Centrum osady

Awatar użytkownika
Kamiyo Ori
Posty: 1054
Rejestracja: 27 sty 2020, o 22:25
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek B
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
GG/Discord: deviler_
Multikonta: Rokudo Gaika

Re: Centrum osady

Post autor: Kamiyo Ori »

13/15Kradzież!
[ Fuji - misja D ]



- Yyy, no szefo po prostu wymyślił, jak ten no ty znasz pięciu ludzi a oni tak znają pięciu ludzi i ci dalej pięciu i tak dalej i dalej... - Zaczął ten, którego w głowie nazwałbyś chudym, choć taki specjalnie nie był. To ten drugi był grubawy.
- Cicho tam! - Wtrącił Shige korzystając jednocześnie z gestu ręki, jakby nie umiał się bez rękoczynów obejść.
- Szefie, ale musimy się spieszyć, bo jak nas dopadną... - Wysoki, co nie był wysoki, lecz ten drugi wydawał się przy nim niski wtrącił i swoje trzy grosze. Potem dodał coś o nogach i dupie oraz o tym jak te dwie części miałyby się w instensywny sposób rozdzielać w przestrzeni.
Shige popatrzył błagalnym spojrzeniem na babcie, której nie w myśl było ustępować przed tym świeżutkim szczypiorem, co ledwo wykiełkował i już zielony. Dla takiej purchawki jak ona, to mógłby mieć i sto lat ale i za młody by był. No ale... Miękkie jest serce kobiety dla swojej rodziny. No, nie zawsze ale zazwyczaj. W każdy czwarty piątek miesiąca. Albo inne ruchome święto. Co za okazja teraz przypadała, to nie wiedziałeś. Ale babcia, jak to starowinka w jej wieku westchnęła ciężko, bowiem znów młodzież musi się wyszumieć. Tylko czemu ona musi tego słuchać? Tego nie wiedziała.
- No dobra, możecie zejść do piwnicy i przeczekać. Konie zawińcie tam. - Wskazała kciukiem na przybudówkę przy domu. Oj kruche jest serce babcine. Trzy przerażone twarze tryskały teraz nadzieją i gotowe były do dalszej egzystencji polegającej na sprzedawaniu pierwszorzędnego kitu w pięknym opakowaniu. Shiga miał już odejść z kompanami do stajni, kiedy starowinka pociągnęła go za kołnierz zatrzymując. Przy okazji prawie przewróciła.
- Nie tak szybko niedojdo. Oddawaj to co tam trzymasz. - I tak z nadziei do rozpaczy twarz chłopaka wracała niczym piłeczka.



Shige
Chudy facet
Wysoki facet
Babcia

0 x
PH | Ryō | KP | Notes
Awatar użytkownika
Fuji
Gracz nieobecny
Posty: 132
Rejestracja: 18 cze 2018, o 19:00
Wiek postaci: 20
Ranga: Dōkō
Multikonta: -

Re: Centrum osady

Post autor: Fuji »

Kiepscy byli z nich negocjatorzy, jednak jeszcze gorsi łgarze. Fuji słysząc zdania które wypowiadali był tak załamany że postanowił się na razie nie odzywać tylko przyglądać całej tej sytuacji, przy czym był pod wrażeniem opanowania babci. Ta kobieta pewnie tak samo jak i on zdawała sobie sprawę z tego iż czyny tych mężczyzn nie są zbyt legalne jednak postanowiła im pomóc. Czy było to spowodowane tym że jeden z nich był z nią spokrewniony czy też sama chciała ubić na tym interes? Tego nie wiedział jednak wysłanie ich do piwnicy i zabranie zawiniątka mogło też świadczyć o tym że chce im dać nauczkę. Oddanie ich skarbu poszukującym i obronienie ich to mógł być plan babci.
- I co teraz zamierzasz babciu? - Zapytał białowłosy kiedy wszyscy trzej zniknęli gdzieś pod podłogą.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kamiyo Ori
Posty: 1054
Rejestracja: 27 sty 2020, o 22:25
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek B
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
GG/Discord: deviler_
Multikonta: Rokudo Gaika

Re: Centrum osady

Post autor: Kamiyo Ori »

15/15Kradzież!
[ Fuji - misja D ]



- Aua! Przestań! Przestań mnie podduszać! Już ci oddaje... - Shiguś się bezskutecznie wyrywał z uścisku kobiety. Jego pewność siebie i zdecydowanie runęły jak zdobyta forteca. Oddał mały notatnik do rąk własnych babci, która go otworzyła. A wraz z tym otwarciem czerwona złość na twarzy babci nabrała purpury.
- TY! SKOŃCZONY! IDIOTO! - Trzepnęła go łapą parę razy, ale po trzecim razie uciekł i poleciał za kompanami. Pomasował się po barku i głowie, gdzie obrażenia miały przede wszystkim charakter psychiczny. Pewność siebie i wyszczekanie szybko go opuściły i z dosłownie podkulonym ogonem zbiegł na dół.
Piękny fiołkowy odcień skóry powoli przechodził przez kolejne stadia ogrodu kwiatowego. Następna była czerwona róża, nasturcja i w końcu kolor właściwy dla zdrowych, acz starych, łysych lądowych ssaków pokrewnym małpom, których laicy nazywali po prostu ludźmi.
- Przepraszam chłopcze, że musiałeś być tego świadkiem. - Pokręciła głową. - Ten dureń, gdyby nie był moim wnukiem już dawno bym go wyrzuciła na zbity pysk. - Uśmiechnęła się miękko, tak jak babcie się uśmiechają do wnucząt wręczając im wysokie kieszonkowe. Myślicie, że robią to dlatego, że was kochają? O, co to, to nie. Znaczy kochać pewnie kochają, ale jest to najczęściej zemsta. Zemsta na tych niewdzięcznych smarkaczach, które wychowali, a oni nawet nie odwiedzą, nie napiszą czy się nie zainteresują starym człowiekiem. Działa to następująco. Rozpieszczają im bachory, by ci się z nimi męczyć później musieli. I częściej przychodzili w odwiedziny. Bo przecież nic tak nie powoduje uśmiechu na twojej twarzy jak nieszczęście u najbliższych...

No tak czy inaczej podała ci mieszek pełen monet.

- To zapłata za pomoc, plus coś ekstra. - Kciukiem wskazała za siebie na chałupę. - Ja już wyprostuje tych chłopaków i zrobię z nich porządnych ludzi, którzy płacą swoje długi. - Tu pokręciła głową z dezaprobatą. - Ale najpierw muszą odpokutować swoje winy.


Shige
Babcia


0 x
PH | Ryō | KP | Notes
Awatar użytkownika
Haruko
Postać porzucona
Posty: 66
Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
Aktualna postać: Airan

Re: Centrum osady

Post autor: Haruko »

Lud pustyni nie był zbyt religijny. Oczywiście, słyszeli o bogach. Oczywiście, były tutaj świątynie i (opuszczone) kapliczki rozsiane po pustyni. Oczywiście, że wzywało się wielką panią Amaterasu, Świecącą na Niebie, która uosabiała wielkie, palące słońce pustyni. Oczywiście, że zawsze znalazł się jakiś gorliwszy wyznawca. Ale większość podchodziła do tego z ogromnym dystansem. Może też wręcz czuli się opuszczeni przez bogów, skoro na ich tereny wpuszczono tyle zła… Nie tylko w postaci Ogoniastej Bestii, ale też pod postacią złych ludzi. Woja goniła wojnę, walka walkę, śmierć śmierć. Spokój zagościł tutaj dopiero niedawno… A czy kruchy był ten pokój czy nie, tę odpowiedź przyniesie czas. Na razie Haruko starała się patrzyć na obcych z nieco większą przychylnością. A obcych spoza Samotnych Wydm łatwiej było nią obdarzyć, niż innych, podejrzanych, mieszkańców Pustyni. Haruko nie była religijna. Wierzyła w siebie, w to, że ma swój los w swoich własnych rękach, a nie że jest skazana na wolę i łaskę kogoś wyżej, kto miewał różne kaprysy i humory. Wierzyła, że wszystko co ma, wywalczyła sobie ciężką pracą. Przeznaczenie? Gówno, a nie przeznaczenie. To ona wybiera swoje cele, ona ma wolną wolę, ona podejmuje decyzje. Ona wyciąga broń, by powalić wroga.
Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że Kaiho miał wymalowane oczy. Tutaj jakby było to… właściwie na porządku dziennym. Jej brat się malował i w ogóle wielu innych mężczyzn, którzy zwracali uwagę na modę i styl, więc jeśli Itazura spodziewał się usłyszeć jakiegoś komentarza od Haru, albo zobaczyć jakąś jej dziwną minę, no to się przeliczył, bo zachowywała się tak, jakby tego nie zauważała, albo nie robiło to na niej wrażenia. Sama zresztą też miała podkreślone oczy – niebieskim i złotem, jak barwny motyl, ale bez większych przesadyzmów.
Uniosła jedną brew dopiero, kiedy chłopak wyciągnął notatnik i zamarł nad nim z ołówkiem w dłoni. Spoglądała w dół, mignęły jej więc rysunki i notatki ale nie miała okazji się im przyjrzeć, bo zaraz otworzył sobie czystą stronę i… spojrzał na nią wyczekująco. To ją odrobinę zmieszało, na tyle, by otworzyła usta i w pierwszej chwili nic się z nich nie wydobyło, ale w końcu oprzytomniała.
- Dromader – powtórzyła, choć tym razem starała się to zrobić wolniej, żeby chłopak mógł sobie zanotować. - Nie, to są te z jednym garbem. Są duże i dość agresywne, ale silniejsze i wytrzymalsze – wytłumaczyła spokojnie, w sumie całkiem zadowolona, że Kaiho sobie notuje. Znaczy, że jej opowieści nie pójdą w piach. Że jej czas nie zostanie zmarnowany. Dobrze, taką postawę lubiła. Dlatego tym chętniej odpowiadała. - Baktrian to wielbłąd z dwoma garbami, jak te tutaj. Są niższe, łagodniejsze. Też sobie dobrze radzą – ale w porównaniu do dromaderów były mniej wytrzymalsze. - Wielbłądzie mleko jest bardzo zdrowe, tak mówią przynajmniej – dodała jeszcze. Kolejny plus ponad konie. - Nie, garby to po prostu garby. Ale małe wielbłądy nie mają ich wcale. Wyrastają im później – taka tam ciekawostka.
- Dlaczego? – to bodaj pierwsze pytanie, jakie w ogóle zadała, ale naprawdę była ciekawa. Dlaczego uciekał przed wiatrem i śniegiem? Takie były złe? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. - Dlaczego uciekłeś? – wyobrażała sobie śnieg jako coś milutkiego, coś, czystego. Nie potrafiła tego skojarzyć z okropnym, przeszywającym zimnem. - Rosną normalnie. Czemu mają nie rosnąć? – tego też nie rozumiała. Palmy daktylowe, kaktusy, cytrusy, akacje. - Jadłeś kiedyś daktyle? Nie, po co pytam, pewnie nie jadłeś. Oprowadzę cię to sobie spróbujesz.
Można pomyśleć, że Haru zapomniała o obecności Kyo, ale nie była to prawda. Zerkała na nią co jakiś czas, ale teraz, kiedy mieli się ruszyć z Zagrody Wielbłądów, to przestała na nią spoglądać. Haruko nie spieszyła się, kiedy prowadziła dwójkę nieznajomych w kierunku wejścia do miasta, pokłoniła się jeszcze tylko na odchodne właścicielowi tego miejsca, bo nie chciała wyjść na niegrzeczną.
- Źle? Czemu źle? Po prostu się trzeba targować. Zniżka? Dlaczego zniżka? Im więcej wytargujesz tym lepiej dla ciebie – po co komu zniżki? Targowanie się było niejako częścią pustynnej kultury. Tutaj każdy wiedział jak o siebie dbać i że pieniądz ma swoją wartość. Targowanie się o wszystko wszędzie było raczej na porządku dziennym i absolutnie nikogo nie dziwiło. Maji nie miała świadomości, że gdzie indziej tak to nie wygląda. Że tam przychodzisz i płacisz tyle, jaką cenę rzuca sprzedawca i finito.
- Okropna historia – sama ne wiedziała kim trzeba być, by w ogóle na coś podobnego wpaść. I jeszcze narażać siebie samą na krzywdę, bo takie coś przecież nie wpływało tylko na to dziecko w brzuchu matki. - Ale ludzie też są okropni – wyrwało jej się przy okazji, jednak kiedy zorientowała się, co powiedziała, to skrzywiła się i wecthnęła. - Przepraszam.
- Naprawdę macie? – takie wielkie temperatury rzecz jasna. - A o burzach wiesz? – podpytała jeszcze. Sama nie miała nakrytej głowy. A przynajmniej nie dzisiaj.
Wprowadziła ich do miasta przez bramę, nikt ich nie niepokoił. Tutaj dopiero Kaiho mógł uderzyć gwar i barwy, chociaż ludzi na ulicach było jeszcze mało, nie zdążyli wyjść po tym, jak się pochowali przed najgorszym słońcem. Haruko starała się ich prowadzić zacienioną drogą, i po drodze zapytała jeszcze gdzie Kaiho chciałby się zatrzymać. W jakiejś schludnej, ale nie zdzierających ostatnie grosze karczmie, czy w czymś bardzo luksusowym, czy gdzie. W zależności od odpowiedzi, podprowadziła go do odpowiedniego przybytku i nawet się zlitowała, pokazując jak tutaj się załatwia interesy, żeby Kaiho i Kyo mogli zostawić gdzieś te swoje graty.
W końcu jednak zaprowadziła ich do centrum miasta, po drodze wypytując trochę jak jest t a m, a że nie do końca wiedziała o co pytać, to musiało to brzmieć zabawnie. Pytana o różne rzeczy też starała się odpowiedzieć jakoś sensownie, o ile znała odpowiedź. Tutaj w centrum podeszła do jednego stoiska i po chwili bardzo żywiołowego targowania się, była już zaopatrzona w materiałowy woreczek, w którym znajdowały się daktyle, figi i dwie mandarynki.
- Spróbuj – podsunęła chłopakowi to, co własnoręcznie upolowała. Prawie dosłownie.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Centrum osady

Post autor: Kaiho »

Hah, opuszczenie przez ludzi... Och, Droga Przyjaciółko, jak zwykli poeci zaczynać swoje listy, u mnie było całkiem dobrze. U mnie, u nas. Tak samo dobrze, jak na tej Pustyni w tym jednym momencie. Połączyła nas głupota, znalazła wspólna droga, a wychowała krew i przemoc. Rozumiem, dlaczego twoi ludzie odwrócili się od bogów. Na plecach musieli nieść własną codzienność i własne zmartwienia. Lepiej było kreować własnymi rękoma niż polegać na mistycznej sile, której obecność była wątpliwa. Wierzę - gdzieś muszą trwać. Ci bogowie, wielcy i niedostępni. Spoglądać na nas, może czasem coś zamieszać, ku lepszemu, ku gorszemu, zależnie, jak im się ułoży. To nie ich wola i nie ich sznurki kierowały jednak ludźmi jak marionetkami. I widzę już, co łączyć mogło dwójkę obcych ludzi wychowanych w różnej kulturze. Brak bogów w ich życiu. Wietrzne Równiny były zadrą tego świata. Jej trawy i jej drzewa wyrosły na hektolitrach przelanej krwi, a budynki zbudowano na tysiącach ciał. Pójdziesz z łopatą tu czy tam pewnie znajdziesz szczątki starego świata, który dał się pogrzebać przez głupią nienawiść między ludową. Zupełnie jak tutaj. Tylko dlatego, że jeden klan nie znosił drugiego. A widzisz, w Wietrznych Równinach prawie wszyscy się nienawidzili. Szukali na siebie haków, patrzyli tylko jak wbić sztylet w plecy. Wspaniała kultura, bogata i stara, na którą się powoływali, stawała się dla nich usprawiedliwieniem podłych czynów. Maskowali się za pięknymi uśmiechami i gestami. Czy tutaj też tak jest? Bo Samotne Wydmy, mimo swojej nazwy, kojarzyły mi się z rajem. A może właśnie dzięki swojej nazwie. Uwierzyłabyś mi, gdybym ci powiedział, że pokochałem samotność? Tylko w niej można było znaleźć ciszę własnych myśli i patrząc na świat nie widzieć przelanej krwi. To tłum, uwierz mi, sprawiał, że człowiek czuł się najbardziej samotny. Ale najlepiej przychodziło się poczuć właśnie wtedy, kiedy znalazło się duszę, która była w stanie nadawać na twoim poziomie pojęcia i odbioru rzeczywistości, jaką dzieliliście. Daj i weź - to było nasze społeczeństwo. I to naprawdę w porządku. Jak już zostało wspomniane - mówili, że w naturze nic nie ginie, ale to zdanie należy zwyczajnie poprawić. W naturze nie powinno nic ginąć.
- Jeden garb... - Zamruczał sam do siebie, kiedy kreślił słowa. I kiedy jego palce zaczęły pod tym stawiać błyskawiczny wręcz szkic wielbłąda. Obejrzał się raz jeszcze na stworka, żeby go utrwalić. Szkic był mały, drobny, ale oddawał dokładnie. Zaraz obok niego powstało kolejne słowo. Baktrian. I ten już miał dwa garby. Pośpieszny szkic i kilka szybkich słów, które miały je opisywać. Potem będzie to uzupełniał. Poprawiać. Wróci tu... musi narysować ich kopyta! Kochał ten stan. Takiego gorącego zaangażowania, że już na nic nie zwracasz uwagi i niczego nie potrzebujesz. Chociaż Haruko jednocześnie miała całą jego atencję. To jej słowa pozwalały mu uzupełnić ten spieprzony dziennik o kolejne jego zachwyty i westchnienia. - Końskie też... znaczy - oderwał głowę od notatnika, który potem powędrował końcowo do sakwy - nie wiem, czy jest zdrowe, nie interesowałem się dotąd. Ale jest dobre. Zwłaszcza do herbaty. Za co nienawidzą nas Sogeńczycy. - Uśmiechnął się, tak dość łagodnie. Sportowe hejtowanie Sogen oraz jego mieszkańców miał we krwi, ale to nie tak, że nie lubił stamtąd wszystkich po równo. Po prostu... dobijała go ich DEPRESYJNOŚĆ. Dusił się tam. Ciągle padało, ludzie mieli kije w dupie, na wszystko było regułka, na wszystko było COŚ. Równie źle było z tymi, co przybywali z Karmazynowych czasami.
Dlaczego uciekłeś. Wiesz przecież, do czego się to pytanie odnosiło. A jednak poruszało ono stronę duszy, które sprawiło, że lekko przechyliłeś głowę i spojrzałeś w czyste niebo - to oddalone od słońca, by nie przeżywać bezpośrednio jego błogosławieństwa. Byłoby raczej tym traumatycznym błogosławieństwem. Ucieczka, widzisz, nigdy nie była prostą odpowiedzią. Nie była też żadnym rozwiązaniem. W końcu odwiedzanie co roku pustyni nie wchodziło w ogóle w grę. Ale jakie było kuszące... Wystarczy tylko znaleźć odpowiedni dla siebie samego argument na to, by uciekać. Wracać tutaj ciągle, cieszyć się wolnością, zupełną swobodą, nowymi przeżyciami i odkryciami. Czy jednak można było być nieodpowiedzialnym i mających wszystko i wszystkich za nic przez całe swoje życie? Przecież znacie odpowiedź.
- Aaa... to nie tak dosłownie. - Machnął dłonią. - Żartowałem trochę. Zawsze chciałem odwiedzić pustynię więc skorzystałem z okazji. Okazji wolnego od zobowiązań. Ale z tym, że pogoda potrafi być paskudna, nie żartowałem. Kiedy wszystko jest w śniegu... to wygląda trochę jak tutaj. Tylko jest biało! - Rozłożył szeroko ramiona, żeby pokazać Haruko całe to miasto, tę pustynię, którą teraz stracili z pola widzenia na rzecz uliczek i kolejnych dziwacznych budynków. Kiwnął tylko głową, kiedy sama sobie właściwie odpowiedziała na zadane pytanie. Zgadza się - nie jadłeś. A bardzo chętnie by spróbował. Chętnie pochłonąłby wszystko, co nowe, z tego miejsca.
- Ja też poproszę. - Upomniała się stara dama swoim głębokim pomrukiem. Przecież jej też nie mogły ominąć przyjemności tego świata, do którego trafili. Świata opływającego złotem - ciekawe, czy też miodem i mlekiem?
- Jasne, że się podzielę! Nie zapomniałbym o tobie, staruszko. - Kaiho podniósł rękę, żeby położyć ją na wielkim łbie i poczochrał ją za uchem. Suka przymrużyła oczy, a na jej pysku pojawił się uśmiech. - Dzięki! Za chęci, że chcesz nas oprowadzić. Inaczej stałbym się pośmiewiskiem mojej towarzyszki, że wszędzie się gubię! - Nie gubił się. Gubił się raczej rzadko. Czasem tereny były łatwiejsze czy trudniejsze do nawigowania, ale prędzej czy później zawsze znajdował drogę powrotną do domu. Bo przecież to był sens, by w ogóle powracać. To, że masz do czego wracać. - Uprawiasz targowanie się dla sportu? - Zabrzmiało bardzo zabawnie, ale przecież każdy miał innego hobby! No bo - jak to "po co zniżka". Po to, żeby mniej płacić! I nie musieć właśnie ciągle się ciągnąć o ceny. Kaiho robił to rzadko. Ale to dlatego, że po prostu nie potrzebował.
- Nie masz za co przepraszać. - Jego głos i ton złagodniał, wyciszył się. Mocne słowa - i takie prawdzie. Takie trudne do przyznania. Takie trudne do pogodzenia się. Ale prawdziwe - nie ważne, jak bardzo się będziesz przed tym wzbraniał. - Żadne zwierzę nie popełnia okrucieństw - to wyłączna cecha tych, co posiadają zmysł moralny. Kiedy zwierzę zadaje ból, robi to nieświadomie, bez złych intencji, bez poczucia, że wyrządza zło, gdyż zło dla niego nie istnieje. Nie zadaje też bólu dla przyjemności - tylko człowiek to czyni. Jeśli ptak wyrzuci pisklę z gniazda zrobi to, ponieważ nie może wyżywić wszystkich. A jakie usprawiedliwienie ma matka zabijające dziecko, zanim je urodzi? - Pewnie nie powinieneś tego robić. Pociągać za bardzo delikatne i drażliwe struny. O takich rzeczach ponoć nie rozmawiali nieznajomi. Ale Kaiho patrzył na Haruko i wsłuchiwał się w to, o czym grała właśnie jej dusza.
- Burze piaskowe? Słyszałem. Ale tylko tyle, że są niebezpieczne.
Udali się więc do jednego z lokali wyższej półki, ale nie tej zupełnie przesadnej. Kaiho przeprosił towarzyszkę na moment i zapewnił, że zaraz wrócą. Faktycznie musiał zapamiętać, że tutejsza ludność miała ewidentnie zupełnie inne podejście do handlu... ciekawe, czy ogólnie do ludzi. Na górze zrzucił graty z siebie i Kyo, odświeżył twarz lekko, upewnił się, że wszystko gra w jego wyglądzie i wrócił jednak sam - bo Kyo zdecydowała się odpocząć. I takim sposobem właśnie zatonęli w mieście barw, kolorów i intensywności. Kaiho był naprawdę zaskoczony. i zachwycony. Nie spodziewał się, że to miejsce ma AŻ TYLE do zaoferowania, a wszystko, co czasem widywał w Wietrznych Równinach, było ledwo jego namiastkami. Poopowiadał trochę o Antai, o tym, że mieli najlepsze konie i o tym, że rosły u nich oliwki i pomarańcze, a ocean był gorący i wspaniały, popołudniami można było biegać po brzegu i zbierać muszelki, polować na kraby i krewetki, żeby potem je wypuścić. Albo zjeść! A skoro przy jedzeniu jesteśmy...
- Och, och... jak to się... je? - Jego paluszki aż zatańczyły w powietrzu a oczy rozbłysnęły, kiedy spojrzał na te dzielnie wywalczone dary. - Figi też mamy u siebie! Są boskie! Ale to śmiesznie wygląda. - Dotknął daktyla, żeby przekonać się o jego strukturze. - To te... daktyle? - Spojrzał na Haruko. - Będziesz moją własną, Pustynną Bohaterką. - Wyszczerzył kły w uśmiechu. Teraz już chusta nie przysłaniała mu twarzy - owinął ją wokół szyi i trzymał jak kaptur na głowie tylko tyle, coby filtrowała słońce padające na głowę.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Haruko
Postać porzucona
Posty: 66
Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
Aktualna postać: Airan

Re: Centrum osady

Post autor: Haruko »

Kiedy widzi się tak wiele krwi, która barwi piaski, na których wyrastają te karłowate rośliny, to odsuwa się od wielu rzeczy. Palmy daktylowe podlewane krwią, rodziły owoce, które też nie były czyste. A mówią, że krew nie woda. Cóż, nie – krew to nie woda zdecydowanie. Ale to był też powód, dla którego lud Samotnych Wydm był tak nieufny, tak waleczny i tak… bezwzględny. Kaiho nie miał okazji się o tym przekonać, bo trafił akurat na lepszy dzień Haruko i na to, że była dość wyrozumiała, bo miała przed sobą kogoś, kto był tutaj pierwszy raz, niczego nie wiedział i wyglądał na chętnego do tego, by się nauczyć. Jego notatki w zeszyciku były tego jasnym dowodem.
- Za co was nienawidzą? Nie rozumiem – przyznała z rozbrajającą szczerością. Za co. Za końskie mleko? Sama takiego nie piła, przynajmniej nie świadomie, tutaj królowało wielbłądzie, no i inne napoje. Może to jakaś profanacja dla sogeńczyków to końskie mleko? Bo nie wpadła na to, że może chodzić o mleko w herbacie – tutaj głównie tak się pijało, zwłaszcza wieczorami, by się rozgrzać, gdy temperatura gwałtownie spadała. Tutaj za to dla sportu hejtowało się Kaguya, zwłaszcza Sabaku to robili. A nie daj Amaterasu, by Kaguya trafił do Kinkotsu, ło to się wtedy robiło! A oczywiście przybywali, skoro odgórnie był nakaz, by członkowie wszystkich rodów mieszali się między sobą w ramach budowania wzajemnego zaufania i różnorodności. Dlatego w Kinkotsu można było spotkać każdego – Sabaku i Maji oczywiście, ale też Dohito, Haretsu, Kaguya oraz Ayatsuri. To było na porządku dziennym.
- Nie? – nie dosłownie? Żartował trochę, więc Haruko głośniej wypuściła powietrze przez nos, ale nic na to nie powiedziała, nie skomentowała. Dla niej to nie brzmiało zbyt przekonująco, ale może wpływ na to miał akcent chłopaka – tak różny od jej własnego. Musiała się czasami skupić, żeby być pewna, że rozumie dokładnie co mówi, ale może czegoś po prostu nie wyłapała? Może tak się tak mówiło, takie mieli powiedzonko? - Nigdy nie widziałam śniegu. Czytałam, matka mi opowiadała, ale nie widziałam – przekrzywiła trochę głowę, próbując zastąpić złoty piasek bielą. Jakoś… chyba wyobraźnia ją w tym momencie zawiodła, a tej przecież miała sporo, skoro sama rysowała wzory na swoim ciele i szkicowała projekty swoich ubrań dla krawca. Można było powiedzieć, że jest pewnego rodzaju artystką, dlatego gdy tak zerkała na te szybko uciekające jej rysunki Kaiho, które i tak mogła podziwiać do góry nogami, to widziała, że też na artystę trafiła.
- Nie ma za co. Akurat mam dzisiaj dzień wolny. Będę tylko musiała na chwilę podejść do babci, jeśli ci to nie będzie przeszkadzać – ale to później, nie paliło się. - Dla sportu? Nie. Każdy się targuje – brzmiała na zaskoczoną jego pytaniem. Trudno było sobie wyobrazić jej inną rzeczywistość, skoro nigdy nie opuściła terenu pustyni. Była ciekawa, tak, ale do tej pory nie na tyle, by faktycznie chcieć opuścić Samotne Wydmy. Nie chodziło o to, czy by sobie poradziła, bo pewnie tak, była przecież dużą dziewczyną (dosłownie i w przenośni), ale jakoś obecnie chciała pracować dla pustyni i Unii.
- Trudno mi to sobie wyobrazić. Wojna zabrała nam całe rodziny, wielu z nas zostało samych. Są tacy, co pod swój dach przyjmowali tych samotnych, żeby zapełnić dziury, jakie powstały, albo po prostu, bo tak… po prostu się robi. Nie zostawia innych w potrzebie. Dlatego zabić zanim się narodzi to dla mnie… Nie rozumiem tego. Jak można świadomie pozbawić się tej rodziny – ile Haruko by dała, by ojciec nadal tutaj był. I cieszyła się, że jej matka, która straciła męża i miała na wychowaniu dwie córki, wzięła pod dach jeszcze jedno małe dziecko. Jeśli tamta kobieta nie chciała tego dziecka, to na pewno znalazłby się ktoś, kto by je chciał. Po co od razu zabijać? Obrzydliwe. Dlaczego o tym mówiła? Nieznajomym łatwiej było powiedzieć niektóre rzeczy niż tym bliskim. Nie niosło to ze sobą takiego ładunku emocjonalnego. W jej domu nie rozmawiało się o wojnie i stracie – ale to w człowieku siedziało, głęboko. Czasami chciało się to powiedzieć na głos.
- Są. Na szczęście u nas dość rzadko. Ale jak już są, to trzeba bardzo uważać. Ale to mi też przypomniało… Dlatego wielbłądy są lepsze do podróżowania. Im ten piach tak bardzo nie przeszkadza. Jakoś zatykają sobie nos i nie wdychają pyłu – w przeciwieństwie do koni.
Miło było posłuchać o Antai, jednak gdy o tym zaczęła się rozmowa, Haruko przyznała, że sądziła iż Kaiho pochodzi z Yusetsu – a to przez psa, z jakim przybył. No i że nie wiedziała, że psy potrafią mówić, w życiu nie widziała gadającego zwierzaka.
Ściągnęła chustę, którą miała przewieszoną na twarzy, wiązaną z tyłu głowy i schowała ją do torby, nim sięgnęła po jednego daktyla, żeby pokazać mu o co chodzi. Ugryzła kawałek, chwilę pożuła, przełknęła. Daktyl nawet bez przegryzienia pachniał słodko i zachęcał, by się w niego wgryźć, a ugryziony i posmakowany – był jeszcze słodszy. Miękki, wilgotny, mięsisty – bo to był świeży, nie suszony.
- O tak. Normalnie. Tylko uważaj na pestkę – ostrzegła go jeszcze i przepołowiła palcami daktyla, by pokazać Kaiho małą pestkę w środku .Ta nie była jadalna. - Macie u siebie figi? – zdziwiła się wyraźnie, znowu, ale zrozumiała już, ze w Antai jest ciepło. - Ciekawe czy smakują tak samo – zastanowiła się na głos. - Pustynnym bohaterem jest Ichirou, mi do tego bardzo daleko.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Centrum osady

Post autor: Kaiho »

Nie, krew nie woda, masz rację, Mądra Przyjaciółko. Krew była cenniejsza, ponieważ nie upuszczała jej żadna skała. Każda jej kropla była życiem o uczuciach, własnych myślach. Nawet najprostsze osobowości i te najbardziej banalne - wiesz, ten plebs, za którym czasem obejrzałaś się tylko z poczuciem żalu w sercu, jak źle tu żyją, albo te chłopy, co to nawet porządnie wypowiadać się nie potrafiły, ni to liczyć ni pisać nie potrafiło, posiadało własne JA. Silne, słabsze - to nie ma znaczenia! Człowiek nie zwierzę, jak krew nie woda. Powiedz, to samooszukiwanie się, kiedy myślę, że nie żyjemy w świecie, w którym to prawo dżungli miało decydować? Albo nie mów nic. Znam odpowiedź. Naiwność, ta naiwność... To silni Sabaku zadecydowali, kto będzie tym miejscem rządził. I to oni zadecydowali o dobrym i złym żywocie swego ludu. A teraz, z jaką wspaniałomyślnością, podzielili się tym z innymi rodami. W Wietrznych Równinach coś takiego nie miało prawa powstać. Jak? Skoro tam rody nawet wewnętrznie myślały, jak wbić sobie wzajem sztylet w plecy? Kiedy brat zabija brata nie jesteśmy zwierzętami. Jesteśmy niżej. Nie bijemy się o potrzeby terytorialne, o prostą potrzebę rozmnażania, nie. Te walki są często z zemsty, niezadowoleń, z tego, że ten czy tamta krzywo spojrzeli na kogoś, kto szedł ulicą.
- Haha, no tak. Kiedy ktoś ci mówi, że parzą herbatę na mleku wielbłądzim - ale, ŁAŁ, WIELBŁĄDZIM - to nie dziwi... Sogeńczycy nie tolerują niszczenia herbaty mlekiem. Nie wszyscy! Ale większość. Dla nich tylko tradycyjna, zielona herbata! Albo ta popołudniowa, czarna. Ale żeby z mlekiem? Jak ktoś tak lubi to się raczej kryje po kątach. A spróbuj u nich herbatę posłodzić to zrobią wielkie oczy. - Zgiął palce i zrobił nimi krążki, które przyłożył do własnych oczu, żeby pokazać, jakie WIELKIE się robiły. Chociaż z drobnymi dłońmi Kaiho to wielkiego wrażenia nie robiło. Rzecz jasna zrobił to delikatnie! Tak, żeby nie rozmazać makijażu! A skoro przy makijażu jesteśmy to nie tak, że spodziewał się negatywnej reakcji Haruko, bo nie dziwiło go to, że była taka otwarta, taka spokojna i uprzejma. Niektórzy po prostu potrafią od razu znaleźć ze sobą płaszczyznę porozumienia. Kaiho lubił robić ludziom dzień. Tym pojedynczym, z którymi taki kontakt złapał. Lubił ich pocieszać, wywoływać uśmiech na ustach - czerpał z tego energię. Z radości innych. Wampir energetyczny? Chyba nie! Bo jeszcze nikt mu nie powiedział, że tę energię wysysał. Wręcz przeciwnie. Tym przecież była wymiana między dwójką ludzi nawiązujących kontakt. Pierwsze płoty za koty i idziemy dalej. Czy tam koty za płoty. Nie ważne! Za to na pewno przyzwyczaiło go Antai i Sogen do tego, że ludzie spoglądają na niego krzywo i dziwnie. Co go drażniło, nawet bardzo. Zasilało inną jego stronę, też tą, której Haruko nie dojrzała. Były to spojrzenia karmiące jego gniew. W większości ludzi żyją dwa wilki i wygrywa ten, którego nakarmisz. A że Kaiho mocno reagował na otoczenie, co było jego powodem poszukiwania samotności (świadome) to jego wilki dokarmiali inni.
- Nie dosłownie, bo śnieg jest piękny. Wszystko wtedy śpi pod białym puchem i nawet ludzie wtedy zwalniają. Bo nie ma pracy na polu i wiele dróg jest nieprzejezdnych. Ale o ile śnieg jest piękny, na szybach potrafi malować, zupełnie sam, roślinne wzory, to w połączeniu z wiatrem już nie jest przyjemnie. A ten często nawiedza naszą prowincję. Przenika do kości, a wtedy śnieg staje się ostry. Jak piasek, który wiatr ci wciska wszędzie. Tylko wtedy marzniesz, a nie się gotujesz, jak tutaj. - Rysował ręką przed Haruko te symbole, które Pani Mróz zwykła malować na szybach i szkłach. Były naprawdę przecudne. Jedna z tych rzeczy, które wypatrywał z niecierpliwością, kiedy zima się pojawiała. - To kiedyś przyjedź do Antai, do Raigeki, bo tam mieszkam, to cię oprowadzę. I jak wyruszysz późną jesienią to się naoglądasz śniegu po drodze! Jeszcze go znielubisz jak porządnie zmarzniesz. - Wyszczerzył się trochę wrednie, ale to była taka zaczepka koleżeńska. Tylko i wyłącznie.
- Nie przeszkadza. Możemy pójść w twoim kierunku, ja chętnie pooglądam. - Zapewnił. W końcu po to tutaj przyjechał - żeby zwiedzić. Zobaczyć jak najwięcej w tych kilka dni pobytu. Na następne słowa już nie odpowiedziałeś. Tylko serce mocniej zabiło, ciężko. Jedno więcej uderzenie, które napędzało krew w żyłach, ale nie przywracało martwych do życia. Jedna więcej myśl, ale już bez słów - że na tym świecie żyłoby się lepiej, gdyby każdy był gotów przyjąć biednego pod swój dach, zamiast szukać wszędzie tylko zysku. Oczywiście nie można tylko dawać. Kaiho wiedział, że trzeba dać wędkę i nauczyć z niej korzystać, a nie gotową rybę. Bo rybę zjesz - i jej nie będzie, chociaż pomoc będzie szybsza i łatwiejsza dla ciebie. A jeśli kogoś nauczysz łowić to zadba o siebie i być może przekaże wiedzę dalej.
- Nie martw się! Po to jesteśmy my, ninja, żeby jakoś pomóc tym, którzy nie potrafią pomóc sobie sami. - Wskazał na siebie kciukiem spoglądając z uśmiechem na Haruko. Otrząsając się z tej okleiny, którą niepotrzebnie sam narzucił, wspominając o tej okropnej historii. Człowiek powinien myśleć, zastanawiać się nad możliwościami tragedii, które dzieją się wokół. Świadomość pozwoliła przeciwdziałać i nie myśleć o idyllicznym świecie utopii. Ale nie można w tym tonąć! Nie, nie wolno. Zatrzymasz się w takiej brei i nagle nie wiesz, jak z niej wyjść.
Z wielką ciekawością przyglądał się owocom, zastanawiając się właściwie nad tym samym co Haruko. Czy tutaj te mandarynki i figi smakują dokładnie tak samo jak w ich gorącym Antai. Właściwie to był pewien, że inaczej. Nawet głupi ryż potrafił smakować inaczej z różnych regionów! Tak przynajmniej twierdzili kupcy. Nawet herbata! Wszystko przystosowywało się do warunków. A teraz pojmował, że tutaj też muszą mieć uprawy i też musi wiele rosnąć, patrząc na to, ile niesamowitych rzeczy - jadalnych - wypełniało rynek i stoiska, z którymi porozstawiali się kupcy.
- Dokładnie to samo mnie zastanawia. Jako specjalista spróbuję i ocenię. Masz do czynienia z chwilowym profesjonalistą w sprawie fig. - Powiedział z rozbawieniem. Żaden był z niego znawca i żaden specjalista, ale akurat dwa smaki łatwo do siebie porównać. Tak mu się wydawało! Wziął figę z rąk Haruko i wsadził sobie do buzi, odgryzając kawałek z pieczołowitością. I... mniam! - Mmmm! Ale pyyyszne! Wspaniałe! - Okej, wielbłąda sprowadzić nie mógł, ale daktyle zamierzał wykupić! Zaśmiał się słysząc następne słowa Haruko. - Dla mnie jesteś teraz większą bohaterką niż on. Sprawiłaś, że mam fantastyczny dzień i niezapomniane odwiedziny na pustyni. - Uśmiechnął się szeroko, przymykając oczy.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Haruko
Postać porzucona
Posty: 66
Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
Aktualna postać: Airan

Re: Centrum osady

Post autor: Haruko »

Trudno było uwierzyć, że taka formacja jak Unia powstała na tych gorących piaskach Wielkiej Kuwety. Ludy pustyni – wszyscy wojowniczy, wielcy indywidualiści i podzieleni przez mrowie wojen, które wybuchały co i rusz. Tylko patrzeć jak wszystko się rozpada… Ale minęło półtorej roku i Unia trzymała się nadal. Jakoś, wciąż – pytanie tylko kogo to bardziej dziwiło. Sabaku Jou i wszystkich, którzy przyczynili się do jej powstania, szarych mieszkańców i obywateli Samotnych Wydm, czy może krainy ościenne?
- Jak to „niszczenia herbaty mlekiem”? Przecież… Herbatę pije się tylko z mlekiem! – no może nie tylko, może przesadziła, ale tutaj na pustyni, jeśli już piło się coś na ciepło, czyli herbatę, to dodawało się do niej mnóstwo innych dodatków. Na słodko z przyprawami i mlekiem i miodem daktylowym, albo na słono, ze sprowadzaną solą. Była kompletnie wyprowadzona z równowagi, bo JAK TO TAK MOŻNA herbatę bez mleka?! - Oszaleli w tym Sogen czy jak? – zdumieniu nie było końca. Gorzka herbata, jak tak można… - U nas się pije prawie tylko słodką herbatę – zdarzało się czasami, że ktoś nie dodał mleka do herbaty, ale tak bez miodu to tak aż… dziwnie. I przypraw, albo cytrusów!
Zapatrzyła się na chłopaka, kiedy ten przyłożył palce do oczu. Śmieszny był ten Kaiho. I choć Haruko może nie wybuchała śmiechem, przeciwnie, to czasami po prostu się uśmiechała. Teraz wyglądał śmiesznie, udając wielkie oczy sogeńczyków, kiedy widzą jak ktoś słodzi herbatę. Trochę jej poprawiał humor, to prawda, ale Haruko, jak to Haruko, była nieco wycofana – to był w końcu nieznajomy, o którym wiedziała… no cóż. Niewiele. Ale po godzinie znajomości nie można liczyć na wiele.
- W czym ten śnieg przeszkadza z przejazdem? Piasek też bywa problematyczny, jak wiatr zawiewa wydmy, które się przemieszczają w trakcie podróży i też bywają problemy, ale bez przesady, żeby nie dało się gdzieś dostać – tyczki wyznaczające szlaki były na tyle wysokie, że wystawały spod nawału piachu i jakoś to szło. - Roślinne wzory? Takie? – uniosła rękę i nawet trochę podciągnęła rękaw, żeby pokazać Kaiho swoje tatuaże wymalowane henną na całej długości ręki. Nie podwinęła rzecz jasna całego rękawa, ale materiał na nim i tak był prześwitujący i było widać do samej góry wymalowany wzór, wszystkie łuki, płatki, łodyżki i inne. - Może faktycznie się kiedyś wybiorę… Teraz będę miała przynajmniej pretekst – bo do tej pory… cóż. Nie bardzo go miała. - U nas marznie się w nocy. Temperatura bardzo spada. Noc na pustyni jest chyba jeszcze mniej przyjemna niż w samo południe – w sumie nie wiedziała, czy Kaiho miał świadomość, że noce w Atsui były bardzo nieprzyjemne, ale nie z powodu gorąca, a dlatego, że… było wręcz zbyt zimno.
Kiwnęła głową – skoro jemu to nie przeszkadzało, to wybiorą się do jej babci, ale to później, później, nie teraz. Teraz były ważniejsze rzeczy – jak przespacerowanie się po centrum, na którym pojawiało się coraz więcej osób, bo ludzie przestawali się chować przed najgorszym upałem. Gwar i barwy – tak można to było określić w skrócie. Barwy zapachów, kolorów, smaków… Wszystkiego. Haruko nie brzmiała ponuro, kiedy mówiła o śmierci, wojnie i stracie. Nie wspomniała, że to dotyczyło bezpośrednio jej, że w ten sposób straciła część rodziny i kawałek serca, którego nigdy nie odzyska. Nie wspomniała, że jej matka pomimo straty ukochanego przygarnęła do domu osierocone, pięcioletnie dziecko – czy ile lat miał wtedy Akio… Nie wspomniała, że ich wszystkich wiele to kosztowało. Jedyne co powiedziała to to jedno stwierdzenie, że nie rozumie jak można samemu na życzenie pozbyć się własnej rodziny. Ale wtedy się uśmiechnęła, kiedy Kaiho wskazał na siebie i nazwał siebie ninja. Ninja. Tak. Tego się akurat już spodziewała. Że pomyliła jego miejsce zamieszkania to nieco inna sprawa. Powoli sięgnęła ręką do torby i czegoś w niej wyraźnie szukała. Aż w końcu znalazła. Odznakę na rzemyku – i wyciągnęła ją, by pokazać ją Kaiho. Miała granatowe tło jak wszystkie w Unii, i złoty połysk znaczący, że jest pełnoprawnym członkiem swojego rodu.
- Więc jesteś shinobim? Ja też – a oni, shinobi, byli znacznie bardziej narażeni na śmierć. Albo tak się wydawało. W każdym razie, to oni byli armią klanu, to oni walczyli. Nie była nikim znaczącym, tylko Doko, ale tutaj w Unii oznaczło to, że było się już częścią oddziału. Haru po chwili schowała metalowy krążek do torby. Racja, może nie wyglądała jak kunoichi – obwieszona biżuterią i w pięknej sukni, wymalowana i zadbana przypominała raczej pannę na wydaniu z dobrego domu, a nie groźną wojowniczkę własnego rodu, ale no cóż… Pozory myliły. Zwłaszcza, że Haruko była grzeczna, była miła… I tylko czaaaaaseeeem była wredną żmiją, której ktoś nadepnął na ogon, znaczy, że trzeba pokąsać.
- I co? Smakują inaczej? – te figi znaczy się. Była ciekawa tego werdyktu – czy ten sam owoc tu i tam smakuje tak samo czy jednak inaczej? - Spróbuj teraz daktyla – zachęciła go. - Można je jeść na świeżo, albo suszone. Robią z nich też miód, a z takich twardych mąkę – i wypiekano chleb daktylowy z miodem, albo chleb pustyni z mąki. Daktyle miały akurat mnóstwo zastosowań. No i nie dało się ich zjeść zbyt dużo. - To miłe, w takim razie się cieszę, że mogę ci ten pobyt tutaj trochę umilić.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Centrum osady

Post autor: Kaiho »

Właśnie - jak można krytykować herbatę z mlekiem! Można? No nie można! Herbata z mlekiem była pyszna, pozostawiała na języku przyjemny smak, wydawała się wręcz aksamitna, kiedy się ją do gardła wlewało! Tymczasem - o. Oto były rodzynki, które jej nie lubiły. Uśmiechnąłeś się pod nosem wesoło, słysząc to święte (i prawidłowe!) oburzenie. Herbatę należało szanować w każdym wydaniu - była naparem bogów! Jeśli Pani Amaterasu coś wyszło przy tworzeniu tego świata to właśnie ta roślina - herbata! I wszystko, co z nią związane, bo przecież herbatą określano nie tylko to, co z powstawało z liści herbaty, ale też parzone napary z owoców czy ziół. Prawdziwy geniusz stworzył te wszystkie połączenia smaków. A ciągle dostawaliśmy nowe, bo ktoś powiedział: słuchaj, bo jeszcze do naszej herbaty nie dodawaliśmy TEGO... Jak to z potrawami i napojami już bywało. Świat kulinarny nie miał sobie równych w kwestii kreatywności. Można było tam tworzyć takie cuda, że człowiek za głowę się łapał! Kto na przykład wpadł pierwszy na pomysł, żeby parzyć brązowy ryż z herbatą?! Cholera wie! Woda po ryżu była okropna! Ale ryż w herbacie - mniam. Znaczy może nie aż tak mniam, nie byłeś wielkim fanem tego połączenia, ale chyba łapiecie, o co chodzi.
- Zawsze powtarzam, że kto jak kto, ale Sogeńczycy są dziwni. - Bezradnie wzruszyłeś ramionami. Niektórzy ludzie byli po prostu niereformowalni i nawet jak im próbujesz przekazać ALE TO JEST DOBRE PRÓBOWAŁEŚ?! To oni na to - NIE! I nie spróbuję, bo to dziwnie brzmi! Dziwnie brzmi - i koniec, klapka zamknięta. Ograniczenie. Absolutnie nie pojmowałeś, jak można się ograniczać i zamykać na świat z powodu przyzwyczajeń czy tego, że coś dziwnie brzmi. Wykłócać się można było przez moment - potem jednak machałeś na to ręką. To problem tych ludzi, że nie wiedzieli, co tracą. Strach przed nieznanym był naturalny, ale bez przesady - jak coś nawet tak tragicznie nie posmakuje to zawsze można popić. Wypluć, popić i powiedzieć: o nie, stary, to nie dla mnie! A przecież to nie tylko kwestia jedzenia. Takie zamknięcie dotyczyło mnóstwa części życia. Próbowanie nowych hobby, czy podejmowanie się nowych wyzwań. Co innego, kiedy ktoś faktycznie czegoś nie lubił. Ale, ach... w tym momencie przypomniał ci się drżący przed koniem Tatsuo. Bał się, nie chciał, ale dał się przekonać, że warto próbować nowych rzeczy. Coś na tym stracił? Nie. Coś zyskał? Mnóstwo. - Tradycja nie jest zła, wręcz przeciwnie. Ale kiedy tradycja cię ogranicza i przez nią nie poszerzasz horyzontów to już coś jest nie tak. - Powiedziałeś to z pełną świadomością tego, że właściwie nie masz pojęcia o kulturze tego miejsca. Nie dało się nie słyszeć o tutejszych tragediach - ale słyszeć o jakichś wydarzeniach nie oznaczało "wiedzieć coś o czymś". Tutejsze przyzwyczajenia herbaciane brzmiały przynajmniej bardzo miło i przystępnie.
- Bo śnieg to nie piasek. Jest miękki. I potrafi zamarzać, albo się rozpuszczać. Jak zamarza to się robi twardy, taaak, ale wtedy jest baaardzo śliski. Więc się nogi rozjeżdżają. Ale to rzadko. Zazwyczaj jest po prostu miękki i wszyscy - i wszystko - się w nim zapada. Wyobraź sobie, że masz piach potąd - pokazał gestem dłoni na poziom pasa - i musisz przez to iść. Albo ci tak wysoko drzwi zasypało, zmroziło, a ty chcesz wyjść! - Chyba ciężko wyjaśnić komuś, kto nigdy nie widział śniegu, jak to funkcjonuje. Gdyby tylko Kaiho był lepszym nauczycielem... ale było jak było i musiał przekazać swoją bezcenną wiedzę nowo poznanej towarzyszce tak dobrze, jak tylko potrafił! Tego przynajmniej chciał. - Jak się do ciebie przylepi śnieg, albo złapiesz go w dłonie to zaczyna się topić. - Wyciągnął teraz rękę, jakby właśnie miał na niej śnieg, który spływał w dół. Ale nie spływał. Wody tam nie było ani ociupinki. - Więc mokniesz. A mokro i zimno to bardzo szybka droga do wyziębienia. Łatwo można umrzeć w takich warunkach, jeśli się nie uważa. - Teraz sobie uświadomił, że przecież dla Haruko może być ciężkie do wyobrażenia sobie, jak w ogóle działał lód. Słyszała o nim? Sprowadzali tutaj taki? Na pustyni nocą potrafiło być lodowato, więc pojęcie mrozu chyba nie było jej obce, ale tutaj ten mróz był zupełnie inny niż u nich, zimą. Nachylił się zaraz do jej ręki, żeby spojrzeć na wzory. No, nooo... Żeby ze swojej skóry robić płótno to już trzeba naprawdę chcieć. I to kochać. Namalowanie czegoś takiego na skórze zajmować musiało całe godziny! Za to jaki był efekt... - Nie, nie. Roślinne, a tutaj masz różne symetrie wzorów nawiązujących do kryształów, łańcuszków i innych. Natura lubi proste wzory i ucieka od symetrii. Potrafi zrobić takie dłuuugie, rozczapierzone liście. Albo takie drobne kwiatuszki, które wyglądają jakby były rozczochrane, zrobione z jakichś niteczek. Nie znam się na kwiatach i ich nazwach. - Dodał tutaj od razu, bo chociaż widział ich mnóstwo, to odróżnić potrafił tylko trochę z nich. Jednak czasem jak się było dzieciakiem i latało po polach to tu to tam posłyszało się jakąś nazwę i już zapadła w pamięć. A Kaiho lubił kwiaty. Ich kolorystykę, ich wonie.
Fakt, Haruko dzisiejszego dnia w ogóle nie wyglądała na kunoichi. Jak Kaiho bez Kyo u boku nie wyglądał na shinobi. Brakowało im... wszystkiego, żeby shinobi przypominać. Stylu? Wysoko podniesionej głowy? Aury super groźby i niebezpieczeństwa? A może fejmu? Czegoś zdecydowanie im brakowało. Albo w drugą stronę - czegoś mieli za dużo. Właśnie - stylu! Takiego... kolorowego. Wypindżonego. Ninja powinni być zajęci służeniem klanu, a nie się pięknić przed lustrem! Tak przynajmniej mówił jego wuj. Nie dosłownie - ubierał to jakoś bardziej dosadnie, ale przekaz był zachowany. Przyjrzał się plakietce, która miała reprezentować przynależność do Unii. Ważna rzecz. Pozwalająca identyfikować, skąd jesteś. Będąca oznaczeniem - jak obroża dla psa. Do tego miejsca przynależysz, za to miejsce będziesz walczyć. A jak się bardzo postarasz ze swoją walką, to może nagrodzimy cię nowym odznaczeniem. Wow, jest się z czego cieszyć... W pewnym sensie było. Nawet jeśli służba klanowi swojego wymagała to jednak była obroną ojczyzny. Patriotyzm, co? Kaiho nie był pewien, czy go odczuwał. Na pewno wiedział, że bliskich należy bronić, że za ludzi trzeba walczyć. Ale czemu tylko za tych - za innych już nie? Jego patriotyzm jak na razie sięgał tak daleko, jak daleko widział. A że był za mały, kiedy te tereny toczyły wojny i zamieszki, to sam nie brał jeszcze udziału w żadnej. Widział więc niedaleko. Tylko tam, gdzie te okropne wydarzenia przynosiły ból i cierpienie wszystkim wokół. Wcale nie wydawały się warte grzechu. Bycie shinobi było smutną dolą. Ale skoro już nim byłeś równie dobrze mogłeś zrobić użytek z tego, co matka natura ci dała i tego nie zepsuć. Nie zepsuć własnego życia. Mimo złudzeń i pragnień ten świat kultywował siłę, bo niewiele mogła zmienić jednostka słaba. I to właśnie jako ninja mieli szansę walczyć o tych, którzy sami walczyć za siebie nie mogli.
- Są jak miodek. Pychota. Lepsze od naszych, chociaż nasze też są słodkie. - Wycenił, sięgając teraz po daktyla. - Mąkę? - Zdziwił się, oglądając owoc z każdej strony, kiedy miał go już w ręku. Właściwie nawet nie przypominał owocu. Wyglądał jak... karaluch. O i proszę bardzo - uprzedzenie! Ale Kaiho mimo skojarzenia się wcale nie uprzedził do łakocia. Nie był hipokretynem. W końcu ugryzł. - Mmm... łaaał. Jak macie chociaż w połowie tak dobre herbaty jak owoce to rozważę przeprowadzkę na pustynię. Zacznę skupować żarcie, wyhoduję okrągły brzuch i będę całymi dniami leżał pod parasolem i jadł.
Spędzili z Haruko całe popołudnie. Próbując smaków, zaglądając w różne zakamarki tego miasta, po drodze zahaczając o babcię Haruko. Ale w końcu przyszło się pożegnać. Z tą obietnicą, że kiedyś na pewno się odwiedzą!~
[z/t]
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Kaisa
Posty: 134
Rejestracja: 20 cze 2021, o 15:44
Wiek postaci: 19
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Szczupła i wysoka. Czarne, związane włosy i blada cera. Pod różanymi oczami widać cienie, a w uszy powbijane są srebrne kolczyki. Nosi czarno-białe kimono ze znakiem klanu na plecach.
Widoczny ekwipunek: Odznaka ninja w kolczyku, kabura na broń, torba przypięta do pasa i bambusowy flet przymocowany za pas od kimona.
GG/Discord: ColdMint#1624

Re: Centrum osady

Post autor: Kaisa »

Kolejny dzień na prażącym słońcu. W takich chwilach nie chce się niczego więcej, jak tylko chłodnego napoju i osłony przed nieznośnymi promieniami. W wszelakich parkach zdecydowanie bardzo łatwo o chwilę schronienia w cieniu palm lub innych drzew, czy ukradkowe przemycie twarzy wodą z fontanny. Nic jednak nie zastąpi przyjemnie morskiej bryzy czy kropli deszczu i ten właśnie fakt najbardziej dokuczał podróżnikom, którzy wracali z chłodniejszych rejonów świata, prosto na skwar pustyni. Większość z nich szukało podobnych doznań w pięknych ogrodach, jednak i tutaj rozczarowanie potrafiło dać się we znaki.
Więc co takiego podkusiło młodego shinobi'ego, by udać się właśnie do parku? Roślinność? Upragniona woda? Czy może przyjemne dla oka widoki?
A może właśnie okazja do zarobku, która pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach? Dzień taki jak dzisiejszy jest bowiem zwykłym dniem roboczym, w który - pomimo grzejącego na zewnątrz słońca - zwykli ludzie muszą ciężko pracować. Nie wszyscy jednak biorą sobie te żelazne zasady do serca, a przynajmniej do takiego wniosku mógł dojść Satoshi, gdy do jego uszu dotarł rozsierdzony i ostry głos pewnego jegomościa, stojącego z założonymi rękoma przy niewystrzyżonym, zaniedbanym żywopłocie. Miał krzaczaste wąsy i brwi, siwe jak u staruszka, a odziany był w szaty barwy musztardowej. Do pasa przypięty był skórzany pas z różnego typu narzędziami do ogrodnictwa. Minę miał zaś gniewną i wzburzoną jak piaskowe wydmy.
- Jak to nie przylazł?! Co to ma znaczyć, nie przylazł?! Jak go następnym razem spotkam, złoję mu skórę sekatorem!
Mężczyzna z którym ów dżentelmen rozmawiał, wzruszył jedynie ramionami i postawił na ziemi wielką, glinianą donicę, po czym odszedł bez słowa, a mina jego wyrażała jedynie beznamiętną obojętność.
- Doprawdy... Co za gnojek. Człowiek proponuje takiemu szczylowi pieniądze za porządną pracę, a ten wystawia go do wiatru. Co za tupet!
Ogrodnik marudził pod wąsami jeszcze chwilę, póki nie przyuważył przyglądającemu się sytuacji Satoshiemu. Zamilkł, prostując się nagle jak struna. Namyślił się przez chwilę, przyglądając mu uważnie, po czym skinął krótko głową.
- Młodzieńcze, podejdź no. Czy chciałbyś może zarobić parę ryō? - zapytał i choć jeszcze chwilę temu głos miał poirytowany, to teraz wyraźnie wspinał się na wyżyny własnej cierpliwości i uprzejmości.
Widocznie dostrzegł odznakę klanową i okazję, by łatwo i szybko zastąpić nieposłusznego pracownika na kogoś bardziej rzetelnego. Wybór Satoshi'ego był prosty: albo mógł odejść z pustymi rękoma, albo z paroma monetami w kieszeni.
0 x
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Centrum osady

Post autor: Satoshi »

Satoshi potwornie zmęczony wrócił do Kinkotsu. Ledwie wybrał się w wyprawę na północ by zobaczyć morze, a już musiał nagle wracać, jako że wybuchła wojna pomiędzy klanami rządzącymi Yusetsu, Antai i Sogen. Po przekroczeniu bram udał się od razu do siedziby klanu, nie wiadomo bowiem było czy informacja o wojnie już tutaj dotarła. Nie miał co się równać z ptakami pełniącymi rolę posłańców, ale wolał się upewnić, niż później żałować. Do swojego mieszkania wszedł już dobrze po północy i od razu rzucił się na tatami, by odespać znoje podróży. Ze zmęczenia zasnął niemal natychmiast.

Następnego dnia spokojnym krokiem przechadzał się po stolicy, zastanawiając się, cóż takiego mógłby robić dzisiejszego dnia. Nie podano jeszcze oficjalnego stanowiska rodu Sabaku, nie wezwano też Dokou do patrolowania granic prowincji, Satoshi więc założył, że póki co, może w spokoju zająć się szukaniem zarobku na własną rękę. Jak na wezwanie, podsłuchał czyjeś narzekanie na jakiegoś opieszałego pracownika, który postanowił nie stawić się do pracy. Jako, że pieniądz nie śmierdzi, chłopak z uwagą zaczął przysłuchiwać konwersacji, chcąc wyciągnąć jak najwięcej informacji. Okazało się, że cała sytuacja dotyczyła pracy z kategorii ogrodnictwo, co z miejsca przypomniało Sabaku niedawne perypetie, jakie przeżył na farmie, pracując dla bogatego gospodarza podczas wiosennych przygotowań do wysiewu.

Niemal jak na komendę, został zauwazony przez ów ogrodnika, który zwrócił się o pomoc do młodego shinobi. Wielu by pewnie odmówiło, twierdząc, że przedstawicielowi najsilniejszego klanu na pustyni taka praca nie przystoi, chłopak jednak nie miał nic przeciwko. Pieniądze same się nie zarobią, a jego renoma była tak bliska nie istnieniu, że najpewniej nikt nawet nie zwróci nawet na niego uwagi.
-Witajcie, oczywiście że chciałbym. Pytanie tylko za co je oferujecie?- odpowiedział na pytanie ogrodnika, splatając ręce na klatce piersiowej. Bawiły go wyczuwalne w głosie mężczyzny nuty poirytowania i zniecierpliwienia, potrafił to jednak zrozumieć. Został przez swojego niedoszłego pracownika wystrychnięty na dudka. Pół biedy, jeśli nie wziął zapłaty z góry, jeżeli jednak zaliczka trafiła do jego sakiewki, prawdopodobnie leżał gdzieś na stole w karczmie, nawalony w trzy dupy ryżowym winem. *Ehh, Amaterasu mi świadkiem, ten kraj dużo lepiej by prosperował, gdyby zakazano picia alkoholu przed zmrokiem* pomyślał sobie Satoshi, przypominając sobie amatora wędkarstwa, którego niedawno musiał odszukać na polecenie nie do końca zadowolonej małżonki amatora tanich trunków.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaisa
Posty: 134
Rejestracja: 20 cze 2021, o 15:44
Wiek postaci: 19
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Szczupła i wysoka. Czarne, związane włosy i blada cera. Pod różanymi oczami widać cienie, a w uszy powbijane są srebrne kolczyki. Nosi czarno-białe kimono ze znakiem klanu na plecach.
Widoczny ekwipunek: Odznaka ninja w kolczyku, kabura na broń, torba przypięta do pasa i bambusowy flet przymocowany za pas od kimona.
GG/Discord: ColdMint#1624

Re: Centrum osady

Post autor: Kaisa »

Ogrodnik rozpogodził się momentalnie, widząc u młodzieńca chęć do pomocy. Poklepał stojącą obok, glinianą donicę.
- Mój pracownik nie stawił się dzisiaj do pracy. Miał mi pomóc ożywić nieco ten zachwaszczony park i postawić go na nogi. W końcu nie mamy tutaj zbyt dużo rezerwatów, nie mówiąc już o roślinach - Machnął lekceważąco ręką. - Byłbym wdzięczny za małą pomoc. Przycięcie krzewów, wypielenie trawy ze ścieżki i pozbycie się glonów z fontanny - za to zapłacę. Sam powinienem odrestaurować te piekielne ławki i powyrywać chwasty przy kwiatach, a do tego muszę zamienić te popękane donice, no i żywopłot... Nie dam rady zrobić wszystkiego na raz... To jak będzie?
Park nie był jakoś wybitnie duży. Ot, ścieżka biegnąca naokoło podniszczonej fontanny z piaskowca, kilka drzew, miejsca do spoczynku, cztery, duże, zarośnięte krzewy i okalający wszystko żywopłot. Widać, że ten spacerowy ogród był zaniedbany, choć na pewno z małą pomocą nożyc i wody, dało się postawić wszystko na nogi.
- Płacę po wykonanej robocie. Wybacz, ale już wcześniej dałem się nabrać na miłą twarz, drugi raz tego błędu nie popełnię. Jeżeli się namyślisz, to tutaj masz wszystko, czego ci potrzeba - Wskazał na skrzynię pełną podstawowych narzędzi, takich jak łopatki, rękawice, czy wiaderka. - Nie miałbym też nic przeciwko, jeżeli uda ci się wystrzyc na krzakach jakiś ciekawy kształt, ale nie nalegam. W końcu nie każdy może się pochwalić zmysłem artystycznym, heh...
Mężczyzna podniósł donicę i zabrał się do roboty, pozostawiając Satoshiemu wolną rękę. Nożyce leżały tuż przy nim, na pewno wygrzebałby ze skrzyni coś, co ułatwiłoby mu plewienie trawy spomiędzy kamieni, a i łopatka z wiadrem na pewno poradziłaby sobie z glonami. Za co powinien zabrać się najpierw?
0 x
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Centrum osady

Post autor: Satoshi »

Satoshi z chęcią podjął się takiej pracy. Zakres przedstawionych przez ogrodnika zadań do wykonania nie był szczególnie trudny ani pracochłonny. Tym bardziej, że na pozbycie się glonów z fontanny chłopak miał już pewien pomysł.
-Jasne, nie ma problemu. Zdążyłem usłyszeć przypadkiem, jak pan, dość donośnie, komentował niedoszłego pracownika. Zupełnie słusznie, pozwolę sobie dodać. Takich to powinno się wystawiać na całodzienną wartę, na najwyższą wieżę w Kinkotsu. - Dziwne, że dla tak niewielkiej sumy, ktoś odważył się wywinąć taki numer. W Unii panował przecież surowy wymiar kar za każde przewinienie. Wspomniane przez chłopaka warty na nagrzanych pustynnym słońcem dachach były chyba jedną z najlżejszych kar, jakie mogą zostać nałożone na przestępcę. Powszechną karą za kradzież było biczowanie bądź pozbawienie delikwenta ręki. Ewentualnie jedno i drugie.


Satoshi nie chcąc tracić czasu, złapał za wielkie nożyce do przycinania krzaków. Planował zabrać się za to na samym początku, aby posprzątać obcięte liście i gałęzie dopiero po wyplewieniu chodnika. Nie ma sensu sprzątać po sobie dwukrotnie, głupiego robota. Zaczął ostrożnie przycinać krzewy, starając się nadać im równy i przyzwoity kształt. Nigdy jeszcze nie miał okazji tego robić, nie chciał więc by owocem jego wysiłków był śmiech przechodniów. Praca może i nie wymagała zbytniego skupienia, chwilowo jednak chłopak nie miał na głowie poważnych spraw, nad którymi mógłby rozmyślać. Na całe szczęście wojna wybuchła daleko, a on w porę oddalił się od linii frontu. Prawdę powiedziawszy, z miłą chęcią wziąłby udział w starciach, jednak zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jest stanowczo za słaby na takie wyzwanie. Zanim zacznie podejmować takie wyzwania, zdecydowanie minie jeszcze kilka lat. Wracając jednak do przycinania, chłopak uważnie przyglądał się krzakom, chcąc przycinać je w tych miejscach, gdzie były przycinane poprzednim razem. Powinny pozostać ślady po odcięciu części gałęzi, ciemniejszy kolor liści i takie tam. Satoshi zawsze był zdeterminowany wykonać zleconą mu pracę najlepiej jak potrafił.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaisa
Posty: 134
Rejestracja: 20 cze 2021, o 15:44
Wiek postaci: 19
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Szczupła i wysoka. Czarne, związane włosy i blada cera. Pod różanymi oczami widać cienie, a w uszy powbijane są srebrne kolczyki. Nosi czarno-białe kimono ze znakiem klanu na plecach.
Widoczny ekwipunek: Odznaka ninja w kolczyku, kabura na broń, torba przypięta do pasa i bambusowy flet przymocowany za pas od kimona.
GG/Discord: ColdMint#1624

Re: Centrum osady

Post autor: Kaisa »

Powierzona młodzieńcowi praca była stosunkowo łatwa, co do przyjemnej, można było się spierać. W końcu gorące słońce nie było idealną pogodą na harówkę poza domem, ale burze piaskowe prawdopodobnie były o wiele gorsze. No, może i taplanie po kolana w fontannie rzeczywiście wyglądało już trochę lepiej, z uwagi na przyjemnie chłodną wodę, o ile nie nagrzała się od złotych promieni.
- Nie powiem, temu hultajowi przydałaby się porządna nauczka, ale swojego siostrzeńca jednak karać w ten sposób nie zamierzam - westchnął ogrodnik, stawiając obok Satoshi'ego donicę i zaczął przesypywać do niej ziemię. - Choć to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Skalanie boskie z tym chłopakiem. Nie wiem co z niego będzie, ale ogrodnik na pewno nie...
Mężczyzna pokręcił głową, burcząc coś jeszcze pod nosem i biorąc się za kolejną donicę.
Satoshi natomiast dalej walczył z krzakami. Po dłuższym czasie przycinania liści i gałęzi, obszerne krzewy prezentowały się naprawdę porządnie i schludnie. Widać ogrodnik trafił na odpowiednią osobę. Teraz w parku stały cztery równe, starannie obcięte krzewy i samo to wydawało się już poprawić estetykę tego miejsca.
- Nieźle. - pochwalił go ogrodnik, kiwając z uznaniem głową. - Udało ci się nawet poprawić poprzedni kształt, który wyciął ten urwis. Dobra robota.
W czasie gdy Satoshi sprawnie manewrował nożycami, ogrodnik pozamieniał już wszelkie zniszczone donice i powyrywał chwasty. Teraz mógł zabrać się za biedne, obdrapane ławki, które ktoś zdecydowanie powinien odmalować i naprawić, a przed Satoshim stały dwa pozostałe zadania.
0 x
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Centrum osady

Post autor: Satoshi »

Sabaku nieco zdziwił się, że ogrodnik został wystrychnięty na dudka przez własnego siostrzeńca. Na pustyni rodzina jest najważniejszą wartością, bo w tych niegościnnych warunkach, tylko będąc częścią grupy można przetrwać. Satoshi był zdania, że rodzina czy nie, chłopakowi przydałaby się nauczka, która sprawiłaby, że chłopak nabierze szacunku do krewnego, który polegał na nim.

Jeśli chodzi o przycięcie krzewów, to chłopak z uśmiechem przyjął pochwałę za wykonane zadanie. Cieszył się, że spełnił oczekiwania swojego pracodawcy, nawet jeżeli nie miał żadnego doświadczenia w ogrodnictwie. Można by było sądzić, że najtrudniejsze zadanie już za chłopakiem. Tak po prawdzie, zadanie na pewno nie było proste, wymagało bowiem uwagi i pewnej dozy umiejętności, a palące słońce niestety nie pomagało. Satoshi wspomniał o wiele przyjemniejsze warunki panujące na północy, gdzie nawet w najgorętszej porze dnia nie panował taki skwar, jak podczas "łagodnej" pustynnej zimy.

Czas wziąć było się za następne zadanie. Z oczywistych powodów, Sabaku postanowił zająć się pieleniem, później mógł w spokoju posprzątać cały bałagan, jaki został przez niego pozostawiony podczas obu zadań. Rozejrzał się w takim wypadku po chodniku, którego stanem miał się zająć, a następnie poszukał odpowiedniego do tego zadania narzędzia. Przez chwilę nawet Satoshiemu przeszło przez myśl, aby przejechać po drobnych roślinkach wystających spomiędzy średniej wielkości kamieni tworzących ścieżkę, swoim piachem napędzanym chakrą. Z pewnością dałoby to zamierzony efekt, ale prawdę mówiąc, wzbudziłby tylko panikę wśród cywilów. Do dziś pamiętał miny ludzi, którym śmignął nad głowami na chmurze z piachu, gdy ratował pewną "damę" z opresji, a dokładniej z ustawionego małżeństwa. W sumie miałby to gdzieś, gdyby tylko nie zaoferowała mu godziwej zapłaty za jego czas. Chcąc nie chcąc, trzeba było przykucnąć i w pocie czoła za pomocą znalezionych narzędzi pozbywać się roślinek, jedna po drugiej. Zajęcie nie było trudne, wymagało niestety dużej dozy cierpliwości i uwagi, a o ile z drugą z wymienionych cech Sabaku był zaznajomiony, to niestety cierpliwym nigdy nie można go było nazwać.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość