Jest to najmniejsza prowincja na terenie Karmazynowych Szczytów, znajduje się w niej średnia pod względem wielkości, lecz dobrze prosperująca osada z siedzibą Rodu Yamanaka. Terytorium prowincji w większości pokryte jest górami i pagórkami, obfitującymi w różnorakiej głębokości jaskinie. Flora składa się głównie z traw i wysokich drzew iglastych, z nielicznymi odmianami wysokogórskich drzew liściastych i mchów. Soso posiada również dostęp do morza, co pozwoliło mieszkańcom rozwinąć rybołówstwo i przemysł morski.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
– Tengu z nami żyli i nas chronią?- Azuma wiele rozmyślał o tym co usłyszał z ust (a raczej dzioba) dziwnego ale jakże ludzkiego stworzenia. Choć różniło się wyglądem od niego, to mówiło, poruszało się, a nawet myślało w sposób podobny do ludzkiego. Co więcej, nie wydawał się wrogiem, a wręcz przeciwnie, sprzymierzeńcem?
Zmierzając coraz niżej, oczywiście po pewnym czasie poczuł różnice w wysokości na której się znajdował. Uczył się coraz więcej o tutejszych warunkach, poznawał lepiej nie tylko topografię, ale również związane z tym różnice. Czuł, że ta wiedza jeszcze może mu się w życiu przydać, nawet jeżeli wraz z Hiromi, opuszczą te strony.
– I co ja mam z Tobą począć?- nastolatek zwrócił się do wrony, która akurat ponownie tego dnia, przysiadła mu na ramieniu. Tengu powiedział, że ptak chce się czegoś więcej dowiedzieć o świecie – dotychczas Azuma nie podejrzewał, że ptactwo może mieć takie myśli. Marzenia? – Przyznaje, dość osobliwa sytuacja. Zmienia myślenie, wiesz? - dodał i o dziwo, palcem musnął główkę wrony. Kto wie, może jego obecność w jakiś sposób jeszcze mu się przyda?
Zmierzali dalej, aż w końcu dotarli do doliny, osadzonej między zboczami gór. Uspokoił sentokiego ten widok, obrał właściwe ścieżki. A widząc z daleka jasny dym, rozumiał że jego towarzysze już tam są i obozują. Powinien do nich dołączyć. Tylko czy od razu?
– Nie powinienem tego robić. Inoachi na pewno by się tego nie zrobił, ale… Cóż, nie jestem taki jak on. To pewne - mruknął, nie wiadomo czy do wrony czy bardziej do siebie. Zaraz po tym wszedł głębiej w jakiś gąszcz, i tam zrobił to co mu chodziło wcześniej do głowy. Rozpieczetowal każdy z trzech średnich zwojów, chcąc się zapoznać z tym co odkryła Arisu-dono, a czego nie raczył aby mu wyjawić, po odzyskaniu swoich notatek.
I choć wiedział, że nie postępuje właściwie, to zdawał sobie sprawę również z czegoś istotniejszego. Wiedza i informacja, były potężną bronią. Bez tego, błądziło się po omacku. Tego Uchihe, potrafiło przerazić niewiele rzeczy, w równie dużym stopniu jak to.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
Azuma przeczytał wszystko, choć może nie powinien. Zapiski Arisu były bardzo osobiste i dotykały rozważań osoby odpowiedzialnej za dalsze losy rodu. Mimo to, nie przerwał czynności, bo notatki pozwalały wyjaśnić to czego ledwie musnęli. Historii, która zaczęła się na dużo przed jego narodzinami, ani przed powstaniem Sogen czy Saimin. O demonach, ludowych przypowieściach i dawno zapomnianych bóstwach, którym oddawano cześć.
– Ci Tengu…Więc to nie jedyne dziwy kroczące w cieniu, wśród nas.
Azuma przyjrzał się jeszcze raz tym pieczęcią, różniących się od tych które dotychczas napotkali w poszukiwaniu Arisu. Te znaki należały do dalekiej przeszłości, nic dziwnego że z jego znajomością fuuinjutsu, nie był w stanie całkowicie zinterpretować tych pieczęci.
Uchiha jeszcze nie wiedział jak ta wiedza mogła „im” – mu i Hiromi się przydać, ale czuł i tak większy komfort, nie błądząc już w takiej ciemności, jak chwilę wcześniej. Nie zwlekał jednak dłużej i ponownie cały dobytek Arisu zapieczętował, w sposób w jaki to zostało zrobione wcześniej, dobierając odpowiedni zwój to notatek.
– Pora na nas - spojrzał na wronę, która nie wydawała się zbytnio przejęta jego odkryciem. Zaaferowana szyszka, czy raczej jej nasionami, wydawała się mieć ważniejsze rzeczy na głowie. Azuma prychnął, ale chwycił w garść szyszkę i ściskając mocno dłonią, sekundę później zsypał z dłoni resztki kłosa sosny. – Smacznego.
Azuma ruszył w drogę, kierując się ku środku opuszczonej wioski, ku obozowisku. Choć jasny dym był łatwym do odszyfrowania drogowskazem, zachował ostrożności krocząc wśród bujnej zarośli, nie chcąc przypadkiem na ostatniej prostej, skręcić sobie stopy. Przy tym nasłuchiwał odgłosów otoczenia. Choć miał wybitne zdolności w pozostawaniu nieuchwytnym, nie zależało mu na wystraszenie Arisu-dono, ani Inoachiego-sana.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
Azuma i wrona podjęli dalszą wędrówkę, niebawem zbliżając się do obozowiska. Tam byli już oczekiwani. Nie zachowywali się na tyle dyskretnie, aby pozostać niezauważonym. Nie chcieli nikogo wystraszyć.
– Odzyskałem Pani ekwipunek - Azuma odparł, a następnie przekazał wszystkie zwoje. Nie mógł dziwić się temu pytaniu, przywdziania zbroja mgła sugerować różne scenariusze, szczególnie te oparte na sile. – Udało się to rozwiązać w pokojowy sposób. Ci Tengu… można z nimi współpracować, w pewnym stopniu - odparł, a następnie przysiadł koło nich, czym wystraszył wronę, która zleciała mu z ramienia, przysiadając gdzieś na drzewie. Prawdopodobnie.
– Być może chcieli się upewnić, że na pewno opuścimy te góry, a może ptaszysko chce zwiedzić trochę świata - wzruszył ramionami, czym dał do zrozumienia, jakie ma to znaczenie. Po chwili to jednak Arisu-dono przejela inicjatywę w rozmowie, kierując do Uchihy pewne pytania. Te skłoniły go do zastanowienia.
– Szczerze mówiąc nie wiem czy tak liczne. Nasze tereny wiele ucierpiały w ostatnim czasie. A do tego jeszcze to… dzicy.
Zamilkł na moment. Wciąż cierpiał z braku niewiedzy o tym co się działo w Sogen, w Kotei. Cierpiał bo tam pozostawali jego bliscy, tam też był jego dom. I był on zagrożony. A on był tutaj, z nimi. Obcymi.
– Jeżeli chce Pani znaleźć więcej informacji o tych istotach, myślę że należałoby udać się do Prastarego Lasu. Tengu z którym rozmawiałem wspomniał właśnie o istotach podobnych im, ale strzegące lasów.
Azuma nie wiedział, czy istoty z lasu będą równie przyjazne co Tengu. Arisu-dono zapewne również. Uchiha oczywiście nie mógł mieć pewności co do tego co chodziło kobiecie po głowie (w końcu chodzenie po głowie nie było jego specjalnością), ale miał przeczucie że niewiele się mylił.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
Uchiha z zainteresowaniem przyglądał się poczynaniom Arisu-dono. W końcu ryzykował życiem, aby zdobyć te rzeczy, zatem to zainteresowanie nie powinno budzić zdziwienia. Ale tak naprawdę, wiedział co już kobieta znajdzie w każdym ze zwojów, stąd tak na prawdę gryzło go tylko to, czy wszystko przywrócił do stanu pierwotnego. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi, a i Arisu nie wydawała się zawiedziona. Wręcz przeciwnie. Odetchnął… w głębi ducha.
– Na pewno wystarczy, dziękuję Inoachi-san - nie chciał tutaj wchodzić w żadne szczegóły, zwłaszcza że była przy nich kobieta, do tego jak odniósł poczucie, wytrawna dyplomatka. A może intrygantka? Dlatego Azuma lekko skinął w podzięce i przyjął bento. Jego posiłek, umiliła wywodem Arisu-dono, zaczynając od tego co myśli o tym sojuszu. Młody Sentoki pożałował, że nie ma akurat pod ręką manierki, aby zapić to zgorzknienie.
– Pani, nie jestem ani biegły w sztuce dyplomacji, ani nie angażowałem się w zaręczyny Misae-san i Masahiro-dono aby wchodzić w niuanse tej sprawy. Z tego co jednak zrozumiałem, nie są to ludzie którzy pozwoliliby aby decydowano za nich i bez nich w tak ważnej sprawie.
Na szczęście Arisu po wyrzuceniu swojego niezadowolenia (a może tylko gwałtownych wątpliwości), zapowiedziała że rod Yamanaka dotrzyma zobowiązań. To uspokoiło sumienie Uchihy, bowiem włożyli dotychczas wiele wysiłku w to, aby doprowadzić ostatecznie do tego i teraz na półmetku, decyzja odrzucająca wszelkie decyzje, byłaby doprawdy druzgocąca.
– Przyjmuję Pani słowa z wdzięcznością. O tym, że przy takiej decyzji, Azuma był również rad że ją uwolnił, już jednak zachował dla siebie. Nie było to właściwe sformułowanie, nawet do użycia w przypadku odrzuceniu uzgodnień. Brzmiałoby to wyjątkowo małostkowo. I o ile takie rozmowy, mieściły się w spodziewanych konwenansach, to Arisu-sama niespodziewanie zaskoczyła, zwracając się do siedemnastolatka o utrzymanie kontaktu, korespondencji.
W pierwszej chwili cisnęło mu się na język, że niewłaściwym byłoby utrzymywanie kontaktu na takim szczeblu z Sentokim poza wiedzą przywódcy własnego klanu, ale i ten argument Arisu-sama wytrąciła, zwracając uwagę że nie muszą tego utrzymywać w tajemnicy.
– Myślę, że mogę się na tyle zgodzić. Jeżeli trafię na takie informacje i wszystko będzie odbywało się jawnie. Niestety ale wydaje mi się, że po powrocie do Sogen nie będę mógł poświęcić się temu zagadnieniu. Nasz klan walczy obecnie o egzystencję i to jest dla nas priorytetem. Oczywiście mówię to przy całym szacunku dla Pani poświęcenia.
Lekko się ukłonił, powiedział to wszystko przy całym szacunku, ale potem pochylił się z powrotem nad bento i wrócił do przerwanej wcześniej czynności. Przed nimi był jeszcze cały dzień podróży i nie zamierzał rezygnować z jedzenia które mogło go wzmocnić.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
Nastoletni Uchiha potwierdził kiwnięciem słowa Arisu-dono, będąc jednocześnie wdzięczny czuwającemu nad nim bóstwu, że tak odważne słowa nie zostały odebrane kpiną, złością lub inną negatywną reakcja. W przekonaniu Azumy przywódczyni rodu Yamanaka musiała się w duchu zgodzić z jego słowami, albo po prostu z nim pogrywała. Na to jednak nie widział rozwiązania. Tylko czas mógł odsłonić kotarę za którą skrywały się intencje wobec sprawy, do której wspólnie zgodzili.
Dalsza część wieczoru przebiegła bez żadnych, ważniejszych zdarzeń. Po posileniu się, Arisu zostawiła dwóch mężczyzn samych sobie. Inoachi starał się podtrzymać rozmowę, ale coś sprawiało, że nie był do końca swój. Wydawał się zmartwiony. Przez myśl Azumy przeszło, by o to delikatnie zapytać, ale uznał że nie ma ku prawdzie na to miejsca i czasu. Podejrzewał, że mogło chodzić o kobietę, która właśnie opuściła ich grono, ale śmieszna odległość jaka ich od niej dzieliła, nie pozwalała na szczere wyjaśnienia. Postanowił nie wzbudzać niczyjego niepokoju tym pytaniem. Wkrótce i on udał się na spoczynek.
Kolejnego dnia wyruszyli, nie poświęcając więcej czasu na badanie tego miejsca. Uchiha tego nie proponowali nie poczuwał się do tej roli zupełnie, jego zadaniem było odnalezienie i sprowadzenie Arisu i właśnie do tego zmierzał. Działał według właściwych priorytetów – tak to mógł tłumaczyć, ale było i drugie sedno. Kotei i Hiromi. Niecierpliwił się strasznie z powodu niewiedzy co do bezpieczeństwa jego osady, oraz jego partnerki na tymczasowym uchodźstwie. I choć nie martwił się tym, że Yamanaka mogliby chcieć ja skrzywdzić, to wolał się naocznie przekonać i przytulić do niej z myślą że wszystko jest w porządku.
– Nareszcie, widać Saimin - zakomunikował oczywistość, bo nie wątpił że każde z jego towarzyszy dostrzegło stolicę Soso, wchodząc na boczna ścieżkę, która mogli ostrożnie schodzić kierując się wprost do osady. Tak też uczynili, jakiś czas później, przekraczając bramy miasta. Strażnicy nie stanowili żadnej przeszkody, widząc przed sobą kapitana ich straży, a co dopiero dawno niewidzianej przywódczyni całego rodu.
– Dziękuję, będę czekał z niecierpliwością na te informacje. Inoachi-san, jakbym mógł w czymś jeszcze pomóc, oczywiście śmiało zwracaj się z tym do mnie - pokłonił się zarówno Inoachiemu, jak i Arisu-dono. W jego słowach była zaszyta informacja dla mężczyzny. Gdyby chciał porozmawiać, drzwi ich posiadłości były otwarte. Zastanawiało go, czy będzie musiał długo na to czekać - zarówno na rozmowę o problemach, jak i na informacje o Korei. W tej drugiej sprawie, Azuma podejrzewał że mogło się wiele wyjaśnić w trakcie ich nieobecności. Nie zamierzał jednak atakować takimi pytaniami jakichś przechodniów. Ruszył wprost do ich tymczasowej posiadłości, gdzie czekała Hiromi. To ona mogła udzielić mu wszystkich informacji. I pomoc ukoić wszelkie nerwy.
Ario dotarł na szlak bez problemu, a następnie ruszył w kierunku Pustyni. Jego głowa pochłonięta była rozmyślaniem nad tym, jak strategicznie można było podejść do inwazji, która toczyła się na wschodnich ziemiach. Z tyłu głowy nadal miał potyczkę z Bubaigarą i było to jedno ze spotkań, w których jego przeciwnik uciekł. Różnica była taka, że wtedy na froncie Ario musiał pilnować kilku towarzyszy, a także odpierać ciągłe ataki z powietrza, gdzie spadały na nich wybuchowe notki. Tak jak Kunisaku rzadko podchodził do spraw emocjonalnie, tak ubicie oficera wroga leżało w jego kompetencjach i czuł, że źle się stało, gdy ten mu nawiał. Jego schorowane ciało i tak osiągnęło wtedy limity, ale gdyby teraz się spotkali, no to Hachiman mu świadkiem, że chyba zrobiłby z niego plamę.
Przypływ sił w nowej formie, który czuł od dłuższego czasu był niejakim narkotykiem dla Ario. Gdy przez ostatni czas zmagania się z chorobą, czuł się wprost umierający, tak teraz czuł się, że jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Było to tak dopaminowe doświadczenie, że niemalże nie zauważył gdy przed nim pojawiła się grupa przechodzących ludzi.
Wyglądali, jakby przenosili się z jednego miejsca do drugiego, ale tutejsze ludy nie są koczowniczymi, więc to nie zgadzało się z podstawową logiką. Chłopak przyjrzał im się trochę, po czym stanął i obserwował. Chociaż większość by zapewne pomyślała, że to nie ich sprawa, Ario jaki był taki był, ale to on został jako ostatni żyjący jeden z założycieli Kropli. Rzeczy, które zamierzał zrobić i tak by nie zniknęły, stąd stanął tak, że zagrodził przejście karawanie i spojrzał na osobę, która prowadziła konwój.
- Gdzie idziecie? Coś się stało? - i chociaż Ario był coraz lepszy w udawaniu człowieka, tak nadal można było w spokoju stwierdzić, że chłop jest dziwny. Drobny, z wielkim plecakiem i zwierzęciem przypominającym Salamandrę na jego barku. Trochę jakby uciekł z jakiegoś cyrku.