[Event] Wielka wojna
[Event] Wielka wojna
Czas tutaj do pojawienia się do 17.03.2017 godz. 18:00
Edit. Uwaga każda osoba dochodząca do eventu zostanie przeniesiona na nowy system styli, aby w trakcie nie robić wydziwiania w KP. Itd. W związku z tym proszę się do mnie zgłosić na pw/GG gdzie udzielę wskazówek.
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: [Event] Wielka wojna
Natsume, odziany w pancerz Sakki, przemieszczał się po terenach wyspy tak szybko, jak tylko pozwalały mu łapy jego przywołańca. Hyohiro robił co mógł, by jak najszybciej dostać się do Fuyuhany, gdyż czas zdecydowanie naglił - skoro flota była już tak niedaleko wyspy, że dało się ją zobaczyć ze zwykłego drzewa na zboczu Shiroyamy, to oznaczało to że niedługo wrogie wojska dostaną się na Hyuo. I rzeź się rozpocznie. Zanim to się wydarzy, musiał upewnić się co do sytuacji wśród pobratymców, pomóc w ewentualnej ewakuacji... no, i otrzymać odpowiednie rozkazy od Garekiego. Teraz był członkiem służb specjalnych, i od jednego słowa jego przełożonego zależały jego następne kroki.
Poprawił maskę na twarzy. Będzie ciężko.
W wiosce, tak jak można się było domyślić, panował kompletny rozgardiasz, by nie nazwać tego wprost - burdel. Ludzie nie spodziewali się nadchodzącego zagrożenia, i teraz musieli w panice zbierać to co dla nich najważniejsze i uciekać jak najdalej, do bezpiecznych kryjówek. Miał nadzieję, że pośród nich znajdują się też Mei i wuj Raien, bo by być szczerym - tylko w ten sposób mógł zachować chociaż odrobinę spokoju ducha.
Niedługo będzie musiał przerzucić się na wbitą mu mentalność Yukich, lecz póki co - jeszcze nie było takiej konieczności. Omijał wszystkich przechodzących, starając się tak by Hyohiro przedostał się jak najszybciej do siedziby władz. Jeśli Gareki i Yumi gdzieś byli, to najpewniej tam.
Gdy w końcu się przebił, zeskoczył z grzbietu tygrysa i poklepał go po głowie, dziękując za pomoc i pozwalając na wycofanie się na Hyogashimę. Hyohiro spojrzał na niego ponuro i pokiwał głową.
-Bądź ostrożny.
-Przyjąłem - odparł tylko i ruszył w kierunku wejścia, gdzie powinien znajdować się jakiś strażnik. Czy coś.
-Kenshi z Ansatsu no ki rodu Yuki, szukam Yumi-sama i Garekiego-dono.
Poprawił maskę na twarzy. Będzie ciężko.
W wiosce, tak jak można się było domyślić, panował kompletny rozgardiasz, by nie nazwać tego wprost - burdel. Ludzie nie spodziewali się nadchodzącego zagrożenia, i teraz musieli w panice zbierać to co dla nich najważniejsze i uciekać jak najdalej, do bezpiecznych kryjówek. Miał nadzieję, że pośród nich znajdują się też Mei i wuj Raien, bo by być szczerym - tylko w ten sposób mógł zachować chociaż odrobinę spokoju ducha.
Niedługo będzie musiał przerzucić się na wbitą mu mentalność Yukich, lecz póki co - jeszcze nie było takiej konieczności. Omijał wszystkich przechodzących, starając się tak by Hyohiro przedostał się jak najszybciej do siedziby władz. Jeśli Gareki i Yumi gdzieś byli, to najpewniej tam.
Gdy w końcu się przebił, zeskoczył z grzbietu tygrysa i poklepał go po głowie, dziękując za pomoc i pozwalając na wycofanie się na Hyogashimę. Hyohiro spojrzał na niego ponuro i pokiwał głową.
-Bądź ostrożny.
-Przyjąłem - odparł tylko i ruszył w kierunku wejścia, gdzie powinien znajdować się jakiś strażnik. Czy coś.
-Kenshi z Ansatsu no ki rodu Yuki, szukam Yumi-sama i Garekiego-dono.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Stało się... Kyoto znalazł się na wyspie wiecznej zmarzliny gdzie warunki klimatyczne znacznie dobiegały do tego do czego był przyzwyczajony młody przedstawiciel Sabaku na swych piaskowych wydmach. Teraz dziękował sam sobie, ze zdecydował się posłuchać mężczyzny w zaopatrzeniu portu, który to szczegółowo doradził mu wybór ubioru wielowarstwowego. Co prawda przez te wszystkie warstwy gdzieś zatraciła się sylwetka chłopaka ale najważniejsze było to, że nie zmienił się w sopel lodu a i jego ruchy nie były jakoś specjalnie krępowane. Wraz ze swym nieodłącznym elementem w postaci stalowej trumny na plecach i tymczasowym, plecakiem, Kyoto rozejrzał się dookoła. Do jego uszu dochodził zgiełk wszystkiego czym byli zajęci tutejsi wojownicy, obozowicze i krzątający się bez celu o bliżej nieokreślonej funkcji osobniki. Dało się usłyszeć wszelakiej maści rozmowy, odgłosy Paniki jak i tych dla, których taki konflikt był chlebem powszednim. To właśnie oni zagrzewali do walki i motywowali swoich mniej zdeterminowanych kompanów. Nad tym wszystkim dominowały jednak trzaski i huki rozładowywanych skrzyń lub rozkładających się części obozowiska. Nic dziwnego bo przecież działania w takich warunkach wymagały ogromu zaopatrzenia. natomiast oczom chłopaka, ukazał się chaos. Każdy gdzieś biegł, każdy gdzieś spieszył pomiędzy tymi, którzy po prostu trwali w jednej pozycji. Nerwowo rozglądano się za czym lub za kimś, każdy pieczołowicie sprawdzał czy ma wszystko czego potrzeba. Kyoto skupił się na tym by w tym rozgardiaszu wypatrzeć jakieś zdecydowanie, jakiś punkt zaczepny gdzie mógłby się odnaleźć bo przecież póki co to on także należał do tej "zagubionej części'. Chłopak poczynił kilka kroków w kierunku bardziej zorganizowanej grupy po czym podszedł do niego wysoki mężczyzna pytając skąd przybył. Kyoto udzielił zdawkowej odpowiedzi, lecz to wystarczyło by usłyszeć:
- Udaj się natychmiast do Tamotsu.
Po czym wskazał długim ramieniem w kierunku namiotu i pewnej grupy znajdującej się jakieś 20 metrów od rozmówców. Kyoto szczędząc sobie wystawiania ust znad otuliny materiału, która chroniła jego twarz przed zimnym powietrzem, ruszył we wskazanym kierunku, chociaż nie do końca wiedział czy to własnie tam znajdzie owego Tamotsu czy tez tam mu wskażą kolejne miejsce do, którego ma się udać.
- Udaj się natychmiast do Tamotsu.
Po czym wskazał długim ramieniem w kierunku namiotu i pewnej grupy znajdującej się jakieś 20 metrów od rozmówców. Kyoto szczędząc sobie wystawiania ust znad otuliny materiału, która chroniła jego twarz przed zimnym powietrzem, ruszył we wskazanym kierunku, chociaż nie do końca wiedział czy to własnie tam znajdzie owego Tamotsu czy tez tam mu wskażą kolejne miejsce do, którego ma się udać.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Gdy tylko Ryuji zbliżył się do osady, zrozumiał, że wydarzenia poszły do przodu szybciej niż się tego spodziewał. Wszędzie panowało zamieszanie i zamęt, ludzie biegali po okolicy w każdą możliwą stronę, wyraźnie dało się poczuć napięcie, było wręcz namacalne. Mogło to oznaczać tylko jedno, osada szykowała się do obrony. Żołnierze byli w trakcie ewakuowania ludności cywilnej, na ich twarzach malowała się niepewność wymieszana ze strachem. "To co czują te dzieci musi być dla nich okropne, przynajmniej mają czas na na ukrycie, u nas nie mieli na to szansy... Resztę muszą powierzyć swoim obrońcą" Po tej myśli doszło do niego, że jest jednym z nich, jednym z obrońców tej ziemi i ludzi. Kiedy werbowano go w Sabishi młody Sabaku traktował to jako zwykłą okazje do zdobycia doświadczenia i poszerszenienia wiedzy na temat działań wojennych w innych rejonach, lecz dla tych oto tu ludzi była to sprawa życia i śmierci, więc musiał potraktować to poważnie. Nie była to jednak sprawa osobista tak jak w przypadku konfliktu z Kaguya, co dawało mu nieco większą swobodę działania, był teraz najemnikiem. Najemnikiem, który jednak przed kimś odpowiada, armia bez dyscypliny i systemu dowodzenia to zwykła banda indywidualności, musiał znaleźć miejsce gdzie powinien się stawić lub kogoś kto mu je wskaże. Chłopak zapuścił się bardziej w głąb osady i postanowił zaczepić pierwszego lepszego, żołnierza bądź shinobi, który się nawinie. Poszukiwania nie trwały długo, wśród tego całego rozgardiaszu roiło się, aż obrońców, wystarczyło, iż chłopak wspomniał że jest najemnikiem a osobnik wskazał mu kierunek i imię, Tamotsu. Chłopaka coraz bardziej ciekawiła struktura i faktyczny cel kruków, cała ta sytuacja była doskonałą okazją aby dowiedzieć się o nich nieco więcej a także pozyskać znajomości.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Już podczas podróży statkiem Murai mógł poczuć spadek temperatury otoczenia. Zimne wiatry i chłód nie robiły na nim wrażenia, potrafił przystosować się do każdej sytuacji i warunków pogodowych. Każda kolejna minuta spędzona na pokładzie zmniejszała temperaturę. Kakuzu nigdy nie był wystawiony na taką niską temperaturę, zastawiał się więc czy nie będzie miała ona negatywnego wpływu na jego akcje i możliwości sprawnego poruszania się. Jego ubiór był co prawda ciepły, ale każdy inny człowiek odziany w niego i wysłany na Hyuo szczękałby zębami z zimna. Statek dobił do brzegu wyspy, kawałek od osady. Niciowiec samodzielnie dotarł tam na piechotę, podziwiając nietypowe krajobrazy i widoki. Wyspa skuta w śniegu była zjawiskiem unikalnym, głównie pod względem wszechobecnej bieli. Na tyle intensywnej, że raziła w oczy. To mogło przeszkadzać podczas walki. Kiedy Kakuzu dotarł do osady, zauważył że trwa ewakuacja cywili. Logiczne posunięcie i całkowicie przewidywalne. Architektura całkowicie różniła się od tej którą widział na reszcie kontynentu, aczkolwiek tego też można się było spodziewać. Wkraczając na nowy, zupełnie nieznany teren i do nieznanej kultury, powinno się zachować otwartość umysłu i umiejętność akceptowania wszelkich dziwactw związanych z tutejsza ludnością. Ale najważniejszą rzeczą dla Muraia w tym momencie były przyszłe informacje odnośnie stylu walki ludzi z tych terenów, specjalnych umiejętności klanów i Szczepów pochodzących stad. Manipulacja i tworzenie lodu w wykonaniu Natsume idealnie wręcz pasowało do klimatu jaki tutaj panował. A to na pewno nie jedyne dziwo jakie uda się znaleźć niciowcowi. Pytając się dyskretnie o osobę do której należy się zgłosić, prawie wszyscy zapytani wskazywali na osobę imieniem Tamotsu. Bez zbędnej zwłoki ruszył więc w poszukiwaniu tejże persony.
0 x
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: [Event] Wielka wojna
- Przybycie na miejsce wiązało się z różnymi problemami. Sama podróż nie była zbyt ciekawa, jednak, gdy Kyu tylko postawił stopę na mroźnej wyspie, od razu wiedział, że to nie był najlepszy pomysł. Opatulił się swoim czarnym płaszczem, nakrył kapturem i ruszył przed siebie. Posiadając mapę od Shinrei-kan rodu Uchiha, wiedział dokąd ma iść i gdzie się dostać. W duszy wiedział, kto jest na lepszej pozycji do zwycięstwa, a sam miał tam największe szanse na przechwycenie pewnych niuansów i informacji, które były najważniejsze podczas jego misji. Mimo bladej cery i białych, jak ten śnieg włosów, nie był jakimś zwolennikiem takiego klimatu. Wychował się w znacznie cieplejszych stronach, jednak teraz, musiał o tym zapomnieć i zacisnąć zęby i poślady - idąc dalej, kierował się w stronę osady, która była dla niego centrum całej rzezi. Dotarłszy, szukał osób, które były decyzyjne.
Spora gromadka. Nazbierało się ich tutaj więcej niż myślałem. Czyżby to był tak poważny konflikt? Katsumi mogła mi to wcześniej powiedzieć. Mam nadzieję, że mają gdzieś miejsca z herbatą.. Myśląc o owej sytuacji, nie spodziewał się rzeczywiście takich przygotować. Nie znał również umiejętności większości tu zebranych, sporo informacji dowie się jeszcze szybciej niż mu się wydaje.. Tymczasem, słysząc o rozkazie, który przekierował wszystkich najemników do kogoś o imieniu Tamotsu. W poszukiwaniu tegoż człowieka, pragnął się pokłonić, przedstawić i dogadać co do roli jaką ma wykonywać. Wszystko zadania dotyczące skrytobójczej walki czy inwigilacji - idealnie dopasowane pod umiejętności białowłosego szermierza, starającego się w dalszym ciągu słyszeć i czuć jak najwięcej.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


Re: [Event] Wielka wojna
Nadszedł ten dzień, kiedy razem ze swoim towarzyszem w końcu opowiedzą się po jednej ze stron. Wojna wisiała w powietrzu już od jakiegoś czasu, choć nie miała dobrego przeczucia. Może sobie nie poradzić ze względu na mały stopień zaawansowania, ale czuła, że musiała pomóc. Obok niej stał jej wierny kompan i sojusznik, do którego miała ogromne zaufanie. Oczywiście nigdy mu tego nie powie, ale tak uważała i w jego obecności czuła się niejako bezpiecznie. Znał wiele technik, które pomogą zarówno jej, jak i jemu w trudnych sytuacjach. Miała nadzieję, że to nie jest ich ostatnia wyprawa.
Stali w tłumie, jako losowe jednostki w tłumie przy apelu Zangetsu-sana. Czuła, że nie do końca polityka Zangetsu jest poprawna, ale nie jest też całkowicie mylna, dlatego oboje wsłuchiwali się w motywujące słowa lidera. Spojrzała na Seikiego. Trenował dużo więcej jak ona i wydawało jej się, że jest o wiele bardziej gotowy do działania.Kiedy ten i na nią spojrzał, założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się dumnie, jak to miała w zwyczaju, żeby nie poznał po niej, że rozczula się nad chwilą. Owszem czuła się zagrzana do walki o ich prawa, ale nie zamierza robić nic wbrew swojej woli. Dadzą z siebie wszystko i wygrają tą okropną walkę.
Powodzenia, tuńczyku. zaśmiała się, a potem znów odwróciła się w stronę skandującego lidera. Może nie przydać się na wiele, ale wierzyła, że każda para rąk coś tutaj zdziała.
Stali w tłumie, jako losowe jednostki w tłumie przy apelu Zangetsu-sana. Czuła, że nie do końca polityka Zangetsu jest poprawna, ale nie jest też całkowicie mylna, dlatego oboje wsłuchiwali się w motywujące słowa lidera. Spojrzała na Seikiego. Trenował dużo więcej jak ona i wydawało jej się, że jest o wiele bardziej gotowy do działania.Kiedy ten i na nią spojrzał, założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się dumnie, jak to miała w zwyczaju, żeby nie poznał po niej, że rozczula się nad chwilą. Owszem czuła się zagrzana do walki o ich prawa, ale nie zamierza robić nic wbrew swojej woli. Dadzą z siebie wszystko i wygrają tą okropną walkę.
Powodzenia, tuńczyku. zaśmiała się, a potem znów odwróciła się w stronę skandującego lidera. Może nie przydać się na wiele, ale wierzyła, że każda para rąk coś tutaj zdziała.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Początkowe założenie Iseia, że wszyscy wiedzieli o nadchodzącym ataku okazywało się błędne. Chociaż czy aby na pewno? Niby każdy wiedział, że zbliża się wojna, lecz ewakuacja i tak była na ostatnią chwilę. Na co oni liczyli? Mieli jakiś plan, który niestety zawiódł? Przemieszczał się w pośpiechu, chociaż nie biegiem. Nie wiedział ile miał czasu, ale nie wyglądało, jakby za chwilę miało zawalić się niebo. Atak nie mógł nastąpić natychmiast, gdyż ludzie wciąż byli wyprowadzani z osady. Wątpił, aby Ród Yukich pozwolił sobie na taką beztroskę, by zaniedbać coś tak oczywistego. Mieszkańcy coś wykrzykiwali do siebie, lecz tworzyło to taką kakofonię dźwięków, że ciężko było cokolwiek zrozumieć. Zdawało się, że jakiś mężczyzna krzyczał, by zabrać pamiątkę po dziadku, a jakaś kobieta narzekała, że nie dadzą rady zabrać ze sobą więcej rzeczy. Dzieci nie potrafiły zrozumieć chaosu, więc reagowały naturalnie - płaczem. Widok ten nie wzbudzał w Iseiu większych emocji, chociaż chciał czuć zagrożenie takie, jak reszta. Jego serce przyśpieszyło, jednak nie ze strachu, a z czystej ekscytacji. Natychmiast zaczął karcić siebie w myślach za takie podejście. To niegodne samuraja. Musiał być spokojny oraz stanowczy. To pierwszy raz od bardzo dawna kiedy szykował się na prawdziwy bój. Był to jednocześnie pierwszy prawdziwy test jego uwolnionej osobowości. Uwolnionej przynajmniej częściowo, gdyż nadal naturalnie bliżej mu było do dawnego amoku. Nie tak łatwo zmienić charakter, który został wpojony cierpieniem fizycznym i psychicznym. Bolące blizny na psychice przekraczały swoimi rozmiarami nawet te na jego plecach. A przecież miał całe plecy w bliznach. Jedna na drugiej.
Znajdował się w centrum całego chaosu zwanego ewakuacją, a Zjawy w dalszym ciągu nie było widać. Musiał zapytać kogoś o kierunek. Wtem ujrzał jak jakiś blondyn właśnie wypytuje o potrzebne Iseiowi informacje. Samuraj zatrzymał się zaraz obok i wysłuchał co mężczyzna w pancerzu ma do powiedzenia. Zakładał po głosie, że mężczyzna, gdyż maska i kaptur skutecznie utrudniały rozpoznanie płci. Tamotsu. I było jasne gdzie musi zmierzać. Już miał ruszać, gdy nagle ulicami śmignął biały tygrys. Nie taki zwyczajny, gdyż wydawał się naprawdę potężnym zwierzem, a na swym grzbiecie miał jeźdźca - również człowieka w pancerzu i masce. Kimkolwiek był, to zapewne należał do tej samej grupy co wcześniej widziana postać. Ninja byli dziwni i fascynujący jednocześnie. Warto było zwrócić uwagę na godną podziwu prędkość poruszania się tygrysa, mimo posiadania balastu. Czy normalne zwierzę mogło być tak potężne? Może było ćwiczone specjalnie do transportu albo i nawet walki? Dla młodzieńca było to zagadką, którą zajął umysł na czas podróży do celu. Specjalnie rozmyślał o mało istotnych tematach, by stłumić to rosnące podekscytowanie możliwością walki. Nie chciał dać się ponieść emocjom.
Zmierzał dalej, obserwując, że sporo osób kieruje się w to samo miejsce co on sam. Czy przyjdzie mu walczyć ramię w ramię z tymi wszystkimi ludźmi? Nie znali się, a mieli być braćmi i siostrami w boju. Było to wizją niesamowicie dziwaczną dla Iseia. Zawsze walczył sam, a jeżeli już się zdarzyło wraz z kimś, to były to osoby doskonale mu znane. Najważniejszą kwestią było to, czy nie będą wchodzić sobie w drogę oraz to, czy rozpoznają swoich wśród chaosu bitwy. Jakoś się rozpoznają. Do Bestii miał iść oddział, więc nie mógł być ogromny. Może zapamięta swoich? Zresztą ninja byli bardzo specyficzni z wyglądu. Doskonałym przykładem był... chyba człowiek, który szedł nie tak daleko od samuraja. Miał na swoim ciele szwy, jakby jego ciało rozpadało się, a te czarne nici na siłę trzymały je w kupie. Jego wzrok również wyglądał dziwnie, chociaż Iseiowi mogło się wydawać. Tak, jakby jego oczy były zupełnie czarne. Czarne białka i raczej równie ciemne tęczówki. Chociaż dzielił ich zbytni dystans, by dostrzec takie szczegóły. I w ten sposób minęła Iseiowi podróż do Tamotsu. Pozostało już tylko zorientować się w sytuacji oraz znaleźć Zjawę, by wspomnieć mu, że nie uciekło się.
Znajdował się w centrum całego chaosu zwanego ewakuacją, a Zjawy w dalszym ciągu nie było widać. Musiał zapytać kogoś o kierunek. Wtem ujrzał jak jakiś blondyn właśnie wypytuje o potrzebne Iseiowi informacje. Samuraj zatrzymał się zaraz obok i wysłuchał co mężczyzna w pancerzu ma do powiedzenia. Zakładał po głosie, że mężczyzna, gdyż maska i kaptur skutecznie utrudniały rozpoznanie płci. Tamotsu. I było jasne gdzie musi zmierzać. Już miał ruszać, gdy nagle ulicami śmignął biały tygrys. Nie taki zwyczajny, gdyż wydawał się naprawdę potężnym zwierzem, a na swym grzbiecie miał jeźdźca - również człowieka w pancerzu i masce. Kimkolwiek był, to zapewne należał do tej samej grupy co wcześniej widziana postać. Ninja byli dziwni i fascynujący jednocześnie. Warto było zwrócić uwagę na godną podziwu prędkość poruszania się tygrysa, mimo posiadania balastu. Czy normalne zwierzę mogło być tak potężne? Może było ćwiczone specjalnie do transportu albo i nawet walki? Dla młodzieńca było to zagadką, którą zajął umysł na czas podróży do celu. Specjalnie rozmyślał o mało istotnych tematach, by stłumić to rosnące podekscytowanie możliwością walki. Nie chciał dać się ponieść emocjom.
Zmierzał dalej, obserwując, że sporo osób kieruje się w to samo miejsce co on sam. Czy przyjdzie mu walczyć ramię w ramię z tymi wszystkimi ludźmi? Nie znali się, a mieli być braćmi i siostrami w boju. Było to wizją niesamowicie dziwaczną dla Iseia. Zawsze walczył sam, a jeżeli już się zdarzyło wraz z kimś, to były to osoby doskonale mu znane. Najważniejszą kwestią było to, czy nie będą wchodzić sobie w drogę oraz to, czy rozpoznają swoich wśród chaosu bitwy. Jakoś się rozpoznają. Do Bestii miał iść oddział, więc nie mógł być ogromny. Może zapamięta swoich? Zresztą ninja byli bardzo specyficzni z wyglądu. Doskonałym przykładem był... chyba człowiek, który szedł nie tak daleko od samuraja. Miał na swoim ciele szwy, jakby jego ciało rozpadało się, a te czarne nici na siłę trzymały je w kupie. Jego wzrok również wyglądał dziwnie, chociaż Iseiowi mogło się wydawać. Tak, jakby jego oczy były zupełnie czarne. Czarne białka i raczej równie ciemne tęczówki. Chociaż dzielił ich zbytni dystans, by dostrzec takie szczegóły. I w ten sposób minęła Iseiowi podróż do Tamotsu. Pozostało już tylko zorientować się w sytuacji oraz znaleźć Zjawę, by wspomnieć mu, że nie uciekło się.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Nie było mowy o pomyłce. Sielanka Ryuzaku no Taki, w której przebywał do niedawna chłopiec zmiękczyła go i dała mu nadzieję, że świat nie jest taki zły. Niestety, ostatnie wydarzenia pokazały, że była to tylko ułuda. Chłodny i posępny świat nie pozwolił rodowi Ranmaru żyć spokojnie przez długi czas, a większość jego członków została powysyłana na misje zwiadowcze. Minęło zaledwie kilka godzin odkąd jego ojciec przyszedł mówiąc, że lider wydał rozkaz ewakuacji wszystkich cywilów i ochrony ich wędrówki dla wszystkich klanowiczów.
- Wojna dosięgnęła Hyuo - te słowa wypowiedziane przez jego ojca odbiły się echem w głowie Soraty. Jego matka w panice zaczęła pakować wszystko, co jej wpadło pod ręce, by w końcu stwierdzić, że źle to zrobiła i musi spakować się jeszcze raz, a chłopak poszedł do pokoju, wyciągnął z bagażu ekwipunek ninja i ubrał się w odpowiednie do walki ubranie. Nie wiedział, czy w ogóle będzie w stanie jakoś pomóc, ale po to właśnie został shinobi i nie chciał być nieprzygotowany, gdy nadejdzie potrzeba pomocy. Jego pierwsza misja polegała na walce ze złodziejką, ale tym razem chłopak będzie stawiać czoła innym shinobi, na pewno lepiej wyszkolonym, wyekwipowanym i lepszym od niego - w końcu nikt nie atakuje bez przygotowania. Notki wybuchowe, granaty dymne... wszystko musi być przygotowane. Musi być gotowy. Wyjść bez strachu i walczyć. Dla wioski. Dla cywili. Dla rodziców. I dla siebie.
- Wojna dosięgnęła Hyuo - te słowa wypowiedziane przez jego ojca odbiły się echem w głowie Soraty. Jego matka w panice zaczęła pakować wszystko, co jej wpadło pod ręce, by w końcu stwierdzić, że źle to zrobiła i musi spakować się jeszcze raz, a chłopak poszedł do pokoju, wyciągnął z bagażu ekwipunek ninja i ubrał się w odpowiednie do walki ubranie. Nie wiedział, czy w ogóle będzie w stanie jakoś pomóc, ale po to właśnie został shinobi i nie chciał być nieprzygotowany, gdy nadejdzie potrzeba pomocy. Jego pierwsza misja polegała na walce ze złodziejką, ale tym razem chłopak będzie stawiać czoła innym shinobi, na pewno lepiej wyszkolonym, wyekwipowanym i lepszym od niego - w końcu nikt nie atakuje bez przygotowania. Notki wybuchowe, granaty dymne... wszystko musi być przygotowane. Musi być gotowy. Wyjść bez strachu i walczyć. Dla wioski. Dla cywili. Dla rodziców. I dla siebie.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Dotarł do swojej wioski - no prawie, gdyż nie do końca sprecyzował gdzie chciał się znaleźć i zamiast trafić na wyspę swojego szczepu, trafił na znajomo brzmiąca Hanamurę. Zszedł ze statku, podziękował kapitanowi za podróż i polecił się na przyszłość jeżeli będzie potrzebował załogi do służby na jakiś czas. Stanął na stałym lądzie i wziął głęboki oddech czując morskie powietrze i ten charakterystyczny zapach śledzia w powietrzu, który nie miał nic wspólnego z przybytkami natury oczywistej. Stuknął obcasikiem podłogę przypominając nieco kopciuszka, lecz powód takiego zachowania był inny. Zawsze tak robił - sprawdzał stały grunt jaki miał pod nogami, czy na pewno znalazł się już na stałym lądzie, czy jednak jego grunt nie pochyli się od uderzenia pobliskiej fali. Tutaj jednak nie miał się czymś zdziwić, gdyż wyspa nie miała zamiaru odpłynąć. Ucieszony rozejrzał się po porcie szukając co ciekawszych miejsc. Handlarze, ladacznice, bary, straż - czego chcieć więcej po zakończonej podróży! Jednak swojego celu oficjalnie jeszcze nie wyznaczył, nie miał od czego zacząć swojej małej podróży. W każdym razie pierwsze co postanowił wybrać się na przechadzkę, skoro nie miał nic ciekawego do roboty, a najbliższy transport na Kirisame był wstrzymany z niewiadomego powodu.
-Jak to nie płynie? Przecież to rzut beretem! - rzucił do jednego z kapitanów, a ten się tylko popatrzył na niego jak na przygłupa, puknął się w czoło i dodał że przecież każdy wie czemu! Całe miasto od tego huczy. Stąd też historia czemu postanowił sprawdzić źródło tego całego poruszenia, które było na Hanamurze. Najpierw poszedł do jednego z barów, zamówił sobie jakieś podłego portowego browara, który nie smakował tak źle, ale i tak pozostawał pewien niesmak. Zasiadł taktycznie niedaleko baru, by podsłuchać rozmowy toczące się wśród marynarzy. Co jak co, ale po alkoholu były to niesamowite gaduły i nie raz nie dwa zdarzało się im powiedzieć za dużo. Wyłapał tylko kilka słów lecz niezwykle ważnych. Wspominany został lider rodu Hoozuki, lecz także dwóch innych, które miały razem ruszyć w bój. Może nie czuł takiego przywiązania do swojego szczepu, ale zauważył w tym wszystkim okazję. Skoro szykowali się do bitki, to zawsze uczestnikom mogło coś skapnąć! Może jakieś randez vous z liderką Shabondama? Wiedział jednak że wyprawa miała być statkami, więc jego doświadczenie jako marynarz miało się na coś przydać. Dokończył piwo, oblizał wargi i splunął do kufla, by przezwyciężyć lekko mdląco-gorzki smak.
-No, to trzeba się ruszyć! Może wreszcie człowiek znajdzie sobie jakąś fuchę na dłużej - jak postanowił tak zrobił. Trochę potrenował niedawno, więc może tam się przyda do czegoś więcej niż do bycia mięsem armatnim. Ruszył do portu, gdzie właśnie rozpoczynała się przemowa lidera Kałużastych. Wszedł pomiędzy ludzi stłoczonych licznie na placu. Wielu z nich miało na sobie pełny rynsztunek, byli w gotowości bojowej do bitwy, więc nie mógł przejść koło tego obojętnie. Założył ręce na piersi i zaczął słuchać przemowy.
-Podbój Hyuo? To nie tam gdzie piwo nie przypominało tego ścierwa co tutaj? - zapytał siebie na głos, jednak tak, by okoliczni nie zwrócili na niego uwagi. Zobaczył jednak, że w okolicy jest dużo ludzi o rybich cechach, co zwiastowało udział jego rodu w tej wojnie. W sumie nic mu nie szkodziło spróbować. Nie była to niestety jego "rodzinna" wyspa - i w sumie dobrze, bo najazd na nią byłby co najmniej niestosowny. Walczyć przeciwko swoim było niedopuszczalne, nawet jeżeli nie miał z nimi bezpośrednich więzi. Jednak ten ruch ludzi, te lśniące jeszcze od połysku miecze, które niedługo miały splamić się krwią przemówiły do niego, do jego małego, niewdzięcznego serduszka. Poczuł psychologię tłumu, gdy wszyscy podnieśli ręce do góry w zwycięskim geście. Chciał być jednym z nich, chciał zwyciężyć, a może jego szczep w końcu dostanie trochę więcej praw niż dotychczas. Wsiadł na jeden ze statków, zaoferował swoją pomoc w tym ataku. Z resztą nie on jeden, po przemowie lwia część zgromadzonych rozwiała swoje wątpliwości i postanowiła ruszyć w bój razem z pobratymcami. Czy czuł się więc usprawiedliwiony? W końcu konflikty nigdy nie służyły niczemu dobremu. Ale jeżeli żyje się na niższej warstwie społecznej ważny był własny żywot, a nie wymyślne ideały. Jestem panem swojego życia, więc o nie się martwię - można by podsumować jego podejście do życia. Zaoferował się jako pomocnik na statku - tam zawsze było coś do zrobienia począwszy od załadunku, przez kontrolę nad masztami, a skończywszy na psim obowiązku jakim było mycie pokładu. Miał w planach potrenować jeszcze walkę mieczem, lecz brakowało mu czasu na to. Ciągle było coś nowego, pojawiały się nowe rozkazy, a im bliżej tym atmosfera stawała się bardziej napięta. Zbliżali się do stałego lądu, niedługo miało się zacząć. Przybył na Hyuo.
-Jak to nie płynie? Przecież to rzut beretem! - rzucił do jednego z kapitanów, a ten się tylko popatrzył na niego jak na przygłupa, puknął się w czoło i dodał że przecież każdy wie czemu! Całe miasto od tego huczy. Stąd też historia czemu postanowił sprawdzić źródło tego całego poruszenia, które było na Hanamurze. Najpierw poszedł do jednego z barów, zamówił sobie jakieś podłego portowego browara, który nie smakował tak źle, ale i tak pozostawał pewien niesmak. Zasiadł taktycznie niedaleko baru, by podsłuchać rozmowy toczące się wśród marynarzy. Co jak co, ale po alkoholu były to niesamowite gaduły i nie raz nie dwa zdarzało się im powiedzieć za dużo. Wyłapał tylko kilka słów lecz niezwykle ważnych. Wspominany został lider rodu Hoozuki, lecz także dwóch innych, które miały razem ruszyć w bój. Może nie czuł takiego przywiązania do swojego szczepu, ale zauważył w tym wszystkim okazję. Skoro szykowali się do bitki, to zawsze uczestnikom mogło coś skapnąć! Może jakieś randez vous z liderką Shabondama? Wiedział jednak że wyprawa miała być statkami, więc jego doświadczenie jako marynarz miało się na coś przydać. Dokończył piwo, oblizał wargi i splunął do kufla, by przezwyciężyć lekko mdląco-gorzki smak.
-No, to trzeba się ruszyć! Może wreszcie człowiek znajdzie sobie jakąś fuchę na dłużej - jak postanowił tak zrobił. Trochę potrenował niedawno, więc może tam się przyda do czegoś więcej niż do bycia mięsem armatnim. Ruszył do portu, gdzie właśnie rozpoczynała się przemowa lidera Kałużastych. Wszedł pomiędzy ludzi stłoczonych licznie na placu. Wielu z nich miało na sobie pełny rynsztunek, byli w gotowości bojowej do bitwy, więc nie mógł przejść koło tego obojętnie. Założył ręce na piersi i zaczął słuchać przemowy.
-Podbój Hyuo? To nie tam gdzie piwo nie przypominało tego ścierwa co tutaj? - zapytał siebie na głos, jednak tak, by okoliczni nie zwrócili na niego uwagi. Zobaczył jednak, że w okolicy jest dużo ludzi o rybich cechach, co zwiastowało udział jego rodu w tej wojnie. W sumie nic mu nie szkodziło spróbować. Nie była to niestety jego "rodzinna" wyspa - i w sumie dobrze, bo najazd na nią byłby co najmniej niestosowny. Walczyć przeciwko swoim było niedopuszczalne, nawet jeżeli nie miał z nimi bezpośrednich więzi. Jednak ten ruch ludzi, te lśniące jeszcze od połysku miecze, które niedługo miały splamić się krwią przemówiły do niego, do jego małego, niewdzięcznego serduszka. Poczuł psychologię tłumu, gdy wszyscy podnieśli ręce do góry w zwycięskim geście. Chciał być jednym z nich, chciał zwyciężyć, a może jego szczep w końcu dostanie trochę więcej praw niż dotychczas. Wsiadł na jeden ze statków, zaoferował swoją pomoc w tym ataku. Z resztą nie on jeden, po przemowie lwia część zgromadzonych rozwiała swoje wątpliwości i postanowiła ruszyć w bój razem z pobratymcami. Czy czuł się więc usprawiedliwiony? W końcu konflikty nigdy nie służyły niczemu dobremu. Ale jeżeli żyje się na niższej warstwie społecznej ważny był własny żywot, a nie wymyślne ideały. Jestem panem swojego życia, więc o nie się martwię - można by podsumować jego podejście do życia. Zaoferował się jako pomocnik na statku - tam zawsze było coś do zrobienia począwszy od załadunku, przez kontrolę nad masztami, a skończywszy na psim obowiązku jakim było mycie pokładu. Miał w planach potrenować jeszcze walkę mieczem, lecz brakowało mu czasu na to. Ciągle było coś nowego, pojawiały się nowe rozkazy, a im bliżej tym atmosfera stawała się bardziej napięta. Zbliżali się do stałego lądu, niedługo miało się zacząć. Przybył na Hyuo.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Stojąc ramię w ramię z Saiką, rozglądałem się wokół podziwiając ogromną ilość zebranych wojowników. Rozmiary tej kampanii były lekko przerażające i ciężko było ocenić jak w tak licznym i zapewne silnym towarzystwie odnajdzie się nasza dwójka.
Przemowa lidera klanu Hozuki, niejakiego Zangetsu zdawały mi się być teraz nieco podejrzane. Wszystko czego się dowiedziałem i co widziałem na własne oczy, stawiał go teraz przede mną jako człowieka obłędnie pragnącego władzy.
Mój wiek nie pozwalał mi na wiele w obecnej sytuacji. Właściwie nie mogłem zrobić nic poza posłusznym wykonywaniem rozkazów. W momencie w którym wszyscy zaczęli wykrzykiwać imię dowódcy oraz wznosić dumnie swoje ręce, ja pozostałem niewzruszony. Nie czułem się tutaj wojownikiem Zangetsu, a kimś w rodzaju przypadkowego rekruta. Skuszony zdobyciem sławy postanowiłem iść za nim.
Kiedy Saika odezwała się do mnie ze swoją dumną miną, warknąłem na nią i ledwie powstrzymując się od tego, by kopnąć ją w piszczel. Dopiero po chwili ochłonięcia zrozumiałem, że i tak ta wredna, wodna wiedźma nie poczułaby bólu... wkurzające.
Tobie się ono przyda. - odpowiedziałem uśmiechając się z niemałym wysiłkiem. Te szczęki były stworzone do pożerania, a nie uśmiechania się!
Podróż do Hyuo była błahostką, jednak wiele osób widziałem z głową wystawioną za burtę. Źle to świadczyło o ich wytrzymałości i sile, dlatego wiedziałem że mogę liczyć tylko na siebie i Saikę.
Musimy zadbać o to, żeby znaleźć się w odpowiedniej grupie. I lepiej żeby nie była to grupa "mięsa armatniego". Jeśli pozostaniemy blisko siebie, zadbam o to, żebyś miała idealne warunki do walki więc korzyść jest obustronna. - rzuciłem do Saiki oparty o jedną z beczek z... wodą.
Jakieś pomysły gdzie powinniśmy się wkręcić żeby nie zginąć, ale zabłysnąć?
Przemowa lidera klanu Hozuki, niejakiego Zangetsu zdawały mi się być teraz nieco podejrzane. Wszystko czego się dowiedziałem i co widziałem na własne oczy, stawiał go teraz przede mną jako człowieka obłędnie pragnącego władzy.
Mój wiek nie pozwalał mi na wiele w obecnej sytuacji. Właściwie nie mogłem zrobić nic poza posłusznym wykonywaniem rozkazów. W momencie w którym wszyscy zaczęli wykrzykiwać imię dowódcy oraz wznosić dumnie swoje ręce, ja pozostałem niewzruszony. Nie czułem się tutaj wojownikiem Zangetsu, a kimś w rodzaju przypadkowego rekruta. Skuszony zdobyciem sławy postanowiłem iść za nim.
Kiedy Saika odezwała się do mnie ze swoją dumną miną, warknąłem na nią i ledwie powstrzymując się od tego, by kopnąć ją w piszczel. Dopiero po chwili ochłonięcia zrozumiałem, że i tak ta wredna, wodna wiedźma nie poczułaby bólu... wkurzające.
Tobie się ono przyda. - odpowiedziałem uśmiechając się z niemałym wysiłkiem. Te szczęki były stworzone do pożerania, a nie uśmiechania się!
Podróż do Hyuo była błahostką, jednak wiele osób widziałem z głową wystawioną za burtę. Źle to świadczyło o ich wytrzymałości i sile, dlatego wiedziałem że mogę liczyć tylko na siebie i Saikę.
Musimy zadbać o to, żeby znaleźć się w odpowiedniej grupie. I lepiej żeby nie była to grupa "mięsa armatniego". Jeśli pozostaniemy blisko siebie, zadbam o to, żebyś miała idealne warunki do walki więc korzyść jest obustronna. - rzuciłem do Saiki oparty o jedną z beczek z... wodą.
Jakieś pomysły gdzie powinniśmy się wkręcić żeby nie zginąć, ale zabłysnąć?
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Dziewczyna bardzo szybko biegła, aby zdążyć na czas na miejsce. W końcu nie mogła przegapić najważniejszego wydarzenia w jej całym niezbyt długim życiu. Gdyby jednak tak się stało, chyba nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Bardzo chciała bowiem uczestniczyć w tej wojnie. Wiele osób raczej by chciało ją przegapić, jednak nie ona. Nie po to wydawała tak wiele pieniędzy na potrzebne jej wyposażenie, aby teraz z niego nie skorzystać. Z powodu tego, iż biegła po drodze potrąciła jedną osobę. Chciała ją przeprosić i pomóc wstać, ale nie miała na to czasu. Miała przynajmniej nadzieję, że nic się jej nie stało. Z dala dało się usłyszeć krzyki potrąconej osoby. Nie było to zbyt wyraźne, ponieważ dziewczyna była już od niej daleko, jednak dało się jeszcze coś usłyszeć. Prawdopodobnie zaczęła ona wyzywać Ayako i na nią przeklinać. Dziewczyna pomyślała sobie, że jest to kolejna osoba w Kantai, która jest dla niej nie miła. Trudno się jednak dziwić. W końcu Ayako zrobiła to co zrobiła, więc wprawdzie była to jej sama wina. Aczkolwiek dziewczyna się tym nie przejęła i biegła dalej. po długiej drodze wreszcie dotarła. Mogła ujrzeć Zangetsu, oraz jakieś dwie inne postacie stojące obok niego, których do tej pory nie poznała. Zobaczyła, iż Shirei-Kan ma zaraz zacząć swą przemowę. Musiała ją usłyszeć, jednak była na samym końcu. Zaczęła więc się wpychać w tłum ludzi przepraszając wszystkich zgromadzonych.
Nagle Zangetsu zaczął swoją przemowę. Dziewczyna starała się usłyszeć każde słowo, aby zapamiętać tą jakże wspaniałą przemowę. Co prawda jeszcze jej nie usłyszała, ale wiedziała że taka będzie. Po skończeniu przemowy dziewczyna wraz z innymi wzniosła ręce do góry. Była bardzo zdziwiona, że to oni atakują jakąś inną wyspę. Pytanie które teraz krążyło po jej głowie brzmiało dlaczego?Jednak wiedziała, że jakieś powowdy muszą być. Zapewne tego, iż państwo chciało się wyzwolić z tej wyspy. No i przy okazji zająć większy obszar. Ayako teraz już wiedziała co ma robić. Walczyć dla Zangetsu... i także dla rodu. Jednak jego ceniła nade wszystko. W końcu to on jej pomógł w tak trudnej sytuacji. Gdyby tylko mogła to chciała by, żeby zamiast Osamiego to Zangetsu był jej wujem. Zresztą był on jedynym osobnikiem płci męskiej któremu mogła zaufać. Na innych bowiem nawet nie mogła patrzeć. Twierdziła, iż mężczyźni to są zwykli wandale, którzy chcą tylko złupić innych z ich bogactw. Oczywiście miała o nich także głębsze myśli, ale nie chciała sobie ich teraz przypominać.
Ayako razem z resztą wsiadła na statek. Miała jednak jeden wielki problem. Nie znała żadnych umiejętności jej wrogów. Bała się, że są to jacyś potężni wrogowie. To by tłumaczyła, dlaczego jest tu tak wiele wojska. Jednak jeśli doszło by do jakiegoś starcia, dziewczyna miała nadzieję, że może liczyć na innych.
Aczkolwiek nikogo z obecnych nie znała. W końcu w Kantai mieszka od niedawna. Kiedy dziewczyna zaczęła się przyglądać zauważyła dziwne istoty podobne do ryb. Co prawda w wiosce też kilka takich osobników widziała, chociaż cały czas wydawało jej to się dziwne. Róźnili się oni bowiem od zwykłych ludzi. Obok Ayako stała pewna dwójka. Chłopak i dziewczyna. Po uśmiechu tej dziewki, dziewczyna stwierdziła iż może być całkiem podobna do niej. W końcu też miała rekinie zęby. Następnie usłyszała jak owa kobieta nazwała swojego sprzymierzeńca tuńczykiem. Szczerze też tak o nim sądziła, jednak nie powiedziała tego na głos. Inaczej również by się jej oberwało. Z tego co później udało jej się usłyszeć, szukali oni jakiegoś miejsca gdzie mogli by dołączyć do jakiejś grupy. Miało to nie być miejsce z "mięsem armatnim". Nie wiedziała o co mu chodzi. Nigdy się wcześniej nie spotkała z takim wyrażeniem. Wiedziała za to jedno. Biorąc pod uwagę ich rozmowę, muszą być oni kimś silnym. Chciała więc dołączyć do owej grupy, jednak nie miała odwagi, aby się o to spytać. Postanowiła więc, że będzie się trzymać gdzieś niedaleko nich. Wiedziała bowiem, że tacy wojownicy jak oni nie wezmą do grupy takiej ślamazary. Po głowie cały czas chodziło jej tylko jedno. O jakie "mięso armatnie" chodzi. Co prawda było to teraz nieistotne, ale chciała to bardzo wiedzieć. Nawet mówiła sama do siebie.
- Mięso armatnie?
Jednak nie był to czas na myślenie o takich rzeczach. Musiała myśleć o tym co się stanie za chwilę.
Nagle Zangetsu zaczął swoją przemowę. Dziewczyna starała się usłyszeć każde słowo, aby zapamiętać tą jakże wspaniałą przemowę. Co prawda jeszcze jej nie usłyszała, ale wiedziała że taka będzie. Po skończeniu przemowy dziewczyna wraz z innymi wzniosła ręce do góry. Była bardzo zdziwiona, że to oni atakują jakąś inną wyspę. Pytanie które teraz krążyło po jej głowie brzmiało dlaczego?Jednak wiedziała, że jakieś powowdy muszą być. Zapewne tego, iż państwo chciało się wyzwolić z tej wyspy. No i przy okazji zająć większy obszar. Ayako teraz już wiedziała co ma robić. Walczyć dla Zangetsu... i także dla rodu. Jednak jego ceniła nade wszystko. W końcu to on jej pomógł w tak trudnej sytuacji. Gdyby tylko mogła to chciała by, żeby zamiast Osamiego to Zangetsu był jej wujem. Zresztą był on jedynym osobnikiem płci męskiej któremu mogła zaufać. Na innych bowiem nawet nie mogła patrzeć. Twierdziła, iż mężczyźni to są zwykli wandale, którzy chcą tylko złupić innych z ich bogactw. Oczywiście miała o nich także głębsze myśli, ale nie chciała sobie ich teraz przypominać.
Ayako razem z resztą wsiadła na statek. Miała jednak jeden wielki problem. Nie znała żadnych umiejętności jej wrogów. Bała się, że są to jacyś potężni wrogowie. To by tłumaczyła, dlaczego jest tu tak wiele wojska. Jednak jeśli doszło by do jakiegoś starcia, dziewczyna miała nadzieję, że może liczyć na innych.
Aczkolwiek nikogo z obecnych nie znała. W końcu w Kantai mieszka od niedawna. Kiedy dziewczyna zaczęła się przyglądać zauważyła dziwne istoty podobne do ryb. Co prawda w wiosce też kilka takich osobników widziała, chociaż cały czas wydawało jej to się dziwne. Róźnili się oni bowiem od zwykłych ludzi. Obok Ayako stała pewna dwójka. Chłopak i dziewczyna. Po uśmiechu tej dziewki, dziewczyna stwierdziła iż może być całkiem podobna do niej. W końcu też miała rekinie zęby. Następnie usłyszała jak owa kobieta nazwała swojego sprzymierzeńca tuńczykiem. Szczerze też tak o nim sądziła, jednak nie powiedziała tego na głos. Inaczej również by się jej oberwało. Z tego co później udało jej się usłyszeć, szukali oni jakiegoś miejsca gdzie mogli by dołączyć do jakiejś grupy. Miało to nie być miejsce z "mięsem armatnim". Nie wiedziała o co mu chodzi. Nigdy się wcześniej nie spotkała z takim wyrażeniem. Wiedziała za to jedno. Biorąc pod uwagę ich rozmowę, muszą być oni kimś silnym. Chciała więc dołączyć do owej grupy, jednak nie miała odwagi, aby się o to spytać. Postanowiła więc, że będzie się trzymać gdzieś niedaleko nich. Wiedziała bowiem, że tacy wojownicy jak oni nie wezmą do grupy takiej ślamazary. Po głowie cały czas chodziło jej tylko jedno. O jakie "mięso armatnie" chodzi. Co prawda było to teraz nieistotne, ale chciała to bardzo wiedzieć. Nawet mówiła sama do siebie.
- Mięso armatnie?
Jednak nie był to czas na myślenie o takich rzeczach. Musiała myśleć o tym co się stanie za chwilę.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=QxaDoc7yyRA[/youtube]
Po wyjściu z łodzi nic wskazywało na to, że lada moment miejsce do którego dotarł stanie się jedną wielką pułapką bez ucieczki. Dla kogo? Masy ludzi, która próbowała się ewakuować. Co najdziwniejsze dopiero teraz. nikt nie zarządził takiego rozkazu wcześniej? Było to pytanie uderzające w głowę. Przy okazji wyparło negatywne myśli na temat tego co go może czegoś. Zamiast tego czegoś nieprzyjemnego skrytego w głębi umysłu pojawiło się coś z goła odwrotnego. Po całym ciele rozeszła się cudowna, ciepła fala zwiastująca podniecenie tym co może go czekać. Przebywał teraz całkiem sam na nieznanym mu terenie z którego nie było ucieczki. Jeśli chciał chociaż jeszcze raz postawić swoje życie na szali oraz wystawić umiejętności na próbę to miał ku temu doskonałą okazję. Właśnie tu i teraz. W pierwszej kolejności jednak należało odnaleźć grupę infiltracyjną do której miał dołączyć. Co smutne nie otrzymał dokładnych informacji mimo, że została mu przedstawiona geneza całego konfliktu oraz cel jego tu obecności.Gdzie się udał? Ruszył wgłąb lądu poszukując jakichkolwiek oznak życia innych niż ucieczka w kierunku nabrzeża z pośpiesznie zebranymi rzeczami. Część osób krzątała się jeszcze przy domach nie będąc gotowa do "ewakuacji". Próbowali zabrać więcej niż mogli udźwignąć. Całe to zamieszanie utrudniało nie tylko ruch, ale i ograniczało widoczność, a on sam nie chciał skakać po dachach. Mogłoby to być niemile widziane oraz całkiem źle odebrane. Lepiej było nie ryzykować. Krzątał się tak dobre 5 minut, aż znalazł pewien punkt zaczepienia w tłumie wytropił znaną mu sylwetkę. Niciowca, który brał udział w wojnie między Sabaku i Kaguya. Tego samego, który ot tak wyjął sobie bijące serce i stwierdził, że chyba jest ranne. Dobrze by było gdyby medyk mu je zaleczył. Prawdziwy hardcore, inaczej tego określić nie można było. Za owym punktem zaczepienia udał się wgłąb bo nie miał totalnie nic. Nie miał nawet czasu na zorganizowanie rozpoznania. Nagła panika cywilów wskazywała na to, że wojna albo się już zaczęła albo to kwestia czasu. Na rozeznanie się w sytuacji potrzebowałby zapewne kilku dni.
Za kogo uważał Murai'a? Osobę, która ma w dupie innych, dba tylko o siebie, ale jest jedna rzecz która może ją mocno interesować. Była to też rzecz która przemawiała do niego samego. A były nią pieniądze. Wpierw obecność podczas oblężenia Atsui, a teraz tutaj nie mogła być przypadkiem. Dorabiał jako najemnik i zapewne dysponował świetnym rozpoznaniem. Dlatego niczym szpieg, którym swoją drogą został wraz z dołączeniem do organizacji podążał za swoim celem. Gdzieś w tłumie padło także imię Tamotsu, które sobie dokładnie zanotował w głowie. Od czasu do czasu rozglądał się także na boki by mieć rozeznanie w tym co się dzieje. Robił to niezwykle szybko by czasem nie stracić niciowego typka z oczu. Jeśli w taki sposób udało się mu dotrzeć do celu to dobrze. Jeśli nie to miał zamiar poszukać jakiegoś innego rozwiązania. Ufał jednak, że nie pomylił się co do tego osobnika i uda się mu dobrze trafić. Dzięki temu, że znał jego umiejętności oraz walczyli nawet przez chwilę obok siebie ufał, że nic mu nie grozi nawet gdyby się zorientował na co było naprawdę mała szansa. Zbyt duże zamieszanie dookoła na dodatek starał się zachowywać dystans 2-3m.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Górnolotne przemowy i puste kłamstwa wpajane tłumowi narzędzi, które w większości nawet nie znały sprawy za którą gotowe były zabić i umrzeć - nigdy nie przekonywały młodej przedstawicielki szczepu Maji. Wręcz powodowały fale pogardy. Przecież tak naprawdę to nie miało absolutnie żadnego znaczenia, tak samo jak dla wielkich władców nie liczyło się życie przeklętej pechowej piechoty. Niczym zwykłe pionki na szachownicy, której wielce żałowała nie zobaczyć Meguri. Jej pozycja znajdowała się jak najdalej od pierwszych linii i jak najwyżej to było tylko możliwe. To jednak nie zaspokajało chęci ujrzenia wielkiej armii z dystansu, aby móc przeanalizować strategię szyków i zachwycić się potęgą niezliczonych męskich ramion.
Niezadowolona wyniosła mina młodej kobiety nie zmalała nawet na moment, kiedy przedzierała się przez tłum coraz to dalej od pierwszych linii. Zobaczyła ich, to co mieli w oczach i to jej wystarczyło. Przecież nie przybyła tu walczyć, a tym bardziej za jakąś nic nie znaczącą sprawę rodu Hozukich. Prawdopodobnie i tak da nogę przy najbliżej sprzyjającej okazji i postara się popatrzeć na całe zdarzenie z boku. Jedynie to dla niej się liczyło. Nie żadna wielka sprawa, nie ideologa i durna męska powinność. Czysta próżna chęć ujrzenia dwóch potęg ścierających się ze sobą na śmierć i życie. Chciała mieć szansę analizować strategie dowódców na bieżąco i być można nawet je opisać, jeśli nadarzy się na tyle bezpieczne i spokojne miejsce do obserwacji.
Odziana w swój standardowy strój w końcu zatrzymała się podnosząc dumnie podbródek i opierając rękę na szerokim biodrze. Cóż, w takich warunkach nie zobaczy wiele więcej. Musiała więc czekać, aż wszystko w końcu się rozpocznie, a ona będzie mogła wprowadzić w życie swoje własne plany.
____
wybaczcie marny post, ale cza było się śpieszyć ;c
Niezadowolona wyniosła mina młodej kobiety nie zmalała nawet na moment, kiedy przedzierała się przez tłum coraz to dalej od pierwszych linii. Zobaczyła ich, to co mieli w oczach i to jej wystarczyło. Przecież nie przybyła tu walczyć, a tym bardziej za jakąś nic nie znaczącą sprawę rodu Hozukich. Prawdopodobnie i tak da nogę przy najbliżej sprzyjającej okazji i postara się popatrzeć na całe zdarzenie z boku. Jedynie to dla niej się liczyło. Nie żadna wielka sprawa, nie ideologa i durna męska powinność. Czysta próżna chęć ujrzenia dwóch potęg ścierających się ze sobą na śmierć i życie. Chciała mieć szansę analizować strategie dowódców na bieżąco i być można nawet je opisać, jeśli nadarzy się na tyle bezpieczne i spokojne miejsce do obserwacji.
Odziana w swój standardowy strój w końcu zatrzymała się podnosząc dumnie podbródek i opierając rękę na szerokim biodrze. Cóż, w takich warunkach nie zobaczy wiele więcej. Musiała więc czekać, aż wszystko w końcu się rozpocznie, a ona będzie mogła wprowadzić w życie swoje własne plany.
____
wybaczcie marny post, ale cza było się śpieszyć ;c
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości