Nie miał zielonego pojęcia czy kobieta jest matką, sprzątaczką, ciotką, czy kimkolwiek innym. Widział jednak jak zareagowała na widok, który zastał ją w tym pomieszczeniu. Czy gdyby nie miała własnego potomstwa byłby on nadal tak samo intensywny? Zresztą… Kaito nawet nie zastanawiał się nad tym czy rzeczywiście ma do czynienia z rodzicielką jakichś innych szkrabów. Może i jego umysł dorobił sobie najbardziej prawdopodobną historię, że ona rozumiała wszystko jeszcze lepiej od niego, ale czy miało to jakikolwiek znaczenie? Kimkolwiek nie była, musiała jakoś przegryźć fakt, że ten który był tutaj wcześniej pozostawił po sobie tylko krew i łzy. Z tymi okolicznościami nie dało się już przecież polemizować. Świat nieraz bywał okrutny, ale czy rzeczywiście należało się z takim smutnym jego obrazem pogodzić? Przecież wiele też przeżywało się chwil radości, czasami nawet euforii… Chociaż w tym momencie trudno było chyba nawet powrócić wspomnieniami do tego rodzaju emocji, bo wokoło królowała mroczna i wyjątkowo ciężka aura. Nawet przewodniczka młodego Hozukiego, mimo że starała się chyba ukryć swoje zmartwienie, nie wyglądała wcale najlepiej. Mogła udawać, ale Wyspiarz wiedział, co myśli i czuje, bo przecież sam przed chwilą przeżył to samo. A właściwie… nadal przeżywał. Po swoich słowach poklepał ją ku pokrzepieniu po ramieniu, choć ten gest prawdopodobnie nie mógł wiele zdziałać. Na szczęście jego towarzyszka była twarda i dokładnie zrozumiała, co miał na myśli. Wreszcie przykucnęła i wyciągnęła ręce do dzieciaków, zachęcając je tym samym do przyłączenia się do grupy ewakuacyjnej. Czarnowłosy bacznie przyglądał się im reakcji, mając nadzieję, że w żaden sposób nie zburzyli tej odrobiny zaufania, którą wydawało się, że udało mu się przez tę parę minut zbudować. Czuł lekkie drżenie, a mięśnie delikatnie się napięły. Po chwili jednak odetchnął z ulgą, widząc jak dzieciaki lgną do jego kompanki. Wow, musiał jej to oddać – miała podejście do takich małolatów. Te jakby wyczuwały bijące od niej pozytywne emocje, szukały u niej tego poczucia bezpieczeństwa, które wcześniej miały przy swojej matce. Nawet najstarszy z chłopców, który Kaito wydawał się najbardziej nieufny, powoli ruszył się z miejsca i zgarniając po drodze swoją siostrze, dołączył do swojego rodzeństwa. Wreszcie do jego uszu dobiegło to pytanie Ayi, które nie widzieć czemu, rozbawiło go i przyprawiło o ledwie widoczny na twarzy uśmiech. Być może dlatego, że było takie beztroskie, swobodne i zupełnie przez to nie pasowało do wszystkiego tego, co musieli w tym momencie przeżywać. Chyba teraz rozumiał dlaczego dzieci tak prędko wpadły w jej ramiona. Po prostu kobieta rzucała światło nawet w największym mroku, rozpalała iskrę nadziei tam, gdzie inni prawdopodobnie już dawno pogrążyliby się w cieniu.
Kiedy cała gromadka wyszła, Rekin odprawił ten swój mały rytuał, który niejako obiecał tym smykom. Skoro został sam jednak nie zamierzał nigdzie daleko martwej przenosić. Po prostu położył ją na łóżku, przykrywając jakimś prześcieradłem. Przeżegnał się na swój własny sposób, bo nawet nie wiedział, którego z bogów miałby prosić o łaskę, a następnie zamknął drzwi do pokoju, mając nadzieję, że nikt nie zbezcześci tego prowizorycznego grobowca. Ktoś mógłby stwierdzić, że nie oddał poległej w boju odpowiedniego hołdu, ale niestety czasu nie mieli zbyt wiele, a jednak ważniejsi byli żywi. Im można było jeszcze w jakiś sposób pomóc. Ci, którzy zamknęli powieki, niech za to odpoczywają na wieki. Amen.
W końcu wyszedł na zewnątrz, podążając śladami Ayi. Już z oddali dostrzegł ich grupę składającą się z kilku starców, małych dzieci… Tymi, które znalazł w domu, zaopiekowała się już jakaś inna kobieta. Na czele grupy zaś szedł jeden z mężczyzn, który najwyraźniej postanowił wspomóc przewodniczkę. Wyglądało na to, że wszyscy ze sobą współpracują, co zdecydowanie napawało Kaito entuzjazmem.
Nagle w uliczce pojawiła się kolejna grupa. Parę kobiet, trzech mężczyzn, z czego jeden poważnie ranny i kilkoro uzbrojonych nastolatków. Uzbrojonych… to może zbyt wielkie słowo. Dzierżyli w ręku wszystko to, co znaleźli: noże, siekiery. Na próżno było jednak szukać profesjonalnego ekwipunku ninja. Mimo wszystko Kantańczyk podszedł do kunoichi idącej na czele pochodu z ostrożnością i dystansem. Nie mógł przecież pewien tego, czego można się po nieznajomych spodziewać. Po chwili dopiero zrozumiał, że nie są to żadni obcy dla nich ludzie, a jedynie cywile, których także mieli ratować, a o których wcześniej wspominała chyba Aya. Kaito uważnie słuchał wyjaśnień Ruri i… zamarł. Gość, który zamieniał się w wodę? Cholera, czy mógł być to jednak jakiś inny Hozuki, niekoniecznie jego braciszek? A jeśli to faktycznie sprawka Ame, to co on sobie do cholery myślał? Cóż… młodszy z wyspiarskiego rodzeństwa wolał póki co nie pytać, czy rzeczywiście mowa o niebieskowłosym. I nawet nie dlatego, że wolał wierzyć, że chodzi o kogoś innego. Nie, jeżeli to Ame, to miał zamiar mu sprać tyłek jak tylko go zobaczy. Po prostu teraz były inne, ważniejsze sprawy do załatwienia.
-
Dokładnie tak. Za chwilę przejdziemy jeszcze po domach po drodze i dołączymy do moich towarzyszy, którzy także zajęli się zbieraniem cywili i są nieopodal. – Odpowiedział kunoichi o stanowczym spojrzeniu. –
Ale najpierw musimy jakoś go opatrzyć. Daleko w takim stanie nie zajdzie… – Dodał jednak, spoglądając na poważnie rannego mężczyznę. Był w najgorszym stanie ze wszystkich, prawdopodobnie ochraniał grupę. Nie mogli go teraz zostawić samego sobie. Szesnastoletni Hozuki podszedł więc bliżej i przykucnął przy nim. Odwinął bandaż, który miał obowiązany wokół rąk, bo wiedział, że bez tego nie jest w stanie udzielić mężczyźnie żadnej pomocy. Po tym zamierzał powyciągać wszystkie igły z jego ciała i opatrzyć rany tak, aby zatrzymać krwawienie. Nic więcej zrobić nie mógł, bo niestety sztuka iryojutsu nie była mu znana. Miał natomiast nadzieję, że szybko dołączą do Mokuzu i Izanagiego, a następnie spotkają się z innymi grupami. W końcu Kisho był medykiem. Może i jak twierdził, początkującym, ale na pewno jego umiejętności były w tym przypadku na miarę złota. Jakby nie patrzeć, ten tutaj prawdopodobnie nie był jedynym, który potrzebował o wiele bardziej profesjonalnego wsparcia.
Kaito po uporaniu się z udzieleniem pierwszej pomocy planował iść wraz ze swą grupą w kierunku Mokuzu i Izanagiego, po drodze zbierając pozostałych ludzi z alejek i domów. Chciał nieco podkręcić tempo i w tym celu motywował też pozostałych. Mimo wszystko, im dłużej przebywali w tym mieście, tym bardziej narażali się na niebezpieczeństwo. Przecież zakonnicy z Shiro Ryu raczej nie będą siedzieli przez cały dzień na głównym placu…
Rozwój postaci:
Ukryty tekst
Pokłady chakry:
Ukryty tekst
Poznane jutsu:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
Ukryty tekst
Użyte umiejętności i techniki:
Ukryty tekst