Yoshimitsu wstawał z ziemi spoglądając jednocześnie na Inu, która nie miała ochoty poddać się w swej nieugiętej sile. Jej monstrualna wytrzymałość utwierdzała ją w przekonaniu, że jest w stanie wytrzymać wszystko. Tak było do dziś... Czerwony Król widział jak ta wzburza w sobie ostatnią formę przeklętej pieczęci, jej chakra stała się najmroczniejsza jaką dotąd widział u ludzi. Gdyby miał do czego porównać wybrałby po prostu nocne niebo pokryte tysiącami czarnych chmur. Ta ogarniała ją od stóp, po czubek głowy. Jej postać przybierała na masie, zmieniała nawet barwę skóry, natomiast para jej cudownych ślepi błyszczała na złoto niczym u krwiożerczej bestii polującej po zmroku. Genjutsu, które miało ją obezwładnić czy unieruchomić zostało pochłonięte przez jej wewnętrzną postać, zostało zmiażdżone, to samo miało się stać z nadlatującym białym tworem. Na jej plecach zaczęły formować się armaty, w których zbierała się niewyobrażalna ilość energii jego ukochanej. Krzyk Yoshiego rozległ się po okolicy, a kiedy ten ucichł otoczenie spowite zostało przez wybuch, ogień, dym, fale uderzeniową. Nim ta dotarła do niego, jeszcze przez ułamek sekundy mógł widzieć swoją Rudowłosą miłość pochłanianą przez objęcia niszczycielskiego wybuchu. Wtedy i on oberwał.
Poczuł uderzenie i gorąc, które wydobyły z jego gardła ryk bólu, czuł jak jego ciało zostaje pożerane kawałek po kawałku przez niezaspokojony głód niszczycielskiego ognia. Nim jego ciało zatrzymało się, zdążył odbić się kilka razy od podłoża, co było niezmiernie kojącym uczuciem, kiedy płomień nadgryzał kawałki jego ciała. A kiedy jego bezwładne ciało zatrzymało się, przez moment nie wiedział czy dalej życie. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma, czuł niesamowity gorąc, miał wrażenie jakby śnieg w około niego topniał natychmiast w odległości kilku metrów od jego postaci. Jego dłoń drgnęła, ryjąc malutkie kanały w tafli bieli, jego myśli powoli wracały. Nie umarł. Jeszcze. Ból utwierdzał go w przekonaniu, że jeszcze dycha. Został jedynie ciężko ranny. Uśmiechnął się szeroko, jakby mając zwyczajne deja vu.
-Heh, Inu. Znów mnie musisz ule... -cichy pomruk wydobyty z jego ust rozwiał mgłę, w tym momencie jego umysł jak i wzrok zostały rozjaśnione przez jedną myśl. Była to oczywiście jego ukochana. Przez to uderzenie i obrażenia na moment nie wiedział nic, ale to przywróciło mu trzeźwość... Naturalne myślenie, jakim było troszczenie się o Inu, rzucając na szali swoje życie w obrani tej cudownej bestii.
Ślepia rozszerzyły się machinalnie, łapiąc każdy obraz. Spoglądał na niebo, wiedział już, że leży na plecach. Rozumiał co się stało, wiedział, że przed momentem został zraniony przez wybuch, a w jego centrum było ona...
Dłoń, która wcześniej delikatnie drgała od razu zacisnęła się w pięść. Jego ciało odruchowo zaczęło się podnosić, choć to okazywało się niezwykle ciężkie do zrobienia. Zbyt ciężkie... Musiał przekręcić się na brzuch, a następnie podeprzeć rękami. Uniósł łeb do góry, będąc w pozycji klęczącej. Naprzeciw niego nie było nikogo. Najwidoczniej jeszcze dobrze do siebie nie doszedł, pomyliły mu się kierunku. Czym prędzej zagryzając wargi, całe ciało wyło z bólu, jego organizm miał wyczerpany przez znoszenie bólu. Ledwo co był przytomny, a jednak walczył ze sobą samym, byle by ujrzeć ją całą, porwaną przez wir walki, trzymającą w swych zakrwawionych dłoniach martwego przeciwnika, z uśmiechem na twarz, mówiąc do niego "Tym razem wygrałam, leszczu!".
Zbierając się cały, wydobywając z siebie wszystko, uniósł ciało na nogi. Te ugięte, ledwo trzymały go na nich. Chwiał się na boki, ale przekręcał się, odwracał... A kiedy jego ślepia zaczynały docierać do miejsca pobytu Inu, wzrok przecięty został przez cień czegoś co lata na przestworzach. Czyżby ten smok dalej tam był?
Jego serce uderzyło potężnie w klatkę piersiową. Dudnięcie było tak silne, że zabolała go oparzona klatka piersiowa, a w ciele krew od razu zaczęła szybciej płynąć. Zdenerwowanie i adrenalina przed poznaniem niewiadomego zamaskowała ból... Aż do momentu kiedy jego szkarłatne ślepia spoczęły w miejscu tysiąca plam krwi, tysięcy krwawych odłamków... miliona szczątek. Sharingan automatycznie zaczął latać po otoczeniu, gwałtownie nienaturalnie skakał po wszystkim czym mógł, szukając tej mrocznej chakry. Ślepia zrobiły się szklane, wydawało by się że drżą, ale one po prostu już wiedziały, to czego Yoshie nie chciał do siebie dopuścić. Ona była martwa. Potężny wybuch, który przyjęła na siebie był zbyt silny by jej ciało mogło to wytrzymać.
~Złamane serce
Nogi ugięły się w kolanach, upadł na nie. Świat jakby zatrzymał się, jego myśli zaczęły niezachwianą burzę, która miała w sobie wszystko...
-Czemu tutaj poszedłeś? Imbecylu, mogłeś kurwa być ostrożniejszy! Wiedziałeś, że to jest być może pułapka! Dlaczego naraziłeś ją na niebezpieczeństwo! Wiedziałeś czego ostatnio doświadczyła! Mogłeś to przewidzieć! Ścierwo! Bezsilne ścierwo! DLACZEGO KURWA DAŁEŚ SIĘ ZNÓW PONIEŚĆ ŻĄDZY KRWI! PIERDOLONY IDIOTO! Zabij ich kurwa! Zmieć ich! Zniszcz wszystkich! Zemś...! -w tym momencie łza przecięła ten sznur myśli. Krystaliczna łza, nie ta czarna, która odbija się w jego ślepiach, pomknęła po jego policzku, spływając w dół... Skacząc w dół... Uderzając o jego udo. Za nią pomknęła druga i trzecia... Jego twarz przybrała barwy nieznanej mu dotąd. Głuchą ciszę w otoczeniu przerwany został przez krzyk miażdżący w sercu.
-Aaaaaaaaaa...! Nieeeeeee...! In...-dłonie zacisnęły się na piersi w okolicach narastającego bólu. Upadł twarzą na ziemię. Zaciskał mocniej i mocniej palce na klatce, łzy płynęły ryjąc na jego policzkach koryto smutku. Nie był w stanie nawet powiedzieć jej imienia. Nie mógł tego wymówić. To była jego wina, to on był tym, który powiedział, żeby iść im naprzeciw, a teraz ona jest martwa. Nawet nic z jej nie zostało. Nie mógł jej pochować, nie mógł jej ostatecznie pożegnać.
Nie pozwól mi odejść...
Świat znów się zatrzymał, jego umysł został pochłonięty przez rozdzierający jego ciało smutek. Przed oczyma nie miał teraz usmarkanych ud, lecz obrazy ich przeszłości. Nie był na śniegu, lecz w środku lata, na plaży, nad jeziorem. Kiedy to obydwoje spędzali miło czas, zabawiając się w wodzie, a później na piasku. Rozmawiając o bezsensownych rzeczach, choćby przykładowo starając się wymyślić co dziś będą na obiad jeść, co będą robić jutro... Spoglądając sobie głęboko w ślepia, całując, oddając namiętności...
Jego wspomnienia przeplatały się z tymi ciężkimi i cudownymi. Choć dla niego nie było tych złych i ciężkich, kiedy tylko była tuż obok niego. W chwili kiedy została pokonana na turnieju, kiedy stała się jej krzywda, miał zamiar zabić swojego przeciwnika na arenie, ale wtedy... Okazało się, że jest za słaby, poległ w wyrównanej czy też nie walce. Przegrał, to się liczyło. Nie pomścił jej, choć obiecał zmiażdżyć kogoś kto nosił imię Murai. A nie minęło od tej walki sporo czasu, bo może kilka godzin i znów ją zawiódł, kiedy to spojrzał w oczy samej śmierci, potworowi zwanemu Hisato. Człowiekowi zdolnemu jednym spojrzeniem, powalić ich na ziemię i jedynie dzięki jego głupocie czy może chęci pozostawienia przy życiu takiego ścierwa jakim jest Yoshi zadecydowała o tym, że dalej żyli.
Po tych wydarzeniach, gdzie Czerwony Król złamał obietnicę nie raz, lecz dwa razy i to jeszcze tego samego dnia, stał się silniejszy. Został obdarzony lepszymi oczyma, takimi, dzięki którym wydawało mu się, że nikt nie będzie mu w stanie nic zrobić. Co być może było przez moment prawdą, bo po jakże kolejnych upojnych chwilach w karczmie, kiedy to zostali zaatakowani i musieli się rozdzielić na dobre kilka tygodni, musiał ją odszukać... Ta ledwo przetrwała to rozstanie, tym razem udało mu się ją uratować. Przybył na czas, a oponent uciekł w obawie o swoje życie.
Odpoczywając przez kolejne tygodnie w karczmie, w jej rodzimym kraju. Znów zabawiając się, śmiejąc, jedząc i śpiąc razem we swych ramionach, czując wzajemnie ciepło przyszła pora na dzisiejszy dzień...
Myśli Uchihy przybierały na coraz to większym wzburzeniu, zdawało mu się, że wszystko mu się miesza. Nie wiedział gdzie się znajduje, uciekając do wspomnień, raz był tam, raz tutaj. Aż do momentu, kiedy dłoń na jego piersi zacisnęła się zbyt mocno i wybudziła go z hipnozy rozpaczy.
Był znów w teraźniejszości, rozrywany przez ból. Nie... Poparzenia były niczym w porównaniu do tego co przeszywało jego serce. Tego bólu nie da się opisać i nikt nie będzie mógł go odczuć tak samo jego on. Bowiem dla niego Inu była wszystkim. Była nim, a on był nią. Bez niej nie widział siebie samego, nigdy nie byłby taki sam. Umarłby już dawno temu, zostałby zabity przez kogoś silniejszego, gdyż jego zapędy były choć trochę powstrzymywane przez tą piękną bestie. Nie rozumiał, że mógł żyć bez niej wcześniej, a teraz przyszedł moment, kiedy ta umarła...
-Nie! -krzyk rozległ się w jego myślach, jego ślepia otworzyły się szerzej, dłoń zwolniła trochę uścisk.
-Ona żyje, będzie żyć tak długo jak Ty! Jeśli umrzesz, wtedy ona również. Możesz z nią rozmawiać w każdej chwili. Zawołają ją tylko, wystarczy proste "Inu, gdzie jesteś?"-jego usta cicho wymamrotały zapłakany ciąg.
-Inu, gdzie jesteś?-nie spodziewał się odpowiedzi, ale usłyszał coś. Coś czego nie zrobiła jego wyobraźnia. Był to jej głos, był to jej zapach, był to jej dotyk. Widział ją, ta opierała się o jego ramię jak to zwykła robić. Zaczepiała go w najlepsze, drocząc się z nim jakby był jej zabawką.
-Tutaj jestem głupku! Ponoć masz takie epickie oczy, a mnie nie widzisz? Pff... Cienkie masz te patrzałki. -łzy zaczęły napływać jeszcze bardziej. Z nosa ciekły mu śpiki, lecz to była prawda. Ona żyła i miała się dobrze. Nigdzie nie odeszła, była tuż obok niego i bez szczelnie się naśmiewała. W tym momencie jego oczy zamknęły się, zacisnęły w uścisku. Nie widział nic, prócz niej. Widział jej twarz, dotykał jej dłonią, zbliżył do niej głowę i oparł na jej czubku. Ręce objęły ją całą, zaciskając w mocnym uścisku miłości.
-Nie dam Ci odejść... Będziemy żyć razem wiecznie!-wtem jego ślepia otwarły się gwałtownie, a w nich zamiast zwykłego Sharingana odbijały się nieznane nikomu znaki, które przypominały te na ciele jego ukochanej. Czuł się zupełnie inaczej. Łzy dalej płynęły w swoim niezachwianym strumyku, jednak dłonie zwolniły się. Rozłożyły szeroko. On odczuwał ulgę. Pocałował ją i dodał.
-Obiecuje, że spełnię wszystkie złożone Ci obietnicę i zniszczę ich wszystkich. Patrz naszymi oczami na to jak świat zmienia się przed nami i kłania u naszych stóp. -Inu była tuż obok niego, nawet starała się go podnieść na nogi, jak to zwykle robiła.
Nie umrę! Przetrwamy!
Delikatne dłonie złapały go pod ramię, rwały do góry, by unieść to ociężałe ciało. Najpierw postawił prosto prawą stopę, by po chwili dostawić drugą. Z ślepiami wbitymi jeszcze w ziemię uniósł się do góry. Jej dotyk sprawiał, że ból wywołany przez smutek znikał, jego serce zaczynało być zwyczajnym rytmem, a ciało mimo obrażeń dawało się ponieść sile tych dwoje kochanków. Stał na równych nogach, nie były zgięte czy nie drżały. Trzymał się na nich równo, prawa ręka wisiała w powietrzu. Od spojrzał przez to ramię i z uśmiechem powiedział.
-Zabijmy ich i chodźmy znów odpocząć. Tym razem chwilę dłużej, może teraz na jakieś wyspy.-wiatr zawiał mocniej, jego włosy rozwiały się na wietrze odsłaniając Mangekyō Sharingana. Rudowłosa kiwnęła mu głową popatrzyła na niego jak na głupka, jak to miała w zwyczaju. Można by powiedzieć, że znów chciał zrobić coś dziwnego, ale ta troszczyła się o niego zawsze i wszędzie, nawet po śmierci.
-Nie teraz kochanie. Odpocznij, zregeneruj się. Ja mam czas, a pośpiech to głupoto, zwłaszcza teraz. Na nich przyjdzie czas, teraz ważniejsze jest Twoje zdrowie, więc uciekaj. -kiedy te słowa wpadły do jego myśli chciał w pierwszej chwili powiedzieć, że nie może. Ale to przecież nikt inny jak Inu, która go o coś prosi. Nie mógł powiedzieć "nie".
-Dobra, uciekajmy. Tylko jak? Masz jakiś pomysł?
MS aktywny?