[quote:1e0kylos7l][center:1e0kylos7l][img:1e0kylos7l]
https://i.pinimg.com/564x/8b/36/34/8b36 ... c8d94f.jpg[/img:1e0kylos7l]
[size=150:1e0kylos7l]Komplikacje[/size:1e0kylos7l]
Ścieżka dzielnicy mieszkalnej eventu
[size=85:1e0kylos7l]Kisho, Ame, Kaito, Saburo, Mokuzu, Izanagi[/size:1e0kylos7l][/center:1e0kylos7l]
[justify:1e0kylos7l][center:1e0kylos7l][size=150:1e0kylos7l]Ame i Saburo[/size:1e0kylos7l][/center:1e0kylos7l]
[akap:1e0kylos7l]Piątka kobiet i trzech dzieciaków, niewyrostków. Ile mogli mieć? Z piętnaście wiosen? Zbyt młodzi, żeby umierać. Wystarczająco starzy, żeby w końcu złapać za broń. Kobiety. Ich matki? Wystarczająco stare, żeby w końcu umrzeć. Wystarczająco stare, żeby bronić młodych, co łapali za broń. Choć przecież wy nie byliście też wybitnie dojrzali. Wolno wkraczający na drogę ninja. Drogę, która została ochlapana krwią i flakami względnie bezbronnych. Na pewno niewinnych.
Kunoichi skumulowała chakre. Niebezpieczna dla Ame technika miała trafić prosto w niego. Męzczyzna, który przed nim klęczał, rzucił się do przodu i ignorując swoje obrażania objął twoją nogę ramieniem, zaciskając wokół niej ramiona. Mocno i stanowczo. Elektryczna kula poleciała do przodu.[/akap:1e0kylos7l]
- [b:1e0kylos7l]Cholera.[/b:1e0kylos7l] – Pocisk nie sięgnął swojego celu. Uderzył w kawałek drewna i rozprysnął się na niej, pozostawiając osmalony odcisk. Mężczyzna, który przytrzymywał Amego poleciał do przodu, drżąc od bólu, łapał głębsze wdechy. A Ame? Ame bezpiecznie wylądował kawałek dalej, podmieniając z klockiem, którego miał w zasięgu. Bezpieczny i cały.
- [b:1e0kylos7l]Zarżnęliście moich przyjaciół jak świnie.[/b:1e0kylos7l] – Syknęła kobieta. Saburo bezpiecznie siedział pod murem. Miał na całą akcję pełen widok. Ame przeniósł się nieopodal niego. Wszyscy zebrani kierowali na was swoje spojrzenia. Drżące dłonie, niepewny uścisk. I gniew, którym promieniowała kunoichi, kiedy Jashinista się odezwał. - [b:1e0kylos7l]Mordercy![/b:1e0kylos7l] – Wrzasnęła.
[akap:1e0kylos7l]Zimowe powietrze, które uderzyło w wasze twarze, poniosło te słowa jak osąd. W nienaturalnej ciszy, choć w oddali ciągle grzmiały kolejne wybuchy i krzyczeli ludzie. To nie był jednak czysty gniew mścicielki, która marzyła tylko o tym, by przelać waszą krew. Jej sylwetka, twarz, była napięta, lecz nie jak u drapieżnika, którego jedyną myślą jest zatopienie zębów w waszym gardle. Kobieta powoli przesunęła się w kierunku mężczyzny, który pochylał się na ziemi, próbując wyrwać z ciała kolejne kolce. Za nią kobiety. Jedna z nich zajęła się dwójką okaleczonych przez shurikeny. Kolejna podbiegła do najbardziej rannego, rzucając broń na ziemię. Uniosła nad nim ręce, ale nie wiedziała, jak ma się zabrać za pomoc. Tymczasem czas?[/akap:1e0kylos7l]Czas działał na niekorzyść Saburo, który tracił coraz więcej krwi. Czuł coraz większą słabość swojego ciała.
[center:1e0kylos7l][size=150:1e0kylos7l]Izanagi i Mokuzu[/size:1e0kylos7l][/center:1e0kylos7l]
[akap:1e0kylos7l]Izanagi zdobył się na wykonanie jutsu pomimo silnych oparzeń swojego ciała. Tak samo jak Mokuzu mimo fatalnej sytuacji zdobyła się na pomoc. Przeciwnicy szaleli z powodu otaczających ich klonów, których nikt poza nimi samymi dostrzec nie mógł. Robaki atakowały zażarcie i wykradały coraz więcej chakry. Część z nich, te osłabione, które oberwały, powróciły do swojej pani zgodnie z jej wolą. Zaś część... cóż, większa część została spopielona na oczach Mokuzu. Ognista kula zajęła część ulicy i poleciała w kierunku waszych przeciwników, zatapiając bruk ciepłym żarem, smrodem palonego mięsa i wrzaskiem, który rozdzierał duszę na pół. Nikt nie chciał skonać w ognistej pożodze. Mężczyźni krzyczeli jeszcze dłuższą chwilę. Kikachu, które zaatakowały ponownie, prawdopodobnie ukróciły po prostu ich męki. Tak czy siak – dychali jeszcze, choć okrutnie poparzeni i zemdleni na ulicy. Pozbawieni chakry przestali być interesujący dla robali, które wróciły do Mokuzu. Zaś wy sami? Siedzący na środku ulicy, mając za sobą płonące budynki. Słyszeliście oddalone odgłosy nawoływania się. Stukot stóp i butów. Zapewne Kaito zbierał ludzi podczas gdy wy tutaj walczyliście. Czasem przemykał wam nawet jego głos koło uszu. Niczego jednak nie dało się dostrzec za smugami dymu tonącej w szarości ulicy.[/akap:1e0kylos7l]
[akap:1e0kylos7l]Dłonie Mokuzu objęte zostały zieloną poświatą. Przyjemne ciepło łagodziło minimalnie ból, ale nie było w stanie wyleczyć okaleczeń żadnego z was. Tutaj potrzebny był bardziej doświadczony medyk. Waszemu życiu na dany moment nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Mimo to chłód zmęczenia, wyczerpania, dawał się we znaki. Kolejna walka chyba kosztowałaby was... wszystko.[/akap:1e0kylos7l]
[center:1e0kylos7l][size=150:1e0kylos7l]Kaito[/size:1e0kylos7l][/center:1e0kylos7l]
[akap:1e0kylos7l]Bez problemu znalazłeś coś, co na podmianę się nadawało. Styojący tutaj kosz, być może na brudną bieliznę albo drewno, doskonale się do tego nadawał. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Tak i lepiej tobie było się zabezpieczyć. Wyciągnąłeś dłoń do klamki, nacisnąłeś.[/akap:1e0kylos7l]
Drzwi ustąpiły bez problemu.
[akap:1e0kylos7l]Trójka chłopców, nie mogli mieć więcej jak jedynaście, dwanaście wiosen, trzymała martwą kobietę w ramionach. Musiała skonać niedawno. Krew ciągle była ciepła i świeża w chłodzie zimowego dnia, który zaczął kąsać twoje krańce palców, malować się rumieńcami na policzkach. Realnie nierealny dzień w święto Apokalipsy. Chłopcy spoglądali na ciebie tak, jakby zmarli wraz z tą kobietą. Ich oczy wydawały się puste. Wpatrywały się w ciebie jak talary. Jakby nie rozumiały. Jakby nie przyswoili informacji, że kobieta z nożem wbitym głęboko w brzuch jest już martwa i nie powinni jej trzymać na swoich kolanach, leżącą pod oknem sypialni. Na łóżku zaś, nieco dalej, zwinęła się w kłębek dziewczynka. Dziesięcioletnia? Wszyscy wydawali się być w podobnym wieku. O złocistych włosach, twarzach aniołków. Kolejni pokrzywdzeni przez kogoś, kto chciał przekazać swoją ideę starszemu pokoleniu.[/akap:1e0kylos7l]
[akap:1e0kylos7l]Do tej kobiety prowadziły krople krwi, które ciągnęły się od drzwi. Jej ubranie przesiąkło ciepłą cieczą, zabarwiło jej białą, lnianą koszulę. Jej oczy, puste, spogladające w sufit – jak oczy martwej ryby. Bez żadnego połysku. Z pewnością nie skonała spokojnie. Bo kto mógłby skonać spokojnie z kawałkiem stali, który rozorał mu brzuch?[/akap:1e0kylos7l]
[akap:1e0kylos7l]Dziewczynka na twój widok zachłysnęła się własnymi łzami, powietrzem i skoczyła za łóżko, chowając się pod nie.[/akap:1e0kylos7l][/justify:1e0kylos7l]
[/quote:1e0kylos7l]
[quote:1e0kylos7l]Nieobecność Kisho usprawiedliwiona.
36h na odpis![/quote:1e0kylos7l]