Post
autor: Arisa Terumi » 19 cze 2018, o 21:47
The only lasting wisdom
is a knowledge of the truly loved heart.
Zima w Yusetsu bywała sroga; Arisa pamiętała takie dni i lata, kiedy wychodziło się na zewnątrz, drżąc z chłodu i rozgrzewając dłonie o ciepły płaszcz, stąpając po relatywnie miękkim śniegu. Kiedy biegło się za Narimą z trwogą jak u nadopiekuńczej matki, żeby nie zgubić jej w pustce, wietrze i zimnie, między gęstymi drzewami; gdy ścigało się Naizena z cichymi przekleństwami na ustach, dźwigało się ciężkie wiadra z drewnem, które rodzice podpalali przy użyciu starych sposobów shinobi albo szło się do przyjaciółki na ciche, poufne rozmowy w świetle lampionów, na poduszkach. Takie życie jak to było idealne - i takie właśnie teraz wiodła.
Jesień odeszła szybciej, niż się spodziewała - jak niektórzy ludzie, co do których żywotności jesteśmy przekonani, że będzie niespożyta i wieczna.
Po powrocie do domu z misji dla mistrza Masamune opowiedziała wszystko rodzeństwu; matka była zadowolona, ponieważ Arisa nie tylko udowodniła sobie, klanowi i światu wartość nazwiska Terumi, ale i wykazała się trochę w oczach ludzkich, wzbudziła zaufanie mistrzów sztuki kowalskiej; kto wie, może kiedyś jej jedynaczka wyjdzie za kogoś obdarzonymi talentami i mądrością niczym mistrz Masamune...? Na razie jednak nie było ani możliwości, ani czasu i sposobu szukać dla niej męża - to znaczy mąż by się znalazł, gdyby nie to, że Arisa nic nie czuła do Kenshina, Daichi był zbyt młody na małżeństwo i nie traktował tej ich relacji aż tak poważnie, natomiast Kazuya...O Kazuyi Arisa nie miała żadnych wiadomości. I ogrzewając dłonie od otwartego pieca, szyjąc sobie ubrania i naprawiając te rozdarte, patrząc w tlące się płomienie, często ze sobą ich porównywała. Kazuya, silny i nacechowany tym wewnętrznym żarem Terumi, Daichi, pomarańczowa radość, Kenshin - milczący, spokojny, zapatrzony w jakąś przeszłość...Mogłoby ich to łączyć, gdyby nie to, że młoda dziewczyna powinna była dobrze dobrać sobie męża i nie powinna była wychodzić za odrealnionego marzyciela, który nie utrzymałby rodziny jedynie ze snów.
Mijały kolejne dni i miesiące. Zima powoli się kończyła, a wspomnienia obydwóch matek Arisy: Izumi, która oddała życie w imię chorej miłości, ofiary smoka uczuć, który bezlitośnie ją pożarł...i Asami, twardej, silnej Asami, która po śmierci męża zacisnęła zęby, odrzuciła kolejne oferty małżeństwa i szła dalej, prowadząc skromny dom, opiekując się trójką sierot i mając nadzieję na to, że najstarsza z nich (mimo plotek i historii powtarzanych niesłusznie przez niektóre sąsiadki) udowodni swoją wartość innym raz jeszcze.
***
On another night, another night
I passed away in the new spring
Nie czekała. Pożegnała się serdecznie z matką, uściskała Naizena i Nari i kiedy tylko na niebie pojawiły się pierwsze blaski ciepłego, jasnego słońca, kiedy chmury trochę zelżały, , a śnieg stał się jedynie wspomnieniem, kiedy pierwsze wiosenne wiatry targnęły Wietrznymi Równinami - zawsze niespokojnymi, silnymi niczym owe porywy szarpiące drzewami i miotające ludźmi łatwiej, niż słowa sercami - wyruszyła w pierwszą w życiu samodzielną podróż.
Prawda, że wtedy, uciekając z domu, który teraz już nie istniał, podjęła się na coś samodzielnego, pierwszego...Jednak teraz była już dorosła, podejmowała świadome decyzje i musiała odpowiadać za swoje postępowanie nie tylko przed sobą, ale i przed klanem, który przecież nie puściłby płazem pewnych zachowań. Wrząca niczym gorąca lawa duma Terumi nie pozwalała jej upadać, nie pozwalała zatrzymywać się w miejscu; Arisa musiała sobą przedstawiać przyszłość, nowe jutro rodziny, która potrzebowała jej zarobków z misji i pieniędzy matki, by dalej żyć. By Naizen i Narima mogli żyć w nowym, lepszym świecie, w miejscu bez zdrad, kłótni, żalu i kłamstw. Bez cierpień, tak powszechnych i bolesnych, szarpiących serce zwłaszcza po odejściu żywiciela głowy rodu. Chyba że to były pobożne życzenia?
Dom już dawno znikł za jej plecami, a słodko-gorzka świadomość samodzielności napełniła Arisę poczuciem siły. Teraz była na swój sposób wolna. Mogłaby odejść, ale - po co? Przecież ten dom, ta rodzina dała jej więcej miłości i opieki niż ktokolwiek inny w życiu. Pragnęła odpracować jakoś ten dług, okazać ludziom, którzy ją wychowywali i wspierali, którzy bawili się z nią inaczej niż zawsze, jakby nigdy w życiu nie była córką tej biednej Izumi i tego zasranego zachlańca, tej gnidy, tego robaka, tego złodzieja, pijaka, zboczeńca i wariata... (lista określeń na jej biologicznego ojca była bardzo długa).
Stąpała po zielonej trawie, rozglądając się po okolicy i chłonąc pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny.
Odrodzenia snów.
___________________________________________________________________________________________________________
ZT na szlak transportowy
0 x