- Miasteczko obecnie znajduje się pod jurysdykcją Uchiha i to przez nich w większości jest zamieszkane (i innych mieszkańców Sogen).
- Organizacja nie istnieje, murem zajmują się Uchiha, ludzie z tej prowincji i random boby z innych.
- Tak, tutaj mają pojawić się ludzie chętni do wzięcia udziału w ME.
Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Informacje odnośnie stanu obecnego:
0 x
Re: Shi no gēto
- Krok za krokiem, noga za nogą... W końcu dotarli. Yuusuke był zmęczony, Kamiru... Głupie pytanie. Bóg miałby się zmęczyć? Jeszcze czego. Zimny i wytrzymały drań z niego. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Swoją drogą, po raz pierwszy miał okazję podróżować szlakiem transportowym. Wcześniej były to jakieś polne dróżki, statki albo kompletne chaszcze. A szlak to całkiem inna sprawa. Szeroki, ubity, gęsto uczęszczany. I to nie przez margines, bandytów czy dzikie zwierzęta. Strażnice rozmieszczone wzdłuż niego też dodawały otuchy. Duet wyspiarzy co prawda tego nie potrzebował, ale wieśniakom, kupcom i innym cywilom z pewnością się przyda. Miły i praktyczny gest ze strony władców. Ale droga była już przeszłością, jedynie środkiem do celu. Zamkniętym etapem podróży. Coś znacznie ważniejszego przyciągało go do siebie. Spory.
Mur zauważyli już z daleka. Przynajmniej Zamaskowany zobaczył, bo nie mógł ręczyć za to, czym zajmował się Białowłosy. Konstrukcja... Robiła wrażenie. Wysoki, długi, ciągnący się wzdłuż horyzontu. Trudno uwierzyć, że powstał w mniej niż pięć lat. Chyba, że książką kłamała. Huh. Ale nie tylko mur i reszta krajobrazu różniła się od Ryuzaku, o Hyuo już nie wspominając. Było... Wietrznie. I ta wilgoć w powietrzu. O dziwo, nie było zimno. Ani nawet chłodno. A Kantai wyglądało przecież podobnie, tylko więcej mgły. No i temperatura inna. Ad rem. Tony kamieni i zaprawy czekały, by ich dotknąć, wspiąć się po stopniach, odetchnąć pełną piersią (na ile materiał w masce pozwalał) i podziwiać widoki. Nie mógł tego jednak zrobić ot tak. Widok maszerujących na górze shinobi i krzątających się po całym miasteczku... Miasteczku? Raczej osadzie dobudowanej do... Tyn razem musiał zmrużyć oczy, by zobaczyć oddalone szczegóły. Brama? Całkiem logiczne, w końcu gdzieś musi być wyjście. Ale jeśli jest wyjście to jednocześnie istnieje wejście. Jakby nie mogli zeskakiwać po murze w razie potrzeby. Chyba, że nie umieli. Ale to by wskazywało na słabe wyszkolenie sił Uchiha. W każdym razie, był mur, była osada i była brama. Gdzieś tam musiało być miejsce na nocleg dla podróżnych. Jakaś rudera, namiot, cokolwiek. W ostateczności zrobi igloo i po problemie. Ale do zachodu słońca jeszcze wiele czasu, Kamiru zdąży się jeszcze pomartwić o dach nad głową. Yuusuke raczej nie miał takich zmartwień.
Zatrzymał się przed pierwszymi zabudowaniami. Dlaczego nie poleciał od razu na mur? Wbiec, popatrzeć, pooddychać? Sam nie wiedział. Póki co obserwował życie mieszkańców tego... No dobra, miasteczka. Wolał wiedzieć w co zaraz wejdzie. Niemniej, stanie w jednym miejscu jak kołek też nie było mądre. Chwilę szukał knajpy, tawerny czy choćby ogniska. Nic z tego. Ławka pod jednym z domów musiała mu wystarczyć. Czyżby musiał przeżyć aklimatyzację zanim ruszy dalej? Chyba tak. Tutejsi też musieli się przyzwyczaić do niego. Nie na co dzień spotyka się chodzącego truposza, ne? A kiedy już rozpozna się błąd to zdumienie jest tym większe. Bo po co komu trupia maska? Ukryć opryszczkę? Diabli wiedzą po co tu przyszli, uzbrojeni, dziwni i co najważniejsze, obcy. Swoją drogą, ciekawe co porabiała Hana.
0 x
Re: Shi no gēto
Bóg Wygnany spełnił obietnicę, zawsze dotrzymywał składanych obietnic, bo w końcu co to za Bóg, którego słowo niczego nie znaczy? Co z tego, że jego przepełnione ironią lub sarkazmem słowo zazwyczaj znaczyło śmierć, smutek lub (jak w przypadku Yüsuke) głód. Cokolwiek jednak o nim nie mówić zabrał malucha na wycieczkę! Zupełnie jakby przez aferę z sake zrozumiał, że to on miał pełnić role ojca tego niedorostka i nauczyć go czym naprawdę jest życie. Yü podejrzewał oczywiście, że wycieczka miała go czegoś nauczyć, był pewien, że Yuki będzie chciał go naprostować tak jak przed laty czynił to wujem Renji. Mimo to podchodził do wyprawy nad wyraz entuzjastycznie, w końcu był to pierwszy raz, gdy ukochany braciszek wyszedł z taką inicjatywą specjalnie dla niego. Oczywiście tak to tylko wyglądało z perspektywy białowłosego. Podróż przebiegała bez większych komplikacji, nie zdarzyło się nic co mogłoby przyćmić bezustanne jojczenie albinosa. –Daleko jeszcze?; Oni-chan popatrz!; Nogi mnie bolą… De gozaru! De gozaru! De gozaru!-Już po pierwszych stu metrach Kamiru mógł odczuć, że to będzie ciężka podróż… Ktoś normalny zawróciłby odstawił gówniarza do domu i poirytowany poszedłby na piwko do najbliższego zajazdu. Mężczyzna w trupiej masce był jednak nieugięty jak sama śmierć, jak już postanowił to musiało być po jego myśli i ku rosnącemu niezadowoleniu złotego kantaiczyka wciąż kroczył naprzód nie poświęcając większej uwagi towarzyszącemu mu gnojkowi. Biała rozpacz siwego sięgała zenitu, gdy nagle na horyzoncie pojawił się mur będący celem wędrówki wyspiarzy. Pewnie zapytacie jak mur może pojawić się nagle? Cóż nie może, ale ciekawy świata, mały Hözuki zwracał uwagę dosłownie na wszystko poza tym co znajdowało się na horyzoncie. –Ale wielki!-Wiem co sobie pomyśleliście, ale była to tylko wypowiedź Kantaiczyka, któremu w końcu udało się dostrzec ten wielki mur. –Tam idziemy de gozaru?-Zapytał radośnie brzdąc pokazując budowlę swoimi małymi łapkami, chociaż doskonale wiedział, że jeśli doczeka się odpowiedzi to będzie to tylko kiwnięcie głową, którego znaczenie nie będzie nawet oczywiste. Szybko zrezygnował więc z dalszych pytań i znacznie przyspieszył wyprzedzając swego opiekuna. Elegancko ubrany bachor i zamaskowany zabijaka, ów dziwny duet wkroczył między zabudowania i tak jak Kamiru odstraszał wzrok ich mieszkańców, tak towarzyszący mu słodziak go przyciągał i zamykało się błędne koło. Patrzeć czy nie? Dla okolicznych kobiet było to pewnie oczywiste, bo pierwszy raz miały okazję zobaczyć najcudowniejszą istotkę świata jaką był smarkacz pieszczotliwie zwany Kałużą. Tak więc, odprowadzani wzrokiem ciekawskich wyspiarze kroczyli niezbyt ruchliwą uliczką szukając miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać. To znaczy ten większy szukał, bo mniejszy był zbyt zajęty badaniem wszystkiego co znajdowało się w okolicy. Nawet kot wylegujący się na dachu jednego z domów wydawał mu się inny, nowy w porównaniu do tych, które widywał w Ryuzaki. Szarooki siadł na ławce pod jednym z domów, a ten o turkusowych tęczówkach kręcił się koło niego i mimo zmęczenia wciąż starał się badać nowe miejsce. Zaglądał nawet w okna, ale na szczęście nie nakrył nikogo na niczym dziwnym. Dziewczęta wyglądające z okien były nawet zadowolone widząc, morskie oczka lustrujące ich osoby zza szyby. Taki słodki…
A Hana? Cóż, w przeciwieństwie do zakochanego po uszy członka klanu Yuki, małego krewniaka wspomnianej nie bardzo obchodziło co się z nią działo. Radził sobie bez niej tyle lat to mógł sobie poradzić i kolejne, dopóki oczywiście miał swojego braciszka u boku.
A Hana? Cóż, w przeciwieństwie do zakochanego po uszy członka klanu Yuki, małego krewniaka wspomnianej nie bardzo obchodziło co się z nią działo. Radził sobie bez niej tyle lat to mógł sobie poradzić i kolejne, dopóki oczywiście miał swojego braciszka u boku.
0 x
Re: Shi no gēto
Te okolice miały bardzo... przyjemny klimat. Nie za ciepło, nie za zimno. Prawie idealnie. Co prawda mu to różnicy nie robiło, nawet gdyby wpadł w sam środek ogromnej śnieżycy albo burzy piaskowej. Został specjalnie zahartowany, więc większość warunków atmosferycznych spływała po nim niczym woda po ostrzu miecza. Podczas swojej podróży do Muru miał okazję przypatrzeć się okolicy i terenom, które były wokoło. Kilkukrotnie musiał przejść w bliskim sąsiedztwie zaskakująco rozległych i wilgotnych bagien. Cóż, wody było w tej prowincji pod dostatkiem. Tak samo długich i szerokich równin. Ogólnie było zaskakująco nudno, spodziewał się trochę większej różnorodności. Jednak czego oczekiwać? Skoro Uchiha uważani byli za jeden z najsilniejszych klanów, to niby tereny miały to odzwierciedlać? Przechodząc nieopodal nielicznych osad zauważył ogromne piorunochrony. Najwyraźniej było to na tyle częstym zjawiskiem, że się zabezpieczyli przed takimi wypadkami. Miał już w miarę porządne pojęcie o klimacie i terenach, jednak na co mu to było, skoro i tak będzie pracował gdzieś indziej? Na ogromnej masie kamienia, przystosowanego do obrony przed wszystkim. Tony budulca, dziesiątki metrów nad poziomem ziemi. Miejsce, gdzie nikt nie jest osądzany za swe poprzednie czyny i może służyć tutaj wyższej idei. Dobre, nie ma co. Albo jak on, którzy po prostu mają nadzieję na znalezienie czegoś. Nie miał pojęcia, jak niebezpieczne mogą być tamtejsze tereny, w końcu przez rok szperania w książkach na temat każdy nie potrafił znaleźć dokładniejszych wzmianek o tamtych terenach, które już wcześniej zwróciły jego uwagę. Ale ostatecznie zrobił się znacznie silniejszy. Jego cztery tonfy zatknięte przy jego biodrach lekko się kiwały, ale oprócz tego nie sprawiały dyskomfortu. Dobrze zrobił obwiązując je bandażami. W końcu zobaczył go - Mur. Na horyzoncie, a przecież był bardzo daleko od niego. Był strasznie ciekawy jego, jego budowy, architektury, budulca. W pewnej chwili poczuł, że chciałby zdobyć każdą możliwą wiedzę o tym niewątpliwym cudzie ludzkich rąk. Ile zajęło jego wznoszenie? Jak wielu Uchiha aktualnie go pilnuje? Lekko się uspokoił i nadal szedł przed siebie, wpatrzony w sam szczyt muru, który powoli przybierał na rozmiarach. Masywny, kolosalny. Kiedy już trafił wystarczająco blisko, musiał wznieść głowę niemalże pionowo. No i stało przy nim jedno, dziwne miasteczko. Baza wypadowa dla strażników? Bardzo możliwe. Dostrzegł też dwójkę innych podróżników. Nie wyglądali na Uchihów, a przynajmniej ten białowłosy. Jego ekwipunek, a przynajmniej ten widoczny, był conajmniej interesujący. No i wyglądał, jakby się urwał z przedszkola. Ten czarnowłosego był raczej przeciętny, za wyjątkiem maski. Omiótł im swoim przenikliwym spojrzeniem i poszedł wgłąb miasteczka. Tylko gdzie teraz iść, by wyrazić swą gotowość do boju? Postanowił pójść gdzieś do centrum. Każda osada czy miasteczko ma takie miejsce, gdzie ludzie się zbierają, by pogadać o tym i owym. Szedł wgłąb, ignorując przerażone czy też zaintrygowane spojrzenia na jego widok. Przywykł.
0 x
Re: Shi no gēto
Udało mu się dojść w końcu na miejsce trochę włócząc nogami. Jeden, drugi, kolejny - zatracił rachubę gdzieś w połowie swej wędrówki. Na szczęście nie mroziło tutaj zbytnio - klimat był może trochę bardziej wilgotny, jednak nadal podobny do tego, w jakim się wychował. Poprawił leżący na jego barkach płaszcz, który był obecnie w wymiętolonym stanie - jak zawsze gdy podróżował nie zwracał uwagi na wygląd, a rozkoszował się drogą bardziej niż celem czy stanem obecnym. Nigdy nie był w tej okolicy, miejscowi mogli na niego dziwnie patrzeć z racji potarganego łba i starszego wieku. Takie zachowanie w tym wieku? Opierał się o kijek, jednak nie podtrzymywał jego sylwetki. Narzędzie - bo w tym przypadku tak było - miało wystukiwać tylko znajomy rytm. Stuk... stuk... puk - dźwięki wydawane przez drogę - czy to samotny kamień, czy to żwir - wszystko miało swoje odzwierciedlenie. Czasem chlupał trafiając na bardziej podmokły teren, jednak sam Czarny starał się trzymać głównego traktu. Bezpieczeństwo? A może raczej jego wizja stojąca za poruszaniem się główną drogą. W końcu mógł trochę odetchnąć i przyjrzeć się bliżej temu, do czego zmierzał. Nad horyzontem pojawił się on, długi i czarny... mur (hehe). Odetchnął głęboko - powietrze było tutaj inne. Nie był już w miejscu, gdzie klimat był typowo kontynentalny. Nawet w tym miejscu wyczuwał odrobinki soli zawieszone w powietrzu i dostające się do nozdrzy. Widział go tuż przed sobą, co dalej? Rozejrzał się i nie ujrzał nic ciekawego. A gdyby tak... - zamyślił się spoglądając ku ogromnej konstrukcji - zobaczyć, co jest po drugiej stronie?. Podrapał się po głowię mącąc tę myśl w głowie. W końcu nie wiedział co zrobić, wyjął paczkę fajek z kieszeni, wyjął jedną z nich miętoląc lekko w dłoniach, po czym odpalił i zaciągnął się dymkiem delikatnie drażniącym gardło. Chwilę go potrzymał w płucach delektując się smakiem i rytuałem, lecz w końcu musiał go z siebie wyrzucić. Nowy rozdział - to go właśnie tutaj czekało, a przynajmniej taką miał nadzieję. Wypuścił z siebie kłąb dymu i zaczął iść dalej w stronę wielkiego dzieła architektury piętrzącego się w oddali. Nie zwracał uwagę na okolicznych ludzi - jeżeli w ogóle tacy byli, lecz przy drodze zawsze spotykało się mieszkańców. Założył wygodniej gurdy na plecy i z fajką w ustach kierował się dalej. Widział coraz więcej szczegółów - bramę, potem kilka budynków okalających cały kompleks. Czuł drgawki biegnące wzdłuż pleców - dreszcze, gęsia skórka tak dziwna, a czasem tak przyjemna.
-Jak to mówią, na koniec świata i jeszcze dalej - kontynuował dalej swą wędrówkę stukając badylem o drogę stuk... stuk... stuk...
-Jak to mówią, na koniec świata i jeszcze dalej - kontynuował dalej swą wędrówkę stukając badylem o drogę stuk... stuk... stuk...
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
Z równin wszedł w miejsce w którym było sporo bagien. Nie lubił tego miejsca, to już wiedział na pewno, jednak nie miał zamiaru zrezygnować z tego. Podjął swoją "męską decyzję" i z tego też powodu. Bagna. Miał za to nadzieję, na znalezienie jakiegoś jeziora, ponieważ postanowił wziąć kąpiel przed dojściem do celu. Nie był brudny, po prostu chciał chwilę odpocząć, wyluzować przed wszystkim jeszcze raz wszystko przeanalizować. Nie dawało mu spokoju zostawienie tak wioski i wszystkiego, ale musiał. Tak sobie zakodował, że musiał opuścić wioskę. Jego marzenie się spełniło. Może to nie było zbyt wielkie, jednak wystarczające, aby w jego oczach to było jezioro. Spojrzał czy ktokolwiek go widzi, nikogo nie widząc pobiegł do wody, zdjął z siebie wszystkie ciuchy i plum! Wskoczył do wody. Nareszcie mógł trochę się wyluzować, potrzebował ochłonąć. Popływał wzdłuż i wszerz, lekko sobie ponurkował. Po tym chwilę położył się na jeziorze, na plecach i myślał nad wszystkim. Głupio nawet zamknął oczy zapominając o całym świecie. Nagle w głowie przypomniało mu się pewne zdanie z rozmowy z staruszkiem, z którego wypowiedział nie mając na to wpływu jedno słowo:
-Dlaczego?
Takie proste słowo, a może tyle znaczyć. Przypomnieli mu się rodzice i ciepło domu, niewiele zabrakło aby mimo zamkniętych oczu leżąc na wodzie zaczął płakać, jednak tak się nie stało. Nie wiedział dlaczego i w sumie nie chciał wiedzieć, nie było mu to potrzebne, ale stara rana, którą myślał, że zamknął, otworzyła się. Miał ochotę wrócić i rozwikłać tą zagadkę. Tak mówiło serce, że nie dokończył pewnych tam spraw. Jednak rozum mówił, aby zostawił to wszystko w tyle. To już nie ważne, a teraz ma zacząć nowe życie to jest pewien etap w jego życiu. Otworzył oczy i zgodził się z rozumem, dosyć szybko się ogarniając. Wyszedł z wody, ubrał się i wrócił na główny szlak po czym wybrał się w dalszą drogę. W trakcie drogi zobaczył lekką mgłę, która zwiększała się wraz z każdym krokiem. Spojrzał na mapę czy dobrze idzie i wybrał się w dalszą podróż. Po dłuższym czasie jego oczom ukazała się budowla z bramą, więc to musiało być przeznaczenie jego drogi. Jego nogi zaczęły się trząść przed nieznajomym. Jeszcze mógł zawrócić, jeszcze mógł odejść. Jednak po chwili zdecydowania powiedział:
-Nie po to tu jesteś, ogarnij się.
Walnął sobie pokrzepiającego plaskacza w twarz i ruszył aby wejść do bramy. Po chwili z obłoków wyłoniło się miasteczko pod murem do którego to się udał.
-Dlaczego?
Takie proste słowo, a może tyle znaczyć. Przypomnieli mu się rodzice i ciepło domu, niewiele zabrakło aby mimo zamkniętych oczu leżąc na wodzie zaczął płakać, jednak tak się nie stało. Nie wiedział dlaczego i w sumie nie chciał wiedzieć, nie było mu to potrzebne, ale stara rana, którą myślał, że zamknął, otworzyła się. Miał ochotę wrócić i rozwikłać tą zagadkę. Tak mówiło serce, że nie dokończył pewnych tam spraw. Jednak rozum mówił, aby zostawił to wszystko w tyle. To już nie ważne, a teraz ma zacząć nowe życie to jest pewien etap w jego życiu. Otworzył oczy i zgodził się z rozumem, dosyć szybko się ogarniając. Wyszedł z wody, ubrał się i wrócił na główny szlak po czym wybrał się w dalszą drogę. W trakcie drogi zobaczył lekką mgłę, która zwiększała się wraz z każdym krokiem. Spojrzał na mapę czy dobrze idzie i wybrał się w dalszą podróż. Po dłuższym czasie jego oczom ukazała się budowla z bramą, więc to musiało być przeznaczenie jego drogi. Jego nogi zaczęły się trząść przed nieznajomym. Jeszcze mógł zawrócić, jeszcze mógł odejść. Jednak po chwili zdecydowania powiedział:
-Nie po to tu jesteś, ogarnij się.
Walnął sobie pokrzepiającego plaskacza w twarz i ruszył aby wejść do bramy. Po chwili z obłoków wyłoniło się miasteczko pod murem do którego to się udał.
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Shi no gēto
Dziewczyna po zakończeniu zlecenia wykonywanego wspólnie z niejakim Akaime, postanowiła wyruszyć do miejsca, które ją najbardziej interesowało. Podczas podróży bowiem zobaczyła na horyzoncie błądzące kształty, wyglądające jak coś bardzo nietypowego, jakaś bariera. Kiedy Sakebiko po długiej chwili była znacznie bliżej mogła spostrzec, że ma do czynienia z niczym innym jak z murem. Szczerze powiedziawszy to nie spodziewała się tak ogromnego zabudowania w takim miejscu. Dziewczyna w dzieciństwie słyszała o powstaniu tego zabudowania, że miało powstać w celu ochrony przed zdziczałymi ludźmi z północy. Kunoichi chciałaby dowiedzieć się czy w tych historiach jest ziarno prawdy. Jak to przystało na dziecinną naturę tego białowłosego stworzonka, wierzyła w to, że może Ci ludzie są lepsi niż się o nich pisze.
Czerwonooka trafiła na początek osady, czując od razu ślady ludzkiej obecności. Właściwie to najbardziej interesował i cieszył ją hałas, świadczący o tym, że coś się tutaj dzieje. Niby Sakebiko trafiła tutaj przypadkiem, nie miała większych celów poza zobaczeniem co to za zgromadzenie, ale z każdą chwilą w dziewczynie wzbierała się niczym nieposkromiona ciekawość świata, a w tym wypadku - tego miejsca.
- Grunt to teraz podnieść swoją małą główkę i wierzyć, że czeka mnie tutaj jedna z największych przygód mojego życia! - Krzyknęła, chociaż nie powinna tego robić, bo wyjdzie na skończoną kretynkę i dzieciaka. Chociaż... WALIĆ TO! Grunt, by się uśmiechnąć szeroko, obdarowując innych swoją wewnętrzną nadzieją i radością. Ogólnie rzecz biorąc pozytywne podejście do życia to drugie imię Sakebiko. Oby tylko Ci ludzie chcieli ze mną współpracować, chociaż podobnież tutaj mieszkają broniący muru... Więc powinni chcieć współpracować, albo przynajmniej wyznawać realizację jednego celu, na czas jego wykonywania być jak jedno ramię. Pewnie po wszystkim ludzie odpuszczą, przestaną walczyć, bo przestaną mieć wspólny cel. Dziewczyna zaczęła mieć głębsze rozmyślania o tym kogo mogłaby tutaj spotkać. Oby był tutaj ktoś taki jak Akaime, kto nie przejmie się jej wyglądem - bliższemu raczej dziewczęcia z rodziny handlowej, aniżeli kunoichi.
Zatem Sakebiko poprawiła swoją czerwoną sukieneczkę, kapelusz by był na swoim miejscu i nie zsuwał się z głowy. Postawiła kolejny krok, wchodząc w tą osadę. Powoli rozglądała się po okolicy, szukając jakiś towarzyskich ludzi, żeby pogadać sobie. W końcu nie znosiła ciszy w swoim otoczeniu, chciała rozmawiać, przegadywać się, cokolwiek. Czerwone ślepia lustrowały wszystko i wszystkich, żeby znaleźć sobie jakąś "ofiarę"...
Czerwonooka trafiła na początek osady, czując od razu ślady ludzkiej obecności. Właściwie to najbardziej interesował i cieszył ją hałas, świadczący o tym, że coś się tutaj dzieje. Niby Sakebiko trafiła tutaj przypadkiem, nie miała większych celów poza zobaczeniem co to za zgromadzenie, ale z każdą chwilą w dziewczynie wzbierała się niczym nieposkromiona ciekawość świata, a w tym wypadku - tego miejsca.
- Grunt to teraz podnieść swoją małą główkę i wierzyć, że czeka mnie tutaj jedna z największych przygód mojego życia! - Krzyknęła, chociaż nie powinna tego robić, bo wyjdzie na skończoną kretynkę i dzieciaka. Chociaż... WALIĆ TO! Grunt, by się uśmiechnąć szeroko, obdarowując innych swoją wewnętrzną nadzieją i radością. Ogólnie rzecz biorąc pozytywne podejście do życia to drugie imię Sakebiko. Oby tylko Ci ludzie chcieli ze mną współpracować, chociaż podobnież tutaj mieszkają broniący muru... Więc powinni chcieć współpracować, albo przynajmniej wyznawać realizację jednego celu, na czas jego wykonywania być jak jedno ramię. Pewnie po wszystkim ludzie odpuszczą, przestaną walczyć, bo przestaną mieć wspólny cel. Dziewczyna zaczęła mieć głębsze rozmyślania o tym kogo mogłaby tutaj spotkać. Oby był tutaj ktoś taki jak Akaime, kto nie przejmie się jej wyglądem - bliższemu raczej dziewczęcia z rodziny handlowej, aniżeli kunoichi.
Zatem Sakebiko poprawiła swoją czerwoną sukieneczkę, kapelusz by był na swoim miejscu i nie zsuwał się z głowy. Postawiła kolejny krok, wchodząc w tą osadę. Powoli rozglądała się po okolicy, szukając jakiś towarzyskich ludzi, żeby pogadać sobie. W końcu nie znosiła ciszy w swoim otoczeniu, chciała rozmawiać, przegadywać się, cokolwiek. Czerwone ślepia lustrowały wszystko i wszystkich, żeby znaleźć sobie jakąś "ofiarę"...
0 x
Re: Shi no gēto
Dzień jak co dzień wędrowałem sobie po różnych miejscach świata. Dziś padło na mur niedaleko Sogen. Długi a za nim... Nikt chyba nie wie. No albo przynajmniej ja. Powolnym spacerkiem wędrowałem w stronę w której mur zdawał się kończyć ale po chwili okazało się że dalej jeszcze wiele wiele metrów. No cóż zrobić. Rozglądałem się na okoliczne dary natury i przysłuchiwałem się dźwiękom wydawanym przez ptaki. jaki cudowny dzień. Zero tu choroby zwanej ludzkościom. O a jednak nie... Małe domki pokazały się przed moimi oczami. Chymmm.. Wioska w tym miejscu ? Tak blisko muru? Podreptałem wolnym krokiem z uśmiechem na twarzy. Moje zastanowienie pogłębiło się tym bardziej jak zobaczyłem wielką bramę. Reakcja była krótka i zawarta w słowach.
-O cholera
Mój zaskoczony głos rozszedł się lekkim echem po okolicy. No cóż zostaje mi dalsze zwiedzanie miasta. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę głównej bramy by przyjrzeć się jej bliżej .
-O cholera
Mój zaskoczony głos rozszedł się lekkim echem po okolicy. No cóż zostaje mi dalsze zwiedzanie miasta. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę głównej bramy by przyjrzeć się jej bliżej .
0 x
Re: Shi no gēto
Kaien, cholera, był bogaczem. I to jest paradoksalnie śmieszne, gdy bogaczem okazuje się człowiek dziki który mieszka na obrzeżach miast, zazwyczaj na łonie natury, pośród drzew, w jaskiniach... Wchodzi taki do miasta, obszarpany, brudny, pachnący ściółką leśną i zwierzętami, a tu nagle okazuje się, że ma sakiewkę dość dużą by wykupić połowe ludzi z ich domów. Ale nie uprzedzajmy faktow, dobrze? Wróćmy do miasta, które Kaien minął po opuszczeniu Mei. A raczej minął cokolwiek innego niz dzielnice sklepów gdzie postanowił kupić zapasy. A przypadkiem usłyszał o murze, że ludzie tam lezą, że tam może się coś dziać.. I no, stało się. Zaświtało mu w głowie, że się tam uda. A na taką okazje kupił więcej... zapasów... broni jakiejś... I tym podobnych gadzetów. Jego płaszcz zmienił troche kształt. Jeden rękaw był dosłownie kwadratowy, zakrywając cześć ręki lub to co chłopak na ręce miał założóne. Oprócz tego wybrzuszone pełne kieszenie i w ogóle jesteśmy gotowi do drogi. A i sam płaszcz wygląda conajmniej solidnie.
Droga była... Stosunkowo cięzka. Bo nie szedł szlakiem. Szedł całkowicie na przełaj, przez zagajniki, bagna, gdzie nieocenionym okazały się elementarne jutsu każdego ninja. Ale tak też, omijając niepotrzebne nadłożenia drogi, oprócz tego że sporo ryzykował to i sporo zaoszczędzał czasu. A to się głownie liczyło. Przecież nie chciał dotrzeć na miejsce już po wszystkim, już po zabawie. Bo być może będzie coś ciekawego. I cholernie przykro byłoby to przegapić, zwłaszcza, że miał TYYYLE nowych jutsu i zagrywek do wypróbowania na potencjalnych przeciwnikach, że czacha puchnie w szwach od samego myślenia.
Podobał mu się ten klimat Sogen i okolic. Bo już do Sogen dotarł. Na przełaj z Shigashi nie było jakoś koszmarnie daleko, jasne, pewnie z Ryuzaku to by splunął i by na Sogen napluł, no ale nie teleportuje się przecież z miejsca na miejsce.
Tak czy siak, było tu fajnie. Tak wilgotno i rześko. Czuł że jego oschłe od dawna usta i przy tym płuca chłoną mokre i chłodne troche powietrze jak gąbka. Było to uczucie miłe, jakby odetchnął nad jeziorem po długim przebywaniu w górach czy na pustyni, najgorzej! Nie chciał się znależć na pustyni, nigdy. Zbyt sucho i nudno.
Zgubił się dopiero na rozstaju dróg i tutaj spotkał najciekawszą osobę jaką poznał, a zarazem ostatnią jaką chciał tu spotkać. Rinsari. Rude dziewcze także zmierzało w strone Muru i pokierowało go jak ma iść. Kaien w sumie nie komentował tego. Nie robił nic szczególnego względem niej. Była... Jego uratowaną istotką, ale teraz niby wyznał miłość Mei. Ale Mei zawahał się... rozdziewiczyć, mówiąc brutalnie. A z Rin by nie miał tego problemu. WIęc może jakby dziewczyna się postarała to mogłaby go śnieżnej dziewczynie, swojej konkurencji, odbić. Ale to było całkowicie nie w stylu RInsari. Ona dostawała to co chciała, a nie walczyła o to. ZImny typ...
Nie odezwała się całą droge aż tutaj, to i Kaien nie wpadł na głupi pomysł zagadywania jej na siłe.
Kiedy dotarli jednak z jego ust wydostało się głośne:
- O cholera. - Podsumowywujące to co sądził o murze. WIelki, gigantyczny, gargantualny. Kaien, jako dwu-metrowy ponad kolos czuł idealnie to co musi czuć taki gigamur. Zaśmiał się pod nosem przez swoje własne przemyślenia.
Zobaczył też wioske, tam prawdopodobnie najlepiej będzie się zatrzymać do czasu kiedy zacznie się robić zabawniej. To i tam się skierowali.
Kaien wypatrywał ludzi i zauważył szereg odmieńców - Zobaczył truposza z białowłosym dzieckiem, zobaczył niciarza z Antai, białowłosego królikołaka albinosa, kilka osób dość normalnych... Ogólnie cyrk Pampaliniego to przy tym pikuś.
Ale podobało mu się to. Byli różnorodni. Mógł się od nich dużo nauczyć zapewne.
Spojrzał w strone RIn postanawiając się odezwać bezpośrednio do niej.
-Czuje, że jak coś się spierdoli to bal będzie lepszy niż w Antai. Patrz ile tu indywiduów. - Powiedział z uśmiechem i zaczął z daleka witać się i machać do każdego kto podszedł pod ręke. Prócz Muraia i truposza. Jakoś niesympatyczne persony.
Droga była... Stosunkowo cięzka. Bo nie szedł szlakiem. Szedł całkowicie na przełaj, przez zagajniki, bagna, gdzie nieocenionym okazały się elementarne jutsu każdego ninja. Ale tak też, omijając niepotrzebne nadłożenia drogi, oprócz tego że sporo ryzykował to i sporo zaoszczędzał czasu. A to się głownie liczyło. Przecież nie chciał dotrzeć na miejsce już po wszystkim, już po zabawie. Bo być może będzie coś ciekawego. I cholernie przykro byłoby to przegapić, zwłaszcza, że miał TYYYLE nowych jutsu i zagrywek do wypróbowania na potencjalnych przeciwnikach, że czacha puchnie w szwach od samego myślenia.
Podobał mu się ten klimat Sogen i okolic. Bo już do Sogen dotarł. Na przełaj z Shigashi nie było jakoś koszmarnie daleko, jasne, pewnie z Ryuzaku to by splunął i by na Sogen napluł, no ale nie teleportuje się przecież z miejsca na miejsce.
Tak czy siak, było tu fajnie. Tak wilgotno i rześko. Czuł że jego oschłe od dawna usta i przy tym płuca chłoną mokre i chłodne troche powietrze jak gąbka. Było to uczucie miłe, jakby odetchnął nad jeziorem po długim przebywaniu w górach czy na pustyni, najgorzej! Nie chciał się znależć na pustyni, nigdy. Zbyt sucho i nudno.
Zgubił się dopiero na rozstaju dróg i tutaj spotkał najciekawszą osobę jaką poznał, a zarazem ostatnią jaką chciał tu spotkać. Rinsari. Rude dziewcze także zmierzało w strone Muru i pokierowało go jak ma iść. Kaien w sumie nie komentował tego. Nie robił nic szczególnego względem niej. Była... Jego uratowaną istotką, ale teraz niby wyznał miłość Mei. Ale Mei zawahał się... rozdziewiczyć, mówiąc brutalnie. A z Rin by nie miał tego problemu. WIęc może jakby dziewczyna się postarała to mogłaby go śnieżnej dziewczynie, swojej konkurencji, odbić. Ale to było całkowicie nie w stylu RInsari. Ona dostawała to co chciała, a nie walczyła o to. ZImny typ...
Nie odezwała się całą droge aż tutaj, to i Kaien nie wpadł na głupi pomysł zagadywania jej na siłe.
Kiedy dotarli jednak z jego ust wydostało się głośne:
- O cholera. - Podsumowywujące to co sądził o murze. WIelki, gigantyczny, gargantualny. Kaien, jako dwu-metrowy ponad kolos czuł idealnie to co musi czuć taki gigamur. Zaśmiał się pod nosem przez swoje własne przemyślenia.
Zobaczył też wioske, tam prawdopodobnie najlepiej będzie się zatrzymać do czasu kiedy zacznie się robić zabawniej. To i tam się skierowali.
Kaien wypatrywał ludzi i zauważył szereg odmieńców - Zobaczył truposza z białowłosym dzieckiem, zobaczył niciarza z Antai, białowłosego królikołaka albinosa, kilka osób dość normalnych... Ogólnie cyrk Pampaliniego to przy tym pikuś.
Ale podobało mu się to. Byli różnorodni. Mógł się od nich dużo nauczyć zapewne.
Spojrzał w strone RIn postanawiając się odezwać bezpośrednio do niej.
-Czuje, że jak coś się spierdoli to bal będzie lepszy niż w Antai. Patrz ile tu indywiduów. - Powiedział z uśmiechem i zaczął z daleka witać się i machać do każdego kto podszedł pod ręke. Prócz Muraia i truposza. Jakoś niesympatyczne persony.
0 x
Re: Shi no gēto
W pewnym momencie swojej podróży ujrzałem na horyzoncie wielgaśny mur i jakieś miasto, widok był naprawdę niesamowity już z daleka, gabaryty muru robiły niesamowite wrażenie, mimo że ledwie go widziałem. A cóż to? Czyżby to był ten słynny mur? Co prawda słyszałem o nim tylko plotki, ale może warto było by rzucić okiem, co znajduję się za nim. Zdawałem sobie sprawę że nie został on wybudowany dla przyjemności, tylko by chronić się przed tym co jest za nim, a ja nie jestem jakimś tam wielkim mistrzem, bo na pewno są silniejsi ode mnie, ale byłem pewny umiejętności które już posiadam. Ewentualnie, znajdę sobie jakąś osóbkę czy dwie do towarzystwa. Zaciekawiony nowym celem, pogoniłem konia i galopem zmierzałem bliżej i bliżej, nie odrywając od wioski wzroku, gdy tylko podjechałem pod same budynki, zsiadłem powoli z konia i zwyczajowo zaciągnąłem szalik na połowę twarzy, a włosy przeczesałem tak by zasłaniały moje cech szczególne. -Jedziemy z tym koksem. Gdy tylko wszedłem w pierwszą uliczkę, ujrzałem znajomą mordę, bez wahania przyśpieszyłem by ją dogonić.
-No proszę, Hakai we własnej osobie, widzę że się wylizałeś, świetnie, jaki ten świat jest mały, ale dobrze że jesteś i to akórat tu, chce zobaczyć co jest za nim. Wskazałem palcem na gigantyczny mur i spojrzałem mu w oczy, sprawdzając reakcje. -W każdym razie ja idę, jak chcesz to dawaj ze mną. Nie wiedziałem jeszcze w tym momencie czy chce wejść jedynie na mur, czy aż za, to zależało bardzo dużo od tego ile ludzi uda mi się tu znaleźć, na pewno nie byliśmy jedynymi amatorami mocnych wrażeń jacy tu przybywają, pewnie jest ich wręcz mnóstwo. W każdym razie, ruszyłem dalej w głąb miasta, po kilku minutach zwiedzania zrobiło się dziwnie, ujrzałem kolejną całkiem znaną mi mordę...Starą mordę. Staruch?! Spodziewałem się że będzie tu stado dziwaków, ale on? Zaszedłem mężczyźnie drogę, ostatnie nasze spotkanie skończyło się dość szybko, w ogóle było dość oryginalne. Zaraz, jak on się...-Kuroi, świat faktycznie jest mały, domyślam się że ciebie również przywiodła tu ciekawość? Dobrze by się składało, wybieramy się... Urwałem zdanie. nie wiedząc czy powiedzieć "za" czy "na", spojrzałem na Hakaia pytającym wzrokiem. Hmm, Ja, Hakai i Kuroi, w sumie siły tego staruszka nie znam, więc trzy osoby to będzie dalej mało.-...Za mur, ale potrzebuje jeszcze kogoś, wiesz, to miasto gdzie zlatuje się sporo shinobi, myślę że jeszcze się kogoś znajdzie, to jak, chętny czy wolisz działać na własną rękę?
Bez względu na odpowiedź, obu mężczyzn, ja robiłem swoje, pytałem po czym ruszałem szukać kolejnych sprzymierzeńców, bo w końcu w grupie siła! Idąc dalej, mijałem kolejne dziwne postacie, wybór był w sumie nie ziemski, ale jakoś nikt nie zainteresował mnie na tyle...W pewnym momencie zatrzymałem się jakiś metr kolesiem który wgapiał się ludziom w okna, z jednej strony wyglądał na zwykłego dziwaka, ale kontem oka dostrzegłem miecz z kości, był na tyle charakterystyczny że od razu wiedziałem iż należy do klanu Kaguya. Skoro go nosi na wierzchu, to znaczy że sam nie należy do klanu, ale zdobył go w jakiś sposób. Odwróciłem się do niego przodem i dokładnie zmierzyłem wzrokiem. -Ej ty, ten miecz...skąd go masz? Spytałem bez pardonu, ale musiałem wiedzieć że nie zdobył go gdzieś w tej okolicy, oznaczało by to że jest tu jakiś inny kostek niż ja sam. Powinienem zachować wzmożoną czujność, przecież nigdy nic nie wiadomo. Oby Hakai nic nie powiedział głupiego na ten temat, bo urwę mu jajca i każe zjeść.
-No proszę, Hakai we własnej osobie, widzę że się wylizałeś, świetnie, jaki ten świat jest mały, ale dobrze że jesteś i to akórat tu, chce zobaczyć co jest za nim. Wskazałem palcem na gigantyczny mur i spojrzałem mu w oczy, sprawdzając reakcje. -W każdym razie ja idę, jak chcesz to dawaj ze mną. Nie wiedziałem jeszcze w tym momencie czy chce wejść jedynie na mur, czy aż za, to zależało bardzo dużo od tego ile ludzi uda mi się tu znaleźć, na pewno nie byliśmy jedynymi amatorami mocnych wrażeń jacy tu przybywają, pewnie jest ich wręcz mnóstwo. W każdym razie, ruszyłem dalej w głąb miasta, po kilku minutach zwiedzania zrobiło się dziwnie, ujrzałem kolejną całkiem znaną mi mordę...Starą mordę. Staruch?! Spodziewałem się że będzie tu stado dziwaków, ale on? Zaszedłem mężczyźnie drogę, ostatnie nasze spotkanie skończyło się dość szybko, w ogóle było dość oryginalne. Zaraz, jak on się...-Kuroi, świat faktycznie jest mały, domyślam się że ciebie również przywiodła tu ciekawość? Dobrze by się składało, wybieramy się... Urwałem zdanie. nie wiedząc czy powiedzieć "za" czy "na", spojrzałem na Hakaia pytającym wzrokiem. Hmm, Ja, Hakai i Kuroi, w sumie siły tego staruszka nie znam, więc trzy osoby to będzie dalej mało.-...Za mur, ale potrzebuje jeszcze kogoś, wiesz, to miasto gdzie zlatuje się sporo shinobi, myślę że jeszcze się kogoś znajdzie, to jak, chętny czy wolisz działać na własną rękę?
Bez względu na odpowiedź, obu mężczyzn, ja robiłem swoje, pytałem po czym ruszałem szukać kolejnych sprzymierzeńców, bo w końcu w grupie siła! Idąc dalej, mijałem kolejne dziwne postacie, wybór był w sumie nie ziemski, ale jakoś nikt nie zainteresował mnie na tyle...W pewnym momencie zatrzymałem się jakiś metr kolesiem który wgapiał się ludziom w okna, z jednej strony wyglądał na zwykłego dziwaka, ale kontem oka dostrzegłem miecz z kości, był na tyle charakterystyczny że od razu wiedziałem iż należy do klanu Kaguya. Skoro go nosi na wierzchu, to znaczy że sam nie należy do klanu, ale zdobył go w jakiś sposób. Odwróciłem się do niego przodem i dokładnie zmierzyłem wzrokiem. -Ej ty, ten miecz...skąd go masz? Spytałem bez pardonu, ale musiałem wiedzieć że nie zdobył go gdzieś w tej okolicy, oznaczało by to że jest tu jakiś inny kostek niż ja sam. Powinienem zachować wzmożoną czujność, przecież nigdy nic nie wiadomo. Oby Hakai nic nie powiedział głupiego na ten temat, bo urwę mu jajca i każe zjeść.
0 x
Re: Shi no gēto
- Najwidoczniej pojawienie się duetu wyspiarzy w tym miejscu zapoczątkowało całą pielgrzymkę wędrowców. Zjawiła się prawdziwa wystawa różności. Różne kolory włosów, skóry, a niektórzy wyróżniali się jeszcze bardziej. Nici, albinizm, olbrzymia postura... Normalnie jak na targu "innych" niewolników. Gdyby tak Kamiru zdjął maskę, mógłby uchodzić za najnormalniejszego w grupie. Ale nie zrobił tego, skoro wokół roiło się od nieznanych mu osób. Może i był ciekawy świata, jak i ludzi którzy po nim stąpają, tak podchodzić do kogokolwiek z nich nie miał ochoty. Zadałby kilka pytań, ale zadziałałoby to w drugą stronę. I jeszcze... Ktoś mógłby go źle zrozumieć, nie tylko przez dziwną mowę Szarookiego. Akcje Yuu rodziłby reakcje. Meh, upierdliwe to wszystko. Może informacje same spłyną z nieba? Byłoby miło, ale życie rzadko kiedy było miłe. Nie ruszył więc swoich czterech liter z ławy, nadal zadowalając się rolą biernego obserwatora. Kałuża w tym czasie hasał po okolicy rozsiewając kawaiitość wszędzie wokół.
Towarzystwo? P raz kolejny sprawdziła się zasada, że to Białowłosy budził reakcje otoczenia, co z kolei mieszał jego braciszka w całej tej sprawie. To wszystko jest trochę pokręcone. O dziwo, chłopak który do nich podszedł miał taką samą barwę włosów co maluch z Kantai. Ciekawostka. I nawet sprowadził kolegów (o ile Hakai i Kuroi pójdą z nim ofc.). Jak miło, trzech na dwóch. Drobna przewaga. Białowłosy nie wyróżniał się niczym więcej, niż barwą włosów. A, chwila. Dopiero gdy podszedł można było zobaczyć blizny. I czerwony tatuaż. Dziwne... Przyszedł się tu nimi pochwalić czy cu? I przez co musiał przejść, skoro ciało ma takie a nie inne. Jego wyższy ziomek też dostał od bogów śnieg zdobiący głowę. A ponoć to takie wyjątkowe. No cóż, świat jest pełen niespodzianek. Drugi znajomy był... Stary. Znaczy, dorosły. A to już nie byle co. Do tej pory większość poznanych osób była jego rówieśnikami, może z kilkoma latami różnicy. Zarost, rozwalone włosy o interesującej barwie... I te dwie spory gurdy na plecach. Co on tam nosił? Wodę? Sake? Piasek? Raczej ciężko wepchnąć przez otwór coś dużego... Albo są pełne notek wybuchowych a on jest wybuchowym samobójcą. Chyba nie. Może okaże się ciekawą osobą? O ile będą mieli okazję porozmawiać. Zgodnie z przewidywaniami to on rozpoczął rozmowę. Znaczy, ten środkowy. Olewając przy tym kompletnie siedzącą pod ścianą Śmierć. Jak zwykle to Yuu był w centrum uwagi. Co takiego miała w sobie ta kałuża, nie licząc uroku, dziecięcej radości i posiadania najlepszego towarzysza pod słońcem? No, nieważne. Miecz... Ty też władasz kośćmi, huh? Inaczej nawet by nie zwrócił uwagi na nietypową barwę ostrza. Chyba, że jest kolekcjonerem, zapalonym szermierzem albo słyszał gdzieś o shinobi potrafiących wyciągać własny szkielet. Uśmiechnął się za bezpiecznym kawałkiem stali, obracając głowę w kierunku pytającego, powoli niczym robot. Dobra, niczym kukła. Musiał zadziałać, zanim chłopak z Kantai przejmie inicjatywę. Wtedy nic nie zatrzyma jego słowotoku. No, może kilka sopli lodu. Paplanie na prawo i lewo o jego możliwościach nie skończy się dobrze. Kto wie czy ten, który zadał pytanie nie postara się odebrać broni? Albo nie zada kolejnych pytań zdradzających za wiele? Niestety, w tym świecie trzeba było uważać na słowa. Eh.
Kamiru. Przedstawić się mogłeś, zamiast pytaniem rozmowę zacząć. Miecz prezentem był. Wybacz nam teraz, odpoczęliśmy trochę, pora nam ruszać w dalszą drogę. Rym? Dziwne. Ale nieistotne. Kamiru skłonił jeszcze sztywno głowę i powstał, idąc w kierunku muru. Wystarczyło tego siedzenia na czterech literach. Karczma w mieście jest, miejsce do przetrwania nocy znalezione. A teraz czas rzucić okiem na krajobraz z tej góry kamieni. Krok po kroku mur rósł w oczach, jego cień był jeszcze większy. Mieszkańcy muszą mieć znacznie dłuższą noc niż inni. Taka tam ciekawostka. Chwila chwila. Yuusuke poszedł razem z nim? Powinien, w końcu łaził za swoim braciszkiem wszędzie. A jeśli zajął się czym innym to trudno. Nie ma jak się zgubić w takim miejscu. Szczyt muru nadal był wysoko nad kapturem Yukiego, który nadal rozglądał się za jakimś schodami na mur. W końcu wejście istniejące tylko w bramie byłoby bez sensu. A przynajmniej nie praktyczne, gdyby coś pogrzebało bramę. Ale wtedy ludzie w tym miejscu mieliby pewnie znacznie większe problemy niż brak schodów. Typu, zaraz umrzemy etc. Może po prostu pójdzie za jakimś uzbrojonym facetem na górę. Coś się wymysli, byle wejść na górę.
48h na odpis wszystkich wolę, bo różnie w życiu bywa, ne?
0 x
Re: Shi no gēto
Rinsari szła milcząco obok Kaiena, który wyjątkowo też nie był rozmowny. Zerknęła na niego, ciekawa o czym tak rozmyśla. Kiedy ostatnio go widziała był z Mei, może więc ona zajmowała jego myśli? Ciężko ocenić.
To dopiero było ciekawe stwierdzenie! Lepiej żeby się tym swoją nie chwalił przed swoją nową miłością, oj nie... Ale cóż. Zachowanie Kaiena było dość jasne od początku. Gdyby Samidare chciała go poderwać, zapewne nie wymagałoby to dużo wysiłku.. Ale nie chciała i nie była żadną konkurentką dla Mei. Kaguya był dla niej aktualnie tak pociągający w sensie fizycznym jak.. Krzesło, albo inny mebel. Ale miała do niego sprawę, więc nie próbowała przynajmniej go unikać. Ba.. To że do niego podeszła już było krokiem do przodu w ich relacjach.
Mur.. To była chyba największa rzecz jaką widziała. Stała przez chwilę, podziwiając go.
-Dobrze powiedziane - mruknęła w odpowiedzi na jego przekleństwo. Był to chyba najbardziej odnowieni komentarz do tego co zobaczyli. Następnie zaczęli się rozglądać. Rinsari nie sądziła że zobaczy tu jeszcze jakieś znajome twarze, ale los ją zadziwił, bo spostrzegła kolejną osobę którą zdążyła poznać. Murai.. Nie mogła powiedzieć, że się nie ucieszyła na jego widok. Chociaż chłopak nie wyglądał.. Za pięknie, łagodnie rzecz ujmując.. To jego niezwykłe możliwości już raz uratowały im życie, a on sam pomagał wyciągać rannych spod gruzów, tak samo jak Kaien. Oboje byli żywym przykładem na to, że nie należy oceniać ludzi zbyt szybko.
Oprócz niego, byli tu też inni oryginalni goście, mniej lub bardziej zachęcający swoją postawą do poznania. Ciekawą parą był mężczyzna w nietypowej masce z małym chłopcem, który brykał obok niego. Rzucił jej jej też w oczy mężczyzna w średnim wieku palący papierosa, mający na plecach aż dwie gurdy.. Czyżby kolejna osoba z jej szczepu? Zaintrygowało ją to, ale nie na tyle żeby podejść i zapytać. Kręciło się tu też kilka osób wyglądających całkiem interesująco. Dziwne było też natężenie osób o jasnym lub wręcz białym pigmencie włosów.. "Jakiś zlot", pomyślała, nieco zbita tym z tropu. Jednakże przyśpieszyła kroku, oddalając się jeszcze bardziej od olbrzyma, który zresztą zajął się witaniem z obcymi. Jej celem był..
- Murai-san - odezwała się do niego zza pleców, lekko dotykając dłonią jego ramienia. Dlaczego on? W Antai zabrała się z namiotu z braciszkiem tak szybko, że nawet nie zdążyła zamienić z nim kilku słów.. A zasługiwał na to. Teraz można by powiedzieć, że nadrabiała to niedociągnięcie.
- W Antai nie zdążyłam ci podziękować za pomoc. Uratowałeś życie prawdopodobnie nasz wszystkich. Dziękuje - kiwnęła jeszcze raz głową i spojrzała na mur, górujący nad ich głowami. Z jakiegoś powodu budowla z kamienia sprawiła, że zimny dreszcz przeszedł jej plecach. Nie była bojaźliwa ani przesądna, ale czuła, że na coś się dziś zanosi. A może to przez tych mężczyzn z bronią śpieszących do muru?
- Możesz liczyć na moją pomoc.. Cokolwiek się dziś stanie - dodała, ostatnie zdanie mówiąc ciszej, jakby sama do siebie, dalej zapatrzona w olbrzymią ścianę. W końcu odwróciła się do rozmówcy, uśmiechnęła się nieco nerwowo i prawie natychmiast opanowując się ponownie, wracając do postawy pozbawionej emocji. Całość była zwięzła jak na podziękowanie za uratowanie życia.. Ale z tego co pamiętała, on sam nie był zbyt wylewny. Nie wiedziała, co dalej mówić, więc jeśli on niczego nie zaproponował, dziewczyna po prostu skłoniła uprzejmie głową i odeszła.. Gdzie poszła? Do miejsca, gdzie można posłuchać co w trawie piszczy.. Do karczmy.
Jestem za 24 godzinami na odpis, będzie szybciej
To dopiero było ciekawe stwierdzenie! Lepiej żeby się tym swoją nie chwalił przed swoją nową miłością, oj nie... Ale cóż. Zachowanie Kaiena było dość jasne od początku. Gdyby Samidare chciała go poderwać, zapewne nie wymagałoby to dużo wysiłku.. Ale nie chciała i nie była żadną konkurentką dla Mei. Kaguya był dla niej aktualnie tak pociągający w sensie fizycznym jak.. Krzesło, albo inny mebel. Ale miała do niego sprawę, więc nie próbowała przynajmniej go unikać. Ba.. To że do niego podeszła już było krokiem do przodu w ich relacjach.
Mur.. To była chyba największa rzecz jaką widziała. Stała przez chwilę, podziwiając go.
-Dobrze powiedziane - mruknęła w odpowiedzi na jego przekleństwo. Był to chyba najbardziej odnowieni komentarz do tego co zobaczyli. Następnie zaczęli się rozglądać. Rinsari nie sądziła że zobaczy tu jeszcze jakieś znajome twarze, ale los ją zadziwił, bo spostrzegła kolejną osobę którą zdążyła poznać. Murai.. Nie mogła powiedzieć, że się nie ucieszyła na jego widok. Chociaż chłopak nie wyglądał.. Za pięknie, łagodnie rzecz ujmując.. To jego niezwykłe możliwości już raz uratowały im życie, a on sam pomagał wyciągać rannych spod gruzów, tak samo jak Kaien. Oboje byli żywym przykładem na to, że nie należy oceniać ludzi zbyt szybko.
Oprócz niego, byli tu też inni oryginalni goście, mniej lub bardziej zachęcający swoją postawą do poznania. Ciekawą parą był mężczyzna w nietypowej masce z małym chłopcem, który brykał obok niego. Rzucił jej jej też w oczy mężczyzna w średnim wieku palący papierosa, mający na plecach aż dwie gurdy.. Czyżby kolejna osoba z jej szczepu? Zaintrygowało ją to, ale nie na tyle żeby podejść i zapytać. Kręciło się tu też kilka osób wyglądających całkiem interesująco. Dziwne było też natężenie osób o jasnym lub wręcz białym pigmencie włosów.. "Jakiś zlot", pomyślała, nieco zbita tym z tropu. Jednakże przyśpieszyła kroku, oddalając się jeszcze bardziej od olbrzyma, który zresztą zajął się witaniem z obcymi. Jej celem był..
- Murai-san - odezwała się do niego zza pleców, lekko dotykając dłonią jego ramienia. Dlaczego on? W Antai zabrała się z namiotu z braciszkiem tak szybko, że nawet nie zdążyła zamienić z nim kilku słów.. A zasługiwał na to. Teraz można by powiedzieć, że nadrabiała to niedociągnięcie.
- W Antai nie zdążyłam ci podziękować za pomoc. Uratowałeś życie prawdopodobnie nasz wszystkich. Dziękuje - kiwnęła jeszcze raz głową i spojrzała na mur, górujący nad ich głowami. Z jakiegoś powodu budowla z kamienia sprawiła, że zimny dreszcz przeszedł jej plecach. Nie była bojaźliwa ani przesądna, ale czuła, że na coś się dziś zanosi. A może to przez tych mężczyzn z bronią śpieszących do muru?
- Możesz liczyć na moją pomoc.. Cokolwiek się dziś stanie - dodała, ostatnie zdanie mówiąc ciszej, jakby sama do siebie, dalej zapatrzona w olbrzymią ścianę. W końcu odwróciła się do rozmówcy, uśmiechnęła się nieco nerwowo i prawie natychmiast opanowując się ponownie, wracając do postawy pozbawionej emocji. Całość była zwięzła jak na podziękowanie za uratowanie życia.. Ale z tego co pamiętała, on sam nie był zbyt wylewny. Nie wiedziała, co dalej mówić, więc jeśli on niczego nie zaproponował, dziewczyna po prostu skłoniła uprzejmie głową i odeszła.. Gdzie poszła? Do miejsca, gdzie można posłuchać co w trawie piszczy.. Do karczmy.
Jestem za 24 godzinami na odpis, będzie szybciej
0 x
Re: Shi no gēto
Spojrzałem na odchodzących ludzi, skoro nie mieli ochoty współpracować to ja nie miałem potrzeby się przedstawiać, choć intrygował mnie ten mieczyk. Spotkamy się jeszcze. Stwierdziłem po czym odwróciłem się sprawdzić czy Kuroi i Hakai za mną podążali jednak przez cały ten czas. -Nie wiem jak wy/ty, ale ja chce zacząć od uzyskania większej ilości danych o miejscu do którego się wybieramy, no i wciąż chce pozyskać jeszcze jakichś sojuszników, więc ja to lecę do baru, dogonicie mnie jeśli chcecie się odłączyć, jak nie to za mną. Mimo że wolałem zostać w grupie, osobno mogliśmy wyciągnąć więcej informacji, cóż decyzje zostawiłem chłopakom, niech oni trochę po główkują, czy chcą działać na własną rękę czy też nie.
Sam ruszyłem w stronę baru, wypytując po drodze ludzi mieszkających tu, gdzie owy się znajduję, nie miałem ochoty błąkać się po całym mieście aż go przypadkiem znajdę. -Jestem u wrót niebios. Stwierdziłem stając przed wejściem do baru, nie miałem zamiaru od razu się rzucać na każdego, wolałem na spokojnie wejść, usiąść przy stolę i trochę się po rozglądać po tutejszych ludziach, co prawda już sami mieszkańcy miasta byli dziwni jak na mój gust, ale shinobi na pewno się tu wyróżniają jeszcze bardziej. -Karczmarz, sak...a może nie dziś, a zresztą kieliszek nie zaszkodzi, sake poproszę! Jakiś idiota wykrzyczał z drugiego końca sali ściągając wzrok praktycznie wszystkich na siebie...zaraz...czy ten idiota...tak to byłem właśnie ja, ale cóż, był to dobry sposób na ściągnięcie na siebie uwagi, tutejsi są przyzwyczajeni do dziwaków wiec mogą znaleźć okazje do zarobku na mnie, widząc że jestem nowy w tych okolicach, a ja chętnie kupił bym informacje, zaś nietutejszych uwaga potrzebna mi by zdobyć sojuszników. Ciekawe kto strzeże tego muru, a jeszcze ciekawsze czy można ich nająć jako najemników, parę groszy mam a po drodze na pewno też da się co nieco dorobić. Dostałem w końcu swój trunek i już po pierwszym łyku, mogłem się skupić na priorytetach, czyli... Hakai, cholera w sumie to wyprawa, czyli teren otwarty, teraz przyda mi się bardziej niż na ostatniej misji, bardziej jak na tej pierwszej, o Kuroi-u w sumie wiem tyle że jest stary, ale zawsze może mnie zaskoczyć lub zostać mięsem armatnim, o ile w ogóle, chce ze mną iść który kolwiek, w sumie to wiem tylko jedno, nie mogę się tam wybrać sam, trzy osoby to takie minimum, choć z faktu że nie wiem jeszcze co może mnie tam spotkać, to i tak mało, ten mur nie służy żeby się odgrodzić od słabeuszy...A co do informacji, pora zacząć działać, tylko teraz, plotki pijaka czy sypnąć karczmarzowi groszem. Wypiłem mój kieliszek na dwa szoty, po czym wstałem i ruszyłem w stronę lady za którą akurat pracowała kelnerka. -Witam, domyślam się że w historii tego przybytku nie jestem pierwszy, ale muszę wiedzieć, czego można się spodziewać za murem, tereny, zwierzęta, rośliny i najważniejsze, istoty ludzkie. Ostatnie zawsze było dla mnie największym zagrożeniem, ta nędzna rasa wybija się nawzajem, więc na pewno nie nazwał bym tego "cywilizacją", spokojnie czekałem na wypowiedź nieznajomej, byłem nawet gotowy zapłacić, ale liczyłem że obędzie się bez tego, ewentualnie jakiś napiwek dla pani. Czy ja potrzebuję jakiegoś dodatkowego uzbrojenia?Najważniejsze chyba mam, zapasy żarcia i mój nowy przedmiocik, swoją drogą liczę że będę miał okazje go przetestować, łącznie z kombinacją do którego jest przeznaczony. Kontem oka rozglądałem się za kimś interesującym, może nie wyglądałem na najsilniejszego i faktycznie jakimś bogiem nie jestem, ale swoje potrafię i jestem pewny że mógł bym znaleźć kogoś do współpracy. Tylu tu dziwaków że nie wiem których wybierać, Hakai był prostym wyborem bo go znam i mniej więcej wiem na co go stać i jak się z nim zgrać, ehh, jakoś muszę dać radę.
Głosuję na 24h, chodź sam mam mało czasu to nie ma co czekać wieczność.
Sam ruszyłem w stronę baru, wypytując po drodze ludzi mieszkających tu, gdzie owy się znajduję, nie miałem ochoty błąkać się po całym mieście aż go przypadkiem znajdę. -Jestem u wrót niebios. Stwierdziłem stając przed wejściem do baru, nie miałem zamiaru od razu się rzucać na każdego, wolałem na spokojnie wejść, usiąść przy stolę i trochę się po rozglądać po tutejszych ludziach, co prawda już sami mieszkańcy miasta byli dziwni jak na mój gust, ale shinobi na pewno się tu wyróżniają jeszcze bardziej. -Karczmarz, sak...a może nie dziś, a zresztą kieliszek nie zaszkodzi, sake poproszę! Jakiś idiota wykrzyczał z drugiego końca sali ściągając wzrok praktycznie wszystkich na siebie...zaraz...czy ten idiota...tak to byłem właśnie ja, ale cóż, był to dobry sposób na ściągnięcie na siebie uwagi, tutejsi są przyzwyczajeni do dziwaków wiec mogą znaleźć okazje do zarobku na mnie, widząc że jestem nowy w tych okolicach, a ja chętnie kupił bym informacje, zaś nietutejszych uwaga potrzebna mi by zdobyć sojuszników. Ciekawe kto strzeże tego muru, a jeszcze ciekawsze czy można ich nająć jako najemników, parę groszy mam a po drodze na pewno też da się co nieco dorobić. Dostałem w końcu swój trunek i już po pierwszym łyku, mogłem się skupić na priorytetach, czyli... Hakai, cholera w sumie to wyprawa, czyli teren otwarty, teraz przyda mi się bardziej niż na ostatniej misji, bardziej jak na tej pierwszej, o Kuroi-u w sumie wiem tyle że jest stary, ale zawsze może mnie zaskoczyć lub zostać mięsem armatnim, o ile w ogóle, chce ze mną iść który kolwiek, w sumie to wiem tylko jedno, nie mogę się tam wybrać sam, trzy osoby to takie minimum, choć z faktu że nie wiem jeszcze co może mnie tam spotkać, to i tak mało, ten mur nie służy żeby się odgrodzić od słabeuszy...A co do informacji, pora zacząć działać, tylko teraz, plotki pijaka czy sypnąć karczmarzowi groszem. Wypiłem mój kieliszek na dwa szoty, po czym wstałem i ruszyłem w stronę lady za którą akurat pracowała kelnerka. -Witam, domyślam się że w historii tego przybytku nie jestem pierwszy, ale muszę wiedzieć, czego można się spodziewać za murem, tereny, zwierzęta, rośliny i najważniejsze, istoty ludzkie. Ostatnie zawsze było dla mnie największym zagrożeniem, ta nędzna rasa wybija się nawzajem, więc na pewno nie nazwał bym tego "cywilizacją", spokojnie czekałem na wypowiedź nieznajomej, byłem nawet gotowy zapłacić, ale liczyłem że obędzie się bez tego, ewentualnie jakiś napiwek dla pani. Czy ja potrzebuję jakiegoś dodatkowego uzbrojenia?Najważniejsze chyba mam, zapasy żarcia i mój nowy przedmiocik, swoją drogą liczę że będę miał okazje go przetestować, łącznie z kombinacją do którego jest przeznaczony. Kontem oka rozglądałem się za kimś interesującym, może nie wyglądałem na najsilniejszego i faktycznie jakimś bogiem nie jestem, ale swoje potrafię i jestem pewny że mógł bym znaleźć kogoś do współpracy. Tylu tu dziwaków że nie wiem których wybierać, Hakai był prostym wyborem bo go znam i mniej więcej wiem na co go stać i jak się z nim zgrać, ehh, jakoś muszę dać radę.
Głosuję na 24h, chodź sam mam mało czasu to nie ma co czekać wieczność.
0 x
Re: Shi no gēto
Miałem właśnie powoli spacerować w stronę majestatycznej budowli aż ku mojemu zdziwieniu powitał mnie Yukiko. Nie spodziewałem się go ale jeszcze bardziej nie spodziewałem się tego że mnie do cholery rozpozna. Tyle trudu by zerwać ze swoim poprzednim życiem a tu i tak taki cie pozna na mieście. No ale mniejsza z tym jak już kogoś znam tak daleko od domu to warto się go trzymać. Zrobiłem parę kolejnych kroków mijając dziwnego pana witającego się z przechodnimi i zauważyłem że Yukiko najwyraźniej zna tu kogoś jeszcze. Jakiś pan z jakimś wielkim gównem ja plecach. Nie zwlekając podbiłem również do niego by się nie izolować i z uśmiechem aż tak wielkim że widać było mi każdy ząbek powiedziałem sympatycznym głosem.
-Siemka jestem Hakai! Kumpel Yukiko.
Jednak zanim zdążyłem wtopić się niczym kameleon w rozmowę kostek znów gdzieś ruszył. Nie chciałem zostawać w tyle więc jeszcze raz uśmiechnąłem się do starca i szybkim krokiem ruszyłem ponownie za Yukiko. Ponownie wdał się w jakąś nie interesującą mnie rozmowę którą puściłem koło uszu z uśmiechem na twarzy tak by wydawało się że niby kontaktuje lecz trwała ona równie krótko. Po niej Yukiko ponownie zwrócił na mnie uwagę i coś tam wspomniał o zbieraniu danych. Ale po co zbierać nam dane? Ja chcę tylko zniszczyć te kupę kamieni i nie potrzebne mi do tego żadne dane. No może tylko odrobina treningu bo póki co to prędzej się zesram niż to rozwalę. Ponownie ruszyłem za białowłosym który otworzył drzwi baru. Jak zwykle zamówił sobie swój ukochany alkohol i zabrał się za picie. Ahh wielcy wojownicy już tak mają no co zrobię. Postanowiłem usiąść na drewnianym krześle ale ledwo co to zrobiłem Yukiko znów wyrwał się by zwiedzać dalej świat. Za cel obrał sobie kelnerkę. No niezła sztuka gust ma nie powiem. Pomyślałem że fajnie będzie mu zagrać skrzydłowego i podbiłem do nich mówiąc ospałym głosem.
-To spoko koleś. Powinnaś się z nim umówić. Mało takich na tym świecie.
Lekki uśmiech i zacząłem bawić się kunaiem kręcąc nim na palcu. Bajera kompana musiała być słaba bo kelnerka zmierzyła mnie zaskoczonym wzrokiem ale chyba zbytnio się mną nie przejęła.Wykorzystałem tę chwilę czasu i wymamrotałem jeszcze do białowłosego.
-Ej stary co ty tu robisz?
Miałem nadzieję że ma tu jakąś robotę czy coś. Ja tu przez totalny przypadek ale ten koleś zawsze szuka jakiegoś zajęcia. Nie zdziwił bym się gdybyśmy znów musieli likwidować jakieś gangi albo coś w tym stylu. Tylko mam nadzieję że nie zbyt silne bo w końcu jestem tylko zwykłym słabym Doko.
24H
-Siemka jestem Hakai! Kumpel Yukiko.
Jednak zanim zdążyłem wtopić się niczym kameleon w rozmowę kostek znów gdzieś ruszył. Nie chciałem zostawać w tyle więc jeszcze raz uśmiechnąłem się do starca i szybkim krokiem ruszyłem ponownie za Yukiko. Ponownie wdał się w jakąś nie interesującą mnie rozmowę którą puściłem koło uszu z uśmiechem na twarzy tak by wydawało się że niby kontaktuje lecz trwała ona równie krótko. Po niej Yukiko ponownie zwrócił na mnie uwagę i coś tam wspomniał o zbieraniu danych. Ale po co zbierać nam dane? Ja chcę tylko zniszczyć te kupę kamieni i nie potrzebne mi do tego żadne dane. No może tylko odrobina treningu bo póki co to prędzej się zesram niż to rozwalę. Ponownie ruszyłem za białowłosym który otworzył drzwi baru. Jak zwykle zamówił sobie swój ukochany alkohol i zabrał się za picie. Ahh wielcy wojownicy już tak mają no co zrobię. Postanowiłem usiąść na drewnianym krześle ale ledwo co to zrobiłem Yukiko znów wyrwał się by zwiedzać dalej świat. Za cel obrał sobie kelnerkę. No niezła sztuka gust ma nie powiem. Pomyślałem że fajnie będzie mu zagrać skrzydłowego i podbiłem do nich mówiąc ospałym głosem.
-To spoko koleś. Powinnaś się z nim umówić. Mało takich na tym świecie.
Lekki uśmiech i zacząłem bawić się kunaiem kręcąc nim na palcu. Bajera kompana musiała być słaba bo kelnerka zmierzyła mnie zaskoczonym wzrokiem ale chyba zbytnio się mną nie przejęła.Wykorzystałem tę chwilę czasu i wymamrotałem jeszcze do białowłosego.
-Ej stary co ty tu robisz?
Miałem nadzieję że ma tu jakąś robotę czy coś. Ja tu przez totalny przypadek ale ten koleś zawsze szuka jakiegoś zajęcia. Nie zdziwił bym się gdybyśmy znów musieli likwidować jakieś gangi albo coś w tym stylu. Tylko mam nadzieję że nie zbyt silne bo w końcu jestem tylko zwykłym słabym Doko.
24H
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości