Wiosna przyszła w te górzyste tereny dość nieoczekiwanie i przyniosła równie zaskakujące wieści. Na początku wieści krążyły po cichu wśród shinobi, by ostatecznie gruchnąć jasnym i zdecydowanym komunikatem, który trafił do każdego mieszkańca Kyuzo. Koniec Wojny! Radość była naprawdę ogromna, gdy okazało się, że konflikt dobiegł końca, a obie strony uzyskały ponowne porozumienie. Granice na powrót zostały otwarte i wszystko wróciło do normy, choć nikt tak naprawdę nie zapomniał, zwłaszcza Ci, którzy w tym bezsensownym konflikcie stracili kogoś ze swoich bliskich. Przesiedleni mieszkańcy mogli wrócić do swoich wiosek przy granicach i na nowo zacząć budować swoje życie. W tym całym zgiełku radości tkwiła sama Ayame, która po powrocie z frontu, starała się jak najlepiej przysłużyć mieszkańcom, o co prosił ją ojciec.
Pewnego dnia, wracając do swojej posiadłości, czekała na nią ogromna niespodzianka. Przywitał ją w progu sam ojciec, który powrócił z pola bitwy cały i zdrowy. Kunoichi rzuciła się Kazumie w objęcia i długo nie mogła przestać płakać z radości i ulgi. Wszystko powoli wracało do normy. Jej życie prywatne również. Znów mogła skupić się na swoich osiągnięciach, nie musząc drżeć ze strachu o los swoich bliskich. Oczywiście sielanka nie trwała długo, bo już po obiedzie Kazuma zażyczył sobie, że chce zobaczyć postępy, jakie Ayame zrobił pod jego nieobecność. Był mile zaskoczony technikami, które udało jej się opanować, jednak oczywiście jak zwykle miał swoje zastrzeżenia, które kunoichi traktowała z należytą powagą. Dobrze wiedziała, że skupiła się głównie na sile czakrowej, pozostając trochę w tyle tą fizyczną, którą należało nadrobić. Na szczęście jej ulubiony partner treningowy powrócił, więc będzie mogła trenować na kimś zdecydowanie bardziej ruchliwym, niż drewniany manekin. Tak więc wszystko dobrze się skończyło, a Ayame otrzymała kolejną dawkę pozytywnej energii, aby wrócić do realizacji swoich celów. Jej kolejnym osiągnięciem miał być kolejny awans, a potem się zobaczy.
Tak oto wszystko wróciło do normy, a Ayame ponownie starała się godzić treningi z ojcem i zlecenia, które teraz brała zdecydowanie częściej. Jeszcze trochę i przestawi się na ten trudniejsze i bardziej wymagające. Choć bardzo lubiła pomagać ludziom w drobnych rzeczach, to jednak ranga, jaką otrzymała od Lidera, zobowiązywała do czegoś więcej. Nie zamierzała zawieść, dlatego solidnie przygotowywała się do tego, aby godnie reprezentować swój klan na wyższym szczeblu, nie rezygnując jednak z takich drobiazgów, jak otwarte serce na prostych ludzi. Dla nich zawsze miała czas, bo potrafili dać od siebie coś znacznie bardziej cennego niż pieniądze. Wdzięczność.
[zt]
Dom Ayame
- Jun'ichi
- Martwa postać
- Posty: 1906
- Rejestracja: 31 maja 2018, o 12:41
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Przeciętnego wzrostu i wagi chłopiec, którego pokryte bliznami ciało skryte jest pod prostą, dwukolorową szatą. Twarz jako szczególnie szpetna jest całkowicie zakryta maską.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 429#p86350
- Multikonta: -
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Dom Ayame
Ayame właśnie szykowała się do wyjścia z domu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Unosząc lekko brwi, otworzyła je, a widząc małego chłopca, zdumiała się jeszcze bardziej. Szybko jednak przerodziła swoje zdumienie w sympatyczny uśmiech i kucnęła, nie chcąc tak bardzo nad nim górować swoim wzrostem. Chciała też dodać mu tym pewności siebie, aby mógł powiedzieć, co go sprowadza do posiadłości Kazumy. Patrząc na jego ręce, można było wywnioskować, że przyniósł jakąś wiadomość, która była przeznaczona albo dla jej ojca, albo dla niej. Szybko się okazało, że jednak dla niej, a słysząc seplenienie i przekręcenie swoje imienia, zachichotała.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała na powitanie. - To ja jestem Ayame. Miło mi Cię poznać.
Odebrała od niego wiadomość i nadal kucając, rozwinęła papier i zaczęła czytać. Szybko się okazało, że jest to zlecenie misji niskiej rangi, jednak nie to było dla Ayame zaskakujące. Z tego wszystkiego mogła wywnioskować, że skoro Dojo potrzebuje nadzoru, to znaczy że chłopak, którego wtedy tam poznała i który zajmował się tym, musi przebywać na jakiejś misji, a to z kolei oznaczało, że za jej przykładem postanowił pokazać klanowi, ile tak naprawdę jest wart. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i gdy skończyła czytać, ponownie spojrzała na chłopca, uśmiechając się do niego sympatycznie.
- No dobrze. - Powiedziała, dając mu swoją chusteczkę. - W takim razie pójdziemy do Dojo i postaramy się doprowadzić je do porządku. Pomożesz mi?
Zwróciła się z uśmiechem do chłopca. W wiadomości było zasugerowane, że był to jej mały pomocnik, więc może być z tego całkiem niezła zabawa. Ayame lubiła dzieci i obcowanie z nimi było naprawdę miłym i ciekawym doświadczeniem, dlatego też to zlecenie może się okazać lepsze, niż się z pozoru wydaje. Tak więc kunoichi wstała wreszcie i zamykając za sobą drzwi domu, oznajmiła tym samym chłopcu, że mogą już iść.
- To jak Ci na imię? - Zapytała.
Dobrze byłoby nawiązać lepszą relację z nowym pomocnikiem, bo wtedy będzie im się lepiej razem pracować. Zastanawiała się tylko, co porabia Jun'ichi i jak sobie radzi. Dawno go nie widziała, ale skoro opuścił dojo, to znaczyło, że zrobił ten właściwy krok na przód.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała na powitanie. - To ja jestem Ayame. Miło mi Cię poznać.
Odebrała od niego wiadomość i nadal kucając, rozwinęła papier i zaczęła czytać. Szybko się okazało, że jest to zlecenie misji niskiej rangi, jednak nie to było dla Ayame zaskakujące. Z tego wszystkiego mogła wywnioskować, że skoro Dojo potrzebuje nadzoru, to znaczy że chłopak, którego wtedy tam poznała i który zajmował się tym, musi przebywać na jakiejś misji, a to z kolei oznaczało, że za jej przykładem postanowił pokazać klanowi, ile tak naprawdę jest wart. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i gdy skończyła czytać, ponownie spojrzała na chłopca, uśmiechając się do niego sympatycznie.
- No dobrze. - Powiedziała, dając mu swoją chusteczkę. - W takim razie pójdziemy do Dojo i postaramy się doprowadzić je do porządku. Pomożesz mi?
Zwróciła się z uśmiechem do chłopca. W wiadomości było zasugerowane, że był to jej mały pomocnik, więc może być z tego całkiem niezła zabawa. Ayame lubiła dzieci i obcowanie z nimi było naprawdę miłym i ciekawym doświadczeniem, dlatego też to zlecenie może się okazać lepsze, niż się z pozoru wydaje. Tak więc kunoichi wstała wreszcie i zamykając za sobą drzwi domu, oznajmiła tym samym chłopcu, że mogą już iść.
- To jak Ci na imię? - Zapytała.
Dobrze byłoby nawiązać lepszą relację z nowym pomocnikiem, bo wtedy będzie im się lepiej razem pracować. Zastanawiała się tylko, co porabia Jun'ichi i jak sobie radzi. Dawno go nie widziała, ale skoro opuścił dojo, to znaczyło, że zrobił ten właściwy krok na przód.
0 x
- Jun'ichi
- Martwa postać
- Posty: 1906
- Rejestracja: 31 maja 2018, o 12:41
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Przeciętnego wzrostu i wagi chłopiec, którego pokryte bliznami ciało skryte jest pod prostą, dwukolorową szatą. Twarz jako szczególnie szpetna jest całkowicie zakryta maską.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 429#p86350
- Multikonta: -
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Dom Ayame
Gdy oznajmiła, że w takim razie czas ruszać w drogę, chłopiec tak się podekscytował, że aż zapomniał, że ma iść tam razem z nią. Ayame zachichotała, gdy ten wyrwał do przodu i spokojnym krokiem ruszyła za nim. Dopiero po chwili uświadomił sobie co i jak, po czym się zatrzymał i poczekał, aż kunoichi do niego dołączy. Był taki beztroski, że aż miło się patrzyło, zupełnie jakby sprawa wojny go nie obeszła. Może to i dobrze. Przynajmniej on był pozytywnie nastawiony.
Idąc tak w kierunku dojo, chłopiec przedstawił się i oznajmił z całą swoją dumą, na jaką było go obecnie stać, że będzie w przyszłości silnym shinobi. Ayame uśmiechnęła się na to, przyglądając mu się uważnie. Nie znała jego predyspozycji, więc nie wiedziała, czy będzie to możliwe. Co prawda mogła odpalić Byakugana i zbadać jego sieć chakry, jednak nie chciała go wystraszyć, tym bardziej, że uważnie jej się przyglądał.
- Miło mi Cię poznać, Jutaro. - Powiedziała. - Mam nadzieję, że wyrośnie z Ciebie wspaniały ninja.
Słysząc kolejne słowa odnośnie swojej osoby, zachichotała. Sprawnym ruchem wyciągnęła z sakwy trójkunai, zakręciła nim młynka w dłoni, po czym schowała go z powrotem, uśmiechając się przy tym szeroko. Nie każdy przecież musi chodzić z mieczem i shurikenami, prawda? Tym bardziej ona, kiedy jej styl polegał na walce wręcz, no ale tego chłopiec oczywiście nie musiał wiedzieć.
- Trochę silna jestem, ale muszę jeszcze dużo trenować. - Odpowiedziała. - No i zamiast miecza, mam kunaia, bo łatwiej mi się nim posługuje.
Jurato miał już chyba obmyśloną całą swoją drogę ninja, bo nawet postawił na shurikeny, chcąc nimi rzucać w przeciwników. Cóż, walka dystansowa też jest całkiem dobra i zmniejsza ryzyko zranienia. Ona za to była bardzo podatna na obrażenia, ponieważ jej styl walki działał tylko i wyłącznie w zwarciu z przeciwnikiem, a to niosło ze sobą spore ryzyko. Trzeba było być szybkim i zwinnym, aby uniknąć ataków. A skoro już mowa o szybkości i zwinności, to Ayame zarejestrowała fakt, jak chłopiec potyka się i leci do przodu. Momentalnie objęła go ramieniem w pasie i ochroniła przed upadkiem. Nie był to jednak koniec. Nadal go tak trzymając pod pachą, uniosła bez problemu do góry i spojrzała ze śmiechem w jego stronę.
- Wygląda na to, że jestem wystarczająco silna, żeby Cię podnieść jedną ręką. - Powiedziała ze śmiechem. - Na razie chyba mi wystarczy.
Po tych słowach ostrożnie odstawiła go na ziemię, aby mogli dalej ruszyć do dojo.
Idąc tak w kierunku dojo, chłopiec przedstawił się i oznajmił z całą swoją dumą, na jaką było go obecnie stać, że będzie w przyszłości silnym shinobi. Ayame uśmiechnęła się na to, przyglądając mu się uważnie. Nie znała jego predyspozycji, więc nie wiedziała, czy będzie to możliwe. Co prawda mogła odpalić Byakugana i zbadać jego sieć chakry, jednak nie chciała go wystraszyć, tym bardziej, że uważnie jej się przyglądał.
- Miło mi Cię poznać, Jutaro. - Powiedziała. - Mam nadzieję, że wyrośnie z Ciebie wspaniały ninja.
Słysząc kolejne słowa odnośnie swojej osoby, zachichotała. Sprawnym ruchem wyciągnęła z sakwy trójkunai, zakręciła nim młynka w dłoni, po czym schowała go z powrotem, uśmiechając się przy tym szeroko. Nie każdy przecież musi chodzić z mieczem i shurikenami, prawda? Tym bardziej ona, kiedy jej styl polegał na walce wręcz, no ale tego chłopiec oczywiście nie musiał wiedzieć.
- Trochę silna jestem, ale muszę jeszcze dużo trenować. - Odpowiedziała. - No i zamiast miecza, mam kunaia, bo łatwiej mi się nim posługuje.
Jurato miał już chyba obmyśloną całą swoją drogę ninja, bo nawet postawił na shurikeny, chcąc nimi rzucać w przeciwników. Cóż, walka dystansowa też jest całkiem dobra i zmniejsza ryzyko zranienia. Ona za to była bardzo podatna na obrażenia, ponieważ jej styl walki działał tylko i wyłącznie w zwarciu z przeciwnikiem, a to niosło ze sobą spore ryzyko. Trzeba było być szybkim i zwinnym, aby uniknąć ataków. A skoro już mowa o szybkości i zwinności, to Ayame zarejestrowała fakt, jak chłopiec potyka się i leci do przodu. Momentalnie objęła go ramieniem w pasie i ochroniła przed upadkiem. Nie był to jednak koniec. Nadal go tak trzymając pod pachą, uniosła bez problemu do góry i spojrzała ze śmiechem w jego stronę.
- Wygląda na to, że jestem wystarczająco silna, żeby Cię podnieść jedną ręką. - Powiedziała ze śmiechem. - Na razie chyba mi wystarczy.
Po tych słowach ostrożnie odstawiła go na ziemię, aby mogli dalej ruszyć do dojo.
0 x
- Jun'ichi
- Martwa postać
- Posty: 1906
- Rejestracja: 31 maja 2018, o 12:41
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Przeciętnego wzrostu i wagi chłopiec, którego pokryte bliznami ciało skryte jest pod prostą, dwukolorową szatą. Twarz jako szczególnie szpetna jest całkowicie zakryta maską.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 429#p86350
- Multikonta: -
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Dom Ayame
Gdy Ayame powróciła do domu, Kazuma wybiegł jej na spotkanie, z wyraźną ulgą na twarzy. Najwyraźniej dotarło do niego, że ruszyła w pogoń za mordercami i cholernie się martwił, czekając na jej powrót. Uściskał ją mocno i koniecznie chciał usłyszeć relację ze zdarzenia, więc kolacja minęła kunoichi na opowiadaniu o samuraju, który jej towarzyszył i o malarzu, z którym stoczyła wyczerpującą walkę. Kazuma kiwał głową z uznaniem i jednocześnie zdumiał się na wieść, że przyszło jej zmierzyć się z takim przeciwnikiem. Gdy jednak wspomniała, że była już u Reiko i poinformowała go o dostarczonych więźniach, mężczyzna uniósł jedną brew do góry i spojrzał uważniej na córkę, jednak widząc jej smutek, szybko odgadł, że nic nie zyskała poza ewentualną pochwałą ze strony Lidera. Westchnął.
- Ayame, nie mogę dłużej czekać. - Odezwał się z powagą. - Masz już dwadzieścia osiem lat. W tym wieku kobiety z naszego klanu są już mężatkami i matkami. W klanie zaczynają plotkować i nie mogę być na to dłużej obojętny. Mam nadzieję, że rozumiesz.
- Tak ojcze, rozumiem. - Odpowiedziała Ayame, bliska płaczu. - Dziękuję, że dałeś mi chociaż szansę. Nie mam prawa prosić Cię o więcej czasu...
- Obiecuję, że znajdę dla Ciebie odpowiedniego kandydata. - Zapewnił, patrząc na nią zbolałym spojrzeniem. - Takiego, który będzie Cię kochać i szanować.
Kunoichi kiwnęła tylko głową i wstała od stołu, nie mogąc już dłużej powstrzymać targającego nią smutku, zaś Kazuma nie zatrzymywał jej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że musi być teraz sama, aby dać upust swojej rozpaczy. Nakazał jednak służbie, aby dyskretnie mieli na nią oko. Chciał dla córki jak najlepiej, jednak niektórych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Postanowił jednak, że jutro z rana sam uda się do Reiko i porozmawia z nim, jak przyjaciel z przyjacielem. Może to jeszcze nic straconego. Ayame była piękną kobietą i dzieliło ich ledwo kilka lat różnicy, więc jeśli istniała chociaż szansa, że Lider spojrzy na nią przychylnie, to dlaczego nie zaaranżować tego związku? Szkoda tylko, że sama kunoichi, nie miała o tym zielonego pojęcia....
Ayame przepłakała pół nocy w swoim pokoju, by w końcu zebrać się w sobie i pójść do łaźni. Potrzebowała kąpieli, aby zmyć z siebie trudny pościgu za przestępcami i pomyśleć nad swoim położeniem. Wiedziała, że ojciec wybierze dla niej odpowiedniego mężczyznę, jednak ona zdawała sobie sprawę, że nigdy nie pokocha nikogo innego, zaś ilekroć będzie widzieć Reiko, serce będzie jej się rozdzierać na małe strzępy. Nie da rady tego znieść, choćby usilnie chciała. Nie była dostatecznie silna, żeby to przetrwać. Rozwiązanie było tylko jedno. Złamie ojcu serce, jednak oszczędzi sobie tortury na resztę życia. W tym momencie musi pomyśleć o sobie, bo to o jej przyszłość toczyła się gra. To ona miałaby żyć i udawać, że wszystko jest w porządku, a w głębi duszy krzyczeć z bólu i rozpaczy. Nie mogła. Nie potrafiła.
Opuszczając łaźnię, Ayame wróciła do swojego pokoju i zgasiła światło, szykując się do snu. W ciemności wymacała jeszcze tylko swoją sakwę, z której dyskretnie wyjęła kunai i położyła się do łóżka, przykrywając kołdrą po same barki. Układając się na boku, tyłem do drzwi, długo patrzyła w rozgwieżdżone niebo za oknem, by w pewnej chwili przyłożyć pod kołdrą ostrze do wewnętrznej strony nadgarstka i głęboko ciąć, rozpruwając żyły. Pościel skutecznie wchłonie krew, a kołdra zamaskuje to, co się pod nią stało. Gdy rano zorientują się w sytuacji, będzie już za późno.
Pomimo pulsującego bólu, Ayame czuła błogi spokój i z każdą chwilą narastającą senność. Te ostatnie chwile przytomności poświęciła na przywołanie w myślach obrazu ukochanego, chcąc żeby został z nią do samego końca. Nie dałaby rady bez niego żyć, więc umrze, myśląc o nim. Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby pochłonęła ją ciemność...
Rano Kazuo nie zastał Ayame na śniadaniu, a pytając o to służbę, dowiedział się, że dziewczyna jeszcze śpi, zmęczona po tym, jak pół nocy przepłakała. Skinął głową z wyraźną troską i zjadł posiłek w samotności, by na koniec opuścić posiadłość i udać się prosto do Reiko na rozmowę. Gdyby udało mu się coś zdziałać, jego córka byłaby najszczęśliwszą kobietą na świecie, a on byłby niezwykle dumny z obrotu sytuacji. Musiał jednak sam działać, skoro Ayame się nie udało. Lider przyjął go bez żadnych problemów, jednak nim wygodnie się rozsiadł w fotelu i przeszedł do konkretnej rozmowy, drzwi gwałtownie się otworzyły i do gabinetu wpadł zadyszany posłaniec.
- Proszę wybaczyć wtargnięcie, Reiko-sama. - Zwrócił się najpierw do Lidera, po czym spojrzał na Kazumę z wyraźnym strachem w oczach. - Kazuma-sama, Twoja córka...targnęła się na swoje życie...
- Ayame, nie mogę dłużej czekać. - Odezwał się z powagą. - Masz już dwadzieścia osiem lat. W tym wieku kobiety z naszego klanu są już mężatkami i matkami. W klanie zaczynają plotkować i nie mogę być na to dłużej obojętny. Mam nadzieję, że rozumiesz.
- Tak ojcze, rozumiem. - Odpowiedziała Ayame, bliska płaczu. - Dziękuję, że dałeś mi chociaż szansę. Nie mam prawa prosić Cię o więcej czasu...
- Obiecuję, że znajdę dla Ciebie odpowiedniego kandydata. - Zapewnił, patrząc na nią zbolałym spojrzeniem. - Takiego, który będzie Cię kochać i szanować.
Kunoichi kiwnęła tylko głową i wstała od stołu, nie mogąc już dłużej powstrzymać targającego nią smutku, zaś Kazuma nie zatrzymywał jej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że musi być teraz sama, aby dać upust swojej rozpaczy. Nakazał jednak służbie, aby dyskretnie mieli na nią oko. Chciał dla córki jak najlepiej, jednak niektórych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Postanowił jednak, że jutro z rana sam uda się do Reiko i porozmawia z nim, jak przyjaciel z przyjacielem. Może to jeszcze nic straconego. Ayame była piękną kobietą i dzieliło ich ledwo kilka lat różnicy, więc jeśli istniała chociaż szansa, że Lider spojrzy na nią przychylnie, to dlaczego nie zaaranżować tego związku? Szkoda tylko, że sama kunoichi, nie miała o tym zielonego pojęcia....
Ayame przepłakała pół nocy w swoim pokoju, by w końcu zebrać się w sobie i pójść do łaźni. Potrzebowała kąpieli, aby zmyć z siebie trudny pościgu za przestępcami i pomyśleć nad swoim położeniem. Wiedziała, że ojciec wybierze dla niej odpowiedniego mężczyznę, jednak ona zdawała sobie sprawę, że nigdy nie pokocha nikogo innego, zaś ilekroć będzie widzieć Reiko, serce będzie jej się rozdzierać na małe strzępy. Nie da rady tego znieść, choćby usilnie chciała. Nie była dostatecznie silna, żeby to przetrwać. Rozwiązanie było tylko jedno. Złamie ojcu serce, jednak oszczędzi sobie tortury na resztę życia. W tym momencie musi pomyśleć o sobie, bo to o jej przyszłość toczyła się gra. To ona miałaby żyć i udawać, że wszystko jest w porządku, a w głębi duszy krzyczeć z bólu i rozpaczy. Nie mogła. Nie potrafiła.
Opuszczając łaźnię, Ayame wróciła do swojego pokoju i zgasiła światło, szykując się do snu. W ciemności wymacała jeszcze tylko swoją sakwę, z której dyskretnie wyjęła kunai i położyła się do łóżka, przykrywając kołdrą po same barki. Układając się na boku, tyłem do drzwi, długo patrzyła w rozgwieżdżone niebo za oknem, by w pewnej chwili przyłożyć pod kołdrą ostrze do wewnętrznej strony nadgarstka i głęboko ciąć, rozpruwając żyły. Pościel skutecznie wchłonie krew, a kołdra zamaskuje to, co się pod nią stało. Gdy rano zorientują się w sytuacji, będzie już za późno.
Pomimo pulsującego bólu, Ayame czuła błogi spokój i z każdą chwilą narastającą senność. Te ostatnie chwile przytomności poświęciła na przywołanie w myślach obrazu ukochanego, chcąc żeby został z nią do samego końca. Nie dałaby rady bez niego żyć, więc umrze, myśląc o nim. Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby pochłonęła ją ciemność...
Rano Kazuo nie zastał Ayame na śniadaniu, a pytając o to służbę, dowiedział się, że dziewczyna jeszcze śpi, zmęczona po tym, jak pół nocy przepłakała. Skinął głową z wyraźną troską i zjadł posiłek w samotności, by na koniec opuścić posiadłość i udać się prosto do Reiko na rozmowę. Gdyby udało mu się coś zdziałać, jego córka byłaby najszczęśliwszą kobietą na świecie, a on byłby niezwykle dumny z obrotu sytuacji. Musiał jednak sam działać, skoro Ayame się nie udało. Lider przyjął go bez żadnych problemów, jednak nim wygodnie się rozsiadł w fotelu i przeszedł do konkretnej rozmowy, drzwi gwałtownie się otworzyły i do gabinetu wpadł zadyszany posłaniec.
- Proszę wybaczyć wtargnięcie, Reiko-sama. - Zwrócił się najpierw do Lidera, po czym spojrzał na Kazumę z wyraźnym strachem w oczach. - Kazuma-sama, Twoja córka...targnęła się na swoje życie...
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości