Nie wiedział, jakie możliwości ma klon Hana. Czy ktokolwiek z nich wiedział? Może Yukirin. Tak? Tak miała na imię? Tak ją nazwał Hikari, więc chyba tak. Zdenerwowana kobieta (bo Shikarui bardzo sumiennie odczytał jej emocje) miała sobie radzić z nimi ze swoją grupą, więc to i tak nie była w tym momencie jego sprawa. Nie to, żeby nie był ciekaw tego, co widzi. Bo był. Cholernie. Nie sposób było odróżnić tych klonów - miały nawet swój własny przebieg chakry, miały jej równy podziały, miały... niczym nie różniły się od oryginału. Czy niesamowite oczy Akiego albo Toshiro rozpoznałyby je? Były na pewno równie niebezpieczne co osoba, która je stworzyła, dlatego nie zamierzał sprawdzać.
-
Dziękuję. Wykorzystamy to. - To był bardzo dobry pomysł - ten, na który wpadł Hikari. Czarnowłosy w ogóle by o tym nie pomyślał... ale też nie podejrzewał, że ktokolwiek będzie chciał im pomóc. Na jego twarzy się to odmalowało - w minimalnej wersji, bo mimika Sanady była niemal zawsze oszczędna, ale jednak. I to był ten rodzaj bardzo pozytywnego zaskoczenia. Tak samo skinął głową Yoshimitsu. -
Uważajcie na siebie. - To jedne z tych bardziej banalnych słów. Zostawienie czegoś (
kogoś) za plecami i polecenie, żeby dbali o własne zdrowie - w końcu to ich własny interes. Nie każdy jednak mógł mieć oczy dookoła głowy. Shikarui wiedział, że Asaka nie pozwoli mu zginąć samotnie. Tak jak i on nie planował umierać. Jego wola przetrwania napędzała jego działania przez wszystkie te lata. Nie planował dać się zabić. Nie planował być samobójcom - jak widziała jego i Asakę Yukirin. Ale z planami było tak, że bardzo lubiły zaskakiwać. Nie same sobą - oj nie. Lubiły zaskakiwać właśnie tym, czego ten plan nie uwzględnił. W końcu nie mógłby powiedzieć, że nie odczuwa strachu. Nie istniało na tyle mocne przekonanie, żeby nadać samemu sobie pewność, że wszystko pójdzie gładko. Och, rany... wszystko mogło pójść zupełnie nie tak. Upaść na głowę - i skręcić sobie kark. Rzeczywistość potrafiła zadziwiać, ponieważ ludzie potrafili zadziwiać. Tak jak mimo wszystko Yoshimitsu i Hikari zadziwili dzisiaj Sanadę. Ten "x" na Yoshimitsu zdążył się zamazać. Oburzenie dziecka, że ktoś zepsuł jego zabawkę zniknęło i został czysty fakt - no tak, krzyczał. Gdyby Shikarui tak nie
pokochał w chwilę Sashy, zrobiłby to samo, co on. Nie po to tutaj przyszedł, żeby te czynniki zewnętrzne tylko prowokowały bardziej opcję, w której wszystko spada - i słychać ten nieszczęsny dźwięk łamanych kości.
Czarnowłosy odbił od towarzystwa i tylko skinął Asace głową. Z dala od klona. Byle do celu. Ciężko było mówić o pozytywnych nastrojach. O radości czy... o czymkolwiek takim. Czuł ciężar niepowodzeń zebranych w supłające się wokół żołądka flaki. Dlatego nie wahał się nawet przez moment, żeby zacisnąć palce na dłoni Asaki. Czekał na to tyle lat... i tak wiele się przez te wszystkie lata zmieniło. Nawet brał pod uwagę, że mężczyzna o nim zapomniał - tak całkowicie. W końcu był tylko pyłkiem na wietrze. Spędził tyle lat na poszukiwaniach, na budowaniu, na swoich obsesjach, chowając niedoskonałości i pracując nad doskonałościami... i co na samym końcu miał pokazać? Zeznanie z życiorysu? Spis grzechów?
Co od siebie dać? Mimo to czuł się gotów do tej rozmowy. Przecież nie po to prezentował czerwień oczu. Nie po to miał pokazać po prostu samego siebie - w całej okazałości. Tak, jak widziała go Asaka.
-
Ja ciebie też. - Odpowiedział, spoglądając na tę drobną istotkę, którą miał przy swoim boku. Tak, cokolwiek by się wydarzyło to wierzył, że nie było dla niego innej drogi. Nie było innej możliwości. Musiał się znaleźć dokładnie tutaj, w drodze na cmentarz. Być może w drodze na cmentarz, z którego miał już nie wrócić. Ale
niczego nie żałował. I to było chyba najważniejsze.
Na zawsze razem. Zdawały się mówić teraz te czerwone oczy. W tym wcieleniu i w każdym następnym. Gdziekolwiek Asaka by się nie pojawiła, zamierzał ją odnaleźć. Dotrzeć do niej i być znowu z nią. Bogowie nie mogli mu jej odebrać, więc jak miałby odebrać mu ją Han? Był cierpliwy. Mógł czekać nawet setki lat. Był bardzo cierpliwy. -
Zrobisz kwiaty? Na grób.
Shikarui przełączył się na wizję sferyczną. Miał ciągle w pamięci ewentualną pomoc od Hikariego, ale na razie... oj nie, na razie cały on i jego zmysły były skupione na osobie, do której się zbliżali. Już wolniej, kiedy byli w zasięgu. Nie kryjąc się ze swoją obecnością. Czy w ogóle swoją obecność dało się ukryć przed Hanem? Oto i był - w całej swojej odsłonie. W całej dumie i całym załamaniu. Całym strachu i popłochu, jaki wróżył światu. Oto człowiek, którego imienia bano się wysławiać. Shikarui poczuł dreszcz na karku, znów, na samo wspomnienie jego chakry. Jego przemiany. Powoli uniósł dłoń do kaptura i zsunął go z głowy. Jak wiele się zmieniło, och, jak wiele... tylko nie zmienił się Han. Burza jego czerwonych włosów, jego aura, cały on. Dokładnie taki, jakim go zapamiętał. Za to Shikarui? Wtedy był wychudzonym, przegłodzonym chłopakiem w szmatach. Zahukanym i zastraszonym. Z przerażeniem i zdumieniem patrzącym, jak Aka i Han prowadzą konwersację.
-
Minęło wiele lat od naszego ostatniego spotkania. Dałeś mi wtedy możliwości i nadzieję, mówiąc, że nazwę to klątwą. I że kiedyś przyjdę po więcej. Wykorzystałem je i nie przestałem nazywać darem. - Tak, Hana można się było bać. Można go też było kochać. A to bardzo niebezpieczne połączenie. Shikarui przede wszystkim jednak odczuwał... smutek. Teraz ten smutek mu wręcz ciążył. -
Przedstawię się raz jeszcze. - Pokłonił się z szacunkiem przed czerwonowłosym. -
Sanada Shikarui. To moja żona - Sanada Asaka. - Wyprostował się i wskazał białowłosą o złotych oczach dłonią. Zabawne. Asaka szukała podobieństwa w wyglądzie Hana i Shikiego, a on spojrzał w złote oczy Hana i pomyślał od razu o Asace. Tsujiteigan jego oczu lśnił w bladej mgle jasnym karmazynem, żarząc się jak zgubne ogniki na trzęsawiskach. -
Wszyscy zarzucali mi brak instynktu, a mi zawsze się wydawało, że to mój najmocniejszy atut. - Shikarui uśmiechnął się bardzo słabo i blado na milisekundę, ale nie ze strachu - ze smutku właśnie. Tym nie mniej jakoś rozbawiła go ta ironia. Każdy po kolei:
"oszalałeś? Zginiesz!" Tylko czemu? CZEMU?
Jego Śmierć... zawsze miała zielone oczy. I zawsze była jego przyjaciółką. Dziś przybrała kolor złota i przez to wcale przyjaciółką nie przestała być.
Techniki:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): odznaka Sentoki od Kosekich, Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku z dzwoneczkiem, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce
Zbroja: 3 kunai na prawym udzie, 3 kunai na lewym udzie
Ukryty tekst