-Wyłaź, słabeuszu. Nawet walczyć nie potrafisz!- Przeciwnik doskonale wiedział gdzie Daisuke się znajduje. Obecność mgły mu najwidoczniej nie przeszkadzała, więc można było wydzierać się na ile gardło pozwalało. Kolejny raz można było uznać, że to głupota, zdradzanie pozycji i takie tam. Kolejny raz Daisuke powiedziałby, że to gówno prawda. Może przynajmniej uda mu się sprowokować przeciwnika do czegoś albo wybić go z rytmu. Może też wreszcie chakra skończy mu się szybciej niż notki, bo tych najwyraźniej miał bez liku, chociaż nieco powstrzymał swoje wybuchowe próby.
To skłoniło Daisuke do bardziej bezpośredniego ataku. Koniec obiegania, koniec fikołków, koniec wymyślnych taktyk, koniec z idiotycznym wymachiwaniem pałkami na łańcuchach. Schował je za pas, ponownie skupiając się wyłącznie na sile swoich pięści. Ruszył w kierunku miejsca, w którym przed chwilą był. Zamiast skakać na boki, po prostu biegł przed siebie, trzymając gardę i licząc na to, że to co ewentualnie poleci, zostanie przez niego zablokowane. Gdy tylko dostrzeże przeciwnika, wykonuje jedno, bardzo silne ale i bardzo proste uderzenie. Jak go nie znajdzie w miejscu, w którym był, to kontynuuje to samo aż go znajdzie. Do skutku, końca swoich sił lub końca sił przeciwnika. Walka na wyniszczenie. Ciekawe kto wytrzyma więcej.