Satysfakcja. To słowo w pełni oddawało uczucie, które towarzyszyło dźwiękowi łamanych kości bestii. Udało mu się znaleźć przeciwnika, który nie był ani za silny ani za słaby na to, aby pokazać na co go stać nie w warunkach treningowych. Oczywiście walka była łatwa, szybka i przyjemna, ale i tak czuło dobrze. Dodatkowo o mało nie popadł w samozachwyt, gdy udało mu się nawet zrobić mały podmuszek dookoła i to wszystko bez inwestowania krztyny chakry!
I wtedy zobaczył Ichirou, szarżującego z przodu z wielkim jak jego ego mieczem, władającego jednocześnie piachem i odganiającego się od krwiożerczych bestii jak od much. Niby taka cicha woda tylko szuru buru piaskiem, ale Diaboł Świtu chyba w końcu trochę puścił lejce no i wtedy... wtedy Seinaru dostrzegł istniejącą jeszcze tycią różnicę. To chyba dlatego to Asahi jest jego szefem, a nie odwrotnie... - Dooobra... - Powiedział sam do siebie zdając sobie sprawę z tego, że jego popis został przyćmiony od razu i teraz plasuje się na jakimś sześćdziesiątym dziewiątym miejscu w rankingu. Ciężko było zabłysnąć, gdy dookoła były same gwiazdy.
Seinaru wrócił zatem do tego co rozpoczęli wcześniej z Kakitą, spostrzegając również, że jego kōhai też już skończył swoją walkę. Właściwie to całe to senpaiowanie w stosunku do jego osoby Seinaru uważał za trochę nieadekwatne, no ale nie próbował nawet tłumaczyć tego Asagiemu, bo musiałby chyba rozłupać mu tą czaszkę i dokonać operacji na otwartym mózgu aby dodać mu odrobiny luzu. Tak czy siak należało pomóc, więc po uprzednim przebiciu gardła pokonanego potwora, aby upewnić się, że już nie wstanie i przy okazji nakarmić troszkę Nihongou, Kei wycofał się z powrotem do miejsca, w którym ostatni raz widzieli leżącą Keirę. Niestety leżała tam wciąż, nigdzie nie poszła, więc chyba było z nią naprawdę kiepsko. Samuraj cały czas osłaniał prawą stronę grupy i pozwolił Asagiemu ratować Keirę jego sposobami, bo sam na medycynie i pierwszej pomocy znał się raczej słabo. Znał się natomiast na wojaczce, więc jeśli coś jeszcze do nich doskoczy, to będzie gotowy aby ochraniać Kakitę skupionego na ratowaniu panny Koseki. - Jestem, jestem... - Zakomunikował towarzyszowi, gdy ten wpadł na taki sam pomysł podziału ról.
Gdy udało się mu już odgrzebać Keirę na tyle, że można było bezpiecznie wyciągnąć ją z gruzowiska i zanieść do medyków, Seinaru był zdania, żeby lepiej nie angażowali się oboje w jej transportowanie. - Weź ją, będę pilnował pleców. - Gdyby nieśli ją oboje i coś zaatakowało to co zrobią? Rzucą ją z powrotem na ziemię żeby jak najszybciej ponownie dobyć broni? Lepiej żeby zajęte były dwie ręce zamiast czterech. Poza tym to on tu był senpaiem, więc Kakit musi się słuchać bo inaczej każe mu zrobić seppuku hehe...
Ostatecznie więc wycofywali się z powrotem do oddziału, aby tam oddać Keirę pod opiekę iryoninów, a następnie przegrupować się i podjąć decyzję co zabić następne. Streszczenie:
1. https://www.databankimx.com/wp-content/ ... f4f608.jpg
2. Zazdroszczenie Ichirou
3. Przebicie gardła potworasa żeby nastackować włócznię
4. Powrót do Keiry i Kakity, asekurancja
5. Niech Kakit ją niesie bo mie sie nie chce
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Sytuacja na polu walki nie była najlepsza - zwłaszcza w samym sercu ugrupowania, które zostało dość paskudnie przetrzebione przez atakujących znienacka przeciwników. Jeżeli dobrze zauważył, zarówno Hakusei, jak i Keira byli w parszywym stanie, i nie wiadomo czy dożyją końca dnia - Mujin robił co mógł, żeby utrzymać ich przy życiu, wspomagany przez resztę z tych którzy zostali, jak na przykład Kuroia. Seinaru i Asagi walczyli z przeciwnikami w zrujnowanej przez smoka budowli, starając się zarazem wydobyć kobietę z klanu Kouseki, a Jun... cóż, walczył po drugiej stronie. Wszyscy robili co mogli, żeby odciążyć centrum. W takim razie mieli farta, że front był aktualnie chroniony przez wielu silnych shinobi - zarówno Kyoushi, jak i Ichirou potrafili wtłuc potężne razy. Yukiego zwłaszcza zaciekawił oręż dzierżony przez Asahiego - wyglądał tak, jakby za pomocą chakry po prostu się zmieniał i zyskiwał siłę... fascynujące. Będzie musiał z nim pogadać na temat tej broni. No ale, Yuki/Akahoshi również pełnił zadanie obrońcy przed agresorami ze środka drogi - i póki co wyglądało na to, że radził sobie bardzo sprawnie. Zarówno przeciwnicy z wcześniej, których ściął (dzięki niemałej pomocy Shiroyashy i Asahiego), jak i ten tutaj którego zmasakrował Czwartym Oddechem - wrogowie byli silni, i to dało się wyczuć po pierwszym kontakcie oręża z ich skórą i naroślami. Na ich nieszczęście jednak, Natsume również nie narzekał na swoje możliwości, i nawet jeśli jego niewielkie ciało nie jest w stanie wyciągnąć z siebie tyle samo pary co olbrzymie torsy i mięśnie Juugo, to miał przy tym to czego im brakowało: zręczność i pomyślunek. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Przed nim był kolejny przeciwnik, z którym trzeba było sobie jak najszybciej poradzić - co prawda Ichirou był niedaleko, ale Natsume nie zamierzał tak po prostu oddawać swojego przeciwnika komu innemu. Zwłaszcza, że pustynny shinobi był aktualnie w pogoni za znacznie większym zagrożeniem, pełzającym gdzieś nieopodal; on niech się skupi na swoim przeciwniku, Yuki skupi się na czyszczeniu pozostałych. Asahi i tak preferował dążyć do chwały, więc lepiej dla niego jeśli zabije duże cele, podczas gdy wolący pozostać w cieniu Natsume po prostu posprząta to co zostało. Nie czekał, aż przeciwnik znajdzie okazję i moment na zaatakowanie lub przygotowanie odpowiedniego bloku: podtrzymując Hien, Natsume natychmiast doskoczył do przeciwnika, zatrzymał się tuż przed nim na lekko uchylonych nogach, a następnie zaatakował silnym cięciem kataną od dołu, korzystając z Drugiego Oddechu swojego stylu walki. Atak ten był przeznaczony do przebijania bloków, a przy odrobinie szczęścia - może też uda się z jego pomocą przeciąć wroga, od brody aż po czoło. Z rozpołowioną twarzą raczej nie da rady kontynuować walki, ale gdyby nie wystarczyło - po prostu doprawi kolejnym atakiem, tym razem w formie Omotegiri. Nie chce przy tym ryzykować trafienia, bo Mujin i tak był przeciążony: gdyby zobaczył że atak nie zadziała jak należy, lub że zostałby zraniony przez oponenta, po prostu się wycofuje odskokiem, próbując przy okazji znaleźć inny kąt na kontynuowanie ataku. Jeżeli pokona wroga z przodu, zamierzał załatwić jeszcze jednego z nich: tego, który krył się na dachu budynku przed nim. Zamierzał to zrobić, po prostu wskakując/wbiegając na dach, by następnie wyprowadzić atak z doskoku za pomocą Hiken: Tsukikage. Oczywiście, technika oklepana, ale w tym przypadku miał do czynienia tylko z jednym celem, a nie z kilkoma, więc Trzeci Oddech tylko by się zmarnował. Po ataku zamierza odskoczyć, by spojrzeć co aktualnie robi przeciwnik... i czy w ogóle jeszcze stoi. Jeśli tak - przygotowuje się na uniki, szukając możliwości sparowania lub skontrowania. Ale to wszystko oczywiście tylko, jeśli ten na dole padnie.
Aktywna technika:
Ukryty tekst
Używana broń:
Nazwa
Hakuhyō 白氷
Typ
Tachi
Rozmiary
HistoriaNiestety, faktyczna historia powstania tego miecza nie jest praktycznie nikomu znana. Pośród rodu Yuki krążą jednak liczne legendy na temat istnienia pewnego artefaktu, stworzonego z tzw. Prawdziwego Lodu - wytworu Hyōtonu, powstałego w trakcie walki Hagoromo i Hamury Otsutsukich z Dziesięcioogoniastym. Lód ten był znany z tego, że nie istniał żaden sposób na zniszczenie go, zaś on sam był pełen czystej energii. O ile Lód ten faktycznie istniał - grudka wielkości arbuza znajdowała się na honorowym miejscu w skarbcu rodu Yuki - o tyle istnienie Hakuhyō, ostrza z czarnej formy Prawdziwego Lodu, należało tylko do pogłosek. Wedle jednej z legend, w czasach niedalekich wojnie z Demonem, w krainie obecnie znanej jako Ryuzaku no Taki żył pewien słynny kowal o imieniu Raijin. Większość doskonałych broni, dzierżonych wówczas przez liderów wszelakich rodów, wychodziła właśnie spod jego ręki, a jego fama niosła się wszędzie po świecie. To, co potrafił wykonać z odrobiny stali i ognia potrafiło nawet pomimo prostoty zachwycić nawet najbardziej wyrafinowane gusta. On sam zaś kochał to, czym się zajmował - kuźnia była jego drugim domem, zaś kochająca rodzina często pomagała mu zarówno na co dzień, jak i w pracy. Największą pociechę zaś miał on z syna - został on shinobi i wiele podróżował, nie gardząc jednak pomocą swemu będącemu w kwiecie wieku ojcu. Pewnego dnia, młodzieniec powrócił z wędrówki, wioząc spory pakunek na grzbiecie swego młodego wierzchowca. Ku zaskoczeniu wszystkich, jeszcze tydzień wcześniej wierzchowiec ten wykazywał się znakomitym zdrowiem i doskonałą kondycją. Teraz zaś wyglądał raczej jak wrak zwierzęcia. Chłopak zdjął ze zwierzęcia tenże pakunek i położył go na stole, zwierzę zaś odprowadził do weterynarza. W pakunku znajdowała się spora bryła Prawdziwego Lodu. Właściwości tego materiału były rozpoznawalne już na pierwszy rzut oka - zdawał się on pulsować lekkim błękitem, był doskonale gładki, a pomimo rozmiaru był on niezwykle lekki. Jednak jedna rzecz nie pasowała w tym wszystkim. A dokładniej - czarny kolor. Gdy rodzina położyła się spać, wszystkich zaskoczyło przejmujące zimno panujące wewnątrz domu. Był lipiec, więc nie było możliwości by miało to związek z temperaturą na zewnątrz. Nikt jednak nie potrafił określić, z czym było to związane. Każdego dnia w środku panował przyjemny chłodek, lecz w nocy temperatury te stawały się nie do zniesienia. Kowal nie był głupcem. Dość szybko pokojarzył sobie fakty i zrozumiał, że zarówno choroba wierzchowca jego syna, jak i nagłe ochłodzenie w jego domu jest związane z tym samym. Lód wysysał temperaturę z wszystkiego, czego dotykał, osłabiając istoty żywe i oziębiając otoczenie. Przechowywanie go w domu było zbyt niebezpieczne, lecz z drugiej strony, zawsze chciał spróbować wykorzystać Prawdziwy Lód w kuźni. Przeniósł go więc ostrożnie do swej pracowni, i od razu rozpoczął obróbkę - dzięki specjalistycznym mechanizmom pozwalającym mu wykorzystywać lawę w ogrzewaniu materiałów, był on w stanie ogrzać Lód na tyle, by go roztopić. Zdołał go wlać do formy na tachi w idealnym momencie - gdy już zaczynał ponownie krzepnąć. Poprzez kilkukrotne ogrzewanie i formowanie w końcu udało mu się uzyskać odpowiedni kształt i poprawną strukturę. Ostrze miecza było gotowe, i Raijin postanowił nadać mu imię już teraz - Hakuhyō, czyli po prostu Czarny Lód. Stworzył też zdobioną rękojeść, tsubę w kształcie religijnego symbolu słońca, i schował tenże miecz do przygotowanej uprzednio pochwy z drewna wiśniowego. Powiesił go na ścianie i postanowił, że będzie jeszcze nad nim pracował, by jego syn był w stanie posługiwać się tą bronią bezpiecznie - podczas trzymania miecza za rękojeść, czuł potworny chłód w palcach, więc najpewniej wciąż miał swoje niebezpieczne właściwości. Chciał to jakoś zneutralizować, był bardzo dumny ze swojej broni. Wszystko się zmieniło, gdy pewnej nocy wydarzyła się tragedia. Kowal został obudzony przez jego piętnastoletnią córkę, widocznie zrozpaczoną i przerażoną. Poprowadziła go do kuźni, w której leżał jego syn shinobi. Przycisnął on ostrze Hakuhyō do swego ciała, i od razu został za to ukarany - ostrze zareagowało z jego organizmem, w zastraszającym tempie wysysając z jego ciała temperaturę. Zanim go znaleziono, był już martwy. Zrozpaczony kowal oddał ostrze miejscowym kapłanom, by ci uniemożliwili wysunięcie tego ostrza z pochwy... lub po prostu całkowicie go zniszczyli. Nie chciał już nigdy więcej widzieć go na oczy. Pośród kapłanów znajdował się zaś pewien shinobi z klanu Yuki, specjalista w sztuce pieczętowania. Ku zaskoczeniu wszystkich, użytkownik Hyōtonu okazał się być w pełni odporny na wszystkie właściwości ostrza, nawet po rozcięciu skóry. Uznano wtedy, że to on powinien nosić ten miecz. Shinobi ten, za zgodą Raijina, wziął Hakuhyō ze sobą, na wyspę Hyuo. I od tamtej pory słuch o nim zaginął...
Opis Z daleka broń ta wygląda jak najnormalniejsze tachi o czarnym ostrzu. Z bliska da się jednak zauważyć kilka cech wyróżniających tę broń - po pierwsze, ostrze jest nieco dłuższe niż normalnie, a dodatkowo stworzone jest w całości z materiału przypominającego czarny lód. Rękojęść zdobiona jest czarno-czerwoną plecionką i na końcu ma ona krótki łańcuszek. Tsuba broni została uformowana na kształt buddyjskiej swastyki - symbolu słońca. Sama broń zaś zamykana jest w zdobionej pochwie z kilkoma pieczęciami na krawędziach.
Właściwości Długie ostrze stworzone z materiału przypominającego matowy, czarny lód, ważące tyle co zwykłe tachi. Potrafi przewodzić chakrę Fuutonu i Hyōtonu. Ostrze można roztopić za pomocą lawy, lecz nie traci się wtedy samego materiału (krzepnie on na ziemi/powierzchni zastygniętej lawy) i miecz można znów przekuć.
Wymagania 150 szybkości. Wymaga fabularnego treningu z innym użytkownikiem tego stylu lub zaliczenie treningu z samurajem znającym Iaido (może być jako element misji).
OpisPowstanie i założenia: Styl szermierczy Sengiri no kokyū został stworzony i opanowany przez Natsumego Yuki na podstawie szkolenia, odbytego pod okiem samurajskiego mistrza sztuki Iaido, Zjawy. Założenia w obu są bardzo podobne – użytkownik przetrzymuje miecz w pochwie, wysuwa go tylko na czas uderzenia, po czym umieszcza go z powrotem w sayi. Różnice jednak znajdują się w szczegółach: Sengiri no kokyū jest znacznie mniej restrykcyjne co do sposobów zadawania ciosów. Dlatego użytkownik może – w przeciwieństwie do tradycyjnego Iaido – w walce posługiwać się pochwą miecza jako obuchem, lub wykonać kilka cięć na różne kierunki przed schowaniem ostrza. Przymioty użytkownika: użytkownik jest przygotowany do walki w momencie, gdy odepnie od pasa miecz razem z pochwą i zacznie je trzymać w słabszej ręce. Moment wykonania cięcia jest sygnalizowany schyloną postawą ciała, niekiedy z przykucnięciem. Po ostatnim uderzeniu kombinacji, użytkownik umieszcza miecz z powrotem w pochwie, uprzednio strzepując z ostrza krew. Sekwencja treningowa („kata”): Osoba staje w lekkim rozkroku, trzymając w słabszej dłoni miecz wsunięty do sayi. Wykonuje wykrok nogą i wyprowadza przy tym uderzenie pochwą miecza. Drugi wykrok, cofnięcie ręki wraz z drugim uderzeniem sayą. Przykucnięcie i skulenie, chwyt za rękojeść, natychmiastowe cięcie, po którym następują następne dwa krzyżowe uderzenia. Obrót, wymach i uderzenie mieczem po skosie od góry w dół. Schowanie miecza z powrotem do sayi. Ponowny ruch wysuwający, podwójne uderzenie na boki, wsunięcie. Powtórzyć kilka razy. Przykucnięcie, piruet w prawo, jednoczesne sięgnięcie po rękojeść i cięcie od dołu do góry. Obrót, wyskok, uderzenie od góry w dół. W przykucnięciu wsunięcie ostrza do sayi.
Sekwencji tej można też użyć w walce, tylko – rzecz jasna – znacznie szybciej.
Właściwości Użytkownik potrafi wykonywać zaskakujące, szybkie uderzenia, kończone umieszczeniem miecza z powrotem do sayi. Odpowiednio użyte cięcie jest w stanie przebić się przez blok wroga, jako że ten nie jest w stanie określić, w którym momencie uderzenie nastąpi. Od poziomu szybkości 200 cięcia są tak szybkie, że widzący je (a mający percepcję dwa i więcej poziomów mniej) mają wrażenie że użytkownik w ogóle nie wysunął miecza, a tylko trzymał dłoń na rękojeści - jedynym symbolem zadanego uderzenia jest trwający ułamek sekundy świetlisty łuk w powietrzu, odbijający się od ostrza. Mający więcej niż górna granica drugiego poziomu (80<) percepcji widzi moment cięcia i ruch miecza, lecz bez szybkości szanse na unik są niewielkie.
Bonusy
+10/20/30/40/50 szybkości na technikach, zależnie od rangi
Wiadomym było, że nikt nie spodziewał się, że będzie łatwo. Tym bardziej, że sprawa dotyczyła Antykreatora. Wydawać się mogło, że na każdą sytuację jest jakieś rozwiązanie i można się na nią przygotować. Otóż nie. Rzeczywistość była bardzo brutalna i Toshiro wielokrotnie mógł się o tym przekonać. Teraz jednak los stwierdził, że akurat teraz go oszczędzi. Oberwało się komu innemu. Równie ważnemu w tej ekspedycji. Nie było miejsca na śmierć Hakuseia, ponieważ jako jedyny posiadał jakiekolwiek zdolności pozwalające wykryć zagrożenie zanim ono nadejdzie. Miał nadzieję, że szybka reakcja Mujina pozwoli na odratowanie mężczyzny, który... No nie wyglądał najlepiej. Zastanawiające było tylko czym został trafiony. Technika musiała być na prawdę potężna skoro udało jej się przebrnąć przez dwie piaskowe osłony. Stety, albo niestety Nishiyama nie miał zbyt wiele do roboty, aczkolwiek ilość wydarzeń w tym momencie mogła nieco go przytłaczać. Z jednej strony walący się budynek i pędzący na pomoc Keirze samurajowie. Przepychanki w ich szeregach, a później wystrzelenie Kyoushiego do przodu. Zaraz za nim pognał zamaskowany szermierz i Ichirou. Czarnowłosy przez chwilę śledził ich ruchy, po czym przeniósł swój wzrok na okolice Juna, aby w razie czego dać mu znać czego mógł się spodziewać po tym co znajdowało się w jego otoczeniu skoro jeszcze znajdował się w jego polu widzenia. Jeśli Toshiro zdołał również dostrzec powolną bestię to starał się jej lepiej przyjrzeć, aby sprawdzić, czy jest to chakrowy twór jak inne, czy też zupełnie co innego, bo Jugo to na pewno to nie przypominało. Gdyby nie dostrzegł nic wartego uwagi i poinformowania reszty to po prostu dalej utrzymywał pozycję nieco z lewej strony, ale dalej przy Hakuseiu, Mujinie i Kuroi, bardziej od strony wcześniej wspomnianego kapelusznika. Skupiał się raczej na przodzie, choćby z racji tego, że z tyłu była przecież zawalona brama, więc dostęp do nich był przez to zdecydowanie ograniczony, a przynajmniej nie zwracał uwagi dopóki nie usłyszał głosu Kuroia. Czyżby kolejna iluzja? Natychmiastowo odwrócił wzrok do tyłu, aby dostrzec... Harishama, który szedł w kierunku krów i starał się je pociąć. Większego idiotyzmu z jego strony się nie spodziewał, ale cóż. Najwidoczniej każdy może zaskoczyć nawet w momencie, gdy wydaje się, że nie ma już nic ciekawego do zaoferowania. Rzeczywiście bardzo chciało się to wszystko skomentować, jednak Toshiro doskonale wiedział, że nie było teraz na to najmniejszego czasu. Korzystając z tego, że spojrzał się za siebie przeleciał wzrokiek po otoczeniu za nimi, a oprócz tego czy coś przypadkiem nie czaiło się pośród tego bydła idącego w ich stronę. Chociaż gdyby to byli Jugo, to pewnie już by zaatakowali te echa przeszłości, na których z jakiegoś powodu skupił się ten odklejony od rzeczywistości wyznawca Hachimana. -Olej go. Skup się. Jak coś będzie próbowało nas zajść od tyłu to przynajmniej najpierw rzuci się na niego.- rzucił oschle gdy wracał wzrokiem od tyłów do przodu zahaczając oczywiście o piaskowego dziadka, medyka i rannego, którym się zajmował. Jeśli dalej widział charkę w Hakuseiu oznaczało, że ma spore szanse na przeżycie. Tym bardziej, że Mujin zdawał się znać na swojej robocie. To prawdziwe szczęście mieć kogoś takiego u swojego boku podczas tego typu misji. Nawet Feniksy nie były w stanie zapewnić im wsparcia medycznego i gdyby nie on... To cóż, gdyby ktoś został ranny, stawałby się jedynie przeszkodą, którą natychmiast trzeba by usunąć, a teraz? Przynajmniej była dla Hakuseia, jak i innych jakaś szansa. Jeśli chodzi o ewentualną konfrontację to Toshiro zachowuje się tak jak oczywiście wcześniej to sobie założył.
Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
Scenariusz do Iczir vs Lider-jaszczur never ending story
1. No ile można.
2. Przeskoczenie na zniszczony budynek, skracanie dystansu po przekątnej jeśli trzeba.
3. Próba unieruchomienia jaszczura.
4. Zbiżenie i plaskie cięcie wzmocnione chakrą. W przypadku nieudanej próby unieruchomienia szarża + cęcie wzmocnione chakrą.
No i uniwersalna defensywa - wyłapanie zawczasu zagrożeń piaskowym zwiadem, unik w bok lub zeskoczenie z budynku w przypadku skrajnego zagrożenia.
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Jego emocje były nie do opisania. Starał się zachowywać zimną głowę tak jak to potrafił najlepiej podczas pojedynków czy walki, jednak tym razem zdecydowanie przekombinował. A mógł po prostu atakować jak należy.
Białowłosy doskonale zdawał sobie sprawę z tego co kłębi się w jego głowie, a także co wywoływało jego agresję. Matatabi wręcz szalała za swoimi kratami, nieco zagubiona i zestresowana. Chciała natychmiast opuścić swoją klatkę i zawładnąć błękitnym płomieniem młodzieńca. Rozpalić go jeszcze bardziej niż sam potrafił się rozpalić. Zajarany już musiał reagować. Ruszył natychmiast do walki by skrócić dystans. Wszedł w konfrontację z mocarnymi zwierzętami jakimi byli Juugo.
Tu nie było czasu na kolejne pomyłki. Mając do konfrontacji przeciwników Kju myślał bardzo szybko. Bełt trafił, ale potwór był silniejszy i to on przesunął białowłosym by po chwili cisnąć nim w ścianę. Pewnie dzięki wytrzymałości i zbroi szermierz nie ucierpiał i nie był skonfundowany, więc niemal od razu udało mu się z automatu obronić przed potęga Juugo i odskoczyć. Teraz jednak musiał przejąć inicjatywę. Będąc odpowiednio blisko i zdając sobie sprawę, że jest naprawdę szybki, robi zdecydowany ruch na lewy bok bestii, unikając prawdopodobnego ataku by zaatakować ten bok obydwoma mieczami horyzontalnym cięciem pod łapska, które zakładał że ponownie spróbuje go zaatakować. Mając otwarta przestrzeń z racji swojej prędkości atakuje odsłonięty tors przeciwnika by skrócić jego życie, a najlepiej po chwili poprawić wielokrotnie tnąc będąc ciagle w ruchu, jest to jakby taktyka obiegnięcia cięcia, ponownego przeskoczenia za plecy i ponownych cięć aż do skutku upadku tego bydlaka, jednocześnie mając z tylu głowy drugą z bestii, która z tak wielką łatwością nim cisnęła. Wtedy musiał się w swoim danse makabre osłaniać stalą, by szybko znów zaatakować. Tu chodziło już o ilość cięć, które osłabią te cholerstwa. Przechodził z jakości cięć na ich większa ilość. Druga bestia jeżeli tylko się zbliży ma wpaść w jego pułapkę, gdy Kjudasz rzuci w nią jedna z katan, wprost w tors, zdając sobie sprawę, że to niewiele da, ale właśnie wtedy ma szanse skorzystać ze swojego atutu szybkości by doskoczyć i skrócić bestie o dłonie, którymi go zaatakowała. To musiała być zemsta i osobiste wyjaśnienie porachunków. Nienawidził być pomiatany, więc teraz z zaciśniętymi zębami i wściekła miną planował rozprawić się z nimi dwoma, jedną która była blisko niemal ćwiartując, a drugą pozbawiając kończyn po zaskoczeniu.
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Sayonara…Niebieskooki wraz z Seinaru przynieśli Keire do medyków i… nie pozostało już im nic więcej. Spoglądając na szkarłatną smugę, która znaczyła ich trasę, samuraj otworzył szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, że poza ogólnym poważnym poobijaniem miała jeszcze dodatkowe rany, których uciekał ten życiodajny płyn.
Co było robić? Z każdą porcją krwi, z dziewczyny uchodziło życie, a wraz z nim świadomość. Niebieskooki spojrzał z malującą się w oczach… rozpaczą w stronę medyków, ale ci nie mogli teraz pomóc. Gdzie jest śmierć… tam zawsze jest śmierć. Obaj Iryonini dwoili się i troili by uratować ciężko rannego dowódcę i nie mogli pomóc kunoichi, która… po prostu poleciała trochę za blisko słońca. Kakita mógł tylko patrzeć, jak z nieprzytomnego ciała jasnowłosej uchodzi życie. Co mu pozostawało? Może, gdyby była tu Ayame, może gdyby wiedział więcej, może… wiele z tych przyszłości które mogłyby być nie działy się teraz. Tu i teraz, Kouseki Keira odchodziła, a w zasadzie, odeszła. Nie mógł nic zrobić. Nie zdążył przed Shinigami, który nie mogąc odebrać Hakusai’a zabrał ze sobą kunoichi, która pobierała nauki w jego szkole. Chciał ją poznać, zrozumieć lepiej… – Nie pokażesz i już swojej metody dwóch mieczy… – rzekł klękając przy jej ciele, po czym poluzował prawą rękawice by uwolnić palce i zamknął jej oczy. – Przepraszam. Niech twój duch odnajdzie drogę do oświecenia, a jeśli masz się znów narodzić, odnajdź mnie. Mamy niedokończone sprawy. – zakończył z lekkim skinieniem głowy, po czym ubrał na powrót rękawice. Spojrzał raz jeszcze na ciało dziewczyny, z którego uleciała iskra życia. W tym momencie białowłosej… już z nimi nie było. – Twój lud dowie się, jak zginęłaś. – zwrócił się do niej ponownie, po czym złożył ponownie obie, chronione na powrót pancerzem dłonie jak do modlitwy i raz jeszcze się pokłonił i… to było tyle. Nie mogli jej ze sobą teraz zabrać, w każdym razie on nie wiedział jak. W tym momencie liczyli się żywi i ci, którzy walczyli o ich życia.
Kakita podniósł głowę i rozejrzał się. Dobiegł do niego krzyk Ichirou, który ścigał straszliwego wroga, który to wydawał się bawić z Diabłem Pustyni w kotka i myszkę. Ostrzeżenie, jakie wykrzyczał jeden z „pułkowników” było jasne i samuraj nie zamierzał w to ingerować tylko… kto obecnie dowodził?
Śmierć Keiry była szokiem, ale… czego się spodziewali, ruszając na bitwę? Tutaj, gdzie miecze, jutsu i pazury splatały się w śmiertelnym tańcu, tam jest śmierć i życie. Nie mogą teraz się rozkojarzyć, muszą działać, potrzebna jest jasna komenda, tylko… jaka? Kakita rzucił pytanie w stronę młodego Nary, ale ten wydawał się być bardzo skupionym na obecnej sytuacji i… nie skory do wydawania poleceń. Hakusai również w tej chwili się do niczego nie nadawał. Niedobrze.
Gdzieś tam, we mgle, toczyła się straszliwa walka, której efektów samuraj nie widział. Zarówno Kyoushi, jak i Natsume oraz Jun zniknęli z pola widzenia. Nie inaczej było w przypadku Asahi-dono, ich formacja została rozbita, rozeszli się w różnych kierunkach dzieląc pole walki na serię indywidualnych potyczek. Co więcej, jeśli „snajper” który przed momentem zadał im takie obrażenia zamierzał ich oflankować, to wpadali w coraz trudniejszą sytuacje. Przeciwnik posiadał zdolności sensoryczne, mógł ich bez trudu namierzyć i wystrzelać, o ile oczywiście Asahi-dono go nie przyciśnie. Kakita nie znał zupełnie specyfiki jutsu, jakim zostali zaatakowani, ale podejrzewał, że coś takiego nie może zostać użyte w biegu. Dlaczego? Cóż, jeśli by się dało, to najpewniej już by oberwali. Trzeba było zmniejszyć liczbę potencjalnych ofiar… Czy wróg wiedział gdzie znajduje się dowództwo? A jeśli tak…to w jaki sposób? Skąd mógł to wiedzieć?
Jeśli wiedział to… Asagi skieruje się ok 15 metrów "w górę" ulicy, odsuwając się od głównej kolumny. Ucieczka? Nic z tym rzeczy. Asagi nie mógł teraz wiele zrobić, ale… czuł instynktownie, co należy. Brak komendy prowadzi do chaosu, a oni nie mogą sobie na to pozwolić. Ten, kto jednak będzie komendy wydawał, może się stać celem, wroga, a więc… nie można być przy medykach. Można im tak kupić też trochę cennego czasu. Ryzykowna i groźna gra, bowiem dzisiaj Shinigami chyba ruszył na żniwa, a kosy miał dwie: oddział ninja i… wściekłych Jugo. – Seinaru-senpai, zajmij prawą flankę. – poprosił? Nie, rozkazał Asagi, samowolnie podejmując się ryzykownej roli. Póki snajper był żywy, stanowili zbyt łatwy cel, musieli się teraz rozproszyć i przegrupować. – Jun-san, melduj o sytuacji! W razie braku walki, wspomóż Uchiha-san i Akahoshi-dono. Przekaż im, że Hakusai oberwał i straciliśmy Kouseki-dono, trzeba się przegrupować. – zdecydował samuraj, biorąc pod uwagę, że „na północy” walczą mistrzowie miecza. Tam nie latają (chyba?!) techniki zdolne ranić przyjaciół, może się przydać wsparcie i trzeba ich też powiadomić o sytuacji. Nie można sobie pozwolić na nadmierną samowolkę, tylko… czy on właśnie tego nie zrobił? Podjął się… samodzielnej decyzji rozstawiania figur na szachownicy, ale… ktoś musiał. Asagi znów poczuł się jak na lekcjach sztuki wojennej w szkole Taka, kiedy starsi samurajowie opowiadali o tym jak dowodzić oddziałem. To wszystko było tak odległe, a jednak tak bliskie zarazem. To nie była jednak kolejna partia shōgi... – Toshiro-san, przesuń się parę metrów w lewo i wypatruj pocisków z prawej strony. Liczę na twoje oczy, bądź gotów na unik. Harisham-san, osłaniaj Mujin-san oraz Kuroi-san od strony bramy. – kolejne rozkazy. Oczy ciemnowłosego były w jakiś sposób niezwykłe. Może podobnie jak Setsuna i Ayame, obie z klanu Hyuuga, potrafił widzieć chakre? W zasadzie, to co mówił dokładnie na to wskazywało. Może więc dostrzeże chakrowe pocisku we mgle, zanim te zdołają ich trafić i ponownie poranić?
Niebieskooki starał się w pamięci odtworzyć mapę ostatniego starcia. Pewne było jedno, nie mogą wszyscy tutaj stać i czekać aż oberwą kolejnym nalotem, na szczęście, pamiętał skąd szedł atak. Oczywiście, że wróg tam najpewniej już nie stał i może to nawet ten sam, z którym mierzył się Asahi-dono, ale wcale nie był to pewnik. To, co było pewnikiem to fakt, że piaskowa tarcza, jaka była tutaj ustawiona nie była specjalnie mocną ochroną, ale lepsze to, niż nic. Z drugiej jednak strony, jaki jest sens siedzieć za osłoną, która nie chroni? Kolejny obszarowy atak i wszyscy zginą. W walce trzeba zachować dynamikę, brak ruchu oznacza śmierć.
Niebieskooki myślał dalej. Odsuwał ich najlepsze oczy od „kolumny dowodzenia", więc może w momencie ataku nie oberwie. Wszystko co może przyjść „z północy” wyłapią Jun, Kyoushi i Natsume, nie mogą jednak tam walczyć nie wiadomo jak długo. Oczywiscie, Asagi musi mieć też oku Toshiro, jeśli coś go zaatakuje z lewej, to będzie interweniował na pełnym speedzie by go osłonić/wyprzedzić atak Jugo'sa tnąc mieczem. Priorytetem jest zabicie tego snajpera, a następnie przegrupowanie się i usunięcie z tego miejsca. Może do tego czasu uda się już medykom odratować Hakusai’a na tyle, że będzie można się przesunąć chociaż trochę w głąb wioski, albo w miejsce, gdzie można się lepiej bronić, tylko… co może zatrzymać te złote pociski?
W tym momencie już niewiele pozostało samurajowi, który zdecydował się… podjąć komendę. Która jest potrzebna do momentu pojawienia się kogoś kompetentniejszego. Musi przy tym zachować ostrożność, możliwe bowiem, że wróg, przeciw któremu ruszył Ichirou zdecyduje się jednak natrzeć na samuraja (albo jakiś inny umknie przed ostrzami Natsume i Kyoushi'ego
Jeśli wróg uczyni to za pomocą świetlistych pocisków, niebieskooki spróbuje uskoczyć tudzież przetoczyć się w bok. Teraz wyostrza zmysły, nie może napatoczyć się ani w atak Ichirou, ani cios tajemniczego potwora.
Ciekawiej jednak, jeśli bestia ruszy na niego z zamiarem walki jeden na jeden. Wtedy… wtedy samuraj dobędzie miecza i… gdy bydle będzie blisko przeleje na klingę chakrę wykonując cięcie uskakując w bok, trochę za szybko by trafić potwora, ale… dość by posłać Hadan. Trzy chakrowe ostrza (bezpośrednio po kenryuto) by rozwalić ciało bestii na trzy fragmenty i rozminąć się z nim. Cóż dalej? Jeśli bydle padnie martwe, to fajnie. Jeśli nie, to pchnięcie za pomocą tachi w głowę/szyję i dalej pewnie odskoczenie...
Tak czy inaczej, Kakita zajmując swoją pozycję nie tylko dowodzi, ale i służy za dodatkową straż, gdyby coś miał "z północy: zaatakować...
Jak też zauważono, stara się mieć na uwadze co z Toshiro, nie mogą go stracić, będzie go więc też bronił, to trudne...
Skrót:
Asagi żegna się z Keirą
Asagi przejmuje dowodzenia i zajmuje wysuniętą pozycję KLIK
Strzeże środka drogi, jednocześnie ma na uwadze Toshiro by móc go wspomóc w razie czego.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Zasoby chakry Mujina kurczyły się w zatrważającym wręcz tempie. Medyczne jutsu, nawet pomimo jego stopnia zaawansowania w kontroli swoich własnych zasobów, potrafiły pożerać koszmarne ilości chakry. Ale Mujin regenerował nimi komórki na podstawie sąsiednich. Zmuszał organizm do autoregeneracji, do oszukania śmierci. Zmiany kursu życia. Nic dziwnego że pobierało to sporą część jego zasobów, które i tak były mniejsze od tych innych ninja. Ktoś mógłby powiedzieć, że wybór Iryojutsu przy takich uszczuplonych z góry zasobach, było niemądre. Nierozsądne. Ale kto powie dziecku z pasją, którego wspierają kochający rodzice zaznajomieni z profesją, że medycyna jest głupia? Nikt nigdy nie powiedział mu, żeby zajął się czym innym. Że to nie jest praktyczne, że ninja powinien lepiej zabijać. Że jego marzenie powinno zostać marzeniem. Nigdy nie miał okazji zderzyć się z brutalną rzeczywistością, z ograniczeniem. Był całkowicie wolny ze swoimi pociągami do sztuki Iryojutsu. Czemu to wszystko przeleciało mu w głowie akurat w tym momencie? Czemu akurat teraz, na placu boju, siłując się ze śmiercią o życie jednego człowieka, którego osoba była mu całkowicie obojętna? Która nie znaczyła dla niego więcej, niż kurz na szczycie półek w jego pracowni? Mujin określiłby to jako niemożliwość do skupienia uwagi, a znał się dobrze i dobrze znał swoje ograniczenia i przywary. Nawet w takim momencie wymagającym ekstremalnego skupienia, z tyłu głowy siedział ten obcy głos. Ten mały skurwysyn który uświadamiał go w jego życiu, przypominał o różnych rzeczach. Czasami go słuchał, bo gadał z sensem. Zauważał mrówkę i Mujin natychmiast za nią podążał, żeby sprawdzić czy jest to gatunek który zna. A czasami ignorował, kiedy miał poważniejsze sprawy. Głosik nie zawsze był postacią negatywną więc, jak ktoś mógłby pomyśleć. Tym razem głosik przypominał mu o tym wszystkim, kiedy na oczach Mujina organy wewnętrzne pacjenta zasklepiały się. Naczynia krwionośne łączyły się w jedno, jak mięśnie odrastały. Jak z potężnej dziury po świetlnym pocisku nie zostaje wiele. I ten właśnie cichy głosik mówił do niego. "To dzięki temu wszystkiemu tego dokonałeś. Kto inny mógłby uratować tego człowieka, jak nie ty?". Mujin był przekonany, że raczej nikt. Jedna, może dwie osoby. Samodzielnie uratował człowieka przebitego na wylot. Dobrze, był Kuroi. Podręczny dozownik chakry. Podczas operacji czuł przepływającą przez jego ciało energię, jak przelewa się ona bezpośrednio w jego dłonie. Jak jego własne zasoby nie uszczuplają się już dłużej. - Dziękuję, Kuroi-san. Dalej sobie poradzę. - powiedział do swojego zbiornika na chakrę. Miał już wystarczająco dużo zasobów żeby dokończyć robotę samemu. Miał zresztą obawę, że Kuroi nie da rady dłużej zaspokajać jego zapotrzebowania na chakrę. Mujin nie znał stanu nikogo innego. A stan dowódcy był w miarę stabilny. Ale zamierzał jeszcze chwilę przy nim spędzić. Jeszcze chwilkę podtrzymać technikę medyczną żeby upewnić się w stabilności jego fizycznej kondycji. Właśnie, czy miałby odpowiednio siły żeby wstać? Poruszać się samodzielnie? Mujin tak czy siak zamierzał go obudzić, ale chciał wiedzieć czy byłby w na tyle dobrym fizycznym stanie. Ale no, wtedy pojawił się niby kolejny ranny. Trup. Zaraz, trup? Kto? Mujin zerknął. Kobieta na kryształowym smoku, która wyszła z szeregu? - Kuroi-san, mógłbyś potwierdzić zgon? - zapytał Mujin krzywiąc się pod nosem. Nie żeby miało to znaczenie, jego twarz nadal była zakryta. Ale jego głos nieco się załamał. Prawie niesłyszalnie, ale nadal dało się to wyłapać. Jeśli faktycznie dziewcze było martwe, to już jej nie pomoże. A dowódca jest jeszcze w stanie sensownym do wyjścia stąd. Trudne sytuacje wymagały trudnych środków i nie zawsze dało się uratować wszystkich. Pamiętał, jak za czasów jego nauk, Akuhara-sensei przyjął do siebie ciężko rannego ninja, ale nie udało mu się go uratować. Zmarł. Mujin zaczął płakać, jako świadek tego wszystkiego, ale mistrz położył mu rękę na głowie i powiedział "Nie ma co płakać nad martwymi. Oni nie potrzebują twoich użalań. Płacz nad swoją bezsilnością. Bo mogłeś go uratować, ale byłeś na to za słaby". Mujin jednak zachował kamienną twarz. To było poza jego możliwościami. Jak byłby w stanie? Gdyby tym zajął się szybciej, mógłby zdążyć. Na pewno sobie to wytknie, na pewno przypomni te okoliczności. Ale nie teraz, teraz miał ważniejsze sprawy niż martwienie się swoimi brakami. Cichy głosik z tyłu głowy zamilkł, jak gdyby wyczuwając moment w którym powinien siedzieć cicho. - Halo, Hakusei-san? - powiedział, podsuwając pod jego twarz swój bukłak z wodą i wylewając mu nieco na twarz. Potrząchał nim. Jeśli było trzeba to sprzedał lekkiego policzka. Chciał go obudzić. Owszem, mogli być smutni, ale byli w środku wrogiego terytorium. Potrzebowali kogoś kto wydałby im rozkazy. Osoby decyzyjnej. Jeśli będzie trzeba, to użyczy Hakuseiowi swoich robaków, które stworzą pod nim chmurę na której będzie mógł się przemieszczać. Najważniejszym było, żeby się obudził. W międzyczasie Mujin znalazł w swojej torbie pigułkę żywnościową i spożył. Możliwe żę będzie jeszcze potrzebował chakry, a lepiej żeby miał ją w zapasie.
1) Jeszcze trochę podleczy Shōsen no Jutsu
2) Stara się go ocucić
3) Zjada pigułę
4) W razie czego służy chmurką z robakami
Seinaru wpatrywał się w martwe ciało. Keira była poturbowana, zapewne połamana, brudna i zakrwawiona. Teraz można było jej się przyjrzeć i zastanowić się, skąd wzięła się u nich nadzieja na jej odratowanie? Pomijając fakt, że dziewczyna nie była pierwsza w kolejce do lekarza specjalisty, to czy w ogóle dałoby się ją jeszcze doprowadzić do porządku? Być może tak, ale nawet jeśli priorytety medyków były inne, to nie można było nikogo winić. Nawet ona nie była winna własnej śmierci, choć postąpiła nieco brawurowo. - Szkoda... - Tyle się nabiegali i namęczyli, a na końcu ona i tak wzięła i umarła. Kei obserwował jak Asagi żegna się z nią i odprawia na tamten świat, a sam zastanawiał się jedynie nad tym, czy wypada aby włócznią pobrać również trochę jej krwi? Chyba nie zaszkodzi, prawda? I tak wszędzie było jej pełno, a jej się już raczej nie przyda. Wypadałoby jednak podeprzeć to jakimś banialukiem, żeby inni krzywo się na niego nie patrzyli. - Tak jest, twój lud się dowie, a do tego twoja krew pomoże pokonać naszych wrogów i pomścić twą piękną duszę... - Czy jakoś tak... To rzekłszy, Kei z czcią zbliżył grot swojej włóczni do jej ran i pobrał troszkę krewki, bo tej Nihongou jak na razie nie miała dość. Oczywiście nie grzebał jej w ranie jak jakiś zwyrodnialec, jedynie pogłaskał tam gdzie było trzeba w ilości minimalnej do tego, aby jego broń mogła się tym zadowolić. - Kuroi, potrafiłbyś zapieczętować jej ciało? Nie godzi się go tutaj tak zostawiać. Zapewnimy jej godny pochówek. - To mówiąc wyjął z torby pusty średni zwój i podał go towarzyszowi w nadziei, że będzie on w stanie spełnić prośbę. Po tej czynności okres żałoby się skończył i trzeba było wracać do pracy.
Ku zaskoczeniu Seinaru, stery w przetrzebionym centrum oddziału przejął Kakita, który sam wysunął się do przodu i zgrabnie rozstawił wszystkich po kątach. Do ich uszu dobiegł również krzyk Ichirou, który ciągle jeszcze gonił swojego przeciwnika, a który to przeciwnik chyba wcale nie zamierzał dać się złapać. Pastuszkowi znowu została przydzielona prawa flanka i choć nie potrzebował on do tego wyraźnego polecenia, to nie miał nic przeciwko temu aby zająć miejsce tam, gdzie był potrzebny. Nie miał zamiaru "wpieprzać się" Asahiemu do potyczki, ale chciał asekurować grupę przed nadciągającym wrogiem. Stanął więc blisko medyków od strony nadciągającego zagrożenia, wypatrując we mgle źródła kolejnego ataku. Nie szarżował do przodu na spotkanie z Jaszczurem, lecz stał w miejscu gotowy do zajęcia walką każdego przeciwnika, który się do niego zbliży. Oczywiście nie dotyczyło to chakrowych pocisków, które wcześniej zmasakrowały ich dowódcę. W przypadku wystrzelenia takowych przez Jaszczura, Kei umyka przed nimi w bok nie przejmując się zupełnie tymi, którzy zostali za jego plecami. No... może jeszcze krzyknie, żeby uważali i też uciekali. To na co był w stanie odpowiedzieć, to oczywiście fizyczna walka z Jugo, któremu udałoby się dotrzeć do grupy. Jeśli Ichirou nie uda się go zdjąć na przedpolu i Jaszczurowi udałoby się przypuścić atak na centrum oddziału, wówczas Kei staje z nim do walki, blokując ciosy włócznią i blokując mu drogę. Streszczenie:
1. RIP
2. Stackowanie włóczni na zwłokach Keiry
3. Prośba do Kuroia o zapieczętowanie zwłok do godnego pochówku LOL
4. Zajęcie miejsca na prawej flance
5. Oczekiwanie na przeciwnika i obrona oddziału:
a) w przypadku pocisków unik z krzykiem ostrzegawczym dla reszty
b) w przypadku ataku fizycznego bloki i związanie walką
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
W związku z licznymi problemami:
Mianownik: Harisham
Dopełniacz: Harishama
Celownik: Harishamowi
Biernik: Harishama
Narzędnik: Harishamem
Miejscownik: o Harishamie
Wołacz: Harishamie
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Śmierć była chciwa i żądna ofiar. Chciała więcej, wyciągała ręce nawet po tych, którym jeszcze pozostało wiele do przeżycia. Była niezaspokojona, jej apetyt wzrastał w miarę jedzenia. Nie oddawała chętnie tych, których już raz złapała, tych którzy chociaż trochę próbowali się do niej zbliżyć. A może po prostu była samotna? Może to po prostu wołanie o pomoc, wołanie o odrobinę uwagi. Każdy od niej uciekał, każdy się bał, . Nawet jeśli sam uwielbiałeś zabijać, to sam nie chciałeś spotkać śmierci, chciałeś odsyłać tam innych. Iryonini widzieli śmierć każdego dnia, była częstym gościem, tym starym przyjacielem, który zawsze się dąsa, przynosi złe nowiny. Tym, z którym spędziłeś już tak wiele czasu, że nawet w sumie Ci to nie przeszkadza.
Hakusei jednak zaczynał wracać do siebie, dosłownie odżywać. Jedną nogą był już po drugiej stronie, już mógł żegnać się ze wszystkimi, lecz starania Mujina miały sens, przywracały go do nas. Kuroi w sumie nie spodziewał się, że aż tak wyczerpujące dla niego będzie przekazanie chakry. Czuł jakby ktoś strzelił mu po ryju i to tak konkretnie. Dwa proste wymierzone w jego mentalną głowę, nawet nie chciał wiedzieć ile obydwoje wykorzystali chakrę na zregenerowanie tego człowieka do stanu przydatności. Tylko że to nie miał być koniec. Nie nie, zabawa dopiero miała się zacząć. Do ich "namiotu" został przyprowadzony ktoś jeszcze, kobieta. W sumie z początku ciężko było ją poznać - cała we krwi, piachu, kurzu, kawałkach gruzu. Niestety mieli tylko jedną kobietę ze sobą - Keira. Silnie obrażenia całego ciała, kość wystająca z nogi, ubytek krwi tak duży, że teraz ciężko było cokolwiek dostrzec. Leżała teraz na ziemi, tak spokojnie, tak bardzo wyróżniała się pośród tego chaosu, w którym przyszło im być od kiedy tylko się rozdzielili. Szalejący Juugo, niszczejące budynki, dziwne duchy albo raczej istoty z chakry. Popatrzył na nią mrużąc oczy. Dla niej było już za późno. Jej dni kończyły się właśnie teraz. Przylgnął dłonią do jej szyi, podniósł jej rękę ku górze, dla pewności sprawdzał czy nie ma pulsu, ale wiedział doskonale jak to się skończy. Przymknął oczy, chciał chociaż jeden promyk nadziei, lecz ten zgasł już wcześniej. Ciało powoli sztywniało, krew przy nodze zaschnęła. -Walczyłaś dzielnie, a teraz śpij dziecko. Śnij snem pięknym, gdzie nie ma tego szaleństwa, gdzie możesz zaznać spokoju. - głos miał spokojny, opanowany. W jego wnętrzu zaś był istny sztorm, złość, wściekłość. Kolejny żywot, żywot piękny i cenny. Kolejne życie, które opuściło ten świat. Śmierć nie robiła na nim takiego wrażenia jak kiedyś, dlatego też umiał opanować głos, być tym niewzruszonym filarem. Jego wzrok zaś... tego opanować nie mógł i po tym widać było, jak ten stary dziadyga chętnie by wstał, chętnie zacząłby ciskać piaskiem w stwory - lecz teraz był Hakusei, teraz ważne było, żeby doprowadzić go do stanu używalności. Patrzył jak samurai kładzie swoją dłoń na oczach kobiety. Kuroi zaś złożył jej ręce złożył piersi, jeszcze można było je poruszyć. Pierwszy oficjalny zgon ich grupy. -Niestety. Będziemy musieli poczekać na naszego Diabołka. - odpowiedział ze smutkiem do Pastuszka, bowiem jego zdolności pieczętowania stały na dosyć niskim poziomie. Wziął od niego jednak zwój, położył tuż przy ciele kobiety. Nie mogli jej tutaj zostawić, powinni oddać ciało jej rodzinie, lub chociaż pochować ją w dogodnym miejscu. Nie w tej przeklętej wiosce, nie by klątwa dotknęła także ją. By błąkała się jak te istoty, jak te krowy które Harisham cały czas niszczył skraplając się w razie czego. Była członkiem ich grupy, grupy zgranej i dobrze działającej. Nie mogli jej tak po prostu tutaj zostawić. Sam jednak wyciągnął z kieszeni pigułkę i włożył ją sobie do ust. Przegryzł, część sił do niego powróciło, jednak im dłużej tutaj są, tym większe będzie zapotrzebowania na energię.
Sytuacja na polu bitwy chyba po raz kolejny zaczynała się uspokajać, a wraz z nią, chciałoby się powiedzieć, że i każdy z nich. Niestety tak nie było. Dalej przecież pozostawali na terytorium wroga, więc swojego sukcesu nie mogli świętować zbyt długo. Musieli przeć na przód, do samego końca starać się dotrzeć do innych grup, bo przecież jak zawsze musiało coś pójść nie tak. Wskazywały na to przecież eksplozje w samej wiosce, które na szczęście lub nie - ucichły. Oby odbył się ten lepszy wariant wydarzeń, w którym to druga grupa go wywołała specjalnie i dzięki temu cokolwiek uzyskała. A oni? Jun zniknął gdzieś w domu po lewej, nie wiadomo co z nim się działo. Część klepsydry wystrzeliła na przód i po nich ślad też zaginął. Na szczęście wydawało się, że odgłosy walki cichły. Z każdą sekundą działo się coraz mniej. Najbardziej jednak interesowała go chyba prawa strona, bo tam była jego krewniaczka, jeśli oczywiście można nazwać tak osobę o wspólnym pochodzeniu choć nie koniecznie pochodziło się z tego samego rodu. W każdym razie byli z tego samego miejsca, z tej samej ziemi, od której zaczęli swoją wyprawę. Czy dalej na niej byli? Ciężko powiedzieć, duża szansa, że tak. W takim razie... Hej, przecież nie mogli zawieźć. Szczególnie oni, a także małżeństwo Sanada, a Keira zdawała się znać na swoim krysztale całkiem nieźle. Pomimo dziwnych taktycznych decyzji podjętych przez białowłosą nie miał przecież jej nic do zarzucenia. Proces leczenia trwał i trwał. Wydawało mu się... Nie, nawet mu się nie wydawało. Kuroi musiał oddać całkiem sporo sił Mujinowi, aby w ogóle miało to rację bytu, on zaś spędzał nad ciałem Hakuseia kolejne, cenne sekundy. Ileż to trwało? Obrażenia musiały być na prawdę poważne, ale widać było, że medyk zdecydowanie staje na wysokości zadania. -Nie żyje.- wycedził przez zęby po tym jak zobaczył gasnące źródło chakry w ciele Keiry, a Mujin poprosił o potwierdzenie zgonu. Nie było takie potrzeby, on widział, że ona umarła. W końcu jednak stało się to, czego przecież wszyscy byli świadomi, że może się stać i raczej się stanie, a i tak nikt przecież nie wierzył, że ktokolwiek z nich może zginąć. Tym bardziej, że była osoba, z którą najwięcej go łączyło z tych wszystkich ludzi tutaj. Choć łączyło tak na prawdę bardzo niewiele to jednak. Znał ją przecież od lat. Choćby z samego widzenia. Przemykała mu w życiu wielokrotnie, a on nawet nie dostrzegł tego, że ta po prostu trochę się go bała i przez to nawet nie było dane mu zamienić z nią kilku słów. Kurwa. Dlaczego Shinigami zdecydowała się zabrać akurat ją? Obiecywali sobie przecież, że po tym wszystkim nadrobią zaległy stracony czas i Toshiro zdecydowanie mówił w tamtym przypadku poważnie. Jak zawsze powątpiewał czy w ogóle do tego dojdzie, bo przecież z jego charakterem to bywało różnie, ale przecież prędzej czy później do tego by doszło, prawda? No nieprawda. Jak widać los po raz kolejny zagrał na jego losie odbierając mu coś z życia. Zacisnął mocniej ręce na rękojeści mieczów. Nie było słów, którymi można było wyrazić śmierć kompana, a przynajmniej czarnowłosy tak uważał. Czcze słowa samurajów w ogóle nie pomagały. Szczególnie tego mniej samurajowego, Seinaru. Zaznać spokoju? Pf. Po śmierci nie czeka przecież nic oprócz obrócenia się w proch. Zapamiętają cię tylko ci, których znałeś oraz ci, którzy uważali, że cokolwiek w życiu osiągnąłeś. To wszystko było niesprawiedliwe. -Co się stało? W jaki sposób zginęła?- z jego ust padły w końcu pierwsze słowa. Słychać było, że jego ton zdecydowanie zlodowaciał, aczkolwiek z zewnątrz starał się trzymać fason. Nie oczekiwał przecież rozbudowanych opisów. Chciał wiedzieć jak zginęła. Nie tylko do raportu, ale dla własnej wiedzy. Przecież ktoś władający kryształem nie ginie tak łatwo. Asaka praktycznie cały czas chodziła w takich sytuacjach w swojej kryształowej zbroi. Keira na pewno też ją znała, w takim razie jak? Jak coś było w stanie przebić się przez ten cholerny kryształ?! Nieobecne oczy w końcu przeniosły się na Asagiego, który mówił przecież wprost do niego. Pobudka! Trzeba dalej działać i nie pozwolić śmierci Keiry pójść na marne. Na opłakiwanie przyjdzie jeszcze czas, teraz trzeba było skupić się na żywych. -I tak miałem sprawdzić co się dzieje z Junem. Długo nie wraca.- odparł patrząc beznamiętnym wzrokiem w samuraja, który zaczął bawić się w dowódcę. Może i dobrze. Nie mogli sobie pozwolić na kolejną stratę. Z godnie z zaleceniem Kakity, a także swoim wcześniejszym zamiarem skierował się w lewą stroną nie tylko zważając na prawą, ale także na to co działo się zupełnie po lewej, tam gdzie domek zdawał się kończyć. Oprócz tego starał się podejść najbliżej jak mógł żeby zobaczyć co działo się w środku. Po drodze oczywiście dalej uważał na zagrożenia trzymając się swoich wcześniejszych założeń defensywnych, czyli czekanie na atak i ewentualne wspomożenie się iluzją gdyby dostrzegł, że coś może pójść nie tak.