Trybuna północna

Awatar użytkownika
Hayami Akodo
Posty: 1277
Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
Wiek postaci: 26
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak
Multikonta: brak
Aktualna postać: Hayami Akodo

Re: Trybuna północna

Post autor: Hayami Akodo »

Hayami zacisnął zęby. Spojrzał na Shigę gniewnie. Skąd, do cholery...Zaraz. Jak on go nazwał? Jak? JAAAAAK?! "Ślicznotko"?! Chwila. Moment. Kurwa, moment. W głowie Hayamiego wyrosło milion myśli, a każda gorsza i zdecydowanie mniej obyczajna od poprzedniej. Gdyby nie obecność kobiet na trybunie i obcych, młody samuraj wydałby z siebie dziki okrzyk godny pradawnych słowiańskich wojowników...znaczy, godny dawnych bushich sprzed wielu pokoleń, i zaatakowałby otwarcie tego księżulka. Niestety, mniszek - wcale nie lekarski - miał taką aurę psychopaty i demona pożerającego ludzkość, głodnego krwi i śmierci, że nawet dzielny samuraj, który coś tam widział w czasie wojny, wolał nie ryzykować niepewnej walki w obliczu przeważającej przewagi tego dziwnego człowieka. Zresztą, nawet jeśli użyłby swoich technik bukijutsu, nie miał pewności, że zadziałają - nieznajomy mógł je jakoś skontrować techniką żywiołu, jeśli taką posiadał (a na 90% posiadał), brązowowłosy byłby więc skazany na fight z użyciem tych nędznych Suitonów i dodatkowo jeszcze osamotnionego Kai.
Należało też zwrócić uwagę na multum strażników - jeśli teraz wydobyłby miecz albo yari, zapewne zostałby od razu spacyfikowane. Posłał więc Shidze długie, oburzone spojrzenie, wręcz dygocąc ze złości. Ten...ten mniszek, ten zakonniczek pospolity, ten...Ten człowiek...

-JAKA ŚLICZNOTKO, KURWA?! Człowieku, co ty pieprzysz?! Co to, kurwa, ma być, czy ty godzisz w mój honor czy coś?!-wydarł się histerycznie, wściekle, zaciskając pięści. Pan zaświatów? Księżniczka? Do cholery jasnej, o czym ten facet gadał? To, co w jego ustach było niewinnym żartem, wesołą kpiną wymienioną z Chise, teraz w ustach Shigi brzmiało tak, jakby Uchiha była obiektem fanatycznego kultu. A tacy ludzie bywali bardzo niebezpieczni, kiedy zaślepiała ich wiara.

A ciebie nie zaślepiła miłość? Nie byłeś idiotą, biorąc na siebie rolę ojca po siedemnastce?

Teraz nie miało to już znaczenia. Wyprostował się, gdyż głos Seinaru - spokojny i trzeźwy - przypomniał mu, jakie tak naprawdę są jego priorytety. Przypomniał mu, z kim tak właściwie tu przyszedł i po co. Zmartwienie, o którym na chwilę zapomniał, wróciło ze zdwojoną siłą. Co, do cholery, stało się z tą narwaną dziewczyną? Zacisnął wargi, opanował się. Nieznajomy przyjaciel Kosuke był...dziwny. Bardzo dziwny, ale czy to był powód, by się wściekać? Kei miał rację, lepiej by było, gdyby już stąd odszedł.

-Hai. Lepiej już pójdę-rzucił w kierunku samuraja, po czym skłonił się lekko nieznajomemu...kapłanowi? Bajarzowi? Na pewno znajomemu Chise.-Przez jakiś czas zostanę w Kantai. I jeśli bierzesz udział w turnieju, to na pewno się spotkamy. Nie myśl sobie, że nie będę żądał wyjaśnień...walki prawie na pewno nie, ale wyjaśnień na pewno.

Wysyczawszy te wyrażenia i dodawszy w myślach parę określeń pod adresem Shigi, nie mających nic wspólnego ani z profesją mnicha, ani z mniszkiem lekarskim, odszedł szybko w swoją stronę, podejmując się poszukiwań Sagisy. Wolał nie skończyć w więzieniu przez swoją porywczość, a do końca festiwalu na pewno jeszcze się spotka z tym...mnichem.

z/t
0 x
Obrazek though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east


voice |PH| theme | bank | vibe 1|vibe 2
Awatar użytkownika
Atari Sanada
Gracz nieobecny
Posty: 274
Rejestracja: 4 gru 2017, o 15:55
Multikonta: Yama-uba

Re: Trybuna północna

Post autor: Atari Sanada »

Szare oczy wlepiły swoje niewinne spojrzenie w lisie obliczę mężczyzny nie szukając w nim niczego poza widocznymi opuszczonymi kurtynami tego, czego sam właściciel chciał pokazać światu. Dziewczyna nie wiedziała jak reagować na komplement w stosunku do swojego miana. Właściwie ciężko było jej zrozumieć jego istotę, w końcu każde imię czy nazwisko brzmiało dobrze i nawet wśród wiejskich rybaków miały one swoje urok i brzmienia. Kiwnęła głową w stronę mężczyzny w podzięce za komplement starając się zachować zasady dobrego wychowania, a przynajmniej te o których pamiętała. - Oh, jest to prawda. Nigdy w życiu nie zapuściłam się tak daleko od domu. Wielki kontynent robi ogromne wrażenie, zdecydowanie muszę spróbować przemierzyć jego ziemię. - Odpowiedziała nie zdając sobie sprawę z błahości stwierdzenia, które padło z ust lisiego mężczyzny. Dla niej było to coś wielkiego, coś największego w jej krótkim - jak dotychczas - życiu. Podróż do wysp spowitych mgłą w której zima chętniej zatrzymywała swoje zmęczone członki. W miejscu, które dzielił wielki kontynent od jej własnego domu rodzimego. Pierwsza wyprawa, pierwsza przygoda.
Zakłopotanespojrzenie jakie posłała w stronę białowłosej młoda dziewczyna, o iście zwyczajnym i prymitywnym pochodzeniu przybrało nieco inną barwę niżeli dotychczas. Nie można było powiedzieć, że dziewczę miało za złe rozpowiadanie wielkiej "tajemnicy" jakim było jej uczestnictwo w turnieju, lecz w jej prawdziwym, jeszcze nie zbrukanym zakłamaniem świata spojrzeniu było coś co pograniczyło między wstydem, a chęcią zabłyśnięcia w oczach obserwatorów. Część jej bała się, że pokaże za mało, za słabo i ośmieszy swoje miano, skazując tym samym tą przygodę jako coś negatywnego na przestrzeni krótkiego życia. Nie odezwała się, nie zaprzeczyła. Kiwnęła lekko głową potwierdzając słowa kobiety siedzącej obok i z wielkim zainteresowaniem wlepiła spojrzenie w walkę toczącą się na arenie. Widowisko było wyśmienite, co potwierdzały krzyki owacji. Naturalne osłupienie w jakie wpadła dziewczyna skrywająca swoje oblicze w cieniu bambusowego kapelusza było wręcz urocze, kiedy wyprostowana spojrzała z nabożnym przerażeniem na lisiego mężczyznę, gdy ten życzył jej wrogom jak najgorszego losu. Nawet przez chwile nie myślała o zwyciężeniu turnieju i jakby nie patrzeć pod wszelakim kontem czy zbiegiem życzliwego losu, nie było to możliwe nawet w najmniejszym stopniu. Atari nie miała wielkiej szansy przejść nawet pierwszego pojedynku, nie mówiąc już o reszcie coraz to bardziej wymagających przeciwników. - Dziękuje, ale chyba to nienajlepszy typ. Mimo to dam z siebie wszystko. Postaram się, aby ten typ nie był bezwartościowy. - Uśmiechnęła się szczerze kierując swoje spojrzenie w stronę mężczyzny, a po dłuższej chwili przekazując je białowłosej kobiecie. Nie wiedział co czuć, czuła, że nie jest to prawdziwy typ a zwykły zwrot grzecznościowy, a mimo to czuła w sobie coś dziwnego. Niepowstrzymaną siłę, wolę walki mimo przeciwności losu, może właśnie to nazywała wytrwałością piękna kunoichi nosząca miano Nikusui. Chyba dla każdego, kto był nikim miła była wiara nawet ta na niby. - Samuraje to niezwyciężeni wojownicy. Sama czuje ulgę nie musząc walczyć z Seinaru-sama. Gdyby przyszło mi walczyć z bohaterem nie sądzę, abym wytrzymała zbyt wiele. - Przyznała szczerze nie mając najmniejszego pojęcia kim tak naprawdę jest jej przeciwnik i że również piastuje funkcję samuraja. Nie czuć było strachu w jej głosie, lecz należyty szacunek do funkcji, która przynosiła pokój i harmonie przez tak wiele lat na jej rodzime ziemię.
Przybycie legendarnego uczestnika krwawego turnieju było czymś niespodziewanym. Choć szare oczy wiejskiego dziewczęcia już od dłuższego czasu śledziło jasny płomień przedzierający się przez bezkresną ciemność. Czuła zbliżającą się chakre Pustego, choć mimo to nie odwróciła głowy pozwalając się zaskoczyć przybyciu pozszywanemu mężczyźnie. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, szczery i szeroki. Przywitał powrót legendy tym samym zapraszając Muraia do zajęcia miejsca pośród trójki rozmawiających. Uwagę skutecznie odwracały walki na arenie, pochłaniając całkowicie zainteresowanie, które wręcz iskrzyło się w żwawych ślepiach Atari. - Prawdziwie silnie osobistości zaszczyciły turniej swoimi osobami. - Stwierdziła zachwycona dziewczyna najwyraźniej nie zdając sobie sprawę z tego, że właśnie z taką osobistością miała już niedługo zderzyć się na ubitej ziemi areny. Właściwie nie czuć było od niej strachu, choć nie grzeszyła pewnością siebie. Najwyraźniej była świadoma swojej nikłej siły, jednocześnie nie dając się pożreć tremie i stresowi. Dla niej, dla wieśniaczki zajmującej się większość życia połowem ryb ten turniej, ta walka znaczyła bardzo wiele. Zarówno dla niej samej jak i dla jej reputacji. Nawet jeśli przegra, nawet jeśli nie dotknie przeciwnika zyska. Dla niej będzie to przepustką do możliwości podejmowania pracy jako jedna z Kunoichi, choć sama nie uważała się na godną posiadania takiego miana. Szare oczy wlepiły się w białowłosą piękność rysując w głowie obraz prawdziwej kunoichi, która samym obrazem swojego jestestwa wprawiała w osłupienie i wzbudzała poczucie szacunku. Być może liczyła się wytrwałość nie siła, lecz wytrwałość poniekąd prowadziła do siły, a to właśnie ona biła od Nikusui jak i Muraia, nie wspominając w tym lisiego mężczyzny, którego płomień chakery może nie błyszczał tak jasno jak pozostałych, lecz dalej chował w swoich trzewiach coś tajemniczego i potężnego - potencjał. Przy tej trójcie biedna niknąca i kołysząca się chakra Atari była wręcz cieniem. W ich oczach i w wielu innych dalej była prostą rybaczką. To własnie turniej miał to zmienić. Możliwość choćby jednego wyprowadzonego ataku, choćby jednej zrealizowanej misji w pojedynku z prawdziwym wojownikiem.
0 x
Obrazek
Theme | Głos | Wygląd | #5f9ea0
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Walki na arenie ciągle trwały - ciągle te same. Najwyraźniej nie spóźnił się za bardzo, albo miał niesamowite szczęście, albo talent do zaginania czasoprzestrzeni - niepotrzebne skreślić. O to pierwsze bym go nie posądzała. Nieszczególnie pędził do przodu. Kobiecie, którą stąd wyniósł, nic nie groziło, była pod dobrą opieką - sęk w tym, że okazywało się, że jej największym wrogiem nie byli ci fizyczni, którzy mogli zwojować coś kunaiem, a te demony, które tliły się w cieniach jej własnego umysłu. Była smutną dziewczynką. Istotą, która tak jak większość ludzi w tym wieku, straciła swoją niewinność i nigdy już jej nie odzyska. Miała jednak coś, czego większość panienek powinna pozazdrościć - swojego rycerza na białym rumaku, który pogna doń na złamanie karku, kiedy usłyszy, że panience pantofelek złamał. Ciekawe, skąd się znają i kim właściwie jest ta czerwonowłosa..? Pielęgniarka twierdziła, że nie jest stąd, ale taki osąd mógł sobie wydać każdy. Akurat Wyspy, przez to, jak wiele istnień napłynęło tu z kontynentu, były istną mieszanką. Owszem, byli rekino-ludzie, tak charakterystyczni, że nie dało się ich pomylić, Yuki byli nietypowo bladzi, ale tak poza tym szukać tu cech charakterystycznych byłoby raczej nad wyrost.
Shijima wkroczył ponownie na teren areny i zgłosił do służb porządkowych, żeby posprzątali szkło z łazienki. Odnalezienie ich też zajęło moment, ci przynajmniej nie kręcili się w tym tumie i dopiero wtedy zaczął się rozglądać po trybunie północnej, szukając wielkiej dwójcy samurai. Pewnie usieli być gdzieś w pobliżu..? Na pewno na tej trybunie, to już jakieś pocieszenie. Ludzie wokół krzyczeli, wiwatowali, dopingowali albo buczeli na walczących, których Shijima ignorował raczej celowo. Zwłaszcza jednego z walczących - Shinjiego. W końcu odnalazł dwie jednostki, których szukał i skierował się w ich stronę. Nie byli sami. W tym tłoku przecież nie dało się być samym! Tu ciężko było usłyszeć własne myśli, co dopiero drugiego człowieka, a jednak rozmawiali. O czym? Tego nie wiedział, tym bardziej, że dezaktywował swoje czerwone oczy, nim zbliżył się do towarzystwa. Zdecydowanie za dużo ich już dzisiaj używał. Spojrzał z umiarkowaną ciekawością na zanoszącego się śmiechem białowłosego, obdarzając go przeciągłym spojrzeniem. Spojrzeniem nie-wiem. Było umiarkowanie zainteresowane, ale można było z niego wyczytać tyle, co nic. Równie dobrze można spojrzeć w lustro. W czarne lustro.
Brunet zsunął z ramion czarne kimono, odsłaniając wojskowe odznaczenie na ramionach czarnego munduru. Było tutaj jakoś wystarczająco ciepło. Zdecydowanie za ciepło, chociaż zdążył już minimalnie otrzeźwieć po dziwacznej przygodzie w szpitalu. O ile to w ogóle można było nazwać "przygodą". Prędzej: traumą.
- Coś przegapiłem? - Zwrócił się bezpośrednio do Seinaru, kierując oczy na arenę. - Mam nadzieję, że nie spóźniłem się na twoją walkę. - Nabrał głębokiego wdechu i wolno wypuścił powietrze z płuc.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Trybuna północna

Post autor: Seinaru »

Był z siebie jakby zadowolony, bo miał poczucie że zażegnał burzę. Faktem jednak było to, że nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji Hayamiego. Niemniej jednak dobrze, że samuraj powstrzymał swoje zapędy i szybko ochłonął, a następnie się oddalił. Wyglądało na to, że sytuacja na trochę się uspokoiła. Kei zagadał co prawda do tego pomyleńca obok, lecz nie spodziewał się dostać konkretnej, normalnej odpowiedzi. Obserwowanie walk przez najbliższe minuty zapowiadało się na prawdziwą udrękę. Na szczęście ciekawsze rzeczy działy się na arenie. Skupił swój wzrok na Chise, która teraz wymyślała jakieś akrobacje żeby się popisać. Nie szanowała swojego przeciwnika i czuła się tak pewnie. Jak na niewidomą poruszała się bardzo swobodnie i z niespotykaną gracją. Na paraolimpiadzie na pewno zdobyłaby złoto. Czy jednak tutaj uda jej się sprawić jakąś niespodziankę?
Stali tak przez chwilę, a przynajmniej Seinaru, obserwując wydarzenia na polu bitwy, gdy usłyszał głos Shijimy. Nareszcie będzie do kogo gębę otworzyć. Przewrócił oczami patrząc się na twarz Ranmaru tak, aby Shiga nie mógł tego zauważyć. Z tej ekspresji można było wyczytać o co chodzi samurajowi i że dobrze, że czerwonooki przybył mu na ratunek akurat w tej chwili.
Kei zachowywał się, a przynajmniej starał zachowywać się naturalnie. Dlatego odpowiedział zwykłym tonem, jakby cyrkowca w ogóle tutaj nie było.
- Niewiele. Walki dopiero się rozpoczęły, ale jedna już się kończy. Tamta z Uchiha z mieczami ma dużą przewagę. To chyba nie potrwa już długo. - Wskazał wzrokiem dwoje walczacych na jednej połowie areny. Naprawdę nie wyglądało to dobrze dla jej przeciwnika.
- Po drugiej stronie walczy Shinji. Tutaj jeszcze bez żadnych rozstrzygnięć. - Spojrzał teraz na niego ponownie.
- To dopiero pierwsze starcia, a co? Chciałeś mi pokibicować? - Uśmiechnął się zdawkowo. Mając obok siebie tamtego nie mógł w pełni się rozluźnić.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Oho, chyba po raz kolejny tego dnia był w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Cóż za niespodzianka!
Dobra passa nie syciła, stawała się podejrzana i wręcz niepokojąca. Tylko że w sumie to nie dla niego była to dobra passa,
to raczej inni na jego "passie" korzystali. Oby nie było tak ze wszystkim i Los chociaż raz przyniósł mu więcej szczęścia, niż przynosił dotychczas w życiu. Shijima przejechał dłonią po twarzy, nie powstrzymując się przed ponownym spojrzeniem na nieznajomego białowłosego. Huh? Seinaru wydawał się naprawdę nie rad. I pomimo myśli, że może był po prostu nie rad, że Mokuren się pojawił, oddalił ją natychmiastowo, wycelowując to przeświadczenie w nieznajomego. Spoglądał na Shigę tylko przez moment, nim skierował czerń ocząt na samuraja. Proszę bardzo. Bohater! Jeszcze trochę i naprawdę zacznie się tak przedstawiać. Bohater Mokuren, do usług, kłaniam się nisko. Stawki od pińćset ryo w górę.
- Taaak, widziałem, że walczy Shinji. - Odpowiedział przeciągłym mruknięciem, chociaż w jego głosie nie było słychać napięcia. - Raczej miałem nadzieję, że zobaczę, jak ktoś ci skopie tyłek. - Aktualnie, z wiedzą o tym, że Shinji jest wśród zawodników, naprawdę się cieszył, że nie zdecydował się zapisać. Przez chwilę nad tym myślał. Naprawdę krótką chwilę. Jak dotąd nie było zbyt wielu żywych, którzy znali jego zdolności i wolał, żeby tak pozostało - zwłaszcza tuta, w miejscu, gdzie każdy mógł być twoim potencjalnym wrogiem. Przeciwnikiem. Nie. Pomijając nawet to, jak bardzo nie lubił walk, bezsensownego machania mieczami, tylko po to, żeby udowodnić sobie wzajem, kto jest lepszy. Jasne, nie chodziło tylko o to. Ludzie lubili się sprawdzać. Lubili testować samych siebie, sprawdzać, jak się rozwinęli, czy ich praca przynosiła odpowiednie owoce. Co innego, że te walki ciekawie się nawet oglądało. Dwie małpki wypuszczone na środek areny, które miały pokazać, na co je stać. Wykazać się najlepszymi zagrywkami, żeby coś ugrać. Nie, nie lubił walk - nie oznaczało to,
że nie rozumiał, jak można je lubić i nie szanował tych, którzy za nimi przepadali. Tak czy siak był tutaj w mniejszości.
- Pan wybaczy. Porywam na osobność. - Zwrócił się do Shigi z ulotnym uśmiechem i zarzucił nagle rękę za szyję Seinaru i pociągnął go lekko, ale zdecydowanie, na bok, zapraszając do niezobowiązującej wędrówki. Jak już być rycerzem to po całości - należało porwać słodką księżniczkę i uwolnić ją ze szponów złego smoka.
- Co dostanę w nagrodę za ratunek przed niechcianym towarzystwem? - Zapytał, odpalając najpierw jeszcze na moment swoje czerwone oczy, by upewnić się, że nieznajomy za nimi nie powędrował. Nie wiedział, co zaszło między nimi,
ale spięty Kei był po prostu... dziwny. Jakkolwiek to brzmiało. Przestawał tyle opowiadać, ile opowiadać potrafił, a Shijima,
jakże egoistyczni, nie miał na to dziwne napięcie ochoty. Nawet jeśli białowłosy go zaintrygował.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Trybuna północna

Post autor: Seinaru »

Wylewność do tego stopnia, że Shijima go dotknął?!?!?! Seinaru wydawało się, że jego przyjaciel zrobił nie tylko krok, ale nawet cały wyskok ze swojej strefy komfortu. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało, choć samuraj był po prostu mile zaskoczony i nawet niekontrolowanie roześmiał się. Dobrze jednak, że wpadł ktoś, kto był po prostu na tyle zdecydowany, aby nie grać w szachy. Kei nawet nie zauważył, kiedy sam się w nie wciągnął.
- Właściwie to ja ratowałem Akamiego. Przed chwilą mieli tutaj małe spięcie i Hayami poszedł szukać Sagisy. Nie chciałem żeby ten typek polazł za nim i napsuł im obu krwi, zwłaszcza jej. To przyjaciółka Akamiego, jest w ciąży. - Czy Strzyga go słyszał? Właściwie to mógł słyszeć, nie było to żadna wielka tajemnica. Poza tym trzeci muszkieter zdążył stąd pójść i nie trzeba było już się niczym przejmować. Seinaru odetchnął nieco.
- A co chciałbyś dostać? Przecież wiesz że jestem tylko biednym pasterzem... - Posmutniał teatralnie, aby również nieco go rozbawić. Ahhh... naprawdę odetchnął. Dobrze było mieć go obok.
- A kto niby może mi skopać tyłek, czo? Zobacz tutaj na drabinkę turniejową... - Wrócił na chwilę na swoje miejsce, tam skąd zabrał go Shijima i gdzie leżały foldery dotyczące turnieju, które załatwił im Akami. Było to zaledwie kilka kroków stąd, tam gdzie stał Strzyga.
- Pardonsik. - Rzucił do niego gdy zabierał swój świstek i wrócił do swojego przyjaciela. Był już teraz kompletnie zrelaksowany i nie przejmował się tym denerwującym typkiem ani trochę.
- Zobacz, teraz walczę z jakimś Sabaku. Hayami mi mówił, że potrafią kontrolować piasek, więc może być trudno. Z Shinjim, jeśli w ogóle, spotkam się dopiero w finale. - Pokazywał mu folder z dużym zaangażowaniem i ekscytacją. Oczywiście nie mierzył tak wysoko, był tutaj głównie po naukę i trening, jednak takie spekulacje zawsze przychodzą do głowy same.
- Też trzeba było się zapisać, w końcu byśmy zobaczyli na co naprawdę Cię stać. Pod Murem musiałem ciągle osłaniać twój tyłek... - Uśmiechnął się ponownie. Myśl o jakiejkolwiek walce treningowej, bez zabijania, bardzo go cieszyła, ale zmierzyć się z Shi? Marzenie. Szkoda tylko, że pewnie nigdy do tego nie dojdzie.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Gdyby teraz Kei okazał to zdziwienie jawnie, to Shijima chyba byłby tak samo zdziwiony, jak on. Albo i bardziej. Nawet nie zauważał tego, że zawsze trzymał dystans - dystans między sobą, a ludźmi, nie tylko ten mentalny, ale przede wszystkim ten fizyczny. Blisko? Nie, za blisko. Bez dotyku, bez wylewności, bez uścisków - prócz banalnych, ewentualnych uścisków dłoni, które i tak zamieniał na pokłon. Zaś teraz? Teraz wydawało się to tak naturalne, jak oddychanie. Mógł po prostu zakomunikować, że idziemy, jasne. Albo zaproponować prywatną wycieczkę. Mógł. Zrobił jednak to, co zrobił - inne opcje nie przyszły mu do głowy. To był czysty impuls.
- Jeszcze nie miałem okazji nikogo zakuwać w kajdanki. Jaka szkoda. - Huh? O nie, tylko nie to. Tylko. Nie. To. Dystans. Miał trzymać dystans, tymczasem czuł wyraźnie, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jego ciele - zgoła inne od tego, które odczuwał po strategicznym wycofaniu się ze szpitala. Kompletnie inne. To sprawiło, że uśmiechnął się z zadowoleniem, wolnym krokiem oddalając się od Shigi. Fruwające bezwolnie kartki z dziennika pamięci przyniosły tuż pod jego nos tą jedną, która spłonęła nad nocnym stolikiem, unoszona przez jego palce nad płomieniem świecy. "Odwiedź mnie, gdy będziesz wolny". Sens słów po spaleniu kartki zmieniał się na: "odwiedź mnie, bo tylko przy mnie jesteś wolny." Brunet doskonale wiedział, że to tylko gra jego umysłu, ale wcale nie była negatywna. Nie tym razem. - Szedłem do was już wcześniej, ale znalazłem zemdlałą kobietę w łazience. Okazało się, że to Sagisa. Zaniosłem ją do szpitala i po drodze spotkałem Hayamiego, więc nakierował ją na nią. - Pomachał lekko na boki dłonią w powietrzu, jakby odganiał się od małej muszki, która nawet nie denerwowała, ale przydałoby się ją przegonić. - Zaczęła rodzić. Myślałem, że zawału dostanę. - Cofnął rękę z karku Seinaru, kiedy ten zatrzymał się i cofnął po swoje... po rzeczy, oglądając się za nim. Jego ręka nie powróciła już jednak na barki samuraja.
- Umówmy się, że zostaniesz moim dłużnikiem. - Ha! Seinaru nie lubił zobowiązań. Obojętnie jakich - im cięższe, tym gorsze. Słowo "dłużnik" zaś brzmiało bardzo ciężko, a jednak brunet wypowiedział je z pełną świadomością tego i co gorsza - z pełnym zadowoleniem z samego siebie. Jakimś rodzajem leniwego zadowolenia, kiedy spoglądał na twarz zielonookiego, by zaraz skierować wzrok na pokazywaną drabinkę. - Rzeczywiście... zdecydowanie brakuje tam mnie. - Coś się zmieniło. Shijima miał wrażenie, że wszystko się właściwie zmieniło. Niestety wbrew pozorom wydawało mu się, że na gorsze - na gorsze w nim samym. - Ty mój? Bardzo ciekawe. Nie będę wypominał, kto ciągle piszczał jak struchlała dziewczynka, żebym go osłaniał. - Czas leczył rany, co? Już to Keiowi powiedział. I obojętnie, jak banalnie to brzmiało - taka była prawda. Jeśli tylko dawało się szanse temu czasowi. - Cóż, dla ciebie mam zarezerwowany wyjątek od mojego "nie lubienia walczyć". - Uniósł znów wzrok na towarzysza. - Zgłoś się do mnie, jak już będziesz mistrzem tej areny.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Trybuna północna

Post autor: Seinaru »

No nie...
- No nie... - Kei podniósł wzrok znad kartki papieru, która przez chwilę jeszcze wertował. Nie skojarzył ani przez sekundę, że Shiga umieszczony na niej to ten sam Strzyga, z którym mieli przed chwilą do czynienia (czy może wciąż mają?). Niemniej jednak nie to było teraz najważniejsze.
- Czy Ty przed chwilą wyzwałeś mnie na pojedynek? - Aż dłonie mu się spociły. Tylko pod jakimś warunkiem, tak?
- Eh... mistrzem Areny? Myślę, że na Ciebie spokojnie wystarczy poziom ćwierćfinału. - Wytknął mu język. Jak jest taki fifarafa to niech sam się zapisze, skoro uważa że jest go odzien tylko mistrz Areny. Buc. Heh.
- Czyli Saga teraz rodzi? - Oh myyy... jej stan musiał być tam naprawdę poważny. Dobrze, że znalazła ją jakaś przyjazna dusza. Dobrze, że w ogóle ktoś ją znalazł.
- Szczęśliwy przypadek, hm? Dobrze że Akami szybko się o tym dowiedział. Poznałem ją dopiero dzisiaj, ale gdybyś widział jak on koło niej skakał. Widać, że bardzo mu zależy. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Pewnie już nie zawalczy w swojej rundzie... - No bo w sumie kto by walczył zaraz po narodzinach dziecka, które było prawie... metaforycznie i duchowo... jego. Szkoda tylko że nie biologicznie.
- Mógłbyś za niego wskoczyć, skoro taki jesteś odważny, wtedy zobaczymy kto zostanie mistrzem areny... - Uśmiechnął się ponownie. Spotkać się z nim tutaj, teraz? To byłoby naprawdę ciekawe doświadczenie. Jedno z tych, dla których tutaj przybył.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Jakoś też nie załapał, że prezentowany na karcie Shiga to Strzyga... oh wait, przecież on nawet nie poznał imienia nieznajomego. Nadal był nieznajomym. Białowłosy, który sprawił, że Seinaru czuł się niekomfortowo, ale chyba nie było o to trudno. Pod tym względem obaj byli dzicy, jeśli o kontakty z innymi chodzi - kiedy już złapałeś ten pierwszy kontakt to w porządku, chwila oswojenia i można było pogadać, ale najpierw ten pierwszy kontakt musiał być. Czasami wyciągał się w czasie i wydłużał - całkowicie nie szlachetnie.
- Wyzwałem? Być może. - Jego głos ciągle utrzymywał się w tej samej, nieznośnie spokojnej tonacji, a teraz pozwolił sobie na zabarwienie go głębią i w pierwszym słowie - zdziwieniem. Wyzwał? Być moooże... Coś takiego moooże powiedział, a może nieee... Czy mu się wydawało, czy dostrzegł jakąś ekscytację w oczach Seinaru? Przyjaciela. Coś się w nim poruszyło - na to wyglądało. I nie spodziewał się mimo wszystko reakcji opatrzonej jakimiś emocjami, a te aktualnie zdawały się kotłować pod bielmem czaszki samuraja. Woah. Naprawdę? Zawsze uważał, że Seinaru nigdy nie dogoni, nie prześcignie, a teraz... teraz był pewny siebie. Nie chodziło o to, że był pewien, że wygra, naah. Pewnie nie zdąży mrugnąć i tyle będzie z tego całego pojedynku. Tak samo zgrywał się z tym finałem. Wierzył w zdolności Keia. Tym nie mniej chciał się z nim trochę podrażnić, dlatego miłe było wyłapanie tego przez rozmówcę. - Och, czyli jednak nie będziemy walczyć, bo znając zaś twoje to odpadniesz już w kwalifikacjach. - Shijima od zawsze miał o w swoim paskudnym charakterku, co sprawiało, że z niemal wszystkich szydził - zawsze jednak ironię czy sarkazm wplatał tak miękko i gładko, że jeszcze nie spotkał osoby, która wyłapałaby, że tym miłym tonem i uśmiechem kogoś obraża. Bawiło go to niezmiernie. Seinaru był po prostu na innym poziomie. Różniło go przede wszystkim to, że wypracował sobie u Shijimy szacunek przez czas tych paru przygód, w których mieli okazję brać udział razem. Jak zostało wspomniane - wierzył w tego nieogarniętego samuraja, który często mieszał się w słowach, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich i całkowicie mieszał imiona innych. Cóż, Shijimy nie pomieszał. I to było... miłe. Nawet jeśli obdarzył go pseudonimem, który z początku go odstręczał.
- Skąd oni się znają? - Teraz dopiero do głowy mu przyszło, że to może być dziecko Hayamiego. - Przykre. Dziecko rodzące dziecko. - Shijima pokręcił lekko głową do własnych myśli. - Nie sądzę, żeby to było dobre dla Hayamiego brać pod opiekę tak zniszczoną dziewczynę z dzieckiem. Chociaż już nie raz udowodnił, że jest silniejszy, niż się wydaje. - Nie potrafił spojrzeć na nich inaczej, niż na dzieci, chociaż pewnie powinien. Może. Z Hayamim nie miał okazji zamienić żadnego słowa, widzieli się ciągle tylko przelotem. I pewnie gdyby nie Seinaru nie widzieliby się wcale, chociaż kto wie? Co byś zrobił, gdybyś mnie nie poznał..? Nic, Przyjacielu. Naprawdę nic wielkiego... - Nie za bardzo chce mi się w to wierzyć, ale... to nie jest dziecko Hayamiego, prawda? - Dopytał tak dla pewności, bo jednak trochę go to męczyło.
- Nie bawi mnie bieganie po brudnej ziemi, tarzanie się po niej i pocenie się ku ubawowi tłumów. - Rozłożył nieco ręce, jakby chciał pokazać całą arenę. - Blask sławy nie jest dla mnie. Wolę mój cichy, ciemny zakątek. Z niego zawsze możesz zaskoczyć nawet najbliższych przyjaciół. - Spojrzał na Seinaru z enigmatycznym, bezczelnym uśmieszkiem. - Chociaż nadal uważam za moją technikę atutową tamte płomyczki z jaskini. - Przymknął oczy i wyciągnął jeden kącik warg ku górze. - Jak zobaczyłem, że Shinji walczy, to tym bardziej się cieszę, że nie wziąłem udziału w zapisach. Przez chwilę również nad tym dumałem, bo pomyślałem, że ciekawym byłoby stanąć naprzeciwko ciebie. Tutaj. - Spojrzał na pole pojedynków. - Nie bądź już takim czarnowidzem, może wróci w glorii i chwale, krzycząc wokół, że jest ojcem. - Hayami, rzecz jasna. Coby nie było wątpliwości.
0 x
Murai

Re: Trybuna północna

Post autor: Murai »

Czego spodziewał się Kakuzu po przybyciu do tej dwójki? Wesołego przywitania? Umiarkowanego uradowania? Właściwie nie był dla nich nikim niezwykłym, dodatkowo wcześniej zadane Nikusui pytanie mogło wpłynąć na jej zachowanie względem Muraia. Była na to szansa tym większa, im bardziej emocjonalna była owa kobieta. I im bardziej pogodziła się ze stratą. Nadal pozostawało pytanie kto był zabójca Shigeru. Jak zginął, co mu się stało? O to nie miał zamiaru pytać, widział jej reakcję chociażby na wspomnienie o nim. To nie skończyłoby się dobrze, gdyby praktycznie całkowicie nieznany jej mężczyzna dopytywał się o życie prywatne na tym etapie znajomości. Może i nie był zbyt doświadczony w kwestii relacji międzyludzkich, ale całkowite podstawy znał. Dlatego też nie zachowywał się jak skończony dupek wobec każdego kogo napotkał. Bo w ostatecznym rozrachunku bycie miłym dla innych i nie urażanie go przyniesie więcej korzyści. Dzięki temu mógł dowiedzieć się o śmierci Shiga, a i kolejne informacje mogą czekać w zasięgu ręki. Metoda dostosowana do środków, a ta metoda była bardzo dobra.
- To ma problem. Pamiętam swoją walkę z Natsume, kiedy na starcie użył mgły. Nagłe zabranie jednego ze zmysłów bardzo niekorzystnie wpływa na walkę także dla sensorów. Nie widzisz wyrzuconych broni, notek, twoja reakcja jest spowolniona. - rzucił kolejny raz w przestrzeń, faktycznie odpowiadając Nikusui. Wspomnienie całkowitego zagubienia i próby dorwania uciekającego przeciwnika nie były "dobre", głównie dlatego że to ostatecznie doprowadził do porażki Kakuzu i niemożności zlokalizowania przeciwnika. On natomiast doskonale znał jego pozycję, precyzyjny lodowy kolec w brzuch potwierdzał to jednoznacznie. Musiał mieć jakiś sposób, może faktycznie zdolności sensoryczne? Muraiowi taka umiejętność byłaby bardzo przydatna chociażby do poprawnego oceniania potęgi innych na podstawie ich pokładów chakry.
On sam miał prawdopodobnie jedne z większych, dla innych sensorów musiał być doskonale widoczny. Jedno serce, drugie, trzecie... Chakra się kumulowała, o ile tak to działało. Kira była w stanie wyczuć dużą ilość chakry u Mitsuchiego. Zerknął na Atari, która uśmiechała się szeroko w jego stronę. Uśmiech, z tego co zdążył Murai wywnioskować, całkowicie szczery. Pogodny wręcz. Jej postawa pasowała do jej poprzedniego zachowania, więc nie można było tego uznać za fałszywy akt. Nikusui przedstawiła swojego rozmówcę, Shigemi Kaminariego. Nie słyszał wcześniej o nim, więc mogła być to zarówno gruba ryba polityki jak i nic nieznaczący pachołek. Mimo wszystko Kakuzu zdobył się na spojrzenie w jego oczy, bezwzględnym i chłodnym wzrokiem. Jakim obdarzał praktycznie każdego nieznanego mu człeka, nawet w celu sprawdzenia jego reakcji.

- Miło poznać. - kiwnął głową w geście przywitania, po czym wrócił do obserwowania walk.
W jednej z nich dwójka walczących starła się w bezpośredniej konfrontacji, a jednym z nich był Shinji. Faktycznie tutaj był i brał udział w turnieju. Była to doskonała okazja żeby oceniać jego dalsze poczynania. Z kolei druga walka nadal toczyła się we mgle. Przez kilka sekund, po których ogromna kula ognia rozproszyła mgłę i pozwoliła Kakuzu na ujrzenie dwójki walczących. Żadnego z nich nie kojarzył, ale teraz przynajmniej sytuacja na arenach była jasna i klarowna.

- Nie mogę jej powiązać z jakąkolwiek organizacją czy kultem. Prawdopodobnie to zwykła maska,
ale pewności nie mam.
- powiedział na pytanie odnośnie maski. Starał się faktycznie z czymś ją powiązać, ale nie był specjalista od jakichkolwiek organizacji czy religii. Właściwie nie interesował się tym tematem, ale rzeczowa wypowiedź w jego wykonaniu pasowała i była autentycznie brzmiąca. Po chwili na trybunach pojawiła się kolejna dziwnie znajoma osoba. Skojarzył ją z Senju Toshio, a go z Reiką. Sieć powiązań i niespodziewanych spotkań robiła się coraz to większa i coraz bardziej ciekawa. Shigemi natychmiast się wypowiedział, co wydawało się Muraiowi sztuczne aż do bólu. Oczywista gra aktorska, nawet nie starał się.
- Witaj Toshio-san, dawno się nie widzieliśmy. Co słychać u Reiki? - zapytał się znajomego,
kiwając głową w geście powitania, wkładając w to jednak nieco więcej entuzjazmu niż w przypadku nieznanemu mu Shigemiego. Pytanie o Reikę nie było wywołane faktyczną chęcią dowiedzenia się o jej losy, a bardziej w celu podtrzymania i zaczęcia rozmowy. Aczkolwiek każde dodatkowe informacje są mile widziane
0 x
Awatar użytkownika
Nikusui
Gracz nieobecny
Posty: 1028
Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
Wiek postaci: 29
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
Multikonta: Sayuri

Re: Trybuna północna

Post autor: Nikusui »

Przypuszczenia białowłosej okazały się błędne, ale w końcu po to pytała, by móc je potwierdzić bądź wykluczyć. A skoro ona wcześniej nie zwróciła na nie uwagi, bądź też nie miała po prostu takiej okazji, naturalnym było to, że pytała o to Shigemiego, który sam wspomniał o dziwnej masce i mnichu. Cóż, może jakoś później to się samo wyjaśni? A może nie miało to jednak żadnego większego znaczenia, a było jedynie formą ubarwienia swojego wyglądu czy nawet próba wzbudzenia strachu lub czegokolwiek w tym stylu.
- Szczerze przyznam, że nawet rozczula mnie twój nieukrywany zachwyt, Atari-chan. - Ryukata zwróciła się do młodej kobiety, którą powrót Muraia ponownie rozpromienił. Miała cichą nadzieję, że jego obecność zadziała na nią motywująco. Dotychczasowo ze sporym dystansem podchodziła podczas swoich wypowiedzi do swoich umiejętności. Mogło to świadczyć o skromności, a może o niedowierzaniu w swoje zdolności. Albo rzeczywiście, były one aktualnie na niskim poziomie. W każdym razie, samozaparcie i dobre kombinowanie mogło jej wiele pomóc i jednak białowłosa liczyła na to, że Atari nie skończy na jednym pojedynku. Bo nie uważała jej za jakąś tam rybaczkę, absolutnie. Z dziewczyny biła niezaprzeczalna ciekawość świata, chęć poznania i zmian. Było to odczucie silne i bardzo pozytywne, stąd Atari budziła zainteresowanie Nikusui.
Nie mniejsze było skierowane w stronę Kakuzu. Dość stonowany, z lekka przypominał jej Natsume podczas ich pierwszego spotkania. Szybko jednak pozbyła się tego spostrzeżenia, nie wyjawiając go swoim towarzyszom. I tak jak ona oraz Shigemi, tak i Murai nie mógł powiązać maski niejakiej Hime z czymkolwiek, co istniało. Swoją drogą, dziewczyna naprawdę śmiało sobie poczynała, szybko kładąc przeciwnika na łopatkach, ale nie dobijając go, a wręcz każąc kontynuować przez niego walkę.
Nie była dobra w rozpoznawaniu ludzi po głosie. Zwłaszcza, gdy od ostatniego spotkania minęło sporo czasu. Stąd też, odwracając wzrok od walk, zerknęła w stronę, skąd dochodziło jej imię. Ujrzawszy Toshio, uśmiechnęła się szeroko, chociaż nieco ciężko. Nie wykluczała to faktu, że uśmiech był naturalny, niewymuszony, tylko... Toshio był Senju, a każde, nawet najmniejsze wspomnienie tego Rodu przywodziło jej na myśl Shigeru. Z czasem jednak uczyła się reagować mniej gwałtowniej, subtelniej, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że dumanie czy tonięcie w smutkach w niczym jej nie pomoże. A to, że ta walka dalej była dla niej ciężka, mógł zauważyć dziś Murai, kiedy na wspomnienie o młodym Senju, spotkał się z małą zmianą zachowania ze strony Nikusui. Zaś ten uśmiech był spowodowany tym, że darzyła Toshio szczerą sympatią. Wzbudzał w niej opiekuńcze odczucia i nie potrafiła, mimo swojego momentami podłego charakteru, odrzucić jego osobę. Nawet jeśli nie był już tym chłopcem, gdy go poznała, a już praktycznie mężczyzną. Nim jednak odpowiedziała na jego powitanie, wtrącić postanowił się Shigemi.
- Chyba cię to nie dziwi, hę? - zapytała z krzywym uśmieszkiem, pięknie udając, że ją wcale ten fakt nie zaskakuje. Nawet jeśli w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Na początku myślała raczej, że poobserwuje walki, może zostanie na jedną noc i tyle. A tymczasem los zaplanował dla niej coś innego. I nie twierdziła, że to źle, w żadnym wypadku! Po długiej misji i powolnym dochodzeniu do siebie, miło było zobaczyć twarze, które już znała. I poznać nowe, równie interesujące.
- Ohayo, Toshio-kun. - odpowiedziała i skinęła głową na znak, że zaprasza go nieco bliżej. Nie wiedziała czy będzie to po myśli obecnych tutaj, ale tak po prawdzie to czy kiedykolwiek się takimi rzeczami przejmowała? Byli na turnieju, to oczywiste, że mogą spotkać znajome już sobie osoby. Poza tym, możliwe, że Murai mógł kojarzyć młodzieniaszka, który niejednokrotnie zdążył się popisać swoimi umiejętnościami w Rodzie Senju. - Dawno cię nie widziałam... działo się coś u ciebie, u was? Przybyłeś sam? - zapytała z wyraźnym zainteresowaniem, kiedy tylko Toshio postanowił podejść bliżej. Umyślnie nie wypowiedziała nazwy osady, nie wiedząc czy młody Senju sobie tego życzy. Co jak co, ale mogli być ostrożni i nie chcieć się wychylać, ostatnie wydarzenia nie wzbudzały raczej uczucia potęgi, jaką kiedyś ten Ród reprezentował. Chociaż okazało się, że Murai znał nowo przybyłego. Znał nawet Reiką, z którą... nie miała zbyt miłych wspomnień. Wciąż nie rozumiała tego sztywnego dystansu i jakiejś nieuzasadnionej awersji wobec swojej osoby od praktycznie pierwszego spotkania. W sumie jej pytania pokrywały się z tym, o co pytał Kakuzu, nie licząc pytania o siostrę Shigeru, chociaż można to było podpiąc pod to, czy przybył sam.
- Ah, Toshio-kun, poznaj, to Atari-chan. - przedstawiła najpierw młodą podróżniczkę z Teiz, posyłając jej krótki uśmiech. - I Shigemi-kun. - dodała, wskazując tym razem na przedstawiciela Rodu Kaminari. Całkiem sporo ich się tutaj zrobiło, ale nie przeszkadzało to w oglądaniu walk, które nie miały jeszcze zawracającego tempa.
0 x
Obrazek
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Awatar użytkownika
Atari Sanada
Gracz nieobecny
Posty: 274
Rejestracja: 4 gru 2017, o 15:55
Multikonta: Yama-uba

Re: Trybuna północna

Post autor: Atari Sanada »

Szum wodospadu o którym łatwo było zapomnieć nie mógł przedrzeć się przez tłum żywo reagujących widzów. Potęga natury zagłuszona przez walki i tych, którzy je obserwowali. Wśród gapiów znajdowała się Atari, młode dziewczę, która największe życiowe doświadczenie miała przy wędce, sieciach rybackich i patroszeniu ryb. Dla niej absolutnie wszystko co nie było związane z połowem było nowością budzącą jej wewnętrzne dziecko, które jeszcze nie zanikło pod ciężarem przeżyć i biegiem czasu. Szare oczy pochłaniały walki chcąc zapamiętać jak najwięcej, łapczywie zapisując wspomnienia za które warto ryzykować. Zdarzenia, których wagi nigdy nie pojęłaby rodzina Sanady, ani nawet jej przodkowie. Jako pierwsza z wiejskiej rodziny Atari wyrwała się z Teiz i zobaczyła inny kontynent. Nie był to jednak koniec, postanowiła wybrać się na koronacje pierwszego cesarza w historii świata znanego na rozległych mapach. Na jej częściowo skrytym w cieniu bambusowego kapelusza obliczu widniała mieszanka dwóch skrajnych uczuć. Z jednej strony była pochłonięta i uradowana obserwacją pojedynków, nie widząc do tej pory więcej niżeli zwykłej bitki w przydrożnych spelunach. Tu zaś uczestniczy wykorzystywali chakre, używali jutsu, tworzących mgły i ogień. Posiadali ciała zdolne do takiej szybkości i siły. Oprócz tego była druga o wiele mniej radosna strona. Smutek kłębił się w klatce piersiowej i starał wydrzeć przez zaciśnięte gardło. Poparzenia, rany i ból. Niebyła zwolenniczką cierpienia i samo bezczynne patrzenie na nie rodziło w niej niepokój i chęć działania. W tej sytuacji była bezsilna. Zejście na arenę pogorszyłoby sytuację i zapewne odebrane byłoby naprawdę źle, z resztą wszyscy uczestnicy zapisali się tu z własnej woli wiedząc o możliwości odniesienia ran. Dla niej samej było to okropne, możliwość targnięcia się na czyjeś życie.
Z rozmyślań skutecznie wyrwała ją białowłosa Nikusui, która pokusiła się na stwierdzenie, którego nie do końca rozumiała sama zainteresowana. Twarz przechyliła się delikatnie na jedną stronę, a szare oczy wlepiły w niezrozumieniu w kobietę. - Nieukrywany zachwyt? To powinnam to ukrywać? - Spytała całkiem szczerze i być może trochę bezmyślnie. Właściwie nie znała do końca zasad dobrego wychowania, albo interakcji między ludzkich. Dla niej wszystko było proste, wręcz podręcznikowo banalne. Czysta, dziewicza niewinność, która nie była częstym zjawiskiem pośród tego świata i jak można było się spodziewać nie potrwa długo. Bowiem albo doświadczenie zmieni drastycznie dziecięcy umysł, albo szybką śmierć. - Wszystko tu jest takie interesujące, do tego te walki. Oni używają prawdziwych jutsu! - Poczerwieniała niemalże natychmiast posyłając przelotne spojrzenie całej coraz liczniejszej grupie. Właściwie dla niej było to chlebem powszednim, sami przecież znali techniki i używali ich już wielokrotnie. Atari zaś wpisywała się tu nijak. Samouk, którego zdolności w jej własnym mniemaniu nie były do końca prawdziwe. Ot sztuczki, nie twory urzeczywistnione wolą chakry i potęgą jej właścicieli. Zachwyt wszystkim, nawet najdrobniejszymi elementami tak powszechnymi dla reszty był krępujący, mimowolnie wydzierał się i podkopywał jakikolwiek autorytet czy też nabożny szacunek do nieznajomej rybaczki. Zamilkła nieśmiało spoglądając na walki, które mimowolnie malowały uśmiech na jej twarzy.
Liczna grupa, której każda jedna postać była niezwykle barwna i szczególna przyciągała zapewne spojrzenia tłumu. Być może nie ukryta w cieniu swego stroju Atari, ani nie Lisi mężczyzna, o którym sama nie słyszała absolutnie nic, ale legendarny wojownik i białowłosa kobieta, która cechowała się niezwykłą znajomością wszystkich ciekawych osób. Była niczym spoiwo. Młody chłopak, który musiał widzieć znacznie mniej dni niżeli sama rybaczka podszedł bez większej krępacji do grupy odnajdując w niej Nikusui. Szybko okazało się, że nie tylko ona go zna co sprawiało przykre wrażenie wyobcowania. Im więcej ludzi znających siebie nawzajem tym bardziej obco i nijak czuła się sama Atari. Mimo to na jej twarzy zagościł szczery uśmiech, który witał z chęcią każdego nowego osobnika na jej drodze życia. - Atari Sanada. - Przedstawiła się mimo uwczesnej zapowiedzi białowłosej i kiwnęła w znaczący sposób, aby oddać należyty szacunek. Szare oczy długo nie zagościły na nowej osobie, ponieważ skutecznie przyciągały spojrzenia rozgrywane pojedynki. Rozwinęła się rozmowa o uczestniku noszącym maskę, próbowano przypisać jej jakieś okultystyczne znaczenie, bądź religijny wydźwięk. Dla samej Atari nie wyglądało to w ten sposób, właściwie nawet o czymś takim nie pomyślała. - Ukrywa swoją osobę. - Rozpoczęła przyglądając się siejącej spustoszenie ogniem kunoichi. - Tak mi się wydaje.
- Pośpieszyła z wyjaśnieniem patrząc w stronę Muraia. Nie chciała, aby ktokolwiek odebrał ją jako mądralę. Właściwie to ona nie wiedziała absolutnie nic. Ot niezapisana pusta strona otwartej księgi. - Jeśli ukryje się siebie, wtedy można więcej. Nikt nie oceni Cię po tym co zobaczy. - Dopowiedziała znów przyglądając się rzeczonej nosicielce maski. Choć pod jej słowami kryło się coś więcej. Właściwie to mówiła tu o samej sobie. Przecież i ona skrywała nie tylko swoje lico, ale i całe swoje ciało. Mogło być to zarówno kwestią wstydu jak i chęcią wywołania szacunku do tajemnicy skrywanej w cieniu stroju. Obawą o to, że przeciwnik widzący wiejską dziewczynę za którą dalej niesie się zapach ryb i słonej wody nie potraktuje jej poważnie. Lękiem przed tym, że Ci którzy potrzebują pomocy odtrącą jej chęć jej noszenia. Młoda Atari utożsamiała się z noszoną przez Kunoichi maską. Dla niej nie była ona okultystyczna, dla niej byłą to zasłona dymna, która miała ukryć to co wykpione zostałoby przez świat. - Prawdziwe jutsu. - Szepnęła do siebie wpatrując się w tlące się płomienie na arenie. Zadrżała, lecz nie z przerażenia. Być może osoba z którą będzie walczyć też będzie potrafiła skutecznie korzystać ze swojej chakry. Byłby to jej pierwszy pojedynek z kimś tak silnym. Już wtedy wydarłaby turniejowi to co najważniejsze. Wspomnienia i przygodę, która byłaby pierwszą zwrotką w niezapisanej stronie jaką była Atari.
0 x
Obrazek
Theme | Głos | Wygląd | #5f9ea0
Senju Toshio

Re: Trybuna północna

Post autor: Senju Toshio »

Morino Shonen - uczestnik turnieju Stanął przed grupą czterech postaci w iście przebiegłym stroju. Skryty za materiałem w kolorze zieleni, pozostawiającym odkryty ledwie niewielki fragment w okolicach oczu. Spojrzenie miał zatem dość sympatyczne. Zupełnie odbiegające od roli, z którą kojarzyłby się na polu walki. Dlatego takie to było oczywiste. Mógł wyglądać tajemniczo poza walką, lecz osobie wewnątrz ubioru nie były obce kontakty międzyludzkie. Nie było mowy, żeby przeszedł obojętnie przed faktem, że znajome twarze zjawił się na Festiwalu. Nie odgrywał żadnego czarnego charakteru, a raczej żądnego wrażeń młodzieńca z zamiarem zostania shinobi. Stanąwszy na którymś z rzędu stopniu pierwszej reakcji doczekał się od blondyna tuż obok. Nic zatem dziwnego, że zamierzał przyjrzeć się nieco prowokacyjnie. Znaczyło to, że ów chłopak bywał w dobrych relacjach z białowłosą. Tym bardziej wypadało dowiedzieć się czegoś więcej, mając na uwadze przeżycia, jakimi doświadczył ją los. Z początku zamierzał skupić się jedynie na osobie Nikusui, lecz w miarę upływu czasu jego plan miał ulec zmianie. Namierzył siedzący cel i starał się wychwycić nawet najmniejszy szczegół w jego ruchach. W chwilę po oględzinach Shigemiego, Toshio zaskarbił sobie zainteresowanie rosłego członka klanu Kakuzu. Murai zaskarbił sobie dziecięce względy Toshio z przed paru lat swoim dziwacznym sposobem walki. Same umiejętności i manipulacja ciałem powodować mogły u niejednego człowieka odrazę. Niemniej młodzikowi z całej gammy potężnych umiejętności członków Krwawego Pokolenia najbardziej spodobał się władca nici. Do dzisiaj pamiętał walkę z potworną kobietą, która przeistoczyła się w istnego demona. Również pokazała oszałamiające zdolności i miażdżącą siłę. Przeniósł wzrok na zeszytego swoimi nićmi mężczyznę i obdarzył go wzrokiem pełnym szacunku. Chciał tym samym zadośćuczynić za reakcję dwunastolatka, który nie miał zahamowań do wytykania palcami.
- To zaskakujące, że jeszcze mnie kojarzysz Murai-san. Od pierwszego spotkania minęło sporo, ponad pięć lat. Jak widać wyrosłem nieco z pieluch. - uraczył Kakuzu lekkim skinieniem głowy i przytoczył jakże ekscentryczne wspomnienie dotyczące napotkania Muraia na ulicach Sachu tuż po zakończeniu turnieju. Tamtejszy maluch był zdecydowanie zbyt podniecony całym wydarzeniem i być może lekko przestraszony późniejszymi rozruchami. Niemniej wyszedł ze wszystkiego bez szwanku. Nie przyszło mu nic, czym mógłby się podzielić na temat Reiki. Wraz z krótkim skupieniem się na własnych sprawach po wojnie nie miał z rodzeństwem Senju kontaktu. Żałował tego, bo wkrótce potem przydarzyła się nieoceniona strata dla całego rodu. Śmierć Shigeru wypaliła w wielu sercach piętno, a żar ten jeszcze przez długi czas będzie powracać, aby nie pozwolić zagoić się ranie.

Przy trzecim podejściu wreszcie na powrót zwrócił się ku Nikusiu-san. Tak samo, jak dziewczynie młodzik przywodził na myśl poczucie opiekuńczości, tak Toshio szczerze lubił ją za sympatyczny stosunek do niego. Mimo wszystko traktował członkinię klanu Kaminari, jak część rodziny. Nie wyobrażałby sobie dla niej innego miejsca. Miał jednak tą świadomość, że powiązania z rodem Senju osłabły i niewiadome było ich pewniejsze zaciśnięcie.
- Proszę, nie zdradźcie mnie nikomu. To dla mnie ważne. Szczególnie, gdyby Reika-san dowiedziała się o tym, co tutaj robię. - wystosował drobną treść w nagłym, acz formalnym geście złączonych tuż przy twarzy dłoni, niby modlitwie. Z racji tego, że zaryzykował interakcję i odkrycie jego przynależności mogło dostarczyć przeciwnikom ważnych informacji. Po części zdawał sobie sprawę z marnej siły swojej przykrywki. Nie potrafiłby jeszcze zżyć się z powstałą tożsamością. Po turnieju zapewne przepadnie w odmętach jego wspomnień i kilku innych osobistości. Na dłuższą metę miał już cel do osiągnięcia. Na razie miał pozostać chłopcem z lasu.
- Miło mi was poznać. Atari-san, Shigemi-san. - wystosował niezobowiązujący, lekki ukłon do obojga, aby zaraz uchwycić zjawiskowy moment, z jakim reagowała ciemnowłosa dziewczyna. Musiał przyznać, że doznał pewnego odbicia, wizji własnego siebie. Także nieznający niczego poza własną osadą i nie obyty z prawdziwymi doświadczeniami walk shinobi. Na pierwszy rzut oka Toshio założył, że Atari jest tutejsza, wyspiarka z krwi i kości. Gdzieś z pomniejszej prowincji. Dlatego z taką łatwością przychodziło jej chwytać każdy moment z przedstawienia. Czy powinien czuć się już staro? Raczej to od siebie wyrzucał.
- No tak, Sanada Atari, przecież to imię widnieje na rozpisce pojedynków w turnieju. Te osoby, które ciężko rozszyfrować z pochodzenia zapewne są stąd lub okolic Cesarstwa. - zagadnął niezwykle poruszony odkryciem. W zasadzie zdążył zapamiętać imiona wszystkich piętnastu uczestników. Żadna trudność dla takiego zapaleńca, jakim był młodzik z Senju. W duchu cieszył się, że ani Nikusui ani Murai nie wymienili go także z nazwiska lub nie wspomnieli o pochodzeniu. Przysiadł na schodku obok czwórki osób, aby dołączyć się do oglądanego widowiska.
- Nie słyszałem o niczym podejrzanym, Nikusui-san. Nadal jestem tylko Doko, więc nie dociera do mnie za wiele ważnych informacji. - odpowiedział białowłosej na dyskretną wzmiankę o tym, czy w Hayashimurze działo się coś ciekawego. Było w tym trochę kłamstwa, lecz głupio mu było teraz poruszać delikatną kwestię, która dotyczyła tylko ich. Wuj Kazuo wspomniał czego dokonała w odwecie dla swego, poległego ukochanego. Z racji, że byli tu również postronni musiał wstrzymać się od rozwiązłego dialogu. Mimo wszystko postanowił znowu zaryzykować. Nawiązał z Ryukatą pewne swego spojrzenie.
- Dziękuję, że to byłaś Ty, Nikusui-san. Chciałbym móc zrobić tyle samo, na własną rękę. Obawiam się o to, że nie posiadam wystarczająco siły, by sprostać tak ciężkiemu brzemieniu. - zwrócił wzrok ku palcom stóp. Zawahał się i mocniej zacisnął dłonie na udach. Stłumił niemoc, jaka go ogarniała. Dobrze, że siedział, bo w innym wypadku ta odrobina alkoholu we krwi mogłaby sprawić, że zdoła się zachwiać. Nie zamierzał dłużej poświęcać tej sprawie uwagi. Nie w obecnym gronie, gdzie wydawało się to całkiem niezręczne. Charakterem spotkania była dobra zabawa i uczestnictwo w turnieju. Nie mógł tego zaprzepaścić wylewaniem na nowo żalu. Tak bardzo chciałby wierzyć, że postępuje dobrze. Mieć u swego boku zarówno Isoshiego-sama, jak i Shigeru.
- Cieszę się, że zdołałaś wrócić do zdrowia. - powiedział wesoło do Nikusui i pozwolił zająć reszcie główne miejsce w rozmowach. Nie mógł zapomnieć, że był w bliskim towarzystwie z samym Kūkyo. Jego znajomość i wiedza w zakresie walki bardzo się przyda Toshio. W końcu zamierzał zawalczyć o wysokie miejsce w tych rozgrywkach.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Trybuna północna

Post autor: Seinaru »

Seinaru wzruszył ramionami słysząc teorie Shijimy na temat Hayamiego. Naprawdę trudno było przewidzieć co stanie się teraz z całą tą świeżo upieczoną rodzinką. Trzymał jednak za niego kciuki i teraz nawet trochę się martwił.
- Wie gdzie się zwrócić, gdyby potrzebował pomocy. - Odparł do Shijimy z nieco ostudzonym entuzjazmem. Niedługo jednak to tamten młodzian będzie miał takie doświadczenie, że to on będzie mógł patrzeć na nich z góry i dawać życiowe rady. Tymczasem druga walka również się rozkręcała. Shinji i Kousuke nabierali tempa, co coraz przyjemniej się oglądało. Zaskakujące było jednak to, że walka sprowadziła się do prostej sieczki.
- Nie zamierza odkrywać wszystkich kart w pierwszym rozdaniu. - Skomentował samuraj patrząc na wydarzenia na polu bitwy. Widać było, że Uchiha ma doświadczenie w boju.
- Co Ci powiedział wtedy w Sogen? - Zapytał wprost, bo wcześniejsza wzmianka Shi o tym, że tamten mu groził wciąż rzucała się cieniem na dobrą rozrywkę płynącą z uczestnictwa w turnieju.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Może niepotrzebnie szukał czarnych scenariuszy? W końcu Hayami był dzielny - i to nie tak, że Shijima w niego nie wierzył. Sagisa była wypaczona, zmiażdżona życiem - na taką wyglądała. Regeneracja takich osób to nie była kwestia przytulenia i uśmiechu. To były lata pracy, by przepłoszyć demony, które próbowały przejąć nad człowiekiem władzę, ale w końcu nie znał ani jej... ani Hayamiego. Być może tylko się taka wydawała. Kobiety miały skłonności do wyolbrzymiana przeżywanych emocji, bo odczuwały zazwyczaj o wiele głębiej, bo ich myśli były zazwyczaj chaosem nakładających się na siebie myśli - i nie czyniło to z mężczyzn zimnych drani, żeby nie było wątpliwości, bo chyba tak to mogło zabrzmieć. Ot - niewiasty były inne. W historii tej dwójki mogło dziać się wszystko zarówno w przeszłości, jak i podziać się mogło wszystko w przyszłości - tej całkiem bliskiej, zaczynając od narodzin dziecka. Po prostu czasami prostolinijność Seinaru w myśleniu "będzie dobrze!" była zadziwiająca, a on czasami chyba niepotrzebnie go martwił na zapas - zdecydowanie niepotrzebnie, bo sam Shijima się nie martwił. Ot - brał wszystkie możliwości pod uwagę i tyle, przecież nie ma sensu na zapas gnębić się czernią ewentualnych zdarzeń, które nie wiadomo, czy będą miały miejsce. Łatwo mówić.
Przystanął kawałek dalej, spoglądając na arenę i skinął głową. Tak, odkrywanie wszystkich kart nie było zbyt rozsądne, ale całkowicie pasowałoby do Shinjiego. Do jego udowadniania wszystkim wokół, że jest najlepszy. Że jest w stanie pokonać wszystkich, bez różnicy, czy znają wszystkie jego zagrywki, czy też nie. Tą walkę można było zapewne zakończyć jednym ruchem - parę sekund i...
- Mówił wiele rzeczy... - Nie spojrzał nawet na Seinaru, chociaż drgnął lekko od tego pytania. Niespodziewanego pytania. Sam chciał z nim o tym porozmawiać, ale chyba nie tutaj, w przewrażliwieniu tego, że ściany mają uszy, a mówienie o czymkolwiek bardziej prywatnym gniotło go i rozrywało. Nie było przyjemne. Wspomnienie tamtego spotkania przesuwało się po jego głowie. To był jego błąd, tak? Błąd, dzięki któremu zobaczył prawdziwą twarz tego dzieciaka walczącego właśnie na arenie. - To był chyba mój błąd, jak tak teraz o tym myślę. Naciskał, obdzierał mnie ze skóry, chcąc po prostu usłyszeć historię mojego życia. Coś tak banalnego, wyobrażasz sobie? - Mokuren uniósł jeden kącik warg ku górze. - Kiedy skończyły mu się argumenty stwierdził, że to chyba sprawiedliwa wymiana. Wasze życia za moje sekrety. Naprawdę, nie było w tym nic takiego, co powinno mnie w ogóle skłonić do rozważania jakichkolwiek opcji, a jednak... jednak kalkulowałem, jakie mieliśmy szanse. Prawda była taka, że zdmuchnąłby nas jedną techniką. - Tak, Shinji wtedy naprawdę wiele mówił. I mówił. Szeptał. I było go coraz mniej tam - w towarzystwie rzeczy martwych. Shijimy, nie Shinjiego - Shinji obrastał w piórka. - Łamanie ludzi to jego hobby, jak stwierdził. Najgorsze było to, że powiedział mi, że uważa, że wy mnie nie odtrącicie i nie porzucicie jak wszyscy inni. Śmieszne, co? Miał rację co do tego, że się tego bałem. Szkoda, że się pomylił co do tego poprzedniego. - Czy czuł żal? Chyba... sam nie był pewien. Z perspektywy czasu wszystko było lżejsze do zniesienia. Wtedy to był koszmar. - Uważał, że mi pomaga. Kiedy tak teraz na to patrzę to może rzeczywiście mi pomógł. Pomógł zweryfikować to, że nadmierne wkładanie w cokolwiek energii nie ma najmniejszego sensu, bo wszystko i tak rozpada się w ludzkich dłoniach. Aaaa... - Uśmiechnął się szerzej, ściągając lekko brwi. - Zgrozo, jak sobie przypominam całą tą rozmowę to zaczynam się naprawdę bardzo mocno denerwować. - Śmieszne, bo w ogóle nie było po nim widać zdenerwowania. Ale już miał nerwa. - Ooo... była jeszcze jedna okropna rzecz w całej tej rozmowie. Że dobrze wiedziałem, że ty nie chciałeś słuchać mojego pierdolenia. Sprzedałem się Shinjiemu jak dziwka, nawet sobie nie wyobrażasz, jak okropne to było uczucie. - Wątpił, żeby ktokolwiek mógł sobie to wyobrazić.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arena Zmierzchu”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości