Port

Sessai

Re: Port

Post autor: Sessai »

Sessai jakoś za bardzo nie wtrącał się do rozmowy czy po prostu spraw pomiędzy grubaskiem, a Hanshinem. Nie zamierzał z nimi rozmawiać, bo to nie była część jego zadania. Za to zdobycie informacji już do takowego można zaliczyć i spokojnie mu się to udało. Okazało się po raz kolejny, że bycie niewinnie wyglądającym dzieckiem miało swoje plusy, których nigdy nie będzie miało bycie dorosłym. W końcu czy jeśli o to samo pytałby ludzi zapijaczony, śmierdzący alkoholem, nieogolony Hanshin to wynik byłby podobny? Sessai szczerze w to wątpił i podejrzewał, że jego ojciec również zdawał sobie jednak sprawę. Skoro jednak próba wywiadowcza przebiegla pomoyślnie, to teraz przyszła pora na podzielenie się z dwójką dobrymi wieściami.
- Centrum Kami no Hikage. Charakterystyczny, dwukondygnacyjny budynek. Może się Pan trochę szarpać, to ojciec przynajmniej sobie poćwiczy. - poinformował dwójkę dorosłych, dając jednocześnie zleceniodawcy przyjazną poradę dotyczącą jego zachowania. Sessai wcale nie obraziłby się gdyby ten facet zrobił ojcu trochę pod górkę. Hanshin za bardzo lubi pieniądz, żeby narzekać po pierwszym lepszym przeszkadzaniu, ale na pewno by się zirytował, a to mogłoby być zabawne. Teraz jednak po prostu założył ręce za głowę i szedł przed dwójką mężczyzn, podgwizdując sobie pod nosem.
- Musisz być szalony, że chcesz mu zaufać. I dostaniemy jakąś zaliczkę? Gdzie masz kasę? - zapytał prosto i z mostu, bo być może mieszek z pieniędzmi ma przy sobie, a to zachęci Hanshina do lekko innego podejścia do sprawy. Pieniądze nadal by dostali, a przynajmniej Sessai nie musiałby z nim współpracować. Nikt nie wie co wpadnie do głowy temu roninowi. Jeszcze będzie musiał go bronić, bo wpadnie w grupę przeciwników licząc na to, że się sami powybijają.
0 x
Awatar użytkownika
Nikusui
Gracz nieobecny
Posty: 1030
Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
Wiek postaci: 29
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
Multikonta: Sayuri

Re: Port

Post autor: Nikusui »

Zapraszam -> Szpital
0 x
Obrazek
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Hanshin

Re: Port

Post autor: Hanshin »

Sessai załatwił sprawę tak, jakby oczekiwał tego Hanshin, więc ten milczał, uśmiechnął się krzywo i kiwnął głową na zgodę. Dzieciak przekazał wszystkie informacje i poruszył wszystkie istotne na ten moment tematy. Zaliczka była, a Ronin pozwolił ją zabrać synowi, bo i tak przecież nie miał pieniędzy, gdyż kupił miecz. I tak Sessai będzie musiał pokryć koszta podróży, a później Garu zwróci koszta i Hanshin odzyska co jego. Prosta sprawa. W kwestiach finansowych i ogólnie zyskownych, to rzekomy samuraj miał łeb.
Ponownie dzieciak odezwał się poruszając temat, który chciał poruszyć i sam Hanshin. Przecież nikt ich nie sprawdzał, więc mogli równie dobrze zniknąć na dwa dni, wrócić, skłamać odnośnie zakończonego zadania i odebrać nagrodę, bo nikt im nie udowodni od razu, że było inaczej. Tylko człowiek bogaty, to i człowiek groźny. Za odpowiednią opłatą może mieć lepszych i silniejszych, którzy dokonają zemsty albo chociaż odebrania zapłaty. Ronin dobrze o tym wiedział, bo sam przecież niekiedy był tym, który załatwiał brudne sprawy.
-No właśnie nie udowodni i można byłoby go wychujać, ale grubas śmierdzi pieniądzem, to mógłby nas dopaść później. - odparł półgębkiem synowi, gdy już oddalili się kawałek. - Lepiej popytać, spróbować, a jak będą trudności niewarte pieniądza, to wtedy się go wychuja. - dodał po chwili i zaśmiał się lekko. Zysk, czysty zysk. Lepiej być nie mogło. Syf nie był zaraźliwy, trzeba było się porządnie rozprawić, popytać, pokombinować i dobrze zarobić, a zawsze istniała szansa przekrętu.
Ruszyli do portu i nie musieli długo czekać, aby znaleźć statek, który mógłby przewieźć ich na kontynent, by z niego mogli już ruszyć do Midori. Opłaty oczywiście dokonał Sessai, bo Hanshin rzekomo nie miał pieniędzy. Tak naprawdę miał ich bardzo mało, więc trzeba było oszczędzić. Podróż minęła Roninowi bardzo przyjemnie. Położył się na pokładzie, popijał sake i patrzył w chmury tak długo, aż nie przysnął. Obudził się niedługo przed końcem podróży, wypił jeszcze trochę i ruszyli od portu. Po drodze Hanshin nie powstrzymał się przed zajściem do karczmy, aby uzupełnić zapasy alkoholu w jego drewnianej butelce. Po tym ruszyli już prosto do Midori. Szli równym żwawym tempem, więc dotarli tam całkiem szybko.

Skąd: Kami no Hikage
Dokąd: Midori
Czas podróży: 22:14
Czas przybycia: 22:59
Środek transportu: Łódka, później piechota

2x z/t
0 x
Awatar użytkownika
Ero Sennin
Support
Posty: 1836
Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
Multikonta: Minoru

Re: Port

Post autor: Ero Sennin »

0 x
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Droga, choć krótka, nie należała do najprzyjemniejszych. Sam Aka nie przepadał za podróżami morskimi - od pływania na statkach wolał kąpiel w morzu. Ale na litość, właśnie trwała jesień i nic nie mogło sprawiać przyjemności tą porą roku. A zwłaszcza podróż łodzią w takim wietrze. Tak, czarnowłosy zdecydowanie należał do tych marudnych i gdyby nie bezpośrednie polecenie liderki, z przyjemnością zaszyłby się gdzieś w Kōtei i tam spędził najbliższe miesiące. Niestety, Katsumi miała wobec niego zgoła odmienne plany. Nie trzeba było wszak być głową klanu Uchiha aby stwierdzić, że coś tu nie gra.
- Kto do ciężkiej cholery organizuje festiwal w połowie jesieni? - nie było tajemnicą, że brunet pochodził z zamożnej, elitarnej rodziny. Ale nawet on wiedział, że wieś i pora na dożynki już dawno minęły. Coś tutaj śmierdziało i bynajmniej nie był to zapach ryb z przybrzeżnych restauracji.
Zszedł na brzeg i szczelnie owinął się swoim szaroburym płaszczem. Choć do rozpoczęcia festiwalu pozostało jeszcze trochę czasu, to w porcie panował wzmożony ruch. Co więcej, co jakiś czas nawet tworzyły się zatory związane z niedoborem doków w stosunku do przybywających wędrowców. Choć Kami no Hikage było oddalone od kontynentu, to było wszak siedzibą Zgromadzenia Możnowładców, to ludzie zaskakująco licznie postanowili odiwiedzieć zamorskie włości. Aka wiedział, że wśród ludzi udających się na festiwal z pewnością będą inni Shinobi. Uchiha bynajmniej nie był zadwolony z takiego obrotu sprawy - powszechnie było wiadomo, że gdzie Shinobi tam kłopoty. Sama pani Katsune nakazała swojemu podwładnemu ograniczenie pobytu w Kami no Hikage do niezbędnego minimum. Każdy kto miał choć odrobinę rozumu w głowie wiedział, że festiwal przyciągnie wybuchowe osobowości. Kwestią czasu było aż jakiś narwany Senju skoczy do gardła posiadaczowi Sharingana, winiąc go za grzechy przeszłości. I choć Serce Świata z pewnością mogło pochwalić się wybitnym wojskiem, to Aka nie do końca wierzył w ich skuteczność. Nie widział ich wszak na oczy, ale po świecie krążyły słuchy o potędze militarnej tego kraju.
Kolejne łodzie przypływały i odpływały, coraz prędzej przywożąc kolejne posiłki głodnej wrażeń gawiedzi. Młody Uchiha klapnął sobie na betonowym murku i ryzykując dostanie wilka, przyglądał się otoczeniu. Próbował wyłapać jakieś ciekawe osobowości, może jakiegoś znanego klanowicza. Nie wiedział wszak ile osób dostało podobny co on list. Wątpił, aby był na tyle wyjątkowy, że liderka powierzyła mu tak ważne zadanie jak próba infiltracji ukrytych zamierzeń możnowładców. Był pionkiem w całej tej grze, miał być oczami i uszami klanu Uchiha, dowiedzieć się tego czego oczekiwała przywódczyni i zniknąć. Tak, jak przystało na Shinobi.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Uchiha. Dumny, wyniosły ród, który rządził Sogen niepodzielnie przez lata. Liczono się z nimi w każdym zakątku ziemi, przynajmniej tym znanym i zasiedlonym zakątku ziemi. Bo nawet Dzicy musieli brać ich pod uwagę. I nie ważne, jak bardzo zdolni byli pojedynczy członkowie. Nie ważne, jak wiele poniosą porażek drobniejszych z dłoni słabszych ogniw - zawsze mogli się podnieść ich wpadki były zamazywane wielkimi czynami. Tak samo jak czyny Senju. Tylko w sumie czemu tak było? Ponieważ mieli niesamowite Kekkei Genkai? Bo ich geny były wyjątkowe, czy może to członkowie byli wyjątkowi pod względem inteligencji, sprawności fizycznej i czegoś jeszcze - czegoś, czego brakowało wszystkim innym, żeby być "wspaniałymi". Zawsze mnie to zastanawiało. - co decydowało o ich wspaniałości? Historia? To, że byli pierwsi? Jak starsi bracia, którzy plują na głowy rodzeństwa tylko dlatego, że wiedzą, że mają for u swojego tatusia. Musieli po prostu zawalczyć tylko między sobą o to, kto przejmie jego tron w przyszłości. Jabłko spoczywało już na podłokietniku, złot i kuszące tak samo mocno, jak owoc poznania kusił Ewę, zdradzając, że kiedy go skosztuje już wszystko będzie wiedzieć. Berło spoczęło po drugiej stronie. Ciężkie i potężne, bo przecież potężna moc zawsze wiodła ze sobą równie ciężkie konsekwencje. Mnie to interesowało, być może tego niebieskookiego chłopaka, który pojawił się na jesienny festiwalu - Shikaruiego nie interesowało to wcale.
Przedstawiciele ciemnych, szkarłatnych oczu byli mu obcy. Ten chłopak był mu obcy, którego miał spotkać w porcie i z którym łączyła go pierwsza rzecz, a o której to obaj nie mieli jeszcze pojęcia. Niechęć do pływania. Pieprzon łodzie ciągle się kiwały! I bujały! I kiwały mocniej! Płyniesz - sztorm. Nie płyniesz - piękna pogoda! Człowiek mógłby uwierzyć, że jest przeklęty, gdyby nie fakt, że na Shikim wrażenia przekleństwa nie robiły. Gdy wychodzisz z założenia, że wszystkiemu możesz stawić czoła, bo każde niebezpieczeństwo w postaci człowieka da się zabić, to jakoś łatwiej się żyło. Pech też miał ludzkie oblicze - trzeba było tylko uważnie przyglądać się złowróżebnym oczom.
Tak to już jest, że niektórym źle z oczu patrzy.
Na przykład niektórym łucznikom.
Czarnowłosy nie należał do tych jednostek, które wyróżniały go z tłumu - nie miało co go wyróżnić. Proste, zgrabne, czarne szaty, czarne, miękkie włosy, które opadały na jego twarz, sięgające już niemal ramion, ale wciąż niedostatecznie długie. Idealność była ponoć najbardziej ulotna - zupełnie jak bańki mydlane. Może to do niej dążyły te krucze kosmyki. Czy był shinobim? Mógł być równie dobrze zwykłym wojskowym - ale samotni wojskowi nie podróżowali bez mundurów. Chyba. Tak ten świat był już skonstruowany, że większość lubiła chwalić się swoimi tytulaturami, nawet jeśli tak na dobrą sprawę nie było czym się chwalić. Jeśli zaś czaili się incognito - to chyba nie ze sporym łukiem na plecach, torbą przy boku i wszystkim, co tylko przetrwanie mogło zapewnić, co? Jakoś tak to było - im bardziej chcesz wtopić się w motłoch, tym więcej żelastwa ukrywaj. Shikarui zszedł z łodzi i zatrzymał się parę kroków dalej, żeby nie tarasować przejścia (a raczej po to, żeby nikt się o niego nie ocierał, nie popychał, nie tykał i nie-robił-czegokolwiek-łamiącego-jego-przestrzeń). Rozejrzał się. Po mieście, do którego zaczynały zjeżdżać się jednostki przeróżnej wiary i maści, po mieście, którego rytm przyśpieszał, którego puls uderzał coraz mocniej, tylko dlatego, że ktoś wypowiedział słowo "festiwal". Swoją drogą wieści o festiwalu jakoś kompletnie przeszły mu koło ucha. Przypadek - wierzysz w coś takiego, Przyjacielu? W ślepy Los, który sprawia, że dwie osoby, choć z różnych krańców świata, napotykają się na jednej drodze, w jednym porcie?
Bo ja nie.
Jasne oczy, jak lawendowe jeziora - odbijały w sobie wszystko i zarazem nie odbijały wystarczająco wyraźnie, by czynić z nich lustra - chyba dlatego, że były zbyt jasne. Świat w nich tonął tak, jak człowiek mógł zatonąć w brzmieniu liter, kiedy snuto opowieści. Pewnie dlatego, że nie miały wyrazu. Oczy tygrysa, który wyciągał się w zieleni swego legowiska, wyglądały całkiem podobnie - różniła je tylko barwa, ale natura spojrzenia była ta sama. Fakt, że Shikarui nie był u siebie, nie zmieniał niczego. On wszędzie czuł się jak u siebie. Włóczykij, którego gonił Buka. Brakowało mu tylko kapelusza i fletu - powinien przysiąść na tym mostku - i zaczął snuć tą opowieść, w której można było tonąć. Dźwięk fal, skrzekot mew i nawoływania marynarzy, którzy pakowali albo rozpakowywali towary idealnie by współgrał z tą melodią.
Ludzie wysypali się ze statku - on stał. Spoglądał za nimi zupełnie obojętnie - wyzuta z emocji, nakręcana kukiełka. Lub marmurowa rzeźba, którą potraktowano jako towar i ktoś zapomniał jej odebrać. Niepewność i strach przed nieznanym? Zapomnij. To nie ta bajka.
To nie ta bajka, w której kot palił fajkę.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Uchiha - klan, którego potęgę znał cały cywilizowany świat. Lecz ta potęga nie wynikała z szacunku, a ze strachu. Tu nie chodziło o żadne Kekkei Genkai, tu nie chodziło o bycie lepszym albo gorszym niż reszta ludzi na tym świecie. Tu chodziło o to, że potrafili trzymać za pysk i nie pozwalali sobie na podgryzanie kostek przez byle szczeniaków. Tak, byli pierwszy - i to właśnie sprawiło, że stali się silniejsi. To oni pierwsi dostrzegli, że w tym świecie to wojsko buduje przyszłość. Od dawna bowiem wiadomo, że wojna napędza naukę, a posiadacze Sharingana toczyli wyniszczające wojny od zarania dziejów. Nie miało większego znaczenia to, czy wygrywali, czy przegrywali bitwy. Każda wojna była dla nich wygrana, bowiem uczyła ich czegoś nowego. Wedłlug Akiego to właśnie to, że każdą porażkę potrafili przekuć w sukces zadecydowało o tym, że teraz znajdowali się tam gdzie byli. I biada temu, kto podnosi rękę na kogoś, kto potrafi przyznać się do błędów i wystrzegać się ich w przyszłości. Ah ci Sharinganowcy! Im to dopiero źle z oczu patrzyło. Dosłownie. Czerwone oczy były postrachem kontynentu, każdy kto mierzył się z Uchiha musiał baczyć na każdy swój ruch. Mało kto miał pojęcie o tym, jak działa ich Dojutsu. Sam Aka nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, w jaki sposób to wszystko się odbywa. Choć nie należał do osób ignorujących swoje dziedzictwo, to nigdy nie interesował się pochodzeniem jego mocy. Z bardzo prostego i prozaicznego powodu - Sharingan w jego oczach najzwyczajniej w świecie się jeszcze nie aktywował. Brunet był słaby, niedoświadczony. Nie odbył jeszcze żadnej prawdziwej walki, nie zdarzyło się w jego życiu nic, co wywołałoby emocje tak silne, że aż zdolne do pobudzenia układu wzrokowego do jakiejś magicznej przemiany. Był zwyczajny i gdyby nie czarne włosy, tak bardzo charakterystyczny znak dla jemu podobnych, nikt by nawet nie mógł podejrzewać, że chłopak skrywa w sobie uśpioną moc. Tym bardziej dziwne było, że Katsune zdecydowała się wysłać chłopaka do Kami no Hikage, Serca Świata. Niech bogowie mają w opiece dziecię Uchiha, bo ktoś taki jak on miał wyjątkowo niskie szanse na dowiedzenie się czegoś konkretnego. Miał się za marnego, niegodnego, a jednocześnie niezbyt mu to przeszkadzało. On po prostu robił to, co do niego należało, to co w czym był najlepszy. Swój zawód traktował jako pracę. Pracę, która nie przynosiła mu zbyt wiele satysfakcji, zwłaszcza w momentach jak ten - gdy stojąc jak słup soli obserwował tych wszystkich ludzi schodzących łajb, szukając choć cienia czegoś fascynującego, czegoś na czym można byłoby zawiesić oko.
I choć wiele pięknych dam kroczyło ulicami portu, i jeszcze więcej przystojnych panów pracowało przy rozładunku łodzi, tak skrzętnie zabezpieczonych przed sztormami, jego raczej wszyscy nudzili. Wyglądali na typowych wieśniaków, którzy jedyną rzeczą broniopodobną jaką trzymali w dłoniach była kosa, używana przez co nieco bardziej popieprzonych wojowników.
I oto wreszcie nadszedł ktoś, kto wyróżniał się spośród tych wszystkich pijaków, kurtyzan, kupców i przekupek. Z łodzi zszedł zwykły, niepozorny chłopak, na oko w wieku Akiego. I gdyby nie jego oczy, Aka z pewnością zignorowałby jego obecność. A mimo to, coś go podkusiło by spojrzeć w te jasne ślepia, nawiązać kontakt wzrokowy z obcym, przyjrzeć mu się bliżej. I choć świdrowanie czyichś oczu raczej uchodziło za nietaktowne, młody brunet w ogóle zdawał się tym nie przejmować. Próbował w nich czytać i choć nie studiował tajników irydologii, to nie potrzeba było lat nauki aby zorientować się, że coś tu nie gra.
- Nie stój tak, bo zaraz ktoś cię potrąci. - rozległ się głos Akiego. - Wiem co mówię... - w końcu całkiem niedawno miał przykre doświadczenia związane ze staniem w miejscu jak posąg. Chłopak spojrzał na swojego, zdaje się, rówieśnika od góry do dołu. Był całkiem przystojny, a jednocześnie... zwyczajny. - Ładny masz ten łuk. - kiepski sposób na podryw, ale bynajmniej nie to zamierzeniem Akiego. Tak, to własnie łuk na plecach był tym, co skierowało uwagę Uchihy na schodzącego z łodzi mężczyznę. Nie żaden fikuśny ubiór, nie seksowne rysy twarzy, nie zabójczo jasne oczy. Po prostu fakt, że posiadał broń, która jest raczej rzadko spotykana u Shinobi zadecydował, że w ogóle otworzył buzię. To nie był ani los, ani przeznaczenie. To była po prostu zwykła ciekawość.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Tak, to prawda. Sharinganowcy potrafili pójść naprzód. Nie kultywowali sławetnego dla ludzi przystosowania się. Robili to, co wielu nazwałoby mutacją. Przeobrażali się, ewoluowali w pojedynczych jednostkach, które przynosiły nowy świt dla klanu, zmieniając nie tylko samych siebie, ale i świat wokół. Obcość bijąca od nich kładła się cieniem czegoś, co powinien nazwać wdzięcznością. To w końcu posiadacze tych oczu zrujnowali jego wspaniały szczep, czyż nie? Zaprzęgli Jugo do swoich chorych maszyn bojowych i wysysali z nich siły. Truchła do niczego już nie były przydatne. Powinni być jego wrogami. Powinien trzymać przyjaciół blisko, lecz wrogów jeszcze bliżej. Historyczne fakty nie chciały się zmienić, nie ważne z której strony by na nie nie spojrzał. Na szczęście powinności nie zawsze oznaczały Pierwszeństwo? Senju raczej by się z tym nie zgodzili. To jednak zawsze był ich przetarg, ich kłótnie, ich wielkie dwie piaskownice, które ciągle chciały być przejęte i zdobyte przez tego drugiego. Nie oszukujmy się jednak, że bez dowodu siły nie da się trząść innymi klanami. A aktualnie, jedyną siłą, przed którą można było naprawdę drżeć, było Cesarstwo. Cesarstwo i samurajowie, którzy zaczęli powoli wypełzać ze swego statusu quo, zdjęli z bark milczenie i zaczęli mieszać. I rzecz jasna ci obywatele lodowego królestwa, którzy teraz stanowili jedno ciało - tylko wciąż bardzo kruche... a jednak drżeli. Drżała Rada i drżał świat, czy to przymierze, które zostało stworzone, nie będzie zagrożeniem dla reszty. Czy trzeba zwołać wszystkie rody i szczepy, żeby się im przeciwstawić. I koniec końców - co będzie, jeśli Yuki wygrają wojnę..? Tak teraz wyglądał jego świat. Wciąż wpychany w ramy polityki, prawda? Przecież był Uchiha! Błąkającym się pomiędzy tymi lepszymi, tymi, co mają się za lepszych i tymi naprawdę słabymi, którzy nawet nie udają, że dadzą radę cokolwiek osiągnąć. Zdaje się, że to w tej ostatniej właśnie grupie znalazł się czarnowłosy. Biedne, młode dziecię, które przed sobą miało jeszcze... parę lat życia. Nie życie długie, nie spędzone przy kominku z żoną i nawet nie te, które zapewni mu jakąkolwiek stabilność. Shinobi umierali młodo - wydawało się, że już takimi się rodzili - młodymi, którzy już wypatrywali Jeźdźczyni trupiobladego konia. Jestem pewien, że już spotkałeś ją nie raz, drugi Aka. A jeśli nie, to na pewno będzie dane ci ją spotkać nie raz w tej długiej drodze. Wypatruj uważnie... albo nie spoglądaj wcale. Prędzej czy później sama wepchnie ci się pod powieki i spojrzy na ciebie pustymi oczodołami. Nie traktuj jej surowo - posiadała swe niedoceniane piękno. Nie bój się jej, bo z przeznaczeniem i tak nie da się wygrać. Traktuj ją jak starą przyjaciółkę, która pewnego dnia zjawi się, żeby te oczy, które miały się dopiero obudzić, zamknąć.
Na wieki.
Na razie zostanę Twoją Śmiercią, więc może pobawimy się tu grzecznie?
W tym mieście polityków, dziwek i złodziei.
Niebieskie oczy odbijały błękit oceanu. Ocean ten odbijał błękit nieba. Zatraciła się granica między górą a dołem, jednak błędnik nie był prędki do wariowania. Palec musnął spokojną, znudzoną obserwacjami anonimowego tłumu, w nim jeszcze bardziej anonimowych twarzy, taflę jeziora - i pojawiły się na nim zmarszczki. Pojedyncze słoje rozchodziły się spokojnie na boki i zanikały. Nie było następnych. Krótkie, mizerne poruszenie - ale każde z tych poruszeń, skoro było ofiarowane bezpośrednio nam samym, warte było zatrzymania się. Pewnie dlatego Shikarui zamarł w bezruchu - jak wilk, który zobaczył coś, co przykuło jego uwagę. Zagrożenie? Las jest wielki a wilków tu w bród. Tych samotnych, pozbawionych stada, szukających miejsca na świecie i tych groźniejszych. Tych, które miały niebieskie oczy niebo-morza. Nie szukały terenów do osiedlenia się, och nie - miały już swój dom. Miały swoje stado, nawet jeśli były odtrącone i zsunięte na margines. One szukały informacji. Badały tereny innych stad, by przekonać się, jakie ciekawe nowinki mogą z nich wyciągnąć. Żeby zdobywać wiedzę - kształciły swoje szczenięta, posyłając je na rzeź, żeby przekonać się, czy nie były słabymi ogniwami, których geny nie powinny zostać przesłane następnym pokoleniom. Pewnie mogliby tak spędzić długie chwile. Wpatrując się w to, co ludzie uwielbiali nazywać zwierciadłami duszy. Szukając tam chyba czegoś - zagubionych skarbów na dnie jezior, które dawno temu zostawili bandyci uciekający przed obławą króla lub dezerterzy, którzy nie chcieli walczyć za swoje królestwo.
Prócz niechęci do wody zdaje się, że łączyła ich również praca.
I ta zwykła ciekawość.
Czarnowłosy spojrzał na bok, zrywając kontakt wzrokowy, kiedy Aka się odezwał. Po to, żeby przekonać się, czy rzeczywiście ktoś go nie potrąci czy po to, żeby upewnić się, że nie stoi przy nim ktoś, do kogo Aka mógłby się odezwać prócz niego? Cokolwiek chodziło po jego głowie szybko przeminęło. Zaraz znów lawendowe oczy zatrzymały się na twarzy nieznajomego nastolatka. Chociaż kto wie? Może był starszy i tylko tak niepozornie wyglądał? Dzieci w tych czasach tak szybko dorastały...
- Zbytek komplementów. - Czarnowłosy pokłonił się przed nieznajomym, zatrzymując nieopodal niego. Przed nim. Nie na tyle blisko, żeby byli na wyciągnięcie ręki i nie na tyle, by cokolwiek zmuszało ich do podnoszenia głosów. Ukłon był krótki. Tak jak krótkie było zdanie, które wypowiedział tonem spokojnym, flegmatycznym niemal. Mrukliwym. - Jesteś tutejszy, Panie?
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Oko za oko, ząb za ząb.
W swoim krótkim życiu Aka nie słyszał durniejszego powiedzenia. Gdybyśmy kierowali się tymi prymitywnymi zasadami, skończylibyśmy jako ślepi, pokraczni głupcy. A może już jesteśmy, tylko tego nie widzimy, bo ktoś już wyłupał nam oczy i wszczepił nienawiść, tworząc nową, złudną wizję świata.
Ale on taki nie był. Starał się podchodzić optymistycznie do człowieczeństwa innych ludzi, próbował wierzyć, że wcale nie są tacy źli jak mówi Klan. Nikt jawnie nie podsycał do mordów, to podpadałoby pod objawy jakieś silnej choroby psychicznej i nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się mówić otwarcie o ludobójstwie. Starano ubierać się wszystko w piękne słowa, używać wymyślnych epitetów, wybielać swoje czyny. Udawać dobrego, podczas gdy na sumieniu miało się setki istnień
I może tak trzeba było robić? Może trzeba było wyrżnąć w pień cały szczep i udawać że nic się nie stało? Może podcięcie gardeł niemowlakom było jedynym wyjściem z beznadziejnej sytuacji? Może to było mniejsze zło, może musieli to zrobić.
A może kierowała nimi chęć zabawy. Może chcieli się skąpać w cudzej krwi i znów czuć się potężni.
Może.
Jedno było pewne - liderzy każdego klanu, nie tylko Uchiha, musieli tuszować niektóre swoje posunięcia, nie pozwalali wypłynąć na wierzch niektórym, śmierdzącym sprawom. Trzeba było trochę pościemniać tu, przeinaczyć tam i jakoś to wszystko się układało. To oni tworzyli nowy świat według własnych reguł, według własnej wizji. A wiadomo przecież, kto pisze historię.
I może to właśnie wyprzedzenie ataku byłoby dobrym pomysłem? Urżnięcie głów hydrze, wycięcie w pień wszystkich wrogów zagrażających racji stanu. Zanim staną się jeszcze silniejsi niż teraz. Zjednoczenie kontynentu pod jednym sztandarem i pokonanie zła. Wszyscy wiedzą kto byłby dowódcą. Ale co potem?
Kolejna wojna? Kolejny sojusz, kolejne bitwy i kolejne litry przelanej krwi? Może to śmierć sprawiała, że Shinobi żyli?
Może.
Teraz to nie miało żadnego znaczenia. Wszystko to było tylko snucie teorii , tworzenie problemów i zadawanie pytań na które nigdy nie uzyska się odpowiedzi. Liczyło się tylko to co tu i teraz. W mieście, w którym mogłeś stracić życie za złe spojrzenie na mości hrabiego, nie warto było przejmować się przyszłością. Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś wyda wyrok i zmieni twoją egzystencję w piekło. To nie było miasto wilków, o nie. To było miasto hien, padlinożerców, którzy wykorzystywali innych do osiągnięcia swoich celów, do skubnięcia choć kawałka tego rozdętego od gazów ścierwa. Czy ze stada, czy obcy, cel mieli wszyscy ten sam - nażreć się do syta. Zaspokoić swój głód. Głód wiedzy.
Ludzie krążyli wokół, zajęci swoimi sprawami zdawali się nawet nie zwracać uwagi na dwójkę nastoletnich Shinobi. Nie było czasu na jakieś tam zabawy w kotka i myszkę. Co tam wojownicy z mieczami, łukami, kastetami, sztyletami, zmutowanymi twarzami i kończynami, podczas gdy ktoś mógł przemycać alkohol bez uiszczenia opłaty za cło. I niech ktoś mi powie, że światem nie rządzi pieniądz oraz wpływy.
- Zbytek kurtuazji. - skontrował wypowiedź nieznajomego, oddając lekki ukłon. - Na pana trzeba mieć wygląd i pieniądze. - a mu brakowało i jednego, i drugiego. - Podejrzewam, że tak sam tutejszy jak reszta wysiadających z tej łodzi za Tobą. - rzucił spojrzeniem na ludzi opuszczających statek. Kupców, wojowników i damy z różnych zakątków tego świata. - Aka Uchiha. - przedstawił się, nie mając pojęcia co jego klan był gotów czynić w trakcie wojen. Był niewinny jak obsrana łąka, a jednocześnie od urodzenia splamiony krwią niewinnych. - Przybyłem na festyn zarobić trochę grosza. - i bynajmniej nie było to kłamstwo. Co najwyżej półprawda. - A ty?
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Krążyli wokół. Sępy, sępy... Hieny, padlinożercy! Jeden z drugim większym wrogiem, trzeci większy od drugiego. Wybierz mniejsze zło lub pozostań przy pozytywnej myśli, że nie każdy człowiek jest zły. Nawet jeśli źle mu z oczu patrzy. Jeśli żądanie oka za wybite oko i zęba za wybitego zęba było głupim powiedzeniem, to zarzucę tym mądrzejszym - wiarą ludu, który mądrości przekierowywał z pokolenia na pokolenie od samego Hammurabiego. Choć... tego chyba kodeks nie zawierał? Nie wiem. Pogubiłam się. Za wiele kamiennych tabliczek ustawiła ludzkość na drodze, zbyt wiele palców wskazywało zbyt wiele kierunków. Ta na prawo większą prawdą, czy ta na lewo, którą Boską okrzyknęli? Spisywana na górze, gdy na dole lud tańczył do złotego bawoła, chwaląc Imię, lecz nie Pańskie. Powiedzenie to chyba po prostu nigdzie nie zostało zapisane - może dlatego jest bardziej wiarygodne od tego z kamiennej tablicy? Nie oceniaj książki po okładce. Naiwność? Powiedz, Aka, jesteś naiwny? Nie przejechałeś się na ludziach wystarczająco mocno, żeby nadal ich nie krytykować w głębi swojego serca, które pompowało dumną krew twego rodu? Och tak, Uchiha byli dumni. I Shikarui nie sądził, że byli akurat tym rodem, który skłonny był przyznawać się do porażek, choć z obecną liderką kto wie, kto wie... Większość ją krytykowała, ponieważ była zbyt miękka. Drudzy jej przytakiwali, bo wreszcie nie pragnęła rozlewu krwi ani w słowach prostych i otwartych, ani w tych odpowiednio dobranych, tych, sam wiesz, dyplomatycznych. Pisanych wielkimi literami i wielkimi wykrzykiwanych. Nie oceniaj książki po okładce, nie oceniaj... Więc i nie zawierzaj plotką? Lecz plotki, zupełnie tak jak legendy, zazwyczaj miały w sobie ziarno prawdy. Rzeczą Naszą było oddzielanie ziarna od plewu.
Ooch? Wystarczyły dwa krótkie słowa, żeby przyciągnąć uwagę czarnowłosego. Sprawić, by przestał nieobecnie tkwić poza czasem i przestrzenią, niewzruszony niepodzielnymi rządami Śmierci, która berłem uderzała w głowy swoich dzieciąt. Dotknął ziemi. Kraniuszkiem palca, schodząc z mirażu obłoków. Zainteresowany. Dwa proste słowa. Zwykłe odbicie piłeczki, która była jak zaproszenie do gry, choć nikt tutaj nie rozłożył jeszcze swojej planszy. Brakowało Mistrza, który przypilnowałby reguł, aż w końcu - brakowało samych reguł. Więc wisieli. Oceniająco-nie-oceniając. W końcu - pierwsze spojrzenie to nie wszystko! Gotuj się na milion innych! I na milion innych słów, jeśli drogi, które splotła ciekawość niebieskich ocząt, nie rozplotą się zakończeniem zaciekawienia, które prowadziło do poznania.
- Masz rację. - Shikarui odparł bez większego zastanowienia. Bez polotu - więc bezmyślnie? Racja, Aka nie wyglądał na Pana. Wyglądał... właśnie - jak wyglądał? Czarnowłosy nie trudził się z dobraniem słów na określenie wrażenia, jakie czarnowłosy na nim wywarł przy tym przeklętym pierwszym wrażeniu. Teraz spojrzał na niego inaczej. Teraz spoglądał na niego, a nie przez niego, jakby był elementem tła takim jak drzewo czy trawa - tylko mówiącym. Chłodne tęczówki nie były przenikliwe w ten natrętny sposób - a jednak lawendowa tafla była jak śnieg Hyuo, sprowadzając człowieka, który odwzajemniał spojrzenie, prosto do mroźnych, oceanicznych toni. Tylko że nie wszyscy byli wrażliwi na takie... drobiazgi, prawda, Aka? Shikarui uzmysłowił sobie, jak szybko odpowiedział, dopiero po fakcie. I nie był wcale pewien, czy rzeczywiście Aka miał rację.
- Pomylić gończego Psa z jego Panem to duże niedopatrzenie z mojej strony. - Śmieszne, że między nimi gościł taki spokój. Było go w stanie zmącić cokolwiek? Zaburzyć? Na pewno było. Pora przekonać się, co to za plansza. Co za świat nam przedstawiony, gdzie to ponoć ani Los, ani Przeznaczenie nie byli Panami.
Był nim Aka - człowiek, który Panem samego siebie ozwać nie chciał.
- Co za... zaszczyt. - Minimalnie przeciągnął środkowe słowo, ale nie było tu zawahania, które mogłoby wskazywać na to, że Shikarui wcale nie był pewien, czy faktycznie odczuwa "zaszczyt". Na jego wargach pojawił się nikły uśmiech jednym kącikiem warg - i ciężko go było nazwać miłym czy ciepłym. Nie można go było też jednak nazwać drwiącym. Uchiha, huh... Wrogowie i zarazem przyjaciele wielu. - Sanada Shikarui... Panie. - Pochylił nieznacznie głowę. Szacunek, szacunek... szacunek do nazwiska, którym się chłopak przedstawił - przynajmniej tak to wyglądało. Zewnętrznie.
- Festyn? - Zainteresował się nieznacznie. Bardziej jednak niż festyn obchodził go teraz ten niebieskooki młodzieniec. - To bardzo daleko od domu, Niebieskooki Panie. Nie boisz się bezdomnych kundli, którzy zechcą rozszarpać rasowego ogara? - Sięgał po Niego. Wyciągał dłonie chłodne jak jego własne oczy, chociaż w rzeczywistości nie poruszył się nawet o krok. Jego ręce trwały opuszczone wzdłuż ciała. Ten Błękit pachniał wolnością.
Błękit podobny błękitowi irysów.
Ciekawe, czy chłopak był równie smutny, co te smukłe kwiaty.
- Podróżuję. To wszystko.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Nawet najlepsze prawo nie jest w stanie objąć wszystkich mniej lub bardziej podłych czynów ludzkości. To nie kamienne tablice decydują o czynach ludzi. Choć być może piękne w swej prostocie i formie, to w obliczu tragedii znaczyły tylko jedno. Gówno. Przelane na papier mogły służyć co najwyżej do podtarcia się - oczywiście po wyrwaniu pięknej, zdobionej złotymi literami okładki. Inaczej to byłoby świętokradztwo, nieprawdaż? Ostatecznie i tak wszystko można było o kant dupy rozbić. Gdy przychodziło co do czego, to żaden bóg i żadne prawo nie miało znaczenia. Liczył się tylko instynkt, ten najbardziej pierwotny - instynkt przetrwania. A człowiek doprawdy był najokrutniejszym zwierzęciem stąpającym po tym świecie. Lecz był również jedynym, który był w stanie pomóc drugiemu człowiekowi bezinteresownie. Nie. Nie tylko pomóc. Był gotów za niego oddać życie, poświęcić serce, które pompowało dumną krew jego rodu. Był gotów oddać swój honor, swoją godność, byleby tylko uratować osobę którą kochał. Matkę, siostrę, córkę, przyjaciela, lidera swojego klanu. Jesteś w stanie kochać kogoś tak mocno, żeby poświęcić całego siebie, aby ktoś inny przeżył? Czy jesteś w stanie okazać bezinteresowną miłość? Jesteś w stanie uwierzyć w to, że się zmieni, jeśli tylko wyciągniesz dłoń w jego stronę?
Powiedz Shikarui, jesteś naiwny? Czy uwierzyłeś w kogoś tak, że byłbyś skłonny wybaczyć mu największą zbrodnie? Czy jesteś naiwny tak bardzo, że chciałbyś aby wasze serca biły jednostajnym, głośnym dźwiękiem? Czy jesteś naiwny tak bardzo, że wierzysz w to, że gdy jedno z nich przestanie bić, drugie się nie zmieni?
Może ona była. Może to właśnie dlatego ona stoi na czele klanu. Może to właśnie ta naiwność jest w stanie uczynić człowieka wielkim. Może to ona pozwala dostrzec to, co niewidoczne zimnym spojrzeniem? Może to właśnie dostrzegając w jeziorze swoje odbicie jesteśmy w stanie zrozumieć, że choć w naszych żyłach płynie inna krew, to w głębi duszy jesteśmy tacy sami.
Może...?
Nie może. Na pewno.
Popełniamy straszne czyny dla dobra naszych bliskich i musimy zrozumieć, że tak po prostu jest. I dopóki każdy człowiek na świecie nie zostanie wychowany w gotowości do przebaczenia, nigdy nie zaznamy spokoju. Po upadku Cesarstwa nadejdzie inne imperium, inny szczep, inny klan. I znowu zacznie się to samo. Od tego nie ma odwrotu, ale czy to znaczy, że nie warto próbować? I młody Uchiha tak właśnie zrobił. Wybaczył wrogom, gdy w bitwie pod Dokuroyamą zmasakrowali jego ojca, gdy wybili oddział rannych i bezbronnych żołnierzy. Bo wiedział, że jego ojciec wcale nie był lepszy. Bo był naiwny wierząc, że oni przebaczyli jego ojcowi.
Nigdy nie ma się drugiej okazji żeby zrobić pierwsze wrażenie. Trudno było powiedzieć, jak wypadł wyrzutek w oczach Uchihy, bowiem ten... roześmiał się. I był to całkiem wesoły śmiech, pozbawiony złości, a jednocześnie... lekko dziwny. Trochę taki, jakby ktoś opowiadał żart, a potem sam się z niego śmiał.
- Przypominasz mi ludzi, którzy odwiedzali moich rodziców. No, gdy jeszcze żyli. - rzekł to tak beznamiętnie, jakby mówił o tym, co wczoraj jadł na kolację. - A więc, drogi Shikarui, o to właśnie chodzi. Że już jestem potłuczony, poszarpany. I to nie przez bezdomne kundle, a przez inne rasowe psy. Właśnie dlatego tu jestem. - wyjaśnił, spoglądając na towarzysza rozmowy. - Gdybym był cokolwiek wart, zapewne przypłynąłbym tutaj zakuty w łańcuchy. Chociaż z tego co wiem, niewolnictwo zniosły chyba wszystkie cywilizowane państwa na świecie. A właśnie... - zamyślił się. - Sanada, Sanada... Również zaszczyt. Wybacz mi, ale nie kojarzę takiego nazwiska. Jesteś z kontynentu? - gdyby wyrwać owe zdanie z kontekstu, mogłoby ono zabrzmieć jak zniewaga, ale ton głosu Akiego miał zupełnie inny wydźwięk. On autentycznie interesował się Shikim, brzmiał trochę jak mały dzieciak poznający jakieś nowe słowo. I to bynajmniej nie była część jego misji, po prostu przebywając przez lata w Sogen nie miał okazji poznać zbyt wielu ludzi. Festyn był idealną okazją, ażeby nadrobić te zaległości. - Oj przestań. Nie uwierzę, że Shinobi-łucznik zawitał do Serca Świata, bo mu się w domu nudziło.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Śmiech czarnowłosego (nie)znajomego nie brzmiał źle. To wcale nie sprawiało, że brzmiał na miejscu. Zbytek kurtuazji na szczęście nie skurczył się i Shikarui nadal miał go cały wachlarz. Niepotrzebnych, al jakże pożądanych przez społeczeństwo, wyuczonych odruchów, formułek - tylko spojrzeń i uśmiechów brakowało. Nie mógłby zostać pokerzystą, bo spokój w postaci nie drgających zmarszczek mimicznych nie był jedyną pożądaną tam rzeczą. Tam oczekiwano gry - aktorskiej gry, która będzie mylić przeciwników i wpędzać ich na manowce, a takowych jasnooki chwilowo nie przejawiał w najmniejszym nawet stopniu. Więc nie był to śmiech zły a jednocześnie łatwo było pomyśleć, że Uchiha (przecież to taki ród! Próżny!) go zwyczajnie wyśmiewa. Palnął coś głupiego i ten teraz ma największy możliwy ubaw. Nie pojawił się żaden komentarz z jego strony na ten wybuch, dość niespodziewany, trzeba przyznać... ale aktualnie wszystko tu zrobiło się niespodziewane. Statyczny świat przestał się obracać - teraz to wszystko obracało się wokół niego. Ludzie, słońce, księżyc i tamte mewy, które ciągle darły dzioby, krążąc nad ich głowami, przysiadając na masztach statków, do których rościły sobie prawo tak, jak człowiek (ten najgorszy drapieżnik, ha!) rościł sobie prawo do ziemi. Jeśli dłużej je poobserwować widać było, że potrafiły sobie jedna z drugą strzelić w pysk. Podziobać się wzajem, chociaż miejsca było dla wszystkich, lecz nie - oczywiście, że nie! Musiały mieć swoją przestrzeń. Zaznaczyć, że tutaj, na tym kawałku nieprawdziwie wolnego nieba panują zasady tej a tamtej - więc albo ich przestrzegasz, albo zabierasz stąd swój pierzasty tyłek! Shikarui miał bardzo mizerne pojęcie o tym, do kogo należała ziemia, po której poruszał się aktualnie. Chyba do Aka, co? Mimo, że był tylko rasowym psem (AŻ rasowym, mon ami, tak wielu musiało mu zazdrościć przeklętego dziedzictwa jego krwi), mimo, że był tak młody, a jego życie było pasmem większych porażek niż sukcesów - hej, przecież żył, tak? I tak długo, jak znajdował się "tu" i "teraz" miał szansę na wiele zmian. I na dostarczanie dalszego ciągu niespodzianek. Granice świata, po którym poruszał się Sanada, wyznaczały granice tęczówek tego chłopaka. Rozpoczynał tanim podrywem na łuk i przechodził przez jego śmiech - ciekawa podróż, ciekawe, czy ktoś już wcześniej tędy wędrował i pozostawił jakieś drogowskazy? Zgoda, choć mapa? Albo przynajmniej kompas? Żeby przynajmniej dowiedzieć się, czy z tego świata wychodzi się całym, bo już na jego granicy czuć było spaleniznę. To był świat, który sunął leniwie, ale kiedy się poruszył to spalał się wyjątkowo jasnym i szybkim płomieniem - przynajmniej takie wrażenie miał na ten moment Shikarui. Przecież żadne Uchiha nie zostanie kupcem ani pasterzem, prawda?
- Powinienem to potraktować jako komplement, Panie? - Czy może jako obrazę? Złamany honor na tych zbytkach, na który trzeba odpowiedzieć rzutem rękawicy? Nawet gdyby chciał skomentować ten śmiech, to Aka szybko przyszedł z wyjaśnieniami swojej wesołości. Shiki nie widział w tym niczego śmiesznego, ale jego poczucie humoru nie istniało, więc nic dziwnego, że jego twarz, prócz tego krótkiego, dziwnego uśmieszku, nadal stanowiła kamienną maskę. Tak więc miał odpowiedź na pytanie niezadane, które nawet nie zakwitło w jego głowie. Wytłumaczenie swego śmiechu. Oto i stał przed nim - dzieło lędźwi członków niezwykle popularnego rodu. Dziki pies, który znosił nieustanne szarpanie jego skóry, wyrywanie pięknego, czarnego włosia, który znał zapach i smak własnej krwi, bo nie raz i nie dwa przyszło mu lizać własne rany. Shikarui bardzo odważnie wysunął się z tą prowokacją, która osiągnęła ciekawy skutek - dawała odpowiedź, że to nie jest człowiek, dla którego honor były wiele warte. Chyba że zakrywał je pod fałszywym żartem, ale Shikarui nie analizował tak głęboko i daleko. Brał to, co oczywiste świat dawał. Dla filozofów zostawiał rozbrajanie każdego pierwiastka na części pierwsze - on był wojownikiem i to nie za myślenie mu płacono.
- Co bardziej boli? Stare blizny, czy podkulony ogon i skomlenie na wygnaniu? - O takich rzeczach powinni rozmawiać nastolatkowie? Shikarui się bawił. Zupełnie nie przejmował się tym, czy przy okazji zrani swojego rozmówcę. Czy poruszy tematy, których on poruszać nie chciał. Im więcej Aka opowiadał (i odpowiadał), tym bardziej czarnowłosy był zachęcony, by stawiać mu kolejne pytania. Wbijać kolejne szpileczki w tej zabawie, chłonąc emocje i słowa, jak pasożyt, który żeruje na innych nie dlatego, że musiał to robić, żeby przeżyć.
Dlatego, że był człowiekiem - a ludzie, jak słusznie zauważyłeś, byli przecież najbardziej brutalnymi z drapieżników.
- Brzmi domowo, co? Ten brzdęk łańcuchów i świsty powietrza wciągane zaciśniętym od obroży gardłem. - Tragicznie prezentowało się to, co Aka mówił. Tragiczna przeszłość, która ukształtowała chłopaka, który teraz mógłby się uśmiechać i zwiedzać świat zapałem i szczęściem, nie smętnie snując się z kąta w kąt, od zarobku do zarobku, poszukując wrażeń chociażby najbardziej ulotnych, które wybudziłyby go ze snu.
- Z Karmazynowych Szczytów, Panie. - Odpowiedział bardziej z kurtuazji niż z potrzeby. Ogólnikowo, nie rozdrabniając się na dokładniejsze miasto, dokładniejszą prowincję. Po co? Po co... może po to, że odpowiedzi były kluczem do poznania się? Zaufanie to bardzo krucha rzecz, wiesz? Pytasz mnie o naiwność - odpowiem ci więc, tym zbytkiem uprzejmości, że lawendowe tonie nie pamiętały, czym jest naiwność. Naiwność była przywilejem silnych, którzy potrafili zaufać światu i wierzyli, że ze wszystkim sobie poradzą. Przywilejem tych, którzy chronili i byli chronieni. Nie samotnych podróżników, którzy... ach, przecież zresztą sam dobrze o tym wiesz.
Chyba rozumiesz, Przyjacielu.
- I mówi to pogryziony i wygnany przez swoich? Co za ironia...
Aka nie reagował. Szpilki ni robiły na nim wrażenia, ba! Wydawał się bardzo dobrze bawić.
Dobrze bawił się w bajce, która nie była o kotku palącym fajkę.
Była o królu, którego zjadł pies.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Może szachy? Albo bardziej klasycznie - Shōgi? Tam nie potrzeba było gier aktorskich. Mogłeś siedzieć i zastanawiać się nad jednym ruchem przez pół godziny, analizując wszystkie kombinacje ruchów. Nuda. Karty miały dreszczyk emocji, potrafiły człowieka podekscytować, gdy na stole pojawiały się kolejne karty. Oczywiście, większość gier karcianych miała element losowości, jednak dla Akiego było to zdecydowanym plusem. Trzeba było wiedzieć, jak postąpić w danej sytuacji. Można było ściemniać, blefować, oszukiwać. Poker przypominał życie o wiele bardziej niżeli gry posiadające jakieś nudne (w jego mniemaniu) zasady. Niespodzianki - to one przecież były celem życia Shinobi, nieprawdaż? Nie po to zostawało się maszyną do zabijania, żeby potem skończyć jako pasterz albo kupiec. Nie tylko Uchiha żyli w przekonaniu, że bycie tym kim są zobowiązuje do pewnego trybu życia. Nawet rodzice Akiego - znani i szanowani politycy nie siedzieli tylko i wyłącznie przed biurkiem, zajmując się (często zbędną) biurokracją. Gdy trzeba było sięgali po broń i ruszali, ramię w ramię, wraz z armią na bitwę.
Tylko, że w tej grze oni tworzyli parę, a przeciwnik miał karetę. Przegrali, zginęli, świat o nich zapomniał. Taka kolej losu.
Brunet spoglądał na Shikarui, przyglądał mu się dokładnie i z uwagą analizował każde jego następne słowo. Ten chłopak świetnie lawirował pomiędzy subtelną obrazą, a okazywaniem zbędnego szacunku.
- Sądząc po Twoim tonie wypowiedzi, raczej obelga, bo przypominasz typowego Uchihę. Nawet bardziej ode mnie. - uśmiechnął się. Lecz czy było tak naprawdę? Czy Samada tak bardzo gardził klanem z Sogen, że nawet tak błahe porównanie było w stanie wyprowadzić wyrzutka z równowagi? - Może więc Ty mi odpowiesz, czarnowłosy? - o tak, Shikarui zdecydowanie wywarł na Akim wrażenie. Swoim charakterem przypominał jego kuzynów i braci, ludzi którzy potrafili powiedzieć spierdalaj w taki sposób, że poczujesz ekscytację na myśl o zbliżającej się podróży.
- Hmm... zdarzyło mi się być związanym, ale niestety nikt mi jeszcze obroży nie założył. - to zabrzmiało bardzo jednoznacznie. - Może podzielisz się wrażeniami? - mrugnął do niego pseudo-zalotnie i przygryzł wargę, próbując okiełznać delikatny uśmiech. Bo to były żarty. Były, prawda? Taka zabawa! Oj tak, świetnie się bawili, wbijając sobie kolejne szpile.
Stali więc tak naprzeciwko siebie, w odległości nie pozwalającej na szybki atak. I warczeli, podgryzali sobie kostki, popiskując przy tym żałośnie. Jak szczeniaki, którym dopiero wyrastają kiełki. Oni dopiero uczyli się, jak żyć w tej bajce bez morału. Byli zbyt młodzi, żeby poznać cały świat i wszystkich jego ludzi, a mimo to mądrzyli się niczym mędrcy z klasztoru na najwyższej górze świata.
- Wygnanie oznaczałoby, że stało się to wbrew mojej woli, a tak nie jest. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. O tak, u Uchiha nie istniało coś takiego jak wygnanie. Byli zbyt dumni ze swojego pochodzenia, żeby kogoś porzucić. Zawsze starali się przebaczyć, zrozumieć postępowanie zdrajcy. I jeżeli mogli - pomóc nawrócić się na słuszną drogę. Jeżeli nie... jedyna ścieżka prowadziła w objęcia śmierci. Ich więzy krwi były zbyt cenne, ażeby dzielić się nimi ze światem. Ale co o tym mógł wiedzieć zwykły kundel, taki sam jak setki innych? I tak samo jak setki innych kąsał, próbując dorównać tym innym, lepszym. - Choćby pogryziony, bez jednej łapy i oka, ten pies zawsze może wrócić, a jego sfora wyliże mu rany. Podzieli się jedzeniem, ogrzeje w chłodną noc. - spojrzał na niego. - A on odwdzięczy się swojemu stadu. Nie każdy ma na to okazję. - bo ich życie to nie była bajka o królu, którego zjadł pies. To była opowieść o psach, które zeżarły inne psy.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Bardzo dobrze wychwycone. Shikarui nie prawił komplementów i nie obrażał wprost. On podgryzał. Uderzał łapą rasowego psa, którego miał przed sobą, tak jak małe kotki uderzały łapą mysz, którą chciały się pobawić. Wiesz, raz po internecie krążył pewien filmik, być może ty też go widziałeś. Przedstawiał lwa, który gonił się z małym źrebięciem - nie pamiętam już nawet, czy była to zebra czy może mała gazela, która odłączyła się od stada. Rzecz jasna lew miał wokół swoich. Ludzie zachwycali się, lajkowali, piali nad dobrocią lwa, który bawił się z maleńkim stworzonkiem, a potem jeszcze dzielnie obronił ją przed innymi lwami! Nie pozwalał się do źrebięcia zbliżyć. Och głupi, głupi ludzie... Głupie hieny, które liczą na to, że coś im spadnie z pańskiego stołu. Mówisz, że to oni są brutalnymi drapieżnikami, więc powiem ci, że koty wcale nie są lepsze. Zabijają dla zabawy. Bawią się nawet, kiedy dla zabawy nie zabijają. Nie było żadnego odważnego lwa, bohatera i obrońcy uciśnionych. Był lew, który - ze swojej natury - nie lubi dzielić się swym jedzeniem. Nie lubi też się dzielić zabawkami. Jest zazdrosny, kiedy inny kot chce zostawić ślad pazurów na jego zdobyczy.
Chwalebny filmik pokazywał, jak młode ciele runęło na ziemię, przywalone ciężką łapą i nikt już nie pokazał, że spod tej łapy sę młode wydostało.
Tutaj nie było inaczej. Shikarui zbliżał się powoli - z cierpliwością godną każdego kota. Z początku nawet nie zainteresowany. Przyciągnięty samą obecnością, samym spojrzeniem, a raczej - konkretnymi słowami, którymi zwrócił się do niego Aka. Koty całkiem sprawnie udawały, że nie słyszą, chociaż słyszały doskonale. I my o tym wiemy. Doskonale ignorują, kiedy my nie chcemy być ignorowani. Wobec Uchihy nie przejawił się nawet gram zignorowania jego obecności. Dlatego zbliżał się powoli. Nie wysunął też odważnie łapy od razu w jego stronę. Nie prychał ani nie syczał - tak jak pies po drugiej stronie nie jeżył swojej sierści i nie obnażał kłów. Właśnie - pies. Aka nie był małą myszką. Nie był nawet źrebakiem, którego można było trącać i ganiać za nim wiedząc, że chociaż może uciec to nigdy nie zrobi krzywdy. Był członkiem klanu Uchiha a Shikarui zawsze starał się przeceniać wroga niż go nie doceniać. Nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że Aka go kusił. Swoim zachowaniem, swoimi odpowiedziami i swoim brakiem negatywnych emocji, na których mógłby żerować, kusił do tego, żeby wędrować dalej po tej planszy o nieustalonych, chaotycznych zasadach. Żaden z nich ich nie pisał, bo żadnemu z nich na tych zasadach nie zależało. Powinien uważać, bo Aka był drapieżnikiem. Tylko że... nie potrafił się oprzeć. Przejeżdżał pazurami i sprawdzał, czy piękne, choć potargane futro, pokryje się szlachetną krwią ze świadomością, że ta łapa może mu zostać odcięta. Instynkt samozachowawczy szwankował w obu przypadkach. Czarnowłosy wydawał się po prostu stworzony do tego, by stać na granicy - wszak z taką gracją zachowywał balans...
Więc jednak obraza? Czy to byłby komplement, czy to obraza, jak się okazało - Shikarui traktował je jednako. Były mu po prostu obojętne. Spływały po nim złe słowa - te dobre niestety też. Albo stety? Tak jak i nijak nie tknęło go porównanie do Uchiha. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzał skorzystać z okazji do kolejnego pacnięcia. Tak mogli sobie dokazywać wzajem - małe lwiątka, które zapragnęły być wielkimi lwami! Czy jednak rzeczywiście tak niewiele widzieli? Shikarui miał wrażenie, że widział wiele, naprawdę wiele. Że lawendowe pola objęły większą część znanego świata, nawet tego, do którego nie powinny były się zapuszczać i zostawiać tam swojego słodkiego zapachu.
- Skoro to obraza to mam szczęście, że to nie we mnie płynie krew twego rodu. - Więc chłopaczek nisko siebie cenił, co? Więc chyba jednak naprawdę był tak samo smutne, jak te irysy pozostawione na dzikich polach, które przysłaniały wysokie stokrotki, pokrzywy i maki. Nikt nie zatrzymywał się nad nimi, nie wąchał ich woni, nie podziwiał delikatnych płatków, bo nikt nie dał tym ludziom sposobności, żeby nad tym podziwem przystanąć. Zadeptywali irysy na amen - tylko tego "amen" w ostatnim pożegnaniu zapominali nawet wymówić. Nie zauważali krzywdy oczywistej. Ostatni chłopak, który miał tak niebieskie oczy, uśmiechał się szeroko i wierzył w świat. Kwitł. Ten tu? Przytłaczały go cienie.
Niestety Shikarui nie był dobrym duszkiem, którego cokolwiek obchodziłoby ludzkie nieszczęście.
- Satysfakcjonuje cię taka odpowiedź, Panie, czy powinienem poszukać innej? - Przecież to on był tutaj przedstawicielem wielkiego rodu! Shikarui był tylko zwykłym, przypadkowym shinobim, któremu dane było poznać kogoś ważnego. Kogoś, o kim później miał szansę usłyszeć w świecie. Może zostanie generałem? A może dołączy do tajnej straży? Albo wybierze się na Mur i tam dołączy do Shinsengumi? Zwykłym ludziom wydawało się, że nazwisko otwierało już wszystkie możliwości. Shikarui z całą pewnością respektował fakt, że chłopak wywodził się z tego rodu i nie był wygnańcem - to sprawiało, że był zobowiązany grać jeszcze ostrożniej. Nie to, żeby bał się zemsty czerwonookich. Nie to, żeby bał się śmierci - a jednak warto żyć.
Prawda?
Przygryzienie wargi było jak zaproszenie do pocałunku. Kobiety bardzo często tak robiły, kiedy zaczynały flirt. Huh, więc tego oczekiwał młody Uchiha? Krótkiej zabawy w tym mieście rozpusty?
- Za odpowiednią opłatą podzielę się wszystkimi wrażeniami, Panie. - Czarnowłosy nie pracował za darmo, o nie, nie, nie! Nie ma tak dobrze! Mógł za to upuścić z ceny za ekstra wymagania... bo przecież Aka wyglądałby wreszcie odpowiednio w obroży. Jak na psa przystało - warującego, przy budzie. Strzegącego i polującego na wezwanie swojego Pana. Tylko że Shikarui nigdy nie miał zadatków na bycie jakimkolwiek liderem. W jakimkolwiek apsekcie - pomijając ten całkowicie świński, który się tutaj zrodził z jednoznacznych sugestii Aka. Shikarui nie wyłapał w tym żartu - kiepski był w wyłapywaniu ironii, cynizmu - i właśnie też żarcików. Nie kłopotał obie tym głowy - zazwyczaj przynajmniej.
- Każde gospodarstwo przygarnia żałośnie skomlącego, pogryzionego psa. Z litości. - Z każdym kolejnym płynącym zdaniem atakował go coraz ostrzej. Nie dlatego, że kończyła mu się cierpliwość ani też dlatego, że chciał mu koniecznie dopiec. W końcu to była tylko zabawa - i Shikarui się bawił tak, jak bawić się go nauczono. Jak potrafił. Ponoć każdy miał swój własny sposób a poznawanie drugiego człowieka i na komunikacje - cóż, to był sposób pana Sanady, który nie zwykł się przywiązywać do kogokolwiek. Przynajmniej dopóki ten "kogokolwiek" nie miał dźwięczącego woreczka złota jako argumentu, żeby przy nim zostać.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

I oto stał przed nim lew. Nie wysoki, lecz niski. Nie potężny, lecz chuderlawy. Nie ze stadem, lecz w samotności. Momentami można było odnieść wrażenie, że poza gatunkiem nie różni się niczym od tego kundla, który stał przed nim. I kto tu był odważny? Lew atakujący słabszego, czy pies, który nie podkulił ogona i nie uciekł. Co więcej, to ten pchlarz pierwszy pacnął łapą kota, inaczej ten by przeszedł dalej, niczego nieświadomy, dalej żyjąc w swoim własnym świecie. Swoją drogą, lwy nie różnią się tak bardzo od hien. Też czekają na gotowe - wszak to samica, lwica jest odpowiedzialna za polowanie. Lwy zaś czekają na gotowe, zadowolą się tym co przyniesie im stado.
No właśnie, stado. Ten lew go nie miał. Nie powinien być więc zazdrosny o zabawki - bo w ogóle nie powinien próbować się ze sforą dzikich psów, które ze wściekłością zaatakują, gdy jednemu z nich stanie się krzywda. A każdy rycerz dupa, kiedy wrogów kupa. Jest to niepodważalny fakt i cała historia wojen tego dowodzi. Każdy kto przetrwał musiał się zaadaptować, ulec presji otoczenia. To tylko dlatego na świecie panował względny spokój - bo w razie bitki wystarczyło zwołać chłopaków i wyjaśnić sobie co nieco. Czy tak właśnie miało się stać w najbliższym czasie? Tego Aka nie wiedział. Można było się jednak spodziewać, że rosnąca ekspansja ekonomiczno-gospodarcza Cesarstwa nie jest na rękę kontynentowi.
Ta ich zabawa była całkiem ciekawa. Shikarui był spokojny, ostrożny, jakby nie wiedział czego się spodziewać. Ale zaraz... jak to? Przecież widział naprawdę wiele. Przecież te lawendowe oczy objęły swym spojrzeniem wiele istnień, widziały z pewnością rzeczy, których nie chciało się oglądać. Dlaczego zatem był taki ostrożny?
Jaka plansza, jakie zasady?! Przecież nawet nie grali w tę samą grę!
Kimże więc dla takiego wojownika może być zwykły kundel?! No dalej czarnowłosy, dalej lwie, pokaż swe pazury! Wyzwól w sobie moc, niech świat ją ujrzy! Zarycz wściekle, pokaż, że ty tu rządzisz! Przecież drzemie w Tobie ta dzika natura! Nie jesteś jak ten kundel, którego ktoś wytresował, który robi to co mu każe pan! Jest w tobie zew natury, który u pchlarza już dawno został stłamszony!
Nie. Nie ma go.
Wygasł, tak jak i cała reszta majestatu czegoś, co kiedyś można było nazwać lwem. Nie było już pięknej grzywy, a błysk w oku był jedynie złudzeniem optycznym, refleksem powstałym od zbyt intensywnego słońca. Iluzja. Tak jak cała ta gra.
Aka spojrzał się na niego wzrokiem pełnym ciepła i zrozumienia. Spojrzenie pewne, ale nadzwyczaj łagodne, delikatne niczym kawałek jedwabiu. Uśmiechnął się doń tak, jak babcie uśmiechają się do swoich wnucząt.
- Nie. - odpowiedział spokojnym głosem po czym teatralnym, płynnym skokiem wspiął się na murek, zdobywając przewagę wysokości.
Wygrał. Czy tego Shikarui mógł się spodziewać? Że zamiast rozegrać kolejną turę, Aka zrzuci pionki, rozpieprzy stolik i porwie planszę mówiąc, że od teraz grają w pokera? Że to teraz on rozda karty, wybierając z talii asy?
Uchiha uśmiechnął się triumfalnie wiedząc, że przechytrzył przeciwnika. Biedny Shikarui, wpadł w pułapkę, którą sam zastawił.
- Poszukaj innej. - szukaj więc, Samada, szukaj wyjścia! Szukaj! No, szukaj. Piesku.
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość