Grupa próbowała się porozumieć i w świetle obecnych okoliczności i tak nie szło jej to wcale tak tragicznie. Oczywiście pojawiły się pewne wątpliwości, które szczególnie słyszalne były w wymianie zdań pomiędzy Kisho, a Kentą i Hakuseiem, ale cóż… trudno chyba było takowych uniknąć. Co gorsza, gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to każda ze stron miała w pewnym sensie rację. W tak trudnych sytuacjach nie zawsze dało się przecież znaleźć to jedno, obiektywnie najlepsze rozwiązanie. Co zabawniejsze, nie było nawet sensu go w tym momencie szukać. Niech ci co walczą na placu, walczą dalej, do ostatniej kropli krwi. Oni zaś zajmą się ewakuacją ludności. Po prostu ważniejsze było to, by działać, a nie dumać nie wiadomo jak długo nad planem, który i tak we wszechobecnym bałaganie mógł się nagle posypać jak domek z kart.
-
A kto powiedział, że nie? Nie znamy ich dokładnych planów, więc musimy zachować ostrożność. – Kaito wtrącił tylko swoje trzy grosze, kiedy Soburo próbował polemizować z opinią wyrażoną przez Kisho. Jasne, póki co faktycznie zbuntowani członkowie Zakonu skupili się raczej na zamordowaniu wszystkich najważniejszych oficjeli, ale nikt nie mógł przewidzieć, co jeszcze strzeli im do głowy i w czym upatrzą dla siebie jakąś korzyść. Póki co cywile pozostawali może poza kręgiem ich zainteresowań, chociaż i to mogło się przecież jeszcze zmienić. Poza tym było ewidentnie widać, że nie zależy im na losie bezbronnych jednostek. Zebranie mieszkańców w jednym miejscu było więc niebezpieczne, nawet jeżeli nie byliby oni głównym celem Shiro Ryu.
Cóż, mogliby pewnie ciągnąć takie dysputy w nieskończoność, gdyby nie to, że nagle Kenta postanowił przerwać ich dyskusję. Mężczyzna złapał bowiem Kisho za gardło i już sięgał po kunaia, kiedy jednak zatrzymał go nie kto inny jak Naoki. Nara wyglądał na naprawdę opanowanego i spokojnego, a Kaito miał wrażenie, że darzy go coraz większą dozą sympatii. Nie dało mu się także odmówić respektu, bo wydawało się, że jego krótkie acz treściwe przemówienie dotarło do Kenty. Co prawda ten nie odezwał się ani słowem, ale zaprzestał przynajmniej swych agresywnych zagrywek, co prawdopodobnie wszystkim tu zebranym było na rękę.
-
Obyśmy wszyscy spotkali się w lepszych czasach… – Westchnął ciężko Kaito w odpowiedzi zarówno na słowa Hakuseia, które być może i były skierowane do Izanagiego, ale w gruncie rzeczy każdy z obecnych mógłby być ich adresatem, a także na wszystko to, co wydarzyło się pomiędzy Kisho a Kentą. Kaito postanowił jednak, że będzie miał oczy szeroko otwarte, bo chociaż z pozoru grupa różnych charakterów jakoś potrafiła wypracować wspólny plan działania, tak nie było nic pewnego w tym, że ktoś nie zechce się z niego wyłamać. Czarnowłosy szczególnie zamierzał obserwować poczynania Kenty i miał nadzieję, że ten człowiek będzie trzymał się z dala od niego i Ame. To śmieszne, że tak bardzo nienawidził i obawiał się Cesarstwa, skoro ostatecznie został wystawiony na próbę nie przez Wyspiarzy, a przez samo Shiro Ryu. Co by jednak nie powiedzieć, na skutek tego wybuchu Kenty młodego Hozukiego ogarnął pewien niepokój. Szczęście w nieszczęściu, że właśnie w tym momencie jego starszy brat poklepał go po ramieniu, uciekając się do tak głupiego tekstu, że Kaito nie mógłby się nie roześmiać. Cieszył się przy tym z tego, że jego starszy braciszek nie ma mu już za złe tego, że z jego powodu znalazł się w grupie ewakuującej ludność. Mimo początkowej niechęci przyjął na siebie rolę małego bohatera i zdecydował się na współpracę z grupą ninja, do której trafili. To sprawiło, że na twarzy czarnowłosego Kantańczyka pojawił się uśmiech, a jego serce znów napełniło się odwagą i optymizmem.
Na braterskie śmichy i chichy nie było już jednak więcej czasu, gdyż Nara po zapoznaniu się z atutami członków świty postanowił porozdzielać ją na mniejsze podgrupy. Oczywiście Kaito trochę się martwił, zważywszy na to, że nie mógł przypilnować brata, ale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że ich umiejętności znacząco się od siebie różnią i z tego powodu lepiej pasują do innych zadań. Czarnowłosy zgodnie ze swoją propozycją miał zająć się wyszukiwaniem ofiar i uciekinierów. Może i brzmiało to mniej dumnie niż „ochrona cywili” czy „zabezpieczanie budynków”, ale on jakoś wcale nie żałował, a już na pewno nie było mu wstyd, że znalazł się w grupie pierwszej. Bo czy czasem to nie ich zadanie było właśnie najistotniejsze? W końcu jeśli nie znajdą nikogo ocalałego, to na co im ta cała ochrona czy zabezpieczone budynki?
Znalazło się jednak w tym planie parę elementów, które Hozukiemu nie do końca odpowiadały. Przede wszystkim nie podobało mu się to, że w grupie Ame znalazł się również Kenta. Z kolei w jego grupie brakowało mu chyba trochę Naokiego – czułby się pewniej, mając u boku kogoś tak silnego i opanowanego. Mimo wszystko nie podważał wyborów nieoficjalnego przywódcy, bo wierzył, że ten wie co robi. Kiedy tylko usłyszał hasło „drużyny – rozejść się!”, pochylił się jeszcze nad Ame.
-
Uważaj na siebie. – Mruknął do niego niezbyt głośno, wskazując przy tym subtelnie głową na Kentę, choć oczywiście nie tylko jego miał tutaj na myśli. W Kami no Hikage nie było teraz bezpiecznie, a sam Kenta mógł być ich najmniejszym kłopotem. Gorzej gdyby któraś z drużyn trafiła na zbuntowanych członków Shiro Ryu, a tego przecież nie można było wykluczyć. Cóż, Kaito miał nadzieję, że jednak uda im się jak najszybciej ewakuować pozostałych przy życiu i że niedługo spotkają się z bratem w bezpiecznym miejscu.
Kaito podążył wraz z Mokuzu i Izanagim, zgodnie z planem, na zachód. Po prawdzie nie do końca znał swoich sojuszników… Izanagi wydawał mu się skrytym i tajemniczym gościem, zaś Mokuzu w jakimś sensie go przerażała. Bardzo możliwe, że to pierwsze wrażenie, jakie odniósł było mylne. Ba, chciał, żeby takie było, skoro mieli razem współpracować.
Na pierwszą okazję do ratowania niewinnych nie musieli zbyt długo czekać. Po chwili dojrzeli bowiem kobietę, która starała się biec przez kłęby dymu, krztusząc się przy tym niemiłosiernie i podpierając się o ściany. Młody Hozuki nie miał zamiaru pozostać biernym na jej cierpienia. Nie konsultując się nawet z członkami swojej grupy, czmychnął w jej kierunku, żeby wziąć ją pod ramię i szybciej przeprowadzić przez tę siwuchę w miejsce, gdzie ta będzie mogła swobodnie oddychać.
-
Jesteśmy grupą ratunkową. Proszę się niczego nie obawiać i trzymać blisko nas, a nic złego już się pani nie stanie. – Starał się uspokoić ofiarę tej przeklętej batalii, spoglądając przy tym porozumiewawczo to na Mokuzu, to na Izanagiego. Okazało się bowiem, że ich zadanie wcale nie jest takie proste… Do ich uszu nagle dobiegł krzyk jakiegoś mężczyzny, a potem gromki śmiech dobiegający prawdopodobnie z tej samej uliczki. W dodatku Kaito zauważył jakiś ruch w oknie, w budynku znajdującym się przed nimi. I do kogo, do cholery, mieli pójść w pierwszej kolejności?! Cóż, przynajmniej drogę pod samym murem mogli sobie chyba odpuścić, skoro tamtym terenem miała się zając grupa druga. Kantańczyk wierzył w końcu, że każda z drużyn, nawet jeśli ma na głowie inne zadania, nie pozostawi napotkanych na drodze samych sobie.
-
Musimy się rozdzielić, byle nie za daleko. Pójdziecie sprawdzić, co się dzieje w tamtej uliczce i dopilnujecie, by nic się jej nie stało? – Zapytał Mokuzu i Izanagiego, wskazując przy tym gestem na kobietę, którą wcześniej wyciągnął z dymu. –
Ja jestem w stanie wyczuć chakrę innych i dzięki temu określić czy ktoś znajduje się w pobliskich budynkach. Przejdę się więc po domach mieszkalnych, zbierając ukrywających się tam ludzi i zaraz do Was dołączę. – Dodał jeszcze, żeby wyjaśnić swoim kamratom, że nie chce zgrywać tutaj jakiegoś dowódcy ani nimi rządzić, a po prostu zrobić najlepszy użytek ze swoich wrodzonych zdolności. On mógł wyciągnąć ludzi z ich domów, podczas gdy Mokuzu i Izanagi zgarnęliby tych tułających się po ulicach. Zanim jednak ruszył, oddalił się na parę metrów i zamknął oczy, składając charakterystyczną pieczęć. Potrzebował chwili skupienia, by zwiększyć zasięg swoich sensorycznych zdolności i wykryć wszystkie pobliskie źródła chakry. Dopiero po tym procederze zamierzał pójść do najbliższego z budynków, a potem do kolejnych, by ewakuować z nich ich mieszkańców. Zapamiętał także źródła chakry należące do Mokuzu i Izanagiego, by w razie kłopotów móc jak najszybciej ich znaleźć i do nich dołączyć.
Info dla Koali:
Ukryty tekst
Rozwój postaci:
Ukryty tekst
Pokłady chakry:
Ukryty tekst
Poznane jutsu:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
Ukryty tekst
Użyta umiejętność:
Ukryty tekst