Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Re: Shi no gēto
Młodej kunoichi niewiele zostało. Miała wszystko ze sobą, włącznie z przedmiotami od tamtego starszego pana. Jak dobrze, że wtedy wzięła katanę, w innym wypadku wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Nie miałaby się czym obronić, nie mogłaby zaatakować tego osiłka. Niemniej przypadkowo dobrym zrządzeniem losu udało jej się ściąć napastnika, a jej nowy kolega bardzo w tym pomógł. Tak, musiała przyznać, że gdyby nie on, to by sobie najzwyczajniej w świecie nie poradziła tutaj. Nawet jej pokłady niekończącej się nadziei na niewiele by się tutaj zdały, bo czasami pięść jest silniejsza od ideałów.
Niemniej bardziej zdziwiła ją reakcja Hikariego, który to po tym wszystkim... Rzucił się na nią i przytulił. Na twarzy białowłosej od razu pojawiły się rumieńce, bo co jak co, ale tego naprawdę się nie spodziewała. Poznała go przecież tego samego dnia, a on już się do niej przytulał jakby chciał ją udusić. Dobrze, że te czerwone paczałki nie uciekły z orbit.
- Spoko, spoko... Wystarczyło powiedzieć... Znaczy się nie przejmuj się, nic się nie stało, naprawdę. - Uśmiechnęła się, lekko zdezorientowana całą tą sytuacją. Chciała pocieszyć chłopaka, żeby nie czuł się tak jak ona, kompletnie nierozgarnięty.
Później czas minął bardzo szybko. Sakebiko widziała, jak cała ta wioska powoli i stopniowo znika, najwidoczniej już nie było celu, dla którego miałaby w dalszym ciągu istnieć. Dziewczyna jako jeszcze kompletnie niedoświadczona osoba, nie nadawała się do tego, żeby tutaj zostać. Mogłaby co najwyżej zarażać innych swoimi ideałami, albo równie dobrze wyśmiana z tego powodu. Kto normalny wierzy w to, że ludzie mogą żyć bez wojen? No chyba tylko takie ewenementy jak ten króliczek albinosek.
- Myślisz? No to może wybierzmy się na jakąś super-ciekawą, prze-epicką wyprawę! No Hikari, weeeeź! - Szczęśliwa dziewczyna, emanowała szczerym uśmiechem i nadzieją na jeszcze lepsze przygody. Postanowiła, że czym prędzej wybrać jakikolwiek kierunek podróży, który nie byłby Murem, ani terenem za nim. Bo po co takiej małej istotce używanie mózgu?
[z/t z Hikarim]
Niemniej bardziej zdziwiła ją reakcja Hikariego, który to po tym wszystkim... Rzucił się na nią i przytulił. Na twarzy białowłosej od razu pojawiły się rumieńce, bo co jak co, ale tego naprawdę się nie spodziewała. Poznała go przecież tego samego dnia, a on już się do niej przytulał jakby chciał ją udusić. Dobrze, że te czerwone paczałki nie uciekły z orbit.
- Spoko, spoko... Wystarczyło powiedzieć... Znaczy się nie przejmuj się, nic się nie stało, naprawdę. - Uśmiechnęła się, lekko zdezorientowana całą tą sytuacją. Chciała pocieszyć chłopaka, żeby nie czuł się tak jak ona, kompletnie nierozgarnięty.
Później czas minął bardzo szybko. Sakebiko widziała, jak cała ta wioska powoli i stopniowo znika, najwidoczniej już nie było celu, dla którego miałaby w dalszym ciągu istnieć. Dziewczyna jako jeszcze kompletnie niedoświadczona osoba, nie nadawała się do tego, żeby tutaj zostać. Mogłaby co najwyżej zarażać innych swoimi ideałami, albo równie dobrze wyśmiana z tego powodu. Kto normalny wierzy w to, że ludzie mogą żyć bez wojen? No chyba tylko takie ewenementy jak ten króliczek albinosek.
- Myślisz? No to może wybierzmy się na jakąś super-ciekawą, prze-epicką wyprawę! No Hikari, weeeeź! - Szczęśliwa dziewczyna, emanowała szczerym uśmiechem i nadzieją na jeszcze lepsze przygody. Postanowiła, że czym prędzej wybrać jakikolwiek kierunek podróży, który nie byłby Murem, ani terenem za nim. Bo po co takiej małej istotce używanie mózgu?
[z/t z Hikarim]
0 x
Re: Shi no gēto
- Taak... Krótka ale burzliwa rozmowa z Uchihą-Wsadź se kij w dupę i czuj mój ból-straciłem rodzinę-san nie przyniosła niczego nowego. No, może uświadomiła Kamiru trochę bardziej o beznadziejnej sytuacji w której znajdują się niedobitki krwistokich. Tamci podróżnicy odeszli, uprzednio piorąc kilka tyłków. Wsparcie liche, ale w obecnej chwili lepsze niż jakiekolwiek. Tymczasem nigdzie nie było nawet śladu tych kościstych wojowników, tak samo jak... No, reszty, jakkolwiek by się nie nazywali. Niemniej, tych kilku wojowników przydałoby się tutaj. Nawet po to, by ożywić miejsce zamieszkałe przez dusze zmarłych. Ilu już poległo w tym miejscu? Wielu. Z obu stron barykady, czyli gigantycznego muru. Choć można dołożyć jeszcze kilka metrów w górę. Do tego wystarczyłoby kilku użytkowników dotonu, ale po co? Najpierw trzeba by mieć innych ludzi do obsadzenia strażnic. Tylko co to interesowało Yukiego? Nie był to jego dom, jedynie dłuższy przystanek na pełnej mroku drodze. Znacz początek i koniec ścieżki był jasny i przejrzysty, jedynie wszystko pomiędzy ginęło w mroku. Postój na murze okazał się, póki co, czasem nie straconym, ale dość produktywnie spędzonym. Gdyby tak udało się złapać te pieski żywcem, potem miot, może dwa oswoić... Nieśmiertelni stróże domu to całkiem niezły pomysł, ne? W celach bojowych też można by je wykorzystać, ale czym by się wtedy różniła ta część świata, od drugiej, skrytej w cieniu muru? Ilością ubrań na osobę? I niczym więcej. A nie o to chodziło w tej służbie, czyż nie?
Odpowiedź Uchihy na odchodnym nie była niczym odkrywczym. Ale pomijając już całe wykłady o potrzebie picia i jego skutkach... Nie, powrót do karczmy mógł skutkować spotkanie z Łysolem, a tego nie chciała żadna ze stron. Jedno słowo za dużo, a potem trzeba walczyć o życie. Nie, upicie się i straszenie ludzi maską przy jednoczesnemu rozbawianiu zepsutym ciałem... O czym to. A, tak! Trudne decyzje. Pierwszą było przywdzianie maski, po dopinanie wszystkich zapięć by w końcu wyruszyć. Dokąd? Na mur! Co tam ostrzeżenia przerażonego utratą bliskich trzydziestolatka.
Nie szedł jednak bezpośrednio za swoim rozmówcą, takim idiotą przecież nie był. Wolał poszukać kapitana, starszego wiekiem, umiejętnościami czy czymkolwiek innym. Kogoś ważnego, kto będzie miał na tyle oleju w głowie (albo sake w żołądku) by powiedzieć mu, co tu się odwala. Bo wrzaski nie były raczej spowodowane ot tak, tylko przez świadomość samotności, poczucie straty i inne takie, podniosłe pierdoły. Główna strażnica... Wieża nad bramą? Albo w jej okolicach? Gdzieś tam. Innej opcji nie było. A jeśli spotka swojego rozmówcę? Zleje go. Nie pobije, jedynie zignoruje. Niech pozwoli pracować Bogu.
0 x
Re: Shi no gēto
Długość miecza? A może długość macki? [3/30]
Jednak bez obrazka ~(o-o)~ Podaj swe staty na pw w poście niżej w uhide ~
Jednak bez obrazka ~(o-o)~ Podaj swe staty na pw w poście niżej w uhide ~
0 x
Re: Shi no gēto
Facet, który zaczepił naszego małego bohatera sprawiał wrażenie typka, który zabiera dzieci do swojej piwnicy, by pokazać im mieszkające w niej małe koteczki. Nya, nya! Kotki są słodziutkie, ale futrzaki, które ów złoczyńcy zwykli pokazywać dzieciom, w niczym kotków nie przypominały… Uciekaj mały Yüsuke!-Krzyczała resztka bojaźliwej osobowości brzdąca w duecie z zaszczepioną mu przez Kamiru szczyptą rozsądku, gdy nieznajomy zorientował się, że… Nie… Tylko kompletny imbecyl albo inne dziecko mogłoby uwierzyć w zaserwowany przez malucha tekst o burzy. Krzyczały po prostu zaraz po tym, jak podstępny brzuszek zdradził chłopca, gdy ten mógł już bezpiecznie oddalić się od podejrzanego. Z drugiej strony pojawił się jednak inny głos… Zaraz głosy?! Czyżby Yüsuke przygarnął od Yuki’ego o wiele więcej niż potrzebował? No chyba wszyscy przyznacie, że chmara wewnętrznych „ja”, które kłębią się w umyśle i wzajemnie przekrzykują, nie jest czymś co jest dziecku do szczęścia potrzebne. Ku uciesze niewiast to wcale się nie działo, bo czegoś takiego nie da się wyuczyć od tak, zresztą Yü nawet nie wiedział o tych istnieniach wewnątrz braciszka.
Wracając do meritum… Wspomniany wyżej drugi głos mówił wyraźnie, że jedenastolatek nie może być dłużej tchórzem, przypominał o obietnicy, którą całkiem niedawno sobie złożył. Do tego żołądek wciąż głośno wołał o swoje.
-Jeśli to niedaleko de gozaru…-Powiedział wygłodzony malec jakby od niechcenia, a tak naprawdę dokonał bardzo trudnego wyboru. Na dodatek ten wybór mógł być dla niego tragiczny w skutkach. Cokolwiek by się nie działo pamiętajmy, że bachor był shinobi i to wcale nie takim słabym na jakiego wyglądał. Cóż, miejmy nadzieje, że złote dziecko poradzi sobie i nic mu nie stanie się, gdy raz przyszło mu do głowy podążać za kimś innym niż za swym wybranym członkiem rodziny.
Wracając do meritum… Wspomniany wyżej drugi głos mówił wyraźnie, że jedenastolatek nie może być dłużej tchórzem, przypominał o obietnicy, którą całkiem niedawno sobie złożył. Do tego żołądek wciąż głośno wołał o swoje.
-Jeśli to niedaleko de gozaru…-Powiedział wygłodzony malec jakby od niechcenia, a tak naprawdę dokonał bardzo trudnego wyboru. Na dodatek ten wybór mógł być dla niego tragiczny w skutkach. Cokolwiek by się nie działo pamiętajmy, że bachor był shinobi i to wcale nie takim słabym na jakiego wyglądał. Cóż, miejmy nadzieje, że złote dziecko poradzi sobie i nic mu nie stanie się, gdy raz przyszło mu do głowy podążać za kimś innym niż za swym wybranym członkiem rodziny.
KEKKEI GENKAI: Suika Kawari
NATURA CHAKRY:
Suiton
STYLE WALKI: Kenjutusu (Chanbara)
UMIEJĘTNOŚCI:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Chanbara (10 siła; 10 szybkość)
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NATURA CHAKRY:

STYLE WALKI: Kenjutusu (Chanbara)
UMIEJĘTNOŚCI:
- Nabyta -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 40+10(styl)
WYTRZYMAŁOŚĆ 20
SZYBKOŚĆ 37+10(styl)
PERCEPCJA 1
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Chanbara (10 siła; 10 szybkość)
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
- NINJUTSU E
GENJUTSU -
TAIJUTSU -
BUKIJUTSU- KENJUTSU D
SHURIKENJUTSU -
KUSARIJUTSU -
KIJUTSU -
FūINJUTSU -
ELEMENTARNE- KATON -
SUITON C
FUUTON -
DOTON -
RAITON -
- KENJUTSU D
- NINJUTSU
- Bunshin no Jutsu
- Henge no Jutsu
- Kai
- Kawarimi no Jutsu
- Kinobori no Waza
- Suimen Hokō no Waza
- Nawanuke no Jutsu
KLANOWE - Suika no Jutsu
- Suihō no jutsu
KENJUTSU - Fūma Ninken
SUITON - Suiton: Kirigakure no Jutsu
- Suiton: Mizu Kawarimi
- Suiton: Mizu Bunshin no Jutsu
- Suiton: Mizurappa
- Suiton: Mizukiri no Yaiba
- Suiton: Konbi Kirigakure no Jutsu
0 x
Re: Shi no gēto
- Hm... Los nie oszczędzał Kamiru. Tak właściwie to nie los, tylko Los i jego spółka wielbicieli. Panteon zapomnianych bogów był miejscem bardzo ciekawym, pełnym intryg, piękna i zdrady... A może chodziło o cycki? W każdym razie, Yuki nie zaliczał się do tego szlachetnego grona od dłuższego czasu to jest od wypadku w tamtej grocie. Czy naprawdę skazano go na tułanie się po świeci, czy może dzieciak siedzący w zamarzniętej jaskini po prostu ubzdurał sobie, że jest istotą potężniejsza od człowieka? Jasne, shinobi mają większe... Możliwości, niż taki cieśla. Ale nie o ten próg wyższości chodziło Czarnowłosemu, co to to nie. Chodziło o potęgę daną... Potęgę z urodzenia? Z istnienia? Ciężko to określić, w końcu bogowie powstali jednocześnie. Cała ósemka. Dobra, Szósty się spóźnił. Ale on od zawsze był inny, trudno winić kogoś, kto miał zająć się szerzeniem wegetarianizmu wśród lwów. Wola Pierwszego, co poradzić. Skąd Zamaskowany w ogóle znał takie słowo jak lew? To prawdziwa tajemnica. I na tym zakończmy, zanim ktoś tu zabłądzi w labiryntach rozumowania zimnokrwistej maszyny do zabijania.
Drugi Uchiha spotkany tego pięknego południa. Albo przedpołudnia. W ostateczności popołudnia. Określenie czasu bez maszyn odmierzających jego upływ jest upierdliwe, trudne i nigdy nie ma się stuprocentowej szansy powodzenia. Słońce wisiało mniej więcej na środku nieba, tyle wystarczy. W każdym razie, facet nie robił jakiegoś mega wrażenia na Śmierciotwarzy. Ot, ranny mężczyzna z krwistymi oczkami, na które nie starczało mu nawet siły. Kapitana też nigdzie nie było, a konkretnie to był w niebycie. Chyba, że Czwarty zgodził się od ostatniej rady, na której Kamiru był obecny, zająć się zaświatami. O ile ich do tej pory nie zniszczył to oficjalny, jak i nieoficjalny kapitan tego fragmentu muru mógł być... Eeeee... Pomińmy to.
Na szczęście upór Kamiru był prawie tak duży, jak jego przyrodzenie. A to oznaczało, że Uchiha mieli problem. Może nie dosłownie z chłodnym przyrodzeniem, ale z człowiekiem zadającym wiele pytań już tak. Jakby nie dość im było najazdów tych barbarzyńców, to jeszcze pałęta się ten gołowąs-kretyn. Jednak okazji do swobodnego zadawania pytań nie było można zmarnować. Kilka sekund formowania ich w głowie, by strudzony życiem śmiertelnik zdołał pojąć intencje istosty stojaćej przed nim.
Eto... Oczy wasze niezwykłe są. Ciągle szczycie się nimi. Jaki sekret ich jest? Po drugie... Dlaczego nowego kapitana nie mieliście? Innych prowincji o pomoc nie zwołaliście? I... Skąd krzyki te? Przekrzywił badawczo głowę, w nadziei, że ten informator nie zmieni po chwili zdania.
0 x
Re: Shi no gēto
Nareszcie się skończyło. Całkiem nagle zresztą, podobnie jak się rozpoczęło. Dzikusy wycofały się, zostawiając mur co prawda zwycięski, ale osłabiony. Straty były naprawdę ogromne. W razie następnego ataku, z tak uszczuplonymi siłami bitwa mogła mieć zupełnie inny przebieg, zwłaszcza, że pomogło sporo przyjezdnych osób, których może zabraknąć. Na szczęście nie był to problem piaskowej dziewczyny, która zamierzała zwijać się stąd jak najszybciej. Miała nieco nowych pomysłów, ale do ich realizacji potrzebowała treningu Teraz świadectwem dramatu który się tu rozegrał było pobojowisko pełne trupów i krwi oraz ranni, którzy trafiali pod opiekę medyków. Ci ostatni okazali się być nieco nad opiekuńczy i kazali zarówno Rinsari jak i reszcie przybyłego towarzystwa przez tydzień odpoczywać pod ich troskliwymi skrzydłami. Dziewczyna spędziła ten czas samotnie, włócząc się po okolicy i poznając jej zakątki, szybko się jej to jednak znudziło. Reszte czasu poświęciła na czytanie nielicznych książek które znalazła i tylko to pozwalało jej zbić jakoś czas. Miała co prawda porozmawiać z Kaienem, ale widziała go tylko w towarzystwie jego mało inteligentnych kolegów. A Kaguya nie zając, nie ucieknie. Zawsze potrafiła na niego trafić, wystarczyło pójść tam gdzie szykowała się jakaś zadyma albo duża impreza (w zasadzie to jedno i to samo) i on na pewno się tam kręcił, rzucając się w oczy jak zielone drzewo pośrodku pustyni.. Z trudem doczekała końca tygodnia, po którym najszybciej jak się dało wymknęła się w stronę traktu. Miała dość wrażeń jak na razie, pora wracać do domu.
Zw
Zw
0 x
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
Re: Shi no gēto
Za wszystkie nieścisłości przepraszam. Z pytaniami można się dobijać.
0 x
Support i twórca najlepszego ramen w świecie shinobi
Re: Shi no gēto
- Uchiha nie byli zbyt rozmowni. Dzielić się sekretami też nie chcieli. Smutasy tak trochę z nich. Albo cholerycy. Tak czy siak, niełatwo było się z nimi porozumieć, szczególnie wtedy, gdy słowa wiją się na języku niczym węże, nie chcąc wyjść na świat, walcząc z tym, który je stworzył. Kamiru nadal wiedział więc o tym tajemniczym oku, sharinganie tyle, co wcześniej. Czerwone, z jakimiś kropkami, łezkami czy inną biedronką. I że nie da się tego uaktywnić w chwili, gdy ciało jest zmęczone. Czyli ta epicka moc kosztuje, hm? Yuki wolał swoje uwolnienie lodu i możliwości, które oferował ten żywioł. Można chodzić po wodzie, pływać wśród kry, lepić bałwana na środku pustyni... No i nigdy nie poparzysz się herbatą, nigdy! Wystarczy nie pić. Bardzo proste.
Dalszy wywód dotyczący równości wśród Uchihów i ich wyższości nad wszystkimi innymi... Nie miało to większego sensu. Tacy super shinobi, a taki łomot zgarnęli. Wystarczyło trochę pomyśleć, zamiast lecieć na hop siup za mur się tłuc. Ustawić w szeregu, miotać bronią, pluć ogniem, straszyć oczkami... Nie dopuszczać ich do siebie tak długo jak to możliwe, a w ostateczności przejście do walki w zwarciu. Wystarczyło kilku ludzi podobnych do tego łysola z baru, by sprawnie likwidować najbliższe zagrożenie. Ale nieee, po co to komu. Lepiej biec z okrzykiem na ustach i wraz z nim ginąć. Obserwowanie walczących z muru było widokiem... Tragicznym? Może jednak komicznym? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, w każdym razie, jakby to ujął proletariat w typowy dla siebie sposób "Łoo Panie, chujowo im poszło, pomarli wsie.". Na szczęście Bóg Wygnany zauważył jedynie błędy w zarządzaniu, organizowaniu i wielu innych aspektach. Lepiej po prostu być nie mogło, tym bardziej, że ten dziwny, Zimnokrwisty typ... Naprawdę zainteresował się tym, co wyprawia się na końcu świata zwanym Murem.
Ustawić się lepiej mogliście, zwiad przygotować... Dalej możecie, ale bez wiary nic po tym. Mógł dowalić biednemu weteranowi bardziej, ale czy miało to jakiś sens? Raczej nie, zdecydowanie nie. Zamaskowany miał znaleźć tu sobie przychylną duszę. A przynajmniej neutralną, nie potrzebował nagłych noży w plecach (hehe). I wtedy pojawili się Oni. Tłum bezimiennych postaci wędrujących w stronę osady. Kto by się spodziewał, że po grzecznej prośbie o pomoc ktoś się zjawi. Wręcz zadziwiające, ne? Przecież zawsze wystarczyło krzyknąć, postraszyć okiem i gotowe. Tymczasem wystarczyło trochę kultury a efekt ten sam. Szare oczy prześlizgiwały się po postaciach, wypatrując w nich czegoś niezwykłego. Każdy był na swój sposób szczególny, ale z tej odległości nie dało się tego dostrzec. Trzeba by rozmawiać, poznać, zrozumieć. Dużo pracy. Zawsze mogli zająć się tym Uchiha, sami. Choć znając ich filozofię życiową choć trochę, łatwo wysnuć wniosek, że samodzielne próby dogadania się byłby baardzo trudne. Z drugiej strony, kim jest Kamiru, by w ogóle próbować coś zmienić w tym miejscu?
Nowa nadzieja? Przekrzywił lekko głowę, patrząc to na Uchihę, to na nowych przybyszy. Sam niedawno był jednym z nich. W oczach rdzennych mieszkańców nadal był.
0 x
Re: Shi no gēto
- Nadszedł czas by odejść od tematyki fallusów i wszelkich ich synonimów. Naprawdę, wystarczy już tego ch*jowego tematu, skoro na Murze dzieją się znacznie ciekawsze rzeczy.
Całarzeszamasaimigrantówludzi zmierzała w kierunku muru, by wypełnić z dumą zadanie, jakim było chronienie tego miejsca, a w szerszej perspektywie, całego świat. No, z małym wyjątkiem dwóch wysp, które najpewniej niewiele by obeszło, gdyby resztę świata spowiła wojna. Może warto by pomyśleć nad zbliżeniem Kantai i Hyuo? Z pewnością przyniosłoby to korzyści dla obu klanów. I zaniepokojone spojrzenia innych rodów, huh. Zachwianie równowagi we wszechświecie, stary porządek świata, bla bla ble. Jakby jeszcze nie zauważyli, że wszystko się zmienia. Nawet teraz, nawet tutaj. Maszerowali Ci, którzy nie mieli rodzin, bliskich im na tyle ludzi, by ich nie porzucać. A może wręcz odwrotnie? Przybyli tu z miłości? Z troski o swoich? Tutaj mogą ich bronić najlepiej, jeśli patrzeć w dużej skali. Chyba, że większość tych ludzi to degeneraci, których nie chciano trzymać w granicach swoich prowincji... Nawet jeśli i tacy się tam znaleźli to znajdzie się dla nich coś do roboty. Równi i równiejsi? Można założyć i tak. A gdyby równi byli kierowani przez tych, którzy cieszyli się poparciem?
Kamiru obracał głową to w kierunku Uchihy, to na zbliżający się ludzki rój. Jak szczury kłębiące uciekające przed ogniem, tak Ci szli wprost w płomieni, teraz ledwo żarzące się w popiele.
Powitać ich trzeba. Dasz radę iść za mną? Bóg wygnany najchętniej sam pobiegłby do zgrai świeżaków, zanim sami zaczną zadawać pytania, rozglądać się... Jeszcze natkną się na kogoś pokroju pijanego wojownika w barze, a wtedy szlak trafi reputację tego miejsca. O ile Shi no Geto miało coś takiego, a jeśli przez nieporozumienie dojdzie do agresji... Eh. O ile kulejący Czarnowłosy strażnik da sobie radę z chodzeniem i uzna, że brama nigdzie mu nie ucieknie... Pójdą razem. Zimno i Ogień, potęga krwi i potęga oczu. A jeśli Kamiru będzie musiał zająć się tym w pojedynkę... Da sobie radę.
Hop hop hop! Szybkie kroki stawiane po ziemi, budynkach i wszystkim innym, co pozwoli spotkać się z wędrowcami. Ewentualnie stuk stuk stuk, kiedy duet będzie zmierzał wolniej, ale z równi nieuchronną mocą. A gdy w końcu do nich dotrą? Spróbują zwrócić swoją uwagę. Samym pojawieniem się? Możliwe, że to wystarczy. Można krzyknąć. Zdetonować notkę w powietrzu? Inni Uchiha pomyślą, że wróg przedarł się do miasta. Albo, że atakują ich zwykli bandyci, lub oleją to wszystko. Kiedy w końcu zwróci ich uwagę czas na przemówienie, którego słowa układał w trakcie biegu/chodu.
Witajcie w Shi no Geto. Po ataku ostatnim wasze przybycie cieszy nas! Potrzebni jesteście, każdy z was! Zaczerpnął powietrza, patrząc wzdłuż i wszerz twarzy. Co miał jeszcze powiedzieć? Właśnie wybyli nam w luj ludu, a teraz wy jesteście nowym mięsem armatnim? Rzemieślnicy wszelcy zajęcie znajdziecie w sklepach i pracowniach miasteczka. Potrzebna jest broń, materiały... Wszystko. Shinobi zaś... Mur. To, co za nim jest, zniszczyć chce świat nasz. Najpierw jednak... Kto leczyć potrafi? Rannych wielu jest. Zamilkł, nie wiedząc co jeszcze może zrobić, co powiedzieć. Dopiero teraz w jego głowie zaświtała myśl, że może lepiej było zdjąć maskę przed tym, powiedzmy że publicznym, wystąpieniem. Huh.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości