- Ludzie są zawistni. Nie potrzebują nienawiści do ciebie, żeby się powybijać. Nie potrzebują do tego nawet chakry – z chakrą czy bez niej nic się pod tym względem nie zmieni. Tak właśnie uważała. Gdyby tak nie było, to zwykli bandyci, który o chakrze słyszeli tylko z opowieści nie napadaliby na innych, równie pozbawionych zdolności kontroli ludzi. Czy chakra będzie czy nie, ludzie i tak będą się między sobą bić. I tak niektórzy będą rządni krwi. I tak będą innym robić okropne rzeczy.
Ludzie robili też sobie okropne rzeczy, gdy nie wszystko szło tak, jak to sobie zaplanowali. Tak jak okropne rzeczy robił Sanada Masayuki, tylko dlatego, że jego pierworodny syn urodził się bez klątwy, która wyniszczała cały ród. Asaka na moment przymknęła oczy – zawsze bolało ją, gdy słyszała o cierpieniu, jakie musiał wytrzymać Shikarui w rodzinnym domu. Nie mówił o tym często, ale Asaka zapamiętała to bardzo dokładnie. W końcu… to jego rodzina doprowadziła do tego, jaki był obecnie. A był nieidealny, pełen wad i skrzywionych zachowań, które ona przez te wszystkie lata starała się wyprostować i wygładzić, a i tak wiedziała, że nie ma takiej mocy, by go „wyleczyć” ze wszystkiego. Chociaż próbowała. I zmiana i tak była już ogromna. Nie był już taki zahukany, potrafił załapać, kiedy ktoś żartuje, albo używa sarkazmu. Nie brał wszystkiego tak dosłownie i do siebie. I nawet więcej mówił, bo kiedyś wyciągnąć coś z niego nie było takie proste. I nie patrzył już tylko na własne korzyści, ale miał w pamięci, że jest odpowiedzialny za jeszcze jedną osobę. Miała teraz zajęte ręce, więc nie mogła wyciągnąć dłoni, żeby delikatnie musnąć nią po palcach Sanady, albo żeby poklepać go po plecach, przypominając, że tutaj jest, musiało więc wystarczyć jej zmartwione spojrzenie, gdy już oczy otworzyła i spojrzała na męża. Nie zasłużył na takie traktowanie. Nikt na coś takiego nie zasługiwał, a już tym bardziej nie dziecko, w którym nie było ani grama winy. Więc Asaka, która nie pałała uwielbieniem do Senninki, rozumiała, dlaczego Shikarui jest dumny, że ją ma. I rozumiała, dlaczego nienawidził Jugo.
Miał do tego pełne prawo.
Uśmiechnęła się jednak lekko, gdy z takim zapaleniem zaczął mówić o życiu na własnych zasadach. Mówił tak, jakby rzeczywiście w to wszystko wierzył. Był głupi, oj tak, wiele argumentów do niego po prostu nie docierało, kiedy już coś sobie wymyślił, ale był jej głupcem. I ten głupiec widział w Hanie swój swego rodzaju autorytet, z czym białowłosa nie potrafiła się pogodzić przez lata. Wiedziała jednak skąd się to bierze. Jugo było tak mało, że gdy spotkał drugiego, który dał mu to, czego odmówiła mu natura i co zniszczyło jego dom, rodzinę, dzieciństwo, charakter, wszystko, to nic dziwnego, że szukał w nim zrozumienia i pochwały. Głupio. I ślepo.
- Shikarui nienawidzi Senninki przez to co mu przez jej brak zrobiono, ale też kocha ją, bo była wszystkim, o czym marzył przez tak długi czas – czarnowłosy… miewał problem z wyartykułowaniem swoich myśli i uznała, że pora mu trochę pomóc, bo się zaczął zakręcać w tej dumie i nienawiści. - Mądrą, ha. Bardziej pyskatą na pewno – to ona zawsze skakała, to ona gryzła po kostkach. Shikarui bronił swojego terytorium, ale i Asaka była jak taka lwica, gotowa chronić bliskich i honoru swej rodziny.
Więc oryginalni mieszkańcy Oniniwy nie żyli. A ci, którzy tutaj byli to… eksperymenty. Z jakiegoś powodu na dźwięk tego słowa na krótki moment pomyślała o Mujinie, ale zaraz szybko wyleciało jej to z głowy i po prostu patrzyła się przed siebie, ważąc w głowie te wszystkie słowa. Potomkowie eksperymentów. Co im zrobiono, że tak zdziczeli? Shikarui nigdy nie był taki… zwierzęcy.
Han wyciągną rękę po pozytywkę, którą mu podała, a Asaka była wtedy skupiona na tym, by patrzyć, czy czerwonowłosy nie robi żadnego gwałtownego ruchu. Nie zrobił. Odebrał skrzyneczkę i zakręcił korbką, a znajoma melodia znowu przecięła grobową ciszę. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na to, że kilka mięśni twarzy mu drgnęło. Nie zdziwiła się tym jednak zbytnio; przecież to jego przeszłość. W końcu się odwrócił i dał swoje pozwolenie, a Asaka nie czekała, aż zmieni zdanie i delikatnie wyminęła go, nie patrząc już na niego, mając nadzieję, że Shikarui popilnuje jej pleców, i zbliżyła się do grobów, przy których najpierw kucnęła, a później uklęknęła, wypuszczając przez usta westchnienie ulgi. Była wytrzymała, ale bez przesady, a nie była jednak w pełni swoich fizycznych możliwości w tym momencie. Dopiero wtedy gotowa była przeczytać kto został tutaj pochowany, o ile taka informacja w ogóle gdzieś się znajdowała. Kobieta pochyliła się do przodu, układając na każdym grobie kilka czerwonych lilii, a wtedy też złożyła dłonie i skłoniła głowę, oddając szacunek pochowanym tam zmarłym.
Ociągała się ze wstaniem na nogi nawet wtedy, kiedy dołączył do niej Shikarui. Dlatego nadal była na ziemi wtedy, kiedy Shikarui przekazywał katanę Hanowi. Podparła się jedną dłonią o ziemię, a drugą niemal w geście obronnym, przyłożyła przedramieniem do brzucha.