Plac przed pałacem

Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Plac przed pałacem

Post autor: Natsume Yuki »

0 x
Tensa

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Tensa »

Biegła przed siebie, sama nie wiedziała już ile, dławienie się własnymi łzami wcale nie pomagało jej panować nad oddechem. Nie wiedziała nawet gdzie jest, odkąd wyskoczyła ze statku nie miała chwili, aby się rozejrzeć... no może moment by się znalazł, ale nie chciała tego, bała się, że za sobą ujrzy Sagę, Hayamiego, gniew ulatywał z niej, wróć tłumiła go. Ten jeden moment kiedy trzymała ją tak blisko, gdy jej siostrę paraliżował strach to była ostatnia chwila kiedy mogła jeszcze cofnąć to wszystko, ale nie! Powiedziała to co czuła, zaatakowała ją, wzięła za Kazuo, to wszystko było jej winą, ale nie chciała jej krzywdzić, to nie ona przykuła ją do tej cholernej ściany! Miała tego dość, starania się tak długo o ten jeden uśmiech, który przywołał Hayami. Mogła być przy siostrze nie wiadomo jak długo, starać się, ale to on wygrał... wygrałby jej serce, oparła się o ścianę w jakimś zaułku, zjechała po ścianie ze szczękiem metalu lądując na ziemi. Musiałą ochłonąć, starała się oddychać głęboko, kantem rękawa ścierała płynące z wolna łzy...
Nie wiedziała ile czasu spędziła pod ścianą, ilu ludzi minęło ciemny zaułek nawet nie zwracając na nią uwagi. Nie mogła tak bezczynnie siedzieć, musiała coś ze sobą zrobić, podniosłą się i otrzepała, rozejrzała się dookoła. Wiedziała czego szuka... jakiejś zapyziałej karczmy dokładniej takiej do której zabrał ją Kazuo, gdzie tylko strach przed nim ocalił ją przed... szkoda mówić czym. Może była w obcej stronie i wciąż nie potrafiła tak jak on wyrzucać ludzi z lokalu samym spojrzeniem, ale nie była już tamtą przerażoną nastolatką, ani nią, ani przeceniającą siebie dziewczyną zmuszoną jeść ziemie by przeżyć... Tylko gdzie szukać takiego przybytku? Owa speluna w Sogen znajdowała się w dzielnicy portowej, więc ruszyć musiała do portu który minęła, w końcu samuraj nie zabrałby jej siostry w takie miejsce, był za nią odpowiedzialny. Nie długo zajęło jej odnalezienie najbardziej zapyziałej z karczm, weszła tam pewna, zajęła miejsce przy stoliku, płaszcz skrywał jej twarz, zmęczoną i wciąż mokrą od łez.
-Zabrał mnie do takiej samej. - westchnęła, chociaż minęły długie miesiące wciąż pamiętała tamten dzień... zamówiła dokładanie to samo co tropiciel wtedy smażoną ośmiorniczkę w sosie szefa kuchni, w końcu sam mówił, ze specjał pochodzi z tych rejonów. Do tego wszystkiego dodatkiem był oczywiście ryż i odrobina warzyw. Tym razem jednak zamiast herbaty postanowiła zamówić do tego Sake, może nie wiązało się to z tamtym wieczorem, ale to właśnie pod jego wpływem szukała bliskości u Matsu, właściwie to piła pierwszy raz no i niedługo później tamta tajemnicza brunetka współpracująca przy porwaniu zdzieliła ją tak, że padła na ziemię...
-Mo... - powiedziała pod nosem obracając w palcach monetę, właściwie nie wiedziała od niej nic, oprócz tego, że jest brunetką i właśnie tak nazwała ją Saga. Właściwie to była ostatnią osobą związaną z porwaniem która pozostawała po za jej zasięgiem, ona uniknęła kary. Może i odcięła się od siostry, może powinna zostawić to za sobą, ale tym razem nie o to chodziło. Musiała ją odnaleźć, miała świadomość, że to niczego nie naprawi, jednak chciała to zrobić, odnaleźć i zabić ostatnią współwinną, jeśli miała sobie wybaczyć to właśnie musiała zrobić...
-Jak? - ciche pytanie wyrwało się z jej ust, nie potrafiła utrzymać go w głowie. Jedyną osobą która mogła wiedzieć więcej była Saga, ale do niej nie zamierzała wracać. Miała tylko jedno wyjście wrócić do Sogen i zacząć małe śledztwo. Odnalezienie brunetki stało się jej celem, pokutą którą nadała sobie sama. Kelnerka podała jej jedzenie wraz z alkoholem, wypiła nieco wprost z butelki i zaczęła jeść, mimo tego co czułą i tego co się stało musiała przyznać jedno... Tropiciel naprawdę znał się na jedzeniu. Był pierwszą osobą którą chciała przerosnąć, w efekcie, gdy tylko okazał słabość zginął, kiedy stał się słabszy był ofiarą. Taki był świat, słabi ginęli, czy jej siostra była tą silną? Nie.. raczej nie, ale nie znaczyło to, że musi ginąć. Tensa wypuściła ją ze swych ramion, pozbawiła swojej siły, lecz pozostawiła w silnych ramionach samuraja, on miał większe doświadczenie, dawał jej bezpieczeństwo... szczęście... Uderzyła pięścią w stół, dał jej to czego ona nie potrafiła.
-Z nim będziesz szczęśliwsza. - z jej ust wyrwały się słowa jakiejś dawno zapomnianej piosenki, poczuła czyjś stłumiony przez stal dotyk współczujące położenie dłoni na ramieniu. Zbędny gest podsycił jej irytację, czerwone ślepia wbiły się w oczy pijaczka.
-Masz dwie sekundy. - warknęła... no cóż, pijany nie miał zamiaru sprawdzać siły jej doujutsu, opuścił budynek...
-Może to nie samo spojrzenie, ale jednak czegoś mnie nauczył. - powiedziała do siebie ze smutnym uśmiechem, wspomnienia... czy dalej bolały? Właściwie nazywanie tego bólem było nadużyciem... uwolniła się od tego, ból przez ten cały czas kultywowany mógł ją opuścić, teraz był motywacją. Nie mogła już pomóc siostrze, sama podjęła tą decyzję, przebrnęła przez pierwszą falę smutku, teraz musiała zastanowić się co dalej... Rozpamiętywanie przeszłości jednak było nieco ważniejsze, robiła swoisty rachunek sumienia. Z resztą to była jedna z tych rzeczy w których była dobra, analiza, wyciągnięcie wniosków i planowanie, w walce zwykle tak robiła, w życiu dała zaślepić się emocjOM, zbyt długo wierzyła we wspólną szczęśliwą przyszłość. Długo zajęło jej zrozumienie tego wszystkiego. Jedzenie zdążyło zniknąć z talerza...
-Koniec z emocjami. - powiedziała podnosząc bukłak w geście toastu, pociągła głęboki łyk. Musiała odkaszlnąć, sake paliło, tak jak za pierwszym razem. Uśmiechnęła się pod nosem zostawiając pustą butelkę, lekko chwiejnie podeszła do lady zapłaciła za pokój i udała się na piętro, był on surowy i obskurny. Jednak czego mogła się spodziewać? Zabarykadowała drzwi niepotrzebnymi meblami. Dłuższą chwilę siłowała się ze zbroją, lecz po pewnym czasie w bieliźnie legła na łóżku.
-Jutro koronacja, w tłumie mnie raczej nie wypatrzą, potem turniej, raczej nie uda mi się go wygrać, no i możliwe, że trafie na Yamiego, nawet jeśli... czy powinnam dać mu wygrać? Z jednej strony ślubował, z drugiej honor jest dla niego ważny... ehhh, po prostu dam z siebie wszystko i postaram się nie odpaść w pierwszej rundzie, to będzie sukces, w końcu w takiej sytuacji pewnie będę jedną ze słabszych i tutaj nie pomogą mi piersi, tylko chłodna analiza... - sięgnęła do leżącej nieopodal torby i wyjęła notatnik, miała tam kilka rzeczy które mogły się przydać, ołówek poszedł w ruch, a po kilkudziesięciu minutach rozrysowała kilka technik, manewrów i kombinacji które mogły jej się przydać... umysł po sake był ostrzejszy niż zazwyczaj. Wsunęła notatnik pod poduszkę i obróciła się na bok.
-Tylko co potem? Trochę tu popracuje, w końcu tutejsi shinobi mogą różnić się znacznie od tych w Kantai. Pozwoli mi to zebrać wiele informacji. Potem wrócę do Sogen ehh... nie wrócę do domu. Wiem! Porozmawiam z liderką, po proszę o przydział po za osadą, a jeśli go nie dostanę zaszyje się w jakiejś niewielkiej wiosce... chociaż mogłabym pójść do Hachiego, w końcu ma mi do przekazania jeszcze dwie bramy... W międzyczasie spróbuje zdobyć informacje o tej całej "Mo", jeśli szczęście dopisze to ją znajdę, jeśli nie ehh, będę szukać dalej. W końcu dokąd mogła uciec? Gdyby spodziewała się wydania poszła by na mur, jeśli wszystko się dobrze zgra zdążę to sprawdzić nim minie okres obowiązkowej służby, ale to raczej wątpliwe. Chociaż zebrali się tam przeróżni wojownicy, to może być cenna lekcja... Tak, gdy tylko posiądę drugą bramę, może byli mili, ale nie mogę się już tak bawić, wezmę czego chce i odejdę, potem mur, a tam pomyśle co dalej. - plan był gotowy, zamknęła oczy, sen przyszedł szybko, nic dziwnego ostatni okres był ciężki, siedziała aż nie dopadł jej sen przy łóżku siostry, teraz ogrom emocji...
Obudziła się z samego rana, dawno nie była wypoczęta jak tego dnia. Usiadła na łóżku przeciągając się, posiedziała tak chwile pozwalając ciału przyzwyczaić się do aktywności. Podniosła się i podeszła do okna, ludzie tłumnie gdzieś zmierzali... chociaż to "gdzieś" było, aż nazbyt oczywiste, zmierzali na koronację nowego cesarza, mimo, że wciąż było wcześnie.
-Czyli tłumy, kto by to przewidział? - powiedziała do siebie grzebiąc w torbie, tym razem wyjęła z niego lusterko. Przejrzała się w nim, no cóż potrzebowała chwili, żeby doprowadzić się do ładu, ubrała się poodsuwała meble i zeszła na dół, wzięła wodę i wróciła do pokoju... na ogarnięcie twarzy wystarczyło, na całe szczęście temperatury tu nie były zbyt wysokie... Założenie zbroi mimo, że pamiętała jak pomagał jej Hayami zajęło dłuższą chwilę, na to wszystko zarzuciła płaszcz i założyła głęboki kaptur.
-Dobrze, że ścięłam włosy, nie poradziłabym sobie z nimi. - podsumowała wychodząc z karczmy. Dzień był ciepły, chociaż niebo zachmurzone, zaciągnęła się świeżym pokoju, było zupełnie inne niż to w zatęchłym pokoju. Na ulicy od razu porwał ją tłum ciągnący na to wydarzenie. Dała im się porwać, szła wraz z nimi, na przepychanki starała się nie reagować chyba, że ktoś był, aż nazbyt chamski. Tak więc szła z myślą, że jedna notka mogła by dokonać prawdziwej masakry, nawet nie samym wybuchem, ale ludzie tratujący się w strachu... Odrzuciła tą myśl w końcu w tłumie mogła być... NIE MYŚL O NIEJ! To koniec, przeszłość... szli tak, aż do samego placu defiladowego. Niestety nie udało jej się wyrwać dobrego miejsca, to gdzieś w połowie musiało jej wystarczyć. Tak, też stała i czekała na to co ma się stać....
0 x
Murai

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Murai »

Okolica niewiele się zmieniła, przynajmniej pod względem architektury. Była praktycznie taka sama jak poprzednim razem kiedy tutaj był. Nie przyglądał się w zasadzie w aż takim stopniu stylowi tutejszego budownictwa, nie mógł więc poprawnie ocenić różnic. Ile minęło, od kiedy zmieniła się władza? Nawet nie był oficjalnym przywódcą, koronacja miała nastąpić niedługo. Mimo że była zbędną formalnością, gdyż teoretycznie i tak trzymał władzę, to takie widowiska były potrzebne. Zwiększenie morale ludu, utwierdzeniu ich w potędze cesarstwa. Ludzie często potrzebują ikony, jakiegoś autorytetu. Kogoś, kto powie "Jest bezpiecznie, nie martwcie się", nawet kiedy wokoło szaleje pożoga, a ludzie i tak uwierzą w słowa tego kogoś. Jakiegoś lokalnego bohatera, który od czasu do czasu zrobi coś wielkiego i da ludziom nadzieję. Murai nigdy nie startował na tego typu ikonę. Brakowało mu zdecydowanie za wiele do chociażby ubiegania się o ten tytuł. Ludzie respektują wygląd zewnętrzny, siłę, sposób bycia i podejmowane akcje. O ile z siłą nie było problemu, to cała reszta była kluczowym problemem. Mimo ze był znany wśród całkiem szerokiego grona ludzi, to daleko mu było do symbolu. Był po prostu znany, co po części było efektem ubocznym podejmowanych przez niego działań na skalę globalną, o ile tak można było nazwać branie udziału w większości akcji związanych z aktywnością wojskową. Nigdy jednak nie poniósł z tego tytułu realnych konsekwencji, przykładowo od chowających urazę Uchihów czy Kagyua.
Rozmyślania rozmyślaniami, a trzeba było obserwować to co przed sobą, wokoło siebie. Analizować możliwie jak najwięcej, zbierać poszczególne elementy ogromnej kulturowej układanki i dopasowywać je do siebie. Pytać ludzi o drogę,
o ciekawsze miejsca w okolicy. A przede wszystkim rozeznać się w okolicy, otrzymać informacje o miejscu koronacji. Już w osadzie do której przybył znajdowało się wielu strażników, najpewniej kontrolując wszystko co tylko się dało. Czy przyjezdni nie znajdują się na ich czarnej liście, kogo obserwować. Murai wyłapał mimowolnie kilka par oczu strażników, które zwrócone były w jego kierunku. Nie było w tym nic dziwnego, charakterystyczność Kakuzu była oczywista, a używanie Henge byłoby bardzo głupim pomysłem. Ramnaru potrafią widzieć chakrę, na pewno zobaczyli taką prostą technikę. Obecność sensorów pogarszała sytuację wszelkim przestępczym elementom, które mogłyby chcieć dopuszczać się przestępstw. Tylko jak głupim trzeba było być, żeby na naszpikowaną zbrojnymi wyspę, w dodatku podczas jednego z większych wydarzeń w historii tych terenów, próbować kradzieży? Bardzo wątpliwe, bardzo. W końcu otrzymał wystarczającą ilość informacji żeby skierować się na koronację, w stolicy cesarstwa.Podróż była, czego zresztą można było się spodziewać, krótka i intensywna. Zimno, mimo że nerwy Kakuzu były przytłumione i nie pozwalały na normalne odczuwanie temperatur wokoło. Mróz mógł jednak przeniknąć przez skórę i nici, docierając do bardziej ważnych organów. Płaszcz i nici wystarczyły jednak, by nie zamarznąć na kość, mimo braku w ciele Kakuzu kości.

Przybywszy już na miejsce, Kakuzu dostrzegł ogromne połacie pustego terenu. Pustego w zrozumieniu braku infrastruktury czy innych obiektów publicznych, ludzi było pod dostatkiem. Plac był, z tego co Murai zdążył się dowiedzieć za pomocą zwykłego rekonesansu i podsłuchaniu rozmów, miejscem w którym gapie mieli się zebrać. To tutaj odbędzie się koronacja, a właściwie na balkonie w pałacu, na który z tego miejsca był doskonały widok. Zwykli ludzie mogli podziwiać swojego Cesarza całkiem dobrze, ale osoby ponadprzeciętne pokroju Muraia właśnie, będą mogły dostrzec duża ilość szczegółów nawet z daleka. Potrzeba zdobycia wiedzy jednak pchała niciowca całkiem blisko, sprytnie i szybko robiąc sobie miejsce pomiędzy już zebranym na miejscu tłumie gapiów. Mieszkańców Hyuo, cudzoziemców, strażników. Taki tłok sprzyjał nieprzyjemnym incydentom, ale odpowiedni Szczep powinien zniwelować i ten problem. Pozostawało więc tylko czekać, uważając na tłum wokoło siebie w którym mógł pojawić się ktoś kto obrałby za cel właśnie Muraia.
0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3910
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Ichirou »

Odetchnął z ulgą dopiero gdy jego noga znów stanęła na pewnym, niekołyszącym się gruncie. Kantai okazało się inne niż malowały to jego wyobrażenia. Nie to, żeby się zawiódł zastanymi widokami, tylko po prostu spodziewał się czegoś innego. Gdzie był ten słynny śnieg, z którym spotkał się już kilka razy w paru regionach kontynentu? Gdzie wieczne zmarzliny? Zamiast zimnego, lodowego wręcz klimatu spotkał się z bardziej umiarkowanym. Nie było jakoś szczególnie ciepło, ale wciąż było znacznie bardziej komfortowo niż w trakcie nieprzyjaznej, pustynnej nocy. Jego białe futro, uszyte na ostatnia chwilę przez najznamienitszego krawca Atsui, nie było mu aż tak bardzo potrzebne i dałoby radę obyć się bez niego. No ale wygląd to wygląd, trzeba było się prezentować, w końcu złotooki panicz nie był byle kim. Może jakoś nie zostało to głośno i oficjalnie obwieszczone, ale to właśnie lider zasugerował mu złożenie wizyty Hanamurze i bycie przedstawicielem całego rodu. A że Ichiego na imprezę nie trzeba było zapraszać dwa razy, no to siup, wskoczył na statek i jakoś przemęczył się przez morską podróż, mimo że nie przepadał za szerokimi, bezkresnymi wodami.
Kroczył spokojnie i dumnie, rejestrując otoczenie uważnym spojrzeniem bursztynowych oczu. Wioski, osady i miasta z grubsza były do siebie zgoła podobne, niezależnie na którym krańcu świata się znajdowały. Przyglądając się jednak uważniej, można było z kolejnymi chwilami wychwytać coraz więcej różniących ich szczegółów. Mniej lub bardziej podobna architektura, inne materiały, unikalne zdobienia. Można było chłonąć obecną tu kulturę jak piach chłonie wodę, ale to jednak nie był główny cel wizyty. Spacerek młodego (a może już starego?) Sabaku powolutku dążył do właściwego miejsca.
Dotarł do placu przed pałacem cesarza i tam właśnie zakończył swój niespieszny marsz. Zdążyło się tu już zgromadzić wielu ludzi i choć on sam nie był byle kim, teraz był jedynie jednym z wielu osób, które zjawiły się tutaj z jednego powodu. Powodem tym była chęć zobaczenia... no właśnie czego? Ogłoszenia jednego, wspaniałego władcy wszystkich okolicznych wysp? Oficjalnego przypieczętowania wielkiego sojuszu? Powstania lodowego cesarstwa?
Władcy piasku nie było dane poznać wcześniej zbyt wielu faktów na temat trwającego tu przedsięwzięcia. Wiedział mniej więcej tyle samo, co ludzie wokół niego. Nie wychylał się wiec z tłumu, a przynajmniej na ten moment. Po prostu przyglądał się i przysłuchiwał wszystkiemu, co działo się wokół. Faktycznie udało im się pogodzić żyjące tu klany, skoro te z pewnością jeszcze jakiś czas temu doskakiwały sobie do gardeł? Asahi śmiał w to wątpić.
Najważniejszym jednak pytaniem, powracającym często w myślach brązowowłosego, było to, czy wszystko na pewno przebiegnie tak spokojnie, jak powinno. Festyny, turnieje i inne ogólnoświatowe wydarzenia nie miały w zwyczaju kończyć się spokojnie. Ichirou był o tyle w nieciekawej sytuacji, że był zdany wyłącznie na siebie. Nie miał tu żadnych ludzi, był daleko od swego domu, nie był nawet kontynencie, tylko na samiuśkim, pieprzonym krańcu świata. Miał tylko siebie i swój piach, który aktualnie nie wisiał mu w gurdzie na plecach, tylko był zapieczętowany w zwoju.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Shijima »

Shijima i Seinaru powędrowali do miejsca, w którym miał się odbyć turniej, żeby zorientować się, co jak i gdzie.
I dlaczego nie teraz. Jak się okazało turniej miał się odbyć dopiero po koronacji, więc był jeszcze cały długi dzień i noc,
by... no właśnie, co? Zwiedzili Hanamurę. Shijima za bardzo nie znał jej okolic, nie licząc odwiedzin w pałacu nie było go tutaj zbyt wiele razy... nie licząc odwiedzin w pałacu nigdy przedtem go tutaj nie było. Trzymanie się Hyuo było wystarczająco zadowalające. Hanamura była jednak piękna. Mimo chłodu roślinność tutaj kwitła i nie było śladu po śniegu, co samego Mokurena dziwiło niezmiernie. W końcu wyspy nie znajdowały się znowu tak daleko od siebie.
Czas nie mijał leniwie. Mijał bardzo szybko. Minuty były sekundami, a godziny prześlizgiwały się pomiędzy palcami i nie było czego zbierać. Może prócz wspomnień, które eleganckim pismem, wychodzącym z pióra kierowanego dłonią mistrza, kładły się na kartach historii i plamiły śliczne płatki wiśni atramentem. Znowu! Jak sam powiedział: czas leczy rany. Z czasem zapominało się o wojnie w specyficzny sposób, w którym uczyliśmy się z nią żyć. Ciągle tkwiła, głęboko wepchnięta w nasz umysł, pod skórą, ciało pamiętało odruchy, pamiętało adrenalinę i świadomość, że jeden fałszywy ruch może przekreślić lata starań o przetrwanie. Było sporo pytań. Jak się czujesz, jak ci się powodzi, czy w końcu znalazłeś swego wymarzonego psa i przygarnąłeś wreszcie stado owiec. Czy dom, który wydawał ci się tak daleki i obcy w końcu był naprawdę twoim domem. Co robiłeś, gdzie wiodły cię twoje silne nogi, które radziły sobie z dźwiganiem twojego własnego ciała i ciężarów fizycznych, a uginały, kiedy ramiona nie radziły sobie z tymi psychicznymi. Wszystko skraszone było spokojem, który chyba nie pasował koniec końców do Shijimy - do osoby, która zawsze bardzo mocno przeżywała każdą z twoich opowieści i z przejęciem śledziła każdy twój krok, nawet jeśli on sam go nie widział. Widział go oczyma wyobraźni i to wystarczyło.
Zaprosił cię do swojego mieszkania i zaoferował nocleg. Nie było wystawne, ale na pewno przestronne i wygodne. Na szerokim parapecie okna leżała poduszka i pomięty koc wraz z tacą, na której stał imbryk z zimną już herbatą, przy oknie piękniła się wdzięczna sztaluga, na której znajdowało się płótno, ale zasłonięte materiałem. Otworzony dziennik, w którym Shijima zawsze coś bazgrał, z wyraźnie powyrywanymi kartkami, leżał na stoliku, usłany zgrabnymi znakami - w każdym kącie można było dopatrzeć się czegoś, co sugerowało, że to mieszkanie nie jest puste, a jego mieszkaniec nie miał przesadnego bzika na punkcie perfekcyjnego porządku, chociaż nie można też było mówić o bałaganie. Ugotował obiad, dając ci kategoryczny zakaz dotykania soli... i w ogóle jakichkolwiek przypraw, co nie znaczyło, że miałeś wolne ręce od pracy, ha! Nie ma tak dobrze, a Shijimie jakoś zdecydowanie za łatwo przychodziło dyrygowanie. Od momentu wojny pod Murem tym bardziej. Jakimś cudem jednak sól wylądowała koniec końców blisko ciebie, więc pojawiła się prośba "podaj mi sól".
UF, na szczęście obeszło się bez zdradliwych przejęzyczeń.
W dzień koronacji brunet przybrał mundur wojsk Cesarskich. Czuł się do tego zobowiązany. Zapewne niepotrzebnie, bo miał wrażenie, że Natsume nie należał do osób, które miałyby mu za złe stapianiem się z tłumem, ale jednak. Tytuł do niego przylgnął, otrzymał wojskowe odznaczenie, mające go przydzielić do konkretnego stanowiska - wraz z przywilejami przychodziła odpowiedzialność, czyż nie? Duma? Czy był z tego dumny? Nie. Było mu to raczej obojętne i czuł się spętany decyzją, którą podjął, ale jednocześnie dawało mu to chociaż minimalny sens życia, kiedy... och, kiedy każdego dnia zastanawiał się, czy nie lepiej zaprzyjaźnić się ze stryczkiem. Nie miał na tyle odwagi? To też. Mimo wszystko jednak... chciał żyć. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Na przekór samemu sobie. Tak czy siak niewiele się zmieniło w jego wyglądzie - mundur czarny, na ramiona zarzucił czarne kimono - może prócz tego, że dobrze dopasowany mundur o wiele lepiej podkreślał smukłość jego ciała, niż luźne ciuchy, które zwykł nosić. I tak wylądowali razem na placu przed pałacem, gdzie zbierało się coraz więcej ludzi - zarówno mieszkańców, jak i przybyszy z różnych stron. Mokuren zaplótł ręce na klatce piersiowej, nie decydując się na pchanie na przody. Nie cierpiał ludzi, tłumów, hałasu, zawieruchy, obijania się o siebie... a to miejsce było zebraniem wszystkiego tego, czego właśnie nie lubił.
0 x
Awatar użytkownika
Kisho
Gracz nieobecny
Posty: 455
Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
Wiek postaci: 20
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Kisho »

Był w tym miejscu już wcześniej, nie tak dawno zresztą, ze sprawą dla przyszłego cesarza wysp, ale wtedy nie było tutaj aż takich tłumów. Placu w zasadzie nie było już widać, zamiast niego pojawiła się masa ciał i wystających głów. Może gdzieś z tyłu było miejsce, jeszcze wolne, aczkolwiek pewnie nie na długo, bo ludzi cały czas przybywało. Nic dziwnego, koronacja na cesarza nie zdarza się często. Kisho przybył tu, bo niejako obiecał Natsume kolejną rozmowę, ale nie ukrywając, jak wielu z tych zebranych także chciał ujrzeć samą ceremonię koronacyjną. Chodziło przecież o cesarza wysp, czyli jakby nie było i jego cesarza.
Chłopak westchnął i nieco się skrzywił. Miał nadzieję, że przychodząc na plac ze sporym wyprzedzeniem, znajdzie sobie odpowiednie miejsce, może nie z samego przodu, ale jednak stosunkowo bliskie balkoniku, na którym wszystko się odbędzie. Niestety, nie był jedynym, który wpadł na ten sam pomysł. Nie chciał się przeciskać i na chama dostać na przód tłumu. Usadowił się więc z tyłu, gdzie jeszcze było jakieś miejsce. Widok z tej pozycji nie zachwycał, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. W końcu zawsze mógł odpalić swoje czerwone oczka, by lepiej wszystko widzieć, nie? Nie sądził jednak, że będzie to potrzebne.
Czekając na główne wydarzenie dnia, miał okazję przyjrzeć się zgromadzonym. Ludzi było od groma, większość wcale do siebie nie pasowała. Mieszkańców wysp moża było w miarę szybko wyróżnić z tłumu, zwłaszcza tych z wyraźnymi rekinimi ząbkami i skrzelami. Poza tym, jako rodowici mieszkańcy byli przyzwyczajeni do niskich temperatur, toteż nie nosili nie wiadomo jak ciepłych ubrań. W przeciwieństwie do nich Kisho jak i inni obcy zza morza, wyróżniali się właśnie grubszym odzieniem, lekkimi drgawkami w momencie powiewu zimnego powietrza no i oczywiście inną, bo ciemniejszą karnacją.
W pewnym momencie Kisho poczuł się nieco głupio. Większość zebranych była ubrana wizytowo, schludnie i elegancko. Odpowiednio do sytuacji i rangi wydarzenia, a on? Cały czas w tych samych ciuszkach - w koszulce, bluzie i bezrękawniku. Gdyby chociaż wszystko to było dobrane kolorystycznie to może by i uszło w tłumie, ale tak... Aż szkoda gadać. Zakrył się więc szczelnie popielatym płaszczem. Szału nie było, ale prezentował się lepiej niż poprzednio. Pomyśleć, że wparował na koronację totalnie nieprzyszykowany, a w dodatku czeka go jeszcze kolejne spotkanie z Natsume... Chyba spali się ze wstydu jak się mu tak pokaże...
- Oby gdzieś w pobliżu mieli otwarty jakiś sklepik - mruknął pod nosem, licząc, że zdąży zakupić odpowiednie ubranie gdy tylko ceremonia dobiegnie końca i zacznie się festiwal. Nie chciał przecież wypaść nieelegancko, a niestosowne odzienie w kontakcie z samym cesarzem, może być odebrane jako brak poszanowania i szacunku, nie?
0 x
Obrazek
Masaki

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Masaki »

Na Kantai dotarłem bardzo wypoczęty. Podróż na statkiem była monotonna, a kołysania fal uśpiły mnie bardzo skutecznie. Gdy z oddali na statku zobaczyłem brzeg, moim oczom ukazała się mroźna kraina. Chociaż nie mogłem o niej tego że była jakaś bardzo mroźna bo było tam piętnaście stopni. Może i początkowo nie powaliła mnie ona swoim wyglądem, ale nie odbiegała w żaden sposób od normy. Przecież nie pojechałem tam w końcu oglądać widoków. szczerze wolałem cieplejsze klimaty. Wychowałem się w piaskach pustyni, a nie wśród czap lodowych i śnieżnych krain. Chociaż pustynia była bardzo podobna do swojego lodowego odpowiednika. Tu pusto, tam pusto, a raz na jakiś czas malutka wioska z kilkoma mieszkańcami. No tylko ta temperatura była lekko.. irytująca. Już w Ryzaku No Taki chodziłem w płaszczu bo było mi za zimno, a co dopiero w tej "mroźnej krainie". tak czy siak wracając do mojego głównego celu podróży, za niedługo miała się odbyć koronacja, a ja nadal nie miałem gdzie się zatrzymać. Postanowiłem to załatwić zaraz po koronaci nowego cesarza, bo nie mogłem się przecież spóźnić. Pośpiesznie więc udałem się na plac gdzie miała się odbyć ceremonia. Na placu moim oczom ukazały się tłumy ludzi czekających na swojego wodza. Oczywiście dużo tu było również osób o ciemniejszej karnacji. Przecież nikt nie chciał opuścić tego wielkiego wydarzenia. Widać było, że tylko nie mnie klimat daje się we znaki. W tłumie zobaczyłem również kilkoro Sabaku którzy przy mocniejszych powiewach wiatru dostawali dreszczy. Większość osób tutaj zebranych była ubrana na galowo i elegancko. tylko kilkoro podróżników którzy tak jak ja nie mieli się w co ubrać, przyszło w normalnych ubraniach. Jak ja bym wyglądał przecież w koszuli, na statku i z gurdą na plecach. Aż się uśmiechnąłem gdy sobie to wyobraziłem. Do koronacji pozostały jeszcze dwie godziny więc miałem czas na zastanowienie gdzie się udam następnie. Musiałem jeszcze przecież odwiedzić sklep i coś kupić do jedzenia, a także zapewnić sobie nocleg. Nie mogłem przecież spać pod mostem jak bezdomny. Na razie nie pozostało mi nic innego niż poczekać, aż zacznie się ceremonia. Mam nadzieję że będzie tutaj jakieś miejsce do ogrzania się. Mruknąłem pod nosem i zacząłem się przepychać przez tłum w stronę głównego placu. chciałem być jak najbliżej nowego cesarza wysp.
0 x
Shinji

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Shinji »

W Hanamurze był tak naprawdę pierwszy raz, jeśli natomiast chodzi o wyspy to już zupełnie inna kwestia. Był to już jego drugi raz to też nie zaskakiwał go chłodny klimat - nawet na wiosnę. Co z tego że "gorący" był z niego chłopak? Była to jedynie metafora, która nijak miała się do rzeczywistych odczuć ciała, które targane było tym wszechobecnym zimnem. Szczęśliwie jego prowincja nie była o wiele lepsza pod tym względem - współczuciem należało obdarzyć tych, którzy pochodzili z pustyń. Dla nich lato w Sogen mogłoby być nawet zimne nie wspominając już o wyspach "Lodowego Cesarstwa" - bo tak je chyba zwali co? Powoli zszedł z okręgu trzymając niewiastę pod rękę - Uważaj, musisz podnieść nogę. - skąd taki tekst? Towarzyszyła mu Chise, urocza niewiasta która niestety nie miała tyle szczęścia co on i urodziła się niewidoma. Spotkał ją podczas wyprawy w to miejsce i tak się złożyła, że podróżowała w tym samym kierunku. Jako, że w stosunku do kobiet zwłaszcza tych emanujących urodą potrafił być prawdziwym dżentelmenem od razu zaproponował pomoc i tak oto znaleźli się w tym miejscu. Nie wiedział jaki był cel jej wędrówki - znał jedynie swój, ale nie przejmował się tym. Póki co w głowie miał jedynie Shijimę, a Chise stanowiła uroczy dodatek przy jego boku umilający mu podróż, która swoje trwała. Po zejściu z okrętu skierowali się w kierunku tablicy ogłoszeniowej. Była to jego inicjatywa, ponieważ nic tak naprawdę nie wiedział o wydarzeniach na wyspach. Sam nie wiedział czego szukać. Może Shijima stał się kimś znanym? Nie to raczej nie to. Był raczej zwykłym szaraczkiem, który w jakiś sposób go zaciekawił. Interesowało go to czy dowie się czegoś ciekawego i nie wiedział jak bardzo jego oczekiwania się ziszczą - O proszę wychodzi na to, że dotarliśmy tu w idealnym momencie. Piszą o koronacji Cesarza, która odbywa się dzisiaj. Zainteresowana? - było to pytanie czysto retoryczne. Któż nie byłby zainteresowany?! Któż nie chciałby zobaczyć tego na własne oczy? Ups... Dobrze, że nie powiedział tego na głos. Dziewczyna przecież nie mogła tego zobaczyć bo była niewidoma. Nie potrafił sobie wyobrazić jak można znosić trudy życia bez tego podstawowego zmysłu, kluczowego zwłaszcza w przypadku jego klanu. No właśnie, dziewczyna pochodziła z Sogen, gdzie ludzie mieli świra na punkcie swoich oczu, a tu proszę ona nie może cieszyć się tym czego inni często nawet nie zauważali uznając to za coś normalnego. Może się to wydać dziwne dla kogoś to widział Shinji'ego brutalnego mordercę, sadystę, oszusta w akcji - wiele miał imon - a jednak potrafił wykrzesać z siebie takie podstawowe uczucia jak współczucie czy empatia jeśli coś ruszyło go za serce. Może to był właśnie powód dla którego postanowił dziewczynie pomóc mimo, że spowalniała go w podróży? Zwykłe współczucie? A może wpadła mu w oko? Sam do końca nie potrafił zdefiniować swojego stosunku do niej. Nawet nie wiedział czy odczuwa w jej kierunku sympatię. Odezwał się w nim chyba instynkt bawidamka kochającego przebywać w towarzystwie kobiet i oto krótkie streszczenie jak znaleźli się w tym miejscu. Po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej wspomniał o jeszcze jednej kwestii - Podobno z tej okazji będzie organizowany także turniej. Myślę, że się zapiszę i trochę wyjaśnię uczestników. - oho czyżby miał zacząć przechwałki - Nie ukrywam, że czuję się w miarę pewnie, ale o tym może po koronacji bo powinna zacząć się za chwilę. - lekkim pociągnięciem za rękę dał znać, że ruszają. Uważnie śledził krzątaninę ludzi tak by Chise czasem na kogoś nie wpadła. Miał się nią w końcu opiekować - tak obiecał jej rodzicom i słowa miał zamiar dotrzymać. Przy okazji mógłby zebrać laury u liderki, bo wyglądali na całkiem wpływowych choć nie robił tego dla osobistych korzyści. Ot dobroduszny samarytanin się objawił, zupełne przeciwieństwo bezlitosnego Uchiha, którym tak często bywał. Trzeba wiedzieć, że osobowość Shinji'ego była bardzo złożona. Nie był on ani biały, ani czarny jak wielu bohaterów bajek dla dzieci. Była to postać szara z dobrymi i złymi przebłyskami, kierująca się swoim własnym kodeksem moralnym w którym jego osoba znajdowała się na szczycie hierarchii. Był niczym pępek świata nie będąc nim tak naprawdę - dziwne co? A taka była rzeczywistość tej osoby. Po prostu uważał się za osobę przeznaczoną do wyższych celów, do uczynienia swojego klanu potężnym tak jak nigdy nie było mu dane. Stanięcie na szczycie tej hierarchii i narzucanie reguł własnej gry wszystkim dookoła chełpiąc się tą władzą i siłą, której uosobieniem by się stał. Tak... To właśnie z tego prozaicznego powodu stosował środki, które nie spotkałyby się z aprobatom. Uważał się za lepszego od masy szarych ludzi, którzy jeśli stanęli mu na drodze byli wycinani niczym łany zboża na polach robiąc mu przejście. Był niczym kosa, która zamiast tępić się na kamieniu stawała się z każdym uderzeniem coraz ostrzejsza ostatecznie go przecinając i prąc przed siebie. Nigdy się nie poddawał jeśli uznał, że coś jest mu potrzebne do osiągnięcia swoich celów, nawet jeśli były one jedynie jego egoistyczną zachcianką tak jak w przypadku Shijimy. Był ciekawy i dostał to czego chciał. Wystarczyło tylko uwolnić odrobinę energii wypełniającej całe jego ciało jako shinobi, zagrozić komuś śmiercią i nagle ludzie stawali się zadziwiająco rozmowni. A potem co? Uzyskiwał to co tak naprawdę chciał i powracał do porządku dziennego tak jakby nic się nie stało gdzie inni męczyli ten temat przez jeszcze jakiś czas nie potrafiąc się otrząsnąć. Nie należy także pojmować tych wydarzeń jako festiwal egoizmu w całej swojej okazałości. To nie tak. Potrafił czytać ludzkie emocje, ich myśli i zamiary w sporej liczbie przypadków co nabył wraz z wrodzoną ciekawością otaczającej go rzeczywistości jak i stałym zadawaniem pytań. U Shijimy dostrzegł, że to właśnie było mu potrzebne. Kubeł zimnej wody na głowę, który rozwieje wszelkie wątpliwości kto pociąga tu za sznurki oraz wyrzucenie z siebie tego co głęboko skrywał poza kilkoma maskami udającymi, że nic nie było na rzeczy. Powróćmy jednak z tych rozważań na ziemię po której stąpał krok w krok trzymając Chise za rękę i prowadząc w pobliże placu przed pałacem. Czy tak naprawdę wiedział czy idą dobrą drogą? Nie był tego pewien i był to powód dla którego zaczepił przypadkowego przechodnia - Przepraszam, nie jesteśmy stąd i przybyliśmy na koronację cesarza. Czy mogłaby pani wskazać nam drogę na plac gdzie ma się ona odbyć? - uzyskane informacje okazały się bardzo pomocne i bez żadnego problemu i przeszkód po drodze udało się im dostać na wyznaczone miejsce. Dziwiło go, że nie sprawdzali ludzi przy jakichś bramkach czy czymś w ten deseń i nie odbierali im broni. Oczywistym faktem było, że cesarz jest naprawdę silną osobą, ale czy chcieli ryzykować? Było to niesamowicie "lekkomyślne", ale hej! Żyjemy w świecie pełnym niebezpieczeństw. Jeśli nie takowe to inne środki bezpieczeństwa zostały zastosowane. Pewnie nie było nawet potrzeby do zamartwiania się - w końcu Shinji był chyba ostatnią osobą, której to właśnie "uczucie" można by przypisać. Typ lekkoducha, który żył chwilą ot dziwna cecha połączona z jego zmysłem taktycznym, który nakazywał mu wszystko dogłębnie analizować i wysuwać odpowiednie wnioski na podstawie których podejmował działania - Wygląda na to, że będziemy musieli się przeciskać. Sporo ludu się zebrało. - jak powiedział tak też i zrobili. jeśli miejsca to jedynie najlepsze! Trochę to trwało, ale nie dość że zdążyli na czas to jeszcze miejsca z przodu były iście królewskie. Wszystko było stąd widać, tylko że Chise nie mogła doświadczyć pełni tej ceremonii... Postanowił być na tyle miłym by w miarę możliwości opisywać jej szeptem to co widzi. Bo w sumie co lepszego miał do roboty? Na pogawędki przyjdzie czas po tym wszystkim. Teraz należało skupiać się na wydarzeniach, których świadkiem dane było im wspólnie być...
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Natsume Yuki »

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=nogNV13TA-A[/youtube]
0 x
Chise

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Chise »

Podróż była spokojna, ale mało przyjemna dla młodej Uchiha. Nieustające bujanie, brak orientacji co gdzie jest, brak stałego gruntu pod nogami bardzo źle na nią wpływał, sprawiając, że miała cały czas mdłości i kręciło się jej bez przerwy w głowie, jakby była na karuzeli a nie na pieprzonym statku. Była zdana na opiekę Shinjego, który okazał się wobec niej bardzo troskliwy. Nie wiedziała co Hayami miał na myśli nazywając go "dziwnym", ale ona absolutnie tego nie zauważała. Chłopak był nieskazitelnie uprzejmy wobec niej, nie dając jej odczuć ani trochę pogardy z powodu jej braków.
Przenikliwy zapach soli ją drażnił, a silne podmuchy wiatru targały pięknym płaszczem, więc starała się unikać przebywania na pokładzie, woląc przechodzić do kajuty i odpoczywać. Chyba po raz pierwszy od dawna czuła się naprawdę ułomna, chora i niezdolna do niczego i było całkowicie przerażające. Starała się tego nie okazywać, ale było to nieuniknione, strach było w niej po prostu widać. Przybicie do lądu było jak wybawienie, nie mogła się doczekać opuszczenia tej przeklętej bujającej śmierci na morzu. Zaciskając dłoń nieco za nieco na przedramieniu chłopaka, powoli zeszli to niepewnej kładce, ostrożnie przestępując przez próg o którym wspomniał chłopak.
Stały ląd pod nogami był jak wybawienie. Nie od razu poczuła się lepiej, ale już sam fakt, że nie poruszali się pomagał bardzo szybko. Posłała kuzynowi uśmiech, nieco zmęczony ale zadowolony, oddychając głębiej.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością, kierując się w stronę tablicy ogłoszeniowej. Spokojnie, krok po kroku.. Nie wiedziała po co skierowali się w akurat to miejsce, ale nie zamierzała dyskutować za bardzo. Nie przeszkadzał jej kierunek spaceru, w drodze mogła nasłuchiwać, łapiąc strzępy okolicznych rozmów, a razem ich nastrój. Podniosły, podekscytowany.. Czego innego się spodziewać po takim wydarzeniu?
Shinji zajął się tablicą, a Chise spokojnie czekała na jakieś wnioski, komentarze, ciekawostki.. Czego on tu szukał, bo przecież nie wiedziała o tym. Skinęła głową w jego stronę, zadowolona.
- Oczywiście - stwierdziła radośnie - w końcu po to tu jesteśmy, prawda? By zobaczyć na własne oczy koronację Cesarza - zachichotała cicho, żartując lekko. Podchodziła do własnego kalectwa z dystansem, nie miała kija w tyłu. Zapewne sama by się śmiała gdyby ktoś się tak przejęzyczył w jej obecności, ale do tej pory wszyscy którzy spotkała byli zaskakująco poprawni i pilnowali swojego języka. Cóż, zapewne jeszcze pożałuje że kiedyś tak myślała, jak już spotka takiego żartownisia.
- Nie wątpię, że pokażesz prawdziwą siłę Uchiha na tym turnieju - uśmiechnęła się zaczepnie - na miejscu innych przeciwników wycofałabym się przed osobą o takiej sławie - oho, komplementy? Oczywiście. Już wcześniej zauważyła, że głaskanie ego znakomicie na chłopaka działa. Czy nie dzięki temu ją w końcu zabrał? Przedstawiła go jako bohatera wojennego, był z tego wyraźnie zadowolony. Lekki egocentryzm jej nie przeszkadzał, ba. Nawet ułatwiał kontakt z nim.
Ona sama jeszcze się nie przyznała, że zamierza występować. Siedem mieczy było ukryte podobnie jak maska, bezpiecznie w bagażu, który tymczasowo został w porcie, aż pośle po chłopca który da znać gdzie go znaleźć. Nie wiedziała na ile silny był, ale miała nadzieje, nie trafi na niego w pierwszej rundzie. Nie chciała walczyć z kuzynostwem tak szybko.
Dalsza droga poszła im gładko, dzięki dopytaniu się miejscowego o położenie placu, na którym miała być koronacja. Okazał się być zaskakująco i nieprzyjemne zatłoczony. Shiji postanowił podchodzić bliżej, w sumie rozumiała go, ale jej wystarczyłoby jakiekolwiek miejsce. A tak ktoś ją porządnie szturchnął w brzuch po drodze, aż jęknąła zaskoczona, oraz podeptali skraj czarnego płaszcza, który ostatecznie musiała wziąć w rękę, bo niemal ją unieruchamiał. Kiedy stanęli na miejscu odetchnęła z ulgą.
Nachyliła się lekko do Uchihy, bo hałas dookoła był nieziemski.
- Zdaje się, że już blisko tej koronacje. Niesamowite ile ludzi się zebrało - skomentowała to, co działo się dookoła. Wydarzenie było z prawdziwym rozmachem, a ludzi było naprawdę olbrzymia ilość. Każdy chciał być świadkiem historii, która miała się wydarzyć przed ich oczami.
Być może był to przecież początek całkowicie nowej ery w świecie shinobim. Inne klany mogłaby wziąć z nich przykład, zmieniając całkowicie obraz świata.
Chise była ciekawa człowieka, który to zapoczątkował.
/część Nasta później skomentuje, jak Shinji je opisze \o/ /
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Seinaru »

Nie interesowały go tutejsze zabytki, raczej "zakątki", malownicze miejsca, gdzie w te chłodne dni można było wyciszyć się i przemyśleć to, jak może ułożyć się ich dalsze życie. Tak, on też czuł jakby poznawali się od nowa. Tamta rozmowa chyba dość dosadnie uświadomiła im, że prawie nic o sobie nie wiedzą. Uważali się wzajemni za przyjaciół, chcieli myśleć że znają się jak łyse koniec, lecz w rzeczywistości ktoś z boku mógłby rzec, że są ledwie znajomymi. Seinaru czuł, że brakuje mu sekretów Shi. Kiedyś nie, ale teraz chciał wiedzieć o nim wszystko. To był warunek, aby nie martwić się tym, co jeszcze może skrywać Shijimy. Kei był jednak gotowy na to, że postępy będą przychodziły, jeśli w ogóle, bardzo małymi kroczkami. Mieli jednak na to jeszcze bardzo dużo czasu, prawda? Póki los ich nie rozdzieli, nie muszą nigdzie się spieszyć.
Dlatego przyjął zaproszenie do jego mieszkania z dużym entuzjazmem. Samuraj i tak nie miał teraz gdzie się podziać, a Shi przecież już kiedyś zawitał w jego domku i wtedy umówili się na rewizytę. I... to rzeczywiście było mieszkanie. Nie było tutaj tego sielskiego klimatu wsi jak w jego domu Teiz, jednak Seinaru bez trudu dostrzegł tutaj rękę artysty... i jakiegoś speca od feng-shui. Podobało mu się. Było skromnie i ze smakiem, co pozwoliło też szybko mu się rozgościć.
Ah i jedzonko! Zabrali się do pracy w kuchni, co samuraj naprawdę lubił i traktował bardziej jako rozrywkę. Między nimi nie było jeszcze ożywionych rozmów i ploteczek, ale też nie można być ze sobą i w ogóle się nie odzywać. Kei zagajał co jakiś czas bardziej skupiając się na sprawach bieżących, koronacji i turnieju. Spędzili ze sobą czas naprawdę miło, na tyle ile było można, i póki co Seinaru potraktował to jako jeden z tych małych kroczków do przodu. Ten był pierwszy, jeszcze tylko milion.
Zaskoczyło go, gdy przed wyjściem na koronację zobaczył Shijimę w mundurze.
- Wooow, teraz jesteś wojskowym? Nigdy bym nie przypuszczał... - A więc jednak znalazłeś jakiś malutki sens?
- Czyli nie mogę teraz brzydko mówić jak nowa władza mi się nie spodoba, bo mnie aresztujesz? - Zaśmiał się do niego, po czym wyszli. Kei nosił się w swojej zbroi i starym płaszczu, a także miał ze sobą kij i torbę.
W końcu dotarli na plac, a Seinaru cieszył się, że ma takiego ważnego przewodnika. Patrzył teraz na niego nieco inaczej. Shijima wydoroślał w jego oczach i wydawało mu się, że idąc patrzy z nieco bardziej podniesioną głową.
Stanęli nieco na uboczu, nie w największym tłumie, aby uniknąć ścisku i smrodu. Jednak ze względu na dystans dzielący ich od serca całego wydarzenia, samuraj bał się, że nie uda mu się dosłyszeć wszystkiego co najważniejsze.
I miał rację. Gdy zaczęło przemawiać czterech Shirei-kanów, brunet słyszał słowa wybiórczo, a i te strzępki tylko wtedy, gdy nikt obok nie szeptał i nie wymieniał cennych uwag, które nie mogły poczekać do końca uroczystości.
Gdy głos zabrał czwarty z nich Kei wytężył słuch. Usłyszał następujące słowa:
"Wystarczyło jedno zwycięstwo. Seria rozmów. Trochę empatii i narkotyki."
Stłumił w sobie śmiech i spojrzał na Shijimę, czy on również zareaguje tak samo. Wat? Co to było za Cesarstwo? Ochłonął nieco i znów słuchał. Nowy ważniak zdążył już wyjść przed szereg:
"Tak wielki projekt nie utrzyma się w jednej całości bez piwa!" Zabrzmiało w uchu Keia, który chyba już trochę sugerował się wcześniejszym przekazem.
- Piwo i narkotyki? To naprawdę szczęśliwe cesarstwo. Winszuję władcy... - Klepnął stojącego obok Shijimę kijem w ramach żartu. Co będzie dalej? Striptizerki? Taniec na rurze? Bo wyglądało na to, że wszystko inne zapewni władza.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Tensa

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Tensa »

Od dłuższego czasu stała już na placu. Otaczali ją nieznajomi ludzie, ich twarze mieszały się ze sobą, a gwar, który panował, przyprawiał ją o ból głowy. Jednak takie było ludzkie prawo, dyskutować, przekrzykiwać się niczym przekupki na targu tylko po to, by ktoś stojący kilka centymetrów obok na pewno usłyszał, co ma się do powiedzenia. Mimo duchoty, hałasu i całej reszty rzeczy, które obiektywnie uznawała za negatywne, nie żałowała swojego przybycia na koronację. Tym bardziej nie sprawiało jej żalu to, że przybyła na plac defiladowy zawczasu, może nie miała najlepszego miejsca, jednak z tego, w którym się znajdowała, widziała dokładnie na podest. Nie mówiła nic, chociaż wyruszyli w trójkę, teraz była sama, dało jej to chwilę na rozejrzenie się po okolicy. Strzelce z różnych formacji, jak założyć można było po ich ubiorze rozmieszeni byli na dachach, uśmiechnęła się pod nosem. Niektórzy z nich przyszli w cywilnych ubraniach, czyżby byli najemnikami? Nie, ich raczej nie zatrudniono by w takiej sytuacji, w końcu podkupiona grupa strzelców mogłaby obrócić tę piękną uroczystość w dzień, który zapamiętany będzie jako tragedia. Może i nie zabiliby samego cesarza, w końcu musiał mieć jakieś umiejętności, lecz salwa wypuszczona w tłum... panika... chaos. Ba! Nawet gdyby w tłumie znajdowała się jedna osoba, mająca zamiar kogoś zaatakować to pojedyncza strzała skończyłaby się tratowaniem, w końcu nawet mimo najwyższych umiejętności trafienie w cel ze sporej odległości przy takim zagęszczeniu było niemalże niemożliwe... a pudło skończyłoby się tragedią. No cóż, ale na wypadek takiego odosobnionego przypadku na plac wpuszczono szeregowych strażników... po tym wszystkim szczerze wątpiła w ich umiejętności, tamci z Sogen nie zareagowali nawet na poczynania Kazuo... pytanie tylko, czy pomogła mu jego opinia i układy, czy szala przechyliła się w nieudolności sił porządkowych... Tropiciel naprawdę dobrze to zorganizował, no cóż, musiała przyznać, że były sprawy, w których jej imponował, nawet mimo świadomości, że go przerosła, wciąż mogła sporo nauczyć się na błędach, które popełnił. W promieniu kilkudziesięciu metrów naliczyła co najmniej tuzin mundurowych, czyżby na wyspach mieli, aż taką nadwyżkę? Raczej nie, ludzi zawsze brakowało, zapewne ściągnęli ich z całej okolicy, pozostawiając oddalone miejsca na pastwę bandytów. Dać przyzwolenie na zło, żeby zapanować nad innym? Właściwie zrobiła to samo i wiedziała, jak wielkim jest to błędem, konsekwencje zawsze się pojawiały, zwykle przerastając winowajcę, a poczucie winy mogła zmyć tylko... "Krew", myśl sama pojawiła się w jej głowie, przecież sama w ten sposób chciała zmazać swoje winy, zabić ostatniego winnego nim będzie mogła zrobić to samo ze swoim sumieniem. Jeden z mijających ją strażników spojrzał na nią podejrzliwie, no cóż, ciemny podróżny płaszcz z głębokim kapturem z jednej strony dobrze chronił jej tożsamość, może nawet uniemożliwiał jej rozpoznanie, lecz z drugiej strony sprawiał, że wyglądała jak typ spod ciemnej gwiazdy. Nie miała oczywiście tego za złe, powierzona im rola była ważna, nie mogli pozwolić sobie na błędy. Powiodła wzrokiem po niebie, słońce wskazywało, że godzina ceremonii zbliża się nieubłaganie. Jej oczy zatrzymały się na krążących zaraz pod podestem żołnierzy w jednolitych mundurach... tak, oni prezentowali się godnie, fachowo odgradzali ludzi od miejsca, gdzie miało się dziać to całe przedstawienie. Nie mając nic do roboty, zaczęła liczyć, ilu ich jest, po chwili wiedziała, że wielu, zbyt wielu.
-Prawdopodobnie większość armii stacjonuje w Hanamurze albo na jej obrzeżach, ehh... państwo wystawione na atak, większość wojsk skupiona w jednym miejscu, podbicie pomniejszych wysp, przygotowanie przyczółków i odcięcie dostaw, przecież po kilku miesiącach całe wyspy wpadłyby w ręce rady. Idioci chcą bojkotu, a nie potrafią zareagować. - skomentowała w głowie całą tę szopkę, jaką odstawiła rada. W końcu nowy cesarz musiał podjąć to ryzyko, jakiekolwiek zalążki buntu w tym właśnie dniu i miejscu byłyby skazą na jego autorytecie, tym bardziej że jeden idiota w tej chwili mógłby wywołać kolejną wojnę. Nie, żeby jej to przeszkadzało, Kantai było daleko od Sogen, jedynie obecność jej siostry była problemem, gdyby nie ona chętnie wzięłaby udział w jakiejś bitwie, w końcu już od dawna nie miała okazji upuścić z siebie emocji.

W końcu jednak zapadła cisza, ceremonia rozpoczynała się, już za chwilę na światło dzienne wyjść miała tożsamość nowego cesarza, człowieka, którego czyny mogły zapisać się w historii krwawym atramentem. Odziały patrolujące teren pod podestem, szybko utworzyli zwartą formację. Ich sprawność nie była niczym dziwnym, przecież musztra była dla nich codziennością, mimo to wywołali na twarzy białowłosej podziw, jak zapewne u tej części zebranych, która nigdy nie miała okazji służyć w regularnych formacjach militarnych... czy też paramilitarnych. Muzyka zaczęła grać, po chwili Tensa musiała przyznać, że hymn jej się podoba, jednak niewysłuchanie go było tym po co tu przybyła. Na podeście pojawiła się grupa ludzi, którzy co tu dużo mówić dość nie pasowała do siebie. Jednak to nie ten skryty w białym płaszczu mężczyzna przyciągnął jej uwagę, może i prawdopodobnie to on miał od dziś zasiadać na tronie, lecz nie był najbardziej zjawiskową osobistością. Jej oczy dokładnie śledziły ogromnego emm... człowieka? Rybę? Raczej pół na pół. Do tej pory nie miała jeszcze okazji zobaczyć tak dziwnego osobnika, wyglądającego niczym pokraczny żart matki natury. To właśnie on przemówił jako pierwszy, ochrypły, tubalny głos był dobrze słyszalny, nie tylko dla pierwszych rzędów, wszyscy zebrani mogli usłyszeć co miał on do przekazania.
-Obrócić wszystko w perzynę, po to, aby powstało coś nowego lepszego... - zaśmiała się. Wybrała idealny czas na rzucenie wszystkiego, zarówno jak wyspy i ona zaczynała wszystko od nowa, niszcząc przeszłość, na własną prośbę odwracając się od rodziny... od ukochanej. Zaraz potem swoje trzy grosze dorzuciła jakaś kobieta, której nie ukrywając, Tensa nawet w najmniejszym stopniu nie kojarzyła.
-Zatracenie tego, co ważne przez zdradę? Ehh... czuję się, jakby ktoś mówił o moim życiu. - pomyślała, wciąż uważnie słuchając tego, co ci ważni mają do powiedzenia.
-Nikt im nie pomógł, jednak poradzili sobie sami... nawet w najciemniejszych czasach istnieje światło... nowy cesarz, nowe wyspy, nowe życie... - uśmiech zszedł z jej twarzy, chciała w to wierzyć. Słowa, które wypowiadali, były ważne dla każdego mieszkańca, jednak przedstawiały też bardziej uniwersalne rzeczy... były odpowiedzią na jej pytania, daną jej przez niebiosa... pytanie tylko, czy mogła w to uwierzyć? Mężczyzna w białym płaszczu uklęknął, nadszedł czas, aby poznać nowego władcę...
0 x
Megumi Ishida

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Megumi Ishida »

Megumi biegła przez miasto a potem w stronę placu przed pałacem. Ale jestem głupia, głupia głupia. Warczała na siebie samą młoda dziewczyna. Była spóźniona, jak zawsze. Nie za długo, ale jednak była. Biegła w stronę tego wielkiego zbiorowiska ludzi, odnotowując że pogoda była piękna, a temperatura w miarę wysoka, idealnie. Kątem oka dostrzegała całkiem sporą liczbę uzbrojonych ludzi chociażby strażników, jak i również zwykłych shinobich. To co głównie mogło wzbudzić ciekawość to ci czerwonoocy stojący na dachach łucznicy. Nie znała tego klanu, a tym bardziej nie miała pojęcia za bardzo jaką zdolność dają t oczy. Jednak nie trzeba być geniuszem żeby domyślać się że za pewne dają jakieś ulepszone widzenie, co przekłada się na lepsze ogarnianie rzeczywistości, z prostego powodu, inaczej nie dostali by oni roli strzelców wyborowych na tak ważnej uroczystości. Idąc dalej natykała się na zwiększone patrole, właściwie z każdym krokiem w stronę miejsca gdzie nastąpi przemowa wiązało się z pojawieniem nowych to uzbrojonych ludzi. Praktycznie jak by spodziewali się jakiejś walki. Miecz który miała na plecach przewieszony przez ramię dawał przyjemne uczucie. Nie wiedziała dlaczego kupiła akurat ten, a nie zwykła katanę jak zamierzała. Jak by to dziwnie nie brzmiało to popatrzyła na niego i od razu poczuła że to jest to. Dwie torby pełne sprzętu również sprawiały że czuła się jak prawdziwa wojowniczka. Teraz jednak od jej samopoczucia była ważniejsza ta historyczna chwila w której pięć rodów shinobich które wcześniej walczył ze sobą teraz jednoczył się pod de facto butem jednego cesarza. Czy to było dobre dla świata, czy może jednak nie, to nie jej oceniać. Jedno było pewne, jeśli coś się nie zdarzy podczas koronacji to będzie na prawdę zadziwiona. Albo po niej. Trudno jej było uwierzyć że ta potężna wszechmocna rada, dysponująca taką siłą że sprawowała kontrolę nad całym kontynentem była na tyle słaba i nie poradna że nie potrafiłaby sprzeciwić się kilku wypierdokom z wysp którym zachciało się bawić w nowe państwa. Gdyby była dowódcą białych smoków to na pewno wydałaby rozkaz do ataku właśnie tego dnia, gdy tylu ludzi było zajętych pilnowaniem pałacu. Inne wyspy po prostu musiały być znacznie osłabione, co czyniło je łatwym celem do zaatakowania i splądrowania. Przemowy rozpoczęły się a tłum był cichutko, słuchając, a raczej wręcz spijając słowa z ust tej czwórki śmiesznych ludzi. W końcu pod koniec przynudnawej gatki właściwie chyba wskazano kto ma być koronowany. Teraz nadeszła kolej jego przemowy, niech się streści i poda informacje o turnieju, to było tutaj najistotniejsze. A może ktoś spróbuje przeprowadzić zamach podczas koronacji? To też możliwe, albo jakiś samobójca któremu nie podoba się obecna sytuacja na wyspach może polecieć z nożem na ludzi. Możliwości było tak wiele i wszystkie były niezmiernie ciekawe. Co będzie dalej! Oto jest pytanie na które odpowiedź padnie za chwile.
0 x
Shijima

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Shijima »

- Shinobi to żołnierz. Czy tego chcesz, czy nie. - Wyjaśnił krótko powód, dla którego przybierał mundur, ale... kiedy wiązał wysokie buty zatrzymał się. Zreflektował. Uniósł powoli na Seinaru spojrzenie, pozwalając myślom gładko przesunąć się po umyśle. Szmer strumienia w lesie, nic strasznego. Czy to faktycznie był powód? Nie. Spoglądając teraz na samuraja nie miał wrażenia, że ten nie chce słuchać, tylko w sumie skąd ten wniosek? Może stąd, że skoro Kei wkładał w to energię, którą zawsze bardzo oszczędzał, takie przynajmniej wrażenie czasem miał Shi, to wie, że może się to skończyć szybciej niż zaczęło? Ten pierwszy kroczek. Pierwszy z miliona. Przez moment klęczał tak w bezruchu, nim powrócił do wiązania obuwia. - Do Cesarza dotarł list polecający z wojny. Zostałem wezwany przed jego oblicze i oblicze lidera mojego rodu. Złożyli propozycje, która wtedy nawet mnie ucieszyła, bo zaoferowali wstąpienie do Ranmaru, skoro mam Tsujiteigan i rangę Akoraito. - To już nie były krótkie wyjaśnienia. Nadal dość skąpe, kiedy spoglądało się na to, jak wiele emocji wtedy miażdżyło jego umysł, ale nakreślało, co się takiego stało. - Zgodziłem się. I tak było mi wszystko obojętne, a dzięki temu chyba mogę teraz powiedzieć, że "należę do rodziny". - Podniósł się i pokazał gestem na drzwi. Sam wyszedł na końcu i zamknął za nimi. Uniósł jeden kącik warg ku górze, słysząc następny komentarz Keia. - Specjalnie dla ciebie mogę załatwić kajdanki, chcesz? Przypnę jak pewien Cesarz w jednej z legend kanarka przykuł do jego klatki srebrnym łańcuszkiem za nóżkę, żeby nigdy więcej nie odleciał. - Rzecz jasna to był żarcik, nie zamierzał nikogo skuwać, ani tym bardziej więzić, ale Shijima już miał taki sposób mówienia i mimiki, że naprawdę ciężko było czasami powiedzieć, czy żartuje, czy może z kogoś kpi i szydzi. Czy mówi poważnie.
Czerwień zapłonęła w oczach Ranmaru, kiedy nieco ucichł i rozpoczęła się koronacja. Rozglądnął się wokół, kiedy najważniejsze osobistości znalazły się już na należnym im miejscu. Proszę bardzo, zebrało się nawet kilka sław ze słynnego Krwawego Pokolenia, które triumfowało na Pustynnym Pogromie. Zauważył spojrzenie Keia i można powiedzieć, że odpowiedział spojrzeniem - tylko nie spojrzał na niego po prostu wprost.
- Piwo i narkotyki? - Parsknął cicho, układając przedramiona na wysokości brzucha i opierając jedno na drugim. No teraz już musiał spojrzeć na Keia bezpośrednio. - Nie grab sobie tym kijaszkiem. Bo jeszcze przyjdzie mi do głowy cię odpacnąć. - Zaraz wrócił spojrzeniem na podest. - Podobno głodnemu chleb na myśli. - A głodny głodnemu wypomni, tak, tak, tak. Wszystko się zgadzało.
0 x
Awatar użytkownika
Kisho
Gracz nieobecny
Posty: 455
Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
Wiek postaci: 20
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)

Re: Plac przed pałacem

Post autor: Kisho »

Kisho podskoczył nerwowo, słysząc nagle jakieś dzwięki. Stał w jednym miejscu od dłuższego czasu i prawdę rzec mówiąc, zaczął zasypiać. Początkowo był podekscytowany, bo kto by nie był, później odrobinę się uspokoił i w miarę upływu czasu zaczął wodzić wzrokiem po okolicy, przyglądając się co ciekawszym rzeczom z otoczenia. Gdy jednak i to stało się nużącym zajęciem, zaczął zamykać raz prawą, raz lewą powiekę i powoli odpływał do krainy snów. Dlatego też na nagły odgłos bębna wyraźnie się poruszył, a przy tym i całkowicie obudził.
Zdawało się, że ceremonia w końcu się rozpoczęła, chociaż... Początek rzeczywiście był należyty, a przynajmniej taki jakiego spodziewał się ujrzeć, ale później? No musiał przyznać, że czegoś takiego nie brał pod uwagę. Mimo iż wiedział i poznał już cesarza wysp, to jego widok - w zasadzie to widok tej zakrytej pod białym płaszczem osoby - wprawił go w lekkie osłupienie. Myślał, że wprowadzą go w jakimś ceremonialnym orszaku czy coś, a tu proszę, wchodzą z nim, jakby był jakimś skazańcem. Cesarz był uwiązany za każdą kończynę. Co prawda nie spletli go łańcuchami, a zwykłymi szarfami, ale i tak pierwsze wrażenie było dość mieszane. Doprawdy dziwne te wyspiarskie obyczaje...
Uwadze Kisho nie umknęli także poszczególni przedstawiciele rodów, ich liderzy, a w zasadzie to już Shirei-kanów, bo chyba tak powinno się ich teraz tytułować. Większości z nich nie znał, słyszał co nieco, ale nigdy by ich nie rozpoznał, nawet gdyby stali przed nim. Wyjątkiem był oczywiście Waneko Satoshi, o którym wiedział sporo od matki - rodowitej Ranmaru. Ciekawe czy nadarzy się okazja by i z nim zamienić kilka słów i przekazać zebrane dotąd Ryo. Kisho wciąż nie zapomniał o ostatniej wojnie, w której nie było dane mu bronić swoich krewnych, więc w ramach rekompensaty i pomocy w odbudowie chciał przekazać w ręce lidera zebraną sumę. Nie było tego wiele, ale przecież liczą się chęci, nieprawdaż? Chociaż, skoro jakby nie było, wszystko nijako podlega cesarzowi, to może jemu powierzyć całą kwotę? Hmm? To się jeszcze zobaczy.
Liderzy wygłosili wspólną przemowę, zapewne wcześniej ułożoną i przećwiczoną. Zawierała w sobie lekki zarys tego, co działo się na wyspach przez miniony czas. Nie była to wcale wesołe streszczenie, wręcz przeciwnie. Nawet bez szczegółów dało się wywnioskować, iż wyspiarze swoje przeżyli, wycierpieli, wywalczyli, a także stracili. Na sam koniec jednak zdołali się podnieść i to dość solidnie, czego dowodem jest obecna sytuacja.
Gdy w końcu przyszedł moment przedstawienia tego wielkiego wybawcy, spoiwa klanów i wysp, wybrańca, wszyscy jakby wstrzymali oddech w oczekiwaniu. Aż dało się wyczuć to napięcie. Sam Kisho, mimo wiadomej co do przyszłego cesarza, aż spiął się na palcach i wytężył wzrok, całkiem tak jakby miał go zobaczyć po raz pierwszy, jak reszta zebranego tłumu.
0 x
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hanamura”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość