Ciekawskość. Od pierwszej chwili Han wydawał się Shikaruiemu po prostu ciekawski. Nawet tutaj, kiedy stali na cmentarzu pośród duchów wszystkiego, co kochał i co cenił, nawet teraz, kiedy wspominał o szabrownikach i spoglądał w pierwszej chwili tak, jakby naprawdę przybyli tutaj złupić jego dom, nawet w tym jednym momencie oskarżeń opuścił ręce i uspokoił przepływ chakry. A może to nie była ciekawskość? Może to była prosta potrzeba, jak najbardziej ludzka, żeby zamienić z kimś kilka słów? Skryta w jego sercu potrzeba, żeby ktoś go wysłuchał i porozmawiał z nim jak równy z równym? Ktoś
normalny, no chociaż względnie. Przecież NESa i Yoshimitsu do normalnych nie można było zaliczyć. Shikaruiego też nie, skoro był dla takiego Yoshimitsu inspiracją. Którykolwiek powód to nie był, zasłaniając się swoim nazwiskiem, czuł, że rozmowa z Hanem nie jest wcale aktem samobójczym. Jest ryzykowna, jest chodzeniem po krawędzi, ale to nie jest moment, w którym samemu sobie wbijasz ostrze w brzuch. Tak samo jak zasłonił się tym, że
chce kupić reszcie trochę czasu. Wypowiedział przed domem swoich przodków bardzo odważne słowa - że przecież zabiłby wszystkich, którzy pchają swoje łapy tam, gdzie nie powinni. Tymczasem zastanawiał się, czy naprawdę był sposób, żeby przynajmniej część wyszła stąd żywych.
Nie wiedział, czy mężczyzna przed nim zdaje sobie sprawę, jak wiele mógł widzieć tsujiteigan. Nie wiedział nawet, czy mu to przeszkadzało. Niewiele o nim wiedział. Niewiele wiedział o jego planach, o tym, co się stało w jego życiu, o tym, co go naprawdę motywowało. Ostatnim razem powiedział, że zabrnął za daleko, żeby zawrócić. A może wiedział więcej, niż mu się wydawało? Ludzie byli jednostkami złożonymi. Mimo to nie nad wszystkimi się zastanawiał i nie wszystkim poświęcał chwile swojego umysłu.
Bękart. To jedno słowo potrafiło wywrócić całe życie do góry nogami. Tylko dlatego, że nie byłeś czystej krwi i tylko dlatego, że chciałeś żyć normalnie. Chciałeś być traktowany normalnie.
Nie. Jesteś bękartem, więc znaj swoje miejsce. I proszę bardzo - jak wysoko można było zabrnąć pomimo braku tej błękitnej krwi, którą tak wychwalano i uważano za lepszą.
-
Ludzie, przede wszystkim, boją się tego, czego nie rozumieją. I nienawidzą tego, czego się boją. - To był wniosek, który mógł wyciągnąć nawet z własnego życia. Bał się nieznanego. Bał się ludzi, których nie znał i którzy mieli możliwości, którym nie wiedział, czy sprosta. Czy będzie wystarczająco dobry, żeby wyjść naprzeciw. Właśnie - minęło 5 lat. 5 naprawdę szybkich lat, w mniemaniu Sanady. Zmienił się on i zmienił się świat wokół niego - na lepsze. Na o wiele lepsze miejsce. Mimo to nadal szukał tej jednej, jedynej rzeczy, której nie mógł dostać i której nikt już nie mógł mu zapewnić. Tej, której szukał w Hanie i której również otrzymać nie mógł. Był skazany na poszukiwanie tego do końca życia i ciągłe trwanie z przeświadczeniem, że czegoś mu brakuje. Czegoś, co na szczęście wypełniała w większej części Asaka i sprawiała, że ten ciężar wcale nie był aż taki dręczący. Nie mógł tego dostać, bo nie było już jego matki, ojca ani dziadka, którzy położyliby mu rękę na ramieniu i powiedzieli, że w końcu jest częścią tego rodu. Czuł się, szczególnie teraz, jakby sam był intruzem, który nieproszenie wtargnął do tej rodziny. I chociaż żył będąc dumny z symbolu, który był wyszyty na jego płaszczu i który przyozdabiał jego zbroję, symbolem rodu Sanada, to nie zmieniało to większej części jego życia, w której jako członek tej rodziny traktowany nie był.
-
Byłem pośmiewiskiem dla całej wioski. Cyrkowym zwierzęciem przez te oczy. Hańbą, którą cały mój ród chciał wymazać. Nigdy nawet nie przyznali się, że jestem ich synem. A mojej matce pozwolili umrzeć w samotności i hańbie, tylko dlatego, że nie urodziła godnego potomka. Ojciec przychodził, bił ją i mnie, tylko dlatego... - Na moment zamilknął. Senninka... to nie tak, że nie uważał ją za klątwę. Inaczej nie uważałby, że zniszczenie chakry uchroniłoby Jugo. Złożył dłonie - zacisnął jedną dłoń w pięść i przyłożył ją do wyprostowanej dłoni, by lekko się pokłonić, z szacunkiem - tak jak uczeń mógłby się kłaniać swojemu mistrzowi. -
Dziękuję za naukę. Wyciągnąłem z niej wnioski. Nie spojrzę jednak na klątwę, którą otrzymałem z twojej dłoni, jako przeszkody. Nawet jeśli senninka jest klątwą, która tłoczy żyły wszystkich Jugo, ja będę nosił ją nadal z dumą. - Wyprostował się. To była jego perła. Bolesna. Mieszająca zmysły. Ale i on przecież nie był złoty. Z senninką tylko... bardziej psuł się jego charakter. A teraz trudno. Należało przełknąć gorycz i wielką gulę w gardle i żyć dalej. Spojrzał prosto w te złote oczy Suzumury. -
Żyjemy na własnych zasadach. I chociaż przeszedłem przez Piekło będę przez nie szedł dalej. Potykając się można iść do przodu, dopóki się nie upadnie i nie podniesie. - Tak. Był pewien tych słów. Był pewien opozycji, w której stał, w stosunku do Hana. Asaka dała mu tę siłę, żeby uwierzyć w końcu w siebie i nie zamierzał splamić jej słów, lat ich znajomości i... zaraz, że czego on nie zamierzał?
To nadal ten sam ty, czy już krzywe odbicie w lustrze? Moc tych słów była niemal widoczna w jego oczach. W pewnym spojrzeniu czerwieni. -
Wyszedłem naprzeciw Wojnie, by uratować Akiego. I dlatego wyszedłem naprzeciwko twojej dłoni. - Han o tym nie wiedział - bo skąd mógł? Shikarui naprawdę... -
Naprawdę nienawidzę klątwy, która obróciła mój dom w pole wojny. - Od miłości do nienawiści był bardzo bliski krok. Tańczył w niej płynnie i bardzo płynnie się po niej przemieszczał. Chyba jednak Han miał złe pojęcie o tym, co dokładnie wydarzyło się w Kami no Hikage. -
I to, w moim mniemaniu, czyni mnie głupcem. A jednak robię to raz za razem. - Gotów był walczyć o to, co pokochał, do upadku. Do ostatku sił. Jak każdy tygrys, który bronił swojego terytorium. Słabsze osobniki odpuszczały - przecież walki tygrysów nie były aż tak brutalne. Ale ludzie byli inni - ludzie zazwyczaj żądali życia za życie. Czarnowłosy zazwyczaj go żądał. -
Na szczęście to nie ja, a Asaka jest tą mądrą. - Znów nawet na moment się uśmiechnął. I chociaż to nie był wcale żart, bo tak było, zawsze chwalił jej mądrość, to jakoś ocieplało serce. I nawet ta mgła, która zlepiała włosy i skraplała się na zbroi, wsiąkała w materiał płaszcza i dostawała się za kołnierz, przestawała być taka zła.
Lekko rozszerzył na moment oczy ze zdziwienia, kiedy padły słowa, że to nie są mieszkańcy Oniniwy. Spojrzał za wzrokiem Hana i spojrzał tam, gdzie jego wzrok dotrzeć nie mógł. Tam, gdzie Yoshimitsu właśnie poległ, a Hikari...
och. Czemu to ta dziwka, Yukirin, nie mogła paść? Tylko oni? Eksperymenty... jakie okropne eksperymenty mogły stworzyć coś takiego? Co to za... co to za okropieństwa? Zaraz jednak wrócił do wizji sferycznej. Choć może... nie powinien.
Sanada zrobił kilka kroków w kierunku Antykreatora, nie spoglądając nawet na niego i położył mu dłoń na ramieniu. Tak na moment. Na chwilę. To nie była dłoń "
ale ci współczuję". To było jak dotknięcie nieznajomego, by dać mu znać, by dał sobie czas. A w razie czego może na niego liczyć - nawet jeśli nic już nigdy nie będzie dobrze. I nic nigdy nie będzie takie samo. Chyba coś musiało być w tych Jugo, że niemal jak łabędzie - zakochiwali się, tak prawdziwie, raz i na całe życie.
Obrócił się w kierunku grobu i zrobił w jego stronę dwa, trzy kroki, by pokłonić się głęboko przed przodkami i oddać im hołd razem ze swoją żoną. Naprawdę się cieszył, że tutaj z nim jest. Że jednak Asaka nie chciała zostać. Dlatego nie oponował nawet przez chwilę, kiedy oświadczyła, że na tę wyprawę rusza razem z nim.
Czerwień z jego oczu zniknęła już chwilę temu. Została tylko zmęczona lawenda. Jezioro, którego dno wyłożono ametystami.
-
To również powinno znaleźć się w twoich rękach. Nie powinna tam niszczeć. - Odezwał się po chwili. Wyciągnął w jego stronę katanę, która pokryta była rubinem, cienką warstwą chroniącą ją przed rozpadem. Na pewno zdolny sztukmistrz będzie w stanie ją odbudować. Przywrócić jej dawną świetność. Kansho-in zawsze uczyła go, w że w broni drzemie dusza. Dlatego tak ważne jest, by o nią dbać, pielęgnować i co najwazniesze - dopasować ją do siebie samego. Do tańca zawsze potrzeba była dwojga.
Techniki:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): odznaka Sentoki od Kosekich, Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku z dzwoneczkiem, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce
Zbroja: 3 kunai na prawym udzie, 3 kunai na lewym udzie
Ukryty tekst