Gdzieś nieopodal...
Re: Gdzieś nieopodal...
- Rozumiem, wybacz - powiedział Shin lekko zakłopotany. Tak, za bardzo się spieszył jak na pierwsze spotkanie -Na pewno w tej kolejności? Nie lepiej najpierw gwałcić, a potem zabijać? Tak tylko pytam - powiedział, nieudolnie kamuflując uśmiech. Dziewczyna ubierała powoli długie buty, które nie wyglądały na łatwe do ubrania. Shin oglądał całą scenkę z ukosa, śmiejąc się z ciekawgo ubioru Tamiko. Nie wiedział czy ten strój jest wygodny, ale na pewno niezbyt praktyczny.
- W lesie w nocy wychodzą drapieżniki. W niektórych rejonach jest niebezpiecznie. - stwierdził sucho, gdy ta okrywała się płaszczem - Cóż, w takim razie powinienem życzyć Ci szerokiej drogi. - powiedział mimowolnie. "Szerokiej drogi" było błogosławieństwem wędrowców. Zawsze żegnali się tak szczepowcy, pielgrzymi i wszelkiego rodzaju wędrowcy. Była to zapowiedź powrotu do domu i życzenie zdrowia i szczęścia - ale zapewne dziewczyna nie mogła nic o tym wiedzieć, pewnie jak każdy bezklanowiec spędziała gdzieś swoje dzieciństwo marząc o dalekich krainach i mało wie o prawdziwym wędrowaniu...
- Tę noc, jak widzę, spędzę pod gołym niebem, a nad ranem poszukam swojego miejsca - odrzekł, pokazując kartę z nabazgranymi niestarannie szlaczkami - Moi rodzice mają tu kilku przyjaciół, mam nadzieję, że jeden z nich mnie przygarnie na jakiś czas. Takie życie medium, że nie możemy żyć za długo w jednym miejscu, bo dogoni nas zły los przed którym staramy się uciec. A może po prostu szukamy sposobu, żeby zniszczyć echa przeszłości? Cóż...ludzie bez tęczówek to rzadki widok i raczej szybko ich nie spotkam - ostatnie zdanie wypowiedział sarkastycznym tonem, rozmyślając o swoim bracie - Wybacz, koniec dnia zawsze przynosi taki nastrój. W każdym razie będę musiał szukać schronienia, chociaż w mieście nie powinno to być trudne. - dodał, biorąc głęboki wdech - Dzisiaj było przyjemnie, ale pora zakończyć to spotkanie. Też nie powinnaś pozwolić swojej rodzinie czekać. Niezależnie od tego, jak jesteśmy silni rodzice zawsze się martwią. - skwitował. Sam siebie zganił za brzemienie jak stary pryk. Naprawdę tylko na tyle było go stać? Wstał nadal otulony kocem, podszedł do plecaka i zaczął przygotwywać się do drogi. Po kolei składał i pakował rzeczy rozrzucone parę chwil wcześniej. Coś go ukłuło, mocno wessał powietrze i zamaszystym ruchem wyciągnął dłoń z plecaka. Skaleczył się zaciął kunaiem, a sześciocentymetrowa rana przechodząca przez zewnętrzną stronę dłoni sperliła się, wydając cienką strużkę krwi.
- Zawsze jakieś licho... - powiedział, jedną rękę trzymając z boku by nie zakrwawiła rzeczy, a drugą szukając bandaża...
- W lesie w nocy wychodzą drapieżniki. W niektórych rejonach jest niebezpiecznie. - stwierdził sucho, gdy ta okrywała się płaszczem - Cóż, w takim razie powinienem życzyć Ci szerokiej drogi. - powiedział mimowolnie. "Szerokiej drogi" było błogosławieństwem wędrowców. Zawsze żegnali się tak szczepowcy, pielgrzymi i wszelkiego rodzaju wędrowcy. Była to zapowiedź powrotu do domu i życzenie zdrowia i szczęścia - ale zapewne dziewczyna nie mogła nic o tym wiedzieć, pewnie jak każdy bezklanowiec spędziała gdzieś swoje dzieciństwo marząc o dalekich krainach i mało wie o prawdziwym wędrowaniu...
- Tę noc, jak widzę, spędzę pod gołym niebem, a nad ranem poszukam swojego miejsca - odrzekł, pokazując kartę z nabazgranymi niestarannie szlaczkami - Moi rodzice mają tu kilku przyjaciół, mam nadzieję, że jeden z nich mnie przygarnie na jakiś czas. Takie życie medium, że nie możemy żyć za długo w jednym miejscu, bo dogoni nas zły los przed którym staramy się uciec. A może po prostu szukamy sposobu, żeby zniszczyć echa przeszłości? Cóż...ludzie bez tęczówek to rzadki widok i raczej szybko ich nie spotkam - ostatnie zdanie wypowiedział sarkastycznym tonem, rozmyślając o swoim bracie - Wybacz, koniec dnia zawsze przynosi taki nastrój. W każdym razie będę musiał szukać schronienia, chociaż w mieście nie powinno to być trudne. - dodał, biorąc głęboki wdech - Dzisiaj było przyjemnie, ale pora zakończyć to spotkanie. Też nie powinnaś pozwolić swojej rodzinie czekać. Niezależnie od tego, jak jesteśmy silni rodzice zawsze się martwią. - skwitował. Sam siebie zganił za brzemienie jak stary pryk. Naprawdę tylko na tyle było go stać? Wstał nadal otulony kocem, podszedł do plecaka i zaczął przygotwywać się do drogi. Po kolei składał i pakował rzeczy rozrzucone parę chwil wcześniej. Coś go ukłuło, mocno wessał powietrze i zamaszystym ruchem wyciągnął dłoń z plecaka. Skaleczył się zaciął kunaiem, a sześciocentymetrowa rana przechodząca przez zewnętrzną stronę dłoni sperliła się, wydając cienką strużkę krwi.
- Zawsze jakieś licho... - powiedział, jedną rękę trzymając z boku by nie zakrwawiła rzeczy, a drugą szukając bandaża...
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Dziewczyna słuchała uważnie słów swojego nowego kolegi, dziwny był z niego osobnik, bowiem szczerze powiedziawszy, spodziewała się czegoś innego. Przygody, zabawy, a on zachowuje się jak jej matka, albo ojczym... Na samą myśl pokręciła głową z niesmakiem, by myśli uciekły zostawiając ją samej sobie.-Mam wrażenie, że uważasz mnie za osobę nieodpowiedzialną, i bardzo strachliwą. Muszę powiedzieć, że nie ma rzeczy której bym się obawiała bardzo mocno. Żyję w lasach od dłuższego czasu i nie zwróciłam jeszcze uwagi na agresywną zwierzynę żyjącą nieopodal.-powiedziała spokojnie, zastanawiając się nad tym, czasami jak dziewczyna zaczynała mówić nie mogła przestać. To było straszne, zważywszy, że zawsze pragnęła być tą spokojną, opanowaną dziewczyną. Chciała być damą, by zadowolić matkę, chciała być łuczniczką, by tata był zadowolony, a kim została? Została kunoichi, która boryka się z przyjaciółmi w jej otoczeniu. Dziwne, aczkolwiek lubiła to. Wiedziała, że będzie taka, o jaką ją prosili.
Bardziej moim zdaniem powinniśmy obawiać się ludzi, zwierzęta bowiem atakują nas, bo się boją.-dodała na koniec. Taka też była prawda. Czy była zwierzęciem, który atakuje, gdy sparaliżuje go strach? Słysząc gdzie mężczyzna spędzi dzisiejszą noc, westchnęła pod nosem. Była zawiedziona? Nie wiadomo, po prostu myślała, że chociaż on będzie wiódł spokojne życie
Tamiko chciała już się pożegnać, odejść, tak jak mówił jej towarzysz, ale reakcja przyciągnęła ją do niego. Widząc krew uśmiechnęła się pod nosem, po czym wyciągnęła swoje dłonie w rękawiczkach i ujęła skaleczoną rękę.-Musisz uważać, Ato. Widzisz teraz dlaczego ludzie są o wiele groźniejsi od zwierząt?-zapytała nakazując mu podejść za nią. -Usiądź, proszę.-ostatnie słowo dodała po chwili. Nie chciała bowiem wyglądać jak osoba, która zmusza do czegokolwiek innych... Gdy chłopak zrobił to o co poprosiła, wyciągnęła z plecaka gurdę z wodą i polała mu na dłoń, by oczyścić z krwi i brudu z plecaka. No skąd miała wiedzieć co tam było? Gdy stwierdziła, że rana jest oczyszczona wyciągnęła bandaż i delikatnie zaczęła owijać skaleczenie. Robiła to w sposób bardzo delikatnie, tak by nie bolało i by zatamować krew. Nie oszukujmy się Tamiko również po rodzaju cięcia zastanawiała się czym mógł się skaleczyć. Jedna z dłoni automatycznie sięgnęła do kabury po kunai, rozcięła bandaż i zakończyła owijanie piękną kokardką.-I po krzyku...-zaśmiała się chowając broń na swoje miejsce...
Bardziej moim zdaniem powinniśmy obawiać się ludzi, zwierzęta bowiem atakują nas, bo się boją.-dodała na koniec. Taka też była prawda. Czy była zwierzęciem, który atakuje, gdy sparaliżuje go strach? Słysząc gdzie mężczyzna spędzi dzisiejszą noc, westchnęła pod nosem. Była zawiedziona? Nie wiadomo, po prostu myślała, że chociaż on będzie wiódł spokojne życie
Tamiko chciała już się pożegnać, odejść, tak jak mówił jej towarzysz, ale reakcja przyciągnęła ją do niego. Widząc krew uśmiechnęła się pod nosem, po czym wyciągnęła swoje dłonie w rękawiczkach i ujęła skaleczoną rękę.-Musisz uważać, Ato. Widzisz teraz dlaczego ludzie są o wiele groźniejsi od zwierząt?-zapytała nakazując mu podejść za nią. -Usiądź, proszę.-ostatnie słowo dodała po chwili. Nie chciała bowiem wyglądać jak osoba, która zmusza do czegokolwiek innych... Gdy chłopak zrobił to o co poprosiła, wyciągnęła z plecaka gurdę z wodą i polała mu na dłoń, by oczyścić z krwi i brudu z plecaka. No skąd miała wiedzieć co tam było? Gdy stwierdziła, że rana jest oczyszczona wyciągnęła bandaż i delikatnie zaczęła owijać skaleczenie. Robiła to w sposób bardzo delikatnie, tak by nie bolało i by zatamować krew. Nie oszukujmy się Tamiko również po rodzaju cięcia zastanawiała się czym mógł się skaleczyć. Jedna z dłoni automatycznie sięgnęła do kabury po kunai, rozcięła bandaż i zakończyła owijanie piękną kokardką.-I po krzyku...-zaśmiała się chowając broń na swoje miejsce...
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Krew spływała chłopcu po małym palcu, tworząc barwiące niemrawo ziemię brunatne krople. Chłopak przywykł już do zadrapań i małych ran, ale wiedział doskonale, że nie można ich lekceważyć. Plecak nagle wydał się zagadkowo pojemny i szeroki, bo chłopak grzebał w nim, ale nie umiał się niczego doszukać. Znalazł oczywiście nożyczki, parę szpulek nici, dwie zgubione kiedyś igły oraz kubek, który zgubił się podczas jednego ze wcześniejszych obozowań. Zdziwił się, gdy Tamiko chwyciła jego skaleczoną rękę i kazała mu usiąść. Cóż, "kazała" nie było zbyt dobrym określeniem.
- Gdy się widzi miejsce polowania wielkota drzewnego, to można by się kłócić - westchnął przypominając sobie o zobaczonej niegdyś pumie, wyciągając do niej swoją dłoń. Dziewczyna opłukała rękę i sama zajęła się bandażowaniem. Kiedy się skupiała, wyglądała słodko. Lekko szarpnął ręką, gdy dziewczyna wyciągnęła kunai, ale nie wyrwał chwilę później się opamiętał. Spojrzał jej w oczy i skinął głową, gdy wykonała parę zręcznych zawijasów, tworząc na dłoni białą kokardkę.
- Oooo jaka śliczna kokardka... - powiedział, podnosząc rękę, by móc się przyjrzeć okazowi z daleka i pokazując swoje białe ząbki wyszczerzone w szerokim uśmiechu - Dziękuję. Jesteś w tym niezła. Pomagałaś w szpitalu? - zapytał z ciekawości, nie licząc właściwie na odpowiedź - Ten nóż... to nie jest zwykły nóż, prawda? Dużo gotuję, ale takiego jeszcze nie widziałem. - zagaił po chwili, dalej pakując rzeczy do plecaka, ale uważając na zagubione kunaie i shurikeny. Cóż, skoro dziewczyna jest shinobi, powinien mieć się na baczności. Włączył dar swoich oczek, lustrując dziewczynę ruchy dziewczyny, starając się jeszcze raz przypatrzeć jej strojowi. Ale coś go uspokoiło: skoro jest ninja, nic jej nie grozi w lesie. Chyba.
- Gdy się widzi miejsce polowania wielkota drzewnego, to można by się kłócić - westchnął przypominając sobie o zobaczonej niegdyś pumie, wyciągając do niej swoją dłoń. Dziewczyna opłukała rękę i sama zajęła się bandażowaniem. Kiedy się skupiała, wyglądała słodko. Lekko szarpnął ręką, gdy dziewczyna wyciągnęła kunai, ale nie wyrwał chwilę później się opamiętał. Spojrzał jej w oczy i skinął głową, gdy wykonała parę zręcznych zawijasów, tworząc na dłoni białą kokardkę.
- Oooo jaka śliczna kokardka... - powiedział, podnosząc rękę, by móc się przyjrzeć okazowi z daleka i pokazując swoje białe ząbki wyszczerzone w szerokim uśmiechu - Dziękuję. Jesteś w tym niezła. Pomagałaś w szpitalu? - zapytał z ciekawości, nie licząc właściwie na odpowiedź - Ten nóż... to nie jest zwykły nóż, prawda? Dużo gotuję, ale takiego jeszcze nie widziałem. - zagaił po chwili, dalej pakując rzeczy do plecaka, ale uważając na zagubione kunaie i shurikeny. Cóż, skoro dziewczyna jest shinobi, powinien mieć się na baczności. Włączył dar swoich oczek, lustrując dziewczynę ruchy dziewczyny, starając się jeszcze raz przypatrzeć jej strojowi. Ale coś go uspokoiło: skoro jest ninja, nic jej nie grozi w lesie. Chyba.
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
-Powiem Ci, że nigdy nie widziałam, chociaż jak idzie zauważyć nom stop tułam się po takich miejscach. Ewidentnie mam szczęście. Albo zwierzęta tak samo jak ludzie się mnie boją-zaśmiała się, po czym rozsiadła się na kamieniu obserwując otoczenie, na komplement o kokardce uśmiechnęła się tylko i skinęła głową w podzięce. Tak, kiedyś notorycznie wiązała kokardki na swoich pięknych sukienkach. Była damą swojej mamy i wojowniczką ojca. Teraz przyszło jej siedzieć w takich łachach, ale nie przejmowała się, bowiem sama wybrała takowy strój. Od czubka głowy aż po kostki. Przemyślane tak, by odstraszać ludzi.
Na wzmiankę o szpitalu wróciła do rzeczywistości. Ewidentnie bała się tego słowa, tej placówki. Obawiała się, że ją zamkną albo co gorsza... będą gnębić.-Chyba nie lubię szpitali, jakoś nie chce tam znowu trafić.-uśmiechnęła się machając dłonią, jakby chciała odgonić ten temat. Później przyszła pora rozmawiać o nożu. Dziewczyna ponownie sięgnęła po kunaia i zaczęła się nim bawić, jak także obserwować z każdej strony. I pomyśleć, że kiedyś miała nie tykać czegoś takiego.-To jest specjalne ostrze, bardzo przydatne do krojenia mięsa i warzyw-po tym słowie uśmiechnęła się radośnie, bowiem nie mogła ukryć swoich emocji.-A tak naprawdę jest to kunai. Wiesz, dzięki niemu mogę poderżnąć komuś gardło... ale nie musisz się bać, jesteś bezpieczny. Na świecie jest bowiem więcej ludzi takich jak ja... takich, którzy zechcieli należeć do świata shinobi. Niwelujemy zło, jak także siebie nawzajem. Nienawiść sięga zenitu. Nie powiem, że mi się to nie podoba. Miło jest postawić na szalę swoje życie i oczekiwać na przeciwnika, który wygra pojedynek-powiedziała spokojnie, jakby rozmawiała o szkole, o dzieciństwie, przyjaciółach. Niestety, mówiła tutaj o ludzkim życiu i wcale jej to nie przeszkadzało.
Tamiko spojrzała na swojego towarzysza podając mu kunaia by mógł go zobaczyć-Brzydzę się ludźmi, którzy ukrywają swe pochodzenie a tak naprawdę czyhają tylko by zabić. Możesz go wziąć. Będzie ostrzejszy niż Twoje noże-powiedziała oddając mu jedną ze swoich broni. Miała ich jeszcze troszkę w zanadrzu ale tą mogła stracić/
Na wzmiankę o szpitalu wróciła do rzeczywistości. Ewidentnie bała się tego słowa, tej placówki. Obawiała się, że ją zamkną albo co gorsza... będą gnębić.-Chyba nie lubię szpitali, jakoś nie chce tam znowu trafić.-uśmiechnęła się machając dłonią, jakby chciała odgonić ten temat. Później przyszła pora rozmawiać o nożu. Dziewczyna ponownie sięgnęła po kunaia i zaczęła się nim bawić, jak także obserwować z każdej strony. I pomyśleć, że kiedyś miała nie tykać czegoś takiego.-To jest specjalne ostrze, bardzo przydatne do krojenia mięsa i warzyw-po tym słowie uśmiechnęła się radośnie, bowiem nie mogła ukryć swoich emocji.-A tak naprawdę jest to kunai. Wiesz, dzięki niemu mogę poderżnąć komuś gardło... ale nie musisz się bać, jesteś bezpieczny. Na świecie jest bowiem więcej ludzi takich jak ja... takich, którzy zechcieli należeć do świata shinobi. Niwelujemy zło, jak także siebie nawzajem. Nienawiść sięga zenitu. Nie powiem, że mi się to nie podoba. Miło jest postawić na szalę swoje życie i oczekiwać na przeciwnika, który wygra pojedynek-powiedziała spokojnie, jakby rozmawiała o szkole, o dzieciństwie, przyjaciółach. Niestety, mówiła tutaj o ludzkim życiu i wcale jej to nie przeszkadzało.
Tamiko spojrzała na swojego towarzysza podając mu kunaia by mógł go zobaczyć-Brzydzę się ludźmi, którzy ukrywają swe pochodzenie a tak naprawdę czyhają tylko by zabić. Możesz go wziąć. Będzie ostrzejszy niż Twoje noże-powiedziała oddając mu jedną ze swoich broni. Miała ich jeszcze troszkę w zanadrzu ale tą mogła stracić/
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
- Mięsa i warzyw. Ciekawi mnie jak muszę wyglądać te warzywa - powiedział nie bez sarkazmu chłopak, zerkając przez ramię na dziewczynę, zapominając nawet o wyłączeniu Kekkei Genkai. Tamiko spokojnie wyjaśniła czym jest kunai, a chłopiec na chwilę przestał grzebać w plecaku, słuchając z zaciekawieniem.
- O, słyszałem o tym! - stwierdził - A więc jesteś jedną z tych, którzy zapewniają na tym świecie względny spokój. Chyba powinienem Ci za to podziękować. - powiedział, dopinając plecak i siadając na nim. Odwrócił się do dziewczyny, usmiechając promiennie. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć przy wzmiance o ryzykowaniu życia. Sam parę razy otarł się o śmierć i wolałby tego niepowtarzać - chociaż wiedział doskonale, że niesamowitym uczuciem jest ten przypływ adrenaliny i wyłapywanie każdego, choćby najmniejszego ruchu nawet bez Limitu Krwi.
Shin nie wahał się, wziął ufnie ostrze od towarzyszki. Przyjrzał się jeszcze raz znanej mu budowie, sprawdził ostrość robiąc parę nacięć na drzewie.
- Za ciężki na nóż do krojenia warzyw - zakpił - Ale pewnie lepiej wchodzi w mięso - skonstatował z dozą zdrowego sceptyzmu. Wiedział, do czego ma służyć ten nóż, ale sam nigdy w życiu nikogo jeszcze nie zabił. Westchnął, ścisnął kunai w dłoni, włożył mały palec w kółko i wywinął nim kilka młynków, po czym zręcznie go pochwycił.
- Dziękuję Ci. Zatrzymam go. Chociaż szkoda, że na nim też nie ma takiej słodkiej kokardki - powiedział, uśmiechając się promiennie. Zapomniał o tym, że ma teraz przekrwione, czerwone tęczówki, które straszą każdego, kto spojrzy chłopakowi w oczy.
- O, słyszałem o tym! - stwierdził - A więc jesteś jedną z tych, którzy zapewniają na tym świecie względny spokój. Chyba powinienem Ci za to podziękować. - powiedział, dopinając plecak i siadając na nim. Odwrócił się do dziewczyny, usmiechając promiennie. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć przy wzmiance o ryzykowaniu życia. Sam parę razy otarł się o śmierć i wolałby tego niepowtarzać - chociaż wiedział doskonale, że niesamowitym uczuciem jest ten przypływ adrenaliny i wyłapywanie każdego, choćby najmniejszego ruchu nawet bez Limitu Krwi.
Shin nie wahał się, wziął ufnie ostrze od towarzyszki. Przyjrzał się jeszcze raz znanej mu budowie, sprawdził ostrość robiąc parę nacięć na drzewie.
- Za ciężki na nóż do krojenia warzyw - zakpił - Ale pewnie lepiej wchodzi w mięso - skonstatował z dozą zdrowego sceptyzmu. Wiedział, do czego ma służyć ten nóż, ale sam nigdy w życiu nikogo jeszcze nie zabił. Westchnął, ścisnął kunai w dłoni, włożył mały palec w kółko i wywinął nim kilka młynków, po czym zręcznie go pochwycił.
- Dziękuję Ci. Zatrzymam go. Chociaż szkoda, że na nim też nie ma takiej słodkiej kokardki - powiedział, uśmiechając się promiennie. Zapomniał o tym, że ma teraz przekrwione, czerwone tęczówki, które straszą każdego, kto spojrzy chłopakowi w oczy.
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Tamiko patrzyła na swojego towarzysza jak sprawdza ostrość jej broni. Nic nie powiedziała tylko obserwowała. Nawet gdy odwrócił się do niej przez ramię z tymi swymi oczyma, nic nie powiedziała. Nie wiedziała bowiem co to oznacza, a chciała wiedzieć kiedy zniknie i w jaki sposób.
Tak, na pewno lepiej wchodzi w mięso. Przemknęło jej przez myśl, od razu na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech. Jednakże gdy oczy jego ciągle były koloru rubinu, wstała i podeszła bardzo blisko niego. Ujęła go za podbródek i przyjrzała się uważnie jego ślepiom.-A teraz powiesz mi dokładniej kim jesteś, bo magicy nie posiadają zdolności zamiany sobie oczu-syknęła pod nosem z delikatnym uśmiechem, szarpnęła ręką i łańcuch opadł luźno na ziemie. Dziewczyna przekręciła głowę czekając na jakikolwiek nieodpowiedni ruch. Zabawa się skończyła, a ona nie zamierzała dać się zabić.
Czas mijał, a ona czekała na jakąkolwiek reakcję. Tak była w stanie zabić, mogła pokazać jak kunaie szybko wbijają się w mięso. Jego mięso. Szkoda tylko człowieka, bo nawet mogłaby go polubić.-Po co udajesz kogoś, kim nie jesteś? Kto Cię tutaj przysłał!?-warknęła a w jej głowie wrzały myśli. Tak, to był ten głos który zmuszał do zabijania, który chciał krwi równie mocno jak ona...
Tak, na pewno lepiej wchodzi w mięso. Przemknęło jej przez myśl, od razu na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech. Jednakże gdy oczy jego ciągle były koloru rubinu, wstała i podeszła bardzo blisko niego. Ujęła go za podbródek i przyjrzała się uważnie jego ślepiom.-A teraz powiesz mi dokładniej kim jesteś, bo magicy nie posiadają zdolności zamiany sobie oczu-syknęła pod nosem z delikatnym uśmiechem, szarpnęła ręką i łańcuch opadł luźno na ziemie. Dziewczyna przekręciła głowę czekając na jakikolwiek nieodpowiedni ruch. Zabawa się skończyła, a ona nie zamierzała dać się zabić.
Czas mijał, a ona czekała na jakąkolwiek reakcję. Tak była w stanie zabić, mogła pokazać jak kunaie szybko wbijają się w mięso. Jego mięso. Szkoda tylko człowieka, bo nawet mogłaby go polubić.-Po co udajesz kogoś, kim nie jesteś? Kto Cię tutaj przysłał!?-warknęła a w jej głowie wrzały myśli. Tak, to był ten głos który zmuszał do zabijania, który chciał krwi równie mocno jak ona...
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Uśmiech na jej twarzy był lekko niepokojący, ale Shin się nim nie przejął. A mówiono mu , że ignoracja skraca życie...
Ujęła jego brodę, wpatrując się bezpośredniego w czerwone tęczówki. SZLAG! - warknął, zapomniał o swoim skarbie. Wszystkie te ostrzeżenia nie były nic warte, tak jak mówił dziadek. Żeby przeżyć, trzeba było postawić wszystko na jedną kartę...
- Spokojnie, powiem wszystko - powiedział, wypuszczając z rąk kunaia i otwierając dłonie na znak, że nie próbuje niczego złego - Nie skłamałem. Jestem Shin Touji, wędrowane medium. Raz na kilkanaście lat na świecie rodzi się człowiek z moimi zdolnościami. Pozwalają mi używać moich i odkryć w jakim stanie są organizmy żywe na tym terenie, czy są zmęczone, czy pełne sił... Dlaczego się ukrywam? - powiedział, dysząc ciężko. Nie lubił być poddawany presji - Z tego samego powodu, dla którego nie chodzisz nago środkiem miasta. Zazdrość. Gdziekolwiek się pojawię, ludzie reagują tak jak Ty. Mam już dość mocnych wrażeń. Zadowolona? - powiedział, patrząc chłodno na dziewczynę. Po wszystkim spojrzał się na swoją zdrową dłoń, i zaczął ją powoli przybliżać do jej twarzy. Był pewien, że i ona ją obserwuja. Na końcu dał jej pstryczka w nos.
- Przekrwione oczy to skaza. Udając, zapewniam sobie życie. Wydajesz się coś o tym wiedzieć - powiedział, uśmiechając się nerwowo. Mimo wszystko przekonywanie było jego mocną stroną - Nie okłamałem Cię, więc proszę, nie groź mi, skoro ja Ci nie grożę. Jestem bezbronny i nie mam żadnych złych zamiarów. A jeśli w to wątpisz, to weź tego kunaia, leży na ziemi, i rozstańmy się w zgodzie - powiedział. Gdyby jednak dziewczyna wykonała jakiś gwałtowny ruch Shin chwyta jej dłonie starając się przewrócić, odskakując na pewną odległość od plecaka i chowa za drzewem poza zasięgiem wzroku Tamiko.
Ujęła jego brodę, wpatrując się bezpośredniego w czerwone tęczówki. SZLAG! - warknął, zapomniał o swoim skarbie. Wszystkie te ostrzeżenia nie były nic warte, tak jak mówił dziadek. Żeby przeżyć, trzeba było postawić wszystko na jedną kartę...
- Spokojnie, powiem wszystko - powiedział, wypuszczając z rąk kunaia i otwierając dłonie na znak, że nie próbuje niczego złego - Nie skłamałem. Jestem Shin Touji, wędrowane medium. Raz na kilkanaście lat na świecie rodzi się człowiek z moimi zdolnościami. Pozwalają mi używać moich i odkryć w jakim stanie są organizmy żywe na tym terenie, czy są zmęczone, czy pełne sił... Dlaczego się ukrywam? - powiedział, dysząc ciężko. Nie lubił być poddawany presji - Z tego samego powodu, dla którego nie chodzisz nago środkiem miasta. Zazdrość. Gdziekolwiek się pojawię, ludzie reagują tak jak Ty. Mam już dość mocnych wrażeń. Zadowolona? - powiedział, patrząc chłodno na dziewczynę. Po wszystkim spojrzał się na swoją zdrową dłoń, i zaczął ją powoli przybliżać do jej twarzy. Był pewien, że i ona ją obserwuja. Na końcu dał jej pstryczka w nos.
- Przekrwione oczy to skaza. Udając, zapewniam sobie życie. Wydajesz się coś o tym wiedzieć - powiedział, uśmiechając się nerwowo. Mimo wszystko przekonywanie było jego mocną stroną - Nie okłamałem Cię, więc proszę, nie groź mi, skoro ja Ci nie grożę. Jestem bezbronny i nie mam żadnych złych zamiarów. A jeśli w to wątpisz, to weź tego kunaia, leży na ziemi, i rozstańmy się w zgodzie - powiedział. Gdyby jednak dziewczyna wykonała jakiś gwałtowny ruch Shin chwyta jej dłonie starając się przewrócić, odskakując na pewną odległość od plecaka i chowa za drzewem poza zasięgiem wzroku Tamiko.
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
W dziewczynie wszystko wrzało. Miała ochotę zjechać dłonią w dół, zacisnąć swoje dłonie jak imadło, na jego szyi. Automatycznie jej dłoń pojechała nieco niżej, coś ją ogarniało, czuła się wspaniale. Patrzyła się na chłopaka z dość dziwnym wyrazem twarzy. Gdy powiedział, że wszystko jej wyjaśni uspokoiła się nieco, aczkolwiek nie była ani trochę ostrożniejsza.Zatem mów, dopóki mam cierpliwość, nienawidzę kłamców, a ty na to wskazujesz.-powiedziała dobitnie wpatrując się w jego oczy.
Słuchając całej opowieści zaczęła dostrzegać braki, że niby coś takiego rodzi się raz na kilka lat? Musiała to sprawdzić, a biblioteka będzie odpowiednim miejscem, by dowiedzieć się czegoś więcej. Gdy dał jej pstryczka w nos ocknęła się i wróciła, częściowo do dawnej swobody. Jednakże po chwili znowu ją okłamał. Jakie do cholery przekrwione oczy!? Przecież przed chwilą miał normalne oczy! Normalny kolor
-Przekrwione oczy? Jeszcze przed momentem miałeś normalne oczy a teraz są czerwone. Całkowicie czerwone! I nic nie wiem, ale obiecuję, że się dowiem, a wtedy znajdę Cię i zabiję. Zapamiętaj to sobie.-powiedziała odchodząc od chłopaka. Stanęła nieco dalej, by nie mógł jej dosięgnąć i zadała tylko jedno niewielkie pytanie-Masz mi jeszcze coś do powiedzenia zanim pójdę ?-powiedziała spokojnie z uśmiechem na ustach, jakby cała ta sytuacja wcale nie miała miejsca
Słuchając całej opowieści zaczęła dostrzegać braki, że niby coś takiego rodzi się raz na kilka lat? Musiała to sprawdzić, a biblioteka będzie odpowiednim miejscem, by dowiedzieć się czegoś więcej. Gdy dał jej pstryczka w nos ocknęła się i wróciła, częściowo do dawnej swobody. Jednakże po chwili znowu ją okłamał. Jakie do cholery przekrwione oczy!? Przecież przed chwilą miał normalne oczy! Normalny kolor
-Przekrwione oczy? Jeszcze przed momentem miałeś normalne oczy a teraz są czerwone. Całkowicie czerwone! I nic nie wiem, ale obiecuję, że się dowiem, a wtedy znajdę Cię i zabiję. Zapamiętaj to sobie.-powiedziała odchodząc od chłopaka. Stanęła nieco dalej, by nie mógł jej dosięgnąć i zadała tylko jedno niewielkie pytanie-Masz mi jeszcze coś do powiedzenia zanim pójdę ?-powiedziała spokojnie z uśmiechem na ustach, jakby cała ta sytuacja wcale nie miała miejsca
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
- Ty naprawdę mało wiesz... - westchnął z ulgą, dezaktywując Kekkei Genkai - Czerwone oczy mają swój kolor z powodu krwi przedostającej się wraz z chakrą do tęczówek. Proces ten da się czasowo wstrzymać, wtedy człowiek odzyskuje dawny kolor oczu- wytłumaczył cierpliwie, po czym wziął głęboki wdech. Dziewczyna najwyraźniej uznała go za całkowitego kłamcę. Zapisać: wybierać oczywistsze fakty, mówić mniej szczegółów.
- Szukaj informacji o szczepach porywających dzieci - doradził, wstając i otrzepując się z nieczystości z ziemi. Dziewczyna znowu się spokojnie uśmiechnęła. Kto, do jasnej cholery zrozumie te kobiety?
- Jesteś przerażająco piękna - powiedział bez zastanowienia, kręcąc głową głową z niedowierzaniem. Jak ona mogła tak płynnie przechodzić od nastroju do nastroju? W jej zachowaniu nie było żadnej, choćby najmniejszej dozy płynności. To tak, jakby rozmawiał z kilkoma osobami naraz...
- Tak, chyba najlepiej będzie się tu pożegnać. Mam tylko nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz próbowała mnie zabić - powiedział półżartem, patrząc jadowicie zielonymi oczami w stronę Tamiko. - Do widzenia, mdlejąca dziewczyno. Szerokiej drogi - powtórzył, ubierając plecak i oddalając się od miejsca spotkania, podążając w stronę wioski...
z/t X2
- Szukaj informacji o szczepach porywających dzieci - doradził, wstając i otrzepując się z nieczystości z ziemi. Dziewczyna znowu się spokojnie uśmiechnęła. Kto, do jasnej cholery zrozumie te kobiety?
- Jesteś przerażająco piękna - powiedział bez zastanowienia, kręcąc głową głową z niedowierzaniem. Jak ona mogła tak płynnie przechodzić od nastroju do nastroju? W jej zachowaniu nie było żadnej, choćby najmniejszej dozy płynności. To tak, jakby rozmawiał z kilkoma osobami naraz...
- Tak, chyba najlepiej będzie się tu pożegnać. Mam tylko nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz próbowała mnie zabić - powiedział półżartem, patrząc jadowicie zielonymi oczami w stronę Tamiko. - Do widzenia, mdlejąca dziewczyno. Szerokiej drogi - powtórzył, ubierając plecak i oddalając się od miejsca spotkania, podążając w stronę wioski...
z/t X2
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Gdzieś nieopodal... Ciekawa lokacja, można powiedzieć idealna do podnoszenia umiejętności. Fukkatsu musiał wypróbować swój nowy zakup, którym był duży, piękny szkarłatny wachlarz z białym wykończeniem. Można powiedzieć - na wzór logo jego klanu. Szedł dumnie, z upiętą bronią na plecach. Dotarł do polanki, dalej nie miał zamiaru iść. Musiał mieć wolną przestrzeń, nie będzie przecież niszczył lasu, ot tak. Stanął, rozejrzał się dookoła, a tam tylko zieleń. Nikogo nie było w pobliżu, dzięki temu będzie mógł potrenować w spokoju. Nikt mu się nie będzie gapił na ręce. Pierwszy raz od dawna udało mu się znaleźć miejsce wolne od ludzi i ich głupiego pieprzenia. Tradycyjnie już wyciągnął z kieszeni zwój. Tym razem nie miał go od ojca, a od swojego prywatnego nauczyciela. To dzięki niemu mógł odkryć swoją drugą naturę. Rzucił go na trawę i rozwinął. Już wcześniej udało mu się poczytać z grubsza o co chodzi w tej zabawie. Za długo więc nie musiał teraz nad tym siedzieć. Wystarczyło mu kilka minut, by ogarnąć na nowo każdą informację. Zawsze dokładnie czytał to, co zostało zapisane. Właśnie dzięki temu był w stanie tak szybko przyswajać wiedzę. A może dlatego, że był geniuszem? Powątpiewam. Po zdobyciu informacji, nie pozostało mu nic innego jak zwinąć zwój i upchać go do kieszeni. Złapał za wachlarz, który miał przypięty do pleców. Zdjął go energicznym ruchem, jednocześnie rozkładając go. Teraz każdy mógł ujrzeć go w pełnej okazałości - niestety, nikogo nie było, albo to i dobrze. Jak miał wykorzystać drugą naturę, skoro cały czas korzystał tylko z jednej? Będzie to dużo trudniejsze do wykonania niż mu się wydawało. Pierwsze co miał zrobić to skoncentrować chakrę w łapach, a następnie przelać ją w wachlarz. Ciekawa sprawa, pytanie tylko jak to zrobić? Stanął w pozycji bojowej, wachlarz chwycił w obydwie dłonie, przelał do nich chakrę, by po chwili uwolnić ją do trzymanego przedmiotu. Gdy to zrobił, wziął silny zamach wachlarzem, a jedynie co mu wyszło to leciutki podmuch wiatru.
- Kurwa... - powiedział pod nosem czarnowłosy i postanowił spróbować jeszcze raz. Po raz kolejny stanął w pozycji bojowej, skupił chakrę w łapach, przelał ją do wachlarza i ponownie wykonał nim silny zamach. Tym razem wyszło mu małe tornado, ale to jeszcze nie było to. Próbował jeszcze kilka razy za nim w końcu udało mu się utworzyć to, czego pragnął. Robiąc silny zamach bronią, wytworzył duże tornado, które poleciało do przodu, a następnie w górę, cały czas wirując. Będzie bardzo ciekawie, gdy złapie w nie jakiegoś przeciwnika. Ułożył w głowie nawet kilka pomysłów na nowe kombinacje. Niesamowite, że został obdarzony taką naturą. Tyle możliwości było przed nim, aż żal nie skorzystać. Po skończonym treningu, nie zakładał broni na plecy. Tradycyjnie już natomiast podszedł pod jedno z drzewek, usiadł pod nim, opierając plecy o nie. Czas na relaks.
- Kurwa... - powiedział pod nosem czarnowłosy i postanowił spróbować jeszcze raz. Po raz kolejny stanął w pozycji bojowej, skupił chakrę w łapach, przelał ją do wachlarza i ponownie wykonał nim silny zamach. Tym razem wyszło mu małe tornado, ale to jeszcze nie było to. Próbował jeszcze kilka razy za nim w końcu udało mu się utworzyć to, czego pragnął. Robiąc silny zamach bronią, wytworzył duże tornado, które poleciało do przodu, a następnie w górę, cały czas wirując. Będzie bardzo ciekawie, gdy złapie w nie jakiegoś przeciwnika. Ułożył w głowie nawet kilka pomysłów na nowe kombinacje. Niesamowite, że został obdarzony taką naturą. Tyle możliwości było przed nim, aż żal nie skorzystać. Po skończonym treningu, nie zakładał broni na plecy. Tradycyjnie już natomiast podszedł pod jedno z drzewek, usiadł pod nim, opierając plecy o nie. Czas na relaks.
Nauka techniki Fūton: Kamaitachi
Rozpoczęcie: 15:53
Koniec: 20:53
Rozpoczęcie: 15:53
Koniec: 20:53
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
MISJA RANGI C
1 / 30+
"Napad !" Dzisiejszy dzień jest bardzo ładny, zresztą jak każdy, ale kto by na to zwracał uwagę. Prawda ? Dzisiejsza historia opowiada o młodym chłopaku, którego imię brzmi "Fukkatsu". Tego dnia znajdował się w miejscu, gdzie można by powiedzieć nie było wogóle ludzi. Czy aby na pewno ? Tego jeszcze nikt nie wiedział, no ale cóż można poradzić w takiej sytuacji. Czas upływał, a Fukkatsu skupił się w pełni na trening. Jaki ? No właśnie, dzisiaj chłopak trenował walkę przy pomocy swojej własnej broni. A był nią wachlarz, broń ta bardzo dobrze się prezentowała, ale czy to było potrzebne do walki...
Gdy nasz bohater kończył trening, mógł w oddali zauważyć czwórkę osobników. Kim byli ? Tego nie wiedział, ale można było powiedzieć, że byli bardzo tobą zainteresowani. Dlaczego ? Tego również nie wedziałeś, no chyba że... Po kilku sekundach chłopak zauważył, że dwójka z nich idzie w jego kierunku, natomiast pozostali woleli poczekać na nich w znajdując się w początkowej pozycji. Gdy dwoje mężczyzn się zbliżało, Fukkatsu mógł się przyjrzeć ich wyglądzie. Na pierwszy rzut oka, ich wygląd przypominał zwykłych niezadbanych ludzi, czyżby... Być może byli kimś innym. Jeden miał wysokości około metr siedemdziesiąt pięć, natomiast drugi metr osiemdziesiąt. Z każdym kolejnym krokiem byli coraz to bliżej, jak narazie odległość nie pozwalała ocenić ich wyglądu lepiej, wynosiła ona około dwudziestu pięciu metrów.... Tylko co teraz ?
1 / 30+
"Napad !" Dzisiejszy dzień jest bardzo ładny, zresztą jak każdy, ale kto by na to zwracał uwagę. Prawda ? Dzisiejsza historia opowiada o młodym chłopaku, którego imię brzmi "Fukkatsu". Tego dnia znajdował się w miejscu, gdzie można by powiedzieć nie było wogóle ludzi. Czy aby na pewno ? Tego jeszcze nikt nie wiedział, no ale cóż można poradzić w takiej sytuacji. Czas upływał, a Fukkatsu skupił się w pełni na trening. Jaki ? No właśnie, dzisiaj chłopak trenował walkę przy pomocy swojej własnej broni. A był nią wachlarz, broń ta bardzo dobrze się prezentowała, ale czy to było potrzebne do walki...
Gdy nasz bohater kończył trening, mógł w oddali zauważyć czwórkę osobników. Kim byli ? Tego nie wiedział, ale można było powiedzieć, że byli bardzo tobą zainteresowani. Dlaczego ? Tego również nie wedziałeś, no chyba że... Po kilku sekundach chłopak zauważył, że dwójka z nich idzie w jego kierunku, natomiast pozostali woleli poczekać na nich w znajdując się w początkowej pozycji. Gdy dwoje mężczyzn się zbliżało, Fukkatsu mógł się przyjrzeć ich wyglądzie. Na pierwszy rzut oka, ich wygląd przypominał zwykłych niezadbanych ludzi, czyżby... Być może byli kimś innym. Jeden miał wysokości około metr siedemdziesiąt pięć, natomiast drugi metr osiemdziesiąt. Z każdym kolejnym krokiem byli coraz to bliżej, jak narazie odległość nie pozwalała ocenić ich wyglądu lepiej, wynosiła ona około dwudziestu pięciu metrów.... Tylko co teraz ?
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Owszem, czarnowłosy odbywał przed chwilą trening z dopiero co zakupioną bronią, ale na każdego przyjdzie pora. Po pewnym czasie opadł z sił i usiadł pod drzewem, relaksując się. Podziwiał naturę, liczył odlatujące z drzewa ptaki, albo te przylatujące. Wyglądało to jak największe lotnisko na świecie. Wymieniali się, wymijali w powietrzu. Tyle dobrze, że nie było kontrolera lotu. Westchnął naliczywszy około czterdzieści pięć latających stworzeń. Wtedy spojrzał przed siebie, zmrużył delikatnie powieki, starając się dostrzec coś w oddali. Cztery sylwetki kroczące w jego stronę - tego się dopatrzył. Sprawnie podniósł się z ziemi, otrzepał tył swojego kimona z piachu i stanął wyprostowany. W ziemię wbity wachlarz, opierał o niego swój łokieć. Wtedy zauważył, jak dwójka z nich zatrzymała się, kolejnych dwóch natomiast ruszyło w jego stronę. Był gotowy na jakikolwiek atak z ich strony. W razie czego po prostu wskoczy na drzewo, pod którym siedział. Skąd miał wiedzieć, czego czterech ludzi tutaj szuka? Może po prostu chcą z nim porozmawiać, zapytać o drogę? Tego też nie mógł być pewny. Z początku nie wiedział jakiej płci są, ale gdy tylko się zbliżyli ujrzał dwóch facetów. Jacyś wysocy nie byli, zbudowani też nie. W sumie można stwierdzić, że wyglądali jak lumpy. Fu nie denerwował się, nie miał powodu. Na nerwy być może przyjdzie czas, na razie musi zachować rozwagę i zimny umysł. W przypadku ataku, każda malutka pomyłka może kosztować go życie. Mogli się po prostu ubrać w ten sposób - dla zmyłki.
- Czego? - rzucił do nich chłodnym tonem, gdy byli w odległości około dwudziestu pięciu metrów. Zrobił to na tyle głośno, żeby mogli go usłyszeć.
- Czego? - rzucił do nich chłodnym tonem, gdy byli w odległości około dwudziestu pięciu metrów. Zrobił to na tyle głośno, żeby mogli go usłyszeć.
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
MISJA RANGI C
3 / 30+
"Napad !"
Nasz młody wojownik nie był głupim chłopakiem, wręcz przeciwnie. Dobrze wiedział co ma zrobić oraz jak się zachować. Można by powiedzieć, że był świadomy zagrożenia jakie mogło by go czekać, gdyby czwórka okazała się być wrogo nastawionymi ludźmi. Prawda ? Po kilku sekundach jeden z mężczyzn wykrzyknął.
-Witaj młody !- po kilku sekundach, gdy dystans zmniejszył się do piętnastu metrów drugi z nich powiedział donośnym głosem.
-Jesteśmy z wydziału bezpieczeństwa, musisz nam oddać swoją broń, ponieważ w tym miejscu nie wolno z takową przebywać.- w głosie mężczyzny można było usłyszeć wyrafinowanie oraz pewność siebie, ale czy to nie są aby na pewno oszuści... Tego nie wiedział, być może nie powinien niczego takiego robić. Mimo wszystko pewności nie miał...
Odległość między Fukkatsu, a dwójką mężczyzn została zmniejszona co zdecydowanie pozwoliło chłopakowi bardziej określić ich wygląd. Jeden z nich posiadał kolczyki w uchu, natomiast drugi z boku twarzy miał bliznę. Ich wygląd nie przypominał w żadnym stopniu kogoś ważnego. Być może była to jakaś przykrywka ? Jedno jest pewne, Fukkatsu musiał coś zrobić. Tylko co ?
3 / 30+
"Napad !"
Nasz młody wojownik nie był głupim chłopakiem, wręcz przeciwnie. Dobrze wiedział co ma zrobić oraz jak się zachować. Można by powiedzieć, że był świadomy zagrożenia jakie mogło by go czekać, gdyby czwórka okazała się być wrogo nastawionymi ludźmi. Prawda ? Po kilku sekundach jeden z mężczyzn wykrzyknął.
-Witaj młody !- po kilku sekundach, gdy dystans zmniejszył się do piętnastu metrów drugi z nich powiedział donośnym głosem.
-Jesteśmy z wydziału bezpieczeństwa, musisz nam oddać swoją broń, ponieważ w tym miejscu nie wolno z takową przebywać.- w głosie mężczyzny można było usłyszeć wyrafinowanie oraz pewność siebie, ale czy to nie są aby na pewno oszuści... Tego nie wiedział, być może nie powinien niczego takiego robić. Mimo wszystko pewności nie miał...
Odległość między Fukkatsu, a dwójką mężczyzn została zmniejszona co zdecydowanie pozwoliło chłopakowi bardziej określić ich wygląd. Jeden z nich posiadał kolczyki w uchu, natomiast drugi z boku twarzy miał bliznę. Ich wygląd nie przypominał w żadnym stopniu kogoś ważnego. Być może była to jakaś przykrywka ? Jedno jest pewne, Fukkatsu musiał coś zrobić. Tylko co ?
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
Cała ta sytuacja śmierdziała ściemą na kilometr. Czterech ludzi przechadza się po różnych terenach i zaczepiają wszystkich, którzy posiadają jakiekolwiek bronie? Całe szczęście, czarnowłosy nie był aż tak głupi, żeby od razu ją im oddać. O czym my tutaj gadamy, on im jej w ogóle nie odda. Kiedy mężczyzna skończył mówić o oddawaniu wachlarza, Fukkatsu wyrwał go z ziemi. Facet na pewno pomyślał, że czarnowłosy odda im broń. Nic z tych rzeczy. Wbił ją ponownie w ziemie, tym razem przed sobą, co stanowiło ciekawą zasłonę. Uchiha wiedział co się święci, bez walki prawdopodobnie się nie obędzie. Stojąc za "parawanem" , który stworzył sobie z wachlarza, złożył pieczęci do Kawarimi. Dłonie miał na wysokości pasa, więc mężczyźni na pewno nie dostrzegli jego ruchu. W dodatku Fu składał pieczęci cały czas patrząc się na mężczyzn. Gdy skończył, puścił ręce wzdłuż ciała, by swobodnie zwisały.
- Bardzo ciekawa historia. Musisz mi jednak wybaczyć. To moja własność, a jak widzisz słońce dzisiaj daje mocno. Muszę się czymś wachlować, by nie umrzeć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki przyjemny wiaterek mogę tym stworzyć. Jak będziesz miły, to chętnie Cię powachluję. - wypowiedział się. W jego głosie również można było słyszeć ogromną pewność siebie. Nie bał się, cenił swoje umiejętności i wiedział, że niejednego może dzięki nim pokonać. A co do wiaterku - oczywiście nie mówił o zwykłych podmuchach wiatru. Panowie nieco się spóźnili, zdążył przyswoić walkę z pomocą wachlarza.
- Gdzie wasza legitymacja? Chcę ją ujrzeć. W innym razie nie mamy o czym gadać, a Wy możecie odejść. Nie próbuj się zbliżyć choćby na metr. - rzucił jeszcze kilka zdań w ich stronę. Co jakiś czas zerkał za nich, by sprawdzić, czy pozostała dwójka nadal stoi w poprzednim miejscu. Oparł dłoń na wachlarzu, był gotowy do walki. Pierw jednak niech oni atakują, a Kawarimi zrobi swoje.
- Bardzo ciekawa historia. Musisz mi jednak wybaczyć. To moja własność, a jak widzisz słońce dzisiaj daje mocno. Muszę się czymś wachlować, by nie umrzeć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki przyjemny wiaterek mogę tym stworzyć. Jak będziesz miły, to chętnie Cię powachluję. - wypowiedział się. W jego głosie również można było słyszeć ogromną pewność siebie. Nie bał się, cenił swoje umiejętności i wiedział, że niejednego może dzięki nim pokonać. A co do wiaterku - oczywiście nie mówił o zwykłych podmuchach wiatru. Panowie nieco się spóźnili, zdążył przyswoić walkę z pomocą wachlarza.
- Gdzie wasza legitymacja? Chcę ją ujrzeć. W innym razie nie mamy o czym gadać, a Wy możecie odejść. Nie próbuj się zbliżyć choćby na metr. - rzucił jeszcze kilka zdań w ich stronę. Co jakiś czas zerkał za nich, by sprawdzić, czy pozostała dwójka nadal stoi w poprzednim miejscu. Oparł dłoń na wachlarzu, był gotowy do walki. Pierw jednak niech oni atakują, a Kawarimi zrobi swoje.
Kawarimi no Jutsu
PieczęciTygrys → Świnia → Wół → Pies → Wąż
Zasięg Max.30 metrów
KosztE: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1%
DodatkoweW pobliżu musi się znajdować przedmiot możliwy do podmienienia
Opis Kolejna pomocna technika, która niejednokrotnie może uratować życie. Otóż jest to technika podmiany która pozwala w momencie ataku podmienić nasze ciało z zawczasu przygotowaną podmianą z beczką, kłodą bądź innym przedmiotem który znajduje się luźno na powierzchni oraz rozmiarami jak i wagą nie przekracza ½ naszego ciała. Kolejnym ograniczeniem techniki jest świadomość nadchodzącego ciosu. Użytkownik może podmienić się tylko w momencie gdy widzi nadchodzący atak. Wtedy tuż przed zadaniem ciosu następuje podmiana i nasze ciało zajmuje przedmiot wcześniej przez nas wybrany do podmiany.
Chakra: 100% - 3%(gdyby potrzebne było kawarimi) = 97%PieczęciTygrys → Świnia → Wół → Pies → Wąż
Zasięg Max.30 metrów
KosztE: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1%
DodatkoweW pobliżu musi się znajdować przedmiot możliwy do podmienienia
Opis Kolejna pomocna technika, która niejednokrotnie może uratować życie. Otóż jest to technika podmiany która pozwala w momencie ataku podmienić nasze ciało z zawczasu przygotowaną podmianą z beczką, kłodą bądź innym przedmiotem który znajduje się luźno na powierzchni oraz rozmiarami jak i wagą nie przekracza ½ naszego ciała. Kolejnym ograniczeniem techniki jest świadomość nadchodzącego ciosu. Użytkownik może podmienić się tylko w momencie gdy widzi nadchodzący atak. Wtedy tuż przed zadaniem ciosu następuje podmiana i nasze ciało zajmuje przedmiot wcześniej przez nas wybrany do podmiany.
0 x
Re: Gdzieś nieopodal...
MISJA RANGI C
5 / 30+
"Napad !"
Chłopak wiedział, że podczas tak dziwnie wygladajacego 'spotkania' kilku osób musi szczególnie uważać. Fukkatsu nie wyglądał na głupiego i taki również nie był, no ale zdanie innych osób bywało różne. Kiedy to młodzian skończył składać pieczęci do podmiany, powiedział kilka zdań, a zaraz po nim wypowiedział się na ten temat mężczyzna.
-Masz rację wiaterek jest bardzo miły, ale jeżeli nie oddasz całej broni po dobroci to odbierzemy ci ją po złości. Więc jak wolisz ?- powiedział pewnym siebie głosem w kierunku chłopaka. Fukkatsu mógł również zauważyć jak oddalona o spory kawałek dwójka ludzi zmienia położenie. Jeden z nich ruszył w prawo drogi zaś w lewo, tym samym zachowując taką samą odległość od naszego bohatera. Czyżby planowali go otoczyć ? Tego nie wiedział, ale jedno było pewne. Bez walki się nie obędzie. A co jeśli oni naprawdę mówią prawde ?
5 / 30+
"Napad !"
Chłopak wiedział, że podczas tak dziwnie wygladajacego 'spotkania' kilku osób musi szczególnie uważać. Fukkatsu nie wyglądał na głupiego i taki również nie był, no ale zdanie innych osób bywało różne. Kiedy to młodzian skończył składać pieczęci do podmiany, powiedział kilka zdań, a zaraz po nim wypowiedział się na ten temat mężczyzna.
-Masz rację wiaterek jest bardzo miły, ale jeżeli nie oddasz całej broni po dobroci to odbierzemy ci ją po złości. Więc jak wolisz ?- powiedział pewnym siebie głosem w kierunku chłopaka. Fukkatsu mógł również zauważyć jak oddalona o spory kawałek dwójka ludzi zmienia położenie. Jeden z nich ruszył w prawo drogi zaś w lewo, tym samym zachowując taką samą odległość od naszego bohatera. Czyżby planowali go otoczyć ? Tego nie wiedział, ale jedno było pewne. Bez walki się nie obędzie. A co jeśli oni naprawdę mówią prawde ?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości