'No chyba kurwa kpisz!', zagrzmiał, zaś słowa niemalże same wyrwały mu się z gardła. Na szczęście w porę się opamiętał, gdyż wiedział, że to mogłoby zaalarmować resztę ferajny, która teraz powinna się użerać z kopiami Bohatera. Ale nie chciał kusić losu, tak więc jedynie zasyczał wściekły i niezadowolony ze swojej sytuacji. Miał do czynienia z shinobi, to nie podlegało wątpliwości. Gość był szybszy i silniejszy, a do tego również operował sztuką shinobi, co mogło przysporzyć wielu kłopotów. 'Pies Cię jebał, Okami!', warknął po raz kolejny. Gdyby było ich dwóch to na pewno inaczej, by to wyglądało. Na pewno.
W pierwszej kolejności Yuusha musiał się uporać z rzuconym kunaiem, ale nie chcąc tracić czasu na wygrzebywanie własnego z sakwy, zwyczajnie wykonał kolejny odskok w bok, starając się zwyczajnie uniknąć lecącego oręża. Był szybki, wiedział to, ale nawet ta szybkość mogła mu nie wystarczyć. Nie mniej nie widział i tak innego wyjścia, tak więc gdy będzie już po wszystkim, dopiero wtedy sięgnie po swojego kunaja i wróci wzrokiem do oponenta, który powinien kończyć tworzenie klonów. Kolejny problem, tak jakby aktualne mu nie wystarczyły. Do tego to wielkie żelastwo, które właśnie odpakował. Tyle dobrze, że to kunai, a nie shuriken, więc można spokojnie założyć, że będzie walczył na bliski dystans. Poza tym... no właśnie, tylko on dzierżył broń. Tylko on. Więc odróżnienie prawdziwego od klonów nie było trudne, prawda? Pytaniem pozostawało jedynie, czy te repliki były namacalne, czy też to zwykłe bunshiny, które mają odwracać uwagę. Zaś pogoda nie ułatwiała identyfikacji.
'Zobaczmy...', mruknął w duchu, kumulując chakrę wiatru, a następnie ją uwalniając, ówcześnie złożywszy połowę pieczęci barana wolną ręką. W tejże chwili powinien rozejść się we wszystkie strony świata podmuch wiatru, który nie dość, że dorwie wszystkich przeciwników, to i przy okazji powinien podnieść jakieś tumany kurzu, bądź innego syfy. A jeśli nie - trudno. Nie mniej taki zabieg niejako powie mu, czy klony są materialne, czy też nie, bo jeśli tak - to powinny wywinąć orła, a przynajmniej na kilka chwil stracą równowagę. Oczywiście to też tyczy się głównego 'bossa', zaś Otori nie próżnuje, tylko od razu po użyciu techniki natychmiast wyrywa do przodu ile fabryka dała i grzeje do przeciwnika z wielką bronią. W między czasie ciska kunaiem, celując mniej więcej w korpus, co w połączeniu z wcześniejszą techniką i faktem, że ostrze które tamten dzierżył było wielkie, powinno spowodować, że oponent będzie raczej próbował zbić lecące żelastwo, zamiast starać się zwyczajnie odskoczyć. To właśnie chciał wykorzystać Yuusha, który zaraz po rzucie kunaiem, trzaśnie obiema rękoma wyzwalając kolejny podmuch wiatru. Tym razem zdecydowanie silniejszy od poprzedniego, no i skierowany tylko w jedną stronę - do przodu. Na przeciwnika.
Bohater łudził się, że technika wiatru nie tyle co powali przeciwnika, a po prostu pośle go do tyłu, na budynek, który miał za plecami i tym samym w niego przydzwoni. Wtedy też Yuushy pozostanie jedynie doskoczyć i dokończyć dzieła zniszczenia, wjeżdżając gościowi z prawego kolana w brzuch, a następnie sprzedając mu dwie potężne buły z obu piąch na ryj. Oczywiście cały czas miał na uwadze broń oponenta, i o ile ta mu nie wyleci z łap podczas ataku Otoriego, to ten będzie się starał uderzać tak, by ją ominąć, gdyby ten się nią próbował zasłaniać. No i jeśli kolano i dwie bomby nie wystarczą, leje go po mordzie, aż ten nie zmięknie na tyle, by jednak się wyłożyć na ziemi. A klony nie znikną. Chciał to jak najszybciej zakończyć.
Jeden kunai dosięgnął celu, reszta poszła w piach, a to za sprawą uniku, który wykonali obaj oponenci. Ale Ci po chwili ruszyli do kolejnego ataku, ten co oberwał postanowił zająć się zakapturzonym klonem, zaś drugi klonem numer jeden. Czyli niejako tak jak repliki chciały. Siły się podzieliły i teraz powinno łatwiej im grać na zwłokę, przynajmniej z założenia.
Replika numer dwa obnażyła ostrze dzierżone w rękawie lewej ręki, po czym również ruszyła do przodu, w między czasie sięgając prawą kończyną górną do sakwy na prawym pośladzie, by po chwili sypnąć nacierającemu gościowi w twarz pięcioma gwiazdkami. Miało to go na chwile zająć i wybić z rytmu, by klon w tym czasie mógł go dopaść i wystosować proste pchnięcie na jego klatkę piersiową, jednocześnie asekurując się prawym łapiszczem, które miało w razie czego chwytać gościa za nadgarstek, bądź przedramię, gdyby tamten mimo wszystko starał się oddać cios. Oczywiście jeśli sam chwyt byłby w jakiś sposób niemożliwy, to po prostu będzie się starał uderzyć ręką o rękę, by zbić cios. Czy coś w tym stylu. Zaś jak już pchnięcie dojdzie do skutku, bądź może i w jakiś sposób zostanie zablokowane, klon ugnie lekko się na swoich nóżkach i zwyczajnie przypieprzy mu z bani w nos, by go zmiękczyć (a jako że to klon z kryształu to twardszy i w ogóle powinno bardziej boleć, chyba). Następnie, zależnie czy dalej dzierżył kunaia, ponownie się zamachnie i jeszcze raz mu go wbije w brzuchala. Po czym odepchnie i pozwoli wywinąć orła. Ale jeśli go nie miał, to po prostu zaciśnie prawą pięść i sprzeda mu srogą bułę w szczenę od dołu, by efekt był ten sam.
Klon z odsłoniętym łbem nie miał już tak fiołkowo, przeciwnik nie dość, że uniknął jego shurikenów to na dodatek wykonał kolejną technikę z asortymentu uwolnienia ognia, a do tego dorzucił jakiś syf do tych płonących kul. Zbyt wielu wyjść to on tu nie miał, rzec jasna mógł użyć swojego kryształu, ale to by jednocześnie skończyło jego żywot, a tego nie chciał - i nie przez to, że nagle strzelił focha i zachciało mu się prowadzić własny żywot, nie będąc już tylko zwykłą repliką, która po wykonaniu swojego zadania zniknie, a po prostu musiał trwać jak najdłużej i jak najdłużej zwodzić tych ćwoków. Było dwóch na dwóch, ale nie było co ukrywać, że to klony były w gorszym położeniu, więc nie mogli sobie pozwolić na zbyt szybką utratę jednego z nich.
...Tak więc zwyczajnie zaczął spitalać w bok, starając się uniknąć nadlatujących kul. Uskakiwanie i ogólnie wyższe podskakiwanie wolał wykorzystać dopiero jako ostateczność, jako że będąc w powietrzu - nie miał możliwości manewrowania. Tak więc będzie lekko odskakiwać, unikał, wił się jak piskorz, byleby nie zostać trafionym. Jak się da, to nawet przylgnie do ziemi. Full focus, pełna szybkość, chciał wykorzystać swoje warunki fizyczne jak najlepiej.
Użyte techniki:
Nazwa
Fūton: Enshō No Kaze (D)
Pieczęci
Połowa pieczęci Barana
Zasięg Max.
25 metrów
Koszt
E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2%
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis Jutsu defensywno-ofensywne, najbardziej podstawowa technika Uwolnienia Wiatru. Shinobi składa połowę pieczęci Barana, a następnie wyzwala z swojego ciała silny podmuch wiatru, rozchodzący się na wszystkie jego strony. Uderzenie wiatru jest na tyle silne, że jest w stanie zdmuchnąć lżejszych oponentów, a tych którzy stracili równowagę - po prostu obalić. Dodatkowo w pełni chroni przed wszystkimi pociskami (strzały, bełty) i bronią miotaną.
Nazwa
Fūton: Reppūshō (C)
Pieczęci
Klaśnięcie
Zasięg Max.
15 metrów
Koszt
E: 25% | D: 20% | C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3%
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis Prosta technika, pozwalająca użytkownikowi na wytworzenie silnego podmuchu zza jego pleców. Użytkownik gromadzi chakrę wiatru w swoim ciele, po czym wykonuje klaśnięcie dłońmi. Efektem tego jest silny podmuch zza pleców shinobi, omijający jednak samego użytkownika. Uderzenie tą techniką jest w stanie obalić na ziemię nawet rosłego oponenta, a dodatkowo przyspiesza rzucone z naszej strony shurikeny. Niestety, inna broń rzucona przez nas po kontakcie z tą techniką zostaje wytrącona z lotu.