Kraina mlekiem i lodem płynąca. A i ona płynie przez przestrzeń w poszukiwaniu swojego ulubionego miejsca. Każdy z nas przecież jakieś ma. Może to być strych u dziadków, w którym roi się od pająków i kurzu, albo altana przy której siadałeś będąc małym brzdącem, a chłodna lemoniada koiła rozpalone od słońca ciało. Jednak jeżeli od zawsze wolałeś swobodę i przestrzeń, mogła to być stara jak świat wiśnia, której cień chronił przed promieniami i błękitem letniego nieba. Jak już pewnie możesz się domyślać, lubię lato. To czas ciepła, które koi zszargane zimą nerwy, leczy odmrożenia powstałe na skutek zimnych spojrzeń i zgrabiałych dłoni. To także doskonały przystanek przed jesienią, jedną z najbardziej melancholijnych pór roku. Le petit mort.
Zmierzchało, czyli nie mogłabym być nigdzie indziej. O tej porze dnia, ale o każdej porze roku, trafiam na to jedno urwisko, na ten jeden klif z którego nie mogę być już bliżej nieba i wody jednocześnie. To właśnie tutaj, wszystkie moje rozterki tracą sens, a ten nadają mu wibracje rozbijających się o brzeg fal. Zatrzymuję się, kilka kroków od przepastnej przepaści za którą tak przepadam, przesuwając przemęczone spojrzenie po rysującym się zachodzie. Czerwienie i błękity, magenty i cyjany, we wspólnym, ostatnim przed nocą tańcu, wirują, przenikając się nawzajem, tworzą niepowtarzalną mozaikę kolorów. Synestezja, czuwanie nad istotą obrazów, dotykanie nieistniejącego, smakowanie wibracji i podsłuchiwanie twardych jak niezmienna przeszłość skał, drążonych setkami - nie - tysiącami lat. One były tutaj przede mną, i będą na długo po mnie. Pytanie, czy ja pozostanę po sobie? Co musi przynieść dzisiaj, by pamiętali o mnie jutro? Każdy dzień to podobno nowa szansa, tabula rasa, budzimy się by na nowo próbować swoich sił z nieustępliwą codziennością. I każdego dnia, ponosimy klęskę w tej nierównej walce z samymi sobą.
Przysiadam na zimnej skale, która łaskocze moją skórę, sprawia, że po karku przebiega mi dreszcz. Wzdrygam się, przeciągam prostując plecy, które odpowiadają cichymi trzaskami kręgów i przyjemnym napięciem mięśni. Lustruje okolicę - dwadzieścia cztery godziny wystarczy, by w zawsze tym samym obrazku, wyryć dziurę, która już nigdy nie zniknie. Z pewnością miałeś tak już kiedyś, mój drogi Czytelniku - sklep, który mijałeś każdego dnia w drodze do szkoły czy pracy, zawsze otwarty, tym razem taki nie był. Tabliczka "na sprzedaż", bo nie było utargu, a może zmarł właściciel? Nie wiesz tego, ale przecież tak nie można - nie mogą ot tak, po prostu, odebrać ci tego sklepu. Niby nigdy tam nie zaglądałeś, ale przecież mogłeś. Sama myśl o tym, że miałeś szansę, dawała poczucie komfortu, w pewien sposób sprawiała, że życie wyglądało dokładnie tak samo. Ta jedna, drobna zmiana, pozostawia po sobie ślad na wiele dni, czasem miesięcy. Trudno więc się dziwić, że rzucam ostatnie już spojrzenie na oddalone wyspy i pobliskie wybrzeże. Chcę - nie, to nie tak, ja muszę wiedzieć, że wszystko jest takie samo, jak je pozostawiłam poprzedniego dnia.
Wczesny wieczór, zamienia się w późny, a ja jak zawsze za późno się zorientowałam. Lepiej późno, niż wcale, później się tym zajmiesz, nie teraz, później. Na wszystko zawsze jest czas, tylko nie na to, na co on powinien być. A ja nie chcę być nigdzie indziej, tylko tutaj.
Czerwienie, żółcie i granaty kładą się do snu, tak jak ja kładę głowę na splecionych dłoniach, by podziwiać kolejny raz, moją istotę istnienia.
Re: Klif
: 24 mar 2019, o 01:52
autor: Kaito
Wreszcie dostrzegł linię brzegową i chociaż bywał w Hyuo wiele razy, tak miło było ponownie ujrzeć tak piękne widoki. Mimo że obie wyspy dzielił niewielki dystans, wyglądały one zupełnie inaczej. Chłopak przycumował łódkę przy drewnianym molo, łapiąc głęboki oddech świeżego powietrza i ciesząc oczy wszystkim tym, co znajdowało się wokoło. Przez moment przeszła mu przez głowę myśl o treningu, ale w takiej atmosferze jakoś trudno było mu się skoncentrować na obowiązkach. Ostatecznie stwierdził, że dzień wolnego jeszcze nikomu nie zaszkodził, a on sam po tak ciężkiej pracy zasługuje na fajrant. Adrenalina trzymała go jeszcze przez kilka minut, kiedy nagle uderzył go niesamowity chłód. Kaito aż wzdrygnął się i poprawił okalające kołnierz jego zbroi futerko. Zdążył już zapomnieć, że na Hyuo zawsze panowała o kilka stopni niższa temperatura niż na Kantai, ponadto niemal zawsze wiał tutaj porywisty wiatr, co zdecydowanie nie było mu w smak. Powiedzmy jednak, że wyspa miała wiele innych zalet, które rekompensowały te małe niedogodności. Choćby zalegający śnieg dodawał temu miejscu swoistego klimatu, a młody Hozuki patrząc na bielutkie góry pomyślał od razu o bitwie na śnieżki, która zawsze miło mu się kojarzyła. Uwielbiali w końcu z bratem tego typu zabawy, gdzie mogli się poprzepychać i przywalić sobie w twarz.
Jego nogi od razu zaprowadziły go do osady portowej. Każdy kto znał go dłużej niż pięć minut wiedział bowiem, że ten chłopak niezwykle szybko robi się głodny, a zapachy z przeróżnych ryokanów przyciągają go z odległości paru kilometrów. No dobra, tak wyczulonego węchu to może i nie miał, ale gdzie najlepiej było szukać jedzenia? Oczywiście, że w centralnej części osady! Niestety nie zrobił sobie zbyt dalekiej wycieczki, więc raz po raz mijał restauracje, w których specjalnością było nic innego jak tylko ryby. Pod tym kątem Hyuo i Kantai nie różniły się znacząco. Wreszcie jednak udało mu się trafić na jakiś ryokan, w którym można było skonsumować coś innego i tak oto zamówił kaszę z gulaszem z dodatkiem niezwykle ostrej papryki. Prawdopodobnie sprowadzanej z zupełnie innych regionów, ale musiał przyznać, że trafił na dobrego szefa kuchni, bo jego kubki smakowe wzniosły go na wyżyny.
Najedzony i szczęśliwy stwierdził, że uda się poza osadę i pozwiedza pobliskie tereny. Szczerze mówiąc, nie pamiętał Hyuo tak dokładnie, więc szedł kompletnie na oślep, mając nadzieję, że w ten sposób napotka jakieś przyjemne dla oka miejsca. Kiedy z oddali dojrzał klif, od razu przypomniał sobie jego ulubione ukryte wybrzeże z drzewem wiśni, które także schowane było za podobnym urwiskiem, i nie mógł sobie darować okazji, by wspiąć się na kolejny tego typu szczyt. Po odwiedzinach w rodzinnym domu był wypoczęty, toteż wyprawa nie zajęła mu zbyt wiele czasu, ani nie pochłonęła wiele energii. Podszedł niebezpiecznie blisko przepaści, aby ocenić wysokość (z góry wszystko wyglądało w końcu inaczej), a kiedy cofnął się ponownie o kilka kroków, zdał sobie sprawę z tego, że nie jest tutaj sam.
- Hej? – Mruknął niezbyt pewnie, spoglądając na szczupłą dziewczynę o kolorowych włosach. Dopiero, kiedy przyjrzał się jej bliżej dostrzegł jej nietypowe, bo dwukolorowe tęczówki. Zastanawiał się czy to jakaś cecha charakterystyczna któregoś z rodów, ale jeśli już, musiałby to być jakiś ród zamorski. Nie kojarzył bowiem, by ktokolwiek w Kantai czy Hyuo miał takie oczy. Może była to jakaś choroba? Cóż, Kaito nigdy nie słyszał o heterochromii, więc nic dziwnego, że zainteresował się czymś kompletnie dla niego nieznanym.
- Yyhm… jesteś stąd? – Zapytał głupkowato, ale jego relacje z dziewczętami, szczególnie w pierwszych słowach, nigdy nie brzmiały najlepiej. Później zwykle łapał już dryg, a niekiedy nawet gadał jak najęty, ale rozpoczęcie rozmowy było dla niego problematyczne. Dziwne w przypadku tak towarzyskiego i otwartego typa, czyż nie? Kobiety potrafiły jednak onieśmielać, a szczególnie takie o dwukolorowych tęczówkach.
Re: Klif
: 24 mar 2019, o 11:56
autor: Misune Takashi
Matka natura była tego wieczoru wyjątkowo szczodra, jeżeli chodzi o dary, które przynosił wieczór. Było trochę cieplej niż wczoraj, z pewnością nadal chłodniej niż jutro, ziemia choć zmarznięta, nie doskwierała tak bardzo, a widoki, które rozpościerały się na horyzoncie... rany, dla nich mogłabym zabijać każdego dnia, od nowa, raz po raz, tylko po to by o zmierzchu znów zobaczyć taki zachód słońca!
Ściemniało się już niestety, a to oznaczało, że i wielka gwiazda pomału kończyła swoją wartę, by oddać to miejsce ziemskiej satelicie, która jak zwykle pełniła wartę jaśniejąc tym mocniej nad tym rejonem. Kroki, trzask suchych gałązek, cichy chrzęst śniegu pod butami. Nie za ciężki, spokojne tempo, kobieta? Albo to, albo młody mężczyzna zbliżał się niespiesznie do miejsca w którym jestem. Od lat, od kiedy tutaj przesiaduje, spotkałam w sumie dwie osoby. Raz był to mój ojciec, mocno poruszony moim kolejnym wyjściem z pokoju bez słowa. Pamiętam jak gromił mnie spojrzeniem, stojąc tuż obok, bez słowa. Licząc pewnie, że skruszeję i podkulę ogon. Chwilę później siedział już obok mnie podziwiając tamten zachód słońca. Był równie piękny jak ten. A kim był drugi przybysz, który trafił na odległy od cywilizacji klif, schowany pośród niczego? Pewnie już się domyślasz, że rodzice chodzą parami. Nie minął kwartał, tamten dzień był wyjątkowo ciepły, kiedy moją skromną przepaść nad wodą odwiedziła mama. Scenariusz był dość podobny, choć zdecydowanie, moja mama należy do bardziej rozgadanych osób niż mój ojciec. Nie przeszkadza mi to.
Kroki wzbierały na swojej sile i częstotliwości. Nie minęło trzydzieści sekund, kiedy kątem oka zauważyłam chłopaka. Wyglądał na nieco wyższego ode mnie, kruczoczarne włosy cięły biel śniegu na pobliskich pagórkach, gdy tak z dołu przyglądałam się jego sylwetce. Co miał na sobie? Trudno było wyłapywać konkretne szczegóły jego ubrania, powoli zaczynało brakować ciepłych promieni światła, które ułatwiają to zadanie. To chyba jakaś lekka zbroja? Być może, a może to liczne ochraniacze, nie byłam pewna. Nie poruszyłam się, nie chciałam go spłoszyć, a wydawał się kimś, kto szuka czegoś konkretnego, kompletnie zagubiony we własnych myślach i przemyśleniach, pomyśleć by można, że wymyślił sobie już jakiś cel, i dlatego tu jest. Nie przeczę, i się nie mieszam. Szukam swoim spojrzeniem jego oczu, próbuje wyciągnąć go z głębin jego własnego umysłu, który jak w automacie przeniósł się do podświadomości, wyłączając świadomość.
-Hej? - słyszę.
-Hej. - odpowiadam miękko.
Zauważył, lustruje, ocenia. Nie przeszkadza mi to. Zawiesza spojrzenie na moim i już wiem, że zauważył. Hai. Nietypowe oczy. Wiem, dziękuję, skomplementujesz je za chwilę.
-Yyhm... jesteś stąd? - pyta.
-Z tego klifu? - odpowiadam równie głupio unosząc brew. Przekomarzam się z Tobą, głupku. Spokojnie, nie gryzę.
Re: Klif
: 24 mar 2019, o 12:36
autor: Kaito
Dziewczyna niewątpliwie mogła być zaskoczona jego obecnością. Sam Kaito nie sądził, by ten klif był powszechnie znanym miejscem spotkań, nawet i wśród tubylców. Ukryty dosłownie po środku niczego, w dodatku trzeba było niemałej siły, żeby się tutaj dostać. Jak więc tu trafił? Pewnie dobrze by było powiedzieć w tym momencie o jakimś większym celu, realizowanych od lat marzeniach czy czymś równie wzniosłym, ale odpowiedź była znacznie bardziej przyziemna. Po prostu wylądował tutaj przez przypadek, zwyczajne zrządzenie losu, idąc przed siebie w nieznane i najprawdopodobniej wyłącznie przez miłe skojarzenie z hanamurskim wybrzeżem przy podobnym klifie, podjął się wysiłku i wspiął się na samą górę. Nie spodziewał się, że ktokolwiek inny przed nim też zdecydował się na taki krok. Im dłużej jednak przypatrywał się nieznajomej, tym więcej szczegółów dostrzegał. Oczywiście nietypowe ślepia zwróciły jego uwagę jako pierwsze, ale w tym momencie spoglądał już na torbę i kabury, które jako niezbędny wręcz ekwipunek każdego ninja potwierdziły jego przypuszczenia o tym, że ma do czynienia z kunoichi. Zresztą… zwykły cywil raczej nie zapędziłby się na tak daleką i wysoką wycieczkę.
- Chodziło mi o… – Zaczął równie nieprzytomnie jak za pierwszym razem, chociaż po słowach swojej towarzyszki nieco się rozluźnił, a kąciki jego ust uniosły się wyżej, przyozdabiając jego twarz szerokim uśmiechem. Ona może nie gryzła, on właściwie też, ale chcąc nie chcąc wyeksponował przy tym swoje ostre kiełki. Machnął zaraz ręką na znak tego, by zapomniała o jego pierwszym pytaniu. Poza tym jej przekomarzanki sprawiły, że nabrał przekonania co do tego, że jednak pochodzi z niedaleka. W innym wypadku prawdopodobnie powiedziałaby cokolwiek o swoim regionie. Z drugiej strony ludzie różnie reagowali w takich sytuacjach, więc nie mógł być w stu procentach pewien niczego. Tak czy inaczej byli tutaj sami, więc miał jeszcze szansę dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
- Jestem Kaito. – Naprawił swój błąd, który dość często popełniał na początku spotkania, a mianowicie, niemal zawsze zapominał, aby się przedstawić. Nie było to może zbyt kulturalne, ale jego uśmiech zwykle rekompensował tego rodzaju towarzyskie pomyłki. Można powiedzieć, że mimo swojego nierozgarnięcia miał jakiś wrodzony urok osobisty, który przekonywał do niego innych ludzi. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale raczej był dość lubianym chłopakiem i dało mu się wiele wybaczyć. Poza tym zawsze bił od niego niewiarygodny wręcz optymizm, a jego radosna postawa wzbudzała wśród innych zaufanie. Jeżeli jednak jego rozmówczyni spodziewała się, że ten skomplementuje jej oczy, to chyba mocno się pomyliła. I nie, to wcale nie tak, że mu się nie podobały. Ba, od razu przykuły przecież jego spojrzenie i musiał przyznać, że były na swój sposób intrygujące, a jednak… coś go w nich niepokoiło, bo nigdy wcześniej takich nie widział.
- Ja też nie gryzę, tym się nie przejmuj. – Rzucił z dość dużym opóźnieniem, zdając sobie sprawę z tego, że mógł ją zaskoczyć swoją nietypową szczęką. Z opóźnieniem, bo sam zapominał, że jest to coś rzadko spotykanego. Jakby nie patrzeć, taki się urodził i zdążył się przyzwyczaić do rekiniego uzębienia. Miało ono swoje plusy, bo jak się domyślał, o wiele łatwiej było mu się dzięki niemu uporać się z mięsistymi włóknami, a że jadł całkiem sporo, była to niezwykle przydatna zdolność.
- Coś Ci się chyba stało z oczami? – Wypalił nagle, nie mogąc przejść obok tematu obojętnie. Niestety zwykle paplał szybciej niż myślał i kiedy tylko usłyszał swój własny głos, stwierdził że to pytanie nie brzmiało zbyt zgrabnie. – Czy to zupełnie normalnie? – Dodał więc, starając się jakoś wybrnąć z sytuacji, choć miał wrażenie, że poszło mu to jeszcze gorzej. Tym razem nie był już jednak tak mocno spięty jak przy samym przywitaniu, więc tylko uśmiechnął się szerzej, chcąc tym samym nadać swoim niezbyt mądrym pytaniom bardziej żartobliwy ton.
Re: Klif
: 24 mar 2019, o 18:16
autor: Misune Takashi
Wiatr wiał od zachodu, więc tym ciężej było utrzymać spojrzenie na zachodzącym słońcu. Może to i lepiej? Dzięki temu miałam chwilę, by przypatrzeć się naszemu podróżnikowi. Bo to, że podróżował nie ulegało żadnej wątpliwości. Lekka zbroja, wygodny strój pełen kieszeni i toreb. Wojownik-poszukiwacz przygód. Do tego z rodu Yuki, czyli musiał zamieszkiwać pobliskie wyspy. Ciekawe co go tutaj przygnało? Ciekawość świata? Misja? Może rozrywka? Chociaż wygląda na mojego rówieśnika, równie dobrze może być kilka lat starszy - w pół cieniu nawet małolat może zdawać się starszym mężczyzną.
Uśmiecham się delikatnie do chłopaka, kiedy ten szczerzy swoje kły. Spod wpółprzymkniętych powiek posyłam mu rozbawione spojrzenie, czując jak skrępowany jest zaistniałą sytuacją. W sumie, pewnie też bym się tak czuła, gdybym przyszła na opuszczony klif i spotkała kompletnie obcą mi osobę. Kogoś, kogo przecież nie powinno być w takim miejscu o takiej porze. I to jeszcze pannice! Niechaj bogowie mają nas w swej opiece, to przecież mogła być zasadzka. Więc po części rozumiem Twoje rozumowanie Kaito, i szanuje. Lepiej dmuchać na zimne.
-Spokojnie, wierzę, że mnie nie zagryziesz tymi ząbkami. - unoszę nieznacznie brew do góry na znak, że jeżeli spróbuje to mu je pewnie wybiję. W sensie ząbki, nie pomysł z głowy. To byłoby kontrproduktywne. Doskonale wiem, że w sytuacji takiej jak ta, gdyby chciał mnie zaatakować, miałby drastyczną przewagę. Ja siedzę, on stoi. On może dobyć broni w każdej chwili, ja trzymam dłonie splecione pod podbródkiem. Licho to wygląda, nie powiem, ale co najgorszego mogłoby się stać? Śmierć, choć zawsze tragiczna dla bliskich, nigdy nie jest najmarniejszą z alternatyw. Szczególnie ta szybka.
-Moje oczka mają się całkiem dobrze, dziękuję, że pytasz. - kolejny uśmiech, ten nieco cieplejszy, po trosze na zachętę za dobre pytanie. Cechy charakterystyczne wojownika to nic innego, jak wskazówki. A wiedza o przeciwniku często jest ważniejsza niż najwspanialszy miecz, kiedy przychodzi co do czego. Dla mnie, to całkiem normalne. Z tego co mi wiadomo, taka się urodziłam, ale wiesz jak to jest z rodzicami. Często zatajają jakieś fakty, bo w końcu jesteśmy tylko dziećmi. - zarzucam spławik na wodę, łowiąc od chłopaka informację. Czy rzeczywiście wciąż jest dzieckiem? -Na domiar złego ICH dziećmi, więc wszystkie głupie pomysły z ich dzieciństwa trzeba pomnożyć razy dwa. - to akurat prawda. Jeżeli od każdego rodzica dziedziczymy połowę genów, to moja pula może okazać się w przyszłości naprawdę wybuchowa. Albo śmiertelna, kto wie, przekonamy się pewnie wkrótce. Wyciągam w kierunku Kaito dłoń - Misune. Co Cię tu sprowadza, drogi Kaito? Przyjemność czy praca? - czekam na szarpnięcie wędki.
Re: Klif
: 24 mar 2019, o 19:04
autor: Kaito
Odwrócił wzrok dosłownie na chwilę, przyglądając się zachodzącemu słońcu, mimo że oczy dziewczęcia zdawały mu się ciekawszym widokiem. Zachodów słońca widział już bowiem w swoim życiu wiele, a ta przedziwna mutacja genetyczna czy co to tam było… no właśnie, nie był zaznajomiony z tematem. Nie chciał się jednak wgapiać w dziewczynę zbyt natarczywie, żeby nie zostać czasem uznanym za jakiegoś szaleńca albo zboczeńca. Którakolwiek z tych opcji byłaby przecież niezwykle niesmaczna. Nie miał wglądu do jej umysłu, ale może to i lepiej. O ile bowiem nieznajoma w dużej mierze wyciągała odpowiednie wnioski, tak nie miałby zielonego pojęcia, skąd przyszło jej na myśl, że przynależy do rodu Yuki. Na pobliskiej wyspie mieszkał – rzeczywiście – ale te jego ostre kiełki powinny od razu przywołać w głowie lampkę innego koloru. Z drugiej strony dziewczyna niby nie musiała słyszeć o jego rodzie… poza tym w tym momencie nie miało to chyba większego znaczenia. Zresztą gdyby o tym wiedział, to prawdopodobnie nie obraziłby się za taką pomyłkę. W ogóle nie miał w zwyczaju na nikogo się obrażać. No chyba że na Ame, ale nawet w takich sytuacjach zwykle udawał, próbując na nim coś wymusić. Jego relacje ze starszym bratem były jednak na tyle specyficzne, że trudno byłoby je w ogóle porównywać z innymi.
Czy pomyślał, że ta samotna dziewczyna na klifie to jakaś zasadzka? Szczerze mówiąc, nie, ale zapewne niezbyt dobrze to o nim świadczyło. Był shinobi i powinien chyba bardziej zwracać na takie rzeczy uwagę. Może za bardzo chciał wierzyć w to, że świat jest wspaniały, a ludzie warci zaufania? Cóż, ta drobna osóbka tutaj nie wyglądała na nikogo, kto miałby mu skoczyć do gardła, choć pozory nieraz lubiły mylić. W jego mniemaniu była to po prostu ładna kunoichi, dość młoda, ale jej wieku nie potrafił ocenić. Nigdy nie był w tym zbyt dobry.
- Możesz być o to spokojna, póki nie jesteś polędwicą z dorsza. – W tym przypadku jego głupkowaty komentarz chyba był akurat na miejscu. Nie miał bowiem zamiaru zrobić jej żadnej krzywdy, nawet jeśli sytuacja działała na jego korzyść. Nie widział w tym żadnego sensu. A po tych żartobliwych słowach chyba ciężko byłoby się go obawiać.
- Ah, w porządku. – Mruknął, kiedy dziewczyna stwierdziła, że nie musi martwić się o jej ślepia. Powinien być szczęśliwy, a jednak w jego głosie poza radością słychać było także pewną nutę rozczarowania. Kto wie, może liczył na to, że znów uratuje jakąś damę z opresji, a w tym momencie poczuł się niepotrzebny, tak jak i piąte koło u wozu.
- Myślisz, że coś przed nami zataili? – Zapytał wyraźnie zainteresowany takim poglądem. Sam nigdy o tym nie myślał, ale teraz przypomniał sobie, że kiedy wychodził z domu mama spoglądała na niego tak jakoś dziwnie. Chociaż najbardziej realną wersją było to, że po prostu szukał teraz dziury w całym.
- Ładne imię. – Wreszcie posilił się na jakiś komplement, a kiedy Misune wyciągnęła do niego dłoń, uścisnął ją niezbyt mocno. Zaraz po tym zaczął drapać się po głowie, co wedle psychologów mogłoby świadczyć o zdenerwowaniu, ale w jego przypadku taka teoria bywała myląca. W tym momencie zdążył się już bowiem wyluzować, ale ten gest często towarzyszył mu także w sytuacjach, w których intensywnie nad czymś myślał. Teraz zaś próbował sobie przypomnieć jaki był w ogóle cel jego podróży.
- Odpoczywam od obowiązków... tak myślę. Są tu jakieś ciekawe miejsca, które powinienem zobaczyć? Oczywiście poza tym pięknym klifem. – Chciał w jakiś sposób podtrzymać rozmowę, a także dowiedzieć się czegoś więcej o Hyuo. Zważywszy na to, że jego wizyty na tej wyspie były sporadyczne, nie mógł się równać wiedzą z kimś, kto właśnie tutaj się urodził.
Re: Klif
: 24 mar 2019, o 21:04
autor: Misune Takashi
-Jest tutaj pełno miejsc, które warto zobaczyć. Poczynając od sąsiadujących wysp, a skończywszy na tym klifie. No dobrze, może jestem troszkę niesprawiedliwa dla naszego miasta. Znalazłoby się kilka lokacji, które warto zobaczyć, tylko po to, żeby móc odhaczyć je ze swojej listy. Na ten przykład, kawałek stąd, w pobliżu pełnej kamieni plaży, znajduje się niewielki zagajnik, a w nim przepiękna wiśnia. Nie mam pojęcia co ona tam robi, i szczerze powiedziawszy nigdy nie zastanawiałam się nad tym jakoś szczególnie intensywnie. Wiesz, czasami tak po prostu jest, że akceptujemy jakieś wydarzenie, albo jakąś rzecz i bierzemy ją za oczywistą. Więc, patrząc z tej perspektywy, oczywiście, że jest tam wiśnia.
Czuje jak mimowolnie kącik moich ust unosi się do góry, a mój umysł ucieka na moment, by pobłądzić po opuszczonej skalnej plaży, pełnej oszlifowanych przez wodę kamieni, które skrzą się w błękicie nieba i cieple słońca. Na tej wyspie nigdy nie było ciepło, temperatury zawsze spadały o kilka stopni w perspektywie pozostałych wysp. Co prawda, może i nie zwiedziłam wszystkich, ale jestem przekonana, że wśród nich znalazłaby się przynajmniej jedna, gdzie temperatura nigdy nie spadłaby poniżej dwudziestu stopni. W końcu, we wszechświecie zawsze panuje równowaga. To byłoby nadto niesprawiedliwe, żeby miejsce takie jak to, zaburzało harmonię wszechświata swoim chłodem.
Powracam do niego spojrzeniem, spoglądając nieco przytomniej. Dzisiaj to zdecydowanie błękit dominował w moich oczach, wiem, bo zawsze tak jest, kiedy dojmujące zimno wkrada się do kości, trawi organy sunąc do mózgu i zaburzając moje trzeźwe myślenie. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Jeżeli tak, to przykro mi Kaito, że trafiłeś akurat na moment w którym zamiast duszy mam sopelki. Albo bałwanki, nie wiem, nigdy jej nie widziałam.
-Co chciałbyś zobaczyć? Może będę mogła Cię pokierować. Chyba, że masz już dosyć tej wyspy, wtedy też zrozumiem. Ba! Pogratuluje Ci zdrowego rozsądku. - prycham cichutko, rzucając ostatnie spojrzenie na zachód, który umknął gdzieś przed moją świadomością i zniknął za horyzontem pozostawiając po sobie jedynie tępą łunę zimnej żółci.
Re: Klif
: 25 mar 2019, o 16:41
autor: Numa
Podczas rozmowy dwójki nieznajomych jakimiś dziwnym zbiegiem okoliczności niedaleko zjawił się Numa. Niedaleko była to w pewnym sensie przesada, jakieś dobre 200 metrów dalej spoglądał w dół rozważając jak on wyłowi rybę z tego dystansu. Potrzebował by naprawdę długą żyłkę na wędce. A żadnej wędki nie posiadał więc takie metody odpadały. Dużo bardziej ciekawą sprawą było jak zjawił się na Hyuo, czyli tej zdecydowanie zimniejszej wyspie podobno zamieszkiwanej przez większą ilość jemu podobnych. A miał tylko pójść wyłowić kilka ryb. To była jednak długa historia o tym jak uciekał po tym gdy ukradł kilka marchewek. - Jak ja mam niby teraz wyłowić jakieś ryby w tej sytuacji... Cholera jasna, mam nurkować? W ten mróz? Choć właściwie to woda jest dość ciepła w porównaniu do powietrza. Gdybym rozpalił ognisko i zostawił suche ubrania na górze. - I tak wzrok Ranamru skierował się w kierunku dwójki ludzi którzy chyba w najlepsze łowili sobie ryby. - Kurde jeszcze jacyś przypadkowi przechodnie. I co mam się tu tak po prostu rozebrać aby łowić ryby... Muszę wymyślić coś innego. Wiem muszę poszukać jakiegoś długiego kawałka drewna. Przerobić go na jakiś trójząb albo harpun. -
I tak ruszył niepostrzeżenie w kierunku lasu gdzie zwyczajnie zaczął strugać za pomocą kunaia. Tworząc od zwykły badyl z wzięciem utrudniającym ucieczkę rybom. I tak powrócił schodząc powoli po klifie pomagając sobie przy tym chakrą. Potrzebował tych rybek w końcu musiał coś jeść. Po chwili dwójka wędkarzy mogła dostrzec jakiegoś podejrzanego typa w hełmie z kapturem od płaszcza na głowie. Sprawiało to że niewiele było go widać a sam Bezdomny był bardzo zamaskowany. łowił on ryby na ryż. Od rzucał nieco rozgniecionego ryżu na wodę aby przyciągnąć nieco rybek pod powierzchnię. I wtedy szybkim zdecydowanym uderzeniem starał się takową upolować. Jak na razie bezskutecznie.
Re: Klif
: 25 mar 2019, o 23:07
autor: Misune Takashi
Polecam najpierw to włączyć![youtube]https://www.youtube.com/watch?v=cFtA0ECKh6I[/youtube]
Jaskółki latają nisko. Moja mama mi tak zawsze powtarzała kiedy działo się coś złego. Nie mogę powiedzieć, że każdego dnia bałam się o swoje życie, bo przecież tak nie było - jednak to zapamiętałam doskonale. To, i jej przerażone spojrzenie, kiedy ojciec nie wracał do domu po długiej wyprawie. Zawsze mi mówiła, że to dlatego, że walczy za nas, żebyśmy my nie musiały. Że to dla naszego dobra.
Pierdolenie.
Nienawidziłam jej w tych chwilach, pomimo, że kocham ją całym swoim sercem. Całym sercem rwanym cichym szlochem, gdy dni zamieniały się w tygodnie, a ona powtarzała, że nic mu nie jest. Pocieszała siebie, próbując pocieszyć mnie. I pewnie właśnie dlatego i ja chce wyruszyć na misję. Iść w świat, zwiedzić każdy, najciemniejszy zakątek, każdą najbardziej wyschniętą pustynie, tylko po to, by przekonać się na własnej skórze, że jestem od niej silniejsza. Chociaż przecież nie muszę nikomu niczego udowadniać, poza mną samą.
Jej zapach został na mojej koszulce. Idę pustą ulicą mojego małego miasteczka i zastanawiam się, czy kiedykolwiek, ktokolwiek na świecie, pachniał tak jak ja.
Jestem prawie pewna, że nikt poza nią.
Wiosna zaprowadziła mnie tam, gdzie rzadko bywałam. Jestem zapracowaną małą siksą. Wstaje równie wcześnie co ona, jednak ja nie mam w sobie tyle siły. Nie mogę chodzić po mieście i śmiać się w głos. To niedojrzałe, nie jesteśmy przecież dziećmi. Nie mogę rzucać pustymi butelkami z dachu pustej stodoły. To nieodpowiedzialne, bądźmy dorośli. Nie, nie zatańczę z Tobą w chłodnym deszczu, jeszcze się zaziębisz i co potem? Ja Cię do konowała nie będę wiozła.
Zanim się zorientowałam, zachowywałam się zupełnie jak mój ojciec i moja matka, którymi gardziłam w głębi ducha, kilka lat temu.
Pięć lat temu nie istniał lepszy pomysł, niż nocny wypad do lasu.
Cztery lat temu nie istniał lepszy pomysł, niż podpijanie sake za barem pośród śmieci.
Trzy lata temu nie istniał lepszy pomysł, niż spalanie siebie do utraty przytomności, kiedy inni siedzieli na zajęciach.
Dwa lata temu nie istniał lepszy pomysł, niż ucieczka z domu.
Rok temu nie istniał lepszy pomysł, niż przeczytanie książki i powtórka pieczęci.
Teraz nie istnieje lepszy pomysł, niż pusty klif i zachodzące słońce.
Jednak w dni takie jak te, dni chłodne, i tak gorzkie od żółci, marzy mi się tylko to morze. Te niespokojne obłoki i stalowa szarość horyzontu przed Naszymi oczami. Szkoda, że nie słuchałam wtedy mojej mamy, nie nadstawiłam dobrze uszu, by zrozumieć, jak wiele tracę. Teraz jest jednak za późno, a ja czuję się staro.
Po raz kolejny rzucam spojrzenie na okolicę, chłonąc chłostę chłodnego wichru znad morza, wytężając różowo-niebieskie ślepia, by choć na moment powrócić do rzeczywistości. Tak, czuje się staro. Nie mogę powiedzieć, że nie. Czy jednak chce już na zawsze pozostać tylko córką rodziny Takashi? Wspaniałego woja, który dzielnie walczył za Naszą wioskę, latoroślą pięknej jak z obrazka Pani Wiatru, tak ulotnej jak i śmiertelnej? Czy może stanę się wreszcie Misune, tą-która-zwiedziła-świat?
Dostrzegam w półmroku ruch pod klifem.
Re: Klif
: 26 mar 2019, o 12:24
autor: Numa
Bezdomny trwał w swym bezskutecznym polowaniu za rybkami. Starając się jakoś je dopaść. Czas mijał, przynęta wydawała się nie być tak efektywna, jak mu się początkowo wydawało. Ogromny zbiornik wodny sprawiał że było to niewyobrażalnie trudne. A co gorsza wzburzone fale rozbijające się o nabrzeże utrudniały dostrzeganie ryb jak i sprawiały że drobinki ryżu spierdzielały mu, nie tworząc tak idealnego miejsca do którego przebyły by rybki. Do tego te fale, które powoli moczyły jego ubrania, sprawiając że straszliwe zimno zaczynało zmagać jego ciało. Doprawiane do tego wszystkiego silnymi powiewami zimnego wiatru. Miał dość, Numa czuł smak tej niewątpliwej porażki z żywiołem. Sprawiło to że po chwili poirytowany rzucił swoją prowizoryczną włócznią wystruganą na bok.
To one w tych ciężkich chwilach gotowe szczęście dać.
Klejnoty polskiej mowy, dwa słowa: Kurwa mać.
Poirytowany i głodny zwrócił swój wzrok w kierunku dwójki ludzi których wcześniej dostrzegł. - Gdyby ich tak się zapytać czy mają jakieś rybki dla mnie. Nie błagać nie będę... Wiem może zapytam się ich czy mają jakiś pomysł na to jak je wyłowić. - I tak zastygł na chwilę, stojąc na niespokojnej tafli wody. Zbierając słowa, aby w końcu powiedzieć. — Witajcie! Macie jakiś pomysł jak dopaść te przeklęte Ryby? —
Jego głos był głośny wręcz lekko krzyczał do nich aby przebić się przez wiatr i dystans. Do tego słyszeli że nieco tłumił go również Hełm który nosił. Nie miał on zbyt wiele szczelin jedynie jedna podłużna na oczy.
Re: Klif
: 26 mar 2019, o 16:45
autor: Kaito
- Kantai znam jak własną kieszeń, więc odpada. – Wtrącił z uśmiechem, potwierdzając ewentualne przypuszczenia towarzyszki co do jego pochodzenia. Łatwo było się domyślić, ale z drugiej strony mógł też mieszkać na którejś z maleńkich wysepek otaczających te dwie największe: jego ojczyznę i Hyuo. Właściwie nie był pewien czy czasem trochę nie żałuje, że nie obrał sobie za cel którejś z nich. Były dla niego o wiele bardziej tajemnicze. Ale wtedy z kolei nie spotkałby Misune, więc kto wie, może tak właśnie miało być. Życie lubiło pisać takie scenariusze.
- Co Ty powiesz, drzewo wiśni?! – Zapytał zaskoczony, choć z zupełnie innego powodu niż dziewczyna. Teraz to miejsce jeszcze bardziej kojarzyło mu się z domem. Może i drzewo wiśni nie znajdowało się tak blisko klifu i wybrzeża jak w Hanamurze, tutaj wszystko było bardziej rozproszone, ale nadal nie mógł uwierzyć w taki zbieg okoliczności.
- Rozumiem. Mamy podobne miejsce u siebie, więc chyba muszę odwiedzić ten zagajnik. – Odparł po chwili namysłu, kompletnie ignorując to, że Misune niezbyt entuzjastycznie wypowiada się o tej wyspie. Poza znacznie niższą temperaturą i porywistym wiatrem nie było tutaj aż tak źle, no nie? Docenił również to, że jego nowa koleżanka chciała zrobić za jego przewodnika, a jednak nie odpowiedział na jej propozycję. Po prostu usłyszał jakieś szmery i kroki nieco niżej, dlatego wychylił się, aby zobaczyć, kogo to też nogi tu przywiały. Tym razem już wydało mu się to podejrzane. W tak ukrytym i trudno dostępnym miejscu taki tłok?
Dostrzegł jakiegoś chłopaka brodzącego po wodzie. Musiał bliżej mu się przyjrzeć, żeby pojąć, co ten właściwie robi. Jak się okazało próbował łowić ryby, ale jego zamiary chyba nie do końca zgrywały się z oczekiwanym rezultatem. Wreszcie nieznajomy odwrócił się w ich kierunku, a Kaito instynktownie położył dłoń na swojej kaburze. Jego obawy były bezpodstawnie, wyglądało bowiem na to, że nie chce wdawać się z nimi w jakikolwiek spór. Ba, wręcz przeciwnie, prosił ich o radę i ewentualną pomoc. Jego krzyk przez te fale i świszczący wiatr był ledwie słyszalne, ale Hozukiemu udało się zrozumieć wszystkie słowa.
- Może zejdziemy nieco niżej? – Zagaił do Misune, ale nim ta jakkolwiek zareagowała, sam zaczął ostrożnie przesuwać się w dół, uważając w szczególności na obsuwające się kamyki. Ktoś mógłby powiedzieć, że powinien poczekać na dziewczynę, ale ta była kunoichi. Powinna sobie przecież poradzić bez większych komplikacji.
- Tutaj chyba raczej nie połowisz. – Westchnął ciężko do nowo przybyłego, kiedy znalazł się już w jego pobliżu. Dopiero teraz rozpoznał to dziwne coś na jego głowie, z góry mógł tylko zidentyfikować kształt, ale nie przyszło mu do głowy, że to hełm. Kaito momentami nie był specjalnie domyślny.
- Chyba że oszczepem… ale przy tak wzburzonych falach… – Zastanawiał się czy to w ogóle ma sens. Mimo że pochodził z kantańskiego regionu i uwielbiał ryby jeść, tak ich łowienie zawsze go nudziło. Nie był więc w tej kwestii takim ekspertem, za jakiego można by go brać.
Re: Klif
: 26 mar 2019, o 22:58
autor: Misune Takashi
Tyle się działo w tak krótkim czasie, że chyba zaraz zrobi mi się niedobrze od natłoku wrażeń. Spodziewałam się, ba, zawsze brałam poprawkę na to, że ktoś może pojawić się w miejscu do którego przychodzę codziennie. Umówmy się, im częściej gdzieś jesteś, tym większa jest szansa, że kogoś po drodze - bądź na miejscu - spotkasz. I to nie byłby żaden problem. Co innego wspomnienia, które jak te fale pod stopami, wzburzały moją świadomość, bujały nią jak statkiem w silny sztorm. Ciche szmery w głowie, jak echa dawnych wydarzeń, stopniowo przybierały na sile, wyciskając powietrze z płuc, doprowadzając do łez. Wzmagały się, by porwać moje oczywiste ja do nieoczywistego nigdzie. A za takimi obrotami spraw nie przepadałam, nie będę kłamać.
Jak wiele człowiek musi przejść zanim jego psychika pęknie jak zapałka? Ile trzeba znieść, żeby doczekać się upragnionego trzasku, który oznajmia wszem i wobec – oto nadszedł moment w którym wszystko w Twoim życiu ulegnie przewartościowaniu?
Jak bardzo można się zgubić w ciągu pięciu minut? Znam takich, którzy przez całe życie szukali drogi i wciąż nie mogą znaleźć samych siebie. To zdanie z niewiadomych przyczyn jest mi niezwykle bliskie, może dlatego, że i ja wciąż szukam swojej ścieżki na tym świecie. Być może mam pewne możliwości, które sprawiają, że jestem w stanie znaleźć ją nieco szybciej niż inni. Co jednak w przypadku w którym najzwyczajniej w świecie, udeptany szlak mi nie pasuje? Nie podobają mi się te drzewa, które porastają zniszczone pobocze, fakt, że czuje zapach strachu, który zdążył wsiąknąć w ziemie na tyle głęboko, że czują go trawione przez ogień dusze potępieńców. Nie podoba mi się kolor nieba, który jest tutaj jakiś taki mniej błękitny, mętny jak woda w zapomnianym stawie. Uważaj tylko, żeby nic nie wciągnęło Cię pod jego taflę kiedy tak spacerujesz po nieznanych sobie terenach. Przecież wszystko się może zdarzyć, nawet jeżeli droga wygląda na uczęszczaną. A ja może chciałabym zniknąć, odejść gdzieś, gdzie nie ma tego wszystkiego? Czego? No, tego. Przecież wiesz o czym piszę, więc nie udawaj. Tej presji, tego ciągłego prześcigania się nawzajem, deptania sobie po piętach i nieświeżego oddechu na karku, który pozostawia po sobie wilgoć. Nie chcę tego wszystkiego, chcę spokoju, odpoczynku, chcę złapać oddech świeżego powietrza – tego którym nikt do tej pory nie oddychał. Usiąść na jadowicie zielonej trawie i patrzeć na słaniające się łany zbóż, które kładą fale na swojej powierzchni, tym bliżej ziemi, im mocniej wiatr porywa moje ubrania w strzępy. Czy ceną postępu jest zapomnienie o wolności? Jeżeli tak, to ja pierdole taką cywilizację. Zmierzamy do punktu w którym nie będzie odwrotu, nacieramy w przód do momentu w którym każdy na świecie bezpiecznik pod czaszką błyśnie ostatnim światłem. Popchniemy postęp i rozwój tak daleko, aż się nie uwstecznimy.
Ale może to dobrze? Może tak właśnie powinno być, może powinniśmy dążyć do samo destrukcji, bo tylko wtedy jesteśmy skłonni oddać wszystko, żeby nie mieć niczego? Urojone wizje utopii, utopionego w morzu myśli umysłu. Powinnam częściej to robić. Albo rzadziej. Nie jestem pewna dokąd zaprowadziłaby mnie każda z tych opcji, ale mam ponure wrażenie, że żaden wynik nie przypadłby mi do gustu.
Więc...
Do wyboru są dwie drogi. Mogę pójść w prawo, zejść ze swojego klifu na którym jestem każdego dnia, każdego wieczora, każdej pory roku. Zsunąć się po zmarzniętej ziemi na dół i porozmawiać. To doskonały sposób na zawiązywanie znajomości. Wiedzieliście, że 95% znajomości, które zawieramy przez całe swoje życie zaczyna się właśnie od niej? Niesamowite, wiem. Też byłam wstrząśnięta kiedy to usłyszałam.
Mogę też pójść w lewo. Pomachać Kaito, pomachać przedziwnemu nieznajomemu, który najwyraźniej przepada za łowieniem ryb w najbardziej parszywych warunkach - kiedy jest ciemno, zimno i do domu daleko. Mogę uśmiechnąć się pięknie, ukłonić i podziękować za wspólnie spędzony czas. Mogę poprosić o następne spotkanie, w lepszych czasach, w lepszym miejscu, z lepszą mną. I pójść przed siebie. Dorwać byle robotę za byle pieniądze i nie martwiąc się o własne zdrowie, przeżyć najbardziej niesłychaną przygodę swojego istnienia. Jedną z tych, których nie opowiadasz rodzicom przy rodzinnym stole, a Twoi znajomi i tak usłyszeli już ją od nieznajomego, który opowiadał o różowookiej podróżniczce - poszukiwaczce przygód.
Nie podnoszę jednak ręki. Stoję jak głupia, choć jestem przecież w stanie odróżnić "lewo" od "prawo". A mimo tego, jedyne na co jestem w stanie się zebrać to obserwowanie, jak Kaito wyraźnie spięty schodzi po zboczu w dół, by powitać naszego rybaka.
Re: Klif
: 27 mar 2019, o 00:18
autor: Numa
Numa nadal tkwił w klasycznej bezradności. widział jednak że w pewien sposób zaburzył funkcjonowanie tutejszych ludzi. łowienie Ryb i tak nie przynosiło efektów sprawiło to że postanowił. - To nie ma sensu ten ktoś teraz jeszcze schodzi bez sensu kiedy ona nie schodziła, to tworzyło dziwną sytuację. Jeszcze też się nieco pomoczy. Bez sensu. - I tak w tych przemyśleniach Numa rozpoczął wędrówkę w górę. Mówiąc przy tym zanim ten ktoś zszedł zbyt nisko. — Nie schodź ja wejdę na górę! I tak nic raczej nie złowię... —
I tak Numa ruszył wspinając się w górę, oczywiście klasycznie pomagając sobie za pomocą chakry, aby zwyczajnie ustać niedaleko dziewczyny jak i tego nowo poznanego. Jak na standardy Numy naprawdę blisko bo było tak może z 2-4 metry od nich zależy. Jak zwyczajnie wygodnie by mu się rozmawiało. Wówczas powiedział coś co mogło zabrzmieć dość normalnie. — Wybaczcie niepokojenie, zgłodniałem i jakoś tak pomyślałem że dopadnę jakąś rybę, a pogoda nie na takie zabawy. — Wytłumaczył swoje zachowanie chcąc zwyczajnie jakoś przerwać niezręczną ciszę. Spoglądał na nich spod hełmu, obserwując ich reakcję, trochę im nie ufał, z drugiej strony zwyczajnie nie mieli powodu aby mu cokolwiek robić. Niewiele było widać pod nim jednak był nieco przemoczony. Mimo tego nie wydawało się aby jakoś mu to doskwierało mimo zimna. Możliwe że po prostu był przyzwyczajony do niekomfortowych warunków.
Re: Klif
: 27 mar 2019, o 22:32
autor: Kaito
Nie miał zielonego pojecia, jakie myśli kotłują się w głowie Misune, natomiast jej niezdecydowanie nie stało na przeszkodzie jego działaniom. Dość wyrywnym, jak zwykle to w jego przypadku bywało. Dopiero głos nieznajomego przywołał go do porządku, a Kaito zatrzymał się gdzieś w połowie drogi, próbując przetrawić wszelkie nowe informacje. Zamyślony o mało co nie potknął się i nie runął w dół. W ostatniej chwili złapał się jakiejś wystającej skały i ostatecznie zdołał utrzymać równowagę. W tym samym czasie chłopak, który podjął się nieudolnej próby łowienia ryb wdrapywał się już ku niemu i dziewczynie z Hyuo. Cóż, zmiana kierunku ruchu?
- Nie ma sprawy! – Zawołał radośnie do Numy, nie przejmując się tym, że nawet gościa nie zna. Rozmowa z Misune na klifie wystarczająco go już rozluźniła i teraz nie miał większych problemów ze złożeniem słów w kompletne i zrozumiałe zdania. Poza tym, nie oszukujmy się, gadka z facetem to było co innego. W tym przypadku nie mogła go onieśmielić jego zgrabna figura czy dwukolorowe tęczówki.
- Rzeczywiście… dzisiaj zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby zamówić sobie rybkę w jakimś ryokanie. – Przytaknął nieznajomemu, przyglądając mu się pod różnymi kątami. Przez to, że miał na sobie hełm, trudno było cokolwiek o nim powiedzieć. Nie było widać jego mimiki twarzy, reakcji na ewentualne odpowiedzi. Szczerze powiedziawszy było to w jakiejś mierze frustrujące, ale Kaito nie miał póki co zamiaru zwracać mu uwagi. Mimo wszystko wolałby, że ten tutaj zdjął z siebie ten kawał żelastwa.
- Właśnie! Może skoczymy do osady coś zjeść? – W ogóle nie zważał na to, że był w towarzystwie osób, którym nie powinien jako nowo poznanym do końca ufać. Po prostu jak tylko usłyszał o jakichś smakołykach, jak zawsze tracił rozum. I nie miało nawet znaczenia to, że przed wyprawą na klif wpakował w siebie porządną porcję kaszy z gulaszem. W ciągu tych kilkunastu, może kilkudziesięciu sekund, zdążyło mu już zaburczeć w brzuchu, a kubki smakowe gotowe były na nowe doznania kulinarne.