Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, żeby być niepokonany, a jako że Ame na bliskim dystansie mógł być pokonany przez prawie każdego, to też nie miał wyjścia i musiał z tej sceny uciekać w podskokach. Akcja działa się na tyle szybko, że młody shinobi za kilka tygodni będzie z niej pamiętał tylko kilka klatek i sam fakt, że była. Zwierzęce instynkty kompletnie przejęły jego ciało w celu poprawienia reakcji i uratowania mu życia. Ściana ognia objęła wrogiego shinobi, a on nawet niezbyt kojarzył, że mieszał czakrę. Niezbyt też pokojarzył, że na dworze dalej są pułapki, które jeszcze kilka chwil temu tak wnikliwie analizował. Oczywiście nie zwrócił na nie uwagi i wrąbał się na linkę, która zmiotła jego poczucie równowagi. Przeciwnik jak na złość mimo, że płonął jak pochodnia - padł obok niego. Zareagował natychmiastowo - sam nie wiedział jak i dlaczego. Odturlał się od zagrożenia, ale wybuch i tak odrzucił go prawie pod próg chaty, we własny ogień, nie wspominając już o tym, że poharatał mu facjatę. Ame był zbyt ogłuszony, żeby zareagować od razu, po chwili jednak uderzyło go z mocą tysiąca słońc.
-
Arghhhh - warknął przeciągle wyrażając swój ból. Wiedział jednak, że misja jeszcze się nie skończyła. W domu dalej spał uśpiony jego techniką shinobi. Kolejnym problemem był ogień wywołany przez Uchihę - nie miał jednak wyjścia, każda inna opcja mogła go zabić, a i ta prawie zabiła. Nie miał czasu na rozpaczanie. Nie miał też jak zapobiegać żywiołowi. Mógł tylko spróbować własnym płaszczem i ziemią uspokoić ogień na tyle, żeby mógł przejść przez próg chaty i uwolnić więźnia za pomocą Kai (oczywiście również rozcinając krępujące go więzy), a potem pomóc mu wydostać się z domu.
Ukryty tekst