Zapomniana polana treningowa

Satoshi

Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Miejsce wyjątkowe. Widziałem je li drodze do centrum Shigashi no Kibu. Dostrzegłem jego piękne walory, natomiast główną uwagę skupiła polana. Idealna do treningów, walk, a nawet potyczek między większą ilością ludzi. Wyglądała niepozornie. Składała się z jeziora, które rozciągało się z jednej strony oraz z wyjątkowo równej ziemi. Czyżby ktoś ją udeptał celowo? Pewnie tak. W każdym razie z jednej strony woda, z drugiej brzeg. Wszystko otoczone lasem. Nie miałem pojęcia jakim cudem trafiłem do tego miejsca. Wiedziałem jednak, że nie ma tutaj śladu człowieka, a samo miejsce znajduje się oddalone od wszystkich osad na tyle, aby nikt nam nie przeszkadzał. Cóż, podróż nie była krótka, ale warta. Nie chciałem mieć na karku straży Shigashi no Kibu. A tutaj mogliśmy nawet się pozabijać. Nikt nam nie przeszkodzi.
Zostawiłem czerwonego w tyle. Ja sam przyspieszyłem i postąpiłem ponownie jak wcześniej. Ustawiłem się na środku jeziora, patrząc na nadchodzącego Yoshiego. Widziałem jego postać. Zatrzymał się jak wtedy. Dzieliło nas trzydzieści metrów, z czego co najmniej połowa to woda. W końcu stałem daleko od brzegu.
- Jesteś tego pewien? - zapytałem.

/Chodzę po wodzie korzystając z Suimen Hokō no Waza
0 x
Yoshimitsu

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Yoshimitsu »

Cóż, nie można było powiedzieć, iż Satoshi nie ma racji. Strażnicy mało go interesowali, a walka z nimi była bezsensowna, zapewne skończyłoby się to na tym, iż skończyłby martwy lub uwięziony w jakimś więzieniu czy coś. Yoshi niespecjalnie miał zamiar odstępować swojego oponenta na krok, w sumie to nie wiedział gdzie chce walczyć, więc biegł za nim cały czas. Jakby tego było mało, to ciemnowłosy wyglądał na równie pewnego siebie co sam Uchiha. Jednak czy obydwoje nie przeceniają się? Żaden z nich nie zna nazwiska czy umiejętności przeciwnika, zaznajomili się blisko ze swymi pięściami to było pewne...
Tak czy inaczej, po chwili biegu zatrzymali się od siebie w odległości 30 metrów. 15 metrów brzegu i cudownej ziemi, natomiast 15 zaś należało do natury wody, w której zapewne on się specjalizował. -Ehh... Wcześniej też stał na wodzie. Coś w tym musi być. Suiton... Będzie ciekawie, huh.-pomyślał. Uśmiech z twarzy cały czas pozostawał niewzruszony.
Tak więc stali naprzeciw siebie, a jeden z nich spytał, na co drugi odpowiedział. -Jestem pewny! -przyjął postawę, a w jego ślepiach pojawił się Sharingan. Ugiął nogi w kolanach i czekał na to co zrobi jego przeciwnik. Czekał... i chciał zrobić unik w prawą stronę, a następnie kontr atak.
0 x
Kamiru

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Kamiru »

#bieda post ale czasu mało
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Teoretycznie walka miała być czysta. Teoretycznie powinniśmy obaj stanąć naprzeciw siebie, a dopiero potem sięgnąć po jakieś środki. Teoretycznie to dlatego wyprowadziłem Yoshiego, żebyśmy mogli bez obaw rzucać w siebie technikami. Ta, kurwa, teoretycznie.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie łańcuchy, które dosłownie w ciągu kilku sekund mnie zaatakowały. Jak? Nie miałem bladego pojęcia. Na moim czole pojawiły się krople potu. Przez umysł zaczęło krążyć tysiąc myśli. Trzydzieści metrów. Do tego mnóstwo łańcuchów, nie dość, że na kończyny, to jeszcze na szyję i usta. Czy istnieje coś bardziej fantastycznego? Wątpię. Ten gość oszukiwał. Yoshi zwyczajnie w świecie zaatakował mnie przed odpowiednim czasem, a i do tego postanowił użyć jakiegoś cudownego ataku. Jedyne realne wytłumaczenie, jakie przychodziło mi do głowy, to możliwość, że znał to miejsce wcześniej i przygotował je pod walkę. Ale nie wiedział, że wejdę na jezioro, no i nie dostrzegłem jego śladów. Cholera z tym. Realne wyjście? Realne... Zaraz, przecież to iluzja.
Nienawidziłem Genjutsu. Najbardziej z wszystkich dziedzin świata. Techniki fizyczne było doskonale widać. Ninjutsu, a także Soshijutsu dało się jakoś określić. Pieczętowanie i umiejętności medyczne dało się realnie wytłumaczyć. Ale Genjutsu? Najgorsze z najgorszych, wstrętne techniki, polegające jedynie na zajęciu umysłu. Zawsze uważałem, że mam silną wolę. Cóż, może to i prawda, ale ten gość miał sprawniejszy umysł niż ja. Trudno, będę musiał jakoś się obejść, z tymi jego trikami.
Byłem cały czas spokojny. A że wszystkie myśli mknęły przez mój umysł w szaleńczym tempie, to miałem mnóstwo czasu na reakcję. Iluzja tak? Miałem na to sposób, banalny, ale i brutalny. Postanowiłem zwyczajnie w świecie ugryźć się w język, czy też dziąsła. Ból był na pewno spory, jednakże pomógł mi on opuścić tą maskaradę, którą zgotował mi Yoshi. Czerwonowłosy tchórz, jeszcze zobaczy na co mnie stać.
Kiedy już pozbyłem się iluzji, o której byłem święcie przekonany, mogłem działać. Niedaleko mnie wytwarzały się kręgi na wodzie. Dzięki bogu, że miałem dobre zmysły do otoczenia. Nie wierzyłem w to, że wyobraźnia płata mi figla. Wiedziałem natomiast, że ten gość jest mistrzem iluzji. Wiedziałem również, że woda jest zbyt spokojna, a ponieważ nie mamy dzisiaj wiatru, to kręgi da się wytworzyć jedynie pływając, albo chodząc po wodzie. Czyli... Czyli on w równie cudowny sposób co przed chwilką zbliżał się do mnie. Chyba. Równie dobrze te kręgi mogły być początkiem do techniki Suitonu, jakiegoś wodnego wiru. Było to zdecydowanie mniej prawdopodobne, bo zbliżały się do mnie, jednakże kto wie? Może kontrolował w jakiś sposób ten zbiornik wodny? Cholera, tak wiele opcji, tak mało czasu.
Odskoczyłem do tyłu, nie wiem na ile metrów, ale skok był silny, korzystający z mojej pełnej mocy mięśni. W tym samym czasie wyciągnąłem z torby trzy shurikeny. Podczas oddalania się, cisnąłem nimi w kręgi wody, oczywiście uwzględniając ich "przemieszczanie się". Pierwsza gwiazdka miała uderzyć w taflę wody, dwie pozostałe były nad nią.
W czasie skoku złożyłem też pojedynczą pieczęć. Skłoniły mnie do tego wszystkie te zjawiska, które obserwowałem. Czyżbym miał jakieś dodatkowe plany?

/@edit: za stanie na wodzie dalej odpowiada Suimen Hokō no Waza
Poza trzema shurikenami wyrzucam jeszcze dwa w stronę nieruchomego Yoshiego - wydaje mi się on podpuchą, Bunshinem, ale pewny nie jestem. Powinienem trafić, ponieważ mam styl walki dystansowy - Seido i rozwinięte Shurikenjutsu.
Nazwa
Seido
Zasięg
Zależy od możliwości użytkownika
Specjalizacja
Broń miotana
Opis Styl walki bazujący na percepcji. Dzięki niemu użytkownik szkoli się w sztuce walki na daleki dystans. To właśnie Seido odpowiada za celne rzuty shurikenami/kunai'ami/inną bronią dalekosiężną. Jeśli więc Ninja chce rozwijać się w tym kierunku, powinien wybrać ten styl walki i kształcić się w nim. Seido umożliwia przede wszystkim lepszą celność i daje szanse na lepsze rzuty niż może wykonać zwykły Ninja.
Właściwości Użytkownik tego stylu otrzymuje większe szanse na trafienie bronią miotaną, nieznacznie zwiększone obrażenia oraz lepszą technikę rzutu, co pozwala nieco zwiększyć odległość lotu pocisku.
Bonusy
Permanentne +20 Percepcja
W czasie skoku w tył wykonuję Kai [albo znowu zadaję sobie ból, jeśli Kai nic nie daje], bo mam wrażenie, że Yoshi albo wysłał klona, albo jakimś Genjutsu ukrył coś przede mną, co porusza się do przodu. [Wykrywam to raczej bo percepcja wysoka iks de].
Nazwa
Kai
Pieczęci
Baran
Zasięg
Dowolny
Koszt
Brak
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis Kai to jedna z podstawowych technik shinobi, często niedoceniania - i niesłusznie. Jutsu to polega na chwilowym odcięciu dopływu chakry do mózgu, dzięki czemu jakiekolwiek impulsy - również te narzucone zewnętrznie - przestają działać. Efektem tego jest uwolnienie użytkownika z dużej ilości prostszych technik genjutsu. Niestety, te silniejsze dalej będą na nas oddziaływać i trzeba je dezaktywować innym sposobem.
Natomiast dalsze ruchy są uzasadnione od tego, czy zobaczę coś, czy to wszystko podpucha i dalej widzę kręgi na wodzie. W razie jakiegokolwiek zagrożenia, które wykrywam przez zmysły, niezależnie czy to wzrok, słuch, węch, dotyk, itd. [ale nie mogę go uniknąć, bo jak leci jakiś wolny pocisk, czy widzę skradającego się Yośka to proszę czytać niżej] wykorzystuję albo Mizu Kawarimi, albo Mizutetsu no Jutsu [to co szybciej wyjdzie, w przypadku takiej samej szybkości to drugie].
Nazwa
Suiton: Mizu Kawarimi
Pieczęci
Brak
Zasięg
Maksymalnie 20 metrów
Koszt
E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2%
Dodatkowe
W pobliżu musi być jakiś zbiornik wodny
Opis Najzwyklejsze Kawarimi no Jutsu - lecz z jedną, za to znaczącą różnicą. Tym razem użytkownik może się zamienić miejscem z dowolną cieczą o tej samej objętości, co jego ciało. Dzięki temu można podmienić się z odrobiną wody z np. jeziora, nie zaburzając jej powierzchni - i co ważniejsze, wychodząc z opresji. Aby technika zadziałała, trzeba spełnić te same warunki co przy normalnym Kawarimi - trzeba być świadomym nadchodzącego ciosu.
Nazwa
Suiton: Mizutetsu no Jutsu
Pieczęci
Brak
Zasięg
Bezpośredni
Koszt
E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2% (2% za turę utrzymania)
Dodatkowe
W pobliżu musi się znajdować jakiś zbiorniczek wody, nawet kałuża
Opis Jutsu idealne do zastawiania pułapek na przeciwników. Shinobi rozprowadza chakrę Suitonu po całym swoim ciele, co pozwala mu na zmienienie swojego ciała w wodę i ukrycie się w innych zbiornikach - nawet tak niewielkich jak kałuża. Pozwala to na wykorzystanie elementu zaskoczenia na niczego nie spodziewających się oponentach. Wymaga jednak obecności niewielkiego zbiorniczka wody.
Natomiast gdy widzę zbliżającego się Yoshiego i mogę go zaatakować bez obaw korzystam z Karyūdanu.
Nazwa
Katon: Karyūdan
Pieczęci
Tygrys
Zasięg Max.
20 metrów
Koszt
E: 35% | D: 30% | C: 20% | B: 15% | A: 10% | S: 5% | S+: 4%
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis Bardzo dobra technika, jeśli chodzi o spełnienie kilku roli. Karyūdan polega na złożeniu pieczęci i wystrzeleniu ognistego promienia, o dosyć niezłym zasięgu. Technika ma jednak pewną zaletę. Mianowicie, nadaje się wprost idealnie do podpalenia jakichś broni, pocisków, czegokolwiek, a i przy okazji zaatakowania przeciwnika. Można więc wyrzucić shurikeny, zapalić je, a następnie zdzielić przeciwnika płomieniem i przedmiotami.
0 x
Yoshimitsu

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Yoshimitsu »

Świat był piękny o tej porze roku czyż nie? Ptaki w około ćwierkały, słońce świeciło, a w tym miejscu toczy się pojedynek między dwójką starych wrogów lub rywali? Kto wie jak ich określić, bowiem Czerwony Król widzi w nim nie swą ofiarę, a godnego przeciwnika, bo takim był za młodu. Urośli w siłę jednocześnie, posiedli ten sam poziom czy może z jakąś różnicą? Któż to wie... Na pewno nie Yoshi, no ale co się działo w tym pojedynku? Człek mający postawę gotową do walki, na jakiś unik, a w jego oczach kręcił się Sharingan nagle zniknął, rozwiany jakby przez podmuch wiatru... W jego miejscu natomiast, nie wróć... Na tafli wody natomiast pojawił się ten sam oponent o szkarłatnych ślepiach. Uradowany po same uszy, z kunaiem w ręce biegł prosto na swojego przeciwnika, zdecydowanie i pewność siebie to były jego cechy charakterystyczne. Z każdym kolejnym krokiem zbliżał się do swojego celu, a woda pod jego stopami drżała robiąc mniejsze czy większe kółka na niezachwianej wcześniej tafli wody.
-Heh, prosta sztuczka...-powiedział do siebie w myślach. Miał zamiar zrobić prosty manewr żeby odnieść zwycięstwo. Biegł co sił w nogach, bowiem już nie musi się skradać... Zadać dwa precyzyjne cięcia kunaiem w ścięgna na ręce, by ten nie mógł w tym momencie składać pieczęci. Jego celem były nadgarstki, gdyż wystarczy wyeliminować dłonie. Nie miał zamiaru zabijać Satoshiego, gdyż jak na ten moment ma co do niego inne ciekawsze plany, będąc martwym ich nie wykona. Dzięki Sharinganowi będzie mógł wykonać idealne cięcia. Oczywiście zawsze coś może pójść nie tak, tak więc w razie problemów będzie starał się uniknąć ewentualnego ataku odskokiem w lewo.
0 x
Kamiru

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Kamiru »

#bieda post ale czasu mało
0 x
Yoshimitsu

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Yoshimitsu »

Można określić tą walkę różnie, można powiedzieć że było wyrównane? Nie raczej nie, prędzej można powiedzieć... No właśnie co. Któż to wiedział, a nikt specjalnie nie miał zamiaru komentować tej potyczki z położenia innego niż w tym momencie była ta dwójka. Chłopak zbliżał się do Satoshiego, jednak ten był najwyraźniej bardziej cwany niż mu się wydawało. Jak się okazało 12 metrów jest sporą odległością do przebiegnięcia w kilka sekund, czyli 2-3. Tak czy inaczej stał właśnie przed wyborem wzięcia czegoś ognistego na klatę lub popływania sobie w stawie. Twarz cały czas połyskiwała uśmiechem, lecz tym razem lekko się zmienił, bowiem był jakby to nazwać, bardzo zadowolony. Gdyż popełnił kilka błędów, a jednak nauczył się na nich, iż musi dopracować swoje iluzje w kilku momentach. Jak najszybciej się tylko dało dezaktywował technikę chodzenia po tafli wody, by zaraz w nią wpaść i zanurzyć się w niej do momentu, aż nie poczuje iż jest bezpieczny. Kiedy zagrożenie minie po prostu się wynurza mówiąc na starcie. -Hahh! Poddaję się. -dezaktywował Sharingana, a także powoli wychodził z wody by przyjrzeć się jeszcze raz Satoshiemu, już wiedział co ten zaraz powie, lecz nie trzeba było mieć do tego czerwonych ślepi z rodu Uchiha by to przewidzieć.
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Nie byłem w ciekawej sytuacji. Doskonale zdawałem sobie sprawę, z tego, że Yoshi to silny przeciwnik. Przede wszystkim, jego iluzje były realne. Poza spętaniem łańcuchami to wszystko było wyjątkowo przemyślane i udane. Cóż, aż żal pomyśleć, że natrafiłem na takiego oponenta. Gdyby nie mój dziwny sposób wychodzenia z iluzji, byłbym najpewniej na łasce czerwonowłosego. Jednak ja jakimś cudem uniknąłem w tych ataków... Mój biedny język. Czułem ból i krew w ustach. Ten gość...  Mi za to zapłaci.
Złapał mnie znowu w to samo Genjutsu. Jednak dzięki moim obawom udało mi się opuścić stan iluzji. Cóż, nie było to przyjemne. Ponownie poczułem ból w jamie ustnej. Kurwa, czy naprawdę tamten gość nie mógł specjalizować się w czymś innym? Gdyby bazował na Taijutsu mógłbym go pokonać nawet bez odnoszenia obrażeń. A teraz?
Teraz mój strumień ognia prawie go upiekł. Atak miał na celu zranić tego gościa, zająć się głównie kończynami. Przez to nie mógłby składać pieczęci do swoich iluzji i byłby o wiele mniej kłopotliwy. Jednak z tego co dostrzegłem, czerwony zaczął spadać. Szlag, sam wybralem podłoże walki.
Wyszedł. Ja trzymałem pieczęć, gotowy powtórzyć ognistą technikę. Bylem ciekawy jakich obrażeń doznał Yoshi. W końcu trochę go osmaliłem. Natomiast co do jego słów... Miałem osobliwe wnioski.
- Poddajesz się? - zapytałem. - Znikaj z moich oczu, Yoshi. Wciąż mam na tyle chakry, aby spalić ciebie żywcem. Wróć, gdy dorównasz mi poziomem, albo będziesz miał mi do powiedzenia coś innego, niż przechwałki i wyzwanie do walki.
W razie ataku mogłem uniknąć i ponowić atak Katonem. W razie Genjutsu miałem już gotowe opcje ucieczki. Bylem górą. Wygrałem.
0 x
Kamiru

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Kamiru »

Yoshi się poddał z obawy o zniszczenie trwałej, Satoshi jak na dżentelmena przystało zostawił jego nędzne życie w spokoju dodając do tego badassową przemowę... No, fajnie było.

Bla bla bla, koniec walki.

Satoshi - 40PH

Yoshimitsu - 25PH


Bla bla bla, siejcie chaos i rzeżączkę w pokoju.
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Wymierzyłem mu kopniaka. Widziałem jak ciało oddala się na parę metrów. Do brzegu. Racja, niech tchórz tam siedzi. Nie miałem zamiaru tracić na niego więcej czasu. Był zwyczajnym idiotą, który myślał, że wygra ze mną kilkoma prostymi sztuczkami. Racja, piekielnymi niczym wszystkie demony i diabły o jakich słyszałem, ale jednak trikami. Każde Genjutsu dało się jakoś zlikwidować. Czy to bólem, czy wstrzymaniem chakry. Jednak najgorsze było to, że tacy ludzie jak on, mogli zabić wielu ninja, zanim ci zorientowali się, że są w iluzji. Do tego te jego czerwone oczy... Pieprzony drań.
- Wynoś się. - powiedziałem. - I nie wracaj dopóki nie uznasz siebie za równego mi.
Patrząc jak czerwony ucieka, sam się oddaliłem. Potrzebowałem ustronnego miejsca. Gotowego do treningu. Takiego, w którym mógłbym spełnić moje wizje. Moje pomysły. Moje wszystkie idealne plany, konkretne cele...
Trening Chosuichi

Postanowiłem stworzyć własną technikę. Jeszcze nigdy tego nie robiłem. Czułem więc dziwne uczucie, które towarzyszyło mi przez cały czas. Podczas walki z Yoshim korzystałem głównie z pomocy wody. To dzięki niej wykryłem tego sukinsyna, który prawie mnie zabił, tymi swoimi iluzjami. Odpuściłem mu. Był zbyt słaby. Jeżeli kiedyś mi dorówna, zabiję go bez problemu. Jednak na razie wyrządziłbym mu zbyt wielką szkodę. Przede wszystkim, niech cieszy się życiem. On w motywacji będzie widzieć mnie. Ja natomiast niekoniecznie jego. Ale siebie. Z nowymi technikami i umiejętnościami. Właśnie chciałem wymyślić jedną z nich... Woda w formie jeziora, oczka wodnego, czy też basenu. Cóż, to była klasa sama w sobie. Pomocna, możliwa do wykorzystania w innych technikach. Podczas rozmyślania o czymś takim, wpadłem na genialny pomysł. A co gdyby tak stworzyć własny zbiornik, tylko nie z wody, lecz... Z Futtonu? Mój element dało się skroplić, stworzyć ciekły kwas. A on przecież był możliwy do wykorzystania w tej formie. Z radością postanowiłem zabrać się do ćwiczeń. Technika, którą miałem w głowie, nie była prosta do opanowania, a co dopiero stworzenia. Jednak co z tego? Byłem oświecony wizją. Chciałem stworzyć coś, co pomoże mi w walce. Dlaczego by nie trenować długo? Przecież coś takiego jest warte poświęcenia! Postanowiłem więc ćwiczyć ile w lezie. A najpierw określić, jak wiele chakry poświecić na taką technikę. Moje obmyślenia nie trwały specjalnie długo. Dlaczego? Ano temu, że nie potrafiłem się określić. Czy dużo? Czy mało? A może lepiej ją skompresować i zamienić na ciecz? Cóż, były i takie jutsu. Nie wiedziałem wiec co robić dokładnie, dlatego postanowiłem pójść na czuja. Zazwyczaj taki wybór był opłacalny. A ponieważ znajdowałem się teraz w ustronnym i gotowym miejscu, mogłem przejść do ćwiczeń. Złożyłem więc pieczęci pokrewne z moim elementem i przystąpiłem do ćwiczeń. Otworzyłem usta, a następnie zacząłem wylewać z siebie kwas. Cóż, nie trwało to krótko. Parę minut wylewania z siebie żrącej cieczy na pewno nie było ciekawym doświadczeniem. Jednak gdy ta już znalazła się pod moimi stopami przeprowadziłem dziwny test. Stanąłem na niej, jak na zwyczajnej wodzie, korzystając z prostej techniki Ninjutsu. Nic mi się nie działo. Cóż, nie wiedziałem, czy to ze względu na moją odporność na kwas, czy słabość odczynu pH roztworu. Wziąłem więc pierwszego lepszego zwierza, którego ujrzałem, a w tym przypadku królika, którego zabiłem shurikenem. Wrzuciłem gagatka do jeziora. Usłyszałem plusk, a następnie ujrzałem spalanie się tkanek. Cóż... Chyba działało. Postanowiłem jednak poczekać, aż technika się ulotni. Zwyczajnie wyparuje, jak to w przypadku ciekłego kwasu. Następnie stworzyłem mgłę. Futton no Jutsu, podstawy, a jednak tak bardzo przydatne. Korzystając z możliwości postanowiłem skroplić parę, do wody. Dzięki temu mógłbym uzyskać podobny efekt, bez wypluwania z siebie nieskończonych wręcz ilości substancji. Trwało to parę minut, jednak w końcu uzyskałem podobny zbiornik z kwasem. A nawet większy, porównywalny do rzeki. Nie powiem, nie było to łatwe, a ja czułem spory odpływ chakry. Uśmiechnąłem się jednak. Co z tego, opanowałem nowe jutsu, prawda? To było o wiele ważniejsze niż jakaś tam energia, która sama sie zregeneruje za parę godzin...
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Byłem zmęczony. Zdecydowanie. Technika, którą trenowałem naprawdę potrafiła wycieńczyć. Już sam proces jest opanowania. A takie wykonywanie? Przecież musiałem ją powtórzyć kilkukrotnie, aby być pewnym, co dalej. Spocony, ze sklejonymi włosami, podjąłem decyzję. Nadeszła pora, aby się umyć. Ubrania powiesiłem na gałęziach drzewa, a następnie sam wskoczyłem do jeziora, na którym nie tak dawno toczyłem walkę z Yoshim. Proces czyszczenia ciała nie był specjalnie długotrwały. Wyczyściłem jednak dokładnie wszystkie jego zakamarki, szczególną uwagę skupiając na włosach. Gdy byłem już zadbany, wyszedłem na brzeg, osuszyłem się i ubrałem. A przy okazji ponownie udałem na polanę treningową. Miałem doskonały pomysł.
Podczas mycia wpadłem na banalną technikę. Jutsu, które mogłoby mi pomagać w najmniej oczekiwanych momentach. Cóż, nie ukrywałem, że nie miało ono raczej wartości bojowych, należało do stricte pomocniczych. Co z tego? Miałem ideę, miałem również możliwość do jej zrealizowania, tak samo czas i energię. Poszedłem więc do oddalonego miejsca, tylko po to, aby nauczyć się tak prostej techniki...
Trening Kaisen

Wiedziałem, że opanowałem nowe jutsu. Wiedziałem również, że znam lwią część innych technik. Czy pozostawało mi więc coś innego niż dalsze tworzenie własnych zdolności? Takie jutsu były o wiele lepsze niż te dostępne w zwojach, dla każdego. Ja natomiast chciałem ponownie opanować coś własnego. A ponieważ dobrze czułem się też w Katonie, wpadłem na banalny pomysł. Lubiłem Shurikenjutsu. Lubiłem również posługiwanie się linkami i bronią miotaną. A co gdyby tak stworzyć coś, dzięki czemu mógłbym podpalać moje narzędzia? Cóż, nie było to dla mnie problemem. Wziąłem shurikeny z linkami, cisnąłem nimi daleko, a potem zacząłem przesyłać do nich chakrę. Z każdym minutami czułem, że zwiększa się ich temperatura. Z czasem udało mi się wytworzyć ogromny płomień, który pokrył moje stalowe żyłki. Uśmiechnąłem się i poprzestałem na tym. Koniec nauki. Własne jutsu stworzone.
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Nie byłem zmęczony. Odczuwałem jedynie niedosyt. Tak mało. Znałem w sumie sporo technik, jednak własnych ile? Bardzo mało, o wiele mniej niż powinienem. Mój poziom nie był raczej słaby, więc musiałem coś z tym zrobić. Zawzięty wiedziałem, że należy się szkolić. I głównie z tego powodu nie opuściłem polany treningowej. Miałem ochotę na trening, nie mogę tego nie wykorzystać.
Uśmiechnąłem się. Wpadł mi dobry pomysł na nowe jutsu. Wiedziałem, co mam robić, aby je wcielić w życie. Cóż, akurat tak się składało, że doskonale znałem własne możliwości. Zainspirowany własnymi ideami rozpocząłem trening. Krótki, ale jakże intensywny.
Trening Raitā

Po wcześniejszym treningu wciąż miałem dużo sił. Nic dziwnego, jutsu, które opanowałem, było bardziej pomocnicze niż ofensywne, czy defensywne. Nie miałem też problemów z ilościami chakry potrzebnymi do jego wykonania. Byłem całkiem niezły w jej kontrolowaniu. A teraz? Co teraz chciałem robić? Cóż, wpadłem na genialny pomysł odnośnie nowej techniki. Nie zwlekając i nie zastanawiając się, rozpocząłem trening. Nowe jutsu miało polegać na wytwarzaniu niewielkiej ilości płomienia. Dzięki temu mógłbym stworzyć swoiste krzesiwo. Na pewno pomocne w dziczy, albo innych miejscach. Co się zaś miało samych właściwości bojowych, to cóż... Były one niewielkie. Jednakże co z tego. Technika miała mi pomagać z rozniecaniem ognia, ewentualnie podawaniu komuś go do papierosów. Przystąpiłem więc do realizacji pomysłów. Wstawiłem dłoń, wysłałem do niej małe ilości chakry. Następnie zacząłem pstrykać, aby energia wytworzyć iskry, czy też małe płomienie. Po kilkunastu próbach załapałem o co chodzi. A z czasem wreszcie doszedłem do perfekcji. Opanowałem to jutsu.
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Czas płynął. Ja, po kolejnym treningu, nie czułem się ani zmęczony, ani niepewny. Jutsu, które trenowałem, były mizerne. Słabej rangi, nie mogące mnie zmęczyć. Nie czułem więc podniecenia, czy innych efektów specjalnych. Jedynie część spełnienia. A poza tym chyba nic. Chyba.
Lubiłem trenować, gdy nadchodziła mnie na to ochota. Tak samo było tym razem. Wpadłem na kilka dobrych pomysłów, po czym zamieniłem je na techniki. Czy miałem stać w miejscu? Pozwolić, aby żelazo pozostało gorące, lecz nieuformowane?
Nie. Dlatego przystąpiłem do treningu. Gotowy na wszystkie możliwe komplikacje, postanowiłem ćwiczyć dalej. Miałem pomysł. Co więcej, miałem chęć do trenowania. Znając życie, to następną taką uzyskam za parę tygodni. Lepiej więc dobrze spożytkować te chwile. Pełen motywacji rozpocząłem kolejny trening...
Trening Keijō

Nie czułem negatywnych emocji. Poza tym nie odczuwałem złego wpływu zmęczenia na moje ciało. Mogłem trenować cały czas. Póki miałem motywację, byłem w stanie szkolić się machinalnie, natychmiastowo, łapiąc wszystkie elementy w mig. Dlatego dalej trenowałem. Dlatego sobie nie opuściłem. Bo trzeba było pracować na swój sukces. O tak, trzeba było. Bylem dziwnym typem człowieka. Nie lubiłem ponaglania i szybkich decyzji, jednak w takich momentach sam je podejmowałem. Bo widziałem, że ochota i motywacja do treningu prędzej czy później znikną. Kto wie, może to Yoshi tak nastroił mnie do ćwiczeń. Cóż, może to prawda. Jednak nie mam zamiaru mu dziękować. Nie temu tchórzowi. Wracając jednak do własnej techniki, bo taką miałem zamiar opanować, polegała ona na wykorzystaniu ciekłego Futtonu. Cóż, dało się stworzyć kwas i gaz. Ale stały? Nie. I to chciałem pokonać. Wyplułem z siebie odrobinę toksyn w postaci ciekłej, aby mieć materiał do pracy. Spojrzałem na ścieżkę cieczy. Topiła ona ziemię. Cóż za piękny widok. Mogłem go dotknąć bez obawy o własne życie. Jednak nie chodziło tylko o nie. Musiałem przecież ukształtować to coś. Zrobić ciało stałe. Wysłałem do kałuży porcję chakry. Ani drgnęła. Po chwili ponowniłem manewr. To samo. Zrezygnowany odpuściłem. W tej formie nie miało to sensu. Zacząłem więc dmuchać gazem. Podczas tego procesu wpadłem na świetny pomysł. Postanowiłem użyć sublimacji do stworzenia stałego Futtonu. Proces ten trwał parę minut, ale udało mi się osiągnąć wspaniały efekt. Stworzyłem oręż, którym mógłbym walczyć. Miecz. A potem łuk. A na samym końcu ogromną halabardę. Cóż, skończyłem proces nauki. Co dalej?
0 x
Satoshi

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Satoshi »

Zasnąłem. Po prostu, z przyzwyczajenia. Nie byłem zmęczony, padnięty, albo załamany. Po prostu chciałem w jakiś sposób dać siłę ciału. Bo gdy wstałem, od razu poszedłem do mojego ukrytego miejsca. W jakim celu? To raczej wiadome. Chciałem trenować.
Wpadł mi bowiem kolejny dobry pomysł. Nie wiem z czym związany, a tym bardziej z kim, jednak coś mnie oświeciło. I miałem zamiar to wykorzystać.
Ja, syn pożogi, Satoshi. Miałem zwyczajną ochotę, aby trenować. I nie zamierzałem teraz odpuścić, o nie.
Trening Namida

Nadszedł czas na kolejny trening. Czułem motywację i chęć do działania. Nie widziałem innej opcji poza stworzeniem własnego jutsu. Dzisiaj chyba pobiłem rekord w nauce takowych. Stworzyłem kilka własnych technik i je przyswoiłem. To super. Uwielbiałem takie momenty. Euforię, która przepełniała mój organizm. Endorfiny, które szaleją. Radość, potrafiąca opanować cały umysł. Właśnie dlatego tak bardzo cieszyłem się z tworzenia nowych technik. Nie było szans, abym ich nie wykorzystał. Trzeba było każdy pomysł rozważyć, a następnie przekuć na realne coś. Prawdziwe, istniejące jutsu. I tyle. Bez żadnych specjalnych efektów. Bez wielkich mów, słów, czy innych realizacji tego dzieła. Wystarczyło jutsu. Ono znaczyło więcej niż cokolwiek innego. Z tego właśnie powodu postanowiłem przystąpić do nauki następnej techniki. Tym razem, bazującej na Futtonie. Tak, moja klanowa umiejętność mogła wiele. Kwas, którym dało się manipulować, był przecież niezmiernie ciekawym elementem. Stworzyłem juz z nim wiele cudów. Ale teraz miałem kolejny, genialny wręcz pomysł. Idea zbroi, wykonanej z Futtonu. Jakiż to piękny pomysł? Pokryć się czymś, na co jest się odpornym. A przeciwnicy, już nie, w ogóle. Dzięki temu mam możliwość idealnej obrony przed atakami fizycznymi. Bo co się poradzi, w starciu z kwasem... Nic. Wyżeranie tkanek. Tyle można wygrać przy takiej zbroi. Oczywiście jej stworzenie nie będzie ani proste, ani przyjemne. Jednak co z tego? Miałem czas. Posiadałem również chęci i możliwość trenowania. Miejsce było odpowiednie, wręcz w sam raz, ciche, ustronne, oddalone od świata. Mogłem wiec bez przeszkód przystąpić do ćwiczenia. Zadowolony z siebie, chociaż nie doszło jeszcze do samego aktu treningu. Śmieszne, prawda? Zacząłem się śmiać. A potem znowu przystąpiłem do treningu. Teraz już bez zabawy. Bez śmichów chichów. Bez żarcików. Tylko skupiony, pewny siebie, opanowany i gotowy. Na co? Na początek. Znalazłem pieczęcie, które mogłyby pasować. Kilka, bo to przecież technika wysokiej rangi. Złożyłem, je czując się dobrze. Tak, pasują. Czułem je swobodnie. Bez wymuszenia. Tak... Same mi weszły. To dobrze, bo przecież musiałem jakieś mieć. Ale co dalej? Cóż, trzeba było wytworzyć element. Zacząłem więc to robić. Futton, powoli, ale jednak pokrywał moje ciało. Czułem, że robię się wilgotny, że powoli moknę. Hmm. Poza tym odczuwałem dyskomfort spowodowany utratą chakry. To dobrze. Bardzo dobrze nawet. Postanowiłem znaleźć więc jakiś staw, czy jezioro. Po co? No cóż, trzeba było zobaczyć jak się wygląda. Udałem się więc do jeziora, przy którym toczyliśmy walkę. Na swój widok poczułem się dziwnie. Bylem cały przemoczony. Zadziwiające. Aż tyle? Postanowiłem sprawdzić skuteczność mojego elementu. Znalazłem ponownie jakieś zwierzę, które zabiłem shurikenem. Następnie dotknąłem biedaka i...  Stopiłem go. W zasadzie bez żadnych przeszkód zniszczyłem jego ciało. Uśmiechnąłem się. Tak, to koniec. Wreszcie opanowałem tą trudną technikę. Własną. Ale bardzo ciężką.
0 x
Yoshimitsu

Re: Zapomniana polana treningowa

Post autor: Yoshimitsu »

Tak jak się spodziewał wyszło jak wyszło, przegrał i usłyszał proste słowa Satoshiego, nie miał zamiaru tutaj pozostać, gdyż miał rację, w tym momencie może jest słaby, a może po prostu ten człek miał szczęście? Choć nazywać rzeczy można też po imieniu, sam Yoshi nie użył technik najsilniejszych ze swojego wachlarza, co doprowadziło do prostego rachunku jakim jest przegrana. Wyszedł z wody, nie powiedział nic, machnął na pożegnanie oddalając się z każdym kolejnym krokiem od osoby, do której na pewno niegdyś wróci, gdyż cały czas miał do niego sprawę, a przegrany pojedynek? Nie znaczył wiele. Z dumnie podniesioną głową szedł w swoją stronę, mając na celu udać się do miejsca spotkania do swej lubej. Bo przecież już umówiona godzina minęła, a gdzie ona znów była?

z/t
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości