Post
autor: Kuroi Kuma » 17 lip 2020, o 12:11
Strażak Sam i Piekielne Sandały
Shikarui & Asaka - wyprawa B 88/85
Jeżeli chodzi o straż... to tej nikt nie zawiadamiał, bowiem jak tutaj wyjść po pomoc, po ludzi którzy powinni Cię chronić, gdy na Twoim podwórku walczą ludzie, których ruchów nie możesz śledzić? Wolisz ich nie irytować, zamknąć się w swoim domostwie i udawać, że nikogo nie ma. Nikt nic nie widział, nic nie słyszał, ogólnie to przybytek dla ludzi głuchych, ślepych, niemych, wymyśl cokolwiek jeszcze, co uniemożliwia przekazywanie informacji. Lepiej było nie podpadać shinobim, a wielu z nich po prostu olewało ludność cywilną, traktowało ich jak szczury, które pałętają się pod nogami, lecz póki nie gryzą, nie podżerają jedzenia, to komu one przeszkadzają?
Młodzian prychnął słysząc określenie Yamiego jako "pana". To stary, przebrzydły dziad, któremu nie można było zaufać. Ktoś kto lubił włazić ludziom do głowy, mieszać w nich, przeinaczać fakty w taki sposób, że sam zainteresowany nawet w nie uwierzył. Wskazał na miejsce, gdzie uprzednio była lawa, gdzie stała ściana z kryształu.
-Taka. Tarcza, która powstrzyma takich zwyrolów jak ten staruch, którzy chcą się czegoś dowiedzieć. Fakt, że pewnie był tylko czyimś narzędziem. Kisho był torturowany moi drodzy, a jego sposobem na poradzenie sobie z bólem, było... cóż, schowanie się. Jak jednak może schować się ktoś, gdy to dzieje się w jego głowie? Mnie nie pytajcie, lecz pewnego dnia obudziłem się ja, czujący tylko złość. Jedyne co znałem to staruch szperający w moich myślach i szum fal. Ktoś jednak napadł na statek, jedni uciekli, inni utonęli na miejscu. Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że tak dobrze czujemy się w wodzie, więc nie utoniemy, tylko fale doniosą nas na wybrzeże - wzruszył ramionami i odsunął się na bok, zupełnie tak jakby chciał wolał się oddalić od Yamiego, by nic mu nie zrobić. Ręce mu drżały, był poddenerwowany, lecz utrzymywał spokój. Spoglądał czasem w stronę czarnowłosego, bowiem to chyba jego obecność najbardziej go powstrzymywała przed zrobieniem "czegoś głupiego". Widział go w akcji, wolał nie skończyć tak samo jak dwie jego ofiary.
-Może... przejdziemy w jakieś inne miejsce? To nie miejsce na takie rozmowy, a ci ludzie są już wystarczająco zdenerwowani. - zakończył mnich przenosząc wzrok na sierociniec, ze skrytymi w jego wnętrzu ludźmi.
-On... on ma rację. - dodał staruszek, w głosie którego słychać było skruchę. Czasami działasz bez względu na konsekwencje. Po prostu podejmujesz się jakiegoś zadania skuszony pieniędzmi, sławą, czy jakimiś prywatnymi pobudkami. Nie patrzysz na to co robisz, to jak innych mogą dotknąć Twoje działania. Po prostu pędzisz zaślepiony do czasu, aż natrafisz na ścianę. Wtedy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś. Sumienie to jednak zimna suka. Asaka przeszła do leczenia rąk staruszka, te powoli "wracały na swoje miejsce". Nie było tam wiele do zrobienia, głównie chodziło o ich nastawienie, a nie naprawdę naczyń krwionośnych. Proces powolny, bolesny, lecz nie niebezpieczny dla zdrowia.
Nic Ci nie zrobi... pięknie powiedziane mój drogi, tylko czy miałeś na to jakieś zapewnienie? Może nie teraz, nie jutro, nie pojutrze, ale za tydzień, czy dwa wszystko mogło się odmienić. Ludzie bowiem szukali zemsty, chcieli mieć rekompensatę za swoje krzywdy, cokolwiek by to nie znaczyło. Propozycja przeniesienia się do Daishi była dosyć ciekawa, bo wyszła od Czarnowłosego. Tego samego, który przed chwilą mordował z zimną krwią, który wbił się w szyję miecznika, wyrwał z niej mięso. Towarzyska bestia się z niego ujawniała czasami. Białowłosa dorzuciła swoje trzy grosze do wypowiedzi swojego męża, a Wielkolud sam zadziwił się co takiego może chcieć od niego ta dwójka. To on miał dysonans - czy to przez to, że krył w sobie jakiś sekret, czy to z własnych pobudek? Sami stawali w jego obronie, nikt ich o to nie prosił, nie zmuszał. Skinął tylko głową - nie odpowiedział tak lub nie, nie teraz, potrzebował czasu by się nad tym zastanowić. Akira zaś poszedł do sierocińca, do środka budynku, by wyjaśnić co tutaj zaszło, co powinni dalej zrobić ludzie, którzy tutaj się pojawili... a czego raczej nie powinni zdradzać. Był tutaj znany, więc pracownicy powinni posłuchać jego rad i pewne fakty zatrzymać dla siebie. Potem ponownie wyszedł na zewnątrz i przywołał do siebie zgraję, by zabrali się z tego miejsca w nieco bardziej oddalone od ciekawskich oczu.
Lecimy tutaj
Kolorki tekst:
Nobukazu
Kisho
Akira
Yami
0 x