszystko nie przypominało to miejsca walk. Mokuzai był w przeszłości myśliwym i znał lasy Sogen dość dobrze. Prowadził swoich kompanów - stojąc na tyłach - takimi ścieżkami, by unikać wrogich wojsk jak długo się dało. A dało się naprawdę długo. Przez całą trasę nie spotkali ani jednego człowieka. Dzikiego bądź nie. Martwego bądź nie. Po prostu żadnego.
Taki sielankowy spacerem usypiał czujność mężczyzn. Coraz częściej łamali narzucony szyk, na który wcześniej się zgodzili. Mokuzai opowiadał Yuriemu i Takedzie o okolicznej faunie i florze i z zachwytem pokazywał różne rośliny i zwierzęta.
- O, patrzcie! To sarna pospolita. - Pokazał na przebiegające przed nimi zwierzę. - A ten grzyb... wydaje się niejadalny. Niczym wielki biały muchomor. Tak się broni przed zerwaniem. W rzeczywistości jest całkowicie bezpieczny i niesamowicie smaczny. Nazywa się kania!
Wszystkie te ciekawostki były niesamowicie interesujące, pomijając fakt, że okolicą targała wojenna wichura. Mogły być też w pewien sposób przydatne. Znajomość lasu - gdy było się odciętym od dostaw żywności, sojuszników, głównego obozu i domu - pozwalała przetrwać w dziczy. Ale czy to był moment na to? Niekoniecznie.
Mokuzai bardzo lubił te swoje kwiatki i ptaszki i inne roślinki i żyjątka. A także oczywiście lubił płeć piękną. Podobnie zresztą Takeda. Byli już w takim wieku, że takie rzeczy zwyczajnie ich interesowały. A może po prostu chcieli być mili. W pewnym momencie trójka dzielnych wojowników trafiła na niedużą polankę. Maksymalnie o promieniu 7 czy 10 metrów. Wyglądało to tak jakby las zapomniał tutaj urosnąć... albo w tym jednym miejscu kwiatuszki wygrały batalię o żyzną ziemię.
Nie widzieli tej polanki dopóki na nią nie wkroczyli. Gałęzie doskonale zasłaniały ją przed wzrokiem. Niczym piach pustyni - a raczej wydmy - zasłania oazy. Podobnie nie widzieli pewnej młodej dziewczyny, która zbierała kwiatki na środku tej polany. Wiła z nich wianek być może dla siebie, być może dla swojej młodszej siostry, a być może dla mamy, babci lub cioci... Mężczyzn takimi prezentami nie zwykło się obdarowywać.
Teraz się im ukazała. Młoda, niewysoka brunetka z krótkimi włosami. Miała na sobie szarawe spodnie i białą koszulę, a na to narzucone coś w rodzaju ciemnoniebieskiej sukienki. Jej ubiór był osobliwy, ale urok od razu uderzył Takedę i Mokuzaia. Podbiegli do niej.
- Musi Panienka stąd iść - oznajmił Takeda.
- Wkrótce tutaj będzie niebezpiecznie - wtórował mu Mokuzai. Dziewczyna odwróciła się w ich stronę, zrobiła przerażoną minę i zastygła w bezruchu. Jeśli Yuri dobrze zapamiętał mapę, którą wcześniej widział, to wiedział, że ta polanka leżała na trasie przejazdowej transportu żywności, który mieli przechwycić. Okoliczny las idealnie nadawał się na zasadzkę. Ale trzeba było odgonić - kolokwialnie i dosadnie mówiąc - cywilów.
Jako, że jesteśmy już na terytorium wroga, to w następnym poście prosiłbym o KP.
- SuzuKopiuj - Komendant[b][i][color=#FFBF80] - Suzu[/color][/i][/b]
Kopiuj - Takeda[b][i][color=#0040FF] - Komendant[/color][/i][/b]
Kopiuj - Mokuzai[b][i][color=#00FFFF]- Takeda[/color][/i][/b]
Kopiuj [b][i][color=#FFBF00]- Mokuzai[/color][/i][/b]
Ukryty tekst
Podróż nie była wcale taka najgorsza. Kilka dni spędzili na przedzieraniu się przez front tak, aby nie zostać przez nikogo wychwyconym. Udawało im się to perfekcyjnie - wręcz za dobrze, jak na amatorów. Zarówno chłopaki jak i on mieli nikłe doświadczenie w walce na froncie. Ale może to i lepiej? Mogli lepiej zadbać o swoje bezpieczeństwo. Z chwilą jednak mógł się przekonać, że te kilka dni sprawiło, że stali się mniej ostrożni. Szczególnie Mokuzai, który zachwycał się całą przyrodą i zaczął opuszczać szyk. Yuri nie zwracał im jednak uwagi. Dopóki nic nie wskazywało na ruchy wroga, mogli sobie trochę porównać. No chyba, że miał sobie przez to pluć później w brodę.
Ale nie wszystko z tego było nieprzydatne. Chłopaki opowiadali różne historię ze swojego poprzedniego życia, którego sam Yuri nie mógł ostatecznie zrozumieć. Był z rodziny handlarzy kwiatów. Najpiękniejszych w Prastarym Lesie, Atarashi i Sogen. Mimo ciągłej pracy nie mógł zrozumieć przetrwania, jakie ci przechodzili. Dlatego chłonął wiedzę myśliwego i z uśmiechem na twarzy wszedł z chłopakami na polankę, na której na początku nie zauważył młodej dziewczyny, która robiła wianki. Nim się spostrzegł dwójka chłopaków już do niej podbiegała. -Chłopaki!- zawołał za nimi, podchodząc ostrożnie. Nie byli na swoim terenie, wręcz byli na terenach wroga. Spojrzał się na dziewczynę i uśmiechnął się do niej delikatnie, aby zyskać jej zaufanie. -Przepraszam za nachalność. Ale tutaj może być niebezpiecznie. Możemy odprowadzić ciebie do domu?- powiedział kątem oka obserwując teren polanki. Byli na wyciągnięcie ręki. Jedną z dłoni ułożył na ramieniu Mokuzai'a dając mu znać, aby delikatnie się wycofał za Yuriego. Uścisk był dość stanowczy i mocny, aby dać znać, że to nie przelewki. Za późno zdał sobie sprawę, że przekroczyli granicę ostrożności i teraz mogli zacząć żałować. Trzeba było szybko się wycofać i przygotować na transport żywności Dzikich. O ile sama dziewczyna nie była Dzikim. Przyglądał się jej tak, aby zauważyć wszystkie nieprawidłowości, które mogły dać mu pewne odpowiedzi
Tapion przeszedł bez problemu przez rutynową kontrolę i ruszył za wartownikiem, który prowadził go w głąb obozu. Z początku przyglądał się wszystkim wojakom, podziwiając różnego rodzaju oblicza wojny. Z jednej strony słyszał śmiech i opowiadane żarty, gdzieś tam wypatrzył grę w kości i inne gry za pieniądze. To była ta wesoła część ponieważ idąc dalej nasz bohater przeszedł przez korpus medyczny, gdzie przeraźliwe krzyki otaczały każdego zewsząd. Można było zobaczyć jak niektórzy z medyków cali we krwi śpią z wymęczenia przy namiocie. Brązowowłosy głośno przełknął ślinę, nie chciał okazywać strachu, starał się być dzielnym shinobi jak go tego uczyli, jednak co innego jest wysłuchać opowieści, a co innego jest tego doświadczyć. Podczas trwania tej misji to było jego już drugie spostrzeżenie o takiej samej treści... Idąc dalej natrafili na tą część obozu gdzie broń różnej maści tworzyła się pod palcami najlepszych ze specjalistów jakimi tylko dysponowali. Pod jedną z kuźni dostrzegł jak kilku chłopców w jego wieku przyjechało z prostym wozem na którym, aż się roiło od po bitewnej broni.Co innego doświadczyć...
Kiedy doszli już do serca obozu Tapion spostrzegł, że wzbudza zaciekawienie, nie wiedział czym jest to z powodowane. Podejrzewał dwa możliwe powody, pierwszy że jest obłocony od stóp po głowę, drugi że wygląda na nie tutejszego. Choć jak stwierdził z błotem na twarzy trudno wyglądać jak tutejszy gdziekolwiek by się nie znalazł. W każdym razie nie zamierzał dać się speszyć spojrzeniom, wyprostował się dumnie i kroczył pewnym krokiem patrząc tylko i wyłącznie na kark swojego przewodnika.
Wartownik w końcu zatrzymał się przed dużym namiotem, jak Tapion rozczytał to właśnie tutaj zakończy się jego pierwsza misja. Wszedł tym samym pewnym krokiem, dostrzegając siostry Soma, brązowooki nie był zaskoczony, wiedział jakie specjalne zdolności daje klan bliźniaków. Nie bardzo jeszcze orientował się jak to dokładnie działa, ale nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Teraz co innego było ważne...
- Mateki Tapion, Doko z Atarashi, przyniosłem list z dowództwa. - wyrzucił z siebie młodzieniec na jednym wdechu, trochę za głośno.
Skłonił się, jednak w jego ruchach widać było dużo sztywności, jakby stres za bardzo go paraliżował. Prawda była taka, że chłopak nie do końca wiedział jak ma się zachować, był bardzo podekscytowany i za wszelką cenę nie chciał przynieść ujmy klanowi Mateki. Na wieść, że dobrze się spisał, ponownie pokłonił się i odpowiedział tym samym tonem
- Bardzo pani dziękuję, natrafiłem na grupkę bandytów, ale dopilnowałem aby już nikogo nie niepokoili. Nie mieli przy sobie nic co wskazywałoby na zbratanie się z naszym wrogiem.
Po czym wyprostował się i czekał, aż zostanie oddelegowany co też się finalnie stało. Nasz bohater po raz ostatni odkłonił się i wyszedł z namiotu, odnalazł wzrokiem pobliskie miejsce, gdzie mógł chwilę wypocząć. Nie zamierzał spoczywać na laurach, skoro jest już w tym miejscu to może uda mu się złapać jakąś misje, która zaprowadzi go do Atarashi ?
Yuri Uchiha
Misja Wojenna rangi C
13 / 28 Bycie niedoświadczonym w działaniach wojennych mogło sprawić, że zachowywało się większą ostrożność, było mniej pewnym siebie, co w konsekwencji pozwalało uniknąć śmierci. Jednak grupa naszych dzielnych wojowników niezbyt przejmowała się własnym bezpieczeństwem, a przynajmniej tak to wyglądało z boku. Wydawali się mniej ostrożni niż być powinni, a Yuri nie zwracał im na to uwagi.
Wiedza myśliwego naprawdę była przydatna, ale tylko w polowaniu na zwierzynę i przetrwaniu w lesie. Z ludźmi bywało inaczej. Ludzie nie zachowywali się jak zwierzęta i nawet jeśli byli nazywani "Dzikimi", to nie chodzili nago po lesie, nie jedli surowego mięsa, nie musieli szukać leśnych wodopojów. Nie byli jak sarna, która ostrożnie podchodziła do sadzawki, piła wodę, licząc na to, że nie padnie ofiarą wilka lub myśliwskiej strzały. W przypadku zwierząt łatwo było ustalić kto jest łowcą, a kto ofiarą. Stado saren lub dzików musiało ulec watasze wilków. A wataha wilków zazwyczaj ulegała grupie wprawnych myśliwych, zwłaszcza takich, którzy używali chakry.
W przypadku ludzi było inaczej. Nigdy nie mogło być się pewnym kto jest ofiarą, a kto łowcą, zwłaszcza, jeśli w grę wchodziła chakra. A zbytnia pewność siebie powodowała, że łowca stawał się ofiarą, a ofiara przeistaczała się w łowcę. To było coś do czego żaden z łowczych nie mógł dopuścić. Zwłaszcza na wojnie.
Przyszli zapolować na transport żywności i nagle ktoś zapolował na nich. Dziewczyna robiąca wianki, robiła je przede wszystkim z nudy. Dostała bowiem jedno proste polecenie: "Zabij każdego kto wejdzie na tą polanę." Tak dużo czasu minęło odkąd pilnowała swojej małej twierdzy. Zaczynała się nudzić i dlatego plotła kwiatki ze sobą. Aż tu nagle...
Dwóch nieznajomych mężczyzn wyłoniło się z lasu i podeszli do niej jak gdyby nigdy nic. Poinformowali ją o możliwym niebezpieczeństwie. Później podszedł do nich trzeci i położył rękę na ramieniu mężczyzny z kuszą, którą oczywiście zauważyła. Kusznik zaczął zaczął robić krok do tyłu.
- Racja... niebezpiecznie... - powiedziała tylko dwa słowa, a potem zaczęła obracać się. To była jej odpowiedź na pytanie: "Możemy odprowadzić ciebie do domu?". I ta odpowiedź była jak najbardziej negatywna: "Nie, to ja was odprowadzę do piekła".
Obracająca się dziewczyna w końcu uwolniła swoją technikę, a jej obrót wytworzył trąbę powietrzną[1], która z impetem uderzyła w Yuriego i jego drużynę. Przy okazji chłopak mógł dostrzec u brunetki - chociaż bardzo niewyraźnie - coś na kształt dodatkowej głowy i kilku dodatkowych kończyn. Już nie wyglądała tak ładnie.
- SuzuKopiuj - Komendant[b][i][color=#FFBF80] - Suzu[/color][/i][/b]
Kopiuj - Takeda[b][i][color=#0040FF] - Komendant[/color][/i][/b]
Kopiuj - Mokuzai[b][i][color=#00FFFF]- Takeda[/color][/i][/b]
Kopiuj - Brunetka[b][i][color=#FFBF00]- Mokuzai[/color][/i][/b]
Kopiuj [b][i][color=#FF0000]- Brunetka[/color][/i][/b]
Ukryty tekst
Dziewczyna zachowywała się dziwnie. Yuri miał dobre przeczucie, coś. było nie tak i chłopaki za bardzo opuścili gardę. Wypuściła z siebie chakrę i już ich atakowała. Kiedy się obróciła Yuri nie zamierzał czekać na zderzenie, dlatego popchnął Mokuzaia do tyłu samemu odskakując. -KRYĆ SIĘ W LESIE!- prosty, krótki i konkretny rozkaz. Yuri nie zamierzał marnować czasu, ważne, żeby wrócili w trójkę do domu. Zamierzał o to zadbać. Dlatego, gdy tylko odskoczył złożył najszybciej jak potrafił, aby skumulować swoją chakrę w płucach i wypuścić ją w postaci ogromnej kuli ognia. -KATON! GōKAKYō NO JUTSU!!!- jeżeli się nie mylił jego technika powinna wzmocnić się przez wiatr wytworzony przez dziewczynę i zaatakować ją jeszcze mocniej. W dodatku zajmowała spory obszar, więc zamierzał jej utrudnić uniknięcie. Kiedy tylko poczuł ziemię pod nogami po swoim skoku, zamierzał tuż po wysłaniu kuli w jej kierunku stanąć na równe nogi i wyprostować się. Miał nadzieję, że chłopaki usłuchali się go i trafili w osłonę drzew. Jeden z nich mógł być jego idealną tajnią bronią - kusza i skrycie w koronach drzew pełnych liści było perfekcyjną zasłoną na takie sytuacje. Spojrzał się na nią -Jako obywatel Ryuzaku no Taki. Były mieszkaniec Sogen, Doko Szczepu Uchiha. Ja, Suyunami Yuri, skazuję Cię dzikusie na śmierć za popełnione przestępstwa na ludzkości kontynentu!- jego mina stała się agresywna. Poczuł, jak adrenalina zalewa jego ciało. Poczuł prawdziwy gniew, ale wiedział też, że czas nie był ich przyjacielem w tym momencie i musiał się jej pozbyć, jak najszybciej. Dlatego złożył kolejną pieczęć, tak, żeby być przygotowanym. Obserwował dziewczynę i każdy jej ruch. Widział drugą głowę, więc mierzył się z przeciwnikiem podobnym do tych z poprzedniego zlecenia. Przełknął ślinę. Był gotowy, aby zrobić unik w każdym kierunku, tak aby móc wykorzystać sytuację na swoją korzyść.
Yuri Uchiha
Misja Wojenna rangi C
15 / 28 To co Yuri zamierzał zrobić, to jedno, a rzeczywistość to drugie. Jego wielki i szlachetny plan sprowadzenia mężczyzn do domu miał jedną zasadniczą wadę. Co prawda dziewczyna nie wydawała się szczególnie szybka w tych swoich obrotach, ale Mokuzai i Takeda byli od niej jeszcze wolniejsi. Yuri popchnął Mokuzaia i sam odskoczył.
- Co?! - wrzasnął, próbując złapać równowagę.
- Cholera! - Takeda również nie krył swojego przerażenia. Może nie tak wyobrażał sobie ich pierwszy wypad na wrogie terytorium. A jednak stało się. Mężczyźni mieli pecha. A może po prostu byli zbyt mało doświadczeni w boju, by przewidzieć, że urocza dziewczyna była tak na prawdę ich wrogiem. Słabość do kobiet zgubiła niejednego mężczyznę. Kobiety piękne, powabne i seksowne... czasami skrywały mroczne sekrety, a ich serce było zgniłe.
Czy ta brunetka miała zgnite serce? Raczej nie. Po prostu los chciał, że znalazła się po przeciwnej stronie wojennej barykady i w tym starciu ktoś po prostu musiał zginąć. Takimi prawami rządziła się wojna, a bóg wojny domagał się ofiar. W innym przypadku być może umówiłaby się z Mokuzaiem albo Takedą, a może nawet z Yurim na randkę... a do tego miała siostrę bliźniaczkę, z czego pewnie Yuri doskonale zdawał sobie sprawę.
Mokuzai i Takeda raczej nie zdawali sobie z tego sprawy i w obecnej sytuacji nawet im do głowy nie przyszło, żeby nad tym rozmyślać. Oberwali bowiem całym impetem wrogiej techniki i odlecieli na kilka metrów - Mokuzai w lewo, a Takeda w prawo. Znaleźli się metr poza zasięgiem tornada. Technika ta była dla nich stanowczo zbyt potężna. Wiele kości zostało połamanych. Przebite płuco u Mokuzaia i wstrząs mózgu u Takedy.
- Cholera, ghe... ghe... - Kusznik z trudem wstał. Ściągnął kuszę z pleców, ale z powodu bólu i złamanej ręki nie był w stanie jej utrzymać. Broń upadła na ziemię, a mężczyzna chwilę później na kolana. W jego oczach pojawiły się łzy.
- A... ygh, ugh - Takeda również wstał, ale z powodu wstrząsu mózgu zajęło mu to trochę dłużej. Ściągnął z pleców naginatę i... właściwie to tylko się nią podparł, żeby nie upaść znowu. Co miał zrobić? Tornado ciągle szalało.
W przypadku Yuriego sprawa wyglądała dużo bardziej kolorowo. On w porę zorientował się, że coś jest nie tak. Technika, która została użyta przez wroga wymagała zrobienia co najmniej kilku obrotów. Miał trochę czasu, by wykonać odskok na bezpieczną odległość. Zdążył dosłownie w ostatniej chwili wyjść poza zasięg tego ataku. O mały włos. O mały włos i skończyłby podobnie co jego dwójka towarzyszy.
Mimo wszystko odpychanie Mokuzaia na bok, odskoki, stres... to wszystko spowalniało składanie pieczęci. Gdyby był te 6 metrów od wroga od samego początku, nie musiał wykonywać uniku, odpychać towarzyszy... to z pewnością by zdążył. Ale musiał. Brakowało dosłownie jednej pieczęci, by wielka kula ognia pomknęła w kierunku oponentki. Nic prostszego. Wystarczyło po prostu ją złożyć, prawda? Wtedy Yuri się zorientował. Zasięg rażenia tej techniki był po prostu zbyt duży. Nie było szans, by trafić dziką dziewczynę, nie trafiając w Mokuzaia i Takedę. A dla obu kompanów Yuriego takie trafienie zakończyłoby się niechybnym zgonem. Tornado zbliżało się w stronę naszego bohatera.
Kilka informacji
Po pierwsze, postanowiłem zatrzymać Twoje Katon: Gōkakyū no Jutsu. Chciałem Ci dać wybór czy jednak go używasz czy nie. W następnym poście po prostu mi zadeklaruj co robisz. Nie będzie to liczone jako "akcja następnego postu", bo w innej sytuacji uznałbym, że Gōkakyū zostało użyte w tym poście.
Po drugie, zakładam, że to zdanie - jakkolwiek fajnie brzmi - "Jako obywatel Ryuzaku no Taki. Były mieszkaniec Sogen, Doko Szczepu Uchiha. Ja, Suyunami Yuri, skazuję Cię dzikusie na śmierć za popełnione przestępstwa na ludzkości kontynentu!" nie zostało jeszcze wypowiedziane. Będziesz miał możliwość powiedzenia tego w następnym poście.- SuzuMapka
Legenda:
- Czerwone koło - tornado, brunetka jest w środku
- Żółte - Mokuzai
- Seledynowe - Takeda
- Różowe / Fioletowe - Yuri
Kopiuj - Komendant[b][i][color=#FFBF80] - Suzu[/color][/i][/b]
Kopiuj - Takeda[b][i][color=#0040FF] - Komendant[/color][/i][/b]
Kopiuj - Mokuzai[b][i][color=#00FFFF]- Takeda[/color][/i][/b]
Kopiuj - Brunetka[b][i][color=#FFBF00]- Mokuzai[/color][/i][/b]
Kopiuj [b][i][color=#FF0000]- Brunetka[/color][/i][/b]
Ukryty tekst