Niewielka rolniczo-rybacka wioska nad rzeką. Po jednej stronie rzeki, niedaleko wioski, znajduje się obóz klanu Yuki - siedziba Wyrzutków Cesarskich, przewodzonych przez Yuki Mikoto, po drugiej, w niewielkim oddaleniu, posiadłość rdzennej dla tych ziem Uchiha, z głową rodziny Uchiha Haridą.
Minoru
Posty: 1292 Rejestracja: 3 kwie 2019, o 17:58
Wiek postaci: 30
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Dorosły już mężczyzna o krótko przystrzyżonej brodzie i włosach dość niechlujnie związanych w kucyk.
Widoczny ekwipunek: - 2 x Torby umieszczone na plecach, przy pasie - 2 x Katana wisząca u lewego boku - Kamizelka shinobi
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4573&p=68391#p68391
Post
autor: Minoru » 22 lip 2025, o 23:47
Hoshi wzniosła się na wyżyny swych umiejętności i wymalowała im coś co powinno być mapą, choć Rakurai miał nie lada problemy by zrozumieć co się na niej znajdowało. Nie skomentował jednak tego faktu, widząc, że był chyba jedyną osobą która miała z tym trudność. Dlatego przyglądał się jej dłużej, mając nadzieję, że w końcu nabierze ona jakiegoś sensu. I tak też się stało. Nagle gdy załapał pierwszy punkt orientacyjny, wszystko zaczęło nabierać sensu. Minoru mógł odetchnąć z ulgą. Lecz wtedy pojawił się kolejny problem. Jego pytanie o wiadomość którą otrzymał Kodari i chęć dowiedzenia się, czy jego przełożeni wiedzą o ruchach wroga, spowodowała, że skupiło się na nim co najmniej kilka par oczu. Minoru czuł się jakby właśnie stawał się tu osobą niechcianą. Przez sekundę nawet poczuł wstyd, myśląc czy nie uraził Hoshi, lecz uczucie to zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Miał prawo wiedzieć. Dlatego wbił swoje spojrzenie w kobietę, oczekując na jej odpowiedź. Jeżeli pozostali mieli coś przeciw niemu, będą mogli sobie to przedyskutować na zewnątrz.
Gdy Hoshi wreszcie zechciała mu odpowiedzieć, to skinął jej głową na znak zrozumienia. Czuł się gotowy do wyruszenia. Wtedy wyczuł coś jeszcze, coś czego nie spodziewał się wyczuć. Zwalczył chęć spojrzenia w tamtym kierunku i postanowił zachować tą informację dla siebie. Wtedy nadszedł kolejny atak, tym razem ze strony Ariiego. Chłopak wyraźnie zmienił się od ostatniego spotkania. Stał się bardziej zuchwały i pewny siebie. Po tamtym wystraszonym chłoptasiu nie pozostał nawet ślad, co tylko zwiększyło podejrzenia Minoru co do Ariiego. Bez słowa ukłonił się Hoshi, najniżej jak potrafił i poprawiając obie ze swoich katan wyszedł na zewnątrz. Nie potrzebował niczego kupować. Jego wyposażenie było pełne tego czego potrzebował. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Zamiast tego udał się do tutejszych kurierów, gdzie zamierzał nadać jedną przesyłkę. Wchodząc do ich namiotów, ułożył na blacie zwój, który rozłożył.
– Potrzebuję wysłać pewien przedmiot do Sarufutsu. - odpieczętował zwój wyciągając z niego dużych rozmiarów łuk, którego wysoka jakość wykonania była widoczna nawet dla takiego amatora jak Rakurai.
– Dostarczcie go do Uchiha Mijikumy lub jego rodziny. I przekażcie wiadomość, że Rakurai Minoru przeprasza, że nie dostarczył go osobiście, lecz wyruszam na ziemię dzikich i nie jestem pewien kiedy wrócę. - Rzucił na stół odpowiednią ilość monet, dorzucając coś ekstra by mieć pewność, że potraktują tą przesyłkę priorytetowo. Dopiero teraz czuł się gotowy do ruszenia pod bramę.
Ukryty tekst
Pod bramą czekała ich jeszcze krótka odprawa, podczas której dostał rolę awangardy, miał być ich oczami i pierwszym który natrafi na wrogie siły. Zastanowił się czy zaszczyt który go spotkał był wynikiem niechęci Ariiego do jego osoby, wszak ludzie na czele mieli najmniejsze szanse na przeżycie, czy może był to efekt tego, że Minoru pochwalił się już swoimi umiejętnościami i według Ariiego to tam najlepiej pasował? Nie zdążył jednak nawet wyartykułować swoich przemyśleń, ponieważ Arii już pomknął w kierunku lasu, jakby zapominając, że to on miał być ostatni.
– Bogowie, miejcie nas w swej opiece. - Westchnął pod nosem, rzucając się do przodu, starając się dogonić wszystkich by zając przydzielone mu miejsce. Jego sensor nie działał jeszcze wtedy, byli daleko od linii frontu, a on nie chciał przemęczać swojego szóstego zmysłu.
Podczas drogi, to Arii pierwszy zaczął mówić i przedstawiać swoją osobę. Jego tytuł nic nie mówił Minoru. Wyraźnie jednak musiało to mieć jakieś znaczenie, a sam Arii posiadał ogromną wiedzę na temat cesarstwa. Strasznie również się wczuł w swoją rolę, co również przeszkadzało Minoru, lecz wciąż grał dobrego żołnierza. Miał zadanie do wykonania i teraz tylko to się liczyło. Co do umiejętności Ariiego, to Minoru był świadkiem większości z nich, może z wyjątkiem pieczętowania. Z jednej strony powinien być wdzięczny za to, że mają w swoim oddziale silnego medyka, z drugiej… Wciąż nie miał pewności, czy Arii nie zostawi go na pastwę losu przy pierwszej nadarzającej się okazji. Co więcej Arii ponownie pozwolił sobie na wywód w jego stronę. Minoru aż poczuł, jak dopada go migrena. Jeżeli nie pozabijają się nawzajem, to już samo to będzie ogromnym sukcesem.
Nim jednak Minoru postanowił kolejny raz opowiedzieć o sobie, pierwszy wyrwał się Shins. Jego opis był mocno lakoniczny, pozbawiony większych szczegółów, lecz z tego co zrozumiał Rakurai, Shins był niezbyt silny.
Kolejny, był Osamu, który starał się nie ukrywać chyba niczego o sobie. Jego repertuar robił większe wrażenie niż Shins. Doton na poziomie mistrzowskim mógł oznaczać, że potrafił więcej aniżeli Arii, a jego golemy budziły niemały respekt w Rakuraiu. Do tego wysokie pokłady chakry, które Minoru zdążył już wyczuć. Było jednak jeszcze coś. Czarne znaki, które miały być oznaką tego, że powinni uciekać. Pseudo samuraj aż poczuł jak serce zaczyna bić mu mocniej. Oto kolejny dziwoląg dołączył do ich drużyny. Aż strach pomyśleć czym pochwali się Gosui.
A ten wydawał się być również silnym osobnikiem. Choć nie miał w zanadrzu chyba żadnej sztuczki, która wychodziłaby poza wyobrażenie Rakuraia, to wypunktowanie możliwości jego wrodzonego żywiołu jasno dawało znać, że Gosui posiadał dużo większą siłę ognia, niż pozostali. W końcu jednak przyszła i jego pora.
– Rakurai Minoru. Sentoki Ryuzaku, na usługach szczepu Uchiha, weteran bitwy o Kotei. - Przedstawił się wszystkim, nie zdradzając jedynie tego, że był Saki Uchiha ani tego, że jego codziennym zajęciem była ochrona małżonki Masashiro. Te dwie informacje nie miały żadnego znaczenia w kwestii powodzenia misji.
– Walczę przede wszystkim na bezpośrednim dystansie za pomocą swych katan, wspomagając się raitonem. W wypadku walki na średni dystans stosuję techniki suitonu, który jest również moją tarczą. W wypadku gdyby mój przeciwnik okazał się zbyt dużym wyzwaniem, mogę odrobinę zmienić jego percepcje za pomocą podstawowych genjutsu, dzięki czemu przechylam szalę zwycięstwa na swoją stronę… - Wymienił właściwie wszystko co powiedział za pierwszym razem. A jednak czuł w swoim sercu jakby coś mu ciążyło. Nie chciał odkrywać wszystkich kart, które posiadał. Nie chciał tego robić zwłaszcza przed tak wymieszaną bandą. Lecz wiedział, że będzie sobie pluł w brodę, jeżeli komuś coś się stanie, przez to że nie powiedział wszystkiego.
– Mogę być również waszymi oczyma jeżeli chodzi o zwiad. Urodziłem się bowiem w Karmazynowych Szczytach, w Soso. I choć nie jestem spokrewniony z klanem Yamanaka to tak jak i oni, posiadam umiejętności sensoringu. - Wypluł w końcu z siebie, tą ostatnią informację i zamilkł oczekując na reakcję pozostałych.
0 x
Prowadzone misje:
Tetsu Maji - D Przekleństwo pustyni (Wolna)
Tsukune - Wyprawa B Zdradzicecki Korikami (Przejęta)
Arii - Zadanie specjalne C Kress
Ario
Posty: 2451 Rejestracja: 18 maja 2020, o 10:21
Wiek postaci: 22
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Pomarańczowo-włosy chłopak, noszący na plecach płaszcz z znakiem Kropli.
Widoczny ekwipunek: Na plecach ma duży, dziwny plecak, a na jego barku spoczywa czarna salamandra w zółte kropki.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=8554
GG/Discord: Boyos#3562
Post
autor: Ario » 23 lip 2025, o 12:32
Kampania przeciwko Dzikim
Arii, Gosui, Shins, Osamu, Minoru
Godzina 11:50
VIDEO
Gōsutoburanchi wyruszył w trasę. Początkowe założenia pozostawały w mocy. Arii przejmując dowodzenie poza fortyfikacjami obozu, upewniwszy się, że są w bezpiecznej odległości i nikt ich nie podsłuchuje, przekazał informacje o planie. Każdy z nich miał podzielić się tym co potrafi, następnie został przekazany plan poruszania się. Mimo tego, że byli oddziałem złożonym z dość wyspecjalizowanych shinobi, dowódca podjął decyzję o poruszaniu się w konkretnej formie. Poza widokiem wszystkich.
Oddział Widmo wymieniwszy się więc informacjami, załatwiając to co chciał załatwić w obozie, czyli zakupując sprzęt, wysyłając nawet łuk do swojego towarzysza, finalnie zebrali się i wyruszyli w trasę.
Początkowo nie było problemów. Każdy był czujny i poruszając się w określonej formacji za szybko nie natrafili na żadnych ludzi. Raz czy dwa, w przeciągu pierwszej godziny minęli powóz, który przewoził jakieś zboże, a raz jakąś parę poruszającą się konno. Nikt z przejeżdzających nie miał prawa ich zauważyć, dlatego bez problemu utrzymywali tempo swojej podróży.
Poruszali się zdecydowanie wolniej, niż gdyby użyli jakiegoś konia, trochę wolniej, niż gdyby biegli, ale nadal, dzięki ich umiejętnościom, nie poruszali się wolno. Po drodze mogli zrobić kilka przerw, by się napić, czy coś przegryźć, jednak prowadzeni wizją tego, że Cesarstwo wykonało ruch, wszystkim zaczęło zależeć na czasie. Z tyłu głowy mieli też informację o tym, że klan Uchiha zamierza ich delikatnie wspomóc w tej wyprawie, rozprawiając się z nową konstrukcją - wieżą obserwacyjną. Jeżeli operacja się uda, możliwe, że łatwiej będzie im przemknąć przez te tereny, jednakże...gdyby coś poszło nie tak, mogą zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Z plusów - każdą sytuację można było wykorzystać na swoją korzyść. Trzeba było mieć tylko plan.
Godzina 17:45
VIDEO
Po kilku godzinach drogi dotarliście do miejsca, które zaznaczyła Wam Hoshi. Przynajmniej, tak Wam się wydawało, bo nigdy nikt z Was nie był w tej konkretnej osadzie portowej, ale napewno osoby, które były z tych rejonów, mogły ją kojarzyć. Na początku, może nie, ale Gosui czy Minoru, przynajmniej z opowieści słyszeli, o dość dużej osadzie portowej przy granicy z Murem. W dawnych czasach, był to jeden z ważniejszych punktów przerzutowych towary z Cesarstwa na północ, jednak ze względu na ostatnie wojny, trochę się to miejsce zapuściło.
Samych statków kupieckich było tutaj mało. Raz, ze względu na blokadę Cesarstwa, a dwa, ze względu na to, że nie mieli z kim za bardzo handlować. Nawet jeżeli wziąć pod uwagę Kaigan, to bardziej opłacało się (i w sumie bezpieczniej) było wysyłac towary drogą lądową. Nie oznaczało to oczywiście, że handel obumarł tu zupełnie. Ludzie byli jak karaluchy - szybko dostosowywali się pod nowe warunki. W związku z tym, ponownie położono nacisk na uprawę, a dodatkowo powrócono do połowów w zatoce. Pozostawali jeszcze piraci i niedobitki z Kami, którzy zapuszczali się tu co jakiś czas i też handlowali tym, co udało im się splądrować lub pozyskać. Wszyscy żyli w jakiejś takiej niepisanej symbiozie i życie toczyło się dalej.
Gdy dotarliście na miejsce, waszym oczom ukazało się dość spore miasteczko. Wyhamowaliście na przedostatniej linii drzew i w cieniu zachodzącego pomału słońca mogliście zaobserwować dość sporo pracujących w różny sposób ludzi. Część karczowała lasy, część przerabiała wycięte drewno na deski, a część uprawiała rolę lub przygotowywała pod to ziemię. Już od jakiegoś czasu na szlaku widzieliście większy ruch, ale nadal pozostawaliście niewykryci.
Widzieliście pierwsze rzędy budynków, a raczej chatek, które dopiero stopniowo przeradzały się w aglomeracje miejską. Niestety, nie widzieliście z tej perspektywy jeszcze portu, ani żadnych ważniejszych budynków - musicie podjąć decyzję, jak i za czym konkretnie się rozejrzeć, bo na ten moment Wasz horyzont kończył się na podobnie wyglądających domach i chyba mieszkaniach.
Jak się przyjrzeliście, to narazie mogliście dostrzec coś co wyglądało na chatkę myśliwego, prowizoryczny tartak i jakiś skup drewna. Albo magazyn. Na szlaku wchodzącym do miasta zaobserwowaliście też ludzi z różnymi powozami, czasem wózkami, którzy coś wnosili albo wynosili do centrum.
Na ten moment, jakbyście wyszli w Waszym oporzędzeniu, to raczej będziecie wyglądać inaczej niż wszyscy tu ludzie, ale chyba też nie na tyle, by jakoś bardzo zwracali na was uwagę.
Z/T viewtopic.php?p=227911#p227911
Kajuta Kodariego, Gdzieś niedaleko wybrzeża, Hyou
Rok wcześniej
VIDEO
Minda leżała na łóżku owinięta w białe prześcieradło. Jej naga noga wystawała poza nie, tak samo jak jedna z piersi. Wszystkie ubrania miała ułożone na krześle obok.
W pokoju panował półmrok. Większość miejsca zajmowały różne meble, stoliki, krzesła i szafy, a także i kredensy. Źródłem światła było zachodzące słońce, które wpadało przez dwa okrągłe okna na jednej ze ścian. Dodatkowego blasku dodawały dwie świeczki, które oświetlały największy z biurek.
Miejsce Admirała, a raczej jego centrum dowodzenia. Na krześle siedział Kodari, który ubrany jedynie w szorty, spoglądał gdzieś na stół. Jego całe plecy miały wytatuowane dziwne wzory, a on sam był dość dobrze umięśnionym mężczyzną, jak na swój wiek. Wręcz idealnie zachowany balans proporcji masy do rzeźby. Jego głowa była pochylona do przodu i siedział też tyłem, do Mindy.
Kobieta przypatrywała mu się od dłuższego czasu, lecz dopiero po chwili westchnęła, po czym poruszyła się.
- Nad czym myślisz? - zapytała, jednak wiedziała, co jej odpowie. To samo, o czym rozmawiali przez ostatnie 3 tygodnie, bo tyle minęło od ich pierwszego spotkania.
- Nad tym, co zrobić. - odparł dopiero po chwili. Cicho.
Minda westchnęła, po czym wstała, zrzucając pościel z swojego ciała i poruszając się nago po pokładzie. Stanęła nad nim i spojrzała na biurko. Mapa, pozaznaczane miejsca, punkty. To tutaj Kodari opracowywał mapę, dzięki której wyśledził obóz rebeliantów. Minda wiedziała, do czego to będzie zmierzało. Cicho westchnęła po czym położyła delikatnie dłoń na barku Kodariego. Ten jednak delikatnie odtrącił ten gest, zrzucając jej dłoń swoją.
- Nie chcę.
Kobieta zmieniła aurę. Przewróciła oczami i cofnęła się trzy kroki.
- Naprawdę będziemy przechodzić przez to za każdym razem? Przecież wiesz wszystko, pokazałam Ci to, w co nie chciałeś uwierzyć. - kobieta niemalże agresywnym tonem, podniosła głos na rekina. - Co, oszukałam Cię? No powiedz. Oszukałam? Odwiedziliśmy cztery wioski, wszystkie to samo. Głód, choroby, bieda. Czego więcej potrzebujesz?! - kobieta podeszła do krzesła, po czym założyła na siebie bieliznę i koszulkę.
- Dla Ciebie to jest takie proste, oczywiście.
- No jest proste, a dla Ciebie nie jest? Co, zapomniałeś, co się dzieje w Twojej rodzimej wiosce? Ty, wielki pan admirał, pływasz sobie w tym luksusie, a ludzie giną. Bo co, bo tak jest lepiej?! Dla kogo!? Dla Waneko i jego popleczników!?
Kodari zerwał się i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Wskazywał na nią palcem.
- Zamilcz, kurwa.
Minda podeszła popchnęła go.
- Bo co mi kurwa zrobisz, co!? Jestem tu z własnej woli, w każdej chwili, w każdej kurwa chwili, mogę stąd uciec!
Minda ponownie podeszła i ponownie go popchnęła. Usta Kodariego wykrzywiły się w grymasie. Minda aż zrobiła się czerwona na twarzy. Kodari odwrócił wzrok na dół, zacisnął pięści.
- Nic o mnie nie wiesz. Nie znasz wszystkich faktów. Nie wiesz, z czym ja muszę się zmagać... - spojrzał na jej twarz. - Nie zrozumiesz, z czym muszą zmagać się admirałowie. Nie rozumiesz, że...
Minda założyła ręce na siebie.
- No, to mi wyjaśnij. Czego nie rozumiem.
Kodari zmrużył oczy. Wahał się.
- Nie rozumiesz, że ja już nie żyję. Myślisz, że ja nie chcę pomóc tym ludziom!? -powiedział, po czym zrobił krok w jej stronę. - To są MOI ludzie. Jestem admirałem Cesarstwa. Myślisz, że nie chcę, by nie cierpieli!? Ja znam tych ludzi, wychowywałem się z nimi!
Tym razem to on krzyknął. Minda cofnęła się o krok. Odwróciła głowę. Teraz ona się wahała. Kalkulowała.
Odwróciła się.
- Nie mogę bawić się w Twoją kochankę tyle czasu. Musisz podjąć decyzję.
- Kochankę? Tyle dla Ciebie znaczę? Tym...jesteśmy ?
- A czym mamy być? Jesteś Admirałem, ja jestem po stronie Mikoto. Jestem Twoim jeńcem. Narazie. - odwróciła się, a w jej oku widać było stanowczość.
Para patrzyła na siebie z pomieszaniem pożądania i...
...nagle rozległ się huk. Dźwięk. Donośny. Syrena?!
Kodari najeżył się momentalnie. Znał ten dźwiek, który tym bardziej nie należał do jego załogi. Oj nie.
Pośpiesznie ruszył i zaczął się ubierać.
- Co się dzieje?
- Schowaj się. Ubierz się i schowaj się. Pod żadnym pozorem nie wychodź z kajuty.
Minda zaczęła wykonywać polecenie. Kodari może nie był przerażony, ale...ewidentnie zaniepokojony.
- Wyjaśnisz mi, co się dzieje?
- Później.
Na pokładzie nad nimi słychać było ruch. Coś się działo. Kodari wyskoczył z kajuty, zamykając ją. Pod jego drzwiami stało dwóch mężczyzn.
- Nikt, kurwa, tu nie wchodzi. Jak ktokolwiek podejdzie, atakować. - wyjaśnił, po czym zarzucił kaptur na głowę. Wyszedł po schodach na pokład.
Przed jego statkiem właśnie podpływał drugi, pomalowany na różowo-czarno. Był równie wielki, jak ten Kodariego, gdzie w koło widać było resztę floty rekina. Jego flota liczyła 24 statki, z jego było to 25. Jednakże tylko jego okręt był tak duży, reszta stanowiła może 1/2 maksymalnie do 3/4 wielkości w niektórych przypadkach. Okręt, który podpływał był masywny. Zamiast wielkiego grafity, miał dużo dziwnych ozdobień. Jakieś kule, talizmany, podobne tego typu rzeczy.
Kodari stanął na środku pokładu, a wokół zebrali się jego wojownicy. Szczególne wyróżniała się jedna dziewczyna . Była dość wysoka, a jej wyraz twarzy przedstawiał absolutną pogardę do wszystkiego. Widząc, co się dzieje, stanęła obok Kodariego.
- Chyba masz szefie przejebane. Jak ona się dowie to...
- Posłuchaj Rikisone. - odwrócił się do niej. - Masz jej nie prowokować. Najlepiej się nie odzywaj.
- Tsk. - kobieta splunęła obok na pokład.
Nagle coś błysnęło. Może nawet nie? Postać pojawiła się przed Kodarim. Bardzo blisko. Kucała przed nim i pomału się zaczęła prostować.
- Cześć moje słońce, dawno się nie widzieliśmy. - powiedziała kobieta, która wyglądała...bardzo blado. Wyglądała wręcz na schorowaną. Był to inny typ zmęczenia, niż prezentowała Hoshi. Ta konkretna dziewczyna, stojąca przed Kodarim, autentycznie wyglądała, jakby umierała . Jej oczy były podkrążone, a jej ciało wiotkie. Kiedyś mogłaby być nawet ładną kobietą, ale teraz była cieniem samej siebie. Na jej szyi widniał znak. "8".
- Wtargnięcie na pokład innego admirała jest surowo zabronione. Kiyoko nie uczyła Cię podstaw? - zapytał Kodari unosząc brew. - Co tu robisz, Sugihaya?
Kobieta położyła rękę na jego biodrze i powolnym krokiem zaczęła obkrążać Kodariego, cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Nudziłam się, to przypłynęłam. - uśmiechnęła się niewinnie. Wyglądała niemalże jak trup. - Dawno się mną nie opiekowałeś, to przypłynęłam zobaczyć, czy...coś się stało, że się nie odzywasz. - obkrążyła go dookoła i ponownie stanęła przed nim.
- Nic nas nie łączy. Ubzdurałaś sobie jakieś rzeczy. - powoli złapał ją za dłoń i zrzucił ją z barku. - Wynoś się z mojego pokładu, nim Cię wyrzucę. To, że Cię nie zabiłem, to tylko i wyłącznie zasługa tego, że...
- Oj weźź...ja jestem na Twoim pokładzie...Ty byłeś we mnie...jakoś się to życie toczy, prawda? - powiedziała, wysilając się na uśmiech. Jej usta wygięły się, jakby chciała go pocałować, ale zamiast tego przysunęła się do jego ucha. - Weź mnie tak jak kiedyś, proszę. Nie wiem ile mam czasu, Tobie też za dużo nie zostało...no chodź, zróbmy to przy wszystkich. Niech się patrzą.
Nagle pierwsza oficer, Rikisone, zrobiła krok do przodu i złapała za rękę Sugihayę. Ścinęła ją i odepchnęła.
- Łapy precz od Admirała Kodariego! - krzyknęła i wtedy nagle wzrok Sugihayi się zmienił. Była wściekła. Zrobiła dziwny gest dłonią po czym Rikisone upadła na ziemię. Kobieta złapała się za głowę i zaczęła wydzierać się w niebogłosy. Wyglądała jak w agonii, a wszyscy żołnierze zrobili krok w kierunku Admirał "8". Sugihaya się zmieniła. Patrzyła mu w oczy, ewidentnie zezłoszczona.
- Masz kogoś.
- Puść ją.
- AAAAAAAAAAAAA!
- Puść ją mówię...!
- PRZYZNAJ SIĘ!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Żołnierze ruszyli w kierunku Sugihayi, jednak Kodari wyciągnął dłoń, każąc im się wstrzymać. Drąca się pierwsza oficer trzymała się za głowę i machała nogami. Kodari wyglądał, jakby miał rzucić się na dziwną kobietę, jednak z jakiegoś powodu tego nie robił. Dźwięk darcia trwał już dobre 30 sekund, po czym nagle Sugihaya mrugnęła. Niezauważalnie, ale mrugnęła.
Rikisone przestała się drzeć. Leżała na ziemi, trzymając się za serce i z oczami wybałuszonymi ciężko oddychając. Patrzyła na księżyc.
- Następnym razem zostaniesz tam na zawsze. - powiedziała, patrząc z politowaniem na leżącą kobietę, po czym zrobiła krok do tyłu i zmierzyła wzrokiem Kodariego. - Kiyoko grzecznie upomina się o raporty z Twojej misji. Chyba się delikatnie zapominasz.
- Powiedz jej, że niedługo złożę raport. - odparł.
Sugihaya spojrzała w dół. W kierunku jego komnat. Kodari się wzdrgnął. Niezauważalnie, ale poruszył. Sugihaya to zauważyła.
- Wiedziałam, ale dziś nie będę robiła już więcej szopki. - odparła. Była zdecydowanie poważniejsza. - Masz szczęście, że Kiyoko zabroniła mi, bo bym Ci przypomniała, o rzeczach, o których widzę, zapominasz.
- Następnym razem wejdziesz na mój pokład bez pytania, to utnę Ci ten schorowany łeb. - Rekin niemalże wysyczał w jej kierunku.
- Będziesz leżał jak Twoja pierwsza oficer. Podziękuj Kiyoko, jak już Cię przywoła do porządku.
Kobieta kucnęła i skoczyła. Zniknęła na swoim okręcie. Ten zaczął wycofywać i odpływać. Kodari pomógł wstać Rikisone.
- Wstawaj. Żyjesz? Mówiłem Ci, żebyś jej kurwa, nie prowokowała.
Kobieta ciężko dysząc, ciągle trzymała się za głowę.
- To było...to było....to byłooo....
Kodari spojrzał na nią. Rozumiał.
- Wiem. Idź się wyśpij. To minie.
Chociaż było już późno, Kodari siedział na swoim ulubionym miejscu. Jedna z klap odsłaniających działo była podniesiona. On z skrzyżowanymi nogami patrzył na księżyc. W jego sercu, w jego głowie zachodziło milion myśli. Jednak wiedział, że to co mówiła Minda, było prawdą. Przynajmniej to jedno. Nie mógł bawić się dalej w rodzinę z Mindą, uprawiać z nią namiętny stosunek i po prostu wracać jak gdyby nigdy nic. Zarówno on, jak i ona pofolgowali sobie przez ten okres. Musieli się sobą nacieszyć. Kodari zastanawiał się, czy Minda czuje to samo co on. Czy może to jakiś głębszy plan? Tak naprawdę, to on miał do stracenia wszystko, a ona nic. To ona mogła wygrać tą partię. Jednak...czy nie pokazała mu prawdy? Której tak bardzo nie chciał zobaczyć. W którą nie chciał wierzyć.
Pojawienie się Sugihayi sprawiło, że przypomniał sobie o jednym. Po co robił to wszystko. Co mu przekazywali bracia, gdy został wybrany na admirała. Czy nadal czuł chwałę? Czy byliby z niego dumni? Czy tak to miało się skończyć?
Czas na namysł minął, a on sam musiał się podnieść. Musiał to zrobić. Chyba kierował się sercem. Miał jeszcze w ogóle serce?
Zszedł do swojej kajuty. Otworzył drzwi. Minda siedziała ubrana i wyglądała przez okno. Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła sie.
To był ten moment.
Podjął decyzję.
- Chcę się z nią zobaczyć. Muszę porozmawiać z Mikoto.
Hoshi Yuki - klik
Kodari Hoshigaki - klik
Mikoto Yuki - klik
Azumi Kuni - klik
Minda Hoshitsu - klik
Sugihaya Shitsuyo - klik
Rikisone Hone - klik
Ukryty tekst
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość