Lub "Południowe Sogen" jak uparcie nazywają je członkowie Uchiha i Gazo, którzy tutaj mieszkają. Niepodbita część Sogen, która została wcielona do Ryuzaku no Taki i jest obecnie siedzibą szczepów Uchiha, Gazo oraz Wyrzutków Cesarskich - przede wszystkim Yukich, którzy uciekli z Cesarstwa. Zarządzana przez pana feudalnego - Takeda Masatoshiego i jego klan.
Gōsui
Posty: 118 Rejestracja: 14 maja 2025, o 17:32
Wiek postaci: 26
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Jak ma avku
Link do KP: viewtopic.php?f=32&p=223791#p223791
Multikonta: Shīrōdo
Post
autor: Gōsui » 28 lip 2025, o 15:15
Wstępnie można było pozwolić sobie na trochę więcej luzu i swobody jednak gdy kończył się "spacer", a zbliżało się prawdziwe zadanie należało zacząć zachowywać się przynajmniej odrobinę bardziej profesjonalnie. W końcu jakby nie patrzeć każdy każdemu obecnie zerkał na ręce i oceniał współtowarzyszy. Być może to też wpłynęło na moje zachowanie przez co postanowiłem skupić się na misji, zapamiętywać dane jakie zebrał dla nas Minoru-san oraz rozkazy kapitana. Nie chciałem w końcu wyjść na tego najgorszego już na początku. Choć Shins-san poprzeczkę zawiesił już bardzo wysoko.
W milczeniu więc wszystko zapamiętywałem i na wzmiankę o tym że współpracować mam z opalonym kolegą krótko skinąłem głową akceptując tym samym przydzieloną mi rolę i towarzysza. Wejście w wioskę wiązało się z tym, że człowiek mógł zacząć przyciągać uwagę. Szczególnie gdy jest się obcym w towarzystwie kogoś o zupełnie innej karnacji niż zazwyczaj byłaby tu spotykana. Dlatego starałem się obiektywnie spojrzeć na swój wygląd i skryć możliwie najgłębiej jak się da w torbie odznaczenie shinobi. Tonfy przy pasie były na tyle prostym uzbrojeniem, że chłopi czy kupcy mogli sobie na nie pozwolić wobec czego zostawiłem je tak jak były.
Gdy byliśmy już gotowi ruszyłem ścieżką wraz z Osamu o drodze zastanawiając się nad tożsamością którą powinienem przyjąć. Chyba że ten już miał jakiś inny plan w głowie i zechce się nim ze mną podzielić.
0 x
Ario
Posty: 2451 Rejestracja: 18 maja 2020, o 10:21
Wiek postaci: 22
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Pomarańczowo-włosy chłopak, noszący na plecach płaszcz z znakiem Kropli.
Widoczny ekwipunek: Na plecach ma duży, dziwny plecak, a na jego barku spoczywa czarna salamandra w zółte kropki.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=8554
GG/Discord: Boyos#3562
Post
autor: Ario » 29 lip 2025, o 13:30
Kampania przeciwko Dzikim
Arii, Gosui, Shins, Osamu, Minoru - Gōsutoburanchi, Oddział Widmo
Godzina 18:10
VIDEO
Chociaż początki mogły być ciężkie dla oddziału, tak z każdą kolejną chwilą docierało do wszystkich poczucie zagrożenia. Nie byli już w Obozie Mikoto, otoczeni siłami i strażami. Byli teraz przed portowym miastem, niedaleko frontu. Zgodnie z tym, co mówiła Hoshi na odprawie, miasto formalnie należało do Północnego Ryuzaku, więc było to miasto sojusznicze, jednakże, im bliżej frontu, tym osady czy miasta bardziej cierpiały w skutek wojny. Morale w takim mieście były pod wielkim znakiem zapytania. Czy są szczęśliwi z wojny? Napewno nie, bo przecież kto jest szczęśliwy z wojny? No ale nadal, niechęć z powodu walk to jedno, ale daleko raczej ludziom byłoby do tego, kogoś pochwycić czy zabić.
Pytaniem, które nasi bohaterowie mogli zadawać - jakim cudem port, a raczej osada mógł wysyłać jakieś transporty na północne tereny? A no tutaj wchodzi problematyka terenów, które nie mają nic do stracenia, bo albo zadbają o siebie, albo nikt o nich nie zadba. Oczywiście, cały handel jest skupiony wewnątrz północnego Ryuzaku, a także szlaków handlowych zgodnie z wynegocjowanymi umowami handlowymi Ryuzaku, ale zawsze istnieje ten element lumpenproletariatu, który będzie próbował wzbogacić się w jakiś sposób - legalny lub mniej.
Fakt, że Hoshi wiedziała o tym procederze wskazuje tylko, że jest jakieś pomniejsze przyzwolenie na to, by tak się działo. Z drugiej strony, czy Obóz Mikoto albo straż Sarufutsu miała teraz moce przerobowe, by wywoływać jakieś kolejne incydenty i zamieszki w porcie blisko granicy? Lepiej, by sprawa rozwiązała się w sposób polubowny bez zbędnych prokowakcji. Jak sytuacja Północnego Ryuzaku zostanie naprawiona, problemu nie będzie...jednakże...akurat dla naszych bohaterów, karty miały ułożyć się po ich myśli.
Po negocjacjach kto co robi, drużyna zabrała się do pracy. Najpierw została nałożona pieczęć na Minoru, który finalnie zgodził się na zabezpieczenie. Jedynymi osobami bez takich ograniczeń pozostali Arii i Shinsu. Ten drugi wydawał się być najbardziej kontrowersyjnym członkiem zespołu, ale chyba wszyscy zdążyli już przestawić się na opcję tolerowania tego.
Pieczęć została nałożona, plan ustalony. Czas było działać. Drużyna po raz ostatni zerknęła po sobie, po czym wszyscy ruszyli w równych odstępach do miasta. Pierwszy ruszył Minoru, następnie po 5 minutach Osamu i Gosui w kierunku 14 punktów z kilkoma delikatnie silniejszymi, a ostatni Arii z Shinsem do punktu najbardziej wysuniętego na południe.
Minoru
Ruszyłeś jako pierwszy i wszedłeś do miasteczka, bez problemu wtapiając się w...tak naprawdę kolejkę, a raczej ludzi, którzy zmierzali w odstępach do centrum. Nikt nie zwracał na Ciebie większej uwagi. Owszem, trochę się wyróżniałeś, ale nie byłeś jakimś Bijuu czy innym stworem, który sprawiałby, że wszyscy na Ciebie patrzą.
W związku z tym mogłeś dotrzeć najpierw do centrum miasta. Gdy stanąłeś na chwilę na środku i rozejrzałeś się, zobaczyłeś, że zgodnie z tym co wyczuwałeś, miasteczko przerodziło się trochę w budynki pietrowe i rzeczywiście było dużo ludzi. Część coś nosiła, część gdzieś szła z celem albo bez celu. Też w tym miejscu zaczynały się pierwsze lokalne biznesy - widziałeś szyldy dotyczące krawców, szewców, zbrojmistrzów i tak dalej. Nie mniej, Ciebie interesował port.
W tym miejscu widziałeś już zaczynającą się linię brzegową. Były to w większości drewniane pomosty, zacumowane łodzie. Ruszyłeś w tym kierunku. Z daleka widniało kilka większych statków, które ze względu na swoją masę, nie podpływały do portu, tylko spuszczały mniejsze łodzie na specjalnych linach i one dostarczały ludzi i towar na brzeg.
Dotarłeś do linii portowej. Spojrzałeś i w lewo i w prawo. Widziałeś większość jakichś pracowników, którzy przenosili skrzynki, coś ładowali na łodzie, albo rozładowywali. Byli też rybacy, którzy łapali jakieś pojedyncze ryby. Ktoś prowadził konia, za którym powolnie ciągnął sie powóz obładowany jakimiś workami.
Jedyne odbiegające od tego miejsce, to było trochę dalej w kierunku północnym ostatnie miejsce portowe - tam była grupa ludzi, która w pocie czoła przenosiła skrzynie i worki z łodzi na powóz. Jak się przyjrzałeś to widziałes, ze prawdopodobnie łodka pochodziła z jednego z większych statków z daleka. Był on...wyglądający trochę bardziej na piracki, niż handlowy.
Gosui & Osamu
Gdy Minoru zniknął, odczekaliście 5 minut i ruszyliście w tym samym kierunku. Trafiliście akurat na przerwę, w której nikt do miasta nie wchodził, jednakże nadal byliście na tyle niewyróżniający się wśród ludzi, że nikt na Was nie zwracał uwagi. Weszliście i idąc główną trasą doszliście do głównego skrzyżowania w mieście - przynajmniej tak Wam się wydawało. Tutaj zaczynały się pierwsze budynki pietrowe i rzeczywiście było dużo ludzi. Część coś nosiła, część gdzieś szła z celem albo bez celu. Też w tym miejscu widzieliście już pierwsze lokalne biznesy - widziałeś szyldy dotyczące krawców, szewców, zbrojmistrzów i tak dalej.
Was interesował punkt z 14 punktami, więc zgodnie z mapą narysowaną wcześniej, ruszyliście na południe. Nie musieliście iść za daleko, bo znaleźliście to czego szukaliście. Nie była to ani strażnica, ani karczma, a raczej coś pośrodku. Widzieliście stojące powozy podczepione do koni, a także ludzi, którzy ładowali na nie jakieś skrzynki i worki, a z drugiej strony były też powozy, z których trwał rozładunek. Co bardziej interesujące, obok stał duży magazyn portowy, jednak dziwne jest, że stał w środku miasta, zamiast bardziej przy porcie. Trochę wygladało też na jakiś punkt podatkowy, bo dostrzegliście mężczyznę, który chodził z jakąś listą i odhaczał poszczególne pozycje, a czasem coś dopisywał.
Wtedy też dostrzegliście 3 osiłków, którzy opierali się o stojącą niedaleko ścianę. Wydawali się być shinobi, bo jeden miał katanę, drugi tanto przewieszone w poprzek pleców, a trzeci włócznię. Póki co Was nie dostrzegli i ogólnie nie byli za bardzo zainteresowani tym co się dzieje.
Obok nich była karczma, więc de facto mogli być ochroniarzami z karczmy, bo co chwilę ktoś tam wchodził i wychodził.
Arii & Shins
Zostaliście sami, więc odczekaliście kolejne kilka minut i ruszyliście. W przeciwieństwie do innych, mogliście zaoszczędzić dużo czasu i przejść na skos do punktu, ale postanowiliście iść raczej za wszystkimi. Weszliście więc do miasta, wtapiając się w grupę rolników, idąc za nimi. Nikt nie zwracał na Was za bardzo uwagi, więc przykrywką, ktorą sobie stworzyliscie - działała. O ile miało co działać w ogóle.
Po wejściu do miasta zaczęły się pierwsze piętrowe budynki, jednak nie wchodziliście do centrum, a ruszyliście odrazu na południe i tym samym zaoszczędziliście trochę czasu. Zgodnie z informacjami od Minoru, tutaj rzeczywiście żyło sporo ludzi. Może nie tak jak w obozie Mikoto, gdzie było zdecydowanie mniej miejsca, ale jakby tych ludzi rozprzestrzenić na większy teren, to może nawet byłoby to zbliżone.
W każdym razie trafiliście na jakąś biedniejsza dzielnicę, czy obrzeża, bo widzieliście zgraję dzieciaków, co bawiła sie jakimiś kijkami i po prostu ich ubiór był albo nie do końca kompletny, albo czasem poszarpany z dziurami. W każdym razie - co ciekawe - one też na Was nie zwracały uwagi.
Trochę zajęło przejście całego miasta, bo musieliście trafić na najbardziej południową część, więc idąc po okręgu finalnie doszliście do linii portu. Widzieliście łodzie przycumowane do drewnianych pomostów, a także duże statki w oddali, które nie podpływały ze względu na swoją masę. Było trochę ludzi pracujących przy rozładowaniu, a także samych rybaków. Każdy pracował w pocie czoła i życie wydawało się tutaj lecieć.
Wasz cel znaleźliście odrazu. Była to spora chata stojąca na balach, których część była zanurzona w wodzie. W środku paliło się światło, a gdybyście chcieli tam wejść, to musielibyście ruszyć po schodach na poziom taki 1,5, prawie 2. Widzieliście szyld.
"Minato Bugyō" - w dosłownym tłumaczeniu "lokalny zarządca portu".
Namiot Głównodowodzący, Obóz Mikoto, Północne Ryuzaku
Około 6 miesięcy wcześniej
Hoshi i Mikoto stały przed stołem, na którym była rozłożona mapa. Obok nich, niedaleko - siedziała dużo drobniejsza od nich Minda. Dziewczyna siedziała ze skrzyżowanymi nogami na stole, obok mapy i trzymając w dłoniach miskę, jadła coś co wyglądało na zalane mlekiem płatki.
- Obóz rozwija się w zastraszającym tempie. Jak tak dalej pójdzie, to musimy wrócić do rozmowy z wcześniej. Pomału zaczyna nam brakować prawdziwego punktu medycznego. Chociaż staramy dbać się o higienę i czystość w obozie, to nie mamy jednak komfortu nie posiadać w ogóle...no chorób i takich tam, nie pomijając rannych.
Mikoto miała coś powiedzieć, jednak nagle wejście do namiotu otworzyło się i do środka wparował nikt inny, jak Kodari. Rozpostarł rece szeroko i wyszczerzył się w typowym dla siebie uśmiechu.
- Siema laski! Patrzcie kto wrócił!
Na ten gest, pierwsza podskoczyła Minda, uśmiechając się szeroko.
- Kodari! Wróciłeś! Jak było?
Mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu.
- No jak było jak było, tak jak zawsze. Kiwka, kiwka i bomba na oko. W każdym razie, nie wracam bez prezentów dla moich kobietek. - powiedział, po czym zamachnął się i rzucił czymś w kierunku Mindy. Kobieta bez problemu złapała kulę. - Jabłko z Kaigan, mam całą skrzynkę.
Kobieta ewidentnie się ucieszyła.
- Jakie Twoje kobiety? - zapytała. - Nie przeginasz trochę? Chcesz mnie zdenerwować? - zapytała, jednak na ustach Hoshi zagościł uśmiech, a na Mikoto - jakby odetchnęła.
- Cieszę się, ze jesteś. Wszystko się udało? - zapytała, a Kodari podszedł do stołu. Drugą ręką wyjął pakunek. Zawinięty kwadrat. Podał jej normalnie.
- Dla zarządcy obozu mam sukienkę z Cesarstwa. Nie wiem jakim cudem je mieli, ale uznałem, że Ci się spodoba. Ty lubisz takie stroje, nie?
Hoshi zarumieniła się i przyjęła podarek.
- Dziękuję Kodari-san, ale naprawdę nie było trzeba. - powiedziała, po czym otworzyła i wyjęła prezent. Suknię z falbankami w jasnoniebieskim kolorze z purpurowymi wstawkami. - Naprawdę, nie było trzeba...
Kodari spojrzał na Mikoto, po czym sięgnął za kamizelkę. Chociaż ten ruch zawsze wzbudzał w niej dziwny odruch obronny, tak przyzwyczaiła się już do obecności Rekina. Tym bardziej, gdy spojrzała w kierunku Mindy. Na jej twarzy widniał uśmiech, które już tak dawno nie widziała. Kobieta darzyła mężczyznę szczerym uczuciem, tak jak cała Minda była szczerą osobą. Z jednej strony cieszyła się z takiego obrotu spraw, ale z drugiej strony, była doświadczona. Sama Mikoto nigdy nie pozwoliła sobie na uczucia względem mężczyzny czy kobiety. Ona miała inny cel. Ale czy jej...prawie córka, musiała przechodzić przez to samo, co ona? Chciała sama nieść ciężar, który musiał być przez kogoś niesiony. Przerzucie jednak jej podpowiadało, że coś jest na rzeczy. Tak bardzo chciała wierzyć, że wszystko będzie dobrze i to tylko głupie jeżenie się włosa na ręku...przed sztormem, który miał nadejść.
Rekin podszedł do Mikoto i spojrzał na nią, po czym delikatnie skinął głową. Wyjął zwój i podał jej.
- Prezent dla Liderki, ale lepiej nie rozpakowywuj przy dziewczynach. - powiedział, delikatnie tonując wcześniejszy entuzjazm.
Mikoto spojrzała pytająco na Hoshi i Minde, przy czym ta druga wyrwała się pierwsza.
- Jak taki wstęp dałeś, to musisz otworzyć. Otwieraj, pokaż co tam jest.
Wtedy Mikoto jednym ruchem otworzyła zwój i rozpieczętowała zawartość. Hoshi krzyknęła i zatkała usta, a Minda się wzdrgnęła. Jedynie Mikoto pozostała nieruchomo, po czym powoli się schyliła i podniosła...uciętą rękę. Przyjrzała się jej. Na jej grzbiecie widać było numer "6".
- Ten był dobry. - zaczął. - Muszę oddać, że poziom wzrasta.
Mikoto powoli obejrzała dłoń, po czym odłożyła ją powoli na stół. Ponownie się schyliła i podniosła kawałek skóry, chyba z nogi? Dość spory płat. Niebieski kolor. Był to rekinoczłowiek, jak Kodari. "4" . - Ta tutaj zniszczyła mi 4 statki. Broniła się zaciekle. - powiedział, po czym na chwilę zmrużył oczy.
Wszyscy wiedzieli o co chodzi. Musiał walczyć z swoją własną...rodziną, czy po prostu klanem. Nikt nie dopytywał. Kodari westchnął.
- Dobra, już bez takich min. Hoshi, musisz mi załatwić 4 statki. Moja strategia oznacza, że muszę pływać w nie mniej, nie więcej, ale konkretnie w 25 statki.
Hoshi jakby dopiero ostrząsnęła się z tego co widziała, bo Mikoto z uznaniem położyła oba trofeum na stole, przyglądając się nim.
- Skąd ja Ci wezmę 4 statki? Przecież to trzeba stoczni, budowa trwa miesiącami...w sensie...jak mam Ci to załatwić?
Kodari podrapał się po brodzie.
- No, a ta Twoja koleżanka...ta co Minda z nią pływała...jak ona....
- Azumi?
Kodari pstryknął palcami i wskazał na Hoshi.
- O właśnie! Od niej weź 4 statki. Kupcie czy coś.
Hoshi popatrzyła się z niedowierzaniem na Mikoto, po czym ponownie na Kodariego.
- Przecież to są statki handlowe.
Kodari machnął ręką.
- Nadadzą się. Załatw statki, ja się zajmę resztą.
Mikoto spojrzała na Kodariego.
- Jakim cudem dałeś radę zabić dwóch Admirałów i nie odniosłeś większych strat? Przecież z tego co opowiadałeś, macie zbliżone floty.
Kodari wyprostował się.
- Jak to czemu? Jestem najlepszy. Deszcz wyrównuje statki, a wtedy cała siła leży w doświadczeniu i przeczuciu. Poza tym nie zrozum mnie źle, ale...no ja się wychowałem na tych wodach. To mój dom. Tym bardziej że byłem pierwszym...nie ważne, w każdym razie udało się, tego chciałaś. Poza tym miałem szczęscie. Kiyoko wypłynęła na pielgrzymkę. Robi tak co jakiś czas i wtedy załamuje się łańcuch dowodzenia. Admirałowie zaczynają walczyć ze sobą o pozycję. Jak miałem na nich uderzyć, to tylko wtedy.
- Chciałam, żebyś patrolował granice, a nie atakował innych admirałów. - powiedziała dość poważnym tonem.
- No ale nawinęli się, to co, miałem odpuścić? Jak jest okazja, to trzeba korzystać, prawda, Mimi-chan? - powiedział i podszedł do kobiety, która siedziała na stole, po czym potarmosił jej włosy. Tamta zaczęła się udawanie bronić, odganiając jego ręce i śmiejąc sie.
- Wymień proszę Kodariemu medalion. Zasłużyłeś na awans. Zgłoszę Masahiro-sama, że awansowałam Cię na rangę seinina.
Kodari podniósł rękę i wyjął medalion kogo. Miał charakterystyczną szramę.
- Nie oddaje go. Zablokował kunai w kluczowym momencie. To mój talizman na szczęscie.
I wtedy Kodari przez ułamek sekundy spojrzał w taki sposób na Minde...że Mikoto już wiedziała. Jej serce stanęło. Zamknęła oczy.
Sztorm nadejdzie szybciej, niż myślała.
Namiot Mikoto, Obóz Mikoto, Północne Ryuzaku
Około 5 miesięcy wcześniej
Mikoto stała i przebierała się w strój bojowy. Miała już założone spodnie, bluzkę i kamizelkę, więc kończyła upinać włosy. Nagle poczuła ruch więc odwróciła się. W drzwiach stał Kodari. Nie patrzył na nią. Patrzył na ziemię.
A więc to dziś. Mikoto jednak nie chciała wiedzieć, że się domyśliła. Chciała, by to on podjął decyzję.
- Rzadko przychodzisz do mnie sam, jak mogę Ci pomoc?
Kodari się nie odezwał. Patrzył cały czas w ziemię. Mikoto chciała dać mu czas. Nie naciskała, więc uzbrajała się dalej, wsadzając zwoje i narzędzia ninja w odpowiednie do tego miejsca w jej kombinezonie.
- Minda wie? - zapytała nagle.
Kodari pokiwał przecząco głową. Po czym głeboko westchnął.
- Muszę Ci wkońcu zdradzić...na czym polega bycie Admirałem...
Mikoto patrzyła swoją lodową twarzą na postać rekina.
Sztorm nadszedł.
Mikoto stała i patrzyła na Kodariego z nutą przerażenia ale i...nagle stało się takie oczywiste.
- To nie zmienia faktu, że podjąłem decyzję.
Mikoto pokiwała przecząco głową.
- Nie ma mowy. To zmienia wszystko.
- Nie możesz mi teraz tego zrobić, jestem tym kim jestem i nie możesz mnie...
- Nie wsiądziesz więcej na łódź. Postanowiłam. To nie podlega negocjacji.
Kodari zacisnął pięści.
- Posłuchaj mnie, nie ma takiej możliwości! Jak mi zabronisz wypływać, to wsiadam na wóz czy tego chcesz czy nie!
Kodari poczuł ruch, a Mikoto uniosła brew. W drzwiach stała Minda, trzymając jabłko i jedząc.
- Oho, przyszłam nie w porę? Drzecie się tak, że słychać Was... - kobieta powoli przestała jeść. - Co to za miny? Coś się stało?
Mikoto wsadziła ostatnie zwoje w kieszonki i ruszyła do Kodariego. Stanęła przy nim i spojrzała raz na jedno, raz na drugie.
- Ty jej powiedz. Nie będę wchodziła w Wasze uczucia. - po czym wyszła z namiotu, a Kodari odwrócił się w stronę Mindy. Patrzył na jej twarz z żalem, smutkiem i bólem.
- Przespałeś się z kimś?! - niemalże syknęła, po czym Kodari cicho westchnął.
Zaczął mówić, a wraz z jego słowami, po poliku poleciały pierwsze łzy. Każde kolejne zdanie, sprawiało, że mina Mindy coraz bardziej się otwierała.
Nagle nadgryzione jabłko z jej rąk wypadło na ziemię i poturlało się po podłodze.
Zapadła cisza, a Kodari opuścił głowę.
- Przepraszam.
Oczy Mindy stały się zaszklone. Jej serce pękło na miliony kawałków. Świat, w którym żyła ostatnie pół roku przepadł. Zacisnęła pięści.
- Obiecałeś...kurwa, obiecałeś...mówiłeś, że nie łamiesz słowa....mówiłeś...obiecałeś...zdradziłeś mnie...TY ZDRADZIECKA SZUJO, OKŁAMAŁEŚ MNIE! - wydarła się.
- Będzie dobrze, zaufaj mi...
- Co mam zrobić? Co Ty właśnie powiedziałeś? - odwróciła głowę i szybkim ruchem wytarła twarz z łez. - Gdybym wtedy wiedziała, gdybym wtedy wiedziała...to bym zajebała Cię na miejscu.
- Wiem, dlatego... - podszedł do niej i chciał ją pochwycić w ręce, po czym Minda odskoczyła jak poparzona.
- Nie dotykaj mnie kurwa! Nawet nie patrz w moją stronę! - wydarła się ponownie. - Nigdy się tak nie pomyliłam, jak w tamtej chwili, nigdy, rozumiesz? - popatrzyła na niego jeszcze raz. - Nie zbliżaj się do mnie więcej.
Po czym odwróciła się i wyszła z namiotu. A raczej wybiegła, nie zauważając nawet, że Mikoto stała przy wejściu i podsłuchiwała całą rozmowę. Kodari wybiegł za nią, lecz nie gonił Mindy. Spojrzał tylko na Mikoto, która spojrzała również na niego...spojrzała na niego tak, jak patrzy matka na chłopaka, który złamał jej córce serce.
W namiocie głównodowdzącym Minda i Kodari stali niemalże po dwóch stronach stołu. Hoshi dowiedziała się o wszystkim więc od pewnego czasu przeniosła mapę trochę bliżej środka, żeby jedno i drugie miało taki sam dystans do niej. Mikoto stała przy Hoshi i pokazywała na coś palcem. We dwie wyglądały na zainteresowane rozmową, zaś Kodari i Minda stali jak obrażeni na siebie kochankowie.
- To będzie ryzykowna operacja, ale może nam się opłacić. Arii Yorokobi pochodzi z linii medyków. Jeżeli udałoby się nam go odbić z więzienia cesarskiego i nie doprowadzić do jego śmierci, mógłby objąć prowadzenie Twojego szpitala, Hoshi-san.
- Chcesz wysłać kogoś, żeby odbił jedną osobę z więzienia Cesarskiego? Przecież medyków jest mnóstwo, to niepotrzebne narażanie środków i życia.
- Może tak, ale oni nie są zwykłymi medykami. Znam jego dziadka i ojca. Poza tym, jest jeszcze coś. Pomógł bezinteresownie mojej rodzinie, mimo tego, co zaszło w przeszłości. Chcę spłacić dług i potencjalnie zyskać mocnego sprzymierzeńca.
- No dobrze, ale nadal to jest wysłanie...jak Ty chcesz to zrobić? Przebić się przez morze, dotrzeć do Fuhuyany, a potem jeszcze przeniknąć do więzienia...przecież to jest samobójstwo.
- Ja pójdę. - powiedziała Minda i jakby cały czas nieobecna zbliżyła się do stołu.
Kodari ożywił się, jednak nic nie mówil. Mikoto zaprzeczyła.
- Nie ma mowy.
- Daj spokój. Nie wyślesz tam wojsk, nie dasz rady szturmować bram, a tym bardziej wybrzeża, potrzebujesz kogoś, kto zna się na prawie, umie przybrać odpowiednią maskę i zrobić teatr. Masz tylko mnie do takich rzeczy.
- Robisz mi to na złość?
- Spierdalaj. Nie odzywaj się do mnie.
Zapadła cisza i Hoshi spojrzała pytająco na Mikoto. Minda od tamtego momentu chodziła nabuzowana jak osa. Nie myślała trzeźwo. Czy robiła na złość Kodariemu? Pewnie i tak, ale żeby zaraz ryzykować życiem? Jednak z drugiej strony...rzeczywiście, nie miała innych środków. Jeżeli ktoś mógł podołać zadaniu, to tylko Minda.
- Jaki masz plan? Rozpoznają Cię przecież.
- Nie rozpoznają, jest tylko jedna osoba, która mnie rozpozna, ale dam sobie z nią radę.
- Chyba nie mówisz o...
- Nozuki.
Zapadła cisza.
- Przecież wy się pozabijacie nim zdążysz coś powiedzieć.
- Jest mi winna jedną przysługę, którą spłaci niezależnie od czego. Przysługą będzie wprowadzenie mnie do więzienia. Przybiorę rolę obrońcy z urzędu. Nikt nie będzie chciał go bronić, więc nie będę miała konkurencji. Dam radę.
- A jak Cię wyda?
- Nie wyda. Ona chce wygrać, ale nie w ten sposób.
Decyzja zapadła, a więc Hoshi skinęła głową.
- Co potrzebujesz? - zapytała.
- Książek o prawie Cesarskim. Mnóstwo. Wszystkie jakie znajdziesz. Paragrafy, najnowsze nowelizacje, szczególnie dotyczące prawa więziennego, praw człowieka, kodeks karny, kodeks administracyjny.
Minda leżała pod drzewem. Swoim ulubionym drzewem. Wokół niej było porozrzucane przynajmniej tuzin książek. Jej plecy były na ziemi, a nogi wyprostowane wzdłuż drzewa. Na twarzy leżała jedna z ksiąg. Kobieta wydawała się drzemać, albo przynajmniej cicho oddychać.
Obok niej stanęła postać. Minda złapała książkę i popatrzyła, po czym ponownie położyła książkę na twarzy.
- Czego chcesz?
Znajomy rekinomężczyzna westchnął.
- Porozmawiać...
- Nie będę z Tobą rozmawiać. Muszę skupić się na misji, jakbyś nie widział, to przygotowywuję się do niej.
- No...narazie to leżysz z książką na twarzy.
Minda nagle zerwała się i stanęła przed Kodarim po czym popchnęła go.
- Odpierdol się ode mnie, czy Ty tego nie możesz zrozumieć? Zostaw. Mnie. W. Spokoju.
- Nie możesz się tak zachowywać, ludzie patrzą, obóz patrzy, morale...
Minda zaśmiała się.
- Nie no jesteś niemożliwy. Ja jestem winna, tak? Wiesz co? Ach, nawet nie będę z Tobą dyskutować. - kobieta schyliła się i zaczęła zbierać księgi. Pozbierała je w torbę i zarzucając na plecy, ruszyła w kierunku osady.
VIDEO
Impreza trwała w najlepsze. Było już dość późno, a więc słychać było dźwięki muzyki, a także damskiego wokalu. Dużo osób tańczyło, a na środku stał stół biesiadny, przy którym główne miejsce zajmowała Minda. Na twarzy była już czerwona, a jej oczy lekko przymrużone.
- Zdrowie najlepszej seinin na świecie! - ktoś się wydarł, a kobieta uniosła zadowolona kufel. Przybiła z towarzyszami zabawy, po czym zagryzła jabłkiem.
- Eto, dajcie coś szybszego! - krzyknęła w kierunku kapeli, po czym zerwała się na równe nogi wskoczyła na stół.
Muzyka przyśpieszyła, a kobieta zamknęła oczy i zaczęła tańczyć na stole. Było to pomieszanie zmysłowego tańca, ale też i nie aż tak wyzywającego. Ot, dziewczyna umiała i tańczyć i się zabawić.
Ludzie zebrali się w kółko i zaczęli klaskać. Minda w rytm tej zabawy przyśpieszała kroku i nawet nie czuła, ile już tańczy. Nagle poczuła uścisk dłoni na swoim ręku i coś mocnym szarpnięciem sprowadziło ją na ziemię. Minda prawie się wywróciła, ale finalnie ustała. Stała na ziemi, jednak w głowie jej szumiało i nie bardzo wiedziała co się dzieje, aż wyostrzył jej się wzrok.
Przed nią stał Kodari, który w przeciwieństwie do pijanej Mindy, był trzeźwy jak nigdy.
- Co Ty wyprawiasz? Jutro wypływasz na misję! - rekin się wydarł jej w twarz, a muzyka ucichła. Mężczyzna, który stał obok i wcześniej wznosił toast za Mindę, podszedł.
- Hej, puść j... - nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo Kodari wyzwolił chakrę i jego włosy zafalowały. Spojrzał gniewnie na chłopa i ten cofnął się kilka kroków do tyłu.
Minda wyszarpnęła rękę i zakołysała się.
- Co Ty robisz, co!? - wydarła się, w jej głosie słychać było procenty. - Czy Ty możesz raz na zawsze się ode mnie...ODPIERDOLIĆ!?
Z obozu głównodowodzącego wyszła Hoshi i Mikoto słysząc głosy kłótni. Stały na mały wzgórzu, więc mogły bez problemu widzieć całe zajście. Kodari ponownie złapał Minde za rękę.
- Jutro wypływasz. To jest misja, na której możesz stracić...życie! Czy Ty tego nie rozumiesz?
- Ano, rozumiem. Nadal nie wiem, CHUJ CI DO TEGO? - ponownie wyszarpnęła rękę i popchnęła Kodariego - Wiesz co? A powiem Ci co uważam. Przy wszystkich.
Mikoto pokiwała głową i wróciła do obozu, Hoshi została. Zaczęła podchodzić do całej sceny.
- Jesteś sobie Pan Admirał, co myśli, że jak zabił innych admirałów, to już mu się należy wszystko. Seinin, szacunek, nawet ja. A wiesz jaka jest prawda? Jesteś chuj nie seinin. - powiedziała, po czym ponownie popchnęła Kodariego. Jej oczy stawały się coraz bardziej zmrużone. - Nigdy nie byłeś prawdziwym rewolucjonistą. Byłeś, jesteś i będziesz psem Waneko. Tylko myślisz, że coś to zmieniło, bo przez chwilę zmieniłeś strony! Gdyby tylko Mikoto mi pozwoliła, to byś tutaj już nie stał, bo jesteś nikim więcej jak...ZDRAJCĄ!
Rozległ się plask. Głowa Mindy odwróciła się. Zdziwiona kobieta złapała się za polik. Piekło. Odwróciła wzrok i zobaczyła coś, czego chyba nigdy by sie nie spodziewała zobaczyć. Z wyprostowaną ręką stała Hoshi.
- Jak...jak możesz sobie to robić...Mindo? - powiedziała, a po jej poliku leciały łzy.
Minda wyprostowała się, pijacko zachwiała i zaśmiała.
- I ty...przeciwko mnie? Ty? - powiedziała, po czym Kodari delikatnie złapał rękę Hoshi, opuszczając ją.
- Zasłużyłem, pozwól jej.
- Wiecie co? Pasujecie do siebie. Zresztą, to moja zabawa. Ostatnia może w życiu. Nie obchodzi mnie to. Kapela, grajcie! - odparła, po czym odwróciła się i kapela powoli zaczęła wracać do zabawy.
Kodari spojrzał na siebie z Hoshi, po czym rozeszli się w ciszy.
Wymioty zebrały się w ustach i Minda ponownie zwróciła zawartość żołądka do wody. Stała na pomoście, opierając się o drewnianą barierkę. Kobietą targały konwulsje za każdym razem, jak zbierało jej się w ustach to, co wczoraj wypiła i zwracała do wody. Oczy miała pełne łez, tym razem nie z żalu, czy bólu, ale po prostu od samej czynności, którą właśnie przeprowadzała. Trwało to już jakiś czas i nic się nie polepszało.
Było dość wcześnie, nawet nie wiedziała, jak tu się znalazła. W sumie, to było jej ostatnie zmartwienie. Dobra, chyba opanowała sytuację, bo jej się przez chwilę nie zbierało na wymioty. Ktoś nagle do niej podszedł i stanął obok. Oparł się i patrzył przed siebie. Minda podniosła głowę i spojrzała, po czym zamknęła oczy i ponownie wróciła do wymiotowania.
Czuła się jak gówno. Fizycznie i moralnie. Zrobiła z siebie idiotkę, nawet Hoshi, która była ostoją przyzwoitości starała się jej pomóc.
- Co, przyszedłeś się pośmiać? No, dawaj. - powiedziała, starając się chociaż przez chwilę przestać wymiotować.
- Nigdy bym nie śmiał. - odparł Kodari poważnym tonem.
- To co tu robisz? - zapytała.
Kodari cicho westchnął.
- Wiesz...przez ostatni czas dużo myślałem. Zastanawiałem się...czy...wiesz, w innym życiu mielibyśmy szansę...by być razem. By to wszystko się nie działo.
- Mogliśmy w tym, ale postanowiłeś wszystko spierdolić.
- Daj spokój. To, że Ci powiedziałem teraz, nie zmienia faktu, że tak wygląda moje życie. Poza tym, jesteśmy ninja w czasie wojny. Chcesz mi powiedzieć, że zawiesiłabyś Kamy na kołek i postanowiła, że urodzisz mi gromadkę dzieci? - przerwał.
Akurat wznosiło się słońce. Dziś był piękny wschód słońca.
- Jesteśmy ninja, podpisaliśmy pakt z diabłem, obiecaliśmy chronić naszych bliskich. Będziesz walczyła do końca życia. Za Mikoto, za rewolucję. Za ludzi. Jesteś....wiesz, Ty może tego nie czujesz, ale jeżeli to nie jest miłość, to nie wiem czym jest. - Kodari przełknął ślinę. - Ja naprawdę Cię pokochałem. Taką jaką jesteś.
Kodari i Minda stali oparci o port i patrzyli na wschód w bardzo podobnej pochylonej pozycji.
- Nie wiem czy Cię kochałam, ale zdradziłeś mnie i moje uczucia. Nie wiem, czy będę w stanie Ci kiedykolwiek wybaczyć. Najgorsze jest to, że...to co zrobię nic nie zmieni. Bezsilność mnie przeraża.
- Zrobiłbym wszystko, oddałbym wszystko, by móc przeżyć z Tobą jeszcze jeden dzień...tak jak wcześniej. Wmawiam sobie, że poradzimy sobie, ale, nawet ja...Mikoto, czy nawet Ty...są rzeczy...na które nie mamy wpływu.
Nastała cisza.
- Przepraszam Cię, za to jaka byłam i za to, co powiedziałam wczoraj. Nie uważam tak, ale chyba nigdy nie poczułam się...chyba za bardzo się zaangażowałam w to wszystko i w Ciebie. Wymknęło mi się to spod kontroli. - powiedziała, po czym spojrzała na niego. - Uważam, że jesteś jednym z najbardziej honorowych ludzi, jakich znam. Z jednej strony, jeżeli miałabym się w kimś zakochać, to tylko w kimś takim jak Ty.
Ponownie zapadła cisza.
- Mogę zadać Ci osobiste pytanie?
Minda uniosła brew.
- Ty tylko takie zadajesz, ale...niech będzie. Dawaj, zaskocz mnie.
- Czy ze wszystkich Twoich partnerów, miałem największego?
Minda rozszerzyła oczy, po czym walnęła Kodariego. Zaczęli sie we dwójkę śmiać. Minda śmiała się tak głosno, tym bardziej na kac humorze, że aż jej się odbiło i ponownie się porzygała.
- Daj to Ci włosy przytrzymam przynajmniej. - powiedział, po czym złapał ją i asekurował.
Gdy ponownie skończyła wymiotować, popatrzyli znowu w wschód słońca.
- Umówmy sie tak, jeżeli Mikoto wygra wojnę, pozbędziemy się Kiyoko i dożyjemy trzydziestki, to za mnie wyjdziesz i urodzisz mi dzieci.
- A ile Ty masz lat w ogóle? - zapytała.
- 26, a Ty?
- 24
- To te dwa lata będę czekał i wiódł życie rybaka. Jedzenie ryb, to chyba nie kanibalizm, nie? - ponownie, para zaczęła się smiać.
- Dobra, Mikoto wygrywa wojnę, Kiyoko umiera, mamy po trzydzieści lat i przechodzimy na emeryturę. A do tego czasu - przyjaciele? - zapytała.
Kodari uśmiechnął się.
- Przyjaciele.
Kodari wystawił dłoń. Minda wystawiła dłoń.
Uścisnęli sobie dłoń i zaszczycili się nawzajem szczerym uśmiechem. Ciężar z ich serc spadł.
Wtedy też był to ostatni raz, kiedy Kodari rozmawiał z Mindą.
Hoshi Yuki - klik
Kodari Hoshigaki - klik
Mikoto Yuki - klik
Azumi Kuni - klik
Minda Hoshitsu - klik
Sugihaya Shitsuyo - klik
Rikisone Hone - klik
Ukryty tekst
0 x
Shins Hyo
Posty: 306 Rejestracja: 12 gru 2023, o 07:02
Wiek postaci: 30
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Shins ubrany jest w czarny strój zasłaniający większość jego ciała. Widoczne są jedynie niebieskie oczy.
Widoczny ekwipunek: Wielki Kunai na plecach Płaszcz
Link do KP: viewtopic.php?p=213621#p213621
GG/Discord: shintarguar
Post
autor: Shins Hyo » 29 lip 2025, o 14:18
Gdy sporne kwestie zostały uzgodnione okazało się, że członkowie Gōsutoburanchi potrafili być zwięźli i przyjmować rozkazy. Tyczyło się to także Shinsa Hyo, który przecież nie został zmuszony do uczestnictwa w tej misji, więc choć miał pewien zakres rozkazów, których się nie podejmie, to jednak tak długo, jak nie wymaga się od niego ryzykanctwa i bezsensownego narażania swojego życia zamierzał dołożyć wszelkich starań, by misja zakończyła się sukcesem. I nie chodziło tu bynajmniej o unikanie ryzyka per se, w końcu uczestnictwo w misjach wojennych było sporym ryzykiem. W ogóle - stawanie do walki z kimkolwiek było sporym ryzykiem. Ale podejmowanie ryzyka a ryzykanctwo - czyli ryzyko pozbawione sensownej nagrody - to jednak dwie różne sprawy. Jeśli będzie trzeba zaryzykować, nawet własnym życiem, wędrowny ninja był gotowy na taki krok. Ale z drugiej strony nie pójdzie na pewną śmierć tylko z powodu czyjegoś widzimisie.
Po rozdysponowaniu zadań wszyscy członkowie Parszywej Piatki (zdaniem Shinsa bardziej to pasowało do opisy ich drużyny, niż nazwa nadana im przez Hoshi Yuuki) wzięli się do roboty. Minoru, Gosui i Osamu udali się w swoje strony zgodnie z celem nadanym im przez Ariego, sam Arii natomiast w towarzystwie Shinsa Hyo udali się zbadać, co jest silnym źródłem chakry w sadzie portowej, w pobliże której przybyli. Do samej osady dostali się unikając zwracania na siebie uwagi z powodu nietypowego zachowania - weszli tam główną bramą, wmieszawszy się w tłum rolników, którzy również mieli zamiar dostać się do środka. Wydawało się, że ich przebrania zdawały egzamin, choć należy zadać sobie pytanie - czy mieli przed kim się ukrywać? Czy ktoś w ogóle mógłby być zainteresowany ich przybyciem? Tego żaden z nich nie mógł wiedzieć, w końcu szpiegami mogli być również zwykli ludzie, nie tylko shinobi - a tych o wiele ciężej rozpoznać.
W samym mieście Shins i Arii nie kluczyli już dalej i udali się w miejsce docelowa najkrótszą drogą. Do tej pory nie rozmawiali za wiele, wymielili może kilka zdań, by nie iść w zupełnej ciszy, choć nie można było nazwać tego przejmującą dyskusją. Teraz jednak, gdy już mieli przyjść bliżej do miejsca docelowego Hyo postanowił zmienić tę sytuację - "No, to jesteśmy. Mam nadzieję, że dalej pójdzie równie gładko. Wydaje mi się, że zanim zaczniemy cokolwiek robić powinniśmy rozeznać się w okolicy. Sprawdzić chociaż dokąd prowadzą najbliższe ulice, tak w razie czego. Co o tym sądzisz?" - zdaniem Shinsa zanim podejdą do punktu docelowego powinni mieć chociaż tyle wiedzy, by w razie konieczności pogoni (lub ucieczki) wiedzieć, w którą stronę się udać - "Jeśli nie masz nic przeciwko, ja udam się w prawo, Ty w lewo. Posprawdzamy tylko, dokąd prowadzi kilka najbliższych skrzyżowań i spotkamy się pod znowu tutaj" .
Jeśli Wielorybi Rzeźnik się zgodził obaj mężczyźni dokonali krótkiego rekonesansu okolicy, po czym wrócili w miejsce, w którym się rozeszli. Nie było sensu od razu dzielić się wszystkimi informacjami - raz, że nie były aż tak istotne, dwa - były bardzo pobieżne, a trzy - zwyczajnie nie było na to czasu. Z cała pewnością dobrze będzie dowiedzieć się czegokolwiek zanim Osamu i Gosui coś wysadzą w powietrze - "No dobra, to chyba czas działać. Wiesz, kim jest ten cały lokalny zarządca portu?" - fajnie, jakby dowódca to wiedział. Mieliby jakieś podstawy do aproksymacji jego umiejętności, dzięki czemu może można by ustalić, czy to on może być tym źródłem chakry. Ale pewnie jest tylko zwykłym anonimem na liście płac Ryuuzaku - "Od czego zaczynamy? Wbijamy z buta do środka, czy chcesz najpierw podsłuchać, co się tam dzieje?" .
Ukryty tekst
0 x
Gōsui
Posty: 118 Rejestracja: 14 maja 2025, o 17:32
Wiek postaci: 26
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Jak ma avku
Link do KP: viewtopic.php?f=32&p=223791#p223791
Multikonta: Shīrōdo
Post
autor: Gōsui » 30 lip 2025, o 20:09
Wstępne działania mające na celu przeniknięcie do osady, a nawet dotarcie pod wyznaczony wcześniej punkt odszedł nad wyraz gładko. Nie trzeba było więc być geniuszem żeby spodziewać się, że zaraz coś się pewnie spierdoli. Oczywiście nie z mojej winy i zakładałem też, że nie z winy mojego towarzysza gdyż ten zachowywał przynajmniej póki co odpowiedni profesjonalizm. Innymi słowy nie zwracał na siebie szczególnej uwagi, a także nie kłapał dziobem niczego co mogłoby zostać odebrane za podejrzane... W sumie to wcale się do mnie nie odzywał. Ja z kolei nie do końca pamiętając imię przybysza z pustyni, Oshiego ... czy jakoś tak, też specjalnie nie prowokowałem takowej interakcji między nami.
Gdy dotarliśmy do celu to co ukazało się naszym oczom był jakiś magazyn, wyglądał trochę na jakiś punkt przeładunkowy. Tak przynajmniej sądziłem widząc, że z jednej strony coś do niego wwożą, a z drugiej wywożą. Moja pierwsza myśl była taka, że stąd towary wysyłane są w konkretne miejsca przez konkretnych ludzi. I choć w pierwszej chwili pomyślałem żeby się tak zbliżyć to jednak w ostatniej chwili nim się tam skierowałem dostrzegłem zacnych dżentelmenów, którym mogłoby się nie do końca spodobać nadmierne interesowanie tym przybytkiem. Wskazałem też bardzo dyskretnym ruchem oczu mojemu towarzyszowi by chwilę później rozejrzeć się wokół najzwyczajniej jak tylko potrafiłem i obróciłem się w kierunku pobliskiej karczmy. Gopspody. Tawerny.
Co byś powiedział na spróbowanie lokalnego piwa, przyjacielu? Może zdołamy tak ubić jakiś interes? Trochę grosza zawsze by się przydało, to jak? Zaproponowałem zapamiętując które okno z owej świątyni rozpusty, szulerów i zapewne boskich dziewcząt będzie wyglądało w kierunku magazynu. W końcu gdzie lepiej poszukać informacji jak nie tam? No i możliwość obserwacji z okna też wydawała mi się rozsądniejsza niż stanie i przyglądanie się z ulicy.
0 x
Arii
Posty: 1821 Rejestracja: 3 cze 2022, o 11:19
Wiek postaci: 19
Ranga: Kogō
Krótki wygląd: -na prawym ramieniu wytatuowana sznyta gita -krótka bródka
Widoczny ekwipunek: * Dwie opaski z dziwnymi symbolami na nadgarstkach *Duża Torba *Manierka
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=10504
Multikonta: Yuri
Post
autor: Arii » dzisiaj, o 11:21
W końcu wszyscy wyruszyli w wyznaczonych kierunkach i odstępach. Razem z Shinsem skierował swoje kroki dość daleko w całą osadę. Szli przez chwilę do samej bramy, gdzie weszli w tłum rolników, którzy chcieli się przedostać dalej w teren tak jak oni. Mogli poruszać się chwilowo w całkowitej ciszy nic do siebie nie mówiąc, ale czasami rzucili do siebie jakimś zdaniem, żeby nie wyglądało to zbyt sztucznie. Arii krążył oczami po budynkach i ludziach, ale tak bez przesady. Nie chciał zwrócić na nich niczyjej uwagi. Wszystko wyglądało dość normalnie, ale ostrożnym trzeba było być. Za dużo słyszało się o terenach wojennych, gdzie normalni ludzie chcieli po prostu przeżyć, więc wchodzili we współpracę z wrogimi dla swojego kraju siłami. Tutaj mogło być tak samo i wszelkie informacje mogły trafić do nieodpowiednich osób.
Kiedy trafili w końcu w pobliski punkt, który wskazał mu Minoru Shinsu w końcu się odezwał. Trochę zaskoczyło to dowódcę tego przedsięwzięcia, ale szybko się otrząsnął i spojrzał się na najemnika, kiwając głową. -Masz rację. Rozejrzyjmy się i wróćmy do tego punktu. Od razu skierujemy się do celu.- powiedział i ruszył w swoją stronę. Przechodzą między uliczkami doglądał jak wszystko wygląda i jak żyją ludzie. Być tak blisko frontu musiało być przerażające. Dla niego tak naprawdę to wszystko było sporą rzeczywistością po Fuyuhanie, mógł się z nimi utożsamić. Kiedy nie zauważył nic ciekawszego wrócił się do Shinsu i ruszyli ku budynkowi, z którego musiało wylecieć źródło chakry dla trzeciego oka Rakuraia. -Nie wiem kim może być, ale może uda nam się dowiedzieć czegoś o froncie i jak w szybki sposób przedostać się na tereny wroga wodną stroną lub lądową. Może uda się coś wyciągnąć z niego. - taką miał przynajmniej nadzieję. Wszystko mogło pójść nie tak. Ale nie zamierzał nie wykorzystać takiej okazji.
Wszedł do budynku i skierował się do gabinetu/biura/czegokolwiek co mogło być siedzibą jegomościa zarządzającego tym portem. W głowie miał nadzieję, że pozostałe trzy osoby nie zrobią nic co zmusi ich do jakiejkolwiek ucieczki stąd lub starcia...
0 x
Chakra Ariiego - dla sensora wyczuwalna jako spokojna, ciepła i dobroduszna
Chakra w formie Rzeźnika - zimna, wyczuwalna woń krwi, morderczy zamiar wisi w powietrzu
Chakra w formie Mindy - znudzona, "rozbrykana", skryta
PH
Bank
WT
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość