Kolejny normalny domek.
: 18 lip 2019, o 03:53
Dobrze mieć przyjaciół, prawda?
Akarui jednego takiego miał. Jeszcze z czasów młodzieńczych. Obaj byli niejako "wyrzutkami" wśród swoich kuzynów i innych gałęzi rodu Ayatsuri, więc jakoś tak zaczęli trzymać ze sobą. Ich drogi się rozeszły dawno temu, ale nigdy nie byli dla siebie obojętni. Jeśli ich drogi miały możliwość się spotkać, to do tego dochodziło. Jeśli mogli sobie pomóc, to sobie pomagali. Medyk potrzebował pomocy i cichego kąta. A Shagī, znany też Kudłatym mógł mu to załatwić.Nic więc dziwnego, że jak tylko Akarui zapukał do drzwi jednego z domostw, otworzyła mu znajoma, roześmiana gęba, jednym ze swoich stałych tekstów: - Joł joł joł, obacz to! Mój ziomal, Jasny-kolo! Każde słowo rzucone powoli, śpiewnie i radośnie, przy jednoczesnym tradycyjnym przywitaniu, co dla niektórych mogło przypominać dwuosobowe składanie jakichś specjalnych pieczęci, ale było po prostu ich własną zbieraniną klaśnięć, uderzeń i uścisków dłoni. - Joł Kudłaczu, jak się żyje? Masz chwilę?
Odpowiedź była zbędna. Już po chwili obaj byli w kuchni, racząc się wysokoprocentowym trunkiem, pędzonym po cichaczu przez Kudłatego.- Gadaj Misiek, co Ci trzeba. Masz od ręki! - Hahaha, bardzo śmieszne. Nie znudzą Ci się te dowcipy z kaleki? Shagī chwilę poudawał, jakoby mocno się zastanawiał nad swoim postępowaniem, jednak po chwili na twarzy znów pojawił się jego uśmiech i przeciągłe - Eeeeeeeeeyyyyy.... Nie! Po kolejnej krótkiej gadce i paru żartach z obu stron Akarui w końcu postanowił przejść do sedna: - Właśnie między innymi rąk mi trzeba. Wiesz, że nigdy nie byłem dobry w zajęciach warsztatowych, a mam jedną rzecz do wyklepania. Wspomógłbyś mnie swoją pracownią i talentem do dłubania?
I w tym momencie Kudłaty zbaraniał. Po chwili ciszy (i kolejnym łyku trunku) w końcu mógł z siebie cokolwiek wydusić: - Stary, no jacha że pomogę! Jeśli Ty, anty-lalkarz, chcesz wejść do warsztatu, to bierz wszystko co mam, hehe! Bylebym sam też mógł pogrzebać. Akarui wiedział, że nie napotka na żadną odmowę. Tych dwóch, choć wybrali różne drogi, zawsze mogli na siebie liczyć. Shagī nienawidził walczyć, ranić, zabijać, czy chociażby używać broni. Ale uwielbiał budować, naprawiać, tworzyć... Nawet machiny niosące śmierć. Dla samej ekscytacji z tworzenia. - To chodź, czeka nas trochę pracy.
Akarui jednego takiego miał. Jeszcze z czasów młodzieńczych. Obaj byli niejako "wyrzutkami" wśród swoich kuzynów i innych gałęzi rodu Ayatsuri, więc jakoś tak zaczęli trzymać ze sobą. Ich drogi się rozeszły dawno temu, ale nigdy nie byli dla siebie obojętni. Jeśli ich drogi miały możliwość się spotkać, to do tego dochodziło. Jeśli mogli sobie pomóc, to sobie pomagali. Medyk potrzebował pomocy i cichego kąta. A Shagī, znany też Kudłatym mógł mu to załatwić.Nic więc dziwnego, że jak tylko Akarui zapukał do drzwi jednego z domostw, otworzyła mu znajoma, roześmiana gęba, jednym ze swoich stałych tekstów: - Joł joł joł, obacz to! Mój ziomal, Jasny-kolo! Każde słowo rzucone powoli, śpiewnie i radośnie, przy jednoczesnym tradycyjnym przywitaniu, co dla niektórych mogło przypominać dwuosobowe składanie jakichś specjalnych pieczęci, ale było po prostu ich własną zbieraniną klaśnięć, uderzeń i uścisków dłoni. - Joł Kudłaczu, jak się żyje? Masz chwilę?
Odpowiedź była zbędna. Już po chwili obaj byli w kuchni, racząc się wysokoprocentowym trunkiem, pędzonym po cichaczu przez Kudłatego.- Gadaj Misiek, co Ci trzeba. Masz od ręki! - Hahaha, bardzo śmieszne. Nie znudzą Ci się te dowcipy z kaleki? Shagī chwilę poudawał, jakoby mocno się zastanawiał nad swoim postępowaniem, jednak po chwili na twarzy znów pojawił się jego uśmiech i przeciągłe - Eeeeeeeeeyyyyy.... Nie! Po kolejnej krótkiej gadce i paru żartach z obu stron Akarui w końcu postanowił przejść do sedna: - Właśnie między innymi rąk mi trzeba. Wiesz, że nigdy nie byłem dobry w zajęciach warsztatowych, a mam jedną rzecz do wyklepania. Wspomógłbyś mnie swoją pracownią i talentem do dłubania?
I w tym momencie Kudłaty zbaraniał. Po chwili ciszy (i kolejnym łyku trunku) w końcu mógł z siebie cokolwiek wydusić: - Stary, no jacha że pomogę! Jeśli Ty, anty-lalkarz, chcesz wejść do warsztatu, to bierz wszystko co mam, hehe! Bylebym sam też mógł pogrzebać. Akarui wiedział, że nie napotka na żadną odmowę. Tych dwóch, choć wybrali różne drogi, zawsze mogli na siebie liczyć. Shagī nienawidził walczyć, ranić, zabijać, czy chociażby używać broni. Ale uwielbiał budować, naprawiać, tworzyć... Nawet machiny niosące śmierć. Dla samej ekscytacji z tworzenia. - To chodź, czeka nas trochę pracy.
Ukryty tekst
Po całodniowym pobycie w warsztacie, chłopaki zasłużyli na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Wieczór spełzł im na rozmowie, nadrobieniu zaległości, śmiechu... W domu Kudłatego znalazł się nawet kąt do spania dla Akarui'ego. Rano natomiast musieli się pożegnać. Medyk miał swoje plany. Nikt nie pójdzie z nim do Tajemniczego Lasu, nikt mu tam nie pomoże, nawet Sayuri. Ale może przynajmniej się dowiedzieć, czy po wschodniej stronie dzieją się podobne rzeczy. Ukryty tekst
z/t