W czasie, gdy Mujin przygotowywał specyfik, był bardzo niedostępny. To znaczy - słabo kontaktował z otoczeniem. Skupiając się na produkcji odtrutki, co było i czasochłonne i wymagające, raczej nie odbierał wystarczająco dużo bodźców. Ot jego skupiona uwaga nie do końca pozwalała mu na czczą gadkę. Nie, kiedy zdrowie pacjenta i jego potencjalne życie było na szali. A jednak medyk zauważył, że Kan zaczyna się podnosić. Musiał monitorować zachowanie pacjenta, by mieć chociaż pobieżny wgląd w jego kondycję. Usiadł. Dopiero gdy ten zaczął prosić Mikoto o pomoc w wyjściu, Mujin zdecydował się interweniować.
- Kan-san, nie radzę ci wstawać i wychodzić. Nadal jesteś zatruty, bez odpowiedniej odtrutki objawy mogą wrócić i twój stan ponownie ulegnie pogorszeniu. Narażasz swoje życie. - Mujin głośno dał wyraz swojemu niezadowoleniu, jednak Kan nadal powoli człapał w stronę. Mujin nie skończył jeszcze przygotowywania leku i nie miał zamiaru odchodzić od swojej aparatury celem przytrzymania pacjenta. Zwykle do tego celu korzystał ze swoich robaków. Blokował wejście albo przytrzymywał pacjenta jedną ze swoich medycznych technik. Wymagałoby to kontaktu fizycznego i w efekcie utraciłby kontrolę nad swoim ciałem. Obydwie opcje były bardzo kuszące.
- Mikoto-san, bezpośrednio narażasz życie Kana wyprowadzając go stąd. Powinien przyjąć antidotum, w przeciwnym razie może dojść do potencjalnego nawrotu efektów trucizny. - spróbował jeszcze jeden raz, lecz jeśli to nie zadziała, to Mujin będzie musiał coś z tym zrobić.
Działanie wbrew woli pacjenta nie zaliczało się do łatwych moralnie decyzji. Jeśli ktoś chce umrzeć na własne życzenie, to czy warto go ratować? Czy warto powstrzymywać ludzi przed całkowicie świadomym czynieniem sobie krzywdy? Wprawdzie to oczywista głupota i rolą medyka jest właśnie ratowanie życia, ale jak daleko ma to sięgać? Mujin znał odpowiedzi na to pytania, które twardo stały w jego pojmowaniu świata i ideologii. Jeśli ktoś schodzi z jego stołu, to tylko w pełni zdrowy.
Z rękawów i nogawek ubrania Mujina wystrzeliły spore ilości robactwa. Które poleciały w kierunku Kana i Mikoto, jednak ich okrążając. Ich zadaniem było stworzenie blokady na wejściu. Zablokowanie wyjścia ledwo chodzącemu Kanowi i podtrzymującej go medyczki. Nie miał żadnej innej opcji dystansowego powstrzymania ich od wyjścia, która nie obejmowałaby otwartego ataku albo fizycznego kontaktu. Na pewno nie chciał narażać innych pacjentów.
- Kan-san, poczekasz na przyrządzane przeze mnie antidotum. Twoje życie nadal może być zagrożone, niezależnie od rokowań Mikoto. Nie mogę cię wypuścić, nie postępuj w irracjonalny sposób przez chwilowe polepszenie się twojego stanu. - przerwał przygotowywanie specyfiku, zatrzymując się na etapie pozwalającym mu na lekką dekoncentrację. Co tam lekką - w oczywisty sposób angażował się w to, by ten duet nigdzie nie poszedł. Stworzył fizyczną barierę pomiędzy nimi, a ich "wolnością" - dopóki, dopóty Kan nie zechce przyjąć oczywistego środka na ratowanie jego zdrowia, a Mikoto - dopóki nie uświadomi sobie, że przyjęcie antidotum przez osobę zatrutą jest minimum zapobiegawczości, jakie medyk powinien sobą prezentować.
ZDOLNOŚCI