Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3660
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Dwójka fanatyków i potencjalna wyznawczyni Jashina wyruszyli, opuszczając piwnicę, sklep, aż w końcu zostawili Ryuzaku no Taki za swoimi plecami. Kazumi zdawała sobie sprawę z faktu, że w tym czasie zaczepiali ich inni ludzie, ale nie zaprzątała sobie nimi głowy. Zbyt wiele się działo, by przejmować się niewiedzą tych wszystkich ludzi wokół niej. Ilu nie bojących się śmierci wariatów mieszkało w mieście kupieckim? Tylka ta dwójka? Wątpliwe. Wszyscy którzy zaczepili ich po drodze? Wątpliwe, członkowie sekt kryją się bardziej poza miejscami spotkań. Ale tak naprawdę szarooka zajmowała się pytaniem które nie dającym jej spokoju przez ostatnie dni. Dlaczego ona? Czym sobie zasłużyła, by robić za metafizyczną kuwetę dla kota. Co takiego zrobiła, że straciła rodzinę? Czy to kara za bycie złym człowiekiem? Tylko dlaczego karę poniosła cała osada? Los zaczął stosować odpowiedzialność zbiorową? A może to wszystko tylko zły sen z którego zaraz się wybudzi? Część dziewczyny chciała tego, spokojnego życia, gdzie największym zmartwieniem był wybór między jednym bogatym młodzieńcem a drugim. Ale inny fragment kunoichi cieszył się, że w końcu może decydować o swoim życiu, nawet jeśli póki co są to same problemy. Trzeci odłamek skupiał myśli wokół Jashina, ledwo poznanych zasad wiary i tej całej gadki o nieśmiertelności. Czy to miało być jej nowe życie? Ciągle otwierały się nowe drzwi, ale w żadnym z nich nie stał sensei zdolny przygotować ją na przyszłość.
W końcu dotarli do jaskini, nie różniącej się niczym od innych. Ciemna, nieco wilgotna i niezbadana grota. Iskry szaleństwa w oczach krawców sugerowały raczej płonące trójnogi, bijące bębny i kłęby dymu. Instrukcja Koharu wydawała się prosta - ściana, hasło i to wszystko. Wzmianka o prawdopodobnej śmierci zniknęła w szufladzie umysłu. Śmierć przyjdzie w końcu po każdego, ne? Chyba, że Jashin był prawdziwy. - N-nie mam pytań. Dziękuję wam za pomoc. - powiedziała cicho i ruszyła niepewnie do przodu. Co prawda chciała wykrzyczeć coś zupełnie innego, zedrzeć im te dziecięce uśmiechy z twarzy, spalić sklep i wrzucić ich ciała do piwnicy... Ale nie mogła tego zrobić. Jeszcze nie. Najwyższemu kapłanowi też może zadać pytanie, ne?
Dłońmi wymacała ścianę, mając jednocześnie nadzieje, że nie oberwie ponownie igłą w szyję. Przytrzymała dłoń w miejscu, gdzie wyczuwała symbol. Na efekt nie musiała długo czekać, pytanie pojawiło się w jej głowie pomijając uszy. Tylko jak ma na nie odpowiedzieć? W myślach? Głośno i wyraźnie, bo za złe akcenty traci się palce? - Wieczność, bracie. - wyszeptała. Co dalej?
0 x
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Podróż do wnętrza ziemi rozpoczęta! Odpowiedź Kazumi musiała spodobać się strażnikowi, inaczej ściana jaskini nie rozstąpiłaby się przed nią, ne? Czyżby potwierdzało to przeczucia Koharu co do wyjątkowej roli dziewczyny? Całkiem możliwe. Ewentualnie wejść do świątyni może każdy znający hasło, dopiero wewnątrz bycie niewiernym prowadziło do bycia martwym. Czy szarooka kiedykolwiek wpadłaby na to, że niedaleko jednego z największych miast świata kryje się coś takiego? Może w snach, których zwykle i tak nie pamiętała. Ale wracając do rzeczywistości, jinchuuriki ruszyła w dalszą drogę, asekurowana przez dwójkę wyznawców. Wcześniej nie chciała, by nadal jej towarzyszyli, ale wizja potknięcia się i skręcenia karku była niezłym argumentem by zmienić zdanie. Mijali innych jashinistów - co ciekawe żaden z nich nie wyglądał na szaleńca. No może poza mamroczącą do siebie (albo samego boga, któż może wiedzieć na pewno) kobietą, tej przydałaby się pomoc specjalisty.
Jednak to nie tajemnicze wejście, długie schody ani nasilający się zapach krwi zajmowały Kazumi. Strach przed śmiercią również nie robił na niej wrażenia. Bała się, że arcykapłan uzna ją za oszustkę. Że los po raz kolejny pokaże jej, jak głęboko w ziemię może ją wbić. I wtedy napatoczył się ten mężczyzna. Srebrne oczy rozglądały się po świątyni, starając się zapisać wszystko w pamięci za pierwszym razem. Może i była to kolebka świrów, morderców... Ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to panienka Sarutobi zostanie tu na dłużej. Zamyślona, pochłaniająca bodźce szybciej niż żul sake, nie zdążyła uskoczyć w porę, a ręka znajomego krawców wylądowała na jej głowie. Pięści zacisnęły się bez jej woli, nogi ugięły się lekko, gotowe odskoczyć. NIE. Żadnego dotykania bez zgody. Żadnego wbijania igieł, obejmowania ani szeptania na ucho. Czy w ten sposób rodzi się nienawiść do zakłócenia przestrzeni prywatnej? Kunoichi wiedziała tylko, że była gotów rzucić się na mężczyznę. Jednocześnie pragnęła odskoczyć jak najdalej, zaszyć się gdzieś z dala od wszystkich. Zrobiła krok wstecz, przerywając połączenie z nieznajomym. Zrozumie czy nie, miała to gdzieś. Nienawidziła siebie za łzy zbierające się pod zaciśniętymi powiekami.
Jeśli jego słowa okażą się prawdą i wszyscy tutaj naprawdę są rodziną to nie będzie zły za jej reakcję. W tej chwili nie myślała o przeprosinach, może później. O ile w ogóle. Na szczęście dla wszystkich, przypadkowe spotkanie zakończyło się, a trio ruszyło dalej. Biblioteka okazała się miejscem równie imponującym (a zarazem ciemnym, zamkniętym i ponurym) co cała reszta świątyni. Jej tymczasowa przewodniczka po nieznanej religii pośpieszyła z wyjaśnieniami dla Arcykapłana - w końcu nie wypada zawracać głowy papieżowi kolejnym dzieckiem do pierwszej komunii, ne? Przywódca sekty nie ma czasu zajmować najniższymi w hierarchii. Ten miał jednak tyle czasu ile Jashin zapragnie, skupił więc swą uwagę na nowicjuszce. Ba, nawet odwrócił się do niej twarzą...
Szkielet. Krok w tył. Białe kości, mrok tworzący resztę ciała. Kolejny krok w tył. Dłonie złożone do złożenia pieczęci. I co niby zrobisz dziewczynko? Kolejny głos w jej głowie zadrwił z niej cicho. Katon był ratunkiem. Ogień oczyszczał, prochy były czyste. Brudziły innych. Nie potrafiła skupić się na jutsu, skumulowaniu chakry. Po raz kolejny trafiła w ręce demonów. Tyle, że teraz sama weszła do piekła, cieszyła się nawet z tego! Jak mogła być tak głupia! Uciekać? Dokąd? To nie twój oprawca... W tym głosie nie zabrzmiała nawet nuta kpiny, spokój równy tafli zamrożonego jeziora. Opuściła dłonie, zdając się na ich łaskę. Skupiła wzrok na żywym trupie. Kości były tylko rysunkiem. Nie rozkładał się jak tamci w jaskini. Cała ta szopka nie trwała dłużej niż kilka sekund. Bardzo długich sekund. Małżeństwo opuściło pomieszczenie, a Kazumi zrobiła kilka kroków w kierunku krzeseł. Arcykapłan usiadł nie oglądając się na nią. Pewnie nie uznał jej za zagrożenie. I nie dziwiła mu się. Zatrzymała się przed nim, decydując się stać. A co jeśli z krzesła wystrzelą kajdany? Miała dość sztuczek, tajemnic i pogrywania jej życiem. Nawet jeśli w tej chwili nic jej nie groziło to roztrzęsiony umysł wiedział lepiej.
- J-jestem Sarutobi Kazumi. - zakaszlała, starając się przywrócić mocy pełne brzmienie. - A moja historia? To nawet ciekawa sprawa. Nawet zabawna, hehe... Najpierw porywają mnie jakieś szkielety, trafiam do laboratorium wewnątrz góry, trup podobny do ciebie mówi, że potrzebuje mojej pomocy. Potem wciska we mnie gigantycznego kota, widzę boga śmierci i shinobiego władającego czarnym lodem. Ten kot płonął! Ale ogień był częścią jego, nie sprawiał mu bólu - bramy tori owszem. Akuryo musiał uznać to za świetne rozwiązanie, bo po cholerę pytać mnie o zdanie?! Lepiej było porwać, zabić rodzinę, spalić dom a po wszystkim zniknąć bez śladu! Żadnych odpowiedzi! ŻADNEJ DROGI! Ale pozbierałam się, głos pokierował mnie do Ryuzaku. Chciałam zemsty, a do tego potrzebowałam odpowiedzi. I mocy. Nadal ich potrzebuję. Chciałam tylko pomóc Koharu bo była miła... - zamilkła na moment, zapominając o tym, gdzie jest. I z kim rozmawia. Czuła, że musi to zrobić. Wyrzucić wszystko z siebie, być szczerą. Ale nie mogła tego zrobić bez wszystkich emocji zgromadzonej w niej. - Wbili mi igłę, sparaliżowali! Zabiliby mnie w tym lochu! I NIKOGO BY TO NIE OBESZŁO! Kolejna ofiara dla Jashina, tyle. Kim on w ogóle jest? Zaleczenie rozciętego palca! I TYLKO DZIEKI TEMU DOTARŁAM TUTAJ. Dlaczego nikt nie odnalazł mnie wcześniej?! Dlaczego musiałam pływać w tym gównianym życiu?! NIE PROSIŁAM SIĘ O TAKI LOS! - oddychała z trudem, wpatrując się w złote oczy Arcykapłana. Nie miała już siły by krzyczeć dalej. I kiedy podeszła tak blisko, zaledwie na wyciągnięcie ręki? A i tak nie widziała wyraźnie szkieletu, łzy leciały po jej twarzy. - Dlaczego nie dano mi wyboru? - załkała i umilkła, chwiejąc się na nogach. Miała dość. Opadnięcie na kolana wydawało się bardzo kuszącą opcją. A podłoga sama wybiegła na spotkanie. Wspaniała uczta. Koci kształt poruszył się wewnątrz niej, rozpierając się wygodnie w klatce.
0 x
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Płakała? Tkwiła bez ruchu na kolanach, tego była pewna. A ten wcale nie przejął się jej losem. Nie próbował jej pocieszyć, przytulić i kłamać, że wszystko będzie dobrze. Nie żeby oczekiwała tego po kimś takim. Ale atak na nią? W chwili gdy była najsłabsza? Najpierw chciała potrząsnąć głową, krzyknąć raz jeszcze, że wszystko to gówno prawda, że jej życie stało się koszmarem przez zło panoszące się po świecie... Ale nie zrobiła tego. Primo, nie miała siły. Secundo, jego spokojny ton, pozbawiony gniewu czy choćby śladu irytacji. Jak skała, na której można oprzeć cały kult boga śmierci.
Ile było racji w jego słowach? Przeżyła, bo o to walczyła, Jashin był tylko... Głosem. Doprowadził ją tutaj, pozwolił wyrwać się z rąk Koharu. Czyżby arcykapłan mówił prawdę i tajemnicze bóstwo czuwało nad nią? Czyżby jej rodzice zginęli specjalnie, by sama nie musiała tego robić? Niewierni. By nie mieć dokąd uciec ze świątyni? A może obserwował ją od dawna, ale dopiero teraz wyczuł drzemiący w Kazumi potencjał? Część dziewczyny chciała w to wierzyć, znaleźć sens ostatnich wydarzeń. Jednak prawie równa jej część nie potrafiła tego pojąć. Wziąć wszystko na wiarę to wyłączenie myślenia, możliwość usprawiedliwienia wszystkiego... Ale czy chciała nadal czuć ból? Słabość? Jashin oferował przecież tak wielką moc. Odłamek Sarutobi śmiał się szaleńczo gdzieś w głębi duszy z żartu zwanego życiem.
Podniosła się niepewnie z kolan i oparła o ścianę. Musiała zaczerpnąć tchu. Dopiero potem ruszyła za arcykapłanem, starając się nie stracić go z oczu. Nie znała tu nikogo, zgubienie się w podziemiach było proste, a nadzianie się na niestabilnego psychicznie jashinistę było bardzo dosłowne. I ostre. Czy wiedzą, że jest jedną z nich? Co ważniejsze, czy sama to wie?
0 x
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Kazumi podążała za arcykapłanem, z każdym krokiem zbliżając się do centrum świątyni i rubieży obłędu. W co ma wierzyć? Że bóstwo da jej nieśmiertelność w zamian za szerzenie wiary, czyli zabijanie i znajdowanie kolejnych naznaczonych? Jashin zaplanował dla niej całe to cierpienie, zniszczył jej osadę by mogła trafić do prawdziwego domu? W to miała uwierzyć. Żądza zemsty, fanatyczna wiara i gigantyczny kot siedzący wewnątrz niej. A wokół ludzie tacy jak ona, jedynie nieliczni wyglądali na psychopatów mordujących wszystkich stojących w pobliżu. Jednak sam podziemny kompleks był spokojnym miejscem, jedynie unoszące się w powietrzu zapachy przypominały o tym, gdzie naprawdę była kunoichi.
Do wędrującego trio dołączyła jeszcze jakaś młoda dziewczynka na którą srebrnooka nie zwróciła większej uwagi. Wyglądała przeciętnie, nie zachowywała się dziwnie - nie stanowiła zagrożenia. Przynajmniej na razie. Tymczasem grupka dotarła do ołtarza, naprawdę czuć było, że jest się w strefie sacrum. Dekady, jeśli nie stulecia modlitw i ofiar wyryło się na zawsze w tym miejscu. Metaliczny zapach krwi nie obrzydzał Kazumi, przywykła do niego w ostatnich tygodniach. Usłuchała się przywódcy sekty i podeszła bliżej, kierując wzrok na zawartość misy. Koharu i dziewczynka zostały z tyłu więc całkiem możliwe że panienka Sarutobi w tej chwili dostąpiła zaszczytu. Serce. Jeden z najważniejszych fragmentów układanki tworzącej człowieka. Leżało tam sobie jakby nigdy nic i biło rytmicznie, powoli. Krew tworzyła kręgi wokół narządu, marszcząc się delikatnie. Kolejna tajemnica kultu stanęła przed nią otworem. Arcykapłan uznał, że w tej chwili może mieć problemy z myśleniem i wskazał na swoją klatkę piersiową. Jakby to nie było oczywiste, ne? On jest tu panem i władcą, zaraz po Jashinie rzecz jasna. Do kogo innego mogłoby należeć te serce? Jeszcze gdyby nie wyglądał jak szkielet to zagadka byłaby trudniejsza. Ale i tak pozostało wiele aspektów tego ołtarza okrytych dla Kazumi tajemnicą. Przesunęła dłonią po jego klatce, zatrzymując rękę w miejscu, gdzie powinno być serce. Nie czuła go. Ale dotknęła arcykapłana, nie był żadnym kościstym demonem, a człowiekiem z krwi i kości. Nieśmiertelnym ale nadal człowiekiem, nawet jeśli niezbyt ludzkim. Cofnęła dłoń, notując wszystko w pamięci.
- Kiedy to zrobiłeś? Jesteś z nim nadal związany? Możesz wyjść ze świątyni? - zapytała z ciekawością. Bardzo mądra dziewczyna, rozbita psychicznie, emocjonalnie, ciało zmęczone ostatnimi wydarzeniami powinna zawinąć się w kłębek i wstać po miesiącu. Zamiast tego, widząc bijące serce w misie zaczyna zadawać mu pytania. Ba, nawet się przy tym uśmiecha! Nie było w tym żadnego fałszu, szeroki uśmiech zdobi jej twarz, w oczach skrzyła się chęć poznania tajemnicy... Choć było w niej też coś na krawędzi, coś zdolnego wywołać dreszcze... Czy jej odpowie? Cóż, w tej chwili wolał chwycić tanto i podciąć sobie gardło. Więcej krwi w miejscu i tak nią przesiąkniętą, super! Lecz o dziwo ciecz nie trysnęła jak z fontanny, spływała powoli po jego ciele, a rana goiła się na oczach zebranych. Po chwili nie było nawet śladu. Czyli taka jest różnica między poziomem srebrnookiej a arcykapłana. Ile czasu zajmie jej osiągnięcie tej mocy?
Nie było czasu na dalsze dywagacje, do dłoni kunoichi trafiło tanto, palce zacisnęły się na rękojeści... Miała zabić Koharu?! Tak po prostu? Nie, nie miała. Mogła ją zabić. Tak samo, jak krawcowa i jej mąż mogli zostawić ją jako ofiarę dla ich wspólnego bóstwa. Nawet jeśli nie istniał naprawdę to jego dary były jak najbardziej widoczne. Zabić siostrę w wierze? Wof, utożsamienie się z fanatykami mordu przebiegło szybko i sprawnie. Stała na podeście jak gwiazda sztuki w teatrze i wpatrywała się w ostrze. Co powinna zrobić? Zabić ją? Czy to w ogóle możliwe? Oczywiście, Koharu to nie arcykapłan i jej regeneracja... Właśnie, te nadludzko opanowane mroczne widmo. Kazumi uśmiechnęła się odrobinę szerzej. Przesunęła ostrzem po wolnej dłoni, patrząc na krew płynącą z rany. Bolało. Życie to ból. A jednocześnie było w nim tyle radosnych momentów. Dlaczego więc nie czerpać radości z bólu? Uniosła do góry ostrze i opuściła je błyskawicznie w sam środek misy. Przebić serce tego demona, tu i teraz. Tego pragnęła Kazumi. A jednocześnie chciała zrobić coś kompletnie odwrotnego... Tanto zatrzymało się tuż nad sercem. Nie, delikatnie nacięło serce. A potem weszło głębiej, powoli. Krwawiąca dłoń powędrowała nad misę, krople wpadły do środka z cichym pluskiem. Słaba dziewczyna z osady w głębi lasu odchodziła wraz z nimi. Ofiara została spełniona, a rana już zaczynała się goić.
- Przepraszam i dziękuję, rodzino. - oddała ostrze arcykapłanowi. No chyba, że komuś nie spodobają się jej zamiary i nagle je przerwie. Tylko czy nieśmiertelny może się obawiać zagubionej duszy?
0 x
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Uh... Jej wejście do wielkiej i pokręconej społeczności jashinistów można uznać za zakończone. Oczywiście, nadal musi wdrożyć się w tutejszy system, poznać tajniki wiary i naprawdę zaakceptować nową siebie. I boga któremu miała służyć. Niemniej jednak sama inicjacja, o ile tak można nazwać ostatnie chwile, została zakończona. Nawet jeśli nie obyło się bez drobnych zgrzytów to czy nie potwierdzają one tylko, że mechanizm działa? No właśnie. Kazumi nie straciła głowy za przebicie serca, więc... Wszystko poszło idealnie. Poza tą trzynastolatką pragnącą jej śmierci. Albo ciężkiego okaleczenia. Tylko co dokładnie się stało? Był krzyk, potem chrupnięcie, a kiedy kunoichi w końcu się odwróciła, nikt jej nie groził. Wręcz przeciwnie, dziewczynka klęczała przed nią. Dobra, przed kapłanem, ale że szarooka stała obok to w sumie na jedno wychodzi, ne? Na szczęście dla jinchuriki głowa zakonu wyjaśniła jej sytuację, nie musiała więc głowić się nad tym, co ją ominęło. Kolejna osoba chciała ją zabić? Naprawdę? Tyle dobrego, że młoda jashinistka nie stanowiła realnego zagrożenia tak długo, jak kapłan był w pobliżu. Ale czy niechęć do Kazumi nie przerodzi się później w nienawiść? I dlaczego to panna Sarutobi ma wydać wyrok? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
- Nie znam jeszcze wszystkich zasad panujących tutaj, jak więc mogłabym ją osądzać? Nie mi oceniać karę, nawet jeśli to mnie zaatakowała w gniewie, zrobiła to by obronić ciebie, mistrzu. Czy powstrzymanie jej nie było wystarczającą ceną? - powiedziała spokojnym tonem, patrząc kolejno w oczy dla każdego z zebranych. Naprawdę nie chciała karać dziewczynki, nawet jeśli podniosła na nią rękę. Co z tego? Arcykapłan zatrzymał jej zapędy w jednej chwili, Kazumi ominęła prawie cała akcja. Zawracanie sobie głowy trzynastolatką z morderczymi zapędami względem szarookiej czy poznawanie tajemnic sekty nieśmiertelnych? Co jest bardziej warte uwagi? To chyba oczywiste, ne. Nawet jeśli słowa kapłana były testem, który musiała przejść to jej odpowiedź była szczera. Nie chciała kombinować, zgrywać psychopatki zabijającej wszystkich którzy ośmielili się na nią choćby źle spojrzeć. Nie będzie jak tamci fanatycy, co to to nie! Miała tak wiele pytań, a nie
0 x
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Potencjalne 18+, czujcie się ostrzeżeni ;v

Sąd nad dziewczyną wykonany, kary brak, sprawa umorzona, nikt nie stracił głowy ani życia. Póki co, bo przyszłość miała zmienić bilans żywych i martwych. Tylko czy wyznawców mrocznego bóstwa można w ogóle uznać za żywych? Żywe trupy? Nieśmiertelni? Ot, kolejna zagwozdka dołączyła do wielu innych, ale problem klasyfikacji jashinistów do konkretnej grupy społecznej rozwiąże się później. Ewentualnie Kazumi uzna ich za rodzaj nadludzi, choć każdy shinobi był na swój sposób wyjątkowy... Ech, nieważne, na szarooką czekała kolejna wiedza o zakonie! A to było znacznie ważniejsze niż jakieś tam dywagacje, ne? Przy okazji poznała imię dziecka - brzmiało ono Fumiko - które usiłowało ją zabić. Kunoichi dobrze wiedziała, o jakim typie ofiary mówił arcykapłan i nie była z tego powodu szczęśliwa. Jasne, życie wieczne, regeneracja, potężna rodzina dbająca o swoich... A kosztem jest tylko życie niewiernych. Zabójstwo, morderstwo, złożenie ofiary - nieważne jak by tego nie nazwać - odebranie komuś życia to odebranie życia. Nawet jeśli to życie przyniosło więcej zła innym? Zapytało coś w jej głowie. Część Kazumi? Bóstwo? A może dowód na to, że pannie Sarutobi odbiło? Nie można jednak odmówić mu racji - polowanie na najgorsze mendy społeczeństwa było przecież dobre, ne? A że przy okazji zostawałyby ofiarami... Czy Jashin potrzebuje aktu zabójstwa, oddania mu duszy (a te podzieli na smaczne i przeżarte mrokiem?). Warto byłoby zapytać...
Ale przywódca kultu uprzedził ją i sam zaczął wprowadzać szarooką w kolejne tajniki wiary. I o dziwo, religia ta była bardzo liberalna, modlitwy, symbole, stosunek do niewiernych - wszystko było kwestią indywidualną. Jedynie ofiara była stałą, choć dość enigmatyczną. Czyli Kazumi mogła pozostać mścicielem, a jednocześnie niczego nie tracić w oczach bóstwa? O ile w ogóle istni... Nie. Nie mogła myśleć w ten sposób, szerzyć herezji. Kiedyś nie wiedziała o jego istnieniu ale ten czuwał nad nią. Dopilnował by sprawy ostatecznie doprowadziły ją tutaj, taką a nie inną. I właśnie ta osóbka z ciekawością wymalowaną na twarzy przyglądała się ofiarom. I spotkało ją rozczarowanie. Nie wyglądali jak recydywiści... Prawdę mówiąc, poczuła żal. Młodzi, atrakcyjni, całe życie przed nimi rysowało się w różnych barwach, ale mogli je spędzić razem. Przynajmniej tak długo, jak się kochali. A wyszło na to, że będą razem aż do śmierci. Jashiniści łączą ludzi, hue. Zaśmiała się w myślach, czy na głos?
Mężczyzna pokrzyczał jeszcze trochę, pokazując jakim to on nie jest bohaterem. Głupota. Złapany, unieruchomiony a grozi kapłanowi. Mógłby go zabić jednym ruchem, ale nie zrobił tego. Zamiast tego udzielił czarnowłosej kolejnej lekcji, jednocześnie traktując ciało mężczyzny jak płótno. Dziewczę musiało przysunąć się bliżej mentora bo głupi niewierny nadal wrzeszczał - tylko że teraz z innych powodów. Ale udało się jej usłyszeć większość słów. Precyzyjnych ruchy ostrzem i przed dwójką wykwitł krwisty obraz. A potem cała kompozycja się popsuła - wnętrzności mężczyzny opuściły ciepły brzuch i wisiały smętnie. Krew, gorąc i zapach podobny do tego w pracowniach rzeźników. Odskoczyła do tyłu, zaskoczona wszystkimi bodźcami. Było jednak za późno, jej ubranie zdobiły mokre plamy. I tak powinna je zmienić. Nie była tą samą Kazumi co wcześniej, ne? No i ciężko odmyć plamy krwi, eh.
Aż w końcu, po krótkim acz intensywnym przedstawieniu kunsztu mistrza przyszła kolej na inicjację kunoichi. Wyjęła ostrze z szyi mężczyzny i zważyła je w dłoni. Siła nie była jej atrybutem więc widowiskowa dekapitacja odpadała. Próba zrobienia show godnego arcykapłana? Ośmieszyłaby się tylko. Przynajmniej towarzyszka denata miała tyle klasy, by nie przerywać ciszy. Szloch w takiej sytuacji i tak był ciszą straty miłości życia. I życia. A nowicjuszka nadal stała w miejscu, wpatrując się w kobietę. Daj mi się prowadzić. - Dobrze, ten jeden raz... wyszeptała. I ruszyła krokiem lekkim, tanecznym wręcz, a podłoga była śliska. Zatrzymała się przed ofiarą, sięgając dłonią ku jej twarzy. Była starsza od niej, bez wątpienia. A ile zdążyła doświadczyć w życiu? Czy choćby odrobinę tego co przeżyła Kazumi? Dziewczę szczerze w to wątpiło. Nadal wyglądała kobieco, w ten dojrzały, pociągający mężczyzn sposób. Nawet przez brud i strach... Ostrze ociekające krwią jej... Bliskiego przejechało po jej policzku. Płazem, ciągnąc krwawą smugę. Wolna dłoń sięgnęła do guzików koszuli, rozpinając je kolejno. Nagie ciało. Ciepłe i miękkie. Obfite i jędrne. Ścisnęła lekko, czując coś wzbierającego wewnątrz siebie. Palce same zainteresowały się wypustką... Nie. Wycofała się. Odchyliła jej ubrania, pokazując innym to, co zazwyczaj jest chowane. Czy ofiara w ogóle zarejestrowała ten fakt? Ostrze podążało niżej, zdobiąc resztkami krwi szyję, zahaczając o obojczyk... Aż w końcu dotknęło drugiej piersi, wsunęło się pod nią i uniosło lekko. Dłoń sunęła jeszcze niżej, licząc żebra pod skórą, zatrzymując się pod klatką piersiową. Broń podążyła za nią.
Twarz Kazumi znalazła się obok ucha kobiety. Poczuła wyraźniej jej zapach, pot i pobyt w tej podziemnej świątyni. - Znajdź go. - szepnęła i wbiła ostrze po skosie. Celowała w serce, a wcześniej zbadała, gdzie nie trafi w kość. Dwie ręce powinny dać wystarczającą siłę, by przebić się do centrum ciała. Po wszystkim odsunęła się od ciała, zostawiając w nim miecz. Wyciągnięcie mogło być bardziej problematyczne od włożenia, hm. Tylko czy Jashinowi wystarczy taka ofiara? A co chyba równie ważne, czy wystarczy ona kapłanowi?
0 x
Isei

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Isei »

0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Shinkō no Shinzō - 信仰の心臓

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Wprawisz się... zaszeptało coś wewnątrz niej. A może nad nią? Ofiara została dokonana, a Jashin (gdziekolwiek by nie był) z pewnością przyjął ją z radością. W końcu to pierwsze, już całkiem nieźle złożone życie dla jego czci. Czy nie powinien być szczególnie rad?
Puf. Wystarczyła odrobina chęci i sił, by zakończyć ludzki żywot. Zawsze można czekać, czas dopadnie każdego. Choć do poczęcia nie było trzeba wiele więcej, ne? Albo siła, albo czas. A Kazumi nie musiała się już obawiać kolejnych dni, tego, że w końcu jej mięśnie osłabną, oczy pokryją się bielmem, a wspomnienia wyblakną. Wystarczyło wierzyć. I składać ofiary. Następną będzie mogła wybrać sobie sama, kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze. Nie patrzyła już na zwłoki, odwróciła głowę w kierunku swego mistrza. Koharu ją tu zaprowadziła i powiedziała kilka słów o tym, jak wygląda wiara. Ale to on pozwolił jej doświadczyć, poczuć na własnej skórze jak wielkim darem została obdarzona. Tak niewiele czasu minęło od przekroczenia przez kunoichi wrót sanktuarium, a była już nową osobą. Jedynie gdzieś tam daleko we wspomnieniach istniała rozpieszczona panna Sarutobi. Nauczyła się tak wiele jednego dnia, przyjęła nauki do serca. Tylko arcykapłan chyba nie załapał, że lista pytań czarnowłosej ciągnie się w nieskończoności. Wiedziała jednak, że nie może go ponownie nimi zasypać. Milczała więc przez chwilę, ale nawet wtedy dało się słyszeć czystą radość w jej głosie. Pochwalił ją! Czyż to nie piękne?
- Dziękuję. Dlaczego różnisz się od nas tak bardzo, mistrzu? Od jak dawna istnieje to miejsce i jak długo przewodzisz wszystkim wiernym? - w międzyczasie inni wyznawcy sprzątali ciała, lecz Kazumi wolała się im nie przyglądać. Wystarczy testowania swojej odporności, ne? I skoro zapytała o błahostki to czas chyba wytoczyć ciężkie działa, ne? - Kiedyś... Trafiłam do wnętrza góry. I był tam żywy trup. Widziałam jego kości, mięśnie, był jakby... Złym odbiciem mistrza? Ale był potężny. Nazywał się Akuryo. Słyszałeś o nim? - zapytała z nadzieją w głosie. Westchnęła ciężko, przygotowując się na najgorsze. - N-no i był tam też kot. Olbrzymi, z dwoma ogonami. I płonął błękitnym ogniem. A potem widziałam boga śmierci, wyglądał tak samo, jak na zwojach... A teraz ten potwór jest ze mną. Widziałam go... w środku. - zakończyła cicho, prawie niedosłyszalnie. Wiedział, że brzmi to głupio i nierealnie. Ale po wszystkim, czego tu doświadczyła wierzyła, że arcykapłan zdoła ukoić jej umysł, choćby na chwilę.


Bez problemu zrozumiem ogólniki jako zbycie mnie teraz, w końcu słowa miszcza się nie podważa xD
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Shinkō no Shinzō (Świątynia Wyznawców Jashina)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości