- Nazwa
- Kikaichū no Jutsu: Reberu Shi
- Rozwinięcie umiejętności klanowych wiąże się z możliwością perfekcyjnej kontroli wszystkich posiadanych owadów. Nadal możemy osiągnąć te same efekty co przy poprzednim poziomie z tym, że tym razem przy użyciu wszystkich posiadanych owadów. Zwiększa się zasięg i szybkość z jaką się poruszają.
- Zasięg
- Wytrzymałość
- Bardzo Słaba
- Szybkość
- Mierna
- Dodatkowe
- Wykonywane przy pomocy Kikaichū
- Koszt Chakry
- E: 8% | D: 6% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: niezauważalne
- W górnej części dzielnicy ulice są praktycznie puste - zaczął opisywać to, co widział dzięki swym szkarłatnym patrzałkom. - bo większość pochowała się w domach, ale grupa pierwsza już zaczęła tam działać. Dwójka natomiast nawiązała walkę - poinformował i na chwilę głębiej przypatrzył się Kencie. Chakra chłopaka robiła piorunujące wrażenia i zapewne byłaby wyraźnie widoczna z cholernie dalekiej odległości. Z jednej strony to dobrze, bo mieli po swojej stronie całkiem silne jednostki, a z drugiej... tylko czekać, aż dotrą do portu, zakończą całą ewakuację i Kenta jeszcze raz rzuci się mu do gardła. - Im dalej, tym gorzej - kontynuował, przechodząc do konkretów, które chyba najbardziej interesowały lidera. - Podobny oddział jak ten pod nami jest w dolnej części dzielnicy i chyba zmierzają na plac. Widzę też kilku strażników, wygląda na to, że próbują ostrzegać ludzi i chyba każą im schować się w domach. Natomiast przed nami - wyciągnął dłoń i wskazał palcem na konkretny budynek - jest stajnia z końmi i powozami. Kilku mieszkańców próbuje się tam dostać. - Próbował przekazać jak najwięcej przy jednoczesnym oszczędzaniu na słowach. Wiadomo, liczył się czas, a tego akurat nie mieli zbyt wiele. - Nam też by się przydały - zasugerował, trochę takim obojętnym tonem. Miał na myśli wozy - dość spore udogodnienie w sprawnym przetransportowaniu cywili. Przy ich wykorzystaniu mogliby równie dobrze objechać całe miasto dookoła, trzymając się murów, by uniknąć spotkania z zakonem, a i tak trafiliby do portu szybciej, a niżeli ci, którzy zaryzykowaliby przeprawę przez samo centrum miasta i panujący tam harmider.
Gdy tylko usłyszał Narę, spojrzał na niego z podniesioną brwią. Czyżby nie miał żadnego planu? Nara? Nie może być. Pewnie obmyślił kilka posunięć i jedynie chce się upewnić, czy ktoś z pozostałych nie ma lepszej koncepcji. Kisho zastanowił się przez chwilę, na głos:- Jeśli mamy zrobić to szybko i sprawnie... - przeniósł wzrok na oddział pod stopami. - Mają tam kilka notek, można by je aktywować własną, a resztę złapać tak jak wcześniej złapałeś Kentę i dobić. Ewentualnie od razu mogę między nich skoczyć i podobijać, puki nie będą nic widzieć w pyle i dymie. - Zasugerował. Zabijanie kogokolwiek nie leżało w jego naturze i bynajmniej nie chodzi o to, że jest medykiem i jego rolą jest leczyć. Nie. Już cho cho przed tym, przed nauką Irojutsu miał wewnętrzne opory. Mimo to zabijał, czasem przypadkiem, czasem w ostateczności. Dzisiaj, zrobi to, bo nie ma wyjścia. Przynajmniej spróbuje. - Rzecz jasna, jeśli tylko ktoś z was ma przy sobie jakąś notkę... - dorzucił z krzywym uśmiechem, gdy zdał sobie sprawę, że próbują przyoszczędzić na ostatniej wizycie w sklepie, odmówił kupna notek... Kto by pomyślał, że teraz to się na nim zemści? Ano nikt! Poza tym, to była tylko sugestia, nic więcej. Kisho był od czarnej roboty nie od wymyślania poprawnych planów działania. Od tego była głowa Nary.
- Chyba że masz coś skuteczniejszego - zapytał, tak jakby to było czyste stwierdzenie. - Działać musimy, tak czy siak i to szybko. - Sięgnął do torby z lewego pośladka i wyciągnął kunaia. Jakoś tak dziwnie mu ciążył. Nienaturalnie wręcz. Tak jakby wcale nie chciał być użyty albo jego właściciel wciąż miał jakieś wahania. - W końcu mamy okazję załatwić szybki transport dla mieszkańców. - Skupił swe myśli na bezbronnych, których muszę zebrać i bezpiecznie przetransportować. Nie raz się wahał, zwlekał, dawał szansę i w każdym przypadku kończyło się to jakąś katastrofą. Tym razem nie mógł zawieść. Zbyt wiele duszyczek czekało na ratunek. Zacisnął mocniej chwyt na metalowej rączce i pewnym wzrokiem spojrzał na lidera. On dowodził i tylko jego rozkazy trzymały chłopaka na dachu. Wystarczyło jednak jedno jego słowo, jeden gest zgody i rzut notki któregokolwiek z ekipy by przystąpił do działania. Cały czas widział miasto swoimi czerwonymi oczyma i przelewaną w nim krew. Mnóstwo krwi. Dar, jaki otrzymał od matki, czasem rzeczywiście okazywał się istnym przekleństwem... Ale...
Jak mógłby odwrócić od tego wzrok? Być obojętnym. Nieczułym na ból innych? No jak...?
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- kabura na broń (na prawym i lewym udzie)
- torba (na lewym i prawym pośladku)