Centrum osady
Re: Centrum osady
Cały świat wydawał się uśpiony, wszyscy ludzie spokojnie przesiadywali przy domowych ogniskach napawając się własną obecnością… Ulice były puste i niewiele można było powiedzieć o tym, co miał przynieść kolejny dzień dla chłopca stojącego na szczycie wysokiego budynku… Oroshi zakończył dzisiejszego popołudnia kolejne zadanie, wioskowi rabusie uciekli a jedynym śladem po nich byli wciąż czujni strażnicy spoglądający na każdego obcego z byka.
Najwidoczniej składając raport swym przełożonym nie zostali zbyt ciepło przywitani co wiązało się z pewnością że zwój jednak zawierał cenne informacje… Chłopak nie do końca ufał monecie którą raz po raz przekręcał między palcami. Słowa Assasyna były jasne, jednak głupotą była ślepa ufność w dobre intencje złodzieja.
W pewnej chwili Oroshi uniósł głowę do góry, po czym odetchnął głęboko spadając do tyłu wprost na piaszczystą drogę…
Kilka godzin później
Zaczął się kolejny dzień w raju… Można było tak stwierdzić gdyby w istocie posiadało się stanowisko albo kawałek własnego kąta.
Dzięki przyjmowaniu nowych zadań i zleceń Oroshi miał szansę na wynajęcie taniego pokoju w szemranym hotelu, jednak to nawet w małym stopniu nie przypominało domu.
Dzień jak zawsze był przyjemny i pogodny, Hebi bez chęci na wypełnianie go ciężkimi treningami, po prostu szedł przed siebie mijając co i róż kolejnych mieszkańców osady. Jego dziwny wygląd odbiegał od normy klanu Sabaku, niebieskie wlosy, złote oczy, bladą skóra mimo upalnego słońca… Chłopak z każdym krokiem czuł że wkrótce miało wydarzyć się coś co zmieni jego spojrzenie na postrzegany świat.
Najwidoczniej składając raport swym przełożonym nie zostali zbyt ciepło przywitani co wiązało się z pewnością że zwój jednak zawierał cenne informacje… Chłopak nie do końca ufał monecie którą raz po raz przekręcał między palcami. Słowa Assasyna były jasne, jednak głupotą była ślepa ufność w dobre intencje złodzieja.
W pewnej chwili Oroshi uniósł głowę do góry, po czym odetchnął głęboko spadając do tyłu wprost na piaszczystą drogę…
Kilka godzin później
Zaczął się kolejny dzień w raju… Można było tak stwierdzić gdyby w istocie posiadało się stanowisko albo kawałek własnego kąta.
Dzięki przyjmowaniu nowych zadań i zleceń Oroshi miał szansę na wynajęcie taniego pokoju w szemranym hotelu, jednak to nawet w małym stopniu nie przypominało domu.
Dzień jak zawsze był przyjemny i pogodny, Hebi bez chęci na wypełnianie go ciężkimi treningami, po prostu szedł przed siebie mijając co i róż kolejnych mieszkańców osady. Jego dziwny wygląd odbiegał od normy klanu Sabaku, niebieskie wlosy, złote oczy, bladą skóra mimo upalnego słońca… Chłopak z każdym krokiem czuł że wkrótce miało wydarzyć się coś co zmieni jego spojrzenie na postrzegany świat.
0 x
Re: Centrum osady
Oroshi Hebi nie spodziewał się nawet jak bardzo jego los miał się wkrótce odmienić, przeskakując między kolejnymi dachami głównej ulicy, osady klanu Sabaku. Myślał o wszystkim i o niczym, widział w głowie twarze rodziców i ostatniej bestii spotkanej w podziemiach piaskowego miasta… Oroshi wiedział że kluczem do wszystkich zagadek jest przetrwania, jeśli chciał rozwikłać tajemnice którymi obarczył go los, musiał zyskać więcej siły i pewności w którą stronę zmierzać…
Chłopak ukradkiem zerkał pod nogi w miejsca gdzie tłoczyli się ludzie przy najbardziej ciekawych stoiskach i kramach, błyskotki, jedzenie, ubrania… Mnóstwo dziwaczności w których nie jeden gubił się bez powrotu.
Hebi zeskoczył na ulicę z zamiarem odejścia od tego miejsca, jednak zanim pokonał chociaż sto metrów, jego drogę zastąpił czarnowłosy chłopak z dumnym wyrazem twarzy i dziwną aurą która podpowiadała że lepiej trzymać go blisko siebie…
Chłopak nie był pewien czy był to Shinobi czy zwykły podróżnik jak sam twierdzi, jednak plecak na plecach i odrobina tajemniczości nie pozwalała teraz wysnuć innych wniosków.
Hebi nie cierpiał tu z nadmiaru znajomych, więc ostrożnie wyciągnął dłoń przed siebie przywołując na twarzy szeroki uśmiech.
- Nazywam się Hebi Oroshi, chociaż nie urodziłem się tutaj, to poznałem już wystarczająco to miejsce…
Na chwilę przerwał poprawiając opadające kosmyki włosów, po czym odezwał się na nowo skupiając się na gościu.
- Jeśli szukasz taniego hotelu albo dobrej knajpy w przystępnej cenie, to mogę śmiało stwierdzić, że lepiej nie mogłeś trafić
Hebi przywołał w głowie wizję jak przez pierwsze kilka dni starał się lepiej poznać miasto, jak z groszami w kieszeni szukał barów i noclegów… Ten trening bardzo mu się przydał, teraz wszystkie uliczki i zakamarki miał w małym palcu.
Chłopak ukradkiem zerkał pod nogi w miejsca gdzie tłoczyli się ludzie przy najbardziej ciekawych stoiskach i kramach, błyskotki, jedzenie, ubrania… Mnóstwo dziwaczności w których nie jeden gubił się bez powrotu.
Hebi zeskoczył na ulicę z zamiarem odejścia od tego miejsca, jednak zanim pokonał chociaż sto metrów, jego drogę zastąpił czarnowłosy chłopak z dumnym wyrazem twarzy i dziwną aurą która podpowiadała że lepiej trzymać go blisko siebie…
Chłopak nie był pewien czy był to Shinobi czy zwykły podróżnik jak sam twierdzi, jednak plecak na plecach i odrobina tajemniczości nie pozwalała teraz wysnuć innych wniosków.
Hebi nie cierpiał tu z nadmiaru znajomych, więc ostrożnie wyciągnął dłoń przed siebie przywołując na twarzy szeroki uśmiech.
- Nazywam się Hebi Oroshi, chociaż nie urodziłem się tutaj, to poznałem już wystarczająco to miejsce…
Na chwilę przerwał poprawiając opadające kosmyki włosów, po czym odezwał się na nowo skupiając się na gościu.
- Jeśli szukasz taniego hotelu albo dobrej knajpy w przystępnej cenie, to mogę śmiało stwierdzić, że lepiej nie mogłeś trafić
Hebi przywołał w głowie wizję jak przez pierwsze kilka dni starał się lepiej poznać miasto, jak z groszami w kieszeni szukał barów i noclegów… Ten trening bardzo mu się przydał, teraz wszystkie uliczki i zakamarki miał w małym palcu.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Centrum osady
Hebi nie należał do osób które z wyniosłością patrzą na innych z powodu własnych umiejętności czy nazwiska po gorejącym klanie.
Wręcz przeciwnie starał się zawsze mówić z ogładą i słuchać zawsze tego co mieli do powiedzenia inni… Ciekawski świata, relacji międzyludzkich, tego czemu i po co właściwie ten świat jeszcze się kręci.
Gdy tylko poznał chłopak który niestety nie podał do tej pory swojego imienia, z miejsca wiedział że czeka ich wspólną przyszłość być może krótkoterminowa, jednak ubrana w akcję które zapamiętają do końca życia.
Oroshi szybko zagarnął nowo poznanego towarzysza, prowadząc go w stronę niewielkiej restauracji gdzie kiedyś udało mu się zdobyć bardzo smaczny Ramen z soloną wieprzowiną i grillowaną cukinią.
Przez czas ich wędrówki praktycznie nie rozmawiali, tak jak i w chwili gdy stali w kolejce przed drzwiami… Co jak co, ale chętnych na tanie jedzenie nie brakowało.
Oroshi uśmiechnął się tylko do towarzysza który po kilkunastu minutach usiadł razem z nim przy stoliku, po czym razem czekali już tylko na pojawienie się kelnero-kucharza który jak to w zwyczaju ubrany był w biały kitel i sterczącego grzyba na głowie.
Młodzieniec z rodu Hebich miał już złość zamówienia gdy wtem gruby świr zrobił chyba najgorszą z możliwych rzeczy… Zaproponował wielbicielowi węży posiłek złożony z ich ciała…
Oroshi wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, zdecydowanie starając się powstrzymać od wyszarpania sztyletu ze swej torby, by przebić niegodziwe serce drania…
Gdy czarnowłosy złożył zamówienie wyrywając go z letargu, chłopak tylko kiwnął głową na znak że prosi o to samo, po czym odwrócił głowę od spaślaka, odpowiadając gościowi z innych regionów krainy.
- Nie jestem nikim specjalnym, po prostu muszę sobie sam radzić z sytuacjami w które pakuje mnie los… Tak jak większość w dzisiejszych czasach szukam więcej doświadczenia i wiedzy, jednak nie z powodów egoistycznego wspięcia się na wyżyny kast społecznych… Muszę stać się silniejszy by tacy jak te tutaj wiedzieli kiedy należy zamknąć gębę…
Hebi wiedział że chłopak może go nie zrozumieć, jednak jak miał mu wyjaśnić że węże to dla niego istoty magiczne, bez skazy i pełne wiekowego szacunku z którym trzeba się liczyć...
Wręcz przeciwnie starał się zawsze mówić z ogładą i słuchać zawsze tego co mieli do powiedzenia inni… Ciekawski świata, relacji międzyludzkich, tego czemu i po co właściwie ten świat jeszcze się kręci.
Gdy tylko poznał chłopak który niestety nie podał do tej pory swojego imienia, z miejsca wiedział że czeka ich wspólną przyszłość być może krótkoterminowa, jednak ubrana w akcję które zapamiętają do końca życia.
Oroshi szybko zagarnął nowo poznanego towarzysza, prowadząc go w stronę niewielkiej restauracji gdzie kiedyś udało mu się zdobyć bardzo smaczny Ramen z soloną wieprzowiną i grillowaną cukinią.
Przez czas ich wędrówki praktycznie nie rozmawiali, tak jak i w chwili gdy stali w kolejce przed drzwiami… Co jak co, ale chętnych na tanie jedzenie nie brakowało.
Oroshi uśmiechnął się tylko do towarzysza który po kilkunastu minutach usiadł razem z nim przy stoliku, po czym razem czekali już tylko na pojawienie się kelnero-kucharza który jak to w zwyczaju ubrany był w biały kitel i sterczącego grzyba na głowie.
Młodzieniec z rodu Hebich miał już złość zamówienia gdy wtem gruby świr zrobił chyba najgorszą z możliwych rzeczy… Zaproponował wielbicielowi węży posiłek złożony z ich ciała…
Oroshi wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, zdecydowanie starając się powstrzymać od wyszarpania sztyletu ze swej torby, by przebić niegodziwe serce drania…
Gdy czarnowłosy złożył zamówienie wyrywając go z letargu, chłopak tylko kiwnął głową na znak że prosi o to samo, po czym odwrócił głowę od spaślaka, odpowiadając gościowi z innych regionów krainy.
- Nie jestem nikim specjalnym, po prostu muszę sobie sam radzić z sytuacjami w które pakuje mnie los… Tak jak większość w dzisiejszych czasach szukam więcej doświadczenia i wiedzy, jednak nie z powodów egoistycznego wspięcia się na wyżyny kast społecznych… Muszę stać się silniejszy by tacy jak te tutaj wiedzieli kiedy należy zamknąć gębę…
Hebi wiedział że chłopak może go nie zrozumieć, jednak jak miał mu wyjaśnić że węże to dla niego istoty magiczne, bez skazy i pełne wiekowego szacunku z którym trzeba się liczyć...
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Centrum osady
Hebi zrezygnował z zamordowania kucharza gdy pierwsze gorące półmiski trafiły na stół. Zdecydowanie zależało mu na poznaniu nowego towarzysza, więc nie wyciągał na światło dzienne swych spaczeń i miłości do wężowego rodu.
Minuty ciągnęły się spokojnie, przerywane jedynie kolejnymi siorbnięciami. Oroshi w którymś momencie odezwał się spokojnym głosem, nie odrywając głowy znad miski.
- Wybrałeś sobie przyjacielu zdecydowanie kiepskie miejsce jak na podróżowanie, mimo oczywistego uroku pustynnych klimatów nasz region nie jest zbyt przyjazny dla ludzi nieprzyzwyczajonych do takich warunków…
Chłopak czekając na odpowiedź, spojrzał w pewnej chwili na dwóch shinobi którzy weszli do karczmy w asyście gorącego powietrza wprowadzonego przez uchylone drzwi.
Z początku miał ich nawet zignorować wracając do przerwanej rozmowy, jednak coś przyciągnęło jego uwagę na tyle by zrezygnować z podjętej konwersacji… Ten z shurikenem na plecach trzymał w dłoni worek, płócienny worek pełen stworzeń które w tej chwili powinny żyć na wolności ukazując swą potęgę nad wszelkimi innymi istotami… Co sprawiło że ludzie byli tak głupi.
Oroshi nawet nie zdał sobie sprawy kiedy tuż przed jego oczyma pojawił się niewielki pasek piasku wydobywającego się z Gurdy.
Otrząsnął się w porę łapiąc ponownie kilka głębokich wdechów… Kucharz pojawił się wkrótce po nich zły że wnoszą “towar” przez frontowe drzwi… Gdyby tylko był silniejszy, teraz zapewne wszyscy trzej padliby martwi pod jego stopami, a nędzne truchło posłużyło by za pokarm dla gadów…
Wtem padła kolejna informacja której Hebi z racji niewielkiej odległości nie mógł nie usłyszeć. Biały boa, ostatni z rodu, tak jak Oroshi pozostawiony przez winnych zniknięcia jego rodziców by zgnił w samotności.
Tego było już za wiele, chłopak wyciągnął z kieszeni kilka monet, po czym rzucił niedbale na stół posyłając w stronę kucharza ostatnie słowa.
- Ramen Ci nie wychodzi, może czas zmienić profesję…
Zapominając o swym towarzyszu i wszystkim innym, jak gdyby gnany białym szaleństwem, ruszył z miejsca by jako pierwszym dotrzeć do ostatniego przedstawiciela białego rodu… Musiał go uratować, musiał udowodnić że jest w stanie pomóc stworzeniu podobnym do niego… Jeśli zawiedzie, to tak jakby zdradził sam siebie.
Minuty ciągnęły się spokojnie, przerywane jedynie kolejnymi siorbnięciami. Oroshi w którymś momencie odezwał się spokojnym głosem, nie odrywając głowy znad miski.
- Wybrałeś sobie przyjacielu zdecydowanie kiepskie miejsce jak na podróżowanie, mimo oczywistego uroku pustynnych klimatów nasz region nie jest zbyt przyjazny dla ludzi nieprzyzwyczajonych do takich warunków…
Chłopak czekając na odpowiedź, spojrzał w pewnej chwili na dwóch shinobi którzy weszli do karczmy w asyście gorącego powietrza wprowadzonego przez uchylone drzwi.
Z początku miał ich nawet zignorować wracając do przerwanej rozmowy, jednak coś przyciągnęło jego uwagę na tyle by zrezygnować z podjętej konwersacji… Ten z shurikenem na plecach trzymał w dłoni worek, płócienny worek pełen stworzeń które w tej chwili powinny żyć na wolności ukazując swą potęgę nad wszelkimi innymi istotami… Co sprawiło że ludzie byli tak głupi.
Oroshi nawet nie zdał sobie sprawy kiedy tuż przed jego oczyma pojawił się niewielki pasek piasku wydobywającego się z Gurdy.
Otrząsnął się w porę łapiąc ponownie kilka głębokich wdechów… Kucharz pojawił się wkrótce po nich zły że wnoszą “towar” przez frontowe drzwi… Gdyby tylko był silniejszy, teraz zapewne wszyscy trzej padliby martwi pod jego stopami, a nędzne truchło posłużyło by za pokarm dla gadów…
Wtem padła kolejna informacja której Hebi z racji niewielkiej odległości nie mógł nie usłyszeć. Biały boa, ostatni z rodu, tak jak Oroshi pozostawiony przez winnych zniknięcia jego rodziców by zgnił w samotności.
Tego było już za wiele, chłopak wyciągnął z kieszeni kilka monet, po czym rzucił niedbale na stół posyłając w stronę kucharza ostatnie słowa.
- Ramen Ci nie wychodzi, może czas zmienić profesję…
Zapominając o swym towarzyszu i wszystkim innym, jak gdyby gnany białym szaleństwem, ruszył z miejsca by jako pierwszym dotrzeć do ostatniego przedstawiciela białego rodu… Musiał go uratować, musiał udowodnić że jest w stanie pomóc stworzeniu podobnym do niego… Jeśli zawiedzie, to tak jakby zdradził sam siebie.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Centrum osady
Z potężnego żołnierza, bohatera wojennego i nieugiętego mściciela miał stać się detektywem i tropicielem. Chociaż biorąc pod uwagę aktualny stan wiedzy na temat zaginionych, bardziej tu by się przydała rola czarodzieja, który wywróży z fusów i błyskotliwie wpadnie na to, gdzie jest i co się stało z trójką osób, które nie pozostawiły za sobą zbyt wielu śladów. Na ten moment Asahi nie miał jak zrobić użytku ze swoich umiejętności, które najlepiej sprawdzały się w terenie, w sytuacjach bojowych. Oczywiście, biorąc pod uwagę tajemnicze zniknięcie akolitki, mogło zaistnieć poważne ryzyko, ale póki co złotooki mężczyzna musiał polegać bardziej na swojej mózgownicy niż na zabójczym piasku.
- Ta, zobaczymy, czy uda mi się znaleźć trzy ziarnka piasku na pustyni - mruknął na odejście do siwej baby, nie ukrywając swojego znikomego entuzjazmu. To, że Jou go cenił było raczej wiadome, a opinie starej urzędniczki niezbyt go interesowały. Pewnie spędziła całe swoje życie przy biurku, wśród papierów i dokumentów, nie mając tak naprawdę pojęcia, czym jest poświęcenie i ciągłe nadstawianie karku, nie wspominając już o osiągnięciu większych rzeczy, mających istotny wpływ na bieg historii.
Do pierwszego celu nie musiał wędrować zbyt długo. Wystarczyło kilka chwil, by znaleźć się przed właściwym domostwem, znajdującym się nieopodal centrum. Stuknął kilka razy w drzwi wejściowe, mając nadzieję, że rudowłosa kunoichi mieszkała z kimś jeszcze, od kogo można byłoby wyciągnąć garść informacji. Niestety nikt nie odpowiedział na jego pukanie, więc postanowił dostać się do środka na własną rękę. Mógł co prawda wyważyć drzwi masą piachu, ale to zdecydował się na bardziej eleganckie rozwiązanie. Powołał do ruchu jedynie niewielkie ilości okolicznego pustynnego materiału, które w ciągu następnych sekund uformował w coś rodzaju klucza. Była to jego autorska technika, którą opracował już lata temu. Nie, wcale nie zajmował się włamaniami za młodu, lecz po prostu czasem był na tyle wścibski, że chętnie zaglądał tam, gdzie teoretycznie nie powinien. Stworzony piaskowy klucz wylądował w zamku drzwi wejściowych domostwa, by w ciągu kilku kolejnych chwil dostosować swój kształt do jego unikalnej struktury. Na sam koniec nie pozostało nic innego jak przekręcić ów klucz i cieszyć się dostępem do mieszkania zaginionej dziewczyny.
Obszedł wstępnie całe domostwo, by mieć w ogóle orientację, co się w nim znajduje. Wnętrze było dość standardowe, ale utrzymane w ogólnym porządku. Kuchnia, salon, dwie sypialnie na górze, z czego jedna należała do rudowłosej, a druga - jak przypuszczał piaskowy detektyw - do rodziców, którzy zapewne odeszli już z tego świata. Ichirou już wczuł się w swoją rolę i jako samozwańczy mistrz umysłów ocenił Hisę jako ułożoną i sumienną pannę, która nie potrafi pogodzić się ze stratą rodziców, stąd też pozostawia ich rzeczy nietknięte, niczym święte. Oczywiście to tylko teoria i nie było jakichkolwiek faktów, by ją potwierdzić lub obalić.
Wstępne oględziny nie przyniosły niczego prócz pytania, czego tak właściwie powinien tu szukać. Nieco zrezygnowany wrócił na dół, w kuchni sięgnął po jakieś pierwsze lepsze naczynie - szklankę lub kubek, które wypełnił wodą lub ewentualnie jakimś alkoholem, o ile tylko takowy się tutaj znajdował. Potem zasiadł przy stole, założył nogę na nogę, westchnął cicho i zwilżył usta znalezionym płynem. No chyba, że niczego nie odszukał, to siedział o suchym pysku. Trochę się rozgościł, fakt, no ale co z tego? Musiał zapewnić sobie jakiś komfort fizyczny, by jak najlepiej przemyśleć sytuację. W najlepszym przypadku odnaleziona dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko jego zachowaniu przez wzgląd na wdzięczność, natomiast w najgorszym i tak nic nie zrobi, bo trudno będzie jej wyrazić swoje niezadowolenie będąc martwą, no chyba że z zaświatów.
Po chwili obijania się musnął kciukiem ostrze shurikena wystającego z kabury, by użyć kropli krwi do jutsu przywołania. Przyłożył dłoń do blatu stołu, wyzwolił odpowiednią dawkę chakry i pomyślał o swoim poczciwym towarzyszu, który w następnej sekundzie pojawił się we wskazanym miejscu. Mowa oczywiście o czarnym kocie, inteligentnym stworzeniu, które jedynie z pozoru wygląda na przeciętnego sierściucha. Kocur pobieżnie rozejrzał się, by poznać, w jakim miejscu i w jakiej sytuacji się znajduje.
- Och, czyżbyś zaprosił mnie na kolację we dwoje? - zapytał swojego powiernika, nie ukrywając żartobliwego tonu wypowiedzi.
- Czy ja wyglądam na samotną, starą pannę? - odpowiedział, rozkładając dłonie, które moment później bezwładnie opadły z powrotem na blat stołu przy akompaniamencie cichego westchnięcia mężczyzny.
- Twoja ciekawość może po raz pierwszy okazać się przydatna. Jesteśmy w domostwie dziewczyny, która zginęła podczas poszukiwań dwójki młodych chłopaków, też zaginionych. Informacji mało, więc łudzę się nadzieją, że znajdę tu cokolwiek, co mi choć trochę pomoże. Możesz więc nieco pomyszkować.
- Trochę niefortunne określenie dla kota... - skomentował Kuro, kręcąc noskiem.
- Wiem - odparł Ichirou z drobnym uśmieszkiem, który zdradzał brak przypadku przy doborze wcześniejszych słów. Podniósł się z miejsca i gestem dłoni dał znak kompanowi, że czas wziąć się do roboty. Ten zeskoczył ze stołu i ruszył za powiernikiem paktu, który był już w drodze na górę.
Czego właściwie szukał? Ciężko powiedzieć. Lepiej było się dokładnie przyjrzeć wszystkim jej rzeczom, skoro były na miejscu, niż natychmiast wyruszać w dalszą podróż poza granice Atsui. Najdokładniej zamierzał więc przeszukać sypialnię akolitki, bo właśnie tam powinny znajdować się jej osobiste przedmioty. Później zamierzał zajrzeć do zakurzonego pomieszczenia, by na końcu zejść na dół i przejrzeć salon. W tym wszystkim Kuro mógł się okazać pomocny, którego ciekawość raczej nie miała granic.
A jeżeli nic nie znajdzie, to trudno. Trzeba będzie pomyśleć nad dalszą wyprawą do kupieckiego miasta.
- Ta, zobaczymy, czy uda mi się znaleźć trzy ziarnka piasku na pustyni - mruknął na odejście do siwej baby, nie ukrywając swojego znikomego entuzjazmu. To, że Jou go cenił było raczej wiadome, a opinie starej urzędniczki niezbyt go interesowały. Pewnie spędziła całe swoje życie przy biurku, wśród papierów i dokumentów, nie mając tak naprawdę pojęcia, czym jest poświęcenie i ciągłe nadstawianie karku, nie wspominając już o osiągnięciu większych rzeczy, mających istotny wpływ na bieg historii.
Do pierwszego celu nie musiał wędrować zbyt długo. Wystarczyło kilka chwil, by znaleźć się przed właściwym domostwem, znajdującym się nieopodal centrum. Stuknął kilka razy w drzwi wejściowe, mając nadzieję, że rudowłosa kunoichi mieszkała z kimś jeszcze, od kogo można byłoby wyciągnąć garść informacji. Niestety nikt nie odpowiedział na jego pukanie, więc postanowił dostać się do środka na własną rękę. Mógł co prawda wyważyć drzwi masą piachu, ale to zdecydował się na bardziej eleganckie rozwiązanie. Powołał do ruchu jedynie niewielkie ilości okolicznego pustynnego materiału, które w ciągu następnych sekund uformował w coś rodzaju klucza. Była to jego autorska technika, którą opracował już lata temu. Nie, wcale nie zajmował się włamaniami za młodu, lecz po prostu czasem był na tyle wścibski, że chętnie zaglądał tam, gdzie teoretycznie nie powinien. Stworzony piaskowy klucz wylądował w zamku drzwi wejściowych domostwa, by w ciągu kilku kolejnych chwil dostosować swój kształt do jego unikalnej struktury. Na sam koniec nie pozostało nic innego jak przekręcić ów klucz i cieszyć się dostępem do mieszkania zaginionej dziewczyny.
Obszedł wstępnie całe domostwo, by mieć w ogóle orientację, co się w nim znajduje. Wnętrze było dość standardowe, ale utrzymane w ogólnym porządku. Kuchnia, salon, dwie sypialnie na górze, z czego jedna należała do rudowłosej, a druga - jak przypuszczał piaskowy detektyw - do rodziców, którzy zapewne odeszli już z tego świata. Ichirou już wczuł się w swoją rolę i jako samozwańczy mistrz umysłów ocenił Hisę jako ułożoną i sumienną pannę, która nie potrafi pogodzić się ze stratą rodziców, stąd też pozostawia ich rzeczy nietknięte, niczym święte. Oczywiście to tylko teoria i nie było jakichkolwiek faktów, by ją potwierdzić lub obalić.
Wstępne oględziny nie przyniosły niczego prócz pytania, czego tak właściwie powinien tu szukać. Nieco zrezygnowany wrócił na dół, w kuchni sięgnął po jakieś pierwsze lepsze naczynie - szklankę lub kubek, które wypełnił wodą lub ewentualnie jakimś alkoholem, o ile tylko takowy się tutaj znajdował. Potem zasiadł przy stole, założył nogę na nogę, westchnął cicho i zwilżył usta znalezionym płynem. No chyba, że niczego nie odszukał, to siedział o suchym pysku. Trochę się rozgościł, fakt, no ale co z tego? Musiał zapewnić sobie jakiś komfort fizyczny, by jak najlepiej przemyśleć sytuację. W najlepszym przypadku odnaleziona dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko jego zachowaniu przez wzgląd na wdzięczność, natomiast w najgorszym i tak nic nie zrobi, bo trudno będzie jej wyrazić swoje niezadowolenie będąc martwą, no chyba że z zaświatów.
Po chwili obijania się musnął kciukiem ostrze shurikena wystającego z kabury, by użyć kropli krwi do jutsu przywołania. Przyłożył dłoń do blatu stołu, wyzwolił odpowiednią dawkę chakry i pomyślał o swoim poczciwym towarzyszu, który w następnej sekundzie pojawił się we wskazanym miejscu. Mowa oczywiście o czarnym kocie, inteligentnym stworzeniu, które jedynie z pozoru wygląda na przeciętnego sierściucha. Kocur pobieżnie rozejrzał się, by poznać, w jakim miejscu i w jakiej sytuacji się znajduje.
- Och, czyżbyś zaprosił mnie na kolację we dwoje? - zapytał swojego powiernika, nie ukrywając żartobliwego tonu wypowiedzi.
- Czy ja wyglądam na samotną, starą pannę? - odpowiedział, rozkładając dłonie, które moment później bezwładnie opadły z powrotem na blat stołu przy akompaniamencie cichego westchnięcia mężczyzny.
- Twoja ciekawość może po raz pierwszy okazać się przydatna. Jesteśmy w domostwie dziewczyny, która zginęła podczas poszukiwań dwójki młodych chłopaków, też zaginionych. Informacji mało, więc łudzę się nadzieją, że znajdę tu cokolwiek, co mi choć trochę pomoże. Możesz więc nieco pomyszkować.
- Trochę niefortunne określenie dla kota... - skomentował Kuro, kręcąc noskiem.
- Wiem - odparł Ichirou z drobnym uśmieszkiem, który zdradzał brak przypadku przy doborze wcześniejszych słów. Podniósł się z miejsca i gestem dłoni dał znak kompanowi, że czas wziąć się do roboty. Ten zeskoczył ze stołu i ruszył za powiernikiem paktu, który był już w drodze na górę.
Czego właściwie szukał? Ciężko powiedzieć. Lepiej było się dokładnie przyjrzeć wszystkim jej rzeczom, skoro były na miejscu, niż natychmiast wyruszać w dalszą podróż poza granice Atsui. Najdokładniej zamierzał więc przeszukać sypialnię akolitki, bo właśnie tam powinny znajdować się jej osobiste przedmioty. Później zamierzał zajrzeć do zakurzonego pomieszczenia, by na końcu zejść na dół i przejrzeć salon. W tym wszystkim Kuro mógł się okazać pomocny, którego ciekawość raczej nie miała granic.
A jeżeli nic nie znajdzie, to trudno. Trzeba będzie pomyśleć nad dalszą wyprawą do kupieckiego miasta.
Ukryty tekst
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości