Sala tronowa

Awatar użytkownika
Rokuramen Sennin
Support
Posty: 1033
Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki

Sala tronowa

Post autor: Rokuramen Sennin »

0 x
Support i twórca najlepszego ramen w świecie shinobi
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume powoli zbliżył się do sporych wrót, prowadzących od sali głównej pałacu, i otworzył je powoli. Głównie przez to że były cholernie ciężkie. Cóż, niektórych rzeczy się nie ominie. Powoli wkroczył do sali tronowej, poprawiając swój strój - podobny do tego, który nosił zazwyczaj, lecz zamiast swojego błękitnego płaszcza zdobytego w Sachu no Senjo, wdział na siebie ozdobny, czarny płaszcz ze złotymi zdobieniami na krawędziach i na poziomie guzików. Złota nić była również użyta na kapturze płaszcza - coś, czego nie miał na swoim odziewku Kirisatsu, i ciężko było mu się z początku do tego przyzwyczaić. Oczywiście, obie swoje katany cały czas nosił przy pasku. To były dwa przedmioty, bez których nigdy nigdzie nie wychodził.
Kroczył powoli wzdłuż dywanu utkanego w cesarskich barwach, zmierzając w kierunku tronu. Było to cholernie dziwne uczucie - wiedzieć, że teraz to miejsce jest jego bazą operacyjną. Ciężko mu było uwierzyć, że został liderem Rodu Yuki, a co dopiero teraz, że został wybrany na pierwszego przywódcę całych Morskich Klifów. Od praktycznego zera do praktycznej stówki w przeciągu jednego roku. To wszystko działo się cholernie szybko, i Natsu zaczynał powoli się obawiać że zacznie nie nadążać.
A jeszcze tyle rzeczy było do ogarnięcia...
W końcu zbliżył się do rzeźbionego tronu z dwoma dużymi figurami smoków po obu stronach i opadł na niego, czując lekkie zmęczenie. Od walki z Mayumi minęło trochę czasu - spotkanie odbyło się jesienią, a teraz wszędzie wokół panowała zima... Ech, czas leci, dużo się zmienia...
Młodzieniec podniósł głowę i spojrzał na balkony, czekając na pojawienie się Senatorów. Póki co jeszcze nikogo nie wybierali, jako że on jeszcze był elektem, wybranym, ale nie koronowanym i przedstawionym ludowi - dlatego póki co jeszcze nieoficjalny Senat składał się tylko z Shirei-kanów wszystkich Rodów Cesarstwa. Mieszkańcy Hyuo i Kantai już się dowiedzieli o zawarciu pokoju - ku uldze prawie wszystkich - oraz przedstawiono im nowe prawa unii. Teraz wprowadzenie nowego ustroju to tylko formalność.
Ale formalność, którą trzeba będzie omówić.
Ciekawe, czy przyjdą na czas, czy się spóźnią... siedzenie na tronie w tak wielkim, pustym pomieszczeniu, było dziwne, nawet dla osoby tak introwertycznej jak on.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

z/t

Przyklepane przez Musa.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Po spacerze z portu do pałacu - który, zważając na rozmiary miasta, wcale krótki nie był - młodzieniec wkroczył do olbrzymiego budynku, który od jakiegoś czasu był dla niego domem. Ha, ciężko było się przyzwyczaić! Jeszcze wczoraj spędzał czas w swojej niewielkiej pagodzie na Hyuo, gdzie mógł się zdrzemnąć i spędzić czas tak, jak do tej pory - z treningiem, muzyką, jedzeniem, książkami. A tutaj? Miał tylko część swoich rzeczy, a dodatkowo wszystkie te komnaty wciąż mu się zdawały zbyt wielkie i bogate. Pustelnikowi zwykle wystarczyła jedna niewielka aula. A tutaj? Olbrzymie sale, przepych (który i tak został przez Natsumego zredukowany), korytarze i spore grupy pracowników, zajmujących się sprzątaniem, przygotowywaniem pomieszczeń, gotowaniem, ogrodami - wszystkim.
Yuki potarł oczy palcami, zasłaniając przy tym twarz dłońmi. Na litość boską, jakie to jest dziwne wrażenie...
Nie marnując czasu, udał się w kierunku sali tronowej. Zaparł się o wielkie drzwi i powoli je uchylił, po czym uczynił to samo po wejściu do środka by je zamknąć. Następnie udał się w kierunku zdobionego smokami tronu. Trochę dalej, pod oknem - zgodnie z prośbą - stało jego biurko z gabinetu w Hyuo, z wszystkimi potrzebnymi dokumentami i archiwami. Przynajmniej tyle, że teraz wszystko miał pod ręką.
Nieco zmęczony, opadł na tron, wsparł ramię o podłokietnik i położył głowę na dłoni. Jakby tak posiedział kilka minut, to pewnie by zasnął.
-Trochę ci zeszło - usłyszał znajomy głos.
Uchylił oczy i spojrzał na balkony senatorów. Na miejscu Ranmaru siedział Satoshi, palący swoją nierozłączną fajkę kiseru. Młodzieniec westchnął ciężko.
-Satoshi - mruknął w taki sposób, by mężczyzna go usłyszał. - Jak wiele mnie ominęło?
-Co nieco - odparł wesoło Waneko, rzucając coś w kierunku młodzieńca. - Dogadaliśmy już sprawę Twojej koronacji. Końcem wiosny. Nie przejmuj się, zdążysz się ze wszystkim zapoznać. No, i oprócz tego dostaliśmy kilka listów o wojnie na kontynencie.
Natsume uniósł brwi, zaciekawiony.
-Wojnie?
Waneko kiwnął głową.
-Yup. Zamurki rozwalili Mur i trochę popsuli humor Shinsengumi i Rady. Podobno kilku naszych, głównie Ranmaru, ale też Hoshigaki, co nieco się tam wykazało. Po jednego już posłałem.
Natsume pokiwał głową, zaciekawiony. No no, zapowiadała się jakaś większa historia. W takim razie pozostało tylko poczekać, aż przybędą ci których trzeba. Po chwili jednak pstryknął palcami, żeby przywołać uwagę Ranmaru.
-Wiadomo już coś o sprawie z Senju?
Satoshi wzruszył ramionami.
-Eri i Hideo jeszcze nie wrócili, ale dostaliśmy raport że po prostu jeszcze nie znaleźli tej dziewczyny, po którą zostali wysłani.
Natsume pokiwał głową i westchnął ciężko. Cóż, w takim razie pozostaje tylko czekać...
0 x
Shijima

Re: Sala tronowa

Post autor: Shijima »

Podróż nie trwała długo i zdążyła trochę ostudzić... młodego Ranmaru? Biorąc pod uwagę, że średnia życia shinobi wielka nie była, to nie był już taki młody - a i tak czuł się jak dziecko, który został przywołany przez rodzica na dywan - ten miękki, zapamiętany z salonu,, który zawsze pachniał sosną, fajką ojca i palonym drwem wesoło trzaskającym w kominku pośród półcieni. Sęk w tym, że nie miał piętnastu lat i to nie do ojca się udawał. Nie było żadnej fajki, kominka i miękkiego dywanu. Był pałac ustawiony na wielkim klifie, o którego skały rozbijały się ciemne, wzburzone fale. Nie było w tym nic spokojnego. Nie było w tym nic pięknego. Obraz oddalonego zamku przyciągał spojrzenie, ale zamiast pozwolić mu ulecieć, zgodnie z jego artystyczną duszą, tylko mocniej wbijał w ziemię. W takich miejscach, jak to, człowiek po prostu uzmysławiał sobie, jak malutki i nic nie znaczący jest. Nie stawiał siebie w tym wszystkim zbyt wysoko - proste wezwanie, na które trzeba odpowiedzieć, by dowództwo dostało opowieść z wojny na Murze - potem będzie można wrócić do swojego niewielkiego mieszkanka i prowadzić dalej swoje nic nie znaczące życie - bo co do tego nie miał wątpliwości. Przy murach tej budowli wszystko było mało znaczące, co nie miało prawa stąpać po jego pięknych, wypolerowanych podłogach i zamieszkiwać jego progi. Nawet Mur nie wywarł na nim takiego wrażenia.
Zbliżył się do budowli, obok której nigdy dotąd nawet nie przechodził - widział ją pierwszy raz na swoje oczy. Nikt go nie niepokoił, nikt go nie zatrzymywał, chociaż mijał ubranych w mundury ludzi wojsk i pewnie samej gwardii cesarskiej. Inny świat. Inna rzeczywistość, do której Shijima pasował w swoim mniemaniu jak gówno do róży i gdyby nie jasny, wytyczony cel, kompletnie nie wiedziałby, co on tu robi. Zresztą, nie oszukujmy się - nadal nie wiedział i zadawał sobie to pytanie, pomimo jasności celu. Na wojnie znalazł się przypadkiem - i co, to im powie? Sorry, w sumie to mam w dupie cały ten pieprzony klan, jakoś tak zawędrowałem pod Mur? Nie no, kapitalnie. W jego własnej głowie brzmiało to na wycenę dwadzieścia na dziesięć! Okazywało się, że bardziej niż miał w dupie, tutaj też wykazywał się wielką dojrzałością i chciał jedynie odrobiny uwagi. Przez tyle lat życia wmawiał sobie, że dobrze mu się żyje będąc kompletnie niewidzialnym, a kiedy przed jego drzwiami pojawił się tamten Ranmaru z wiadomością to jego serce kompletnie oszalało. I to była pieprzona radość, chociaż nie chciał tego przyznawać nawet przed samym sobą. Okazywało się, że całe dotychczasowe myślenie było fałszem? Nie, nie o to chodzi. Było dobrze, naprawdę - i chciał wrócić do tego stanu rzeczy. Chłód powietrza podczas rejsu zdążył bardzo mocno go ochłodzić i przede wszystkim - otrzeźwić.
Wszedł do pałacu, strażnicy przepuścili go i w końcu - drzwi do sali tronowej stanęły przed nim otworem. Strażnik zapowiedział go i wszedł, gdy go o to poproszono.
Proszę bardzo, okazało się nawet, że dywan był! Zabrakło tylko kominka i fajki.
Kompletnie nieświadomie stanął na środku dywanu, lekko się za siebie oglądając, kiedy zamknęły się drzwi, ale zaraz jego szeroko rozwarte oczy skierowane zostały na dwójkę mężczyzn. Zgrozo. Nie trzeba było żadnego geniuszu, żeby czytać z niego jak z otwartej księgi - był w tym momencie jak wilk, którego zagoniono na kompletny obcy teren, przed oblicze ludzi, którzy rządzili obcymi mu ziemiami i którzy mieli to, czego wilki zawsze się bały - kij, który może opaść na ich kark. Nie był to jednak czysty strach, raczej kompletna dezorientacja... i podziw.
Ach, chociaż oczom, w których usnęła Otchłań ponoć nie można było ufać...
Jeśli budynek nie poruszył strun jego artyzmu - to ta dwójka już tak. Z tego wszystkiego zapomniał się kompletnie przez pierwszą chwilę, że powinien się pokłonić, czy cokolwiek takiego, wpatrując się, zupełnie oczarowany, w ludzi zwyczajnie pięknych.
Miał takie spaczenie, że piękno zazwyczaj chwytało go od wnętrza. Nie wiedział, co miała w sobie ta dwójka - niektórzy to mieli tak po prostu - ale ich osoby oszołomiły go zupełnie. W końcu jednak się zreflektował i opadł na kolana, oddając odpowiedni pokłon.
- Prze-przepraszam najmocniej. - Chyba za swój brak kultury i wgapianie się jak reksio w szynkę. - Shijima Mokuren, przybywam zgodnie z wezwaniem. - Nie ośmielił się ani unieść głowy, ani podnieść bez wyraźnego pozwolenia.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume i Satoshi zajmowali się swoimi sprawami, rozmawiając jeszcze krótką chwilę po początkowej wymianie. W międzyczasie Waneko zdążył zaproponować Yukiemu zapalenie z nim fajki, co ten odrzucił, a Yuki rzucił w jego kierunku naczynie z sake. Lider Ranmaru złapał je zręcznie, wzruszając ramionami, jak gdyby chciał powiedzieć "skoro już namawiasz". Co Natsume skwitował wesołym uśmiechem. Trzeba było przyznać, że nawet pomimo swojej tendencji do bycia przesadnie ambitnym i zbędnie stanowczym, lider czerwonookiego klanu potrafił też pokazać swoją wyluzowaną stronę i podchodził do wielu spraw na sposób swego rodzaju filuterny.
Ledwo Natsume skończył przywiązywać oddaną gurdę z napojem do paska, gdy nagle obaj usłyszeli skrzypnięcie otwieranych drzwi. Obaj zwrócili swoje spojrzenia na wchodzącego młodzieńca, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Długie włosy przykrywały jego twarz o nieco wyostrzonych rysach, Natsume tez zauważył że jest on od niego dość znacząco wyższy. Intrygująca osoba, trzeba było przyznać.
Yuki zauważył kątem oka, że Satoshi mruknął do siebie "o wilku mowa". I uśmiechnął się wesoło.
Młodzieniec przedstawił się jako Mokuren Shijima, i padł przed tronem w ukłonie. Zakłopotany Natsume podrapał się po potylicy, uśmiechając się. Cóż, do tego chyba nigdy nie przywyknie. Powoli podniósł się z tronu i zszedł kilka stopni w kierunku Shijimy.
-Jestem zaszczycony, mogąc Cię poznać, Mokuren-san - powiedział uprzejmym tonem, po czym w uśmiechu wyszczerzył w jego kierunku zęby z wydłużonymi kłami. - Nie musisz się tak kłaniać, nie bądźmy aż tak oficjalni.
Natsume spojrzał na balkon, na którym stał Satoshi. Mężczyzna jeszcze raz przeglądał list od Shinsengumi.
-... Mokuren... W liście było podane Ranmaru... - stwierdził, po czym oparł się o barierkę i spojrzał na Shijimę. - Wygląda na to, że nie podano nam Twojego faktycznego nazwiska. Wybacz, jeśli Cię to obraziło.
Natsume kiwnął głową, po czym z uśmiechem pokazał ręką, żeby Shijima wstał.
-Proszę. Nie miałem chyba okazji Cię poznać wcześniej, na Hyuo, prawda?
0 x
Shijima

Re: Sala tronowa

Post autor: Shijima »

Nie wypada się tak na kogoś gapić, tak kompletnie obcesowo, a już na pewno nie na przyszłego Cesarza i Shirei-kana własnego szczepu. Zresztą Shijima nie miał zielonego pojęcia, jak ma się wobec nic zachowywać. Miał kompletną pustkę w głowie. Mieszanka dziwnych uczuć znowu w niego uderzyła - ta sama, która opuściła jego wnętrze podczas rejsu do tego miejsca. Klęczał po prostu na ziemi, mając nadzieję, że za swoje genialne wejście nie oberwie mu się w uszy - doprawdy, jak małe dziecko. Sam siebie za to zrugał w myślach. Przywoływanie się do porządku było rzeczą względnie prostą - wystarczyło tylko nad sobą zapanować, nic wielkiego, tak? Ech, pewnie nie takie durne przedstawienia ta dwójka już widziała i nie takie durnoty przed nimi ludzie odstawiali. Najlepiej było być... po prostu sobą. Shijima przymknął na moment oczy i nabrał głębszego tchu. Chyba i tak niczego wielkiego od niego nie oczekiwano, prawda? Nie ważne, z jakiego punktu starał się na to nie patrzeć - i tak było stresujące. Zapewne przez to, że zawsze rozkładał wszystko na czynniki pierwsze i przewidywał wszystkie najczarniejsze scenariusze, jakie tylko przewidzieć się dało. Mimo to zbyt często go zaskakiwano.
Shijima nie był ubrany w żaden sposób okazale. Całkowicie skromnie. Kimono, płaszcz na plecach z kapturem, który aktualnie nie okrywał jego ramion, wygodne buty na zimę - oczywiście nie muszę wspominać, że wszystko było czarne, prawda? Z daleka prezentował się bardziej jak kobieta niż mężczyzna i z całym pewnością spoglądając na niego ciężko byłoby uwierzyć, że jest shinobim. Nawet jego dłonie, złożone i wysunięte przed niego, zgodnie z zasadami pokłonu oddawanemu Cesarzowi, były bardziej dłońmi artysty niż wojownika. Był podobny do swojego ojca. Mniej od brata, który dzielnie służył szczepowi, a który na początku roku zaginął i słuch o nim przepadł, ale mimo wszystko - był. Te przeklęte, czarne oczy, podobne otchłaniom, były dla jego rodziny aż zbyt charakterystyczne. I ciemne, kasztanowe włosy. Uniósł się gładko z podłogi i skierował wzrok na Cesarza. Ogarnął się nieznacznie i jego twarz przybrała łagodniejszy, spokojny wyraz. Spokojniejszy. Niedobrze. Naprawdę nie tego się spodziewał. Znaczy... bardzo dobrze! W sumie to bardzo dobrze! Dwójka najważniejszych osób (w jego mniemaniu najważniejszych) nie była starymi dziadami tyranami, co za byle potknięcie lali batem po plecach. Całkiem... dobrze. Tym nie mniej naprawdę ciężko było mu się skupić.
- Proszę... to ja jestem zaszczycony, mogąc spotkać osobę, która uczyniła tak wiele dobrego dla tej Wyspy. - Tak, miało być mniej formalnie..! Ale nie mógł. Po prostu nie mógł. Przepaść dzieląca go między tą dwójką była zbyt wielka, żeby ot tak mógł przejść na jakieś bardziej nieformalne rozmówki. Bo, oczywiście, cała jego wypowiedź była zachowana w oficjalnej formie. - Nie uraziło w najmniejszym wypadku. Poczułem się... zaszczycony. - Jego ojciec w końcu nosił właśnie to nazwisko. I zawsze miał spore ambicje. Tylko te ambicje omijały go szerokim łukiem. Dla Ranmaru nie istniał. - Nie było okazji, Panie. - Potwierdził.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Yuki uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, widząc nerwowe reakcje ze strony Shijimy. Rany, rany. Czy on naprawdę wyglądał aż tak niepokojąco? Jak do tej pory chyba nikt nie witał się z nim w ten sposób. Być może dlatego było to dla niego tak dziwaczne przeżycie. W końcu nie na co dzień jest się nazywanym per "pan", prawda? Chyba jednak preferował spokojne, bezpośrednie rozmowy, bez niepotrzebnej kurtuazji. W końcu może i był tym cholernym Shimakage, ale nie zmieniało to faktu że nadal był zwykłym człowiekiem, shinobi który może paść nawet jutro. Więc nie widział potrzeby w tak ekspresywnym powitaniu.
-Spokojnie, wdech, wydech - powiedział, dalej szczerząc zęby w uśmiechu. - Morskie Klify to ziemie zamieszkane przez silnych i szlachetnych ludzi. To oni uczynili najwięcej dobrego, żyjąc, prosperując i patrząc z nadzieją na lepsze jutro. My, shinobi, tylko zrobiliśmy co w naszej mocy by dać im tę nadzieję. I pokój, którego tak bardzo potrzebowali.
Yuki cofnął się kilka kroków i usiadł na tronie, pochylając się tak by lepiej widzieć przybysza. Przynajmniej tyle, że architekt budynku był na tyle miły że dobrze opracował akustykę tego pomieszczenia, i nie trzeba było mówić przesadnie głośno by było dobrze słychać. Gdy Shijima stwierdził, że w rzeczy samej nigdy nie mieli okazji się spotkać, młodzieniec kiwnął lekko głową.
-Rozumiem. Cóż, w sumie szkoda, ale nie dziwię Ci się - sam większość czasu spędzałem na łonie natury, więc mogło po prostu faktycznie nie być okazji.
Satoshi odchrząknął lekko, kończąc wypuszczać dym z fajki.
-No, ale wróćmy do tematu głównego. Niedawno otrzymaliśmy list od Shinsengumi, mówiący o jakichś dużych wydarzeniach na kontynencie. Wśród uczestników byłeś również ty, Shijima-san... mogę się zwracać po imieniu, prawda?... - powiedział Natsume, opierając głowę na splecionych dłoniach. - Co tak właściwie tam się wydarzyło?
Satoshi ponownie wciągnął tytoniowy dym do ust.
-Mów spokojnie i co Ci przyjdzie do głowy, nie martw się. To nie jest przesłuchanie, a my również nie martwimy się ubarwianiem i kwiecistym językiem, jeśli to ułatwi sprawę - powiedział wesoło, przyglądając się z ciekawością Shijimie.
0 x
Shijima

Re: Sala tronowa

Post autor: Shijima »

Automatycznie się uśmiechnął, nieco niemrawo, ale zawsze, na słowa Shirei-kana Yukich. No tak, nie ma co wariować, wdech-wydech... i do przodu, co nie? Shijima był jak gąbka. Błyskawicznie chłonął emocje otoczenia i poddawał się im, przystosowując - nie zawsze gładko, nie zawsze tak szybko, jakby sobie tego życzył, zwłaszcza przy ludziach, którzy byli dla niego jak Księżyc - piękny. Nieosiągalny. Nie ważne, jak mocno wyciągałeś po niego ramię - nigdy nie miałeś szansy go dosięgnąć. Stał sobie grzecznie w swoim miejscu, wodząc wzrokiem za Natsume. Obserwował. Wyłapywał. Rozumiał. Jego dwa plus dwa zawsze musiało równać się cztery, chociaż jeszcze ciągle równało się jeden. Wystarczyło parę chwil, żeby pozbierał elementy układanki - i wlepić w to wszystko siebie samego. Gdzieś z boku. Gdzieś pomiędzy. Czerń oczy powłóczyście przeciągnęła się z Cesarza na stojącą na balkonie sylwetkę Ranmaru. To nie jest przesłuchanie, co? Chyba niewielu było ludzi, którzy chcieli źle wypaść przed swoimi przywódcami, trochę więcej znalazło by się tych, którym to było obojętne, a Shijima? Shijima jeszcze się nie zastanowił nad tym, czy mu zależy czy nie - gdyby nie zależało, nie zżerałaby go taka trema i stres. Ich spojrzenie wydawało się palić. Czuł je na sobie - a zdecydowanie nie lubił być w świetle reflektorów. Z cieniami było mu do twarzy.
- W obronie Muru stawiły się klany takie jak Maji, Uchiha, Yamanaka, Akimichi, Ayatsuri, Nara, Inuzuka, Hyuga i Senju oraz samurajowie. Większą część sił stanowiły oddziały Shinsengumi. Wśród dowódców znalazł się Uchiha Kyuo, Uchiha Rokuro. Shinsengumi nie posiadało żadnych informacji na temat przeciwnika. Dzicy dyrygowani byli z wielkiego, przywołanego jakąś techniką węża, przez czwórkę shinobi posiadających po jednym sharinganie w oku. Wśród samych Dzikich znalazły się jednostki operujące Ninpou. Wśród nich było kolejnych dwóch z pojedynczym sharinganem. Czterech dowódców tworzyło atramentowe potwory, które przybierały formę węży, lwów i ptaków. Węże potrafiły zatruwać, większość z tych stworzeń niosła w sobie notki. Zarówno ptaki jak i lwy były dosiadane przez Dzikich. Potrafili posługiwać się notkami oraz bombkami. Wróg posiadał je w dużych ilościach. Potwory tworzone były na pergaminach za pomocą tuszu na głowie węża. Potrafiły poważnie zranić, jednak równie łatwo było je zabić. Raz uderzone rozlewały się w plamę atramentu. Główną siłą wojsk po stronie Muru stanowili samuraje pod dowództwem Hoshi Iro. Dowództwo klanu Uchiha nie włączało się do bitwy. Najsilniejszymi jednostkami, które są warte wspomnienia, był członek szczepu Maji, Kenshi Maji oraz Shinji Uchiha. Dowodzili oni dwoma z trzech oddziałów, na które rozdzielono siły Muru. Operowali technikami zaliczającymi się na ponad przeciętny oraz ponadprzeciętnymi zdolnościami przywódczymi... może akurat Shinji bez tego ostatniego. - O zgrozo, ten cholerny dzieciak, za którym musiał sprzątać i jeszcze potem bezczelnie kłamał dowódcom w twarz. - Z pomocą shinobich, zwłaszcza klanu Akimichi, którzy byli w stanie rozciągnąć swoje rozmiary do rozmiarów przywołanych węży, dwa węże zostały pokonane. Istoty te potrafiły komunikować się werbalnie, jeden z nich operował trującymi technikami oraz katonem, drugi... - Drugi... czym? Wszystko już na krańcu bitwy wydawało mu się rozmazane. - Raitonem. - Tak, to chyba był raiton... podobny do tego, czym operował Kenshi. - Dzicy zostali odparci. Czwórka wrogich dowódców zbiegła. Przekazałem dowódcom Muru ich portrety, niestety nie jestem w stanie stwierdzić, co zrobiono z nimi dalej. Obrońcy Muru ponieśli ogromne straty. Zdaje się, że aktualnie trwa odbudowa Muru, który był częściowo zniszczony. Nie wiem również, co w swoich poszukiwaniach zdziałała grupa ekspedycyjna. Wyruszyli przed początkiem bitwy na tereny poza Murem.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume oparł się nieco wygodniej, w zamyśleniu przykładając zaciśniętą dłoń do ust. Shijima zaczął swoją opowieść, więc trzeba było się skupić i odpowiednio sobie przyswoić wszystko, co miało zaraz zostać przedstawione. Chociaż oni sami, jako wyspiarze i nieoficjalni wrogowie Rady, mogli sobie pozwolić na taki luksus jak obojętność wobec faktycznych efektów wydarzeń na kontynencie, o tyle lepiej byłoby mieć pełną świadomość tego, co się tam dzieje. Jak wielu mądrych ludzi wspominało, informacja jest potęgą. Nie mając wiedzy, bardzo łatwo jest dać się zaskoczyć przez różne wydarzenia. A tak, jeśli ma się chociaż ogólne pojęcie na temat nowinek, szanse na szok drastycznie malały.[
Zwłaszcza pamiętając o tym, że Rada może spróbować wykorzystać przeciwko Cesarstwu wszystko, co tylko się da. Nie zdziwiłby się, gdyby nawet posunęli się do propagandowego kłamstwa, byle tylko napuścić inne Rody na frakcje wyspiarskie. Przynajmniej będą świadomi, o co będą oskarżani.
Ugh. Mało co działało mu na nerwy jak tak parszywe blagi.
Satoshi i Natsume skupili się w pełni na przemówieniu Shijimy, analizując każdy fragment jaki tylko wypowiedział. W kilku momentach Yuki wręcz zmarszczył brwi, zaskoczony rewelacjami z kontynentu, lecz nie przerywał historii, chcąc zachować jej ciągłość.
Gdy tylko skończył, Natsume spojrzał z powagą na Satoshiego.
-... Co o tym sądzisz?
-Ciężki temat, nie powiem - stwierdził równie poważnie Satoshi, otrzepując kiseru z resztek tytoniu i chowając fajkę za pazuchę. - To, że zwołano do pomocy przedstawicieli wielu klanów, zupełnie mnie nie dziwi, chociaż obecność Samurajów trochę mnie dziwi. Ale te techniki... Nigdy nie słyszałem o czymś takim, jak tworzenie potworów z atramentu.
-Ja tak samo - odparł martwym tonem Natsume, obracając głowę w bok, z wyrazem zamyślenia na twarzy. - Ale nie tylko to. Osoby o jednym sharinganie w oku? Za Murem? Shinobi, i to dobrze wyposażeni w narzędzia bojowe? Trucizny? Być może mieli nawet do dyspozycji techniki przywoływania?
Satoshi kiwnął głową z marsową miną.
-Jeśli zamurki mają tak łatwy dostęp do technik shinobi i Kuchiyose, to sytuacja faktycznie wygląda średnio. Wysp może to na razie nie poruszy, ale lepiej mieć na to oko.
Obaj zamilkli, pozostawiając pomieszczenie we względnej ciszy. Faktycznie, wiadomości z kontynentu były dość niepokojące. Rada bardzo długo pozostawiła tereny za Murem pod jurysdykcją... no, praktycznie nikogo, więc po części można się tego było spodziewać, ale i tak - postęp technologiczny i bojowy zamurków okazał się być większy, niż ktokolwiek z nich śmiałby przypuszczać.
-Z nazwisk, które wymieniłeś, niestety nie kojarzę nikogo - stwierdził Natsume, opierając się nieco wygodniej o tron. - To, że było tam sporo Uchihów, w sumie nie jest dziwne. Ale że Maji?... oni zwykle się kręcą na terenach Samotnych Wydm, nie?
Satoshi pokiwał głową.
-... no. A tak właściwie, skoro ten "Shinji" nie miał umiejętności dowódczych, jak twierdzisz, to czemu w ogóle mu to powierzono? I co takiego zrobił?
Satoshi się lekko uśmiechnął i wyprostował obok barierki.
-Ode mnie jeszcze takie drobne pytanko - skąd tak w ogóle wzięli się wyspiarze na terenach Muru? Podczas tych całych wydarzeń praktycznie wszyscy nasi ludzie byli zajęci wprowadzaniem nowego ustroju na terenach Morskich Klifów, nie spodziewałem się że ktoś będzie na kontynencie.
0 x
Shijima

Re: Sala tronowa

Post autor: Shijima »

Starał się przekazać informacje w jak najbardziej uporządkowany, poprawny i łatwo przyswajalny sposób. Zwłaszcza, że było ich sporo. I przede wszystkim - chciał je przekazać treściwie. Wydawało mu się, że na upartego, byłby w stanie nawet powtórzyć część technik, które używali - tylko pieczęci, nie potrafiłby ich użyć. Nie potrafił nawet większości nazwać. Tak samo jak był w stanie przywołać obraz twarzy istotnych jednostek, które nawinęły mu się w pole widzenia, podczas bitwy i przenieść je na papier. Miał mgliste pojęcia na temat Rady i tego, co się w ogóle odjaniepawlało na świecie. Zbyt długo żył ograniczony do czterech ścian swojego dawnego domu, kiedy jeszcze jego matka żyła - o ile tamto coś w ogóle można było nazwać domem. Kiedy skończył przemawiać po prostu umilkł, czekając na to, aż zostanie odprawiony, albo na to, aż któryś z liderów coś powie.
- Prawdopodobnie posunąłem się zbyt daleko ze swoją oceną. Nie posiadam wyszkolenia wojskowego ani nie znam się na dowodzeniu, by móc wysnuwać takie wnioski. Popełnił drastyczny błąd pozbawiając swojego oddziału głównej siły oporu, przez co zginęło wielu żołnierzy. - Shinji... Och jak on nienawidził tego chłopaka. - W dodatku próbował oszukać własnych dowódców. Nie potrafię zdobyć się na szacunek i sympatię do takiego człowieka. - Krótko i na temat. Nie było co się rozwlekać, sprawa była bardziej skomplikowana, ale na wojnie ograniczała się tylko i wyłącznie do tego - jego prywatne niesnaski z Uchihą raczej nikogo tutaj nie interesowały. I on nie chciał się nimi dzielić. Były zbyt wstydliwe i osobiste. Tym nie mniej drugie pytanie zbiło go z pantałyku. No tak. Trafiony, zatopiony. Na wargach Shijimy drgnął uśmiech. Teraz dopiero robiło się niedobrze, bo zaczynał odzyskiwać swój rezon i swoją stabilność i miał wrażenie, że na tym wcale nie zyska. Nie był to jednak uśmiech wesoły, w żadnym wypadku. Raczej nieco krzywy. Smutny.
- Jeśli interesuje Cię, Panie, moja prywatna podróż, to odpowiem wprost, że chciałem chronić... przyjaciela. - Przyjaciela, co..? Ciągle o nim jednak myślał w tych kategoriach i... cholera, chyba mimo usilnych prób nigdy nie przestanie. - Wyjechałem go odwiedzić i Kagutsuchi poprowadził mnie na wojnę. - Nie, nie wierzył w bóstwa... ale były całkiem pięknymi metaforami. Dlatego nie przypadkiem wywołał imię właśnie tego boga.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Na słowa Shijimy Natsume tylko westchnął ciężko. Jeżeli faktycznie było tak jak młodzieniec powiedział, to nietrudno było wysnuć odpowiednią ocenę tego człowieka. Przez własny błąd stracił duża ilość wojowników, a na dodatek później okłamał dowództwo. Nie dość że przez niekompetencję posłał swoich ludzi na śmierć, to jeszcze był kłamcą. Yuki poczuł, że jego krew zawrzała. Kłamstwo w sprawie, która nie była zagrożeniem, było jeszcze akceptowalne. Ale łgarstwo w celu zasłonięcia własnych błędów było czymś niewybaczalnym.
Ponownie wypuścił powietrze z płuc, żeby przypadkiem nie okazać irytacji, po czym ze spokojnym uśmiechem spojrzał na Mokurena.
-Nie zależy mi na Twoim przeszkoleniu ani dowodzeniu. Zależy mi na Twojej opinii, Shijima-san. Każda opinia jest cenna. - Wyprostował się i znów przyłożył zaciśniętą dłoń do ust w geście zamyślenia. - Jego ludzie zginęli w walce, z honorem. Ich przodkowie przyjmą ich z otwartymi ramionami. Taka śmierć jest powodem do dumy. Ale fakt, że padli przez błąd swojego dowódcy, jest niewybaczalny. Gdyby ten człowiek miał chociaż szczątki honoru, przyjąłby za to pełną odpowiedzialność. A na dodatek kłamca... mało co tak działa mi na nerwy, jak kłamcy.
Satoshi parsknął śmiechem.
-Dobra, dobra, już się tak nie nakręcaj. Tacy ludzie istnieją wszędzie, i nic się na to nie poradzi.
Natsume westchnął ciężko.
-... wiem, wiem. Ale to i tak nie zmienia faktu.
Wtedy obaj usłyszeli następne słowa Shijimy. I na ich dźwięk Natsume nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Wyruszenie do walki w celu ochrony kogoś, kogo uważa się za kogoś bliskiego, był celem wystarczająco szlachetnym, by był on godny docenienia. Sam pamiętał, jak kiedyś, za czasów poprzedniej wersji Pax Glacia, Yuki tępili jakikolwiek udział w potyczkach, nawet jeśli tylko w celu pomocy towarzyszom. Sam otrzymał tęgą karę za udział w walce na pustyni, gdzie w praktyce ograniczył swój udział do eskortowania cywili poza opętane wojną miasto. Bo chciał tylko się odwdzięczyć kompanowi za pomoc w odzyskaniu rodowego artefaktu - czarnej, lodowej katany, która aktualnie stała w sayi opartej o podłokietnik tronu - i upewnić się, że jego przybrana siostra przeżyje. Wiedział, że łamie prawo. Ale nie żałował tego.
-Choć sam udział w bitwie, przyznam, mógł być lekkomyślny, to pragnę wyrazić uszanowanie wobec Twoich pobudek. Możemy nie lubić wojen i starać się ich unikać, ale jeśli może ona zagrozić komuś, kogo uważamy za ważnego w naszym życiu... czy walka w celu ochrony kogoś takiego nie jest szlachetna? - przymknął oczy, szczerząc zęby w uśmiechu. - Na wojnę lepiej iść z łaską Hachimana lub Watatsumiego, gdyż udzielają oni błogosławieństwa siły i mądrości, ale pan ognia również mógł pomóc wam wyjść obronną ręką. I to mnie cieszy. Mam nadzieję, że Twój przyjaciel ma się dobrze po wojnie.
W tym czasie, gdy Natsume rozmawiał, Satoshi sięgnął po jakiś zwój i zaczął go dokładnie przeglądać. Wyglądało to na jakieś archiwum, wypełnione nazwiskami i danymi personalnymi. Czyżby czegoś szukał?
0 x
Shijima

Re: Sala tronowa

Post autor: Shijima »

Celowe posunięcie czy może całkowita szczerość? Skupienie się na rozmówcy, zdobycie jego przychylności - tak się właśnie kupowało ludzkie serca. I Natsume serce Shijimy zdobywał z każdym kolejnym słowem. Sam Shijima pilnie zastanawiał się nad tym, czy omamia go charyzma i siła bijąca z obu postaci przy ich jednoczesnym spokoju, czy może to, że miał przed sobą istotne, liczące się na arenie politycznej jednostki, które znały jego imię i wezwały go do siebie? Koniec końców najbardziej go mamiło właśnie to, że oboje byli ludzcy. Nie znał się na polityce. Nie oznaczało to jednak, że brakowało mu piątej klepki i zdolności obserwacji - dodatkowo błyskawicznie się adaptował. Kierowanie jednym z oddziałów na wojnie, kiedy nigdy wcześniej z wojną do czynienia nie miał, było tego dowodem. I tu nie chodziło o to, że był sztuczny w tym wszystkim, że udawał. Pobierał informacje i przetwarzał je w swojej głowie z prędkością karabinu maszynowego. Co często, niestety, przytłaczało i w punkcie wyjściowym ciężko było wybrać. Tutaj jednak nie było kwestii wyborów, decyzji, które zaważyłyby o czyimś życiu czy nieżyciu, jak to miało miejsce na polu bitwy. Nie czuł śliskości słów, które płynęły ze strony Natsume, ale wyraźnie czuł rozłożone tutaj siły. Shirei-kan Ranmaru był oczami. Natsume był słowem. Zabawne. Sam też o wiele lepiej czuł się jako oczy, niż ruch. Nie oznaczało to, że Natsume też nie zbierał informacji. Ach, to było w jakiś sposób... fascynujące. Ta dwójka była fascynująca, zwłaszcza, że aktualnie Shijima zaryzykował stwierdzeniem, że są dobrze zgrani. Że nie potrzebują wielu słów, by się porozumieć. Rzecz jasna było to stwierdzenie siedzące tylko i wyłącznie w jego głowie.
- W mojej opinii dowództwo, które nie dołącza do walki i które oddaje dowodzenie przypadkowym wojownikom nie jest godne zaufania. Oddziały zostały ustawione poza linią Muru, choć za Murem łatwiej byłoby się bronić, gdyby zorganizowano jakiekolwiek machiny. Wysłali grupę wypadową w sam środek nieznanych ziem, gdzie od początku siła oporu możliwa do stawienia Dzikim była niepewna. Nie rozumiem też, dlaczego nie został zrobiony żaden wywiad przed walką lub chociaż nie podjęto prób zorganizowania go, by poznać wroga. Zignorowali siłę przeciwnika, uznając, że Dzicy nie są w stanie im zagrozić i przez ich buńczuczność zginęło zbyt wielu ludzi. Taka jest moja opinia. - Innymi słowy - nie podobało mu się to. Wydawało wręcz żartem na dłuższą metę. Skoro od dłuższego czasu zbierali chętnych do wojny... to czemu nie zorganizowali tego jak należy? I drażniło go to. Naprawdę drażniło, bo... bo ludzie zginęli. A on musiał obserwować te gasnące światła jedno po drugim.
Na kolejne słowa zareagował z lekkim zdziwieniem. Spodziewał się raczej reprymendy... tymczasem dostał coś zupełnie innego. Pokłonił się, tym razem jednak płycej. Ach, to takie typowe! Ukłony wszędzie i zawsze!
- Dziękuję, Panie. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Niestety nasze drogi rozstały się po wojnie.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Sala tronowa

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume pokiwał głową, zupełnie poważnie. W rzeczy samej, mężczyzna dość dobrze podsumował większość błędów, które mogły zostać popełnione podczas planowania obrony. No właśnie - planowania. Jeśli wszystko co Mokuren powiedział było prawdziwe, oznaczało to mniej więcej tyle że bitwa zupełnie NIE została zaplanowana. Nadmiar dumy i pewności siebie - to, co od dawna było drastycznym problemem wśród członków Rady - było doskonałym przykładem drastycznego i kosztownego błędu. Przez to, że nie wierzyli w umiejętności bojowe zamurków i nie upewnili się z wyprzedzeniem o możliwościach militarnych ludzi z terenów za Murem, teraz setki ludzi leżało pośród zmrożonego błota wokół samego wału i daleko w głębi terytoriów nieznanych. Podejście taktyczne również było zaskakująco głupie. Trzymanie się w bezpiecznym zasięgu od walki, tym samym odcinając się od możliwości szybkiej reakcji na zmiany na polu walki, i pozostawienie dowodzenia osobom zupełnie niedoświadczonym i niesprawdzonym, było posunięciem nieprzemyślanym - zahaczającym o kretyńskie.
-Przyznaję, dobra analiza. Ich dowództwo popełniło dużo drastycznych błędów, i za to koszt musieli ponieść ci, których życie obchodzi ich tyle co zeszłoroczny śnieg. Ech. Niewinni nie powinni płacić za głupotę rządzących.
Oparł się wygodniej i westchnął lekko.
-Kiedyś w jednej z książek którą przeczytałem, znalazłem pewien poemat o jednej z ciężkich bitew z dawnych czasów. Szedł mniej więcej tak: "Wielu ludzi cierpiało, wielu umrzeć miało. Odbito sześć morg ziemi, pół miliona życie dało. I gdy żołnierz pełzł, generał wrzał, a zabijanie trwało i trwało... jaki tego cel? Jaki tego koszt?" - wstał i przeciągnął się. - Oczywiście, jest tu sporo przesady pod względem liczbowym, ale wiadomo o co chodzi. Całkiem na miejscu, nie uważasz?
Natsume spojrzał na Satoshiego i odchrząknął, opierając ręce na biodrach.
-Czego szukasz?
-Informacji o randze i danych osobowych Shijimy-sana... ale póki co trudno mi znaleźć. Powiedz, ile masz lat? I czy w ogóle do tej pory miałeś kontakt z Rodem Ranmaru? Może po prostu przez to nie mam Cię w rejestrach... albo zwyczajnie szukam nie w tym dziale. Grzebię w papierach od dawna, ale dalej się w tym gubię.
-A mnie się dziwisz, że mam czasem problemy z papierkową robotą - odparł sarkastycznie Natsume, robiąc prześmiewczą minę.
0 x
Shijima

Re: Sala tronowa

Post autor: Shijima »

Zastanawiał się, ile ze słów Natsume było wyciągnięte z potrzeby z rękawa, a ile całkowicie szczerych. Ile z tego było faktycznego Cesarza, a ile po prostu Natsume Yukiego - człowieka, który owszem, zostanie koronowany, ale nadal był po prostu człowiekiem. Był tak namacalny, tak bliski... z każdą chwilą był coraz bliżej. I Shijima czuł, że będzie mógł go dosięgnąć. Może nie dzisiaj, może nie jutro - ale kiedyś to się uda. Czy to było motywujące? Mimo tego, że grzebał przeszłość za sobą, nie był z nią pogodzony. Nie dotykał po prostu mrowiska, z którego czerwone mrówki pożerały go w całości, kiedy tylko próbował. Przez moment dostał to, co posiadał Natsume - wiarę. Wiara, jak się okazywało, potrafiła zdziałać cuda. Sprawić, że świat nabierze barw, a z każdym problemem będzie można się mierzyć z podniesioną głową. Tutaj też tą wiarę dostawał - wiarę w tego człowieka siedzącego na tronie. Było w nim coś takiego... coś, co sprawiało, że chciało się w niego wpatrywać i czekać na każde jego kolejne, proste i pozbawione nadętej sztuczności, słowo. Rozumiał, że to nie było tak, że to on zbliżał się do Natsume. To Natsume wychodził do zwykłego, prostego człowieka. Z kredytem zaufania. Jeśli to faktycznie zwykły fortel... cóż, brunetowi się tak nie wydawało. Nie był znaczącą, silną jednostką klanu, żeby była jakakolwiek potrzeba bawienia się z nim w takie gierki. Cesarz miał gest - a Shijima ten gest bardzo doceniał. Aż ciężko było uwierzyć, że ktoś taki dotarł do władzy, z tego punktu wydawał się po prostu... zbyt idealny. Zbyt... naiwny? Czy może to raczej była pewność siebie i tego miecza, który opierał się o jego tron? Ostatnią rzeczą w tym momencie, jaką mógł o nim powiedzieć, była naiwność. Sprawiał, że chciało się stać za jego plecami - i chronić te plecy. Chronić ziemie, o które walczył. Ha, pasożyt. Może rzeczywiście tym pasożytem był - zwykłą, szarą, przeciętną kartką, która czekała na to, aż ktoś zapisze na nim swoje marzenia - marzenia Natsume zaś przyjmowała zadziwiająco gładko. Cała nienawiść, którą żywił do tych wszystkich ludzi wokół... jakoś rozpływała się, gdy miał przed sobą kogoś, kto tyle o to walczył.
- Jeśli zginie osoba droga sercu oznacza to, że zginęła jedna osoba, czy może całe ich miliony? - Odparł na pytanie Natsume - dość retoryczne, tak mu się wydawało. Odbił gładko piłeczkę. Przesunął delikatnie reflektor. Złapał sznureczek wątku, który przyciągnął jego myśli. - Zgadzam się. - Dodał jednak, odpowiadając wprost. Bo tak w istocie było. Koszta? Nikt nie liczył się z kosztami, zaślepiony chciwością czy nienawiścią.
- 24 wiosny, Panie. - Skierował wzrok na Ranmaru, zaciskając palce w pięści. - Nie miałem do czynienia wcześniej z rodem. Jestem bękartem. Moim ojcem był Mikoto Ranmaru. Noszę nazwisko po matce i to ona mnie wychowywała. Miała na imię Hana. Przez chwilę było o niej głośno w Hyuo. Próbowała zamordować żonę Mikoto. - Uśmiechnął się ulotnie, rozluźniając palce.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Pałac Cesarski”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość