Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Vulpie
Moderator
Posty: 2546
Rejestracja: 17 lut 2015, o 17:36
Multikonta: Misae Misaki

Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Vulpie »

0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Yamanaka Inoshi »

0 x
Awatar użytkownika
Kenshi
Postać porzucona
Posty: 426
Rejestracja: 3 sty 2017, o 12:21
Wiek postaci: 25
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
Multikonta: Azuma
Lokalizacja: Atsui

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Kenshi »

Czarnowłosy pewnie przemierzał miasto, z twardym postanowieniem jakie sobie obrał pod koniec rozmowy z Reiyą. O tym co się dowiedział, zamierzał powiadomić Kirino Hibiki, oczywiście poprzez drogę nieoficjalną, nie ryzykując niezadowolenia Rady Możnowładców, jak i ich popleczników w szeregach Shiro Ryu. Do swojego planu potrzebował jednak jeszcze odpowiedniej osoby, a o tą w takim miejscu jak Kami no Hikage, nie musiało być wcale trudno. Należało tylko wiedzieć w jakim miejscu należy szukać. Z tego też powodu, Kenshi udał się do słynnej dzielnicy Kin ōdōri, nazywanymi również Złotymi Bulwarami.
Maji nie musiał się bawić w długie poszukiwania. Kierując się w to miejsce, założył, że szczególną uwagą obejmie te krany, których produkty pochodzić mogły z jego rodzimych stron. A biorąc pod uwagę to, że Kenshi całe swoje dotychczasowe życie spędził w tamtych rejonach, zlokalizowanie takiego straganu, nie zajęło mu długo. Zauważył, niewysokiego, starszego mężczyznę, który z uśmiechem tłumaczył zastosowanie poszczególnych ziół, nasypując na dłoń ich delikatną ilość, a następnie rozsmarowując na palcach by finalnie podsunąć do powąchania. Przy kilku z nich, usłyszał upragnione "Atsui", a także lokalne nazwy obszarów, które ludziom trudniącym się jego fachem, służyły za punkty lokalizacyjne, a zielarzom za miejsca do zbierania swoich produktów. Sprzedawca nie działał sam, z tyłu za nim krzątała się kobieta, przesypujac do miseczek kolejne porcje przypraw, a obok niej kucał mały chłopiec, wyciągający z paczek, małe zawiniątka. Dopełnieniem obrazka całej rodziny, był kolejny mężczyzna - na oko Kenshiego - przed dwudziestką, niosący kolejną paczkę. Zapewne był to najstarszy syn. Zastany widok, był dokładnie tym czego Kenshi wypatrywał. Handlarz z rodziną, nie chcący dostać zakazu sprzedaży w takim miejscu jak Kin ōdōri, mógłby zrobić wiele...
Czarnowłosy czekał na uboczu, pozwalając aby kolejne godziny mijały, co jakiś czas spoglądał na sprzedawcę, upewniając się że dalej jest tam gdzie był. Kenshi idealnie wtopił się w przepych miejsca, zapewne postronnym obserwatorom robiąc za strażnika. Jego ubiór - zarówno szkarłatny płaszcz, biała zbroja jak i wyposażenie czyli katana, kabury oraz torba shinobiego, nie mogły sugerować innego zawodu niż ten którym się parał. Gdy zaczęło powoli zbliżać się do zmierzchu, ludzi okupujących sprzedawców ubyło, Maji postanowił wykorzystać ten moment.
- Przyprawy z zachodu cieszą się chyba jeszcze większym zainteresowaniem, niż rok wcześniej, prawda?- czarnowłosy zagaił sprzedawcę w chwili gdy znalazł się przy jego kramie. Ten z początku zaskoczony obecnością przedstawiciela Zakonu, dość szybko jednak się uspokoił, słysząc zarówno spokojny ton w jego głosie, jak i brak sygnałów mających zwiastować jakieś kłopoty. - Sam pochodzę z Samotnych Wysp i rozpoznaję niektóre z tych przypraw... Powój... Senes ostrolistny... a nawet dostrzegam i Poganek rutowaty... Czyżby nie był zakazany w obrocie handlu przez jego silne, halucynogenne właściwości? - zawiesił w pewnym momencie głos, spoglądając na handlarza, który w tym momencie, wyraźnie zaskoczony znajomością ziół przez strażnika, zapomniał języka w gębie.
Kenshi pozwolił tym słowom, na kilka sekund zawisnąć w powietrzu, między nimi, na tyle że zwróciło to uwagę jego małżonki, która z niepokojem, spoglądała to na męza, to na Kenshiego. Ten jednak, widząc że handlarzu już szykuje się na jakieś kłamstwo, machnął lekceważąco ręką.
- Szkoda by było przez tą drobną nieuwagę zepsuć tak dobrze prosperujący interes... Być może... Jest jednak pewne rozwiązanie i moglibyśmy dojść do porozumienia. Mam pewną propozycję, legalną za wykonanie której otrzymasz jeszcze honorarium. Przejdźmy porozmawiać w bardziej ustronne miejsce - zakomunikował, dając swoją wypowiedzią wiele do myślenia handlarzowi, który z niepokojem omiótł rodzinę spojrzeniem, następnie Kenshiemu skinął i poprowadził go za kram, do wozu do którego najstarszy syn zaczął znosić pakunki.

Czarnowłosy nie musiał specjalnie przekonywać mężczyzny do wypełnienia drobnego zadania, jakie mu Maji zaproponował. Ojciec rodziny kupieckiej, wiedział czym się może skończyć odmowa Strażnikowi z Shiro Ryu, a ten przecież chciał od niego, jedynie przekazania przesyłki. Zapieczętowanego pergaminu, który miał oddać do rąk własnych, Liderce Szczepu Maji z Atsui. Mężczyzna i tak musiał udać się ponownie do macierzystej prowincji, aby uzupełnić braki, które w przypadku niektórych ziół miały miejsce - szczególnie że lada dzień miał się zacząć festyn, a ludzi wciąż do Kami no Hikage przybywało.
- Wiedz jednak, że jeżeli przerwiesz plombę, bądź przesyłka nie dotrze do Shirei-kana... To sie o tym dowiem, a Ty, ten biznes i Twoja rodzina, będziecie skończeni - Kenshi zakończył, nie siląc się w tym momencie nawet na cień serdeczności, po czym wręczył kupcowi mieszek, który w zetknięciu z dłońmi mężczyzny zabrzęczał swoją zawartością. - Tak Panie, oczywiście. Osobiście przekaże wiadomość, tylko proszę... Nie mówcie nikomu... O tym co widzieliście - powiedział, z niepokojem oglądając się na boki. Maji zawiesił na kilka sekund swoje spojrzenie, po czym spokojnie skinął głową, na znak przypieczętowania umowy, po czym odszedł, pozostawiając kupca z zaplombowanym pergaminem, a także całą zgrają myśli, które krążyły wokół spotkania i zlecenia, które otrzymał...
  • - 200 ryo

    [z/t]
0 x
Wiem, że niektórzy mają ser­ca jak dzwon

Silne, głośne, pra­wie niez­niszczal­ne

Lecz zim­ne jak żela­zo, z które­go je odlano
Obrazek
Aka

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Aka »

Noc zdecydowanie nie należała do tych długich. Dostatecznie dużo czasu zmarnowali na świeżym powietrzu, siedząc na dachach Serca Świata. Mimo wszystko czuli się wypoczęci, a przynajmniej Aka. Zastanawiało go, czy ktoś o tak spaczonym podejściu do świata, z tyloma grzechami ciążącymi na duszy może spać spokojnie. Jego wątpliwości jednak już po chwili zostały rozwiane, gdy sam znalazł odpowiedź na swoje pytania. Spał jak zabity i zapewne miał w nosie wszystko, co się wczoraj wydarzyło. Taki typ człowieka, któremu spluniesz w twarz to powie, że padało. A mimo to, z jakiegoś powodu cieszyła go jego obecność, że nie poszedł mordować, zabijać. Pod osłoną nocy, w dzielnicy, do której straż raczej rzadko zaglądała, z pewnością znalazłby jakieś zlecenie na czyjąś głowę. Aka zapewne nazajutrz usłyszałby o jakimś brutalnym morderstwie, dziwce zabitej w slumsach albo jakimś bandziorze, który zadarł z niewłaściwymi ludźmi. I wtedy musiałby toczyć kłótnie z własnym sumieniem, że nie powstrzymał zupełnie niepotrzebnego rozlewu krwi. Na szczęście udało mu się. Shikarui spędził noc w karczmie, pod jego czujnym okiem. Uchiha naprawdę nie chciał, żeby jego czarnowłosy, nieokrzesany towarzysz zrobił coś głupiego. Przybył do Kami no Hikage w jasnym i konkretnym celu. Miał misję, którą musiał wykonać i to ona była priorytetem, nie powinien się zatem mieszać w żadne konflikty, a tym bardziej spoufalać się z obcymi. A mimo to, z jakiegoś powodu ciągnęło go do wyrzutka. Jakaś niewytłumaczalna siła, której nawet mędrzec nie potrafił nazwać. Choć znając siebie, to zapewne była zwykła ciekawość, a on przypisywał temu jakieś nadprzyrodzone znaczenia.
Wyszli z karczmy razem, choć właściwie od wczoraj nie odzywali się do siebie. Z jakiegoś powodu Shikarui poczekał na niebieskookiego, nie odszedł bez słowa. Może jednak wyniósł coś z dzisiejszej lekcji i nie były to tylko czyste prześcieradła z karczmy.
Udali się wpierw do sklepu. Jugo wszedł do środka i kupił to, co mu było potrzebne. Uchiha nie pytał, to nie była jego sprawa. Został na zewnątrz. Słońce świeciło coraz mocniej, jednak wcale nie robiło się cieplej - wręcz przeciwnie. Wiatr zmagał się z każdą chwilą, powodując nieprzyjemne uczucie na ciele Sługi Ognia. Westchnął ciężko. Nie podobało mu się, że musiał czekać na zewnątrz, nawet jeżeli to było tylko kilka minut. Tak naprawdę mógł przecież odejść i zająć się swoimi sprawami. Wolał jednak zacisnąć zęby i poczekać na tego lenia. - Że też nie mógł tego zrobić wczoraj... - pokręcił głową. Spojrzał w górę. Po wczorajszych gwiazdach nie było ani śladu. Zaczął się nowy dzień. Mały, wielki, tego jeszcze nie wiedział.
Chłopiec o lawendowych oczach podróżował wreszcie wraz z nim. Aka był jakiś taki inny, nieswój. Coś mu się nie podobało, ale nie zwykł żalić się na swój los. Przynajmniej nie w takich miejscach jak to. Zatłoczone, pełne dziwactw miejsce, które przerażało go ogromem przedstawionych opcji.
- Pewnie mnóstwo tu złodziei. - oj tak. Zatłoczony rynek był idealnym miejscem na zuchwałą kradzież. Wśród tłumu nie odróżnisz przypadkowego popchnięcia, od wsadzenia ręki w twoją sakiewkę. Uchiha założył kaptur na głowę i mocno opatulił się swoim płaszczem, ręce skrzętnie ukrywając pod materiałem.
- Co masz zamiar dzisiaj robić? - zapytał swojego przy... padkowego towarzysza podróży. Póki co błąkali się po rynku, bez żadnego konkretnego punktu zaczepienia. Jakby nie patrzeć, festyn jeszcze się nie zaczął, więc i Aka nie miał za bardzo nic do roboty. Podeszli w końcu do jakiegoś stanowiska ze słodkościami.
- Dango? - zapytał bardziej sam siebie, niżeli swojego towarzysza. - Co za syf, kto to kupuje... - całe szczęście, że sprzedawca był właśnie zajęty rozmienianiem pieniędzy. Aka, wychowany wśród elity tego świata gustował w nieco bardziej... wykwintnych rzeczach. - Byłeś kiedyś w Sogen? Mają tam świetną wołowinę. Ciekawe, czy przybyli jacyś kupcy z Kōtei... - podrapał się po brodzie. - Co jadają tam, skąd pochodzisz?
0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Yamanaka Inoshi »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Shikarui »

By posiadać grzechy, Przyjacielu, należy mieć sumienie. By mieć sumienie należy mieć duszę. By mieć ducha należy się urodzić człowiekiem. Ostatni warunek został spełniony, skoro Shikarui miał wszystko na swoim miejscu (chyba, bo w majtki mu nikt nie zaglądał), tylko coś z tymi pozostałymi nie pykło. Może jego matka chrzestna była jak ta zła wiedźma z bajki o Śpiącej Królewnie, która przeklina pocałunkiem już u kołyski i składa do wiecznego snu? Ta Matka jeździła na trubiobladym koniu, z którego nozdrzy wypełzały larwy, deptane podeszwami tych, którzy nie zdawali sobie sprawy z jej obecności. Taką właśnie rodzinkę miał Shikarui - nic dziwnego, że mógł ją zabić za pieniądze. Pyszny dzieciak, do którego mógł należeć cały świat. Bo zabić Śmierć? To już szczyt kretynizmu. Grzechy spisywał na tej liście sumienia. Skoro był człowiekiem - posiadał ducha. Skoro posiadał ducha - musiał mieć sumienie. Porwał je na odpowiednio długie pergaminy i wyliczał na nich kolejne imiona i nazwiska kreskami, które więźniowie stawiali w swoich celach, wyliczając dni odsiadki. Aparycja nie miała tu znaczenia. Liczyła się ilość, nie liczyło się już kto i dlaczego. Przy takiej ilości już nawet liczenie nie powinno mieć żadnego znaczenia. Dziewiąty Krąg Piekła był jak dom, którego bramy były otworzone na oścież i czekały tylko, aż czarnowłosy zapadnie w sen o wiele głębszy niż ten, w który zapadł w najtańszym pokoju. Nie było wesz i pcheł - można spać, chociaż mam wrażenie, że już tamte dachówki byłyby bardziej wygodne od tego legowiska. Nie bał się spać przy Akim. Obaj upadli na głowę, skoro się siebie wzajem nie bali. Powinni być z natury zaprzysiężonymi wrogami, stojącymi po dwóch różnych stronach barykady. Tak to było - kot i pies nie mogli się przecież lubić. Na szczęście ani Shikarui nie był kotem, ani Aka nie był psem. Najwyraźniej to wystarczyło, żeby nie rzucili się sobie do gardeł i żeby spędzili ze sobą kolejne godziny więcej, choć... wcale nie warto było zatapiać tego czasu i tej energii. Paradoks! Żywy i chodzący na dwóch nogach! Właściwie na dwóch parach nóg.
Shikarui zatrzymał się przy sklepie. Ranny był z niego ptaszek, to i od razu kiedy wstało słońce wyciągnął Uchihe na zewnątrz. Na otwartych przestrzeniach czuł się zdecydowanie lepiej niż w małych pokojach ryokanów. Wszedł sam i kupił to, czego potrzebował. Czemu nie kupił tego wcześniej? Dobre pytanie. Chyba po prostu wcześniej nie było takie potrzeby. Chyba. Wcześniej po prostu nie było pieniędzy, a kiedy zlecenie zostało zakończone statek już czekał w porcie i kusił, żeby na niego wsiąść i pojechać... donikąd. Wsiąść na statek, byle jaki, kupić bilet w jedną stronę i nie oglądać się za siebie. Działało. W przeciwieństwie do Uchihy nie przypłynął tutaj z żadną misją. Nie było go paru minut, choć to i tak za dużo powiedziane. Uwinął się od razu, bo doskonale wiedział, czego chciał. Wyszedł z paroma strzałami w zębach, paroma wciśniętymi za pas, chowając jakiś słoiczek do kieszeni i ledwo się ogarniając z tym wszystkim. Zatrzymał przy sklepie, odsuwając na bok, by nie blokować nikomu drogi (tss, żeby nikt JEMU nie przeszkadzał) i położył wszystkie strzały na ziemi, rozwijając zwój na ziemi. Złożył dłoń w pieczęć tygrysa i skumulował chakrę w przedmiocie - siup! I już strzały zostały zapieczętowane w zwoju, a zwój przypięty do jego pasa. Najwyraźniej pan Sanada, mimo radości Akiego, przygotowywał się do jakiejś grubszej akcji.
- Cierpliwość cnotą Cesarzy. - Skomentował, widząc minę czarnowłosego towarzysza. Poprawił wysoki kołnierz, który zasłaniał mu szyję i ruszyli główną ulicą... gdzieś tam. Gdzieś przed siebie, oglądając przygotowania do festiwalu - i sam festiwal, który zaczynał żyć własnym życiem. - Podobny do tego, co działo się w Hanamurze. - Gdyby nie fakt, że Shikarui był mrukiem, to można byłoby uznać, że mówi do siebie. Ale nie, to było spostrzeżenie, którym podzielił się z niebieskookim. Dopiero jego tekst o złodziejach zwrócił uwagę Jugo na Uchiha.
- Strach cię obleciał, Irysku? - Uniósł jeden kącik warg ku górze w aroganckim uśmieszku, przynajmniej wydawał się arogancki, bo uśmiechy Sanady zawsze były w jakiś sposób enigmatyczne. Wszystko przez te oczy. Wszystko przez te lodowate, pozbawione duszy oczy.
- Muszę zarobić na kolejny posiłek. - I już wszystko jasne, czemu się tak dozbrajał. Alehej, przecież Shikarui nie był taki zły! -Poszukam potem zleceń dla shinobi. - Ale najpierw - może dango? Shikarui spojrzał na stoisko, przy którym siedziała jakaś blondynka. Ta JAKAŚ blondynka szybko zmieniła się w "BLONDYNKA YAMANAKA", kiedy tylko się odwróciła. Shikaruiego bardziej od dango zainteresoała ona sama. Jak pies obronny, strażniczy. Ten gończy, którego trzyma się blisko przy swojej nodze, nie spinając jego smyczy i nie zakładając kagańca, bo dobrze się wiedziało - nie zaatakuje bez komendy. Nie zaaakuje bez powodu. A jeśli zaatakuje to cóż - mała strata! Słowa, których Aka nigdy by nie powiedział. Skonfrontował swoje spojrzenie z urażonym spojrzeniem dziewczyny. Czy też - zirytowanym. Jak zwał tak zwał, Shikarui i tak był empatyczny jak słonie były delikatne.
- W Sogen? - Powtórzył automatycznie, bez koniecznej potrzeby, wyłapując pytanie, które wyrwało go ze skupienia na dziewczęciu. Pytanie, które przywołało go jakoby do porządku. - Nie byłem. - Tam akurat nie miał okazji zawędrować - stety czy niestety. A kojarzył z tamtych regionów przynajmniej jedną osobę! - Dziewczyna od Yamanaka raczej więcej ci opowie o kulturze z Karmazynowych Szczytów. - Spokojny i wiecznie mrukliwy głos Shikaruiego nie był jakoś głośny, ale ciężko mówić, żeby ludzie się o nich obijali i że trzeba było krzyczeć, żeby siebie wzajem słyszeć. Nawet nie czuję, że rymuję, yoł. Skierował spojrzenie na dango. Pachniało smakowicie... Pół roku temu jeden chłopak poczęstował go tym łakociem. Było takie dobre... zwłaszcza, że był wtedy taki głodny... Dobrze mu się kojarzyło. I gdyby nie to, że był bez kasy, to chyba właśnie by się na nie połasił. I tak dla odmiany teraz był bardziej zainteresowany dango niż towarzystwem.
Ignorant.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Aka »

By posiadać grzechy, Przyjaciółko, należy mieć duszę. I Shikarui na pewno ją miał. Cóż. Może by zdjąć z niej klątwe rzuconą przez złą wiedźmę, potrzeba było pięknego księcia, który złoży pocałunek i zdejmie urok. Pozostało tylko mieć nadzieję, że książę nie trafi na złą czarodziejkę, która co chwila będzie w niego sypała zaklęciami, lub nie zamieni się w żabę, przez brak szczęścia. Ale w sumie... Srał pies te wiedźmę, jej uroki. Ogień zapłonie, a wraz z nim stosy. Do piekła, do piekła, wiedźmo wściekła!
Nie obyło się bez dogryzania. Od samego rana Shikarui nie potrafił poskromić swojej natury. Ale niebieskookiemu wcale to nie przeszkadzało.
- Z cesarzami mam tyle wspólnego, co koń z koniecznością. - wzruszył ramionami, puszczając mimo uszu docinkę czarnowłosego. - Jak w ogóle wygląda tamtejszy dystrykt? Warto odwiedzić? - zapytał. - Mam pewien dylemat, będę musiał się zastanowić, co zrobić po opuszczeniu tego miasta rozpusty. Chociaż pewnie Hanamura niewiele się różni od Kami no Hikage. Czy może się mylę? - nigdy nie był w tamtych rejonach, toteż pytanie było jak najbardziej serio. - Strach? Pff... - prychnął pod nosem, ostentacyjnie poprawiając kaptur. Podszedł do chłopca o lawendowych oczach i spojrzał prosto w zwierciadło jego duszy. Był blisko. Zdecydowanie za blisko, jak na bezpieczną odległość. Nachylił się do jego ucha i zaczął coś szeptać.
- Mam przy boku zabójcę, a miałbym się bać złodzieja? - uśmiechnął się. Powiedział to cicho, tak aby nikt nieproszony nie mógł usłyszeć jego słów. - Mogę Ci postawić obiad. - wrócił na bezpieczną odległość, oddalając się od chłopaka. - Tylko musisz mi obiecać, że nie wysadzisz karczmy. - zazwyczaj ktoś, kto niszczył gospodę nie miał potem zbyt udanego życia. - Mój ojciec mówił, że kiedyś wesele bez trupa było nieudane. Nie rozumiem, dlaczego Kaminari tak bardzo wściekali się o Pannę Młodą. - wzruszył ramionami. To oczywiście był sarkazm.
Spojrzał na blondynkę. To wystarczyło.
- W Srogen, puszczalski psie. - warknął do niego. Jeżeli było coś, czego bardziej nienawidził od żarcia dla plebsu, to moment w którym ktoś go ignorował. Cóż - dla blondynki, która bardzo niedyskretnie przysłuchiwała się rozmowie dwóch zakapturzonych postaci, rozmowa mogła wydawać się bardzo... specyficzna. Prawda była jednak taka, że nazywanie się kundlami, psami i innymi rzeczownikami pochodzenia zwierzęcego nie było niczym nadzwyczajnym w ich nietypowej znajomości, opartej o wzajemne docinki i plucie sobie w ryj. Cóż, kobiety raczej tego nie mogły zrozumieć. Mężczyźni mieli typowe dla swojej płci zachowania, byli trochę... nieokrzesani. A zwłaszcza ta dwójka, skacząca sobie do gardzieli właściwie od pierwszych chwil znajomości. Taki ich urok.
Swój wzrok skierował na słodką blondynkę, zajadającą się jeszcze jeszcze słodszymi dango.
- Z naszej dwójki to Ty zaczepiasz dzieci. - to nie była obraza. Młoda Yamanaka wyglądała na maksymalnie czternaście, no może piętnaście lat. Aka raczej preferował towarzystwo swoich rówieśników, albo starszych od siebie.
Widział wzrok Shikaruia, jak patrzy się na jedzenie, które przed chwilą skrytykował. Skierował swój wzrok na lawendowe oczy, to na stoisko i znów w górę. Nic nie powiedział. Nie czuł potrzeby, wiedział co ma zrobić.
Kolejka była długa, jednak Aka należał do szlachetnego, znakomitego rodu Uchiha i wiedział, jak z kulturą odpowiednią dla jego klanu załatwiać takie sprawy.
Wpieprzył się na sam początek, przy okazji wbijając łokieć w żebra jednej czy dwóch osób, a gościowi, który próbował coś marudzić, kazał wypierdalać.
Rzucił wyznaczoną kwotę i zabrał dwie porcje przysmaków, oddalając się na ławkę, przy której siedziała blondynka. Spojrzał na twarz Sanady. Wzruszył ramionami i wręczył mu całość.
0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Yamanaka Inoshi »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Shikarui »

Koń z koniecznością? O NIE! Jakieś tajemnicze powiedzonko, które przyciągnęło więcej uwagi Jugo niż większość wielkich prawd życiowych, które między nimi padły. No bo... koń... i konieczność... to konie nie pracowały z konieczności? Cholera. Koń i konie... aa, że koń... że taka gra słów? Połączenie tych wątków zajęło mu drobną chwilę, widać było po nim zresztą delikatne zdziwienie, kiedy Uchiha palnął tym tekstem. Świetnie się przy tym bawił, choć raczej takie mizerne łapanie nie świadczyło o nim zbyt dobrze. Cóż... not a single fuck was given that day.
- Hanamura jest o wiele ładniejsza od Kami no Hikage. Nie tworzą jej zupełnie ściśnięte ze sobą domy. Pełna jest drzew, przestrzeni i czystego, morskiego powietrza. To miasto śmierdzi. - Nigdy nie lubił wysokich wież pnących się ku niebu i dachów, które przysłaniały dzień. Nie lubił złota, którymi kuto ściany i które mamiło spojrzenie, rażąc swoim blaskiem. Nie lubił ludzi, którzy tak wysoko unosili podbródki i... oh, przecież on z góry nikogo nie lubił. Nie powinno mu to więc sprawiać wielkiej różnicy - i nie sprawiało. WIELKIEJ nie. A... małą? Tak samo małą jak to, że w bajce musiała być przecież królewna, żeby pocałunek zadziałał i trucizna tłocząca żyły przestała działać. Ach tak, w bajce też nie traktowali złej Matki Chrzestnej ogniem i stosem. Więc może się uda? Najpierw trzeba by się było upewnić, że ten fanatyczny ogień nie pochłonie ich żywcem! Aka mógł się tego ognia nie bać (i nie bał na pewno, jeśli miałabym wybrać jedyny pewnik świata to byłby ten brak strachu wobec zmian młodego Uchiha), ale Shikarui był pewien, że gdyby ułożył się do snu i miałyby go zacząć spopielać płomienie, to raczej wolałby o tym wiedzieć. I wolałby, żeby jednak go nie spopielały. Chociaż skoro feniksy odradzały się z popiołów...
- Nie są do siebie podobne w żadnym stopniu. - Zapewnił chłopaka. Kompletnie dwa różne światy w mniemaniu Sanady, bo przy wczorajszym hulaniu po dachach też zdążyli zobaczyć kawałek tego wielkiego miasta kupców i możnowładców. - Może wielkością. Nie przyprawia o takie duszności. - Nie to, żeby Shikarui jakiekolwiek odczuwał. Nie odczuwał. Mury go nie dusiły, bo nie mogły tego zrobić - wystarczyło wybić się w górę i napełnić pierś powietrzem, które nie mieszało się z miejską uryną. Nie posiadały takiej mocy sprawczej, która przykułaby go do ulic, którymi w tym momencie chadzali. Ot - były to tylko jego przemyślenia, nie jakieś wyewoluowane odczucia, którymi mogliby się poszczycić wszyscy ci mocno czujący. Shikaruiemu trzeba było dać siekierę w łapy i kazać rąbać drzewo, a nie wypowiadać się na temat estetyki, poezji i pięknych miast, które ściągały w swe progi artystów z całego świata. Swoją drogą - Hanamura piszczała biedą pod względem malarzy. Mała ciekawostka.
Shikarui stanął w zupełnym bezruchu i chociaż jego mięśnie nie napięły się ponad normę, to był gotowy w tym momencie do różnych odruchów obronnych. Nie robił nic. Pewnie gdyby był psem, właśnie postawiłby uważne uszy w pion, by wyłapywać każdy szelest - i takowy otrzymał. Muśnięcie oddechu na karku, nos, który niemal wsunął się w kosmyki jego czarnych włosów, szept, który przeznaczony był tylko dla jego uszu. Ale któż to Yamanaki zrozumie? Może miały niesamowity słuch. A może dziewczyna nadstawiała ucha o wiele bardziej, niż Aka podejrzewał, że ucha można w prywatnych rozmowach nadstawiać. Niebezpiecznie. Dwa słowa za dużo i już cała wioska wiedziała o twojej tożsamości, masz ci los. Przewrotny, och przewrotny los!
Niczego na te słowa nie odpowiedział. Wydawały się zbyt intymne w jakiś dziwny sposób. Z pewnością - pobudzające. Jakby dostał zastrzyk energii niezbędny do tego, by wyciągnąć łuk i wycelować... a oko miał dobre. Oj bardzo dobre.
- Oszalałeś? Co bym zyskał wysadzając karczmę? - Też mi coś! W wysadzaniu karczmy nie było niczego subtelnego... w sumie w wyrzucaniu ludzi przez okno też nie - a jednak swojego zleceniodawce wyrzucił. Biedaczek upadł na twarz i skręcił kark. Przynajmniej jego ciało przydało się potem jako tarcza. - Kaminari? Kto to "Kaminari"? - Nie słyszał nigdy tego imienia. Tego nazwiska. Tego... czegoś. I o ile tamto palnięcie o koniu zajęło mu moment na rozkminianie, tak tu skrzywił się lekko, spoglądając na towarzysz. - Jaki znowu trup na ślubie? Zabijacie na ślubach gości? - To był sarkazm, a Shikarui jak zwykle tego sarkazmu nie wyłapał. I weź tu panie z takim rozmawiaj! Nic tylko nieporozumienia się tworzą! No bo jeśli w Sogen mordują gości na ślubach... to fajne miejsce! Powinien tam wpaść, rozerwać się. Odprężyć trochę na jakimś... ślubie. Albo samemu jakiś zorganizować, czemu nie? O ile pannę młodą też można było zaszlachtować, rzecz jasna.
Śmieszki heheszki.
Shikarui zdawał sobie sprawę z tego, że Yamanaka spogląda na nich spod byka. Elektryzujące napięcie nie wprawiało w dyskomfort. Zresztą w przeciwieństwie do Akiego - Shikarui czuł się świetnie. I przez swój brak wyczucia emocji innych nawet nie zauważył po czarnowłosym, że coś mu dziś nie leży. Może towarzystwo mu, koniec końców, nie leżało - ale gdyby tak było to raczej nie staliby tutaj razem, przed budką z dango, prześwietlani na wskroś przez oczy pozbawione źrenic. Napięcie nie niepokoiło, bo ciężko popadać w paranoję, że każdy jest twoim wrogiem... prawda? Ano... prawda. Tylko że dziewczynce ewidentnie coś nie pasowało - i cholera wie, co. Typowa kobieta. Pogada do siebie w myślach, ale wykrztusić z niej coś? Nie ma mowy! Serdeczne DOMYŚL SIĘ samo odpalało się w uszach nawet Shikaruiego - a był przecież takim społecznym niedorozwojem! Przez tą szkołę przechodził przecież każdy mężczyzna. Być może inaczej podszedłby do jej obecności, gdyby wiedział, że słyszała szept Uchihy. Być może całkiem przypadkiem poszedłby za nią w ciemną alejkę i znalazł miejsce, w którym śpi i to miejsce, w którym chował tych pięćset ryo. Być może nie byłoby wtedy nikogo wokół, nawet strażników, bo przecież czystym przypadkiem sprawdziłby ich tutejsze trasy. I być może nie byłoby już nikogo, kto słyszał szept czarnowłosego młodzieńca, który bardzo lubił testować innych ludzi. Wtedy mógłby powiedzieć - tak, to był kolejny test. I Aka pewnie powiedziałby: ha! Znów wygrałem!
Choć w tym wypadku poniósłby sromotną porażkę, starając się odciągnąć uwagę Shikaruiego od tego, czym normalnie się w życiu zajmował.
- Znów ujadasz, kundlu? Potrzebujesz nowej tresury warowaniu? - Zabrzmiało to chłodniej - tak samo chłodno jak jego komenda "leżeć", ale wcale nie znaczyło, że Shikarui poczuł się urażony - wręcz przeciwnie! Na jego pokraczny sposób uważał to za całkiem zabawne. Pewnie dlatego uśmiechnął się krzywo. W jego przypadku "krzywo" uważało się za całkiem normalny, minimalny uśmiech kącikiem warg. W końcu, jak zostało to zauważony - byli tylko nastolatkami. I to facetami! Niby racja, że wszystko było kwestą charakteru... ale pewne kwestie się nie zmieniały. Nadmiar testosteronu, zwłaszcza u dojrzewających chłopaczków, robił czasami swoje. I jak tu biedna blondyneczka miała niby wytrzymać? Za dużo samcowatości na jednym metrze kwadratowym. I to tuż przy niej!
Dango. Och dango, gdybyś ty było prawdziwe..! Oda do dago, czyli dango pokochanie. Czy jakby to tam nazwać ten utwór literacki. Oczy małego szczeniaczka chyba najlepiej obrazywały spojrzenie, jakim Shikarui obdarzył Akiego. Choć idąc po kolei najpierw nie zauważył nawet, że Aka się ruszył. Mógł go tu zostawić, zaklętego w miejscu i pójść gdzieś w pizdu. Zupełnie tak samo, jak porzuca się psy przy drodze, które się już oswoiło, ale znudziły się, bo za bardzo wyrosły. Bo jednak za bardzo agresywne. Zaraz jego oczy go namierzyły, kiedy przepchnął przez kolejkę - typowy Aka. Kiedy już coś sobie ubzdurał w tej głowie - to nie ważne, jak, ważne, żeby dotrzeć do celu. Dodając do tego fakt, że nie wydawał się zbyt cierpliwy, to... cóż - oto wynik. Nie załapał nawet, kiedy już wziął dango i wrócił. Nawet kiedy wyciągnął je w jego kierunku. Cho nie - moment wyciągnięcia był tym, w którym Shikarui spojrzał na podarek zdziwiony... i upewnił się przez moment, że to nie jest jakiś wykręt. Po czym złapał pudełko tak, jakby Aka miał jednak się rozmyślić i zrobić mu jakiegoś psikusa, zabierając nagle sprzed nosa. Nawet je lekko cofnął, by na pewno nie zabrał! Prz tym sparklił wokół siebie jak pieprzona latarnia. Sparkle sparkle. Brak uśmiechu, kamienna twarz - ale sparkle latały wszędzie. Początek, rzecz jasna, miały w roziskrzonych, rozanielonych ślepiach. Brak jakichkolwiek nagłych ruchów od Akiego uznał za znak, że to NA PEWNO JUŻ NA STO PROCENT I NA MILION IWOGÓLEŻADNAŚCIEMATO NIEFIOSRghgdtohjh. Tak, to nie kawał.
- Dziękuję. - Powiedział grzecznie i potulnie, spoglądając na pudełeczko tak, jakby było największym skarbem świata w historii narodów. Bo było. Przynajmniej dla niego. Nawet jeśli inni mieliby go mieć a świra, żebraka, czy biedaka. Wszak Sanada nie przejmował się tym, co myśleli o nim inni. A teraz zabrał się za jedzenie ze świętością cudownej przekąski, która dla niego była kosmicznym, przecudownym, nowo odkrytym smakiem - bo dopiero w tym roku je spróbował! Stanął normalnie i nawet wyciągnął pudełko znów do Akiego. Nawet się podzieli, ha! Taki z niego miły gość był.
Zanim zdążył odpowiedzieć na następne słowa, a byłoby to pytanie "jakie dzieci?", to właśnie to dziecko, o którym Aka mówił, zabrało głos. A konkretniej: zabrałA głos. Chyba nie nadążył za tą konwersacją. Przemknęła niby z jego udziałem, aj jednocześnie kompletnie obok. Ściągnął lekko brwi i spojrzał na Inoshi, unosząc znów kącik ust ku górze. Rozbawiło go to całkiem. Ta pyskówka. Wykorzystanie jego osoby do tego, żeby zjechać Akiego. Nie odzywał się - bo i po co? Aka w końcu uwielbiał mówić! I Shikarui wiedział też, że jeszcze bardziej lubił wdawać się w... dyskusje. Żeby nie powiedzieć: kłótnie. Chyba potrzeba było więcej niż jedna dziewczynka, żeby go wytrącić z równagi, co? Aż chętnie ten cały balet poobserwuje.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Aka »

Śmierdziało. Lecz to nie smród taniego żarcia i fałszywego metalu uderzał w nozdrza Akiego. To co najbardziej mu doskwierało, nie było wyczuwalne nosem, lecz duszą. Wszechobecna korupcja i pseudolbieralna iluzja wolności. Ci wszyscy kupcy, ludzie - byli zniewoleni bardziej, niżeli Shikarui, Aka i ich obroże. Naprawdę ktoś myślał, że Możnowładcy, którzy wszak kontrolują wielkie nacje Shinobi nie maczają swoich brudnych, oślizgłych, tłustych paluchów w handlu? Ten dziad sprzedający dango zapewne jedną połowę swojego zysku musiał oddawać tym biurokratycznym ścierwom bezpośrednio, a drugą w podatkach. W tym jednym więc się zgadzali, że pieprzyć całe Hikage no Kami.
- Katsune wiedziała, co mówi, gdy kazała mi zostać tutaj jak najkrócej. - teraz dopiero zauważył, że liderka Uchiha miała rację. Te miasto było wypaczone, zżerane od wewnątrz przez robactwo. Organizm, którego nie dało się już uratować. Można było jedynie spalić jego resztki, żeby zaraza nie rozprzestrzeniała się dalej.
- Nie lubię, gdy cos nie pozwala mi oddychać. - niewidzialne obroże, tak modne w Sercu Świata. Czy był jedynym, który dostrzegał ułudę tego miasta? Z pewnością nie, wszak już osoba, która wysłała go tutaj z misją wiedziała, że coś jest nie w porządku. Ten festyn był jedynie przykrywką, maską dla czegoś większego.
Dawno nie czuł tego zapachu. Zapachu włosów.
- Co byś zyskał? Z pewnością moje wkurwienie. Może klapsa za bycie niegrzecznym. - a przecież Shikarui wprost uwielbiał znęcać się nad sumieniem Uchihy. Sanada czerpał radość z tych swoich gierek i prób zmiecenia Akiego z pola bitwy. - Kaminari to ród, z którym Uchiha chciał, umm... Zawiązać sojusz? - sam nie był. Kiedy to się działo, był czymś zajęty. Jeździł konno, jadł dobre mięso, albo zajmował się innymi rzeczami, które wtedy jeszcze go nie zainteresował. - Jacyś Shinobi. Plebs bez znaczenia, jeśli spytasz mnie. Ale wtedy Uchiha chwytali się brzytwy, potrzebowali sojuszy. No i jakoś tak się stało, że Panna Młoda zmarła na swoim weselu. - wzruszył ramionami, a ton jego głosu był taki, jakby mówił o wczorajszym obiedzie. - Moim zdaniem dobrze się stało. Ten ślub tylko by nas osłabił. Doskonale wiesz, że Uchiha nie cieszy się poważaniem na świecie. Ten mezalians tylko by pogorszył sytuację. - jakkolwiek szorstko mogła brzmieć jego opinia, to była nie dość że powszechna wśród Uchiha, to jeszcze wyjątkowo celna. Wielki i wspaniały ród, wiążący się krwią z kimś, kogo nawet tak wielki podróżnik jak Shikimaru nie zna? No właśnie. Nie trzeba było nic dodawać. - Nie, ale czasem zdarza nam się zalać w trupa. - zarzucił żarcikiem.
- Hau-hau, kurwo. - pokazał mu język. Oj tak, lubili się przedrzeźniać. Jeżeli Yamanaka nie widziała w tym typowej, młodzieńczej zabawy, to pewnie była tak samo ślepa jak Shikarui. - Dlaczego wszyscy traktują świat tak poważnie? Przecież to tylko gra... - gra, w której psy umierają skulone, porzucone na pastwę losu, a ludzie mają to w dupie. Przyglądają się im i cieszą, cieszą z ich bólu. Aka łamał zaś zasady. Wolałby ujrzeć jak jego Królestwo upada, niż przejść obojętnie.
- Proszę. - powiedział grzecznie i potulnie. Dokładnie tak samo jak Shikarui podziekował mu za jego dobroć. Nie rozumiał jednak, dlaczego taki prosty gest znaczył dla Sanagi cokolwiek więcej niż to, że Aka chciał go po prostu nakarmić. Przecież był głodny, a brunet nie przechodził obojętnie obok potrzebujących. Tak, to nic nie znaczyło.
Wyciągnął w jego stronę ręce, podając mu jedno z dwóch pudełeczek. Oba były dla Shikaruia, a on się z nim... podzielił. Najemnik, ten który zabiłby swoich rodziców dla pieniędzy.
- Ja d... - zaciął się. - Dziękuję. - to mogło brzmieć idiotycznie. Przyjął coś, co wcześniej nazwał syfem. Jednak z rąk zabójcy stało się najlepszym daniem, jakie miał okazję jeść od lat. Zaczął się przyglądać daniu, jakby nie wiedział jak się za to zabrać. Powinien zjeść całe naraz, czy powoli delektować się smakiem? To zabawne, ale ten pan na włościach nie wiedział, jak je się tak proste dania. W końcu jednak odważył się spróbować.
- Nawet dobre. - uśmiechnął się. Taki komplement z ust takiego gbura jak Aka? Cóż. W jego stronach oznaczało to tyle, co w Karmazynowych Szczytach "wykwintne". Uchiha jednak nie marnowali takich słów na określenie smaku jedzenia. Gdyby używać ich do takich prymitywnych rzeczy, straciłyby swoją moc wtedy, gdy naprawdę trzeba było je wykorzystać.
Uśmiech jednak znikł, gdy blondynka otworzyła swe usta. Położył dłonie na stole, spoglądając w lawendowe oczy zabójcy. Jego wzrok mówił mniej więcej "szykuj się". No co? Przecież powinien go bronić. Byli w końcu... znajomymi.
Obrócił się w stronę dziewczyny jednym, sprawnym ruchem. Lecz nie krzyczał, nie rzucił się jej do gardła, nie przeklinał i nie groził jej spaleniem na stosie.
- Ojejkuś. - powiedział słodkim, chłopięcym głosikiem. Spojrzał się na blondynkę swoimi wielkimi, niebieskimi oczkami. - To w końcu przemądrzały czy głupi? - założył nogę na nogę, podparł się łokciami o blat stołu i wplótł palce we włosy, kręcąc z nich loczki. Parodiował Yamanakę. Gdyby miał gumę, to pewnie zacząłby strzelać balonami. Był kurewsko bezczelny, to mu trzeba było przyznać. Ale przecież nie zrobił nic złego. Chyba miał nową zabawkę. Miał tylko nadzieję, że Shikarui nie będzie miał mu tego za złe. W końcu teraz mogli znaleźć uciechę w śmianiu się z kogoś innego.
0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Yamanaka Inoshi »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Shikarui »

Shikarui nie był pewien, co to za smród - ale z pewnością każde miasto śmierdziało. Ludźmi, których nie lubił. Dla niego możnowładcy nie różnili się wiele od tych biedniejszych - tych typu tego sprzedawczyka dango. Interesowali go tylko wtedy, kiedy mieli jakieś zadanie do wykonania. Aka miał jednak dobry nos, bo ci zepsuci, których spaczyły pieniądze, rzeczywiście śmierdzieli najbardziej. Nawet bardziej od tych obdartusów i pijaków, których tu i teraz nie można było dojrzeć. Znam jednak jedna osobę, która by z tym "pieprzeniem Kami no Hikage" się nie zgadzała. I ta osoba sobie przemknęła w majestatycznym płaszczu i tyle ją widziano. Wzrok Shikaruiego nawet nie wychwycił sylwetki Kenshina - przyszli tutaj, kiedy już rozmył się w tłumie, pozostawiając tylko w pamięci Inoshi zakotwiczone wspomnienie i zainteresowanie, które zrodziło na jej wargach pytanie. Jedno, drugie, trzecie. Młode dziewczę i ciekawe świata - tylko pamiętaj, dziewczyno, żeby nie zadzierać z takimi, jak On. Ciekawość świata była bardzo pozytywną rzeczą. Stanowiła przedrostek miłości, który można było przekazywać dalej. Uczyć wszystkich wokół siebie. Rosnąć, pielęgnować te emocje w sercu i przekazywać je młodszym pokoleniom - tak to powinno działać w idealnie nakręconym świecie. W zegarku, którego zębatki idealnie na siebie nachodziły, nie pozostawiając miejsca na błędy. Jeśli coś zaczynało się krzaczyć - wystarczy naoliwić. Jeśli coś zaczynało się zacinać - należy wyszlifować. Jeśli zbyt przyśpieszają i oczka przeskakują za mocno - wymienić zębatkę. Z tej trójki chyba tylko Shikarui miał do tego tak logiczne podejście. Jasne, bo jak nie on, to niby kto? Poddawanie się emocjom burzyło te piękne światopoglądy! Burzyło miłość, burzyło ciekawość! Cały umysł zalewała wtedy fala płomieni i nie ważne, z czego byłeś utkany - i tak cię pochłaniała, jeśli pozwalałeś się tej fal rozprzestrzenić. Inoshi karmiła swojego własnego wilka. Zabierała z rąk dwóch chłopaków ochłapy mięsa i rzucała psu z pełnym skupieniem. Coś w sobie budowała - i nie chciała temu pozwolić się wydostać. Nikt jej nie powiedział, że jeśli wilka rozbestwisz, to będzie ciągle dopominał się o swój kawałek befsztyka. Ugryzie tą rękę, która jeść daje, żeby przypomnieć, że jest głodny. Że chce więcej. Widzisz, Inoshi, bo chyba zapomnieli ci powiedzieć - jeśli karmisz jakieś zwierze, wybierz domowego psa. On przynajmniej nie będzie miał dzikich instynktów, które będą mu nakazywały walczyć i gryźć. Może wtedy uda się utrzymać i swoje myśli? Kiedy opanujesz emocje - opanujesz słowa. Nie zdradzi gardziel, która wyciągnie z głębin piersi litery, jakie powinny pozostać zakopane głęboko w tobie. Jak komentarze czytelnika, obserwatora spektaklu, który nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się na kartach książki, czy też na scenie. Niestety - albo stety - Inoshi ten wpływ miała. Bardzo realny, bo każdy mógł ją tutaj usłyszeć, kiedy coś powie i każdy mógł zobaczyć jej gest, jeśli coś zrobi. Pewnie dlatego też starała się zachować swój wewnętrzny spokój. A może po prostu była dzieciakiem, dlatego zdarzało się jej palnąć głupotę. Na błędach człowiek się uczy!
- Ach tak? - Zainteresował się, niby to uprzejmie. W rzeczywistości łacha darł. - Więc z tą obrożą musiałem się przesłyszeć. - Aka, zdaje się, jednoznacznie nie powiedział, że chce coś, co by mu ograniczyło przestrzeń. Ba! Shikarui już wiedział, że ten chłopak, nawet jeśli nie cierpi na klaustrofobię, to nie jest fanem zaciskających się wokół niego ścian - tych mentalnych. Nikt chyba tego nie lubił, więc nie było to żadne odkrycie, ale nie wszyscy byli na tym punkcie przewrażliwieni do aż takiego stopnia. Raczej takich fanatyków zgorzałych jak ten Uchiha było niewielu.
Plebs. Przy Uchiha bardzo wielu było plebsem. Taki mały, nic nie znaczący szczep jak Jugo, który był śmieszną pozostałością wojen. Shikarui chyba nawet nie był ciekaw, co teraz dzieje się u jego krewniaków. Ten wujek, ciotka, babka, czy kto to tam mógł jeszcze być, spacerując sobie uliczkami. O ile ze szczepu cokolwiek zostało, rzecz jasna. Miał wrażenie, że byli już tak nic nie znaczącą garstką, że zebranie się w jedną hałastrę było niemożliwością. Minęła chwila czasu od tej, w której był w rodzinnym mieście. I od tamtej pory cichosza - żadnych wieści. Równie dobrze mógł być ostatnim Jugo na świecie. Sanada wyciągnął w kierunku Akiego rękę i popatał go lekko po głowie, tak jak patało się każdego grzecznego psiaka, który wykonał twoje polecenie, albo po prostu był grzeczny. Faktycznie, wyzwisko było prostackie, rany - cała ta przekomarzanka była prostacka. Nie pasowała do dumnego Uchiha! Wstyd, hańba! Przynosi dyshonor na swoje nazwisko! Nikt tak nie krzyczał i nie zapowiadało się, żeby krzyczeć miał ktokolwiek zacząć. Posiadanie czarnych włosów nie czyniło Akiego jeszcze wzorem wystawnym cech swego klanu.
- To prawda, oferuje wiele możliwości. - Podszedł do tematu treściwie, odpowiadając na... zachwyt? W sumie ciężko było nawet powiedzieć, co przesiąkało przez słowa dziewczyny. Brzmiała tak, jakby usilnie chciała im pokazać w tych dwóch zdaniach (a nawet czterech) oczywistą prawdę świata dotyczącą tego jednego, konkretnego miejsca. Kami no Hikage - perła w koronie kontynentu. Miejsce, gdzie spełniają się sny! Ciekawe, ilu desperatów tu ściągnęło w poszukiwaniu pracy? Shiki tu był, to dawało już jednego... teraz wyliczyć tylko tysiące następnych. Tych niepoprawnych marzycieli, którzy sądzili, że mrzonki o nowym życiu są prawdziwe i dadzą im i ich rodzinom domy, zapewnią pracę, a potem? Wszystko się ułoży! Poza tym, że nic się nie układało. Desperaci tonęli w biedzie i na dno ciągnęli najbliższych. Więc tak - to miasto było faktycznie jak dango. Słodkie aż do przesady. I kiedy przesadzisz to nagle okazuje się, że nie zdążysz dobiec za najbliższe krzaki, bo wszystkim bełtniesz prosto na fartuch kucharza.
Kiwnął głową z namaszczeniem, kiedy Aka stwierdził, że nawet dobre. NAWET DOBRE?! Były najlepsze. Najcudowniejsze. Ale przyjął "nawet dobre" właśnie jak określenie "alekurwaniebowgębie".
Czy Shikarui był jednak zainteresowany obroną Akiego? Tak średnio. Po pierwsze - nie sądził, żeby tamten miał sobie nie poradzić. Po drugie - Aka lubił gadać, niech się wygada. Po trzecie - to przecież tylko mała Yamanaka! Po czwarte - miał dango. Trzymał pudełeczko i wcinał, przyglądając się. Wsłuchując. Oczy rodu Yamanaka zawsze były przedziwne. I kto tu niby miał wyjątkowe oczy? Kto normalny nie posiadał źrenic? Gdyby nie znał tego klanu i nie miał z nimi do czynienia, pewnie te dziwaczne oczy wzbudziłyby w nim czujność. Wiedział jednak, czego się po tym klanie spodziewać. Jak o jednak Aka już ujął - w kupie siła! I kiedy cała grupa myśliwych poluje na wilka to nawet on nie da rady. Tutaj mieli dwa wilki i jedną dziewczynkę.
Gdzie się zgubiłaś, Czerwony Kapturku?
Do kogo niesiesz koszyk?
Mieć za złe? Bez przesady! Shikarui musiałby się jeszcze uważać za zabawkę, a pod tym względem oboje siebie wzajem za zabawki mieli. Teraz więc jego zabawka bawiła się inną zabawką - i to było bardzo ciekawe! Oparł się leniwie o blat, jak stary tygrys, który układa się na swoim legowisku, ale to wcale nie sprawia, że czyni go to mniej niebezpiecznym, niż był w rzeczywistości. Odłożył pierwszy patyczek do pudełka, kiedy już zjadł i ściągnął z pleców kołczan i strzały, kładąc sobie między nogami, opierając o kontuar. Wyglądało na to, że zabawią tutaj chwilę dłużej. Aka mógł mieć pewność, że Shiki przypilnuje dango, o! Właśnie. Jak mogła mówić, że peplanie o dango było bez sensu?! Ach tak... no tak. Przecież Aka skrytykował dango. A jednak wziął jedno, zjadł - i stwierdził, że dobre. Wyglądało na to, że mała blondyneczka przysłuchiwała się im od jakiegoś czasu - tylko od jakiego? To o dango było, kiedy już tutaj przyszli, więc co poza tym słyszała? Zainteresowało to czarnowłosego, ale nie włączał się do dyskusji. Po małej było widać, że nie czuje się zbyt pewnie.
Strach. Drapieżniki wyczuwają strach.
Im więcej było wzdrygnięć i spięć tym bardziej tą uwagę przykuwała. Sycił się tym strachem. Choć to nawet nie był jeszcze strach! To dopiero niepewność! I widział niemal te trybiki w jej głowie, które coś kalkulowały - jak u młodego kotka, który coś próbuje wykombinować, kiedy spotkał przed sobą silniejszych, większych osobników! Szkoda tylko, że w świecie shinobi wielkość i wiek nie oznaczały jeszcze możliwości. Albo to i dobrze? To sprawiało, że życie było bardziej ciekawe. Shikarui darował też sobie ostrzeganie Akiego, że powinien brać pod uwagę, że jest wysłańcem Uchiha, a ona jest Yamanaka. Dwa duże rody w zwadzie? Ha, przez dwóch gówniarzy żaden ród żadnej zwady nie zrobi. Przynajmniej dopóki nie dojdzie do oczywistego przelewu krwi.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Aka »

Diamenty zamieniały się w pył, złota korona pokrywała się rdzą. Nic tu nie błyszczało tak, jak powinno. Obydwoje to widzieli i wiedzieli. Blondynka o dziwnych oczach była jednak ślepa i broniła Kami no Hikage, Serca Świata, jakby to był jej dom. To było dla Akiego zaskakujące. Przecież Yamanaka był pełnoprawnym rodem. Dziewczynie nie wypadało tak mówić. Jedno jednak się nie zgadzało. Ciekawość świata, miłość, nauka wszystkich wokół siebie. Przecież to nie były myśli Shikaruia. Do cholery jakie emocje?! Jakie burzenie, czego?! Przecież zabójca nie widział nic, poza czubkiem swojego nosa. Prawda...?
Były jednak pewne obroże, które dawały przyjemność, gdy zaciskały się na szyi chłopaka. Były takie ściany, które zaciskając się sprawiały, że czuł się bezpieczny. To miłość i dom. Dwie rzeczy, których czarnowłosy nigdy nie zaznał. Nie mógł wiedzieć więc o ich istnieniu. Zupełnie jak młoda Yamanaka, która swoim pyskowaniem udowadniała, że wie o świecie tyle, co Aka o hodowli alapak.
Yamanaka się jednak myliła. Żaden z nich nie był fałszywy. Obydwoje byli do bólu szczerzy. Inoshi nie potrafiła odróżnić obelgi od żartu i z nich wszystkich, to ona jako jedyna miała problem. Aka i Shikarui doskonale sobie zdawali sprawę, że docinki są częścią ich charakteru i nie ma co się wstrzymywać, bo tak nie wypada. Aka była jedną z tych osób, które w dupie miały co wypada, a co nie wypada. O ile po Shikaruiu takie komentarze spływały, tak Uchiha był zdecydowanie bardziej pyskatym gnojkiem i nienawidził, gdy ktoś mu próbował układać życie. Mu! Ogniowi! Spróbuj powiedzieć ogniowi, żeby przestał się palić. Zobaczymy co się stanie, Yamanako.
Jednak patanie Akiego po głowie zepsuło zabawkę. Shikarui nie powinien był tego robić, bo ubogi program nie przewidział takiej możliwości.
- Co Ty robisz? - brzmiało znajomo, jednak reakcja zupełnia nie była podobna do tego, co stało się w Dzielnicy Latarni. Zarumienił się, na całe szczęście tylko Shikarui zdołał to ujrzeć, bowiem już po chwili chłopak ukrył poliki, gdy opierał się o blat. stołu. Nie przyszło mu jednak tak łatwo pozbyć się krępującego go tematu.
- Mojemu... komu?! - skierował oczy na Shikaruia. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że tak to może wyglądać. Chłopiec o lawendowych oczach nie wyglądał nawet na zaskoczonego. Co więcej, nawet nie zdawał się nawet tym przejmować. - Olał to. - nie dało się ukryć. Olał jego spojrzenie. Aka zacisnął pięści, starając się przelać niepotrzebne emocji do dłoni, a nie na twarz. Kobieta tego nie ułatwiała i przeginała strunę. Chłopak opuścił łokcie z blatu. Usiadł normalnie - nieco niezdarnie, ale po swojemu. Gdzieś z boku płonęła zapachowa świeczka o miłym zapachu cytrusów. Chłopak przysunął ją do siebie, chwytając między obie dłonie. Wyciągnął palec i zaczął bawić się ogniem, smyrając go opuszkami palca wskazującego. Ogień zdawał się go nie ranić, choć była to oczywiście iluzja. Jeżeli odpowiednio szybko przejechać nad płomieniem, to strumień powietrza lekko zmieniał jego kierunek, tym samym sprawiając, że nie czuć oparzeń. Z boku mogło to wyglądać jak przypalanie własnej skóry.
- To nie jest mój partner, a ja nie jestem jego chłopakiem. - poruszyła bardzo wrażliwy temat, zaczęła się wtrącać w nieswoje sprawy. Mógł jej wytłumaczyć, jak bardzo się myli w swoich słowach. Mógł wdać się z nią w dyskusję ale wiedział, że to pozbawione sensu.
- Już, skończyłaś? - zapytał cicho, suchym i chłodnym głosem. I mógł ją zgasić, jak ten płomień przed nimi. Nie zrobił tego jednak. Nie dał satysfakcji Shikaruiowi. Tym razem był na niego naprawdę zły. Nie pomógł mu. Usiadł i zrobił sobie z tego widowisko. - Pierdol się. - powiedział do niego w myślach. - Ogarnij się, nie po to tu przybyłeś. Nie rób głupstw, Aka. Masz misję, jakieś dwie tepe kurwy nie wyprowadzą Cię z równowagi. Oddychaj. Nie rób scen, nie rób... Przyłożył palec do świeczki, tym razem naprawdę. Docisnął ją z całej siły, nieprzyjemny dźwięk przypalanej skóry dobiegał do uszu. I przez chwilę widział w ogniu przyszłość. Płomień jednak zgasł. - Bo ja tak. - wstał od stołu. Nie będzie siedział przy jednym stole z kimś, kto obraża go w obecności jego...
Jednak zrobił scenę. Choć i tak mniejszą, niż przez chwilę przyszło mu do głowy. Nawet nie spojrzał na Shikaruia, w sumie to nie chciał go oglądać. Nie było krzyków. Nie był jakąś tam zabawką, która szczekała na zawołanie. Otarł twarz rękawem, by się uspokoić oczywiście. Równie dobrze mógł sobie poradzić bez niego. Niepotrzebnie tu przyszedł. Otwarcie festynu było gdzie indziej. Tam był jego cel.
0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Yamanaka Inoshi »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Kin ōdōri 金大通り(Złoty Bulwar)

Post autor: Shikarui »

Ze wszystkich tych twierdzeń, myśli, z tej ślepoty, która była mu wykrzykiwana w twarz - na ile był ślepy naprawdę? I na ile był szczery, o którą to nieszczerość Inoshi oskarżała Akiego? Śmieszne. W tym, że Shikarui miał gdzieś to, co ludzie o nim myślą, był pewien komfort - ten jego komfort, w którym wręcz było mu tym wygodniej, im gorzej o nim myśleli. Ignorancja przeciwnika była jak darmowy bilet na wygraną. Trasa nie prowadziła do końca, po drodze był parę przesiadek, ale ten jeden prowadził trasą najkrótszą i najprostszą. Shikarui nie starał się więc rehabilitować i dobrze wypadać. Po co? Po to, żeby ludzie go polubili? Nie zależało mu na czymś tak trywialnym jak "sympatia". Oznaczało to tyle, że nie był fałszywy. Nawet jeśli pewnych rzeczy nie wyprostowywał i pozwalał im wisieć - to nie fałsz, co nie? Chyba jednak fałsz. Nie tkał go celowo, ta sieć plotła się sama! Dlatego tak łatwo było przeobrazić się z wilka w węża i ze żmii z powrotem w tygrysa.
Shikarui nie zwrócił najmniejszej uwagi na słowo "partner". Słowo jak słowo - równie dobrze mogła powiedzieć "przyjaciel", twój booooy", czy "towarzysz" - wszystko brzmiało dla niego tak samo. "Partner" nie oznaczało przecież jeszcze twojej połówki, prawda? Zresztą nawet gdyby powiedziała to w takim kontekście - też by mu to nie przeszkadzało. Stawać w obronie, ha! Dobre sobie... Shikarui był tarczą, która mogła przyjąć ciosy. Był mieczem, który dopasowywał się do dłoni i ciął w kierunku, w którym mu nakazano ciąć. Nie był jednak rycerzem w lśniącej zbroi, który wypinał dumnie pierś, prostował plecy i stawał w obronie swoich bliskich, rodziny i przyjaciół. Narzędzia nie mają wszak własnej woli, dumy i honoru - więc trzeba im go nadać tak, by dobrze się sprawowały, kiedy już jeden cel im nadano. Tylko że Shikarui tej woli miał aż za dużo. Popsuta zabawka! Kto to widział, żeby lalka sama decydowała, w którą stronę unieść swoją rączkę i w którą skierować spojrzenie? Teraz to spojrzenie skierowane zostało na Akiego, kiedy i ten spojrzał na niego. Chyba lekko zdziwiony? Tylko czym? Słowami Yamanaki? Chodziło o to jedno, konkretne słowo. Można było zobaczyć literki tego słówka rysujące się w błękicie jego oczu. Drżały tam, jakby zrobiły na nim o wiele większe wrażenie, niż sam to przyznawał na głos. Jugo uniósł jedną brew, lekko, w pytającym geście, by dowiedzieć się, co jest nie tak. Co się stało, że coś poszło ewidentnie nie po myśli Uchihy. Ten jednak zajął się świeczką. Gdyby miała silniejszą temperaturę płomienia to pewnie topiłaby właśnie koronę tego świata i spływała na jego palce czystym złotem. Gdyby ogień nie przygasł, stłamszony wstydem (i zawodem, Przyjacielu? Czy to był zawód?), pożarłby świat wokół siebie. Przepełznął po dłoniach i rozniósł na stoisko. Agresywny zabójca o czerwonym blasku, który nie podniósł się ze swojego tronu nie uniósł berła. On się w te siedzenie wcisnął i odwrócił wzrok udając, że go nie ma. Milczenie i słuchanie w przypadku Akiego nie było normalne. Było niedopuszczalne. Tym bardziej dziwne było jego następne zdanie. To nie jest mój partner(..). W idealnie działającym zegarku pojawił się zgrzyt. To nie pojedyncza zębatka się zepsuła, to cały mechanizm na raz zerdzewiał. Na takie wypadki nie istniała instrukcja obsługi. Ktoś zapomniał dodać punkt "w wypadkach awaryjnych..!", albo nikt nie kłopotał się z dodawaniem takowej, ponieważ jedynym wyjściem i tak było zainwestowanie w całkowicie nowy sprzęt. Tych części nie opłaca się wymieniać! Naprawa wyniesie drożej niż za kupno nowego!
Kto tu był ślepy? Maszynka, w której nastąpił zgrzyt czy wilk, którego nie ruszało to, że z drugiego wilka Kapturek drwi? Och, on tego nawet nie odbierał jako drwiny! Słowa! Puste słowa, które znaczyły tyle, co powietrze. Żyjesz z nich, ale są wszędzie, są cały czas, więc tak jak nie zwracasz uwagi na tlen - tak nie zwracasz uwagi na słowa. Z drugiej strony, gdy tlenu robiło się tylko trochę więcej, człowiek zaczynał się dusić. Czyli odczuwać to uczucie, którego Aka tak bardzo nienawidził. A rozmowa dopiero zaczynała się rozkręcać! Nie miała nawet swojego dobrego startu, a Aka już podwinął ogon, jak skulony kundel, który oberwał właśnie od kapturka kijem po karku i to na tyle mocno, że wilk nie miał o co walczyć. Fizycznych gestów jednak nie było - na te Shikarui by zareagował. A tak? Tak był zimnym, kamiennym posągiem, który stał gdzieś obok tego wszystkiego. I tak jak został wykorzystany, by wciągnąć Akiego w dyskusję, tak teraz posłużono się nim, by Akiego mocno do jakichkolwiek gadek zniechęcić. Tak to jest. Tak to musiało być, kiedy ufało się żmii. Fałszywej, podstępnej istocie, która za nic miała ludzkie tragedie i radości. Samotnym wilkom, które nigdy nie zamierzały zakładać własnego stada. Tygrysom, które nie tolerowały ludzi na swoim skrawku terenu. Możesz podejść, nawet oprzeć dłoń na tygrysim łbie, ale spadaj stąd jak najszybciej - dopóki kot nie machnie ogonem i nie klapnie paszczą. Czy nie tak to było?
- Bez celu? Bez powodu? Musisz mieć naprawdę niezwykle bogate myśli, jeśli wyrażanie własnego zdania uważasz za bezcelowość. Czy to może jednak samotność kąsa cię po kostkach? - Odezwał się w końcu. Tak jak zawsze - spokojnie. Cicho, a jednak jego głos był bardzo dobrze słyszalny. Zakręcił pałeczką w pudełeczku. Aka zmieniał swoje nastroje w bardzo szybkim tempie. Nadążenie za nim było niemalże niemożliwe - albo i możliwe, tylko dla mniej flegmatycznej osoby niż Shikarui. Pierdolony nenufar na stoickiej tafli jeziora. Uniósł wzrok na dziewczynę. - Więc, gdzie Twój powód? - Gdzie twój powód unoszenia się? - Bardzo ładnie wychodzi kierowanie palca na przypadkową osobę i ocenianie jej przez kilka słów, prawda? To przecież takie oczywiste dla mistrzów kontroli umysłów. Rodzina byłaby dumna widząc, jak dobrze radzisz sobie w analizie. - Czemu drżysz? Boisz się czegoś, maleńka? - Jesteś pewna, że wiesz, co mówisz? Przecież w twoim umyśle panuje burza. Błyskawice bywają bardzo zdradliwe. Rozpalają ogień. - Z jakiegoś powodu zabrzmiało to jak groźba. Może to dlatego, że miał taki niewzruszony ton, może dlatego, że Shikarui miał tak zimne i bezduszne oczy, a może dlatego, że zdawał się minimalnie zejść z intonacji na cichsze tory, jakby zdradzał jej sekret. Ale może to ułuda. Ułuda ułożona na tafli jeziora, której echo rozbija się o kamienne ściany jaskini. Ktoś mógłby je stępić, te jej gardełko, żeby nie unosił się do takich wysokich tonów. Uderzenie paru gramów pewności siebie było równie interesujące i słodkie. Było tym słodsze, kiedy porównywało się je do podkulenia ogona Akiego, za którym Shikarui uniósł wzrok, kiedy ten się uniósł. Chciał już stąd iść? Tak teraz? Najwyraźniej małej Yamanace zrobiło się aż głupio, sądząc po jej następnych słowach. No cóż, najwyraźniej czas iść, skoro Aka nie miał tu już ochoty siedzieć. Również zsunął się z krzesła, gotów zbierać swój ekwipunek z ziemi. Nie żeby uważał zabawę z Yamanaką za skończoną, ale jeśli Aka nie miał ochoty się dalej bawić, to Shikarui też mógł sobie odpuścić. Za dobrze bawił się z Uchihą, żeby wymienić go na przypadkowo spotkaną kunoichi.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Zablokowany

Wróć do „Miasto Kami no Hikage”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość