Onsen

Shijima

Re: Onsen

Post autor: Shijima »

Czy to właśnie nie był błąd na drogach takich jak ta? Złapanie się w swoją własną pułapkę, zastawione sidła, wokół których za długo już krążyliśmy, czekając z utęsknieniem, aż jeleń, na którego polowaliśmy, wskoczy w te zgrabne sidełka. Hyc! Byłby już nasz. Ale nie jest. Dlaczego? Dlaczego tędy nie przechodzi, chociaż przechodził codziennie, znaliśmy przecież jego wszystkie zwyczaje, każdą ze ścieżek, czekaliśmy przez bardzo długi czas, żeby wreszcie kupić te stalowe zębiska, starannie je położyliśmy, bardzo ostrożnie nakryliśmy ściółką, liśćmi, mchem - wszystkim, co było niezbędne, aby idealnie je zamaskować. Jelenia nie było. Kręcisz się i kręcisz - nie ma go. Jego sylwetka majaczy wśród drzew - kręci się jak ty. Niby to on jest tutaj niepewny, bo przecież wyraźnie czuje zapach człowieka, coś mu się nie zgadza - przecież tyle razy tędy chodził, nigdy nie było tu tej górki na jego dróżce, na którą nikogo nie zapraszał. Przemierzał ją sam. Błąd pojawiał się tam, gdzie znikała cierpliwość. Zamiast wrócić do domu, usadzić tyłek na ciepłym i wygodnym fotelu, to siedzisz w tych zimnych chaszczach, pozwalasz, żeby za kołnierz wpadały krople deszczu i modlisz się, żeby po wszystkim nie być chory. Dostałeś kataru, oh well, tak to już bywa - przecież jeleń wyraźnie słyszy to parszywe kichanie. Skoro więc nie nadchodzi - może warto go zagonić..? Takim sposobem człowiek zmieniał się w przysłowiowego jelenia, a ten prawdziwy jeleń wybierał po prostu inną drogą. Nie było żadnej zamiany z łowcy w ofiarę. Było tylko potwierdzenie, że jedynie myśleliśmy, że jesteśmy tak sprytni, tacy inteligentni. Słusznie - jedynie myśleliśmy. Zbytnia pewność siebie potrafiła poprowadzić na zgubę, więc to chyba dobrze, że Shijima nie był zbyt pewny siebie w ten arogancki sposób. Potrafił wyczuć tą misterną granicę. Potrafił zadowolić się dziwną przyjemnością wpatrywania się rozleniwionym spojrzeniem w samuraja, kiedy zanurzył się w wodzie po sam podbródek. Teraz jeszcze bardziej doceniał wszechobecną ciszę, która w tej intymnej atmosferze stała się doprawdy namacalna. Przyjemnie. Oczy Mokurena na moment zabłysnęły czerwienią, by przeskanować otoczenie wokół nich. Damn, naprawdę byli tutaj sami. Tym nie mniej jakoś tak to bywało, że ściany miały uszy - zwłaszcza na wyspie, na której tak łatwo można było spotkać Ranmaru.
- Wszystko zaczęło się od bitwy o Mur. Pamiętasz tego tymczasowego dowódcę, który wycofał główne siły z pierwszej linii z jednego z oddziałów? To był Shinji. Potem jeszcze próbował oszukać dowódców. Nie spodobało mu się, że powiadomiłem dowództwo Muru o jego niekompetencji, chociaż jak sam stwierdził, był po prostu "ciekaw, kto jest na tyle bezczelny". Dlatego się za nami przywlókł. Tu nie ma żadnej wielkiej znajomości, ot ta jedna pogawędka na tamtej polanie. - Pogawędka, jak ładnie nazwane. Bo w sumie jak to inaczej nazwać? Przecież nie była to kłótnia. Nie były to też ploteczki przy popołudniowej herbacie. Tym nie mniej dalsza część wymagała przyznania się do błędu. Chociaż, czy aby na pewno aż takiego błędu? Shinji odpuścił. Wymiana uprzejmości na trybunie i... tyle. Sprawiało to, że chciało się uwierzyć, że popełnił błąd. Zwłaszcza po tym, co powiedziała Chise - popełnił błąd... tak powinien chyba myśleć, prawda? Zgodnie z tymi wyrzutami sumienia. I myślał tylko, że powinien - bo wyrzutów nie czuł. Dopóki ten demon będzie istnieć w cieniu, dopóty nie zazna chyba spokoju myśląc, że może się w każdym momencie pojawić. Dziwne, bo jeszcze te trzy miesiące temu naprawdę chciał jego obecności. Porozmawiania z nim. Ale to było dawno temu i nieprawda, co nie? - Jakiś czas po tym, jak rozstaliśmy się w Marmurze, wysłałem do niego list. Szczerze to zdążyłem już o tym liście zapomnieć, ale on nie. Może nawet lepiej się stało, bo po tym krótkim spotkaniu na trybunach najwyraźniej stracił zainteresowanie. - Mówił o tym tak, jak mówi się o tym, że pogoda jest dzisiaj szara. No w sumie to ponuro, ale co tam, siedzimy w gorących źródłach, więc niech sobie ponura będzie. Jak stwierdzanie suchych faktów, które nie posiadają emocjonalnego pokrycia. Tylko spokój. Neutralność. - I uprzedzając twoje pytanie: wysłałem do niego list, bo liczyłem na to, że mnie zabije. Tym nie mniej spóźnił się, przestałem być zainteresowany tą grą. - Mam swoją własną.
Po trupach do celu, Przyjacielu.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Onsen

Post autor: Seinaru »

Seinaru pamiętał bitwę o Mur całkiem dobrze, krzyki i ferwor tamtej walki wryły mu się w pamięć na długo, a pozbieranie się do kupy po tym czego tam doświadczył zabrały mu naprawdę sporo czasu. Niemniej jednak pamiętał i świetną postawę Shijimy, która praktycznie wygrała im tą bitwę, i beznadziejną postawę Shinjiego, która prawie im tę bitwę przegrała. Skinął więc tylko Ranmaru w czasie gdy tamten o tym wspomniał, nie chcąc mu przerywać. O ile Kei był świadomy tego co wszyscy na polu bitwy, to nie orientował się w tym, co stało się potem, że konflikt z pola bitwy przerodził się w konflikt pomiędzy dwoma ambitnymi shinobi, na tyle dumnymi, że żaden z nich nie potrafił odpuścić drugiemu.
Czyli nadal chowali wobec siebie urazę? Z tego co mówił Shi sytuacja nieco ostygła, ale samurajowi nie bardzo chciało się w to wierzyć.
- List? - Kei uniósł brew jako wyraz zdziwienia.
- Ale jaki... - Ah, nie zdążył dokończyć pytania, bo Shijima rzeczywiście je uprzedził! Cwany drań!
- Aha. - Odpowiedział bezwiednie, dopóki dwie kuleczki w głowie nie połączyły się ze sobą sygnalizując, że coś jest nie tak.
- Wysłałeś do niego list bo liczyłeś na to, że Cię zabije? - Kei z wrażenia mało nie usunął się po śliskiej ściance basenu na dno. Nic z tego nie rozumiał. Jaki list? Jakie zabije? Tutaj zdecydowanie było coś więcej i już chyba czas, żeby w końcu i Mokuren coś z siebie wyrzucił.
- Poczekaj, bo chyba nie nadążam. Co mu tam nabazgrałeś? - On na tym turnieju jest przypadkiem czy nie? Samuraj spojrzał na przyjaciela podejrzliwie, lecz nie wrogo. Wyglądało na to, że Kei dryfując sobie beztrosko na powierzchni, widział tylko wierzchołek góry lodowej, a pod nieco wzburzoną, lecz wciąż spokojną taflą oceanu, kryło się prawdziwe niebezpieczeństwo.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Onsen

Post autor: Shijima »

Oh Shijima również bardzo dobrze pamiętał tamtą bitwę. Mógłby ją odtworzyć minuta po minucie, mógłby ją namalować i uwiecznić na płótnie - wybudować jej ten wspomniany pomnik trwalszy niż ze spiżu. Z całą pewnością wielu poetów wpadło na ten sam pomysł i pewnie gdyby zajrzeć do jakiejś z karczm w Sogen, właśnie brzmiałaby ballada na cześć "bohaterów spod Muru", czy coś takiego. Bajeczka goniła bajeczkę, śmierć tam była piękna, albo w sumie nie umierał nikt - byli tylko zwycięzcy, bo przecież to ich ustami pisano historię. Zwyciężeni nie mieli nic do gadania, bo jak pewien bystry człowiek kiedyś napisał - zwyciężonych nikt nie pyta, czy nie mieli racji. Tutaj ciężko było o jakichkolwiek racjach mówić. Nie pojawiły się wytłumaczenia, skąd po stronie Dzikich shinobi, skąd mieli sharingan, nikt nie przysłał osobistych raportów dotyczących tego, czego dowiedziała się grupa ekspedycyjna - i czy w ogóle przybyli. Rozpłynęli się. Może nie wrócili z niezbadanych terenów..? Heh, no i ciekawe co z Mistrzem panienki Yamiyo, której truchło zlało się z innymi. Mieli ją chronić. Ją albo raczej dziecko, które nosiła w łonie i cóż..? Była zepsuta, to prawda, ale wyglądało na to, że złapała odrobinę refleksji, zresztą - Shijima był za nią odpowiedzialny. Czuł się odpowiedzialny za każdą osobną postać, którą mógł przecież ostrzec przed zagrożeniem..! Nie, nie mógł. Tam działo się zdecydowanie zbyt wiele i było zbyt wiele dusz do odratowania. Dobro ogółu ponad dobro jednostki, co..?
Shijima odetchnął, ale jakoś nie czuł ciężaru tej rozmowy. Nie zgniatała ona, nie sprawiała, że miał ochotę się wycofać, jakoś... stracił chyba opory przed mówieniem do Keia. Wszystkiego. Nie ważne, czy to dotyczyło rzeczy tych pozytywnych czy negatywnych. Nie oznaczało to też, że nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, chyba bardziej jednak... irytowała. Irytował się samym sobą i popełnionymi błędami, które teraz trzeba było wspominać, nie tym, że Seinaru pytał - fakt, że się interesował, był pochlebiający na swój sposób. Uspakajający, tak delikatnie. Łagodził to poczucie jednostronności.
- Napisałem mu: "zgasło moje światło. W co się teraz pobawimy? - Zacytował bez zawahania, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Oparł potylicę o kamienny próg, uprzednio sięgając do spinki, by rozpuścić długie włosy, które przyjemnie rozlały się na barkach i wsunęły do wody, unosząc w niej jak ciemne węże próbujące wpić się jadowymi kłami w skórę. Nigdy nie lubił nosić ich spiętych. Drażniło go to dziwne uczucie... ale to chyba kwestia przyzwyczajenia, prawda? - Kto wie, jakby to się potoczyło. Miałem w głowie bardzo wiele scenariuszy. Napisałeś mi, żebym znalazł swoją wolność, nie musiałem szukać daleko. Nie miałem tylko odwagi, by samemu po nią sięgnąć. Wysługiwanie się innymi jest dość wygodne. - No, to teraz to dopiero było. Ale jakoś Shijima nie potrafił się przejmować tym, co o nim Kei pomyśli. Kiedyś się tak tego bał, tak strasznie obawiał się osądu i stwierdzenia samuraja, że z takim czubem nie chce się zadawać. - Coś mi siadło na dekiel i tyle, nie ma co dramatyzować. - Uniósł głowę i rozchylił powieki, by spojrzeć na Keia. - Wiem, wiem, czułbyś się źle, gdyby przez ciebie coś się stało. - W jego głośnie pobrzmiewał śmiech, ale się nie zaśmiał. Uśmiechnął za to lekko. - Więc jak to dobrze, że nie musisz się męczyć z kolejnymi wyrzutami sumienia.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Onsen

Post autor: Seinaru »

Waaaa...? Chłopak naprawdę nie spodziewał takiego figlarnego tonu po Shijimie. Chodzi tutaj o słowa w liście. Może w rozmowie z Keiem, może podczas przebywania w towarzystwie Akamiego, ale żeby pisać takie rzeczy do nieznajomych? W Seinaru obudziło się zażenowanie pomieszane z zaskoczeniem, śmiechem i czymś jeszcze. Pogroził mu palcem w powietrzu.
- Wiesz co? Ty to jesteś dopiero nieźle popieprzony, wiesz? XD - Zaśmiał się głośno. Naprawdę gdyby spojrzeć na to z boku, to treść tego listu była naprawdę żałosna. Kei otarł łzy z kącika oczu.
- Naprawdę mu napisałeś "w co się teraz pobawimy"? - Chichotał jeszcze przez chwilę. Ciekawe co mu odpisał, że w ciuciubabkę?
- I co Ci odpisał? I skąd w ogóle wiedziałeś gdzie on mieszka? - Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Seinaru nie do końca wiedział, co o tym wszystkim myśleć, ale historia naprawdę robiła się ciekawa. Niemniej jednak Shinji nie miał chyba ochoty na zabawę, bo przecież go tutaj z nimi nie było. Mokuren dotknął jednak teraz bardzo ważnego tematu, kolejnego już chyba.
- No to w końcu nie miałeś odwagi, czy się innymi wysługiwałeś? Czy może po prostu tylko mówisz, że taki z Ciebie manipulant, a tak naprawdę samemu nie masz odwagi działać? - Spojrzał na niego badawczo. Jakakolwiek nie byłaby jego odpowiedź, jedno było już pewne.
- Nie miałbym wyrzutów sumienia, nareszcie sam decydujesz o sobie, myślisz o sobie i ja myślę o sobie. Uwolniłeś mnie od zmartwień o Ciebie. To chyba dlatego tak lekko mi się teraz z Tobą rozmawia, inaczej... - Zamyślił się jeszcze przez chwilę i odgarnął włosy do tyłu. Za dużo było tych powtórzeń w ostatnim zdaniu.
- Te cztery miesiące Cię zmieniły. Pewnie sam też to widzisz. Moim zdaniem to zmiana na lepsze, tylko musisz przestać tak dużo o tym myśleć. - Samuraj wzruszył ramionami i zaczął myć się pod pachami.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Onsen

Post autor: Shijima »

Uśmiechnął się szerzej na reakcję Seinaru. Bo i niby jak inaczej na to reagować? Można tylko się śmiać. Nawet nie płakać. Nawet nie płakać... Po prostu się nie dało. Cała historia z Shinjim w roli głównej była żałosna od początku do końca, albo raczej to jego udział w niej był żałosny. Tym nie mniej było minęło, prawda? Niedługo minie na dobre.
- Cóż... niektórzy bawią się w ciuciubabkę, inni bawią się życiami innych. Mężczyźni to w końcu wieczne dzieci. - Odparł z rozbawieniem. Naprawdę, jakby rozmawiali jednak o tej pogodzie, a nie o czymś, gdzie stawką było czyjeś życie. - Pochwalił się, że mieszka w Kotei, nie pamiętasz? Zapraszał nas nawet do siebie. - Wyciągnął dłoń z wody, żeby przyjrzeć się pomarszczonej już skórze, jakby to teraz była najbardziej interesująca rzecz na świecie. Chyba była. Drobna, smukła dłoń o równie smukły nadgarstku, zakończona równymi paznokciami, chociaż Shijima nie przesiadywał wieczorami z pilniczkiem w rąsiach. Tym nie mniej przydałoby się je obciąć. Za długie były. Paznokcie, nie dłonie. Ot jakoś tak to już było, ku zgrozie wszystkich kobiet, że spora liczba mężczyzn miała paznokcie, o których kobiety mogą tylko pomarzyć - i to bez żadnego wysiłku! A ta biedna, słabsza płeć, poświęcała im tyle uwagi, żeby były ładne, zgrabne i pomalowane.
- Ze mnie manipulant? Bez przesady. Nie to miałem na myśli. - Zanurzył się na chwilę, by namoczyć całe włosy. Na drugą chwilę. I trzecią... wszystkie wyciszone dźwięki dobiegały z oddali, bezpieczna tafla wody dawała poczucie, że wystarczy pod nią zostać, na zawsze, żeby nie przejmować się już zupełnie niczym, nie odczuwać boleści, radości, ciepła i zimna. Pod tą taflą, która przepuszczała tylko zakrzywione bodźce, czuło się nic. Tylko że jak tu utonąć, kiedy było się już topielcem..?
Chyba dlatego w końcu musiał się wynurzyć.
- Tak... jak to dobrze, że teraz każdy jest wolny, prawda? - Uśmiechnął się w ten ciepły sposób Wydawało mu się, że nauczył się tak uśmiechać dopiero przy Seinaru, ale to było kłamstwo. Potrafił to już wcześniej. Przy Seinaru dopiero nauczył się uśmiechać szczerze. Seinaru miał jednak rację - teraz było inaczej. Lekko. To wcale nie sprawiało, że było lepiej. Tak, wszystko się zgadzało - czuł do Keia miętę. Zakochał się i wydawało mu się, że to uczucie minęło bezpowrotnie, ale znów go szarpało za wnętrze. I samuraj chyba zdawał sobie wpływ, jaki miał na niego wpływ tych parę miesięcy temu, pewnie dlatego odszedł w swoją stronę, pozbywając się obciążenia. Mądrze. Lepiej zrobić to wcześniej, niż czekać na cud i zbawienie boskie. Nigdy nie był dobry w dobieraniu słów i nie zastanawiał się zazwyczaj nad tym, co powiedzieć - palnął coś i o! Dramat gotowy. Ta jego prostoduszność wzbudzała całkiem pozytywne uczucia.
Najwspanialszy dzień.
- Tak, masz rację. Przypomniałeś mi, dlaczego nigdy nie lubiłem ludzi i wolałem być sam. - Koniec końców to nie Shinji go złamał. To nie Shinji doprowadził do jego wewnętrznego poplątania, rozpadu i konieczności składania tego syfu na nowo. Uchiha nie miał takiej mocy.
Wszystko było dziełem paru słów i jednego zniknięcia tego oto człowieka, który siedział naprzeciwko niego.
Był naprawdę piękny. Był prosty, naprawdę prosty, trzymający się swojej filozofii, starający się iść z uniesioną głową do przodu, analizować swoje porażki i wyciągać z nich wnioski. Doskonalić swoje ciało, ale też doskonalić umysł. Widział swoje kiepskie strony, ale widział też te lepsze - i nie wyglądało na to, żeby którejkolwiek się wstydził. Nadal pamiętał jego łzy i szczere spojrzenie na placu wojny. Jakże wtedy się mylił sądząc, że... Dłuższe kosmyki jego włosów układały się na szyi w ten kuszący sposób. Wiły na niej, przylepione do skóry, ale były w tym pozytywy - wreszcie żaden nie opadał na jego twarz. Męsko wykrojoną, ale nie topornie - Shijima naprawdę uwielbiał, kiedy na jego twarzy gościło to specyficzne skupienie, zwłaszcza podczas walki. I uwielbiał, kiedy samuraj napinał mięśnie, stając w gotowości, by odbić każdą broń, która zostanie wymierzona w ich kierunku. Jaki naiwny był myśląc, że to rzeczywiście byli oni. Nigdy nie było takiej bajki - był tylko samuraj i jego ja, w tym świecie nie było miejsca dla kogoś innego. I czy to było złe? Nie. To było bardzo dobre. Dawało nadzieje na to, że Seinaru nigdy nie wplącze się w relacje, która mogłaby go zranić. Miał instynkt pozwalający mu na długie, długie życie. On, jego pies, stado owiec i Teiz.
- Dziękuję, Kei. - Odezwał się nagle, czując, że ten ciepły uśmiech, który gościł na jego wargach od dłuższej chwili jest naprawdę szczery. - Dzięki tobie przez parę chwil byłem naprawdę szczęśliwy. - Strasznie to było randomowe, ale Shijima był naprawdę wdzięczny. A jeśli nie podziękuje teraz, to... kiedy? - Szkoda, że to szczęście było okupione twoją wolnością. Na szczęście wszystko jest już wyjaśnione, prawda?
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Onsen

Post autor: Seinaru »

Seinaru złapał się na chwilę za brodę w zamyśleniu. Shinji... Shinji z Kotei... Kotei...
- Nope, nie pamiętam. - Uśmiechnął się głupkowato, nieco zawstydzony swoją kiepską pamięcią.
- W sumie to po co nam znać jego adres, skoro i tak gdzie się nie ruszyć to go pełno. Niedługo pójdziesz do kibla i Shinji wyskoczy z wychodka. - Szorował się, szorował i szorował. Ale chyba już wystarczy, co samuraju? Zrobił przerwę na chwilę i zanurzył się do szyi, aby jeszcze raz poczuć przyjemne ciepło wody.
- Nooo... to rzeczywiście wspaniałe. Oboje jesteśmy wolni, a jednak siedzimy tutaj razem. - Czy nie o to chodziło od samego początku? Gdyby teraz byli na etapie z Sogen, Shijima siedziałby tutaj bo po prostu nie miałby dokąd pójść. Teraz, gdy ma mnóstwo dróg do wyboru a i tak wybiera tą przy Seinaru, to czyniło Keia naprawdę szczęśliwym. Z jakiegoś powodu od minuty był po prostu szeroko uśmiechnięty. Pokazywał swoje niezbyt proste i niezbyt białe ząbki, ale wiedząc to i tak się szczerzył.
- Yup. Nie ma za co i wszystko wyjaśnione. - Odpowiedział swobodnie w trakcie wyszczerza. Cała ta kąpiel tutaj była odświeżająca, orzeźwiająca, ale tak naprawdę jego ciało już dawno odpoczęło. Teraz czuł się jakby wszedł do jakiegoś magicznego uzdrawiającego źródła, które oprócz brudu i pyłu Sabaku zmywa z niego ciężary, troski i ogromne poczucie winy, które nosił w duszy. Czy to jednak woda spłukiwała z niego to wszystko, czy po prostu słowa Shijimy? Nie mógł się powstrzymać przed byciem szczęśliwym i przed emanowaniem tym na wszystkie strony. Uśmiechał się cały czas, lecz teraz już mnie ekspresyjnie.
- A teraz nie jesteś już szczęśliwy? - Zapytał się go żartobliwym tonem.
- Założę się, że jesteś. Ja jestem bardzo. - Uśmiechnął się po raz kolejny. Ostatnie słowa uwalniały go od trosk związanych z Shijimą chyba już ostatecznie.
- Wiesz, pomimo tego że mieszkamy po dwóch stronach morza, to i tak Ty jesteś mi najbliższy. - Wzruszył ramionami. Naprawdę nie miał na świecie nikogo innego, nie licząc Itachiego oczywiście.
- Masz we mnie przyjaciela.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Onsen

Post autor: Shijima »

Rzeczywiście, Shinjiego można było znaleźć na każdym kroku, ale w takim razie czemu go nie było wcześniej..? Najwyraźniej los tak chciał. Wysyłając ten list nie myślał tak naprawdę o niczym konkretnym. Po prostu usiadł i go napisał. Zaproszenie? Nie, to chyba nie miało być zaproszenie. Stwierdzenie faktu? Nie, nie, nie. Więc co? Po co, dlaczego, w jakim celu..? Gdyby wiedział byłoby prościej. gdyby w tamtym okresie wiedział, czego od samego siebie oczekiwać... ach, naprawdę - nie ważne! Nie istotne! Zwykły zwitek papieru, zwykłe spotkanie na trybunach, zwykłe nic, bo to nic nie znaczyło, do niczego nie prowadziło, kiedyś! Kiedyś to historia, zamiary umierały, myśli rozjeżdżały się i potrafiły oszukiwać. Czy na tamtej polanie rosło to piękne, sosnowe drzewo, które podtrzymywało na sobie cały ciężar świata w postaci białym płatków śniegu nań zalegających..? Było tam? Jest nadal, czy to tylko oszustwo podświadomości, bo kiedyś przezeń przebiegła myśl, że gdyby tam było takie a takie drzewo... Jeśli nie ufasz samemu sobie to niby jak zaufać innym.
Shijima rzeczywiście poczuł się teraz wolny. Potrzebował słów Keia jak... powietrza. Ups. Nie zdawał sobie sprawy z tego aż do tej konkretnej chwili, w której rozbrzmiał sztorm, uderzyła jedna błyskawica i..! I nastała słodka cisza. Po sztormie i burzy zawsze w powietrzu, tym wyczekiwanym i potrzebnym, unosił się zapach ozonu. Nabierasz wtedy tchu pełną piersią i możesz się uśmiechnąć, do samego siebie, do świata, do rodziców, którzy byli daleko za tym oceanem, ale którzy ciągle o tobie pamiętali i ty pamiętałeś o nich. Nie, zaraz. To nie tak, że potrzebował tych słów jak tego powietrza, ale kiedy znalazł się już na brzegu tego oceanu nie miał wielkiego wyjścia - oddychał tym mikroklimatem, który go otaczał. Śpiew mew był tutaj znajomy tak samo jak szum fal i ich rozbijanie się na pieńkach przeciwsztormowych zamocowanych głęboko w piasku, żeby nawet zmienne wody, które w ludzkim oku wydawały się tak niezmienne i stałe, nie zdołały ich powalić. Był tu zupełnie sam. Nie było przypadkowych przechodniów, budujących zamki w piasku dzieci ani przemykających bokiem, podwijających pod siebie ogon bezdomnych psów. Był za to łabędź o pięknej, długiej szyi, o anielskiej bieli lotek, które lśniły pomarańczą w blasku zachodzącego słońca. To zawsze musiało być zachodzące słońce. Ponoć symbol tego, że po każdej nocy ma nadejść nowy dzień - światło znika tylko na chwilę, by z całą pięknością wyłonić się sześć godzin później i przyćmić blask samych gwiazd, sprowadzając błękit tam, gdzie królował granat. Tylko co ten łabędź robił tu sam..? To były naprawdę niesamowite stworzenia, wiesz? Zakochiwały się tylko raz, a potem... potem umierały powoli, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Zdaje się, że właśnie wtedy były dopiero wolne. Mimo tego, jak dumnie ten ptak wyglądał na wodzie, teraz, kiedy człapał przez wilgotny piach był całkiem zabawny. Jedna, druga noga, bujanie się na boki i otworzony lekko dziób, który ostrzegał, żebyś się nie zbliżał, bo ugryzie. Nie ugryzł jednak. Można było koło niego ukucnąć i ułożyć dłoń na jego zgrabnym łbie, spoglądając w inteligentne ślepia.
Najważniejsze przecież zawsze było niewidoczne dla oczu.
Seinaru nie potrafił wziąć odpowiedzialności za to, co oswoił. Albo raczej - nie chciał.
Szkoda.
Shijima uśmiechnął się szerzej, wyraźnie czując, że obraz mu się lekko zamazuje. Nie było to widoczne tu i teraz - nie wśród tej pary, nie przy tym, że po jego twarze zsuwały się krople wody. Nie dla Seinaru. Przymknął powieki w tym ciepłym, szczerym, szerokim śmiechu, który nie potrzebował słów, by mówić wystarczająco wiele. Wreszcie niczego nie żałował. Każdy błąd stał się błahy, zrozumiały dla niego samego, każde staranie docenione podwójnie i zniknęła surowość w spoglądaniu na samego siebie. Zawsze doceniał szczerość Keia i kto wie, może Shi łatwiej by się żyło, gdyby sam na taką szczerość był w stanie się zdobyć.
- Hah, wiesz, że jestem? Czuję się bardzo lekko. - Rozchylił powieki i uniósł na moment spojrzenie w górę, w niebo. Och, to nie panowała noc..? Dziwne... Przecież dałby sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą widział zachód słońca, kiedy głos Seinaru przyjemniej szemrał do ucha. Uniósł się po chwili, zatrzymując się na moment, by nieco wykręcić mokre włosy. - Przepraszam cię. Potrzebuję chwili samotności. - Wyszedł z kąpieliska, zagarniając włosy na lewy bark i wolnym krokiem skierował się do przebieralni, gdzie szybko wytarł się w ręcznik i zdecydowanie szybciej, niż ustawa przewidywała, ubrał, by zniknąć w głośnych, zatłoczonych uliczkach miasta.

[z/t]
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Onsen

Post autor: Seinaru »

Czuł, że Shi jest szczęśliwy? Tak, mógł to powiedzieć z pełnym przekonaniem. Seinaru całym sercem chciał teraz wierzyć, że Mokuren czuje teraz to samo wspaniałe uczucie - spokoju i relaksu, harmonicznej radości, która tutaj w Onsenie przyprawiała nawet o senność (haha, onSEN, rozumiecie XD). Bez wzajemności nie mogło być nie tylko miłości, ale również przyjaźni. Kei od dawna dążył do tej jednej, bezinteresownej. Do tej relacji z Shijimą, gdzie mimowolnie nie będzie trzymał go na smyczy. Kiedyś był przekonany, że nawet gdyby go od siebie odegnał, ten i tak by wrócił. Teraz samuraj czuł, że musi nawet starać się o jego zainteresowanie i możliwość bycia przy Shi. Oh, ale udało mu się, w końcu byli tutaj razem!
Seinaru odchylił głowę do tyłu, siedząc cały czas w wodzie, kładąc ją na brzegu. Nic nie mówił, oddychał. Chłonął szum wody, cichy ruch jej powierzchni spowodowany każdym ruchem Shijimy. Wszystko zostało już powiedziane? Samuraj miał zamknięte oczy, czuł każdy skrawek swojego ciała, czuł jego obecność obok siebie i marzył o tym, żeby czas się zatrzymał. Uważasz, że to możliwe? Czy oboje zgodziliby się na to, aby trwać w tej chwili w nieskończoność? Czy wtedy nie stałoby się to, co miało się wydarzyć? Seinaru nie wyobrażał sobie nawet, jaki demon kryje się w głowie jego najlepszego przyjaciela, najbliższej mu osoby. Siedział obok niego, cieszył się razem z nim, lecz nie widział. Zaślepiony własnym szczęściem nie potrafił spojrzeć w głąb jego czarnych oczu, zobaczyć tego wilczego dołu ziejącego pustką, przykrytego zaledwie imitacją listowia z uśmiechów, westchnień i pozoru, że wszystko jest już dobrze. Kei nie widział tego, albo przez wrodzony egoizm nie przyjmował tego do wiadomości.
Nagle Shijima wstał, po raz ostatni. Kei otworzył jedno oko nieco zaskoczony, jednak starał się być bardzo wyrozumiały.
- Jasne, pewnie wzywają Cię jakieś ważne cesarskie sprawy, co? - Oglądał go, gdy brunet wychodził z kąpieli. Miał piękne posągowe ciało, choć Kei bał się przyznawać to otwarcie. Było w tej sylwetce zawsze coś nikłego i niedostępnego. Cały Shi był ulotny, kruchy, choć pozory kazały myśleć o nim jak o posągu z marmuru, który przetrwa wieki. Seinaru wiedział jednak, że tak nie jest. Krzyknął za nim jeszcze, gdy ten stał dopiero zaledwie kilka kroków od brzegu.
- Cieszę się, że przyszedłeś tutaj ze mną, że mogliśmy mieć te chwile dla siebie. Ten spokój tutaj, ta rozmowa, to chyba najlepszy dzień mojego życia... - Uśmiechnął się jak dziecko i wzruszył się z widoczną jedną łzą. Coś przeczuwał? Dziękował mu, dziękował mu z całego serca za to, że oczyścił jego umysł, że wybaczył mu śmierć brata, że nie gonił go, gdy Seinaru samolubnie opuścił go w Sogen. Kei żałował prawie wszystkiego co popełnił względem Shijimy, a po tej rozmowie czuł, że on wciąż... on wciąż jest tym samym Shi, którego spotkał na ławce przed karczmą w Hyuo. Ten sam spokojny człowiek, objęty przez płatki śniegu na drewnianej ławce, zamyślony i bez płaszcza. Nie pasował tam, nie pasował tutaj, w Cesarstwie. Dla takich jak on nie było dość dobrego miejsca. To jednak nie był ten sam Shi, przeorany bliznami ran, jakie zadał mu samuraj, ten człowiek stanowił cień tego kim mógłby być, gdyby Seinaru nie stanął na jego drodze. Mimo to... mimo to oboje byli chyba szczęśliwi?

z.t.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Gobimaru

Re: Onsen

Post autor: Gobimaru »

Trybuny były zbyt głośne, zbyt tłoczne, zbyt rozdmuchane. Gobimaru potrzebował chwilki odpoczynku i spokoju ducha, a gdzie może być o to łatwiej, niż w gorących źródłach? Szczególnie teraz, kiedy na arenach rozgrywały się walki mające ucieszyć całą gawiedź. Właśnie w takich chwilach miejsca jak onsen powinny być odciążone, a w środku winna panować przyjemna pustka albo chociaż znośny luz. Żeby się o tym przekonać, Hyuga nie musiał nawet używać swojego doujutsu. Po prostu wszedł do środka i zapytał obsługi jak wygląda zaludnienie kompleksu. Ha! Jest cwanym shinobi. Niewiele ludzi z jego fachu pomyślałoby o takim sposobie. Pewnie próbowaliby się dostać do środka na kartkach albo na jakimś piasku, a tymczasem sprytny Gobimaru po prostu zapytał. Chłopak podziękował miłej pani i udał się do męskiej szatni, ściągając powoli z siebie wszystkie ciuchy. Począł zdejmować swoje haori-himo, obi oraz samo haori, a następnie składać wszystko w zgrabną, niemalże pedantyczną kostkę. Chwilkę później do tej kupki ubrań dołączyły także zouri oraz białe tabi. Półtorej minuty później Gobimaru był już ubrany w yukatę i udał się w stronę łaźni, po drodze spinając oczywiście swoje długie włosy. Nie chciałby, żeby z powodu ich długości ktoś inny musiał odczuwać dyskomfort. Nie każdy w końcu lubi długie kudły walające się wszędzie dookoła. Oczywiście shinobi udał się do kąpieliska wyłącznie męskiego. Jakoś nie uśmiechało mu się przebywanie z kobietami, które niekoniecznie musiały mieć na karku tylko kilkanaście, góra trzydzieści lat. Gobimaru nie był typem hazardzisty, który postawiłby stopę w mieszanym kąpielisku licząc na to, że spotka tam same młode ciała. Szanse na to były znacznie mniejsze, niż na ujrzenie tam, co prawda przyjaznej, ale starej, babuszki z jakiegoś sklepu z dango, brr. W każdym razie Hyuga wszedł do odpowiedniego zbiornika, żeby najpierw się obmyć, a dopiero gdy to uczynił, przeszedł do właściwego kąpieliska z gorącą wodą. Yukata została na brzegu, znowu złożona w idealną kostkę. Sam Gobimaru zanurzył się natomiast po samą szyję w wodzie, uważając na to, żeby nie zamoczyć swoich włosów związanych w kok. Jeśli tylko dostaną do siebie trochę wody, to będzie wyglądał jak mokry kurczak, a potem jak niezwykle męska owieczka. Ani jedno, ani drugie nie sprawiało mu nigdy radości, więc wolał relaksować się rozważnie.
0 x
Ray

Re: Onsen

Post autor: Ray »

I na nic rysunek oraz słodkie dango. Szpital był zabezpieczony, a personel od razu spławił Raya, zakazując mu wstępu. Megumi wciąż była nieprzytomna, więc nie dopuszczali do niej nikogo i białowłosy nie był wyjątkiem. Został odprawiony, zaś przyglądający się strażnicy skutecznie zniechęcali do prób przekradnięcia się. Nie zamierzał nic kombinować, toteż spokojnie opuścił budynek i ruszył ulicami Hanamury, aby znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie. Niestety tłok utrudniał wszystko, gdyż wraz z nim pojawiła się dodatkowa ochrona i całe zabezpieczenie wydarzeń, by nie powtórzyć sytuacji z pustynnego turnieju. Wszędzie ktoś obserwował i wszędzie Ray czuł się obserwowany. Nie dało się nic narozrabiać, by zobaczyć jak się potoczy dalej sytuacja. Wielce bezmyślnym byłaby próba jakiegokolwiek niezbyt godziwego czynu na tych terenach, a więc należało zająć się czymś niegroźnym i interesującym. Oglądanie walk może i było w jakiś sposób intrygujące, ale nie na dłuższą metę. Nie dość, że nie były to walki na śmierć i życie, to w dodatku sami zawodnicy bardziej nadawali się do teatru czy cyrku, aniżeli na pole bitwy. W nikim nie było widać tej zaciętości, tego wczucia się, że to prawdziwe stracie, w którym stawką jest życie. Takie kontrolowane, ograniczone pojedynki prędzej czy później nudziły. W przypadku Raya - prędzej. Może w dalszych rundach, gdy bliżej będzie finału, to uczestnicy wezmą bardziej na poważnie swoją walkę? Białowłosy miał jedynie taką nadzieję, bo inaczej zanudziłby się na śmierć. Albo doprowadził do czyjejś śmierci z nudów, a później pewnie własnej - wszak Ci przeklęci strażnicy byli wszędzie. Aktualnie jeszcze nie czuł się znużony, jednak miał świadomość, że to przeklęte uczucie zacznie niedługo nabierać na sile. Czasu ubywało.
Ulice oferowały wiele, ale nic takiego, co nie byłoby możliwe poza Hanamurą. Dopiero szyld z napisem "Onsen" zainteresował Raya. Niby gorące źródła były w każdej prowincji, ale inaczej było zanurzyć się w takich, gdy na zewnątrz jest skwar, a inaczej, jak na zewnątrz jest przyjemnie chłodno. Zaciekawiony tym uczuciem młodzieniec postanowił wejść do środka. Od razu zapłacił za siebie i został pokierowany do męskiej szatni. Daleko mu było do pedantyzmu, więc po prostu ściągnął z siebie wszystko i rzucił na kupę. Cóż, prawie wszystko ściągnął, gdyż bandaż, który okrywał jego szyję pozostał na miejscu. Z notesu wyrwał jeszcze trzy kartki, które złożył w pojedynczego łabędzia - ot zabawka, która potrafiła unosić się na wodzie. Założył na siebie yukatę, zarzucił ręcznik przez ramię, a w dłoni trzymał swojego papierowego zwierzaczka. Nie zastanawiał się gdzie wejść. Nie chciało mu się w tym momencie podbojów miłosnych, na które na pewno naszłaby go ochota, gdyby ujrzał jakąś urodziwą kobietę w części dla obu płci. Skierował się zatem do męskich źródeł i ujrzał jedynie kilka osób. Z czego tylko jedna była zanurzona w wodzie, a reszta powoli chyba zbierała się. Jaki charakter by zagrać tym razem? Myśl ta towarzyszyła mu przez dłuższą chwilę, podczas której zdjął z siebie yukatę i położył na niej łabędzia z kartek. Kulturalnie najpierw się opłukał i przemył, zanim wszedł do źródła, a później zabrał zabaweczkę i... wziął rozbieg, aby wskoczyć do źródła. Żywiołowy gaduła z ciętym językiem? Taki był plan początkowy. Papierowy zwierzak został wystawiony w górę, aby nie zamoczyć go zupełnie. Taka pozycja w locie sprawiła, że Rayem lekko obróciło i uderzył o taflę wody plecami, które nieprzyjemnie zapiekły. Akurat sama woda nie była tak bolesna, jak dno, które okazało się być płytko, za płytko. Wystająca nad wodę ręka z łabędziem po chwili opadła, gdy białowłosy niczym poparzony zerwał się na prawie równe nogi. Lewa dłoń dotykała pełnych blizn pleców, a skrzywiona mina wskazywała, że coś w całym tym manewrze poszło nie tak.
- Ajjj, kurwa. - syknął przecierając obolałe ciało. W końcu usiadł po prostu w wodzie, a papierowa figurka została delikatnie ułożona na tafli wody. Siedział naprzeciwko... początkowo wydawało mu się, że kobiety, ale to zapewne przez parę, która nieco przysłaniała mu widok. Mężczyzna o długich włosach spiętych w kok. Białowłosy nie przyglądał mu się zbytnio, a zwyczajnie zanurzył się po sam nos i obserwował z bliska jak łabędź dryfuje na drobnych falach. Czy wyglądał jak duże dziecko? Z całą pewnością.
0 x
Awatar użytkownika
Hayami Akodo
Posty: 1277
Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
Wiek postaci: 26
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak
Multikonta: brak
Aktualna postać: Hayami Akodo

Re: Onsen

Post autor: Hayami Akodo »

Zmierzchało już, gdy wyszli szybkim, zdecydowanym krokiem z areny i przedarłszy się przez tłum, ruszyli do onsenu. Na miejscu Hayami, choć nigdy nie był w takim przybytku z kimś drugim, popytał obsługę, przyjrzał się dyskretnie, co robili inni...Udał się śpiesznie do męskiej szatni. Tam zdjął ze spokojem ducha sandały, po czym zsunął szybko z ramion płaszcz, hada-juuban, rozwiązał pas obi, pozbył się broni - wiadomo, nikt nie pozwoli mu przecież tam wejść z yari ani z kataną, a już na pewno nie z wakizashi! - a następnie, już odziany w czarną yukatę zabraną z domu, przeszedł szybko do kolejnej części procesu: mycia się. Dokonawszy dokładnych ablucji, młody Akodo przeszedł do odpowiedniej łaźni. Zdjął z siebie sprawnie miękki materiał, a chwilę potem związał jeszcze mocno lśniące po umyciu brązowe włosy opaską w koński ogon. Wewnątrz łaźni już ktoś był...dwóch facetów. Cóż, i tak przyszli tu na chwilę, więc nie widział problemu. Oczywiście, zadbał o to, by poskładać porządnie yukatę i położyć ją na brzegu onsenu. Sam spokojnie wszedł do wody i przymknąwszy oczy, czekał na Yōsuke.
Nie trwało to długo. I chyba dobrze.

-Od śmierci taty nie byłem...nie byłem taki...spokojny-powiedział cicho, gdy tylko kuzyn do niego dołączył. Przeciągnął się leniwie, po czym zamrugał powiekami. Tyle zawirowań, taki chaos...A teraz, w ciepłej wodzie i glorii zwycięstwa,ąz cichej jak kończący się dzień, Hayami naprawdę rozumiał, kim jest i do czego dąży. Wszystko stało się prostsze. Jaśniejsze.

-Teraz mam przybranego syna, kobietę, którą kocham, rodzinę w Yinzin i wiem, o co tak naprawdę walczę-uśmiechnął się do Yosuke i zmierzwił mokrą dłonią grzywę kuzyna. Jak kiedyś. -A ty jesteś częścią tej rodziny, Yosuke. Byłeś dla mamy i taty jak czwarty syn, mama często wspomina, jak to wtedy wody mi na treningi nosiłeś. Ale utrzymanie trzech synów kosztuje. Nigdy nie mieliśmy majątków, no, ale teraz...Dobrze, że po mojej misji zostawiłem jej pieniądze i przyuczyłem młodych pracować. Ojciec w grobie by się przewrócił, gdyby została sama.

Mówił cicho, spokojnie, a przecież nie powierzał kuzynowi specjalnych tajemnic. Nie był od niego starszy, urodzili się w tym samym roku, wszystko ich różniło i na dobrą sprawę, gdyby nie stereotypy, to Yōsuke i Hayami mogliby się wychować razem. Ale...to w sumie nie miało teraz znaczenia.

Czas na kolejną opowieść.

Opowiedział mu szybko o spotkaniu z Shijimą i Keiem tam, w Teiz, na klifach muskanych wiatrem, o treningu, nauce, morderczej solniczce atakującej znienacka. Śmiał się cicho, chrapliwie, a w tym śmiechu Hayamiego czerwonowłosy shinobi mógł dosłyszeć nowy ton, którego nigdy wcześniej nie słyszał: słodko-gorzką dojrzałość. Historię obrazka i rozstania w żalu, w gniewie wśród ciszy hotelowych korytarzy oraz starcia z Shinjim pominął, może dlatego, że chciał chronić cudze pastele, obrazki, artystyczne cierpienia.

-Brat Shijimy, Mikoto, zginął od morderczych pająków w lesie w Atsui. Dwa wielkie bydlaki, Kei-kun, znaczy Seinaru, tam był i nie zdążył, nie mógł...-zamrugał. Przesunął niepewnie dłońmi po ramionach w górę i w dół, ot tak, po prostu...-A ja go osądziłem. Wyrwałem się, jak to ja, po bohatersku, "to dlaczego go kurwa zostawiłeś?!" Wiesz, dlaczego ci to mówię, Yosuke? Bo chcę, byś wiedział, że nie ma sensu gadać, oceniać, wszystko ma jakieś cholerne znaczenie. Kei-kun cierpiał. A ja rozdarłem jego rany. Potem mi to wybaczył, po prawie roku, kiedy się teraz spotkaliśmy, ale...Na mojej pierwszej misji towarzyszyłem śmiertelnie chorej dziewczynce, Aki, i bawiłem się z nią, szukaliśmy jej nieżyjącego kota...To mi z kolei pokazało, że nie warto przed kimś zamykać serca. Za tym mieczem też się coś na pewno kryje...Jakaś historia. Ale nie pytam, opowiesz, jak zechcesz.

Umilkł. Zamknął oczy. Woda była tak ciepła, tak bardzo ciepła, chciał choć na chwilę zapomnieć, stać się jednością z wodą, z owym zmiennie trwałym, błękitnym żywiołem, który będzie musiał zaakceptować.
W tym jednym się zgadzaliście, ojcze, Kei-kun i ty, Shijima-san. Życie musi trwać dalej. A jak ma trwać, jeśli będę tego unikać?
0 x
Obrazek though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east


voice |PH| theme | bank | vibe 1|vibe 2
Awatar użytkownika
Yōsuke
Postać porzucona
Posty: 134
Rejestracja: 6 sty 2018, o 06:45
Wiek postaci: 17
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Czerwone włosy zaczesane w nieładzie do tyłu, długi czarny płaszcz z kapturem,
pod spodem standardowy strój shinobi oraz czarna zbroja.
Widoczny ekwipunek: -Czarna zbroja
-Katana na plecach
-Kabury na broń, jedna na lewym udzie, druga na drugim
-Dwie torby, jedna nad lewym pośladkiem, druga nad prawym
-Rękawiczki z blaszką

Re: Onsen

Post autor: Yōsuke »

Nie trwało to długo. Dotarliśmy do onsenu, a Hayami czym prędzej poszedł coś tam pogadać z osobami, które się tym wszystkim zajmują. Pokierowałem się czym prędzej do szatni. Nie chciało mi się czekać, odpocznę tu trochę. Głowa mnie już nieco boli. Przebrałem się w czarną yukatę, nie miałem innych kolorów w szafie, więc nie miałem innego wyboru niż czarny. Kiedyś udam się na targ, kupię coś w pstrokate wzorki, czy coś. Przyda się na jakieś festyny, czy festiwale, nie? Oczywiście, zostawiłem cały sprzęt, żelastwo, ubrania w szatni. Nie pozwolą mi przecież wejść tam z tym wszystkim. Poza tym. Po co miałbym tam z tym iść? No właśnie.

Po chwili dołączyłem do kuzyna, zauważyłem dwóch kolesi. W sumie to miejsce publiczne, nie ma się co dziwić. I tak mi to nie przeszkadza, każdy zasługuje na chwilę relaksu, trzeba czasami odpocząć od życia i po prostu zanurzyć się w wodzie, czy porozmawiać ze znajomymi. Chociaż z drugiej strony nieco to dziwne miejsce na spotkania z kumplami.. Lepiej iść gdzieś się napić, zapalić, powalczyć albo nawet i pooglądać walki. Byleby nie były takie jak te.. Bo te, które odbyły się jako ostatnie były tragiczne. Jedna się wcale nie odbyła, a druga.. Druga to jakaś nieudana komedia albo parodia walki. A może tak właśnie miało być? Że wszystko takie napięte, ciężkie… A na koniec takie coś na rozluźnienie. Dobry plan, jeśli było to zamierzone.

Zaczął mi opowiadać, co tam się działo… Nie powiem, nieco mnie to przytłoczyło i popsuło humor. Ale nic nie mówiłem, wszystko było wymalowane na mojej twarzy. Czysty smutek. Wujek był świetnym ojcem dla Hayamiego, no i przy okazji nieco zastąpił mi mojego. A raczej jego brak. Nauczył nas wiele, zawsze starał się, żeby było jak najlepiej. Wiem, uderzył mnie, ale już wiem dlaczego. Przydała mi się ta dyscyplina. Nauczył mnie honoru, chociaż nie zawsze się do tego stosuję.. Ale raczej nie przewraca się od tego w grobie. Ja i Hayami raczej go nie zawiedliśmy.. No jeśli na nas patrzy, a nie wiem, czy patrzy. Może ma dosyć gapienia się na ten cholerny świat i po prostu śpi? Nie dla mnie takie filozofowanie, co jest po śmierci, bo mam do przeżycia jeszcze chwilkę.

- A miałem nadzieję, że go spotkam… - mruknąłem tylko niemrawie. Cały humor mi się spieprzył. Ale po chwili Hayami kontynuował. O rodzinie, o wszystkim, co tam się działo. Chcę im pomóc, wiem to. Gdy tylko zmierzwił moje włosy, schowałem się na chwilę w wodę, zanurzyłem do poziomu nosa, gapiąc się na niego. Jednak od razu prawie wynurzyłem się, aby móc mu odpowiedzieć.
- Nie bój nic. Pomogę wam. Nie mam sam za dużo, ale jedzenia mam bardzo dużo w posiadłości. Suszonego. Dużo ogólnie mam rzeczy… No i wsparcie od Staruszka. Mojego przybranego taty. - uśmiechnąłem się szeroko, oznajmiając, że nie byłem taki samotny, jak mogło się to wydawać. Kiedyś mu o nim opowiem.. Albo i nawet teraz, jak się o to zapyta, ale niech na razie kontynuuje opowieść.

Przejmująca historia. To jak poznał tego Shijimę, przyjaciela Seinaru Keia, no i Seinaru samego. Trening, trening, trening. Ja też w sumie nie próżnowałem. Chociaż ja sam więcej czytam niźli trenuję cokolwiek, chyba najwyższy czas zacząć, nie? Opowiem mu o tej katanie.
- Zacznijmy od tego, że poszedłem do szpitala. Łeb mnie bolał, jak zawsze. Poznałem tam taką dziewczynę - Nomi. Z tego klanu… Hm. Karteczkowi ludzie. Nie pamiętam, nie pytaj. No i pożyczyłem od niej książkę na temat staroświeckiej medycyny, wiesz. Zszywanie ran, ziółka i inne takie. Przyda się pewnie kiedyś. No i już potem chciałem już iść, ale ona uparła się, żeby ze mną iść na misję. Aaaa… A sama misja polegała na przebadaniu miejsca zbrodni. Zamordowali człowiekowi rodzinę. Przykra sprawa. Miecz dostałem w nagrodę.. - przerwałem na chwilę. Ciężko się to wspominało - ... i jako obietnica. Obietnica, że złapię śmiecia, który to zrobił i go zamorduję. Utnę łeb i przyniosę temu biednemu mężczyźnie… - odchrząknąłem i spojrzałem na Hayamiego - To tak w dużym skrócie. Nie chcę Cię tym męczyć. I w ogóle to moje gratulacje, syn. Brawo. Mam nadzieję, że poznam wybrankę twego serca, kuzynie - zaśmiałem się w jego stronę.
- Wiesz, Hayami. Przed nami jeszcze długa droga, ale coś czuję, że będzie dobrze.
0 x
Obrazek Bank || PH || THEME Mowa || color=#FF8040
Awatar użytkownika
Hayami Akodo
Posty: 1277
Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
Wiek postaci: 26
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak
Multikonta: brak
Aktualna postać: Hayami Akodo

Re: Onsen

Post autor: Hayami Akodo »

Będzie dobrze, mówi Yosuke, ociekając wodą i leżąc - właściwie siedząc obok. Mówi tak, wierząc w lepsze jutro, w to, że ci, których już nie ma, śledzą nasze czyny i życie, patrząc z zasnutych liliową mgłą niepamięci gwiazd; oni nie czują, nie myślą, a może właśnie wiedzą więcej niż ty i on razem wzięci...?
Pamiętasz słowa tych, których już musiałeś pożegnać, opuścić; za każdym razem brzmiały inaczej, wnosiły coś innego.
Jesteś super, panie samuraju! W końcu ogrzałeś moje serce uwagą, rozsądkiem, troską, splotłeś małe palce w pozornie rozdzierającej obietnicy.
Nie odmawiaj ściganemu swego domu, Hayami. Kiedyś to ciebie może ścigać żal i naiwność.
Żal za winy, których nie popełniłeś, bo nie były twoje, ale kimże byś był, nie przyjmując ich na siebie?
Wróć do domu, dzieciaku. Przytul matkę, dopóki ją jeszcze masz.
Tak, wróć do domu, niech radość z wizyty synów osłodzi matce gorycz z myśli: pozwoliłam, by się rozstali, skłócili...

Tylko co teraz z nimi zrobisz?
Woda jest ciepła. Bardzo ciepła, trochę jak te stopnie prowadzące do piekła, którymi tyle razy już schodziłeś. Ale gdyby nie ciekawość, czy wiedziałbyś tyle, co teraz?

-Kobiety są strasznie uparte-pokręcił głową z uśmiechem.-Jak poznacie się z Sagisą, zobaczysz, że będzie podobna w uporze do Nomi i mojej matki.

Zamilkł na chwilę. Tak dawno się nie widzieli, smutek był uzasadniony, w końcu stracili ojca (tak, w końcu Isami był jak ojciec dla czerwonowłosego), ale czy on by go chciał?
Musieli iść dalej. Mieli tylko siedemnaście lat. I jedno życie.

-Poległ pod Atsui, z honorem...Jak wojownik, umarł, jak chciał-skwitował z westchnieniem, uśmiechając się smutno. Wzmianka o książce i zemście go zaciekawiła, ale nie pytał, nie nalegał. Sprawy honorowe zostawiało się ich wykonawcom...albo sekundantom. Wstał z wody, wytarł się. Narzucił na siebie yukatę, a po chwili po jego plecach spływały rozpuszczone włosy. Opaskę schował do kieszeni.

-Chodź, Saga i mały czekają.

Wychodzicie w mrok, srebro i noc, zdeterminowani, młodzi i silni, trochę jak dwadzieścia lat temu wasi ojcowie - adwokaci diabła, powiedziałoby się.

-Opowiedz mi o staruszku. I coś więcej o tym, co u niego robiłeś, jak tam trafiłeś.

Będzie dobrze.
Kiedyś.

__________________________________
zt z Yōsuke do szpitala
0 x
Obrazek though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east


voice |PH| theme | bank | vibe 1|vibe 2
Kitashi

Re: Onsen

Post autor: Kitashi »

Po zebraniu całej grupy z hotelu Kitashi skierował swoje kroki ku gorącym źródłom których to znak widział idąc z Misae na arenę. Nie długi kawałek po opuszczeniu budynku hotelu czwórka przyjaciół stanęła pod gorącymi źródłami, przed których wejściem wisiały płachty ze specyficznym symbolem typowym dla łaźni. Chłopak ręką uniósł jedną z płacht i wszedł do pierwszego z pomieszczeń, gdzie to dla osoby siedzącej na recepcji dał opłatę za wstęp dla czterech osób. Staruszka siedząca za kontuarem wskazała drogę do szatni męskiej i żeńskiej, oraz koszyki przed wejściem do każdej z nich. Kitashi wraz z Sokoro i Minoru ruszył pod wejście do męskiej przebieralni. Tam zdjął buty i zostawił w jednym z koszy i po odchyleniu ręką jednej z niebieskich płacht przed wejściem do szatni, przeszedł do następnego pomieszczenia. Z dużego kosza wyjął yukatę i niewielki ręcznik do mycia i podszedł do półeczek, na których to stały kosze na ubrania. Chłopak położył yukatę i ręcznik obok i spokojnie zdjął z siebie obi, kimono, hakamę, oraz bieliznę, zostając tak, jak go stworzono i po złożeniu ubrań schował je do jednego z koszy i ruszył do głównego pomieszczenia, gdzie to dwójka chłopaków już siedziała w wodzie, zaś Kitashi usiadł przy jednym ze stanowisk i z pomocą wiaderka, ręcznika i mydła umył sobie całe ciało, a następnie dodatkowo umył włosy, które to związał z pomocą rzemienia tak, by włosy nie miały kontaktu z wodą w gorących źródłach. Gdy ciało chłopaka było czyste i owinięte w yukatę ten widząc iż mniejszy ze zbiorników ma już dwójkę gości, a ich jest trzech, to postanowił ruszyć do wspólnego zbiornika, albowiem wiedział ze i tak mało kto korzysta z wspólnych źródeł. Widząc iż nikogo tam jeszcze nie ma chłopak zdjął yukatę i po odłożeniu jej równo na brzegu wszedł powoli do cudnie ciepłej wody. Zanurzył się powoli by wysoka temperatura powoli zaczęła rozgrzewać jego ciało, gdy w końcu całe jego ciało było pod wodą, która to przez swoją lekką mętnośćnie pozwoliła dostrzec jego ciała wraz z męskością. Chłopak oparł się karkiem o brzeg zbiornika i z zamkniętymi oczyma relaksował się, cieszył ciepłem i czekał na braci Rakurai, którzy to powinni do niego niebawem dołączyć. Wysoka temperatura uspokajała, pozwalała rozluźnić się mięśniom i rozluźnić się ciału tak, że aż zachęcało do drzemki
0 x
Gobimaru

Re: Onsen

Post autor: Gobimaru »

Tak, taka kąpiel była naprawdę miłą odmianą. Gobimaru nie musiał przejmować się żadnym hałasem, nie musiał słuchać nietrafionych komentarzy obserwujących walki, nie musiał uważać, żeby ktoś nie wylał na niego sake na trybunach. Mógł zwyczajnie oprzeć się plecami o brzeg, odchylić delikatnie głowę do tyłu i rozkoszować się ciepłem płynącym z gorącego źródła, które tak doskonale kontrastowało z niewielką temperaturą panującą teraz na Hanamurze. Los był także całkiem łagodny dla Gobimaru, bo jak na razie w źródłach nie było zbyt wielu ludzi. Spodziewał się, że ujrzy tutaj sporo shinobich i stałych bywalców, czyli grubych, zapoconych facetów, ale na całe szczęście tak nie było. Do czasu... Do czasu, aż na miejsce nie przyszedł pewien chłopak, którego wygląd był na tyle nietypowy, że Hyuga przez dłuższy moment zawiesił na nim swoje szare oko. Liczne blizny, jasna karnacja, niemalże białe włosy. Takich abominacji Gobimaru u siebie nie widywał (no, może poza tymi bliznami, bo w końcu i on je posiadał), co wzmogło w nim zainteresowanie. Wada genetyczna? Taka charakterystyka? Jakieś szczególne więzy krwi, które miały być odpowiednikiem jego byakugana? W końcu Gobi mógł mieć białe oczy, a jeszcze inny ród mógł być po prostu biały. Pytań było wiele, ale skoro Gobimaru nie posiadał na żadne z nich jednoznacznej odpowiedzi, to zwyczajnie sobie odpuścił. Niegrzecznym byłoby pytanie nieznajomego dlaczego wygląda akurat tak, a nie inaczej, więc dalszy relaks w źródłach wydawał mu się odpowiednim wyjściem.
Przynajmniej dopóki woda, która nie powinna nawet dotknąć twarzy Hyugi nie znalazła się na jego czole, nosie, policzkach oraz brodzie. Jak się tu znalazła? Gobimaru mógł się tylko domyślać, ale w chwili, w której usłyszał głośny plusk, otworzył też swoje oczy. Akurat zobaczył wynurzającego się z wody nieznajomego, który najwyraźniej był przyczyną całego zajścia. Hyuga skrzywił się delikatnie i zmrużył oczy, oczekując na przeprosiny, ale ich się nie doczekał. Zamiast tego otrzymał widok białowłosego, który obserwuje jakieś papierowe zwierzątko. Tak minęło dziesięć sekund, piętnaście, minuta... Nadal nic. W takim razie to Gobi musiał pofatygować się do niego, a nie na odwrót, co też po chwili uczynił, wychylając ponad taflę wody jedynie swoją głowę.
- Mógłbyś bardziej uważać, bo gdyby woda była choć trochę płytsza, to zbierałbyś się znacznie dłużej. - zwrócił mu uwagę z delikatnym uśmiechem na twarzy, ale jego głos nie brzmiał ani moralizatorsko, ani też nie było w nim krzty gniewu. Gobimaru starał się tak dobrać swój ton, żeby pomimo tego wszystkiego brzmieć najprzyjaźniej, jak tylko potrafił. Nadal był zły o to, że nieznajomy go ochlapał, ale doskonale pamiętał słowa ojca. Lepiej nie robić sobie wrogów tylko na podstawie pierwszego wrażenia, które, nie oszukujmy się, nie wyszło Rayowi jakoś najlepiej. - Nie korzystasz ze spektaklu, jaki serwują nam walczący na arenach? Czy może gorące źródła są o wiele ciekawsze od zmagań shinobi? - zagaił ponownie, żeby jakoś podtrzymać rozmowę i zaczekać na odpowiedni moment, żeby wypomnieć nieznajomemu jego własne zachowanie. W międzyczasie do źródeł przyszli jeszcze inni ludzie, ale ci zachowywali się na tyle odpowiednio, że Gobimaru nawet nie zwracał na nich jakiejś szczególnej uwagi. Na razie trzeba było się zająć białowłosym.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hanamura”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości