Poranek był deszczowy - czyli dokładnie taki, jakich Amon nie lubił najbardziej. Był meteopatą i jego emocje zawsze w znaczącym stopniu odzwierciedlały pogodę. Lepiej czuł się w lecie, najbardziej zaś nie znosił jesieni.
Od razu po otwarciu oczu poczuł, że musi się napić. Natychmiast.
No tak, wrócił przecież do domu w środku nocy - dyżur w szpitalu przedłużył się, gdyż pacjentów było więcej, niż przypuszczano, a medyków - cóż, medyków nigdy nie jest wystarczająco wiele. Była to trudna sztuka, wymagająca pewnego rodzaju wrodzonych preydspozycji. Chętnych do nauki, a po ostatnich wydarzeniach również i nauczycieli, było zatem niewielu. Była to odpowiedzialność, którą Amon starał się dzielnie znosić. Za każdym razem, kiedy budził się po trzygodzinnej drzemce następującej po szesnastogodzinnej zmianie powtarzał sobie, że przynajmniej miał okazję się obudzić - a przecież nie każdy miał tyle szczęścia.
Presja potrzeby dawania z siebie wszystkiego, gdy na szali leżało ludzkie życie przyćmiewała inne problemy, z którymi musiałby się zmagać, gdyby tylko nie zalewał się w pracy i nauce.
Chłopak nieco ospale podniósł się do pozycji siedzącej. Zaszumiało mu w uszach.
- Ugh.
Amon spędził w tej pozycji kilka minut, gapiąc się przed siebie. W głowie, niczym klatki komiksu, przeskakiwały mu obrazy z ostatniej nocy. Miewał tak, gdy nie potrafił dobrze zasnąć. Sam doszedł do wniosku, że pewnie jego umysł nie dostaje wystarczającu snu, aby odpowiednio uporządkować wspomnienia. W trakcie snu nękały go koszmary, na jawie męczył się ze swoim własnym umysłem. Był tego świadom. Zwłaszcza tego konkretnego właśnie poranka.
Westchnął głęboko i wstał - powoli. Jego pokój nie prezentował się imponująco, miał natomiast pewnie interesujące właściwości. Podłoga dla przykładu, którą Amon zwykł nazywać Otchłanią, miała skłonności do wsysania absolutnego wszystkiego, co na choćby ułamek sekundy zakryte zostały pzez którąś z wysep ubrań, porozwalanych ksiąg i innych obiektów, które zdecydowanie nie znajdowały się na swoim miejscu.
Amon ten stan rzeczy usprawiedliwiał sobie tym, że przedostawanie się z miejsca na miejsce w tym pokoju również stanowiło jakąś formę treningu - nawet jeśli tylko mentalnego.
W amoku niewiele odbiegającym od tego post-alkoholowego siegnął po pierwsze odzienie, które zaszczyciło swym blaskiem jego wzrok i nałożył je na siebie. Kuwabara doszedł do wniosku, że dzisiaj będzie dla siebie miły - przed wyruszeniem do szpitala zaspokoił więc pragnienie i zjadł śniadanie składające się z kawałka ryby i kilku owoców, które poprzedniego dnia kupił na targu.
Pocieszając się tym, że na szczęscie nie ma przecież aż tak daleko, brnął przez dość silną ulewę. Na szczęście przed wyjściem nie zapomniał zabrać ze sobą płaszcza przeciwdeszczowego, który to wydawał się być przynajmniej dwa rozmiary za duży.
Będąc już w drodze, Amon wybierał drogi mniej uczęszczane oraz uliczki, aby unikać większych zgromadzeń ludzi i dotrzeć na miejsce szybciej.
Nagłe wołanie o pomoc wybudziło Amona z myślowego transu, w którym zwykł się zagłębiać. Natychmiast wyprostował się, jego uwaga całkowicie zwrócona w stronę nawoływań.
Ciało poruszyło się automatycznie, był to już swojego rodzaju instynkt, wywalczony na nieco innym polu walki.
Mimo tego, umysł pracował sprawnie i szybko. Instynkt podpowiadał mu, że coś może być nie takie, jakim się wydaje, dlatego jego prawa ręka powędrowała do kabury noży kunai skrytej pod nałożonym płaszczem i spoczęła na rękojeści jednego z nich. Nie miał zamiaru nikomu odmówić pomocy, ale nie był też idiotą - czasy były niebezpieczne, a ludzie w nich żyjący jeszcze bardziej.
Taka była już swego rodzaju natura życia w tym miejscu i w tym właśnie czasie. Osada była, pozornie, miejscem bezpiecznym - ale biorąc pod uwagę położenie geopolityczne, czy jakiekolwiek miejsce na tym obszarze było rzeczywiście bezpieczne? Gdyby tak było, to Uchiha nie znajdowaliby się w takim położeniu, a rodzice Amona nadal mogliby żyć.
Amon uważał samo pojęcie geopolityki za trening w myśleniu abstrakcyjnym; w praktyce "geopolityka" to grupa potężnych shinobi decydujących dlaczego ludzie na konkretnych obszarach mieli ginąć. Czasem ich wytłumaczeniom nawet można było uwierzyć, czasem tysiące mężczyzn i kobiet ginęło za "honor rodu" - pojęcie równie abstrakcyjne, które pewnie każda z tych osób zdefiniowałaby inaczaj, a większość miałaby w głębokim poważaniu mając do wyboru świadomy wybór między życiem a śmiercią. Problem tkwił w tym, że zdecydowana większość nigdy nie dostała tego wyboru - decyzja została podjęta za nich, przez tego starucha czy tamtego, planującego działania wojenne.
Czasem trzeba było oczywiście stanąć do bitwy - Amon uważał, że tak było choćby w przypadku Dzikich, których stała ekspansja była egzystencjalnym zagrożeniem chociażby dla samych Uchicha. Koniec końców jednak, nawet ci dzicy starają się tylko przeżyć i zrobić to, co dla nich najlepsze. Może po prostu taka była kolej rzeczy.
Może należało poddać się strumienowi dziejów, pozwolić się podtopić i uwolnić z idiotycznych przekonań pokroju pokoju. Matka natura nie wybacza przecież słabości, więc dlaczego my, jako jej dzieci, powinniśmy być inni?
Cóż, czasem odpowiedzi na egzystencjalne pytania bywają skomplikowane, lub wręcz niemożliwe do uzyskania. Czasem jednak odpowiedzią jest tylko, lub nawet aż, wybór.
Priorytetem chłopaka była pomoc poszkodowanemu - zakładając, że takowy faktycznie jest. Zdobył już wystarczająco dużo doświadczenia, żeby działać w takich sytuacjach sprawnie i spokojnie - a nawet jeśli wcale nie był spokojny, to potrafił to przynajmniej w jakiś sposób maskować. Zdolność tą, będącą swego rodzaju pozorną nieczułością, nabywa się szybko wykonując taką właśnie pracę.
Kuwabara poddał się temu konkretnemu strumienowi, wierząc, że nurt poprowadzi go tam, gdzie powinien być. - Cześć, powiedz mi, co się stało. Spokojnie, jestem tu żeby pomóc.
Zwrócił się w stronę wołającego o pomoc chłopaka spokojnym tonem i podążył za nim.
Pierwszym priorytetem była oczywiście ocena stanu ogólnego poszkodowanej; oddech, akcja serca, jakiekolwiek widoczne obrażenia. Zaniepokoiła go plama krwi, którą ubrudzony był chłopiec, musiał więc znaleźć jej źródło. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się, czy będzie w stanie pomóc jej na miejscu, czy będzie musiał ją przetransportować do szpitala. Jeśli będzie musiał ją przetransportować, musiał ocenić, czy będzie potrzebował noszy, czy też nie, oraz czy da radę udźwignąć ją samemu. Gdyby potrzebowała transportu, a Amon nie dałby rady sam tego zrobić, pobiegłby po pomoc do najbliższego skupiska ludzi, w ostateczności nawet do szpitala biorąc pod uwagę fakt, że był niedaleko. Pobieżnie zbada też samego chłopca, żeby upewnić się, że nic mu nie jest. Gdy oceni już, że jemu samemu w tej sytuiacji nie zagraża niebezpieczeństwo, odłoży już rękę o skrytego w kaburze noża.
Źrenice Amona rozszerzyły się, kiedy zobaczył leżącą na ziemi kobietę. Jego serce waliło w piersi, ale musiał działać - natychmiast. Pobieżnie przyjrzał się ranom i nie wyglądały one najlepiej. Priorytetem było zatrzymanie krwawienia i jak najszybsze zaniesienie kobiety do szpitala. Amon zwrócił się do chłopca, położył rękę na jego ramieniu i powiedział. - Jesteś bardzo dzielny, dobrze się spisałeś. Wszystko będzie w porządku. - powiedział, po czym ruszył biegiem po prześcieradło, które przed chwilą ujrzał. - Przepraszam, ale muszę właśnie komuś uratować życie. Zaraz za to zapłacę! - krzyknął, porywając prześcieradło i wracając, nadal w biegu, do rannej kobiety. Teraz mógł przy jego pomocy spróbować zatamować krwawienie, bliżej przyjrzeć się ranom i upewnić się, że kobieta w ciągu najbliższych kilku minut znajdować się już będzie w szpitalu.
Nie był to pierwszy raz, kiedy opatrywać musiał rany kłute - były one bardzo częste wśród shinobich walczących na froncie i to w zasadzie od nich Amon rozpoczął swoją praktyczny trening iryojutsu w terenie.
Prawidziwy Iryonin daje z siebie wszystko przy każdym pacjencie, starając się ocalić wszystkich. Kuwabarze bardzo jednak zależało na tym, aby kobieta przeżyła - nie chciał, aby ten biedny chłopak, który właśnie płakał za jego plecami znalazł się w takiej samej sytuacji, jak on sam. Świat nie potrzebował więcej sierot i kolejnej mogiły. Nie tego dnia - i na pewno nie w tej pieprzonej alejce.
Po zakończeniu tamowania krwotoku, wspomaganego w razie konieczność Chiyute no Jutsu, i względnego ustabilizowania sytuacji, Amon przeszedł do kolejnej fazy - transportu. Delikanie podniósł kobietę, starając się przy tym dodatkowo nie zaszkodzić, po czym zwrócił się do chłopca. - Jestem medykiem w szpitalu, musimy tam szybko zabrać twoją mamę. Chodź ze mną.
Po czym wybrał się, najbszybciej jak to tylko było możliwe, w stronę szpitala.