[Event] Komplikacje - dzielnica mieszkalna

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Vulpie
Moderator
Posty: 2546
Rejestracja: 17 lut 2015, o 17:36
Multikonta: Misae Misaki

[Event] Komplikacje - dzielnica mieszkalna

Post autor: Vulpie »

0 x
Awatar użytkownika
Kisho
Gracz nieobecny
Posty: 455
Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
Wiek postaci: 20
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)

Re: [Event] Komplikacje - dzielnica mieszkalna

Post autor: Kisho »

Podzielili się na trzy zespoły. Aż dziw, że znalazło się tylu ochotników, by mogli stworzyć, może i niezbyt liczne, trzy ekipy ratunkowe. Zwiększyli w ten sposób skalę poszukiwań ewentualnych zagubionych mieszkańców miasta i w jakiś sposób przyśpieszyli całą ewakuację. Rzecz jasna o ile nagle nie wyskoczy coś niespodziewanego, a przecież wiadomo, że pewnie i tak wyskoczy. Jak zawsze zresztą, gdy człowiekowi się gdzieś śpieszy i mieści się praktycznie idealnie w czasie, w tej ostatniej minucie, coś nagle musi się spier... Pojawić. Stać. Czy coś? W tym przypadku zapewne nie będzie wyjątku, chociaż każdy gdzieś tam w głębi wierzy i ma cholerną nadzieję, że będzie dobrze, że wszystko skończy się wielkim HAPPY ENDEM. Całkiem jak w bajce. Tylko że to nie bajka, a prawdziwe życie. Życie, które lubi zaskakiwać w najmniej korzystnych momentach. Chociaż, wina za te „czysto losowe" i powodujące ból tyłka zdarzenia leży po stronie kogoś innego, kogoś, kto pisze nam te scenariusze i prowadzi każdego przez życie/ścieżkę, stawiając różne wybory, opcje. I takie tam. Jedni nazywają to Przeznaczeniem, inni Bogiem lub Prowadzącym czy chociażby Ślepym Losem, jak zwał tak zwał. Jakkolwiek by go inaczej nie nazwać- przecież nie to jest istotne -, wiadomo, że ten KTOŚ wręcz uwielbia niszczyć nasze plany w cholernie brutalny i nagły sposób. Ba! Już pewnie ma to dawno zaplanowane! A my co? My jak te biedne małe robaczki, drepczemy po ziemi, nieświadomi zbliżającego się buciora, który rozgniecie nas przy byle pierwszej okazji... No ale głowa do góry! Jeszcze nie jest tak źle, jak być powinno, jeszcze jest czas by się przygotować na najgorsze! Poza tym, patrząc w górę, możecie zawczasu zauważyć wspomniany spód obuwia i kto wie, może zdołacie go uniknąć. Tak więc rozglądajcie się i wypatrujcie zbliżających się kłopotów!
Tyle ze wstępu i jednoczesnego powitania mojej grupki eventowej. Have fun!
A i pamiętajcie o najważniejszej zasadzie. Jak ginąć to z hukiem!
Mimo że Kisho z natury woli patrzeć na wszystko z pozytywnego kąta, to miał dziwne przeczucie, że w pewnym momencie faktycznie coś się gdzieś spierdzieli na amen. Nie wiedział, kiedy i gdzie, ale dreszczyk przebiegający po jego plecach jasno przewidywał rychłe kłopoty. Chociaż, to dziwne uczucie mogło mieć związek z czymś innym, a raczej z kimś, bo doznał go w momencie, gdy gdzieś tam w tłumie zauważył swoją niedawną towarzyszkę z ostatniego festiwalu.
- Nikusui? - aż sam siebie zapytał, z lekkim niedowierzaniem, że znowu i to w dość szybki sposób na siebie trafili. Szkoda, że w tak niedogodnej sytuacji. Z festiwalowej zabawy i długiej nocy w łaźni przeszli na wojnę domową. Całkiem nieźle jak na niecałą dwudniową znajomość. Lewy kącik ust chłopaka nieco się podniósł i choć kunoichi mogła tego nie dostrzec, to wyraźnie ucieszył się na jej widok. No i może nieco przyrumienił na licach, ale tego on sam akurat nie zauważył, ani też nie poczuł.
Wracając. Kisho finalnie westchnął, odrobinę żałując swej decyzji i wybranej grupy. Gdyby wiedział... Od razu zgłosiłby się do eksploracji centralnej części miasta. To nie tak, że bał się o Nikusui - no może ociupinkę - po prostu, no jakoś tak, wolałby mieć ją na oku. W razie czego i własnego spokoju. Dodatkowo byłby wśród znajomych twarzy, bo do grupy pierwszej, prócz białowłosej piękności dołączył Akarui. Zamiast tego miał nieco cudaczną ekipę bez wyraźnego ładu i składu. Peszek.
- Oboje brzmicie, jakbyście w ogóle nie chcieli im pomóc - zauważył. Może źle zrozumiał przekaz Hakuseia i Kenty, ale takie odniósł wrażenie po ich wypowiedziach. Może rzeczywiście się mylił albo po prostu miał nieco inne podejście. Przecież pomóc można zawsze, na mniejszą bądź większa skalę. Nawet jeśli nie ma się na głowie coś innego równie ważnego, zawsze można uczynić choćby nieznaczny gest i bynajmniej nie trzeba przy tym odgrywać wielkiego bohatera. Wystarczy, chociażby zrobić to, co Kisho i podjąć decyzję o pozostawieniu skalnych klonów na placu, by nie tyle dokończyły swoją prace - ewakuację z tego cholernego miejsca - co wspomogły walczące tam osoby na tyle, ile mogły. Nawet jeśli ich wkład byłby znikomy i miały posłużyć za tak zwane mięso armatnie.
Lider ekipy w szybki, ciekawe czy i przemyślany sposób wybrał resztę drużyny, po czym bez zbędnego ociągania ruszył między budynki. Naoki wydawał się przywódcą idealnym - opanowany, szybki w decyzjach i z gotowym planem w głowie. Taki typowy Nara, na którym zawsze można polegać.
- Kisho Kyuzazame - przestawił się, chwilę po krótkim przedstawieniu całej sytuacji ze strony Naokiego. Lider chciał rozeznać się w sytuacji i dowiedzieć, kogo ma w drużynie i jakimi zasobami dysponuje. Jako że błękitnooki zaciągnął się do "dwójki" jako pierwszy, poczuł na sobie odpowiedzialność i szybko zabrał głos - Sensor z Kekkei Genkai szczepu Ranmaru, a także początkujący medyk. - Był ciekaw, jak zareagują kontynentalni na wieść, że pomaga im ktoś, kto teoretycznie miałby pochodzić z wysp, czyli i z Cesarstwa, któremu jeszcze nie taką chwilę temu Rada otwarcie wypowiedziała wojnę. Swoją drogą, czy ich śmierć cokolwiek zmienia w kwestii tej całej wojny? Czy faktycznie ona jest i formalnie obowiązuje, nawet jeśli Kami no Hikage ma własne wewnętrzne problemy? No i... Kto teraz ma taką władzę, by ewentualnie cofnąć słowa Rady i przywrócić pokój między Cesarstwem, a kontynentem? - A i bynajmniej nie mam zamiaru toczyć z wami wszystkimi tej WASZEJ całej pseudo wojny - dodał, tak dla zapewnienia i podkreślenia słowa „waszej". W końcu to oni zaczęli - w zasadzie ich wielcy, już martwi przedstawiciele, ale jakoś nie pamiętał by przed atakiem Zakonu na scenie padły wyraźne słowa sprzeciwu, czy jakiekolwiek inne. Liderzy wydawali się biernie wszystkiemu przysłuchiwać.
- Masa ludzi w jednym miejscu? Nie brzmi to za dobrze, zwłaszcza jeśli przeciwnikowi chodzi tylko o to, by wyrżnąć jak największą liczbę ludzi. - rzucił, gdy usłyszał zarys planu. - Nie ułatwiajmy im zadania. - Oczyma wyobraźni widział kilka scenariuszy, nawet tych banalnych, w których zwykłe, rzucone, chociażby na oślep bombki czy notki, trafiają gdzieś w okno domku pełnego mieszkańców, których chwilę temu tam wprowadzili. - Podzielmy ich miedzy sąsiednie budynki. - Zasugerował. W ten sposób gwarantowali przynajmniej części uratowanych, większą szansę na przeżycie. Dla Kisho nadal liczyła się całość, dosłownie wszyscy mieszkańcy i nie było mowy o pozostawieniu, chociażby jednego, ale... Nie był na tyle głupi czy naiwny, by wierzyć, że każdemu się uda. Chciałby, ale wiedział, że jest to niemożliwe, bo już, nawet w tym momencie zapewne ktoś ginie od ostrza Zakonu.
  Ukryty tekst
  Ukryty tekst

EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
  • kabura na broń (na prawym i lewym udzie)
  • torba (na lewym i prawym pośladku)
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Mokuzu

Re: [Event] Komplikacje - dzielnica mieszkalna

Post autor: Mokuzu »

Mokuzu w milczeniu przysłuchiwała się wymianie zdań odbywającej się na wyższym szczeblu. Nikt jej nigdy nie pytał o opinię w takich sytuacjach w związku z czym nie przyszło jej nawet do głowy się wypowiadać. Była tylko doko, jej zadaniem było wspieranie wyższych rangą wojowników, a nie pouczanie ich. Tak naprawdę to była pod wrażeniem dowództwa tych osób, które nawet w tak krytycznych warunkach były zdolne opracować plan działania mający na celu ocalenie jak największej ilości ludzi. Ona sama zdołała się trochę przy nich uspokoić, choć tego samego nie można było powiedzieć o gnieżdżących się w jej ciele kikaichu. Przez większość czasu ich obecność była czymś tak naturalnym, że Mokuzu nawet ich nie zauważała. Problem pojawiał się wówczas, gdy ich stan spokoju nie odzwierciedlał jej własnego. W istocie, chociaż oddalili się od ognia to w powietrzu nadal unosił się duszący dym na skutek czego część insektów było wzburzonych, podczas gdy inne wykazywały obniżoną aktywność. W sytuacji zagrożenia wydzielały wyczuwalny tylko przez nie zapach, który jednak utrzymywał atmosferę napięcia w całej koloni. Dla niedoświadczonej Aburame był to dodatkowy problem, kolejna rzecz, której należało poświęcić cenną uwagę i koncentrację. Jak to zwykle bywało w takich sytuacjach, wycofała się wgłąb swojej własnej świadomości unikając kontaktu wzrokowego z innymi, obserwując jedynie ich sylwetki. Podeszła posłusznie, gdy ją przywołano i dopiero wówczas się odezwała.
- Aburame Mokuzu, dozo - powiedziała łagodnym, wręcz dziecięcym głosem, niezbyt pasującym do jej ponurego wyglądu. Nie była pewna jaką wiedzę na temat jej klanu posiadali ich tymczasowi przywódcy, dlatego dała im kilka sekund na przyswojenie sobie tej informacji. Cóż innego mogła o sobie powiedzieć? Jej umiejętności pod każdym innym względem były zdecydowanie poniżej przeciętnej i wobec tego Mokuzu nie wierzyła zbytnio w swoją przydatność. Z drugiej strony jakkolwiek źle by nie było to nawet ona była w stanie dostrzec u siebie niewielkie plusy na tle oczywistych minusów. - Myślę, że lepiej sprawdzę się w starciu z przestępcami niż z ludnością cywilną - zasugerowała. Chociaż nie była zbyt silna, to sam fakt posługiwania się insektami potrafił wielu osobom odebrać chęci do walki. Z resztą nie było to zawsze zamierzone z jej strony. Jeśli zaś jej oponentami mieli być tylko zwykli wykolejeńcy to ona jako, bądź co bądź kunoichi, powinna sobie dać radę. Bardziej przestraszyły ją słowa Kisho na temat ochrony ludzi, choć nie do końca zgadzała się z jego strategią.
- Zależy im na zabiciu cywili? - W głosie kunoichi dało się dosłyszeć cień strachu i niedowierzania. Wiedziała doskonale, że wielcy tego świata za nic mieli sobie życie niewinnych ludzi, szczególnie tych nie uczestniczących czynnie w wojnie jako shinobi. Nie sądziła jednak, aby celowo próbowali atakować miejsca, w których się ukrywali w celu wybicia jak największej ich liczby. Mokuzu nie słyszała wcześniej o szczepie Ranmaru ale słowa Kisho na temat wojny dały jej do zrozumienia, że był on jakoś w to wszystko zamieszany. I to raczej od tej drugiej strony. Spodziewała się, że skoro osoby, które ową wojnę rozpoczęły zginęły tragicznie kilka minut później to wcale nie musi ona się odbyć. Przyszło jej do głowy, by o to spytać, lecz nie chciała zrywać cienkiej nici porozumienia jaka tworzyła się właśnie pomiędzy nimi w tym wyjątkowo tragicznym okresie. Zamilkła więc po raz kolejny; to i tak nie był czas, ani miejsce na pogawędki. Poza tym kto mógł wiedzieć do jakich rozmiarów eskaluje konflikt, w który aktualnie sama była zaangażowana? Jeśli zginie tu kilku prominentnych przedstawicieli wpływowych klanów, co było bardzo prawdopodobne to kto wie jak to się dalej wszystko potoczy? Jedno było pewne, to nie było miejsce dla Mokuzu. Została rzucona przez okrutny los w sam środek konfliktu politycznego i obawiała się, że jej samej nie uda się wyjść z tego cało.
SIŁA 5
WYTRZYMAŁOŚĆ 20
SZYBKOŚĆ 5
PERCEPCJA 20
PSYCHIKA 20
KONSEKWENCJA 5
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 50
0 x
Awatar użytkownika
Kaito
Gracz nieobecny
Posty: 463
Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
Wiek postaci: 17
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery
Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku

Re: [Event] Komplikacje - dzielnica mieszkalna

Post autor: Kaito »

Przejąć z powrotem władzę nad miastem… Jasne, takie rozwiązanie najlepiej wyglądało na papierze, ale wziąwszy pod uwagę niezbyt sprzyjające okoliczności, pewien element zaskoczenia, a także siłę i liczebność przeciwnika, Kaito nie miał wątpliwości, że dowodzący ewakuacją podjęli słuszną decyzję. Co prawda osób chętnych do pomocy tym słabszym jednostkom wielu nie było, ale musieli korzystać z takich środków, jakie mieli. Zresztą czy można było winić tych, którzy jednak postanowili zadbać wyłącznie o siebie czy o swoich najbliższych? Nie oznaczało to przecież jeszcze, że na co dzień nie mieli dobrego serca. Strach, panika… niekiedy po prostu takie słabości mogły przytłoczyć i pchnąć człowieka do nieco mniej chwalebnych czynów. Przecież czy bracia Hozuki początkowo także nie dali się zwieść temu powszechnemu popłochowi? Kantańczyk wiedział, że teraz mógł sobie albo wyrzucać ich pierwsze kroki, wyraz tchórzostwa, albo wziąć się w garść i jakoś zrehabilitować za ten niezbyt szlachetny przykład dany innym zebranym na placu.
Ich grupa zdawała się składać z przeróżnych osobistości. Najbardziej charakterystycznym, i chyba nie tylko przez wzgląd na swą niebieską czuprynę, był prawdopodobnie nadal wściekły na niego Ame, który wolałby pewnie dalej gnać w kierunku portu, zostawiając wszystkich innych na pastwę losu. Kaito śmiał jednak twierdzić, że skoro już jego starszy brat zdecydował się do nich dołączyć, to mimo niechęci nie spocznie wcale na laurach. Inni natomiast sprawiali wrażenie bardziej zmobilizowanych i to pewnie właśnie dzięki ich podejściu organizacja szła naprawdę sprawnie. O ile w ogóle można było coś sprawnie ustalić, kiedy wokoło rozprzestrzeniał się siwy dym, w tle buchał ogień, a do uszu dobiegał huk kolejnych eksplozji. Żyć nie umierać, co? Nawet jeśli znajdowali się w bezpiecznej odległości od serca wydarzeń, tak nie dało się ukryć, że grobowa atmosfera dotknęła raczej każdego, kto znalazł się na tym festiwalu.
Czarnowłosy Rekin uważnie przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej między Naokim, Kentą i Hakuseiem, nawet jeśli nie uczestniczył w niej aktywnie od początku. Nie uczestniczył nie dlatego, że nie miał motywacji do pracy. Po prostu samo spojrzenie na znajdujące się tu osobistości wystarczyło mu, by zdał sobie sprawę z tego, że ma do czynienia z o wiele bardziej wykwalifikowanymi i doświadczonymi ninja. On zaś nie odczuwał jakiejś nieodpartej chęci dowodzenia, cieszył się z tego, że ktoś nim pokieruje głównie ze względu na to, że nie był tutejszym i nie znał wcale planu miasta, a nadto nie miał jeszcze właśnie okazji brać udziału w tak wielkiej akcji ratunkowej. Zdał się na lepszych od siebie, co nie oznaczało, że zamierza pozostać bierny. Szczególnie, kiedy słyszał ten zapał Naokiego, który twierdził, że jeśli tylko uratowaliby więcej ludzi, gdyby przeszli dookoła całego miasta, to właśnie tak by się zachowali. Mężczyzna wydawał się w porządku, godny zaufania – o ile w ogóle można było tutaj komuś zaufać; na pewno nie bezgranicznie.
- Kaito Hozuki. Ja też jestem sensorem, chociaż o umiejętnościach medycznych raczej nie mam pojęcia. Myślę za to, że jestem dość szybki, jeśli to nam może w jakimś stopniu pomóc. – Zabrał głos zaraz po Kisho, który chyba dodał mu otuchy. Nie krył się bowiem ani ze swoimi atutami, ani też z pochodzeniem z Morskich Klifów. Czy faktycznie w tej sytuacji nie miało to już większego znaczenia?
- I popieram Kisho. Przez te wasze głupie wojny w szczególności cierpią bezbronni cywile. Chcę pomóc. – Dodał jeszcze może mniej oficjalnie i mniej zgrabnie niżeli przedmówca, ale cóż, chyba po prostu nie był stworzony do tego rodzaju przemów. Zwykle gadał to, co ślina na język przyniesie, a tutaj i tak trzeba było docenić jego starania, bo potrafił zacisnąć szczękę i zamilknąć, kiedy sytuacja tego wymagała. Musiał jednak przyznać, że popiera słowa Kisho w pełnej rozciągłości. Nie znał się za bardzo na polityce, ale nie sądził, by Cesarstwo odłączając się od Kontynentu miało jakieś brutalne, imperialistyczne zamiary. Tak samo wierzył chyba w to, że zabrani tutaj zdołają jakoś przełknąć fakt, że jednak i sporo wyspiarzy wyciągnęło do nich pomocną dłoń, nawet pomimo wcześniejszego przemówienia na łamach Rady.
Tak czy inaczej szli dalej w tej swojej zbieraninie bohaterskich dusz, a Kaito miał nadzieję, że jednak nie zetkną się ani ze zbuntowanymi członkami Shiro Ryu ani z szabrownikami. Im mniej niebezpieczeństw, tym lepiej, choć zdawał sobie sprawę z tego na jakie ryzyka się porywał i gotów był też w razie konieczności stanąć w szranki. Póki co chyba jednak nie musiał, bo droga zdawała się wręcza za pusta. Tylko ten cholerny dym… na szczęście nie ograniczał aż tak widoczności, ale za to podrażniał drogi oddechowe i co jakiś czas zmuszał do kaszlu. No nic, mogło być gorzej.
W drodze grupa skoncentrowała się na opracowaniu dokładniejszego planu działania. Jeden z punktów przewidywał zabezpieczenie jakiegoś budynku, by tam zebrać wszystkich odnalezionych ludzi przed bezpośrednią ewakuacją ich do portu. Kenta od razu zgłosił się na ochotnika, a i Kaito zastanawiał się nad podniesieniem ręki. Przemyślał jednak sprawę i jego zdolności raczej sugerowały inną rolę w tej akcji.
- Ja mógłbym pewnie wyszukiwać ludzi w kolejnych budynkach, ze zdolnościami sensorycznymi pójdzie mi szybciej, bo dzięki nim będę mógł ominąć te opustoszałe. – Wtrącił swoje trzy grosze może niezbyt głośno, ale stanowczo, na tyle by inni mogli go usłyszeć i odnieść się do jego propozycji. W dyskusji nadal pozostawał aktywny także i Kisho, który obawiał się zebrania ludzi w jedno konkretne miejsce. Rzeczywiście, miał w tym trochę racji. Na placu mieli okazję zetknąć się z wybuchami, zaś wysadzenie w powietrze jednego budynku było z pewnością o wiele łatwiejsze niż kilku. Może faktycznie lepiej było rozdzielić ewakuowanych? Kaito rozumiał jednak też plan Naokiego. Obstawienie kilku miejsc wymagało przecież lepszej ochrony, większej liczby uczestników akcji ratunkowej, a tych niestety było jak na lekarstwo…
- Chyba faktycznie lepiej będzie rozdzielić zebranych, byle w budynkach położonych blisko siebie, bo nie jesteśmy chyba przy tak małej liczebności w stanie obstawić zbyt dużego terenu. – W zdecydowanej mierze poparł plan Kuyuzazamy, chociaż wolał podkreślić szczególnie ten aspekt sąsiadujących budynków, o których wspominał Kisho. Dla niego nie musiały być nawet bezpośrednio sąsiadujące, ale faktycznie nie mogli sobie raczej pozwolić na „rozrzutność w dystansie”.
- Skoro mamy też taką możliwość, to myślę, że w każdej z dwóch grup powinien się znaleźć jeden sensor. To pozwoli nam szybciej zareagować na ewentualne zagrożenia. – Dodał jeszcze swoją małą uwagę, która prawdopodobnie była banalna. Młody Hozuki miał tylko szesnaście lat i wielkim organizatorem nie był, ale chyba liczyły się chęci, prawda? Poza tym czasem w zamieszaniu umykały ludziom nawet takie oczywistości jak ta, więc zawsze warto było o niej wspomnieć, póki mieli na to czas.

Rozwój postaci:
  Ukryty tekst
Pokłady chakry:
  Ukryty tekst
Poznane jutsu:
  Ukryty tekst
Ekwipunek:
  Ukryty tekst
0 x
Awatar użytkownika
Saburō Hokusai
Postać porzucona
Posty: 292
Rejestracja: 26 gru 2017, o 14:44
Wiek postaci: 18
Ranga: Wędrowiec
Widoczny ekwipunek: Metalowa kosa na plecach

Re: [Event] Komplikacje - dzielnica mieszkalna

Post autor: Saburō Hokusai »

Płaszcz chłopaka latał na nim pod wpływem wiatru, który dochodził z pola bitwy. Kaptur w pewnych momentach musiał trzymać ręką, aby nie zsunął mu się z głowy. To co się tu działo to był istny pogrom. Zamieszany przypadkiem w tak wielkie kłopoty jeszcze nigdy nie był, ale zrobił to z własnej woli, więc dostał za swoje. Musiał się teraz pilnować, aby nie zginąć. Nie chciał skończyć tu spalonym na popiół, tym bardziej, że swoją przygodę zaczął dosyć niedawno i jeszcze nawet nie próbował spełnić tego co uznaje za cel.
Jego oczy powędrowały na Naokiego, który oddalił się lekko od pozostałych wraz z jakimiś swoimi trzema ludźmi i zaczął zbierać ludzi na dzielnicę mieszkalną. Chłopak jak postanowił tak zrobił. Sądził, że to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie, dlatego również sunął się na bok wraz za tym człowiekiem. Oczywiście nie był on jedynym, ale jakoś nie interesowali go za bardzo tamci. Jego uwagę bardziej przykuła dwójka ludzi Nary. Wyglądali na typowych skrytobójców, a przynajmniej wyznawca tak uważał. Jeden z nich nawet był zamaskowany aż po oczy, ale kto wie, może mu się coś po prostu ubzdurało. Wysłuchał co miał do powiedzenia Naoki. Jednak nie dowiedział się wiele. Wybrano lidera, którego w ogóle nie znał. Za chwilę kiwnął głową do Hokusaia. Nawet nie wiedział w jakim celu. Wybrał jakąś dwójkę i wszyscy ruszyli w drogę. Czuł się trochę pogubiony, ale postanowił po prostu ruszyć za nimi. Widać też było, że jego ludzie się strasznie lubili kłócić i dogryzać. Nie było chwili, żeby któryś czegoś nie palnął. Zdawali się strasznie wyluzowani jak na tutejszą sytuację, ale to tym lepiej. To dzięki nim większość z tu obecnych była w stanie się chociaż trochę uspokoić i zapomnieć o całym stresie. Na pewno jednak ten stan nie trwał długo widząc dookoła co się w tym mieście dzieje. Trzeba było powrócić do swojej misji i przemyśleć wszystko na spokojnie. Choć o to się martwić nie musieli skoro mieli ze sobą lidera słynnych Nara.
Ich celem było zapewnienie bezpieczeństwa cywilom i ich ewakuacja, lecz gdy Nara wyznał swój plan nastąpił głos sprzeciwu od lidera całej grupy, który widocznie uważał, że to głupota. Wyznawca natomiast uważał, że to jego myśli są bezsensowne.
- Kto powiedział, że przeciwnikowi chodzi o zamordowanie jak największej liczby ludzi? Jakbyś nie zauważył to jeden z nich zamordował radnych, czyli głowę całego świata i to jeszcze nie musiał się zbytnio wysilić. Jego ludzie na słabych też nie wyglądają. Gdyby chcieli załatwić to w ten sposób, to mieli już okazję, aby pozbyć się wszystkich na raz. Losy jakiegoś szarego człowieka raczej nic ich nie obchodzą, a rozsypanie się tylko utrudni nam ewakuacje.
Nie chodziło mu o to, żeby w jakiś sposób pogrążyć logikę tego shinobi. Po prostu uważał on, że trochę źle myśli i chciał się na ten temat wypowiedzieć. Gdy usłyszał propozycję od jednego z ludzi Nary postanowił spróbować się zgłosić. Może go wybiorą...
- Ja mogę z Tobą ochraniać cywili.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

  Ukryty tekst
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

  Ukryty tekst
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

  Ukryty tekst
0 x