Ale w sumie może dla nich kolor biały był czymś, za co gotowi byli pokryć go krwią? Nie wiedział. Nie znał ich. Nie miał pojęcia, jaki jest ich system wartości, ale podejrzewał, że taki sam jak reszty tej bandy Shinobi - niski. Z tęsknotą w oczach rozejrzał się jeszcze po okolicy. Niestety wokół zdawało się, że nie było żadnego samuraja. Czyli zapowiadało się, że z tej drużyny będzie jedyną osobą, walczącą na bliski dystans.
A może się mylił i Nana, oraz Toshiro, będą osobami, za które będzie kiedyś gotów skoczyć w ogień? Za które będzie zabijał?
Póki co ich tolerował. A to w przypadku tak fanatycznego samuraja jak Ao było bardzo dużo. Poza tym przecież niczego nie wykluczał. Wszystko mogło się zdarzyć. I na wszystko trzeba było być gotowym - także na poświęcenie.
- Jeśli taka jest Twoja wola, to będę milczał. - takie słowa z ust samuraja znaczyły bardzo wiele. Nie znał jej powodów, choć domyślał się - zapewne miała jakieś konflikty ze swoją rodziną z tutejszych ziem. Nie rozumiał jednak jednej rzeczy. - Dlaczego Shinobi tak bardzo mają problem z tym, że ktoś z ich klanu żyje w innej prowincji? - zadał pytanie. Cicho i dyskretnie. - Samurajowie mogą osiedlać się i mieszkać gdziekolwiek chcą. Przecież mamy chociażby szkołę Taka w Kaigan. A to podobny my uchodzimy za izolacjonistów... - w głosie bruneta było czuć faktycznie zdziwienie. Nie docierało do niego to, dlaczego klany tak pilnie strzegą informacji o swoich umiejętnościach. Było to dla niego abstrakcją, wykraczającą poza jego zdolności poznawcze. Natomiast to co Toshiro myślał o nim było po części prawdą - ta śpiewka, że jest tylko podróżnikiem była co najmniej lekkim niedomówieniem. Szukał informacji, które mogłyby być cenne dla jego rodu. Ale droga, którą obrał chłopak do otrzymania tego wyniku była niewłaściwa. Samurajowie nie siedzieli tylko w Yinzin - co zresztą przed chwilą udowodnił tak prostym przykładem.
Obserwował i teren, i ludzi. Przede wszystkim ludzi. Ich ruchy, ich zachowania, sposób poruszania się, to jaki mają akcent i o czym mówią. Był czujny - bo tego nauczyli go w dzieciństwie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszyscy zgromadzeni tutaj mogą być szpiegami, gotowymi donieść wrogowi za kilka miedziaków. Przecież samemu też często tak postepował - był szpiegiem, pracował na usługach wywiadu. I był cholernie pewny, że pierwsze co zrobi po zakończeniu tego rozgardiaszu, to popłynie do Watarimono i wszystko przekaże tamtejszemu szefowi wywiadu. Czyli mamusi.
Gdyby nie to, że Ao miał w dupie kija tak długiego, jak stąd do Daishi, to pewnie prychnąłby śmiechem na sugestię, że ktos może podejść i wyszeptać swoje umiejętności na uszko dowódcy. To była ta ironia, której brunet nigdy nie potrafił wyłapać, czy może faktycznie ludzie wstydzili się tego co potrafią? A może wstydzili się tego, czego nie potrafią?
Jeżeli ktoś naprawdę tak zrobił, to Ao faktycznie prychnął pod nosem i w myślach nazwał tego kogoś skończonym debilem, kretynem i idiotą i życzył mu spotkania pierwszego stopnia z bijuudamą. Po prostu uważał, że skoro razem współpracują, to muszą wiedzieć, co kto potrafi, żeby nie popełnić podstawowego błędu, jakim jest stanie na drodze trzem tonom ziemniaków - czy tam jakiekolwiek mieli Kekkei Genkai tutejsi plebejusze. Uwolnienie ziemniaka, psia ich mać.
- Tsuki Ao, samuraj. - przedstawił się, robiąc lekki ukłon w stronę żołnierza Uchiha. - Biję ludzi pięściami. A jak zasłużą, to mieczem. Szybko. - tutaj naprawdę nie było co wyjaśniać. Chłopak całe swoje życie lał wrogów Yinzin i patrzył, czy równo puchnie. Nie potrafił się skraplać, ani zszywać rany kunaiem. Nie potrafił też zamienić się w byłą narzeczoną dowódcy Muru. Ba, nie potrafił nawet strzelać z łuku w plecy, jak pewien tchórz, mniejsza zresztą o jego imię. Był prostym chłopakiem, który potrafił przypieprzyć tak, że nawet ślepiec zobaczyłby gwiazdy. Był maszyną do zabijania i tym się też zajmował. Szczegóły nie były istotne.