Strona 1 z 1
Pracownia i posiadłość Masamune
: 8 maja 2018, o 17:44
autor: Kakita Asagi
Blask płomieni, huk stali, czy to wojna? Otóż nie - oto właśnie pracownia jednego z największych mistrzów kowalstwa, spadkobiercy dumnego rodu Masamune, mistrza Masamune Kambei'a.
Kambei jest piątym właścicielem tej pracowni i dba o to, by jej sława nie przeminęła. Na co dzień praktykuje tutaj dziesięciu uczniów, z których tylko trzech ma prawo asystować mistrzowi w czasie hartowania klingi. Posiadłość Masamune składa się z kilku budynków, które otoczone są niewysokim białym murkiem - znajduje się tutaj jednopiętrowy dom, w zamieszkały przez Kambei'a i jego rodzinę oraz oddzielny, przeznaczony dla uczniów. Dom mistrza podzielony jest na dwa skrzydła - pierwsze stanowi cześć sklepową, w której to można nabywać wyroby rzemieślnicze, czy też zlecać zamówienia na niecodzienny oręż czy też narzędzie - większość przeznaczonych na sprzedaż przedmiotów wystawionych jest właśnie tutaj. Druga część domu jest mieszkalna i nikt poza rodziną mistrza nie ma tam wstępu.
Najciekawszym miejscem jest jednak podzielona na kilka sektorów kuźnia - to na jej "peryferiach" buduje się piec do wytapiania tamehagane, a następnie w kolejnych pomieszczeniach przeprowadza się proces wykuwania oraz hartowania broni. Na ścianach kuźni porozwieszane są wszelkiej maści talizmany, mające na celu odpędzać złe duchy i zapraszać dobre kami. Nie brakuje tutaj również wszelakiej broni, na różnym etapie zaawansowania: miecze, włócznie, kamy czy też zwykłe noże - słowem wszystko czego dusza zapragnie. Najbardziej centralną część zajmuje pomieszczenie, w którym broń jest hartowana - dostęp do niej jest ograniczony, a w ścianach brak okien, czy też cienkich ścian - wszystko to w celu zachowania sekretów wykuwania broni...
"To się wyklepie..."
Misja rangi D dla Arisa
Post 1/?
Jesień w prowincji Yusetsu to zdecydowanie nic przyjemnego - równinna rzeźba prowincji i bliskość morza sprzyja powstawaniu potężnych podmuchów wiatru, którym obszar ten zawdzięcza swoją nazwę. Dzisiejszy poranek dokładnie pasował do tego opisu, podmuchami zwiewając kapelusze z ludzkich głów i niwecząc wszelkie próby zgarniania liści, raz po raz rozwiewając usypywane sterty. Nie o wietrze będzie jednak ta opowieść...
Praca w kuźni mistrza Masamune trwała od samego świtu - dźwięk uderzających o rozżarzony do czerwoności metal młotów niósł się po okolicy, zdecydowanie uprzykrzając życie sąsiadom pracowni, ale cóż, taki urok mieszkania w pobliżu takiej sławy, chociaż można było odnieść wrażenia, że dzisiejszego dnia praca była jakby bardziej wzmożona, może jakieś specjalne zamówienie? Biorąc pod uwagę zbliżającą się zimę, kiedy to zamówienia zawsze maleją było to możliwe, tylko, cóż takiego było wytwarzane? Czy narzędzia zamówione przez producentów miejscowej bawełny z którą nic się nie mogło równać, a może ktoś szykował się do wojny i spod młotów wspaniałych twórców wychodziły miecze i włócznie? Tego nie wiedział nikt, ale niezaprzeczalnie "działo się".
Nie wiedziała tego również młoda kunoichi, która stała przed bramą prowadząca do posiadłości. Jej oczom widziały, jak za szeroko otwartą bramą wije się wyłożona żwirem ścieżka, która biegnie przez niezwykle zadbany ogród, w którym poza ozdobnymi krzewami znajdował się stary miłorząb, "spoglądający" na wszystko z góry i z powagą doświadczenia. Dwóch ogrodników również starało się walczyć z opadającymi liśćmi i zdawali się jeszcze nie dostrzegać dziewczyny, raz po raz klnąc na figlarny wiatr który niweczył ich pracę. Czegóż w tym miejscu mogła szukać młoda shinobi z klanu Terumi? Cóż, wiadomość jaką otrzymała od posłańca nie pozostawiała żadnej wątpliwości, miała stawić się w pracowni, a co dalej? To się okaże...
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 11 maja 2018, o 01:44
autor: Arisa Terumi
Dni Arisy Sanjin upływały bardzo powoli i spokojnie. Bawiła się z Nari, pomagała jej opatrywać ranne ptaki, jak mogła, poświęcała się treningom z Naizenem i rąbaniu drewna, by matka mogła rozpalić w kominku i ugotować coś ciepłego, sprzątała dom, naprawiała ubrania lub kupowała sobie i siostrze nowe, układała ikebanę u pewnej sędziwej mistrzyni w ramach praktyki - i jakoś szło. Jakoś szło.
To życie wcale nie było tak złe, jak można było się spodziewać. Nie było w nim martwej i sztywnej rutyny - wypełniały ją aż za dobrze małe, domowe przygody związane z życiem córki swego ojca . Nie ryzykowała, żyła w ciszy, w ukryciu, łagodna i bardzo spokojna, kwitnąca niczym kwiat, tak łatwy przecież do wyrwania z ziemi i zdeptania...ona, idealna ofiara dla losu.
Tego dnia, kiedy rozwieszały z siostrą ubrania na sznurze między dwiema wielkimi wiśniami w sadzie, przyszedł po nią pewien człowiek - robotnik, jak należało wnioskować z wyglądu, ubioru i niecierpliwych słów "chodź no panna do Masamune-samy, stary cię wzywa". Te niespecjalnie eleganckie słowa, choć bardzo zaskoczyły delikatną i dobrze wychowaną Arisę, idealnie oddały cel i powód jej pojawienia się na terenie pracowni i posiadłości pana Masamune. Pozostawiła Nari z jej rzeczami - miała skończyć jak najszybciej - i upewniła się, że Naizen FAKTYCZNIE pozbierał gałęzie z połamanych przez ostatnią, nocną wichurę drzew, by było na opał, po czym ruszyła w to miejsce, zastanawiając się, po co została wezwana. Jej ojciec nigdy nie angażował się w wytwórstwo broni, ani jeden, ani drugi; o ile Ryushi - imię to wspominała z bólem i pogardą - gardził bronią jako taką, nie szukał w niej wyższej idei i traktował ją tylko w niedozwolonych celach , o tyle Makoto rozumiał to i nauczył córkę konserwacji kunaiów i shurikenów. Nauczył także małą Ari wielkiego szacunku do wytwórców broni i broni w ogóle.
Dlatego też brunetka stała teraz niepewnie przed pracownią mistrza Masamune Kambeia, obserwując pracujących mężczyzn i nie wiedząc, co powinna zrobić. Po co mnie tu wezwali...? Powinnam była zostać z Nari.
Podeszła do owych mężczyzn. Spróbowała im pomóc z szalejącymi, wirującymi liśćmi.
- Przepraszam, gdzie zastanę mistrza Kambeia? Miałam tu przyjść w jakiejś sprawie - spytała od razu, pomagając zagrabiać liście i wrzucać je na stos / do ognia / cokolwiek z tymi zgrabionymi liśćmi robili owi ogrodnicy. -Nazywam się Arisa Terumi.
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 11 maja 2018, o 21:56
autor: Kakita Asagi
"To się wyklepie..."
Misja rangi D dla Arisa
Post 3/?
Zafrapowani swoją pracą ogrodnicy nie od razu zauważyli naszą bohaterkę, a może był to efekt jej wyszkolenia w sztukach ninja dzięki których mogła niepostrzeżenie podkradać się do ludzi? Cóż, w tym przypadku zdecydowanie chodziło o to pierwsze, skupieni na swojej pracy, nieprzeszkoleni w sztukach walki, mężczyźni, dali się zwyczajnie "podejść", ale gdy tylko dziewczyna zaczęła pomagać im w porządkowaniu bałaganu (nawiasem mówiąc, udało się jej znaleźć jeszcze jedną parę grabi, które akurat nie miały właściciela), zdali sobie sprawę z jej obecności.
- Kim... - zaczął jej z nich z lekką wrogością, jednakże gdy tylko padło imię ich pana zatrzymał się w pół słowa. Kimże była ta dziewczyna, że ośmielała się pytać o wielkiego kowala jego imieniem? Czyżby była to jego jakaś znajoma (zdecydowanie nie stara), a może ktoś z dalekiej rodziny lub co ważniejsze, jakaś cenna klientka? Jej imię jakoś tak dziwnie pasowało do nazwiska rodu shinobi, który to władał ów włościami, jednakże to pewnie była zbieżność, prawda?
- Mistrz Masamune jest w pracowni, proszę za mną. dodał szybko przeanalizowawszy podstawowe możliwości i w żadnej z nich nie odnajdując miejsca na pozwalanie kobiecie czekać skłonił się odpowiednio nisko, po czym poprowadził ją kręta drużką w stronę pracowni, z której dobiegały dźwięki wykuwania jakiejś broni. Oczywiście, oznaczało to, że jego towarzysz na chwile sam zostanie z robotą, ale w tej sytuacji...
- Proszę poczekać, Arisa-san. - rzekł ogrodnik wprowadzając ją otwartej części sklepu, w której znajdowała się cała masa wszelakiego sprzętu. Były tutaj noże, których ceny przekraczały wszystko, co Arisa mogłaby zarobić w ciągu półtorej roku, jak i narzędzia rolnicze którym nie straszne były żadne kamienie i nawet najtrudniejsza gleba. Nie brakowało również broni, wspaniałe miecze, groty do strzał i kilka włóczni - wszystko czego dusza zapragnie. Czy tego dobra nie pilnował nikt? Otóż nie, w sklepiku bowiem znajdowała się jeszcze jedna osoba, kobieta którą Arisa mogła ocenić na na około czterdzieści lat, chociaż trzymała się niezwykle dobrze. Ubrana była w pomarańczowe kimono z motywem liści klonów, na widok przybyłych uśmiechnęła, po czym ogrodnik podszedł do niej i wymienili z sobą kilka słów, po których kobieta delikatnie ukłoniła się w stronę Arisy i zniknęła na "zapleczu" by po chwili wrócić w towarzystwie rosłego mężczyzny z średnim wieku, którym miał na sobie fartuch i szaty kapłana - nie mógł być to kto inny, jak sam mistrz Masamune.
- Masamune Kabei, proszę wybaczyć, że musiała pani czekać. - przedstawił się rzemieślnik z lekkim ukłonem, po czym kontynuował, pogodniejszym tonem - Proszę wybyczyć, ale czy jest pani ninja, o którego posłałem prośbę do rodu Terumi? - no, trzeba przyznać, że nasza bohaterka chyba niechcący nieco zamotała swą sytuację, ale widać, że Kambei nie tylko mistrzem metalurgii był i dał jej szansę określić się, kim jest i po co przybywa...
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 14 maja 2018, o 11:02
autor: Arisa Terumi
I understand that you have just overcome one thing
By praise words, you're showing your hiding back
Arisa nie zaliczała się do kobiet-indywidualności potrafiących postawić całą osadę na nogi swoim wrzaskiem i wymagających wiele; raczej była cicha, pokorna i obecna . Czekała, bo i cóż miała innego do zrobienia? Całe jej życie było przecież pełnym łagodnego smutku oczekiwaniem - najpierw czekała na to, aż jej ojciec się zmieni, aż Ryushi stanie się kimś innym, takim jak rodzice jej przyjaciółek, jak ojciec Minami czytający swojej córeczce historie wielkich bohaterów, aż mama nabierze sił i zacznie tworzyć dla nich jakiś lepszy świat. Niestety, nigdy do tego nie doszło; Izumi odeszła w czternastym dniu maja, zabierając ze sobą do grobu perspektywy dla dzieci i wiarę w bezpieczniejsze jutro, zostawiając syna i córkę samych swojemu losowi, a Ryushi stoczył się z furią w dół, zapominając na zawsze, kim wcześniej był. Arisa została sama - sama ze starszym bratem, z wyzwaniami, którym nie mogła podołać, z rzeczywistością, która była zbyt dla niej brutalna, zbyt schlana w trupa . Dlatego właśnie uciekła - uciekła, bo nie mogła znieść dłużej patrzenia potworowi w twarz. Nie mogła znieść widoku krwi - i swojego brata jako kolejnej siły łamanej przez bezwzględny los.
Czekała potem na decyzję swojej przybranej matki; Azumi - o dziwo nosząca podobne znaki w imieniu co jej nieszczęsna rodzicielka - miała już dwoje swoich pociech i mogła nie mieć ochoty zajmować się trzecim, choćby najmniejszym, najsłodszym i najsilniej skrzywdzonym przez los. Co więcej, czasy były trudne i skomplikowane, jeśli nie było się aktywnym shinobi, mogłyby być problemy; bardziej w rodzinie przydawał się syn, którego można było wyszkolić i uczynić następcą, niż córka, od której naturalnie oczekuje się zamążpójścia. Tu jednak los się do niej uśmiechnął - Azumi-san stwierdziła, że weźmie na siebie to brzemię, dała jej swoje nazwisko, nowy dom, nowe życie wśród szczepu Terumi, który w milczeniu ją zaakceptował.
Czekała na powrót ojca, Makoto-sama, który już nigdy nie wrócił do domu. Który podjął skomplikowany wybór, zostawił w domu ukochaną żonę, syna i dwie córki, i wyruszył na misję, wiedząc, z czym ona się wiąże. Taak, Makoto-sama był dla Arisy prawdziwym wzorem; dlatego wyparła z pamięci Ryushiego, oddała się nowej rodzinie z wiarą, nadzieją i miłością, zapomniała o ciężkich chwilach w piekle tamtego domu, o bracie, który - jak sądziła - już nie żył, zabity przez własnego ojca.
A teraz czekała, aż pojawi się jej pierwszy zleceniodawca, jej nowy rozdział w historii shinobi.
Kiedy wprowadzono ją do pomieszczenia ze starą kobietą, powitała ją grzecznym ukłonem i nadal spokojnie czekała. Rozglądała się z ciekawością po pomieszczeniu, zdziwiona. Jakże piękna była broń mistrza Masamune! I jakże chciałaby mieć choć jedną jej sztukę na własność! Ale nie, Arisa nie była chciwa; po prostu potrafiła docenić każdy artyzm, każdą mądrość drzemiącą w pięknych rzeczach - i tak, naprawdę wierzyła, że w broni kryje się mądrość. Wszak ten, kto ją dzierżył, musiał być nie byle kim, prawda?
Na widok właściciela pracowni spłonęła rumieńcem. Och, rzeczywiście, była zbyt poufałą, nazywając go w ten sposób...popełniła chyba straszne faux pas! Mimo wszystko skłoniła się przed mistrzem najgłębiej, jak potrafiła, na znak wielkiego szacunku dla jego dzieł. Po krótkiej chwili brunetka wyprostowała się, nadal nie tracąc koloru z bladych zwykle policzków. Na ustach jej wykwitł niepewny uśmiech, a w oczach dostrzec można było zmieszanie. Nie spodziewała się takiej osobistości, do tego w takich szatach i w ogóle...
- Zaiste, Kanbei-dono - odrzekła dźwięcznym, cichym, ale miłym dla ucha głosem, przeczesując włosy w zakłopotaniu. - Nazywam się Terumi Arisa. To o mnie pan prosił. W czym mogę pomóc tak znakomitemu artyście, na którego warto było czekać?
Innego nazwiska nie znała już od lat.
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 15 maja 2018, o 20:41
autor: Kakita Asagi
"To się wyklepie..."
Misja rangi D dla Arisa
Post 5/?
Jak się szybko okazało, przybyła do pracowni młoda kobieta nie była potencjalną klientką wielkiego rzemieślnika, lecz osobą, którą to on najął, ale w jakim celu? Czy starszemu mistrzowie nie wystarczyła praca i popadając w kryzys wieku średniego wezwał do siebie zdecydowanie zbyt młodą dziewczynę, czy jednak sprawa dotyczyła czegoś innego, nie koniecznie czystszego biorąc pod uwagę profesję, jaką się Arisa trudniła?
- Doskonale. - odpowiedział Masamune, rozpromieniając się nieco, a swojemu ogrodnikowi posyłając spojrzenie ciężkie niczym tonowy głaz i przeszywające jak zgromadzone tutaj ostrza - jasnym było, że sługa nieco zbyt poważnie podszedł do spraw, które nie do końca leżały w kwestii jego obowiązków. Jak się okazało, ogrodnik doskonale odczytywał tą niemą reprymendę, bowiem kłaniając się trzykrotnie wycofał się w stronę drzwi, po czym w pomieszczeniu pozostali sami we trójkę, ale nie na długo, bowiem ubrana w piękne kimono kobieta również skłoniła się mistrzowi, po czym wycofała się na zaplecze, albo w innym tylko sobie znanym kierunku, pozostawiając Arisę samą z Kanbei'em.
- Mniemam, że jest pani odpowiednią osobą do zadania, jakie zamierzam jej powierzyć. - mężczyzna ponownie przerwał ciszę, a głos jego chociaż niepodniesiony, miał siłę młota, którym władał tworząc zgromadzone tu dzieła. Kambei pogładził się po brodzie, przeszywając spojrzeniem Arise, jakby oceniając towar pod kątem przydatności, a dziewczyna mogła rozpoznać, jak silne i strudzone pracą się jego dłonie. Palce mężczyzny były potężne, nie przerażające, ale kryły w sobie wielką siłę. Nie było wątpliwości, że te dłonie mogły bez trudu kształtować dowolny metal, a ów siłę zawdzięczały niezliczonym godzinom ciężkiej pracy.
- Przejdę od razy do rzeczy, mam dzisiaj dla pani zadanie, które składa się z dwóch części. - rzekł Masamune, w górę podnosząc palec prawej dłoni i kontynuując - Pierw chciałbym, by udała się pani do mistrza Ao, od którego odbierze pani dostawę tamehagane, nie będzie tego dużo, może piętnaście kilogramów. Wyposażę panią w odpowiedni kosz. Następnie, poproszę ją o dostarczenie pewnej przesyłki do sklepu w osadzie. Nie mogę tego zlecić żadnemu z moich uczniów, poza tym, jeden z klientów wymaga by nad towarem czuwał ninja. - no i na koniec drugi palec Masamune znalazł się w powietrzu i na chwilę zapanowała cisza. Czy ktoś przewidywał jakieś utrudnienia w czasie dostarczania jednej, lub drugiej przesyłki, a może ktoś takowe planował?
- Jakieś pytania?
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 15 maja 2018, o 22:45
autor: Arisa Terumi
In the fragile steel you saw the fire
And this fire was overburning the sight
Oooh, you were a lovely strain.
Słuchała z uwagą mistrza, lekko rozdziawiwszy początkowo buzię w zdziwieniu. Szacunek dla rzemieślników i mistrzów miecza zawarty był w naukach savoir-vivre'u, przekazywany takiej dziewczynie jak ona, lecz zupełnie nie znała się na tym wszystkim, na tych dziwnych nazwach, materiałach, obrzędach...Słowo "tamehagane" wzbudziło w niej więc głębokie zdziwienie, zwłaszcza że "tama" lub "tame" kojarzyło się jej z czymś cennym jako klejnoty ziemi. Nie śmiała jednak przerwać mistrzowi, więc - nadal rumieniąc się pod jego spojrzeniem i przestępując z nogi na nogę - słuchała dalej jego instrukcji. Były one jasne i wyraźne: miała odebrać od mistrza Ao dostawę czegoś, co nazywało się tamehagane i wymagało kosza, potem - jeśli sobie nie dopowiadała - dostarczyć kosz tutaj. Następnie jej zadaniem było wziąć przesyłkę i udać się do sklepu, by przekazać ją nader wybrednemu klientowi mistrza Masamune. Jeśli nie pominęła żadnego z elementów i nie wystąpią żadne przeszkody, powinna wyrobić się przed wieczorem, chyba że mistrz Ao jest gdzieś daleko. Kiedy mężczyzna skończył mówić, chrząknęła dla dodania sobie odwagi. Głos nadal miała cichy i spokojny, acz nabrał on teraz tonów rzeczowości i spokoju. Nie próżno Arisie Terumi powierzano opiekę nad dziećmi, przenoszenie kotów i doglądanie konających staruszek; jej cisza, łagodność i ciepło sprawiały, że ludzie instynktownie jej ufali, że pozostawiali sprawy na jej barkach. Tak samo miało być i tym razem. Mistrz Masamune miał powierzyć brązowowłosej dziewczynie ważne zadania, a ona miała ich dopełnić - z pełnym profesjonalizmem, spokojem i z wrażeniem uśpionego morza i kwiatu, które po sobie zostawiała osobom co bardziej poetycznym.
-Jeśli wolno zadać mi kilka pytań, Masamune-sensei-sama... - użyła podwójnego honoryfikatu, a jej usta nieco zadrżały, kiedy to uczyniła; wpatrywała się badawczo w jego twarz. Chrząknęła. -Po pierwsze: gdzie znajdę mistrza Ao?
Przestąpiła z nogi na nogę. Przeniosła spojrzenie na broń zdobiącą ściany. Otarła pot z czoła; w tym pomieszczeniu było akurat dość gorąco. Chciała jeszcze upewnić się co do kilku rzeczy, dlatego miała kolejne pytania. Zadała je więc, nie dając mistrzowi dłużej czekać.
-Po drugie; jeśli dobrze rozumiem - mam zanieść mistrzowi Ao to tamehagane, czymkolwiek to jest, następnie wrócić tutaj, odebrać od pana osobiście paczkę i zanieść ją do sklepu? Po trzecie: czy sądzi pan, że wystąpią...jakieś problemy z tą paczką? Komu może zależeć na jej przejęciu, jeśli oczywiście to nie tajemnica?
W razie uzyskania odpowiedzi Arisa zamrugała powiekami, skłoniła się głęboko mistrzowi i udała się w swoim kierunku. Tak czy inaczej, na razie stała, wyczekująca, barwna, łagodna i taka...na swój sposób krucha.
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 17 maja 2018, o 16:20
autor: Kakita Asagi
"To się wyklepie..."
Misja rangi D dla Arisa
Post 7/?
Czy dotychczasowe zadania jakim musiała sprostać Arisa były trudne i odpowiedzialne? Cóż, niewątpliwie opieka nad dziećmi jest dosyć ważna, zwłaszcza w tak niepewnych czasach, kiedy to dzikie bestie i źli dewianci z konsorcjum zbrodni kryli się za każdym zakrętem. Tak, te "misje" były ważne i niewątpliwie małymi kroczkami przygotowywały do roli shinobi, jednakże dopiero tym razem stanęła przed obliczem prawdziwego zadania - misji od której zależeć dobre imię jej rodziny, nawet jeśli nie było to nic poważnego.
Wydawało się, że treść zadania jest dość prosta, ale młoda kunoichi zdecydowała się upewnić w treści swojej misji, pierw zaczynając od odkreślenia miejsca zamieszkania pierwszej osoby, którą miała odwiedzić - to zdecydowanie dobre pytanie. Następnie postanowiła przejść do samej treści zadania, ze szczególnym uwzględnieniem potencjalnych czynników zagrożenia, bo wszak jakieś mogło być, skoro zadanie zleca się ninja, czyż nie? Słysząc jej pytania, mistrz Masamune pierw pokiwał twierdząco głową, na znak że docenia je i uważa za słuszne (bo tylko głupi o drogę nie pyta), ale kolejne słowa Arisy sprawiły, że westchnął głęboko, bowiem dziewczyna zdecydowanie pomieszała fakty. Należało jej wyjaśnić wszystko powoli i jasno, poczynając od interesującego ją adresu zamieszkanie niejakiego Ao.
- Mistrz Ao ma swoją pracownie w położonej nieopodal wiosce, około 10 km stąd w kierunku północnym. Łatwo trafi panienka trzymając się głównego szlaku, jednakże będzie musiała przejść przez las. Nie polecam schodzić z gościńca, bo można krótszą trasą przez bezdroża, to jednak zostawiam w jej kwestii, jest w końcu panienka ninja. Zależy mi na jednym, tamehagane musi do mnie dotrzeć. - Kambei starał się mówić spokojnie, jednakże podobnie jak silne były jego ramiona, tak samo silne miał płuca i głos jaki wydobywał ze swojego gardła był zawsze potężny, nawet jeśli sam kowal starał się, by nie był on specjalnie groźny.
- Co do tamehagane, jest to stal, służąca do wykonywania zarówno mieczy, jak i grotów włóczni i narzędzi. Jest to przesyłka cenna, tylko najlepsza stal nadaje się na ostrza i to właśnie taką wykonuje mistrz Ao. Weź to… – tutaj Kambei sięgnął do połów swoich szat, z których wydobył niewątpliwie wcześniej przygotowany zwój, który wręczył dziewczynie i wyjaśnił.
- Ten dokument przekażesz mistrzowi Ao, to dowód na to, że ja panienkę wysyłam. Co się zaś tyczy niebezpieczeństwa, tudzież próby kradzieży, nie sądzę, by ktoś spróbował napaść wyszkoloną ninja. Bardziej spodziewałbym się drapieżnych zwierząt, które o tej porze roku starają się coś jeszcze upolować, szczególnie niedźwiedzie bywają kłopotliwe. – wyjaśnił mistrz, po czym chyba należało się powoli zbierać do drogi, czyż nie? Co prawda, nasza bohaterka mogła mieć jeszcze jakieś pytanie, chociażby o to jak się ubiera przygotowany na stal koszyk, albo jeszcze coś powodowało jej wątpliwości, ale chyba wszystko było jasne – pozostawało zebrać się w sobie, zarzucić sobie kosz na plecy i ruszać w drogę, zwłaszcza, że jeszcze jest jasno, a podróż mimo wszystko nieco czasu jej zabierze – niesympatycznym mogłoby być wracanie po ciemku, a jesienne dni nie są wcale takie długie. Nie trzeba chyba dodawać, że dodatkowe obciążenie może nie ułatwić drogi?
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 25 maja 2018, o 11:29
autor: Arisa Terumi
Things I acknowledged, things I noticed
Are secret between my heart and this blue sky
Słuchała. Do tego przecież została stworzona, jej domeną było milczeć, służyć, trwać obok w ciszy, po prostu istnieć - gdyby ją, jak typową niezależną kobietę, wysłano do kuchni, łagodnie by się sprzeciwiła, co nie znaczyło, że tam nie siedziała. Po prostu potrafiła dobrze wyważyć priorytety, tradycję i nowoczesność. Uśmiechnęła się delikatnie, a kiedy mistrz Kambei ofiarował jej zwój, chwyciła go sprawnie i umieściła w kaburze pomiędzy shurikenami i kunaiami, nie chcąc go zgubić. Poprawiła starannie płaszcz i szal, w które była odziana ze względu na coraz niższe temperatury. Mistrz Masamune powiadał, że powinna kierować się na północ i przebyć dystans dziesięciu kilometrów, po drodze przechodząc przez las. Jeśli nie skłamał i niczego przed nią nie zataił, to jej największym problemem może być - lub mogą być - zwierzęta lub zwierzę, w szczególności niedźwiedzie. Miała sporo jutsu, pięć kunaiów i pięć shurikenów, ale czy to wystarczy? Tak czy inaczej...Skoro wszystko zrozumiała - a przynajmniej tak jej się zdawało - nie było potrzeby pozostawać dłużej pod dachem mistrza, w jego ciepłej, gościnnej pracowni.
Skłoniła się głęboko na znak, że rozumie wszystkie jego instrukcje. Jaki inny miała wybór? Czas najwyższy ruszać. Narima i Naizen będą głodni, jeśli nie wróci do wieczora, gdyż mama jest na misji, a ciotki Shizume też nie ma. Odkąd ojciec odszedł, wszystko...się pozmieniało...
Do diabła.
- Hai, Masamune-sensei-sama. Udaję się w tej chwili niezwłocznie do Ao-senseia i dostarczam to, o co pan prosił - poinformowała z ponownym ukłonem. - Niech ci bogowie błogosławią.
Wypowiedziawszy te słowa, Arisa przesunęła trochę kaburę, by jej nie zawadzała, poprawiła sobie ubrania i opaskę na włosach, po czym wyszła z pracowni - najpierw bardzo powoli, potem powoli, a po piętnastu minutach szła już nieco szybszym krokiem. Minęła obojętnie owych ogrodników - jeśli nadal tam pracowali - i ruszyła przed siebie, wciąż obierając dla siebie kierunek północny.
Wokół wciąż i wciąż opadały liście. Uporczywie zimny wiatr rozrzucał je wszędzie, gdzie mógł, bawił się z jej włosami, popędzał ją, dmuchając jej ostro w plecy. Właśnie otrzymała zadanie, które powinna była wykonać.
So the autumn shall pass...and the winter shall pass
All the light is going to fall.
Miała tyle planów na przyszłość. Chciała odnaleźć Daichiego i zaproponować mu wspólną misję, powitać matkę w domu, kiedy wróci z misji, zagrać z Naizenem i Nari w chowanego lub w coś podobnego, narysować jakiś krajobraz przy szumie kropel jesiennego deszczu bębniącego o szyby, może nawet usiąść z igłą i nicią w dłoniach i spróbować coś uszyć. Miałoby to sens o tyle, że wiele jej ubrań wymagało niewielkich lub większych napraw, do tego naprawdę lubiła tym się zajmować. Może zaprosiłaby córki sąsiadów na ciche rozmowy przy herbacie, w których to goście dominują, a cicha i łagodna gospodyni jedynie serwuje ciastka i napoje, słuchając kolejnych nic nie znaczących, lecz budujących atmosferę domu plotek i zwierzeń.
Może powinna zerwać jakieś śpieszne, jesienne, więdnące już kwiaty i wstawić je w domowe tokonomy, rozpalić lampiony i zostać w domu przy rodzeństwie, nie próbując nawet szukać męża - zawsze będziesz miała czas, mówiła matka ; bo po co teraz kłopotać rodzinę szukaniem pieniędzy na zbędne wydatki? Nagroda od mistrza Kambeia, jeśli jakakolwiek wpadnie, będzie mała, ale powinna wystarczyć na opłacenie kosztów tego wszystkiego i na zrobienie zapasów na zimę - skromnych, ale jednak.
Arisa musiała żyć rzeczywistością.
Ciekawe, kiedy spadnie pierwszy śnieg?
_________________________________________________________________________________________________________
zt tu
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 18 cze 2018, o 00:20
autor: Arisa Terumi
Things I saw on the way, things I learned
Are secret between my heart and this - now - stray sky.
Posiłek i herbata dodały jej sił, więc po ukłonach, uśmiechach i nader banalnych słowach typu "dziękuję, do widzenia", jakich wiele Arisa wymieniała w swym krótkim przecież życiu, odebrała tamehagane i ruszyła w drogę. Zimne krople deszczu - czy to na pewno był deszcz? - sprawiły, że przyspieszyła kroku, na ile tylko mogła, gdyby dało się z tym fruwać, pewnie już by to robiła. Nie zatrzymywała się nawet, by cokolwiek sprawdzić, by poprawić sobie włosy, sandały czy kosz na plecach; jedynie maszerowała śpiesznie przed siebie, chwilami próbując nawet biec. Gdy jednak przyjrzała się uważniej linii drzew i ich mrocznym zarysom, gdy przez jej umysł przemknęła myśl jesteś shinobi, do cholery , wdrapała się na drzewo, starając się usilnie nie uszkodzić w żaden sposób ani nie pozbawić kosza jego osłony ze słomy ryżowej. Uczyniwszy to, Arisa pomknęła po drzewach, skacząc z jednego na drugie niczym młoda sarna hasająca po lesie lub - lepiej mówiąc - niby radosny zając. Spieszyła się tym bardziej, że bardzo chciała już odpocząć w domu, a tamehagane nie mogło zostać narażone na ciemniejące niebo i...chwila. Czy poczuła właśnie jakieś chłodne krople, czy to była tylko gra jej umysłu? Kolejna iluzja z wrażeń, w które sama się wprowadzała, żyjąc tak, jak śniła - przecież nie samotnie?
Na szczęście dla kobiety z rodu Terumi niedługo wyrosła przed nią posiadłość pana Masamune. Odetchnąwszy z ulgą, Arisa zeskoczyła z drzew, po czym - już konwencjonalnym sposobem, aczkolwiek z zachowaniem tego samego tempa - ruszyła w kierunku kuźni. Ogrodnicy pewnie dali już sobie spokój z tymi liściami albo już je jakoś tam uporządkowali, choć dla samej dziewczyny była to istna syzyfowa praca. Biorąc pod uwagę liczne wichury i ilość listowia produkowanego przez drzewa, było to jak walka skazana na przegraną...Chociaż i to zależało zapewne od kontekstu.
Schroniwszy się pod dachem, o ile nikt jej nie zatrzymał po drodze - udała się bezpośrednio do samego mistrza. Tam oddała mu stal, mówiąc:
- Pańskie tamehagane, Masamune-sensei-sama, zgodnie z poleceniem. Po drodze nie napotkałam żadnych trudności, nie czynił ich również Ao-sensei.
Jeśli jednak ktoś zatrzymał ją przed wejściem, to zdała tej osobie tamehagane lub poprosiła o zaprowadzenie ją do mistrza - w drugim przypadku powyższa scena powtórzyła się bardzo dokładnie, wręcz w szczegółach.
Tak czy inaczej, Arisa drżała już z zimna i zmęczenia. Przerażająco inny, tajemniczy las o poskręcanych gałęziach drzew, nagich cieniach bezwstydnie szarpiących podłoże w plugawych plamach, gry cieni i świateł, delikatność konturów jej sylwetki mieszana z brutalnym zarysem tego świata , pełnym skowytu głodnych wilków - takim skowytem były te wszystkie durne hasła Yogan, w które wierzyli, jakby nie mogli się po prostu z nimi pogodzić - wzbudził w niej wiele emocji i uczuć. Bardzo pragnęła schronić się znów w bezpiecznych czterech ścianach i obejmując młodsze rodzeństwo, opowiadając mu historie przy cieple cichego salonu, rozpuszczając włosy, by móc pozwolić sobie na trochę luzu w domowych warunkach i w wygodnej yukacie, zapomnieć o tym, co widziała - na krótką chwilę; bo zapomnienie nie pozwalało żyć snami.
UŻYTA TECHNIKA:
Ukryty tekst
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 18 cze 2018, o 19:35
autor: Kakita Asagi
"To się wyklepie..."
Misja rangi D dla Arisa
Post 19/19
Widok tak dobrze znanej osady, a w niej posiadłości zleceniodawcy napawały optymizmem, co prawda, nie podgrzewały, ale dodawały otuchy - oto bowiem pojawiła się wizja zakończenia misji, ale czy na pewno? No cóż, to wszystko miało się na razie okazać, pierw dotrzeć do wnętrza posiadłości.
Zbliżywszy się do bramy posiadłości, dziewczyna zauważyła znanych już jej ogrodników, którzy właśnie kończyli rozprawianie się z niesfornymi liśćmi, zdążyli akurat przed nadciągającym deszczem, tak więc teraz pozostało jedynie spalić liście. Na widok kunoichi posłali jej pogodne spojrzenia i nie przeszkadzali w drodze do pracowni, jednocześnie też, nie zaoferowali jej pomocy - każdy z nich miał swoje zadania, oni walczyli z florą, ona dostarczała stal.
W pracowni Arisa nie musiała długo czekać na swojego zleceniodawce, który pojawił się kilka sekund po niej. Powitał ją ukłonem, po czym odebrał od niej kosz z metalem, po czym zaczął krytycznie się mu przyglądać, większość stalowych "kamienie" odrzucając na bok. Pojedyncze płytki segregował na stolik, a różnica między odrzucanym materiałem, nawet dla Arisy była zauważalna, chociaż początkowo przekazany przez mistrz Ao materiał wydawał się być bez skazy, a na pewno na tle tego, który znajdował się w pracowni metalurga.
- Bardzo dobra dostawa, Ao się sprawił. - rzekł mistrz Masamune, który mimo odrzucenia blisko dwóch trzecich dostarczonego materiału, był zdecydowanie zadowolony. Nie trzeba było być znawcom, by domyślić się, że z najlepszego materiału powstanie jakaś broń, miecz, a może włócznia, lub też specjalne groty do strzał. Z pozostałych "kamyków" stali nic się jednak nie zmarnuje, dla nich też znajdzie się zastosowanie, ot chociażby narzędzia rolnicze - pamiętajmy, że nawet najsłabszy z fragmentów tamehagane, był dużo lepszy, niż inna stal.
- Sprawiłaś się, Terumi-san. - pochwalił dziewczynę, kiedy już zakończył selekcję dostarczonego materiału, po czym wydawał polecenie służbie, by dała dziewczynie jakiś posiłek oraz coś ciepłego do picia. Następnie poinstruował ją, gdzie odbierze nagrodę (po okazaniu dokumentu, zaświadczającego o wykonaniu zadania, który Masamune wyciągnął z jednego ze zwojów i podpisał) i sam zniknął w pracowni, rzucając się w wir pracy.
THE END
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 19 cze 2018, o 00:59
autor: Arisa Terumi
Powiadają, że najlepsza praca to taka, którą wykonujesz wśród cieni. Arisa nie mogła temu przeczyć; prosta i skromna dostawa metalu w odpowiednie miejsce, choć nie była tak widowiskowa i fascynująca, to jednak budziła delikatny uśmiech. Pokora i służba starym wartościom była dla niej ważna, a posługa samurajom - tym, którzy strzegli starych prawd, zachowując pełne godności milczenie wobec pokus - czyniła ją i świat lepszymi.
A przecież o to chodzi, by twoje sny były lepsze, prawda?
Skłoniła się nisko mężczyźnie, nie kryjąc ulgi, kiedy odebrał jej tamehagane. Choć w niedoświadczonych oczach dziewczyny, która dotąd jedynie siedziała w domu i, oprócz treningów, pełniła powinności kobiety, odrzucana przez mężczyznę stal wyglądała tak samo, mistrz Masamune odrzucał niecierpliwie kolejne kawałki. Pewnie po prostu wybierał najlepszy materiał do kucia swojej broni.
Odebrała od niego dokument poświadczający wykonanie misji, pożegnała go jeszcze jednym ukłonem, po czym - z bogatszą znacznie sakiewką i nowymi wrażeniami, myślami, z obrazami snującymi się w łagodnym tle - ruszyła do wyjścia. Jednak nagle odwróciła się, jakby coś sobie przypomniała. Jej oczy, tak bardzo błękitne, tak ostre w swojej jasności, lśniły. Co w nich się ukrywało? Skąd pojawił się na jej twarzy uśmiech, tak ulotny, jak skrzydła piekielnego motyla?
- Mędrcy mówili mi, Masamune-sensei-sama, że najprzedniejsza stal musi wpaść w najgorętszy ogień.
Nie wyjaśniając już w żaden sposób swojej wypowiedzi, wyszła na zewnątrz.
Mężczyźnie zostało przed oczami jedynie wrażenie snu, ciszy i błękitu.
Jak ten błękit nieba, który w tej chwili pomroczył jesienny kir granatu i zimna. Naprawdę było jej zimno - i drżała z chłodu, biegnąc do domu i jego jasnych świateł, powoli moknąca od zimnych kropel spływających z nieba na kształtne, subtelne ciało młodej kobiety.
______________________________________________________________________________________________________
Dziękuję za misję, zgodnie z poleceniem zrobię rozliczenie! *o*
zt dla Arisy.
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 12 paź 2023, o 15:05
autor: Yasuo
Trzy desery i zero informacji póki co musiało mi wystarczyć. Wróciłem do szpitala i mogłem się zobaczyć z dziewczynkami. Czułem się za nie odpowiedzialny, więc kamień spadł mi z serca, widząc, że mają się w miarę dobrze. W szpitalu została im zapewniona fachowa opieka. Była też jeszcze jedna rzecz.
- Powiedziano mi, że rządzący tutaj klan Terumi również zaangażuje się w poszukiwania Waszych rodziców - przekazałem im dobre informacje i zjadłem równie dobry kawałek ciasta. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tą prowincją. Posiadano tutaj wybitnie dobrych cukierników i bardzo pomocnych, miłych i sympatycznych ludzi. Oczywiście miałem świadomość tego, że nie byłem tutaj wystarczająco długo, by wywlec wszystkie brudy tej prowincji na wierzch. W sumie nie znalazłem jeszcze niczego konkretnego. Miałem nawet dziwne szczęście, by nie napotkać żadnego pijaka, który szukałby guza z jemu tylko wiadomego - a może nie? - powodu. Nie miałem do dziewczynek żadnych pytań. Małe pacjentki były w dobrych rękach. Wiedziałem o tym. Nie zamierzałem zamęczać ich pytaniami i postanowiłem po prostu dać im odpocząć. Nie wiedziałem nawet o co miałbym je pytać, a nawet gdybym wiedział, to wątpliwe było, by dziewczynki znały odpowiedzi.
- Ja również poszukam Waszych rodziców. Odpoczywajcie i do zobaczenia - powiedziałem, ukłoniłem się i wyszedłem. Moje spotkanie z Hiną i Sayaką nie trwało wcale długo, jednak pozwoliło mi się trochę uspokoić. Zaufałem w pełni personelowi szpitala i władzom prowincji. Mieli zapewnić ochronę i wsparcie w poszukiwaniach. Czy przyjdzie mi współpracować z shinobi z rodu Terumi? To zależało w co wplątali się rodzice dziewczynek.
Nie mogłem spocząć, więc wyszedłem ze szpitala i skierowałem swe kroki w stronę posiadłości Pana Masamune. Miałem pewne przypuszczenia na temat tego co mogło stać się z Państwem Hitsugeki, niemniej jednak równie prawdopodobnym było, że udali się po prostu w dalszą podróż i sprzedają swoje towary gdzieś na drugim końcu świata. Może nawet na Teiz lub Yinzin, bo z tego co pamiętałem, Yusetsu miało połączenie morskie z samurajskimi wyspami. Masamune - z tego co słyszałem - był kowalem. To było pierwsze miejsce, które chciałem sprawdzić. Było najbliżej. Poza tym, jeśli poprosili Masamune o naprawienie wozu i wóz został naprawiony, mogło to znaczyć, że opuścili już Yusetsu. Jeśli natomiast Masamune ciągle naprawiał ten wóz, to raczej ciągle gdzieś tutaj byli. Problem z kupcami był bardzo prosty. Oni pracowali, podróżując. Oznaczało to, że nawet jeśli byliby znani na całym świecie, to i trzeba było mieć cholerne szczęście, żeby akurat trafić na osobę, która wie dokładnie gdzie w danej chwili się znajdują. Przypominało to szukanie igły w stogu siana. Jeśli w Yusetsu nie uda ich się znaleźć, to będę po prostu musiał zabrać dziewczynki do domu i liczyć na to, że ich rodzice wrócą w pewnym momencie. Średnio miałem ochotę ganiać za nimi po całym świecie, ciągając za sobą malutkie istoty.
Z pewnością po jakimś czasie udało mi się odszukać pracownię Pana Masamune. Na pierwszy rzut oka nie mogłem wiele powiedzieć o tym człowieku. Być może widziałem jakiegoś z jego uczniów, ale wziąłem go za zwyczajnego pracownika. Udałem się do części sklepowej. Nie zamierzałem okazywać nietaktu i przeszukiwać prywatne kwatery. Gdy tylko wszedłem do budynku, postanowiłem podpytać jakiegoś człowieka (o ile takiego znalazłem).
- Mam sprawę do Pana Masamune - powiedziałem. Nie było istotne czy był to Masamune we własnej osobie czy ktoś z jego uczniów, pracowników lub rodziny... Nie wiedziałem jak kowal ten wyglądał, ile miał lat i czy był mężczyzną czy kobietą. To była pierwsza rzecz, którą trzeba było ustalić. Gdy już to ustaliłem i miałem pewność, że rozmawiam z właściwą osobą, ukłoniłem się.
- Ineko Yasuo - powitałem kowala. - Szukam Państwa Hitsugeki. Czy wie Pan(i) gdzie teraz mógłbym ich zastać, Masamune-dono?
Dałem sobie spokój z wypytywaniem o wóz, bo mój rozmówca mógłby nie skojarzyć o co mi dokładnie chodzić i nie udzielić mi żadnych konkretnych informacji. Dlatego zapytałem wprost i wyczekiwałem na odpowiedź.
Wyczekując tak na odpowiedź, kątem oka starałem się badać otoczenie. Może zbyt mocno powiedziane. Po prostu oglądałem przedmioty, które wystawione były na sprzedaż. Czy mogłem zobaczyć tutaj przeróżne metalowe narzędzia pokroju nożyc, podków, noży, a także broń? Jeśli tak, to stwierdziłem, że ten człowiek zna się na swoim fachu, bo wszystko wyglądało na naprawdę solidną robotę. Oczywiście kowalem nigdy nie byłem, ale wprawne oko wojownika pozwoliło mi wydać bardzo trafną ocenę. A mianowicie: mógłbym wziąć dowolny z tych metalowych przedmiotów i przywalić nim komuś w głowę co najmniej dwa razy, nie ryzykując zniszczenia przedmiotu. Po prostu te wyroby nie wyglądały tak jakby miały rozlecieć się w chwili, gdy zostaną ściągnięte ze ściany lub podniesione z półki. Masamune był(a) kolejnym przykładem "kupca-rzemieślnika" . Sam wytwarzał towary i sam je sprzedawał. Ciekawe czy opuszczał to miejsce. Wyczekiwałem odpowiedzi.
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 18 paź 2023, o 15:36
autor: Hayami Akodo
Misja rangi C dla Yasuo (przejęta od Shiori)
"On dreams, bones and lights"
19/14+
Sansei zawsze było ciche, spokojne, nie angażowało się w zbyt wiele - tak też wydaje się być i teraz. Kowal skupia się raczej na prostych rzeczach: naprawianiu wozów, wykuwaniu różnych rzeczy dla miejscowych, czasem dla podróżników też coś wykona. Nie jest jednak tak, że w powietrzu nie możesz dostrzec napięcia. Coś się szykuje, różne plotki chodzą po mieście, acz pewności nikt nie ma. Wygląda to tak, jakby stary świat chwiał się i drżał, ukryty za pozorną fasadą spokoju, i pozostało już tylko pytanie: kiedy.
Kiedy przybyłeś do kuźni, zastałeś trzech pracowników przenoszących jakieś kosze z budynku do budynku, podczas gdy dwaj inni wydają się dbać o całokształt otoczenia przez ścinanie trawy i oczyszczanie podwórza. Jeden z nich kieruje cię bezpośrednio do samego mistrza, do największego budynku - i z zaciekawieniem przygląda się twojej broni, odgadując w tobie samuraja. Nikt jednak cię o nic nie pyta, zapewne dlatego, że robota jest jednak ważniejsza (i gniew mistrza) niż kolejny nowy gość.
Kowal Masamune Kambei jest silnym, dobrze zbudowanym, twardym mężczyzną. Choć upływające lata pokryły już siwizną jego włosy, a na dłoniach ma wiele zmian i zgrubień od ciężkiej fizycznej pracy, jego plecy nie pochyliły się w dół, a odzienie - tradycyjne i eleganckie - wskazuje na zamiłowanie wytwórcy broni do dawnego stylu ubrań. Bycia też. Właśnie wykuwa w skupieniu jakiś miecz, jego twarz jest pokryta kroplami potu, gdyż naturalnie w samej kuźni jest gorąco jak diabli. Dwóch młodych chłopców (jeden - sądząc po wyglądzie - to syn, drugi to jakiś inny dzieciak) przygląda się mu z zafrapowaniem, póki co kompletnie ignorując to, że ktoś wszedł. Jednak starego lisa nie oszukasz - i podobnie nie oszukasz zmysłów człowieka, który miał całe życie coś do czynienia z bronią. Chłodne, szare oczy mężczyzny, podkrążone ze znużenia i zaczerwienione, unoszą się znad kowadła, by napotkać twoje. Stanowczym gestem odsyła chłopców, a ci opuszczają pomieszczenie. Hitsugeki...
- Ineko? Słyszałem o waszym rodzie.
Trudno powiedzieć, co dokładnie słyszał, bo kowal nie zamierza rozwijać tematu ani powiedzieć niczego innego. Jego słowa są jak stal: silne, zahartowane w ogniu, stanowcze. Nie jest najwyraźniej człowiekiem, który zamierza zbędnie tracić czas. Kontynuuje swoją pracę.
- Ich wóz wciąż jest jeszcze w naprawie, w sąsiednim budynku. Dopiero miałem się za to zabrać, tyle roboty... Nie spodziewałem się, że przyślą tu shinobi, by o to zapytać. - mówi. Jeżeli jest zaskoczony, to tego nie okazuje, nie tak... Otwarcie. - Hitsugeki udali się do Bateimury, wzięli w tym celu konie i wóz z miasta. Mieli zamiar sprzedać swoje towary tamtejszym ludziom. Wprawdzie Bateimura nie jest zbyt... Bogatym miejscem... ale w tych czasach każdy chce na czymś zarobić. Nawet, jeżeli klienci nie zapłacą zbyt wiele. - kowal wzdycha, wzrusza ramionami. Przez chwilę wydaje się zmartwiony, zaniepokojony - a potem znowu na jego twarzy zjawia się ta beznamiętna fasada. Fasada człowieka obojętnego. - Jeżeli chcesz się tam udać, powiem ci, jak tam dotrzeć. Ale Bateimura to bardzo dziwne... Dziwne i biedne... miejsce. Odradzałem im pójście tam, ale mężczyzna się uparł. "Tam też mieszkają ludzie, możemy im sprzedać nasz towar".
Jego oczy przez chwilę błysnęły, pojawiła się w nich jakaś emocja. Zniecierpliwienie? Złość? Współczucie? Trudno stwierdzić. Przez chwilę wpatruje się w rozżarzone palenisko, w miecz, który właśnie skończył wykuwać. Jednak szybko kontynuuje swoje obowiązki, najwyraźniej jest zajęty. Na pokrytych sadzą i dymem ścianach nie widać zbyt wiele poza narzędziami różnego typu (dobrej jakości), acz spokojnie możesz zakładać, że kowal jest profesjonalistą w swym zawodzie. I to bogatym profesjonalistą: skoro go stać na prowadzenie własnego biznesu i przyjmowanie uczniów...
Zaznacza ci Bateimurę na mapie. Zaleca, żebyś udał się tam jak najszybciej, unikał przebywania tam po zmroku; jednak nie powie ci nic więcej. Jeżeli wypytasz uczniów lub pracowników, oni też nie powiedzą ci zbyt wiele - jedynie słyszeli, że w Bateimurze działy się różne rzeczy, że nie jest to najbezpieczniejsze na świecie miejsce i że to bardzo biedna, odległa, zapuszczona wioska. Wioska zapomniana przez bogów i ludzi, nieczęsto odwiedzana przez kupców i ludzi - ale czasem jednak ktoś tam się zapuszczał, choćby dlatego, że miejscowi nie mogą żyć samym powietrzem. Wydaje się też, że czasem tam się zapuszczają shinobi - ale tylko czasem i nie bez powodu. Sami jednak nie powiedzą nic więcej, a dopytywani o szczegóły najpewniej każą ci spadać albo warkną, że jak taki ciekaw jesteś, to sam se tam jedź. Oni nie zamierzają tracić czasu i pieniędzy na sprawdzanie starych zadupiów, zwłaszcza jeżeli nie mają wyraźnego rozkazu od ich mistrza. Mistrz Masamune najwyraźniej, nawet gdyby chciał to sprawdzić, i tak nie ma jak - skoro nie przerwał pracy nawet na chwilę i rozmawiał z tobą w jej trakcie, a także nie dokończył tego wozu, oznacza to, że ma wiele zajęć. Może w spokojnym i cichym Sansei ostatnio zjawiło się więcej podróżnych? Może klan Terumi złożył u niego jakieś zamówienia? Może czyni coś innego? Kto to może wiedzieć. To pewne, że jeśli się zdecydujesz opuścić Sansei, uczynisz to z uczuciem, że coś tu jest nie tak.
Bo jest - tylko musisz mieć pewność, co.
Tego dowiesz się chyba dopiero na miejscu.
Chyba.
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
: 21 paź 2023, o 15:16
autor: Yasuo
Czasy były niepewne. Miałem tego świadomość. Sam fakt, że co najmniej 90% ludzi chodziło z bronią u pasa mógł co u niektórych słabszych psychicznie powodować zawroty głowy. Mogłem wyczuć ten niepokój w zachowaniach ludzi i posłyszanych skrawkach rozmów. Nie przysłuchiwałem się im zbytnio i nie analizowałem. Ludzie bali się wielu rzeczy i bać się będą bez względu na to ile nieszczęść przetrwali. Nawet najbardziej zahartowaną stal można było złamać. Kowal, który naprawiał wozy i wykonywał rzeczy dla miejscowych, a czasem nawet i podróżnych, musiał mieć tego świadomość. W końcu obcował ze stalą na codzień. Była jego czułą kochanką. Czasem ją rozgrzewał. Czasem ostudzał. Czasem po prostu pukał. Albo stukał. Nie ważne kiedy dzień zagłady nastąpi. Jedyne co możemy zrobić to być przygotowanym.
Pracownia mistrza Masamune robiła wrażenie. Krzątało się tutaj więcej ludzi niż mógłbym się spodziewać. Oni nie byli przygotowani na nadchodzący kataklizm. Nie przejmowali się nim. Robili rzeczy tak prozaiczne jak przenoszenie koszy, ścinanie trawy i dbanie o porządek. Nie ujmowało im to w niczym. Nie każdy musi ciąć mieczem bambusowe kijki, czekając na jakiegoś niewidzialnego wroga. Trzeba żyć. Trzeba jeść. Trzeba podkuwać konie i wytwarzać motyki. Świat musi się kręcić niezależnie od tego co mu zagraża. A walczyć będą inni. W razie potrzeby.
W końcu udało mi się znaleźć mężczyznę, którego szukałem. Masamune wyglądał bardziej jak wojownik niż jak kupiec czy nawet rzemieślnik. Mogłem to zrzucić na karb lat ciężkiej pracy. Głowę bym jednak dał, że gdyby mężczyzna chciał, to mógłby pogruchotać kości każdemu początkującemu samurajowi. Może nawet ja miałbym z nim problemy. Jego ręka dzierżąca młot z pewnością była zdolna zrobić krzywdę, jeśli by się tym młotem oberwało. Zwróciłem też uwagę na jego ubranie. Było oznaką zamiłowania do tradycji. Wykuwał broń. Z pewnością będzie to piękny i zabójczy miecz. Miecz narodzony w piekle i stworzony przez samego diabła. Chociaż Masamune był zbyt miły lub zbyt pomocny, bym mógł nazywać go diabłem. Gorąco potrafiło powalić niejednego człowieka. Póki co wytrzymywałem, ale gdyby przyszło mi walczyć w takich warunkach dłuższy czas, to miałbym problemy. Powietrze było niesamowicie ciężkie i parzyło płuca. Było niesamowicie duszno i miałem trudności z oddychaniem. Nie byłem przyzwyczajony do takich warunków. Póki co nie dawałem tego po sobie poznać. Na mojej skórze wykwitło kilka lub kilkadziesiąt lub kilkaset kropel wody. Kowal i jego dwóch młodych asystentów widocznie nie miało z tym problemów. Dwóch chłopców po chwili opuściło pomieszczenie.
Nie miałem zamiaru oszukiwać Masamune Kambeia. Umknął więc mojej uwadze fakt, że mężczyzna jednak nie dał się oszukać. Kowal wydawał się jednak człowiekiem bardzo opanowanym i charyzmatycznym. Gdy powiedział, że "słyszał o moim rodzie" , zrobiłem wielkie oczy. Westchnąłem.
- Bardzo bym chciał wiedzieć co Pan słyszał o naszym rodzie, bo my nie jesteśmy zbytnio znani nawet na Yinzin - odparłem, wzruszając ramionami. - Jednak goni mnie czas, więc może kiedyś będzie dane nam dłużej porozmawiać.
Ukłoniłem się i wysłuchałem tego co miał do powiedzenia na temat Hitsugekich. Jak to opowiadał to mogłem przez chwilę dostrzec niepokój i zmartwienie. Jednak dosłownie przez chwilę. Mężczyzna potrafił ukrywać swoje emocje.
- Proszę się nie martwić, Masamune-sama. Nie jestem shinobi. Ineko to samurajowie. Nie zostałem też przysłany przez Państwa Hitsugekich. I nie w sprawie wozu. Jakiś czas temu spotkałem ich córki - Sayakę i Hinę. Dziewczynki były zupełnie same bez żadnego opiekuna. Teraz są w miejscowym szpitalu. Obiecałem, że odszukam ich rodziców.
Wyjaśniłem pokrótce całą sprawę. Jak mężczyzna mówił o Bateimurze to mogłem wyłapać pewne emocje. Nie mogłem ich jednoznacznie zidentyfikować. Mógł się niecierpliwić, bo zabierałem mu cenny czas. Mógł się złościć, bo Państwo Hitsugeki go nie posłuchali. Mógł im współczuć, bo wiedział z czym wiąże się wizyta w tamtym miejscu. To były tylko domysły. A może nie lubił "towaru" , którym Hitsugeki handlują? Brzmiało to tak jakby Masamune sugerował, że towar ten nie jest do końca legalny. Narkotyk? Bardzo możliwe... biedni ludzie zrobią wszystko by tylko uciec od nędznego świata. Nawet jeśli ucieczka będzie tylko pozorna. Nawet jeśli będzie oznaczała przyjęcie kolejnej dawki opium.
Zdobyłem trochę informacji o tej całej Bateimurze. Biedna wioska. Totalne zadupie. Musiałem udać się tam jak najszybciej i unikać przebywania tam po zmroku. Mówił o bandytach? Uczniów mistrza nie wypytywałem. Nie czułem takiej potrzeby. I oczywiście rozumiałem, że jest człowiekiem zapracowanym. Było to widać. Chociażby po ilości sprzętu, który wisiał w jego kuźni. Nie zamierzałem zabierać mu więcej czasu niż to było potrzebne.
- Udam się do Bateimury od razu. Ostatnie pytanie: czy ma Pan konia do wynajęcia? - Był człowiekiem bogatym. A przynajmniej na tyle bogatym, że gdzieś tam mógł mieć czworonożne zwierze, które mogło pomóc mi się dostać do celu. - Dziękuję za pomoc. Do zobaczenia.
Ukłoniłem się i opuściłem posiadłość Masamune. Mój cel był prosty. Bateimura. Jeśli udało mi się wynająć konia od kowala, to dobrze. Jeśli nie, to starałem się konia wynająć w innym miejscu. Nie wyobrażałem sobie, by taki kawał drogi iść pieszo. Zwłaszcza, że zakładałem możliwość, że będę musiał uciekać wraz z dwójką innych ludzi. Chociaż podobno oni mieli wóz...