Osamu przybył jako jeden z pierwszych na miejsce. Duży plac przed największym budynkiem w osadzie. Widać było, że nawet tutaj zostały poczynione pewne przygotowania do obrony. Czyżby było tak źle, że Uchiha myśleli o obronie wewnątrz miasta? Ciekawiło go to wszystko oraz to czy ewakuacja kobiet i dzieci została rozpoczęta czy może jeszcze nikt się tym nie zainteresował. Chłopak miał sporo pytań, a odpowiedzi było cholernie mało. Czekał na to co miało nastąpić. Czekał na pojawienie się jakiegoś dowódcy grupy, do której został przydzielony i do której samemu się zgłosił. Zamknął swe oczy żeby wykorzystać ten ostatni czas przed bitwą, na krótką modlitwe. Te kilkanaście słów wypowiedzianych pod nosem miały teraz wielkie znaczenie, mimo że Białowłosy nie był zbyt religijny. Uesugi prosił Boga Wojny o to żeby pozwolił mu zatriumfować, a jeśli miał zginąć to prosił o godną śmierć z ręki wielkiego przeciwnika. Po swojej modlitwie nie zamierzał otwierać oczu. Myślami wracał na Pustynię. Widział to jak mordercze szkolenie przeszedł i jak wiele wycierpiał przez brak zdolności klanowych. To wszystko powodowało, że po prostu musiał wygrać. Musiał zrobić wszystko żeby ktoś kiedyś powiedział o Osamu spod Sogen, który zatrzymał cholernych dzikusów. Żywił ogromne nadzieje na pozytywne zakończenie. Mimo dobrych myśli cały czas się martwił o tych, których ledwo poznał. Tetsuro z siostrą Yurika mieli również tutaj walczyć. Do tego jeszcze Shinsu. Wszyscy byli jego krajanami więc na pewno byli bardzo silni ale czy w tej całej awanturze to miało jakiekolwiek znaczenie? Jakie było znaczenie własnych umiejętności skoro trzeba walczyć z taką liczbą jebańców zza Muru. Cóż... Nie wiedział jak się to skończy ale jedyne co mu pozostało to oczekiwać. -Osamu Uesugi, shinobi z klanu Kaguya. Czekam na rozkazy. Powiedział stanowczo i wyjątkowo spokojnie nie wkładając w to żadnych emocji. Trwał na środku placu z zamkniętymi oczami. Czekał na to co mieli zadecydować dowódcy obrony.
CHAKRA:
Ukryty tekst
TECHNIKI:
WIEDZA:
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI:
Ukryty tekst
EKWIPUNEK:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):Założona zbroja, Ochraniacz na czoło z symbolem "Zjednoczonych sił Sogen".
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Podróż była... cóż, długa i męcząca, ale jednak w końcu się udało - Kuroi był już na miejscu, tuż przed placem pod siedzibą klanu, chociaż nie wyglądał tak zachęcająco, jak gdy widział go ostatnim razem. Miasto wyglądało jakby przygotowywało się do wojny - barykady, bałagan. Coś co było zarządzane przez Uchicha, nagle było w całkowitym nieporządku i ładzie, a to nijak do nich mu nie pasowało. Niechętnie patrzył na te widoku, ale hej, przecież nie przyjechał tutaj żeby sobie pooglądać wioskę, tylko no... uratować ją przed złem i występkiem, a przy okazji jeszcze przed tym co wyjdzie zza Muru. Nie wiedział jeszcze dokładnie jaka jest sytuacja, ale wyglądało na to, że był na tyle wcześnie, że zdąży spokojnie się dowiedzieć co i jak. Oddał spokojnie wierzchowca do stajni, upewniając się że dobrze się nim tam zajmą, bo faktycznie dobrze sobie poradził. Kuroi dotarł na miejsce w sumie bez problemów, nawet przy zaskakująco szybkim tempie podróży.
Postanowił się przejść po mieście, zobaczyć co się tu dzieje, jak reagują ludzie, a raczej ich brak. Znamienita większość pewnie opuściła swoje przyjemne kąciki i albo je opuściła chcąc ratować swoje cztery litery, bo bez chakry to na wiele się nie przydadzą albo ruszyła walczyć, bo jakie było inne wyjście? Wojna to mroczny czas, który weryfikował jakie masz potrzeby i priorytety, co się naprawdę w życiu liczy i co wybierzesz. Staruszek chciał też lepiej poznać topologię terenu, który miał bronić, bo w sumie to było dla niego kluczowe. Jak bronić terenu, którego się nie zna, gdzie wszystko jest nieznajome? To to było przecież największą bronią broniących, że wiedzieli gdzie zastawić pułapki, gdzie się schować, gdzie wróg nie dotrze tak łatwo. Zeszło mu trochę, by dobrze się rozejrzeć, a przy okazji podgryzał sobie trochę suszonego mięsa, które wziął ze sobą na drogę.
W końcu jednak musiał przejść się do jakiegoś dowództwa, miejsca zbiórki, chuj wie czego - tam gdzie dawali informacje. Podszedł tam grzecznie ustawiając się w kolejce jeśli takowa była, a jeśli nie to po prostu zgłosił się z promiennym wyrazem niczego na twarzy: -Witam, Kuroi Kuma z ręki Unii zgłasza się. Gdzie dalej? - zapytał grzecznie do osoby, która zasiadała na miejscu do tego przydzielonym rozglądając się czy może jest tu jakaś mapa miasta, a może sam zobaczy miejsca, gdzie widnieje coś w rodzaju "Jeśli jesteś Kuroiem Staruchem, zgłoś się tutaj". Raczej na to nie liczył, ale kto to wie?
Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
tldrRejestruję się do grupy szturmowej, odbieram sprzęt, zwracam uwagę na dzwony i armię wroga, udaję się we wskazane miejsce zbiórki, czekam na dalsze instrukcje.
Osamu był jednym z pierwszych, którzy zameldowali się na miejscu, które zostało im przydzielone jako "miejsce zbiórki grupy szturmowej". Zabawnie to brzmiało jednak nikomu z tu obecnych nie było do śmiechu. Plac zapełniał się dość szybko mniej lub bardziej miłymi jednostkami. Nie znał ludzi, którzy się tutaj zbierali. Czyli Shinsu, Tetsuro i Yurika byli w bardziej bezpiecznych miejscach. Kamień z serca spadł wypełniając chłopaka spokojem. Teraz mógł się już skoncentrować na tym co czekało ich w nadchodzącym czasie, a można było spodziewać się tego, że czeka ich całkiem sporo.
Pośród zbierających się tutaj ludzi chętnych do podjęcia się szturmu zauważył kilka sylwetek, które widział już wcześniej. Czarnowłosy chłopak z kitką przedstawił się jako Takashi Nara. Osamu nie był specjalistą od kontaktów z ludźmi czy wyczytywaniu czegokolwiek z ich sposobu bycia ale ciekawił go ten człowiek. Sam nie wiedział dlaczego ale czuł, że może być interesującym osobnikiem z całkowicie odmiennym spojrzeniem na otaczający ich świat. Nie znał takiego nazwiska jak "Nara" czy był to Ród, a może tylko zwykłe nazwisko takie jak u Osamu? Białowłosy nie wiedział jaki zaszczyt go kopnął w tyłek jeśli się poznają.
Jego oczy dostrzegły też kolejnego wręcz kolosalnego faceta... Mimo swoich ogromnych rozmiarów nie odstraszał tak jak wcześniej spotkany zakapturzony mężczyzna. Może to dlatego, że ten przypominał bardziej zniewieściałego Sabaku pokroju Ichirou niż jakiegoś postrachu ulic. Poza tym ten lisek... Uesugi był ciekawy w jaki sposób to zwierzątko ma przetrwać w warunkach jakie są właśnie szykowane dla całej załogi ich grupy. Ten facet przybył tutaj się świetnie bawić i przedstawił się jako Ryuujin Kodai z Karmazynowych Szczytów, przedstawiciel szczepu Jūgo. Kolejny nieznany mu ród, który jednak rodem nie był bo wykonywał pewną służbę komuś albo tak jak niegdyś Kaguya przez swoją siłę i usposobienie został zniesiony i spacyfikowany do zaledwie szczepu.
Nie mogło też zabraknać kolejnych shinobi rodem z Unii Samotnych Wydm. Kuroi Kuma. Uesugi go nie za bardzo kojarzył mimo, że Kuroi wydawał się być dużo starszy od Osamu. Chłopak nie zamierzał go lekceważyć bo to właśnie tacy doświadczeni shinobi robili różnicę podczas takich wydarzeń. Na pierwszy rzut oka to był przedstawiciel szczepu Sabaku. Chłopak jedynie pokręcił głowę, że nie może liczyć na jakąkolwiek inną obecność, któregoś ze swoich krajan. Osamu postanowił jednak podejść bliżej. Lepszy Sabaku niż jakiś obcy, przynajmniej wiadomo, że wiąże ich coś więcej niż krucha "pomoc niesiona Sogen". -Witaj, Kuroi-sama. Również pochodzę z Unii. Osamu Uesugi, shinobi klanu Kaguya. Chłopak pochylił głowę w geście szacunku, również ponowne przedstawienie miało być wyrazem głębokiego szacunku. Nie lubili się z Sabaku ale na obcej ziemii i w obcej wojnie zawsze najstarszy wróg jest najlepszym przyjacielem i z tego założenia wychodził też Osamu. Rozmowę przerwało im pojawienie się jakiegoś zamieszania w centralnym miejscu placu.
Nie musieli długo czekać bo po chwili wyszło trzech osobników, którzy zostali przedstawieni kolejno jako dowódca grupy szturmowej, "negocjator", który był tutaj nie wiadomo po co. Jaka armia maszeruje z takim impetem tylko po to żeby podjąć negocjacje. Śmieszni byli Uchiha, że wierzyli w sukces rozmów. Ostatnia była najważniejsza. Yamanaka miała mieć umiejętności, które pozwalały jej przekazywać informacje prosto od dowództwa, a ich grupa miała szybko reagować na błyskawicznie zmieniające się warunki na wszystkich polach bitew. Uesugi nie wiedział czy dobrze trafił bo jego umiejętności idealnie nadawały się do prowadzenia ciągłego i ciężkiego ostrzału z dużych odległości ale skoro został wytypowany tutaj to może ktoś uznał, że się przyda.
Kiedy został przekazany rozkaz o przygotowaniu transportu chłopak musiał zastanowić się czy posiada jakiekolwiek techniki pozwalające mu na to. Nie musiał długo szukać w pamięci żeby uznać, że NIE, nie posiada takich zdolności i musiał liczyć na innych. -Kuroi-sama, czy mógłbym zabrać się z Tobą? Nie ma tu nikogo innego z Unii, a jednak wolałbym się trzymać swoich póki co. Zapytał piaskowca wszak miał pojęcie, że Ci mogą podróżować na swoim piasku. Jeśli jednak Mężczyzna nie zgodzi się to Osamu po prostu zasiądzie na jednym z atramentowych tworów tworzonych przez "sojuszników. Przygotuje oczywiścię jedną z technik tak żeby czasami nie spaść podczas lotu.
skrócik:
Osamu komentuje całe towarzystwo, zagaduje Kuroia i pyta o możliwość podróży na jego piasku. Bez względu czy będzie podróżował na atramentowym tworze czy piasku przygotuje jedną z technik do utrzymywania równowagi.
CHAKRA:
Ukryty tekst
TECHNIKI:
Ukryty tekst
WIEDZA:
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI:
Ukryty tekst
EKWIPUNEK:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):Założona zbroja, Ochraniacz na czoło z symbolem "Zjednoczonych sił Sogen".
Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
A więc pojawili się i oni - trójka ludzi, która wyglądała jakby byli tutaj głównymi kolesiami od wpierdolu. Byczek, laseczka i prawdopodobnie goguś z małym sztylecikiem - czyli po prostu Uchiha. Nasze kochane dowództwo, za którym to mieliśmy przeć do przodu i iść w wir wojny, mordu i pożogi, bo jak inaczej nazwać to, co niedługo pewnie się wydarzy? Takeru był chyba niespełna rozumu myśląc, że plemię właśnie dopiero co niedawno obaliło mur, nagle stwierdzi, że w sumie to można się dogadać. Byli tam jak więźniowie, schowani przed światem, za wysokimi ścianami. A teraz - nie no spoko chłopaki, dogadajmy się. Będzie trzeba na niego uważać, tak samo jak na Yoshimitsu, który przez jakiś czas nam pomagał, ale w finalnie... No powiedzmy że nie był zbyt przyjazny. Zdziwił się określenie "Elita swoich klanów", bo nigdy tak się nie przedstawił, więc też nie skłamał na ten temat, tylko Jou mógł tak myśleć. No i mało tej elity w tych klanach, jak zebrało się tutaj ich tak mało. No ale lepszy rydz niż nic. Brakowało mu tutaj kogokolwiek z Klepsydry, może stwierdzili że wolą pierdzieć w stołek i się najebać w przybytku u krzaczastego, a nie wychodzić na jakieś Mury Srury. -Ooo, czyli Ciebie też nazwali elitą klanu i tutaj wysłali? Ja się dopiero tego dowiedziałem, ale lepiej późno niż wcale - Kuroi odwzajemnił ukłon do młodziana, który mu się ładnie przedstawił, powiedział że jest z Unii, bardzo miły koleżka. Klan Kaguya może i niezbyt dobrze się kojarzył, ale sam Kuroi w ich pogromie nie brał udziału, no i wiedział po prostu o co tutaj chodziło. Wolność. No i władza, ale o to przecież klany prują się cały czas, więc to akurat normalna rzecz... Postronni tylko dają się w to wciągnąć. -Naprawdę wierzycie w negocjacje? - zapytał się dowodzącego, ale i olbrzyma, który chyba bardziej przekonywał za pomocą sił swoich ramion, niżeli przy pomocy słów i pięknego języka. Może to pozory, może całe życie po prostu zajmował się rozwijaniem swojego ciała, a przy okazji brał udział w negocjacjach na najwyższym szczeblu władzy. Wolał jednak dopytać jak takie coś miało wyglądać - bo to by sugerowało, że ktoś Dzikimi dowodzi. Negocjacje z rozwścieczonym tłumem przecież na nic się zdawały, bo ktoś tym motłochem musiał pokierować, by w końcu mogli rozpierdolić ten mur w drobny mak. -Śmiało, starczy miejsca dla naszej dwójki, a nie sądzę, żeby to był przyjemny spacer. Będziemy trzymać się nisko, żeby nie być łatwym celem, chyba że stworzysz jakąś tarczę czy coś na froncie. Głupio byłoby tak zginąć od samotnej strzały - rzucił swoim jakże czarnym żarcikiem do Osamu i stworzył latający tworek z piasku, który trzymał w NOWEJ gurdzie na swoich plecach. Aż pachniała nowością i mistrzostwem.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Ich wesoła kompanija, nie była do końca taka wesoła i roześmiana, prędzej przypominało to pogrzeb, na który mieli się wybrać i teraz te wszystkie ciotki i wujki, znajomi poznają się dopiero i stwierdzają, że są z całkowicie innych światów i raczej niechętnie się zakolegują. A już w ogóle zrobiło się ciekawie, kiedy jeden z grupeczki padł na kolana. To jakiś występ czy co? Jeszcze nasz dowodzący do niego podszedł i zaczął mu szeptać do uszka. -Dobrze zaczynamy - burknął sobie pod nosem zastanawiając się, czy prędzej wybiją nas dzicy, czy może jednak nim ktoś zza muru tutaj przyjdzie, to znajdzie porozrzucane zwłoki shinobich pośród rozlanej posoki. Swoje trzy grosze wtrąciła też ogromna góra mięśni, która została mediatorem, bo chyba nakłamała w CV. -Skoro sam uznajesz, że rozmowy nie mają sensu, to może pomińmy ten aspekt? Ślepe wykonywanie rozkazów jest dużo gorsze niż ich spełnianie. Skoro mamy być tam, gdzie będziemy najpotrzebniejsi, to raczej nie powinniśmy marnować czasu na pertraktacje i rozmowy, gdzie ludzie obok nas zapewne będą ginąć, bo nie każdy będzie skory do rozmowy, chyba że wszędzie jest tak... - popatrzył wymownie na wymiary Yaseichiego - Gabarytowy i charyzmatyczny negocjator - dorzucił swoje małe trzy grosze, bo nie zamierzał ślepo iść za rozkazami, w sumie chuj wie od kogo. Żadnego listu z pieczęcią nie dostał, żadnych rozkazów, więc go nie obowiązywały.
Jednak w końcu zakończyło się pertraktowanie i pierdolenie od rzeczy i każdy wzbił się na swój środek transportu. Ile było tutaj dokładnie ludzi? Trudno powiedzieć, ale na pewno dosyć liczna grupa, która miała być zwarta i gotowa do akcji. Szkoda, że tak mało zostało przedstawionych i nie ustalili jakie formacje, kto powinien trzymać się kogo, w sumie to planu żadnego. Chyba faktycznie Takeru uważał, że w grę wchodzą pertraktacje, więc formowanie szyków nie miało większego znaczenia, a jeśli to się nie powiedzie to po prostu zacznie się bitka, której nikt nie przewidzi więc i tak całe formowanie pójdzie w piach. Dużo mówiło się o rozkazach, ale nic nie zostało tak stricte przekazane, przez co Kuroi zaczynał wątpić w to, czy faktycznie ta akcja jest taka zaplanowana, czy po prostu ludziom z Sogen zaczęło palić się tak straszliwie pod dupą, że zebrali po prostu chętnych, rozpuścili wici pośród innych klanów, by przysłali kogoś dobrego no i... JAKOŚ TO BĘDZIE. Takie myślenie było zwodnicze, stąd też Staruszek wolał trzymać się pośrodku lub na tyłach lecących, tak by nie trafić na pierwszy ogień od jakiegoś Atramenciarza, tylko mieć chwilę na reakcję. Mógł też wspierać rannych, jeśli takowi będą, więc to też przemawiało za tym, by być nieco bardziej z tyłu. Obok siebie miał młodego Kaguyę - Osamu jak zdążył się już dowiedzieć. -Jak Cię przekonali, żeby tutaj być, czy też sam się zgłosiłeś? Raczej Ci, którzy pochodzą z Twego klanu - a przynajmniej Ci, których zdążyłem poznać - raczej nie są zbyt pomocni i chodzą własnymi ścieżkami. - poznał w sumie dwóch czy trzech Kaguya nieco bliżej niż tylko przelotem i to w sumie dobrze ich opisywało - wolne dusze. Ludzie niezbyt związani z niczym, prawdziwi koczownicy. Gdyby nie to, że inni pozajmowali terytoria i obunkrowali się jak przed wojną - hehe Sogen to nie pomogło - to pewnie dalej by wiedli taki tryb życia, przechodząc z miejsca na miejsce. Miało to i plusy i minusy, na pewno zobaczysz wiele ciekawych rzeczy, ale nigdy nie zaznasz w pełni spokoju. Zawsze w drodze, zawsze w napięciu. To nie był styl życia dla każdego, ale Staruszek pewnie by się odnalazł.
Osamu był dziwnie spokojny, niby targały Nim różne emocje w środku, niby przejmował się tym całym potencjalnym rozlewem krwi ale jednak miał to głęboko w dupie bo niby czym miał się przejmować. Wojna, do której Kaguya byli wręcz tworzeni od najmłodszych lat i od pierwszych szkoleń. Znał to wszystko lepiej lub gorzej ale znał. Wiedział o tym wszystko, znał smak zabicia kilku ludzi i znał to ciężkie uczucie po popełnieniu tego strasznego czynu. Tutaj nie będzie miał żadnych większych emocji towarzyszących bo przecież te dzikie skurwysyny chcą mordować. Chcą krwi za te wszystkie lata kiedy byli zamknięci za ścianą.
-Właściwie to pierwsze słyszę ale widzę, że Taisho-sama tutaj jest także może coś być w tym gadaniu o elicie. Odpowiedział Kuroiowi na jego pytanie czy Osamu też został nazwany elitą klanu i wysłany na rzeź i beznadziejną walkę. Starszy Unijczyk, po którym widać było opanowanie w tej sytuacji może nieco imponował Młodzianowi. W końcu w takim wieku musiał być bardzo doświadczonym shinobi. Widać było, że ma podobne podejście do negocjacji co Osamu i jak się okazywało reszta oddziału. -Postaram sie unieszkodliwić wszystko co będzie w Nas lecieć. Odpowiedział z uśmiechem swojemu Rodakowi.
W końcu ten cały Ryujin doprowadził do prawdziwego wkurwienia, Naszego super hiper "dowódcę", który zachowywał się tak jakby był tutaj za karę. Zupełnie tak jakby cały świat wpraszał się do obrony ich obsranej dupy przzed dzikimi. Nagle oczy tego całego Takeru rozbłysły na czerwono, a jeden z największych tu obecnych ludzi padł na kolana. Tak łatwo złapał go w genjutsu? Czy to te oczy skrywały taką moc? Uesugi tego nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Gardził użytkownikami genjutsu bo byli skrajnie nie honorowi. Zirytowało go to, że ten dureń śmie atakować LUDZI, KTÓRZY SĄ TUTAJ ŻEBY POMÓC W RATOWANIU TEGO KURWIDOŁKA. Dowódca zachował się jak śmieć i stracił jakiekolwiek zaufanie chłopaka. W normalnych warunkach pewnie doprowadziłby go do porządku ale tutaj był tylko gościem i widział, że Taisho nie reaguje więc po prostu zachował spokój. -Przyszliśmy ratować ten kurwidołek i jeszcze ma czelność używać na kimś siły. Skurwiel. Zaśmiał się nieco. Miał to w dupie czy on to usłyszy czy też nie ale mówił do Kuroia.
Celne spostrzeżenia doświadczonego shinobiego, z którymi się właściwie zgadzał. Po co rozmawiać skoro sam oddział i negocjator nie wierzą w te brednie o rozmowach z ogromną armią, która idzie dokonać zemsty za wszystkie krzywdy. Zaczynał żałować, że tutaj przybył i rozumiał chyba dlaczego Unia miała to w dupie. Uchiha nie zasługują na nic innego niż pogardę. Ryujin przybył tutaj pomagać i ratować tych idiotów, a ten przy pierwszej okazji go zaatakował. Nawet zwierzę się tak nie zachowuje. -Przybyłem tutaj z poczucia obowiązku i z możliwych korzyści dla Unii i mojego Rodu. Odrzekł mu niemal od razu po czym zrobił malutką pauze. -Musiałeś trafić na specyficzne jednostki albowiem wszyscy Kaguya, których znam mają wysokie poczucie obowiązku względem swojego Rodu czy tak jak teraz Naszej Unii. Uśmiechnął się do Niego kolejny raz. W końcu chyba nabierał poczucia, że Ci Sabaku wcale nie są tacy straszni. Ot co, zwykłe człowieki tylko tyle, że wspólna historia była trudna i tyle. -Kuroi-sama, co Tobą kierowało kiedy zgłaszałeś się do obrony? Bo mój powód właśnie przygasa przez zachowanie tego całego Takeru.
Uesugi najchętniej pojawiłby się obok Ryujina i zapytał go czy wszystko w porządku i co ta ludzka wsza mu tam gadała kiedy się przy Nim nachyliła ale to nie on był kierowcą, a nie zamierzał zawracać gitary o taką pierdołę. Postanowił się dostosować i zachować czujność albowiem tak jak mówił Kuroi. Głupio byłoby zginąć od zbłąkanej strzały, a poza tym dzicy nie wiedzieli czy oddział zmierzający w ich kierunku to wysłannicy do rozmów czy może ekipa remontowa, która ma za zadanie rozkurwić trzon armii. Obserwował otoczenie ale bez większego stresu albowiem wiedział, że jeszcze są w bezpiecznej przestrzeni ponieważ dało się słyszeć wiwaty wojska, które zmierzało do regularnej bitwy.
skrócik:
Krytyka Takeru do samego siebie/Kuroia (ale wszyscy mogli to w sumie słyszeć, nie krzyczał ale też nie ukrywał swoich słów) za zaatakowanie Ryujina. Dalsza podróż i rozmowa z Kuroiem
CHAKRA:
Ukryty tekst
TECHNIKI:
Ukryty tekst
WIEDZA:
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI:
Ukryty tekst
EKWIPUNEK:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):Założona zbroja, Ochraniacz na czoło z symbolem "Zjednoczonych sił Sogen".