Polana

Główna siedziba sił Shinsengumi, umiejscowiona w samym środku długości muru, jednocześnie strzegąca jedynej istniejącej bramy. Składa się z licznych budynków mieszkalnych dla strażników, stanowią one mniejszość w porównaniu do licznych magazynów, spiżarni, zbrojowni, szpitali, miejsc bożych i wszelkich innych budowli służących jednemu celowi. Samowystarczalności Muru.
Kamiru

Polana

Post autor: Kamiru »

Jest to niewielka polana położona w gęstym lesie rosnącym wokół Shi no Geto. Cała porośnięta trawą, miejscami drobne krzaczki starają się wyrosnąć na potężnych przedstawicieli flory, ale z bliżej niewyjaśnionych przyczyn im to nie wychodzi. Na jej skraju płynie niewielki strumyk, źródło czystej i świeżej wody, a drzewa rzucają cień o każdej porze dnia, zostawiając jedynie oświetlony środek, niczym arenę bądź scenę teatralną. Idealne miejsce do treningów, rozmów, spacerów, czy po prostu nic nie robienia.
Zjawiłem się w końcu w Shi no Geto. Nie mogłem jednak od razu udać się do Kyuo, kto wie, czy w ogóle poznałby mnie bez maski. Inni także mogliby mieć problem z identyfikacją, może za wyjątkiem Yuu. Jednak nie udałem się też od razu do sklepu po nową, to także musiało poczekać w obliczu innej, jeszcze ważniejszej sprawy. Klon Natsume przestał już istnieć, tuż po przekazaniu mi wszystkich pomysłów kuzyna na nowe wykorzystanie Hyotonu... I innych sztuk ninja. To zaskakujące, jak bardzo odmiennymi drogami kierowały się nasze umysły w kwestii zdobycia siły. Musiałem teraz jedynie pamiętać o każdej technice i opanować je jak najszybciej będę w stanie. Odwołałem swojego wilka, istniał wystarczająco długo czasu, a głowa tego fanatyka, nawet jeśli nie powiedziała do tej pory nic wartego uwagi, może się jeszcze przydać. Została więc pod drzewem, mając tym samym świetną okazję do oglądania mojego treningu. A było na co popatrzeć...
Nie żebym był taką przystojną bestią jak mogłoby się zdawać. Zwłaszcza po tym, co przeżyłem na tej zasmarkanej pustyni. Część mojego stroju była nadpalona, inna porwana, a całość prezentowała się jak szmaty zabrane bezdomnemu żebrakowi. Musiałem je zmienić, ale to także mogło poczekać. Nawet zapach dało się przeboleć, byle tylko opanować pierwszą z technik Natsume, tę, na której najbardziej mi zależało. Lodowych klony, rzecz genialna w swej prostocie, przepotężne wzmocnienie na polu walki, ale też ułatwienie codziennego życia. Chociażby partner do treningów, albo dodatkowa para oczu podczas warty na murze.
Co prawda brak maski rozpraszał moją uwagę i to dosyć mocno, ale udało mi się w końcu oczyścić umysł ze zbędnych myśli i odczuć. Złożyłem pieczęć wymaganą do rozpoczęcia jutsu i skupiłem chakrę. Kiedyś mogłem tylko pomarzyć o takiej kontroli energii płynącej przez moje ciało, teraz nie miałem z tym najmniejszego problemu. Imponujący postęp, tak, jak na boga przystało. Teraz pozostało stworzyć lód i nadać mu kształt. Z tym pierwszym nie miałem najmniejszego problemu, puf (a właściwie trzask) i gotowe. Jednak utworzenie mojej idealnej repliki było czymś znacznie, znacznie trudniejszym. Dobrze znałem swoje ciało, jego charakterystyczne punkty, doskonałości... No właśnie, znałem. Po Sachu no Sanju wszystko było inne. Twarz poryta drobnymi ranami, które z pewnością zostawił blade ślady na mojej skórze. Blizna na udzie, niewielka, ale zmieniająca obraz nogi. No i nieszczęsna lewa ręka, przypominająca bardziej kłodę drewna w rękach drwala-idioty o wielkiej krzepie i toporze. Pierwszy bunshin wyglądał jak marna replika, niczym początki z najprostszym jutsu od niematerialnych klonów. Bez kolorów, trochę kanciasty... Ale każda kolejna kopia była coraz lepszej jakości, aż w końcu stanąłem oko w oko z idealnym bunshinem. I po raz pierwszy zobaczyłem w jak nędznym stanie się znajduję. Musiałem to jak najszybciej zmienić. No i znaleźć Yuu, Kyuo i zrobić to, co do kapitana należało, huh. Odwdzięczyć się Natsume także musiałem... Zostawiłem polanę pełną odłamków lodu. Tylko gdzie mogę zostawić głowę tego fanatyka, hm?

Lodowe Klony B - 8h - 15 linijek
[z/t]
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Kilka godzin zajęło doprowadzenie mi się do stanu, w jakim znajdowałem się przed wyruszeniem na turniej. Wróciłem pół żywy, a teraz? Teraz wszystko wyglądało tak, jak powinno wyglądać. Maska kryjąca pokrytą siatką blizn twarz, specjalny strój pozwalający zachować swobodę ruchów ukrywający poranione ciało... Ale umysł pozostał ten sam, nawet jeśli przybyło mu wiedzy. Teraz jednak nadszedł czas na wzmocnienie ciała, nawet jeśli nie wyglądało to tak oczywiście.
Odłożyłem głowę fanatyka pod drzewo, tam, gdzie wcześniej leżał. Zdążyłem już nauczyć się nie zwracać uwagi na jego słowa, o ile tylko nie miały w sobie mądrości. Po co miałbym zakrzątać sobie pamięć nowymi wiązkami wyzwisk lub debilnych komentarzy? Ano właśnie. W sumie mógłbym się pozbyć jej już jakiś czas temu... Przywiązałem się do niej? Raczej nie, po prostu liczyłem, że w tej rzecze fekaliów znajdzie się perła godna wyłowienia. Ubrudzić ręce by zdobyć potęgę? A czemu by nie, skoro bez niej staję się zaledwie jednym z wielu nurtów tego szamba. Wizyta u Kyuo może jeszcze poczekać, choć wśród strażników z pewnością krąży informacja, że wróciłem. O ile jestem na tyle charakterystyczny, by zaprzątać sobie mną głowę. Zamelduję się niedługo po treningu. No, przynajmniej w tym tygodniu. Ale najpierw trening, potem będzie trzeba znaleźć Yuu (gdzie się ten bałwan podziewał?) i na szarym końcu praca strażnika. Nie tracąc więc więcej czasu przystąpiłem do dzieła, korzystając z dobrodziejstw pięknej, letniej pogody. Niebo było całe pokryte chmurami i dął zimny wiatr. Piękne warunki dla zimnolubnego Yuki tak daleko od Hyuo.

Ten trening miał być pierwszym różniącym się znacznie od wszystkich poprzedników. Dlaczego? Ano dlatego, że w końcu mogłem bez ryzyka zabójstwa, ciężkich bądź lekkich obrażeń, wykorzystać do pomocy innego człowieka. A w tym przypadku, kopię samego siebie. Nawet kilka kopii, jeśli będzie trzeba. Ale zanim wypuściłem z siebie spore ilości chakry, bo w końcu bunshiny nie są darmowe, zająłem się przygotowaniem ciała. Rozgrzewka, na którą nigdy nie ma się czasu podczas walki czy misji, w trakcie treningu pozwalała choć trochę zmniejszyć szansę na nagły skurcz bądź inną, niekontrolowaną reakcję ciała. Dziś wiązał się z tym jeszcze jeden akcept, chciałem jak najlepiej sprawdzić ciało po tych wszystkich obrażeniach otrzymanych w Sachu no Sanju. Oczywiście, zajęła się mną naprawdę wykwalifikowana medyczka, ale nie wierzyłem do końca w jakość iryojutsu. W końcu to tylko chakra i wiedza o organizmie, jak może poskładać człowieka bez żadnych wad? Niemniej, po kilku minutach rozciągania musiałem przyznać, że poza bliznami, nie pozostały żadne odczuwalne skutki uboczne. Możliwe nawet, że byłem nieco lepszy, niż przed wyruszeniem do pustynnego miasta. Tyle przebiegniętych ulic robi swoje, zwłaszcza, jeśli motywacją jest zachowanie życia.
Dopiero po rozgrzewce przystąpiłem do tworzenia klonów, dwa na początek powinny wystarczyć. Każdy z nas przygotował Oni, wydłużając go do rozmiarów standardowej katany. Ot, urok niespotykanej umiejętności niedocenianego przez wszystkich ostrza. A potem rzuciliśmy się sobie do gardeł. Walka jeden na jednego, pełna skradania się, podchodzenia przeciwnika, wyczekiwania na odpowiedni moment... Nie, to nie miało tu miejsca. Każdy na każdego, jak najwięcej cięć, jak najwięcej zadanych ran, niekoniecznie nawet naprawdę groźnych. Mają być i tyle. Czas mijał, a sił powoli ubywało, podobnie jak chakry na uzupełnianie kolejnych klonów do sparingu. Po kilku godzinach miałem już stanowczo dość tego treningu, udałem się więc na zasłużony odpoczynek. I krótką pogawędkę z głową fanatyka. W sumie, nie powiedziała mi niczego przydatnego, choć bardzo ciekawego. Wystarczyło mieć bardzo duże umiejętności medyczne, zaplecze sanitarne etc. by przeprowadzić przeszczep. Tylko po co? By podtrzymać życie? A gdyby tak przeszczepić sobie jedno z tych potężnych oczu Uchiha? Podziałałoby? Nie miałem pojęcia, ale dla zmęczonego ciała i świeżego umysłu był to bardzo dobry temat do rozmyślań.

Kenjutsu na B - 8h - 15 linijek
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Odpoczywając, zastanawiałem się nad tym, co mógł czuć mój klon, który najpewniej właśnie teraz przeprawiał się przez kolejne wzniesienia terenu, znacząc ścieżkę odciskami buta. Może nawet dotarł już nad morze? Dawno nie czułem prawdziwej bryzy... Szkoda, że sam nie podjąłem się tej wędrówki. Duża szkoda. Ale nie mogłem, nie teraz. Gdybym udał się na rozmowę do Yumi-sama, musiałbym zatrzymać się w domu. Nie byłem na to gotowy. Rodzina... Sam nie wiedziałem, jak żyją. Jak zmienił ich czas. Raczej nie otrzymali blizn, ale inne aspekty ich wyglądu mogły nie pokrywać się teraz z moimi wspomnieniami. Zwłaszcza z tymi dotyczącymi rodzeństwa. Cholera, powinienem odwiedzić ich już dawno temu. Wtedy, z Haną. Pokazać im, że jest jeszcze we mnie trochę człowieka, choć odrobinka. Opowiedzieć im o Yuu. Eh, dopiero teraz do mnie dotarło, że zabranie tam białowłosych kałuż najpewniej poważnie by je zraniło, a może nawet zabiło. Przynajmniej do czasu, aż nie postawiłbym ich obok źródła ognia. Czy nie marnowałem właśnie w tej chwili swojego życia? Poświęciłem je ponoć dla obrony muru... Ale czy to miało jakiś sens? Ludzkość sama dąży do zagłady, widziałem to tam, na pustyni. Nawet gdyby te potwory przebiły się przez granicę cywilizacji, to czy zdołałby dotrzeć na wyspę otuloną śniegiem i chronioną potęgą Yukich? Samodzielne odwiedzenie Hyuo wydawało się coraz bardziej konieczną podróżą. Ale jeszcze miałem na to czas. Jeszcze wystarczyło posłać tam klona z nadzieją, że uda mu się dotrzeć. Drogi były bezpieczne, a pokonanie morza też leżało w jego mocy. Potem tylko odszukać Natsume i po problemie.
Sam w końcu ruszyłem swoje cztery litery, chwytając pewnie za Oni. Znudziły mnie już pogadanki z głową fanatyka, który nie dość, że nie miał mi niczego powiedzenia oprócz przeszczepów i jakichś pierdół o swojej religii. Jakby wiara w Jashina mogła dać prawdziwą nieśmiertelność, to teraz nie traciłby coraz więcej czasu na sformułowanie odpowiedzi. Choć muszę przyznać, sam fakt świadomego istnienia samej głowy robił wrażenie. Nawet lider Senju nie był tak dobry w kwestii przeżycia kosztem straconych części ciała. Niemniej, decyzja o spaleniu ostatniego fragmentu heretyka zapadła, musiałem tylko znaleźć kogoś z katonem. Albo ognisko. Ale najpierw trening, potem uroczystości pogrzebowe, czy jak je tutaj nazywano.
Po raz kolejny przygotowałem klony, szykując się do treningu związanego z kenjutsu. Owszem, potrafiłem machać mieczem i to całkiem nieźle, ale tym razem chodziło o coś innego. Bo gdyby tak zamiast jednego ostrza używać dwóch? Dwa razy więcej ran, dwa razy więcej możliwości bloku, kontry i śmiertelnego pchnięcia. No i nie ma nieuczciwej przewagi w walce dwóch na jednego, bo liczba ostrzy pozostaje ta sama. Początkowo wszystko opierało się na tym, by zsynchronizować ruchy jednej dłoni z drugą. Mają wykonywać inne zadania, ale stanowią jedność. Niczym Yin i Yang. Kilkunastokrotne powtórzenie każdej możliwej pozycji, jaka tylko przyszła mi do głowy. Po co? Ano po to, by wyćwiczyć pamieć mięśniową, przestawić ją kompletnie z walki jednym ostrzem, na dwa. A było to cholernie trudne. Dopiero z upływem czasu, ilością potu pokrywającego moje ciało i miarowych, celnych uderzeń... Tak, dopiero wtedy mogłem stwierdzić, że opanowałem podstawy walki w tym niezwykłym stylu, który powstał w mojej głowie. Tylko czy okaże się lepszy w walce niż standardowy? Czas pokaże, dopiero w prawdziwej walce będę mógł sprawdzić pełną skuteczność opracowanych ruchów. Kopnięcia wydawały się ciekawą alternatywą typowego wykorzystania nóg. O ile tylko nie próbuje się kopnąć dwoma naraz, huh.

Ryōtōjutsu B - 8h - 15 linijek
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Ciekawe, co przez ten czas robił Yuu? Nie widziałem go już od chwili przywracania do użyteczności tamtego kapitana Uchihów... Czyli szmat czasu. Gdzie pałętał się Kałuża? W jakie niebezpieczne miejsca bądź towarzystwo (albo i jedno, i drugie jednocześnie) zaprowadziły go tym razem jego krótkie nóżki? Byłem pewny tego, że wyjdzie cało (albo płynnie) z zamieszania które sam stworzy, taki był już jego talent. Zupełnie jakby stał w oku cyklonu, bezpieczny, chociaż wszystko wokół obracało się w ruinę. Najpewniej sam się znajdzie, jak to zawsze z nim bywało. Nie licząc tego razu z Reiką. Ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę, ne? Wolałem więc poczekać w tym miejscu jeszcze trochę, w nadziei, że uda mi się go odnaleźć przez te dziwne więzy nas łączące. Lepsze to, niż gdybym miał biegać po całym murze jak ostatnio po mieście kupieckim, eh.
Pogoda nadal była na tyle łaskawa, że nie zamierzała rozgonić szarych chmur. W końcu potężne, letnie burze zdarzały się też w Ryuzaku, więc czemu tu nie miałoby być tak samo? Może i mur rzucał olbrzymi cień, może i za nim czaiły się hordy nieznanych plemion o wyraźnych skłonnościach do mordowania i dzikich wrzasków, ale miejsce było takie, jak każde inne. Miało swój ustalony rytm dnia i nocy, skłonności natury do tworzenia takiej, a nie innej pory roku właśnie w tym, a nie innym miesiącu. Wszystko było zaplanowane gdzieś wyżej, z dala od zasięgu zmian, które może wprowadzić człowiek. Ale gdybym tak to ja spróbował coś zmienić? Ściągnąć tutaj klimat, jaki panuje na Hyuo? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Przy odpowiednich umiejętnościach i kosztach chakry z pewnością tak, ale... Ile wysiłku trzeba? Jak bardzo musiałbym urosnąć w siłę? Trudne pytanie, huh.
Po opanowaniu podstaw zaawansowanej walki mieczem i rozwinięciu tej sztuki na władanie dwoma ostrzami, przyszła pora na naukę czegoś znacznie prostszego. Technika, na której pomysł wpadłem po wydarzeniach w Sachu no Sanjo. Gdybym ją wtedy posiadał, moje ciało nadal pozostałoby pozbawione skaz. Trening nie był trudny, raz, sama technika była po prostu ciekawą wariacją podstawowego kawarimi, dwa, moja zdolność kontroli nad hyotonem była ogromna, pozwalająca siać prawdziwy zamęt na polu walki... Nawet nie zdążyłem się porządnie zmęczyć, a potrafiłem już unikać nawet najbardziej wymyślnych ataków ze strony klonów. To oczywiste, że po raz kolejny służyły mi za pomoc, bez nich sam musiałbym dźgać się sztyletem i liczyć na to, że nie wyciągnę sobie wnętrzności. No i stworzenie lodowej bryły do podmiany też było ważne.


Hyoton Kawarimi D - 3h - 5 linijek
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Eto... Trening. Po treningu. Kolejny trening. Dlaczego trenowałem? Dlaczego traciłem tyle czasu i sił tylko po to, by opanować kolejne jutsu? W walce i tak nie użyję każdego z nich, to prawda. Nie w jednej walce... Ale podczas setki pojedynków? Przypadek może zdecydować, że wchodząc do karczmy trafię w sam środek bójki z krzesłami, butelkami i nożami w roli głównej. A wtedy lepiej mieć przygotowanego coś silniejszego. Technikę, wyszkolenie ciała, a najlepiej jedno i drugie. Nie mówiąc już o zimnej, heh, krwi i nie traceniu głowy. Choć fanatyk stracił głowę i pożył jeszcze trochę... Zresztą, wystarczy, że przypomnę sobie tego wybuchowego typka. Kibaku? Ka... Katsu. Własnie, on i te jego białe twory. Szybkie i kryjące w sobie potężną moc, zdolną zmieść nie tylko szpital, ale i pewnie pół miasta z powierzchni ziemi. Nawet moje płatki zablokował jakimś jutsu, być może dotonem. W każdym razie, wyglądał jak skała. I co mu z tego wszystkiego przyszło? Wystarczył kunai Tsukune naładowany raitonem, by rozwalić sowę, czy inne ptaszysko na którym się unosił. A zginął od strzały. Zwykłej strzały, którą mógł wykonać każdy, a żeby celnie strzelić z takiej odległości wystarczyło kilka dni nauki. Jasne, mógł wcale nas nie atakować, zwłaszcza, że mieliśmy przewagę liczebną. Mógł nawet uciec, bo żaden z nas nie potrafił utrzymywać się w powietrzu zbyt długo. Streszczając się i przechodząc do meritum, każdy trening pozwalał zwiększyć szanse na przeżycie. Niekoniecznie by osiągnąć jakiś cel, ale przeżyć. A to powinno być celem samym w sobie. Dlatego też po raz kolejny ruszyłem się z tego wygodnego miejsca.
Drugie jutsu z arsenału pomysłów Natsume. Tak jak klony, te także skupiało się na wykorzystaniu lodu, ale w znacznie innym ujęciu. Jeśli dobrze zapamiętałem, technika idealnie nadawała się do tego, by uciekać z danego terytorium, albo szybko zbliżyć się do przeciwnika. Słowem, było to coś, czego potrzebowałem w Sachu no Sanjo. Choć na murze także powinna się przydać, nawet do poruszania się po szczycie. Choć tam mogłem jeszcze dawać radę swoją powietrzną kulą, całkiem wygodnym środkiem transportu. Niemniej, warto poznać odpowiednik kuzyna, być może okaże się całkiem inny od wytworów mojej wyobraźni?
Najpierw znalazłem odpowiednie miejsce, czyli takie, w którym płynęła woda. Dziwne, że tym razem potrzebowałem takiego naturalnego wspomagacza, ale wierząc słowom klona, technika ta miała być tańsza, jeśli używa się jej na wodzie. To chyba całkiem dobra pora, by się przekonać, ne? Skoncentrowałem się, skupiając jednocześnie chakrę. Nadanie jej odpowiedniego kształtu było dziecinną igraszką, znacznie trudniejsze było stworzenie jej pod sobą i utrzymanie się na ruchomej powierzchni. Bardzo przydatne okazały się doświadczenia z powietrzną kulą, gdzie utrzymanie równowagi na, tak naprawdę złożonej z niczego, sferze, było cholernie trudne. Ale z upływem czasu poruszanie się na ciągle wydłużającej się lodowej ścieżce było całkiem... Ciekawe. Może nie łatwe ani satysfakcjonujące, bo za bardzo przypominało mi to zabawę dla dzieci, jednak... Mogło być przydatne. Zwłaszcza wtedy, gdy osiąga się maksymalną prędkość. Piękna sprawa dla najlepszych shinobi. A gdyby tak przekazać wszystkie pomysły na techniki lodu pozostałym shinobi z klanu Yuki? Ta wizja musiała poczekać, dopóki nie skończę treningu. Dla pewności, że w chwili potrzeby poradzę sobie bez stałego źródła wody, wykonałem ją jeszcze raz na polanie. Różnica w ciągle malejących zasobach chakry nie był duża, ale podczas pojedynku nawet najmniejsze okruszki energii miały bardzo duże znaczenie. Jedna technika nie użyta, a jedna użyta, to już dwie techniki. A która z nich pozwoli przeżyć to już inna sprawa... Następny pomysł Natsume musiał zostać sprawdzony jak najszybciej.


Hyoton: Suberidaikori - 8h - 15 linijek
0 x
Kaz

Re: Polana

Post autor: Kaz »

Theme Gęsty las porastał tereny wokół Shi no gēto. Wśród nich, przyrównując do rozłożystych pni - ludzka mróweczka pokonywała następne metry. Szło jej to mozolnie, za co nagrodę można wręczyć rosnącym krzakom i gęstemu runowi leśnemu. Może to nie był wyśmienity pomysł Jashinie? - przemknęło przez myśl wyznawcy w momencie, gdy przedzierał się przez kolejne, upstrzone cierniami, zarośla. Czarnowłosy adept boga zniszczenia postanowił unikać głównych traktów. Niezbyt ufał innym wędrowcom. Pamiętał czasy świątyni, pamiętał ostateczną próbę, która otworzyła mu drogę ku nieśmiertelności. Pod odpowiednimi motywacjami czy zagrożeniem inny człowiek był najgroźniejszą ewentualnością. Ot - zwykły głód mógłby sprawić, że zwykły wieśniak zamieni się w mordercę. Kaz nie lubił podejmować niepotrzebnego ryzyka, nawet kosztem zamiany ubitej ziemi na te wszechobecne chaszcze. Starał się dostać na rozsławiony mur. Jedyne, co oddzielało nasz świat od kompletnie nieznanego przestworu domysłów. Gdzie leżała motywacja w tej podróży? Gnuśnienie w mieście, gdzie prawdopodobnym zajęciem na pierwsze kilka tygodni byłoby wyprowadzanie psów czy koszenie trawników, nie było zachęcającą perspektywą dla czarnowłosego. Przyszły nieśmiertelny chciał aby jego działania miały wpływ na przyszłość. I to nie byle jaki wpływ. Czuł, że mur jest okazją aby zdobyć doświadczenie, a także poznać nowe znajomości. Mimo swojej skrytości i pewnego trudu w nawiązywaniu trwałych przyjaźni, Kaz miał nadzieję, że tego dokona. Chociaż cały czas miał w głowie obraz swojego jedynego druha, który oddał za niego życie. Dużo bym dał za jakieś szerokie ostrze. Przeszedłbym tędy milion razy szybciej. - pomyślał Jashinista spoglądając na pobliską roślinność. Chcąc chwilę odpocząć oparł się o pobliski pień i podniósł wzrok. Przez gęstwinę koron drzew widać było błękit nieba oraz pojedyncze chmury, które niczym wolne owce hasały niedostępne dla ziemskich drapieżników. Mimo chwilowej irytacji, która wynikała z gąszczu gdzie utknął wyznawca, Kaz był spokojny. Paradoksalnie szczęśliwy, ponieważ kochał przyrodę, kochał teraźniejszość. Głębiej odetchnął i odgonił niepotrzebny pesymizm. Kolejne kroki doprowadziły bohatera do pewnego dźwięku. Szum strumienia był dla spragnionego wędrowca niczym najpiękniejsza muzyka. Podążając ku swojej idylli czarnowłosy wkroczył na polanę. Jednak radość na twarzy została zastąpiona marsowemu wyrazowy i pewnej niepewności. Nieznajomy. Cóż on robi w tym gąszczu? - zastanawiał się wyznawca obserwując odzianego w ciemne barwy mężczyznę. Witaj. Masz coś przeciwko mojej tymczasowej obecności w tym miejscu? Przywabił mnie jedynie wspaniały szum wody, który dla mych spękanych ust będzie istnym zbawieniem. - głosem całkiem grzecznym i wskazującym na kulturę zagaił shinobi. Lata wychowania w świątyni, wśród osób często wiekowych i obdarzonych ogromną wiedzą nauczył Kaz'a pokory i szacunku nawet w stosunku do nieznajomych.
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Odpoczywałem po kolejnym treningu. Nudne zajęcie, prawdę mówiąc. Zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się książki ani towarzystwa. Może trochę za wcześnie pozbyłem się tej gadającej głowy? Przynajmniej jedna osoba, która nie mogłaby ode mnie uciec. O ile dałoby się traktować ją w kategorii osoby, huh. W każdym razie, twórczo spędzałem czas, obserwując te nieliczne białe obłoki wędrujące po niebie. Nieliczne, bo większość zasłaniały drzewa. Drzewa w lesie, niesamowite, ne? Dlaczego jeszcze się nie ruszyłem by poszukać Yuu albo pogadać z Kyuo? Bo nie. Tak po prostu nie. Na wszystko przyjdzie czas, a teraz mogłem wreszcie poukładać sobie wszystko od mojego pierwszego przybycia tutaj. Podsumować zyski i straty... Kilkanaście razy. Nudy.
Los jednak postanowił dać mi szansę na zajęcie się czymś przez chwilę. Dokładniej mówiąc, kimś. Popatrzyłem na młodzieńca. Nic niezwykłego. Chyba, bo nawet najnormalniej wyglądający człowiek może okazać się istotą o niemalże boskiej potędze. Sam byłem tego najlepszym przykładem... Choć nie, ubiór skutecznie wyróżniał mnie z tłumu. Czekałem, obserwowałem, myślałem. Nie miałem zamiaru mącić panującej w tym miejscu ciszy. Zbyteczny byłby głos człowieka kalający ten fragment natury, który i tak wycierpiał już dość. Samo zbudowanie muru i wykarczowanie terenu przed (a właściwie za) nim było bolesnym uderzeniem w matkę naturę. Wracając jednak do mężczyzny, nie uważałem go za zagrożenie. W końcu przychodził z tej dobrej strony, na wariata ani dzikiego mi nie wyglądał. Oczywiście, należało zachować pewną dozę ostrożności, ale... Chciał się tylko napić? A kim niby jestem, by zabronić mu ugasić pragnienie? Wystarczy, że przypomnę sobie piaski pustyni, a sam pragnę wrócić na Hyuo. Wzruszyłem tylko ramionami, nadal siedząc opartym o drzewo. Co go tu sprowadziło? Nie był strażnikiem...
0 x
Kaz

Re: Polana

Post autor: Kaz »

Klarowna, nie skażona cywilizacją woda płynęła wartkim nurtem. Strumień szumiał jakby chcąc dać znać, że jest bardziej rozmowny od odzianego w maskę mężczyzny. Na dźwięk pytania, które postawił przed nieznajomym Kaz odezwały się jedynie cykady. Try. Try. / Try. Try. Czyżbym trafił na przedstawiciela zakonu milczenia? A może stracił język lub ochotę na rozmowę. - czarnowłosy wędrowiec przewrócił oczami widząc jedynie wzruszenie ramionami. Mężczyzna dobył z kieszeni kunai i przez chwilę ważył go w dłoni. To jedynie dość nikły margines bezpieczeństwa. Wiem, że nie weźmiesz tego do siebie. Ludzie przebywający w takich miejscach jak to nigdy nie powinni ufać obcym. W momencie, gdy ktoś inny wykazuje nieufność nie można żywić urazy prawda? To dość uzasadnione problemy obecnych czasów. - Kaz podrzucił ostrze, które zatoczyło płynny łuk i z powrotem spoczęło w dłoni wyznawcy. Nie spuszczając wzroku z nieznajomego, bohater zbliżył się do strumienia, a następnie przeszedł po wodzie na drugą stronę nurtu, co oczywiście poprzedziło odpowiednie kumulowanie chakry w stopach. Nie ryzykując w ten sposób odwrócenia się plecami do obcego, Jashinista ukoił pragnienie. Zimna, ale kiedy pali cie w gardle woda z takiego strumienia jest lepsza od przodujących trunków. Krystaliczna ambrozja każdego wędrowca. - powiedział ni to do siebie, ni to do nieznajomego. Nie oczekiwał odpowiedzi, ale długo nie widział się z żadnym człowiekiem, a zwrócenie się do czegoś innego niż własnego Boga czy okolicznych zwierząt dawało pewną ulgę. Przebyłem długą drogę aby dotrzeć w te okolice. Prawdopodobnie chwileczkę posiedzę w tej oazie spokoju nie wchodząc ci w drogę. Jestem Kaz. - przywitał się na swój sposób wyznawca i lekko skłonił głowę ku nieznajomemu. Sam usiadł po drugiej stronie strumienia w siadzie skrzyżnym i wbił kunai ostrzem w ziemię. Szanuję milczenie. Według przysłów jest złotem. Bardzo bym jednak docenił jeśli ukazałbyś mi właściwy kierunek. Podejrzewam, że nie jesteś tu przez przypadek, a szczerze mówiąc nie jestem pewien drogi, którą obrałem. Wiesz może którędy dotrę na rozsławiony mur? - zakończył swoją wypowiedź Kaz, a następnie spojrzał na maskę, która oddzielała go od rzeczywistego oblicza drugiej osoby.
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Czyżby mój brak reakcji zaniepokoił go aż tak mocno, że musiał wyciągnąć kunai? Rozumiem ostrożność, zachowanie zdrowego rozsądku i inne takie... Ale na litość innych bogów, mógł przecież pójść wzdłuż kierunku strumienia i tam w spokoju ugasić pragnienie. Nie, lepiej było pochwalić się swoim iście morderczym narzędziem. W sumie, też mógłbym wyciągnąć broń. Ale po co? Wolałem siedzieć i słuchać tego, co nieznajomy miał do powiedzenia. I szybko doszedłem do wniosku, że chłopak musi szczerze nienawidzić ciszy. Inaczej nie nawijałby ciągle i to w większości o nieprzydatnych pierdołach. Zazdrość boga wygnanego, że o to znalazł się ktoś, kto potrafił używać słów bez żadnej trudności? I to jeszcze opisując nimi tak przyziemne rzeczy w tak poetycki sposób? Przynajmniej zdawał się poetyckim dla mnie, nieobeznanego z taką formą sztuki. Skądże, bóg stał ponad takimi... Drobiazgami.
Pozwoliłem mu się przemieścić, wypić wodę ze strumienia, mówić dalej. Po co? Liczyłem, że w końcu powie coś, co było warte wysłuchania. I rzeczywiście, tak się stało. Imię. Niby nic nie powinno mówić o człowieku, głównie przez to, że to nie sam posiadacz je sobie wybrał. Ot, paradoks tego świata, ktoś inny nazywa nas, a tym samym określa, zanim sami będziemy mogli choć w małym stopniu wiedzieć, kim jesteśmy. Kaz, krótkie, solidne imię. Nie widziałem problemu (kunai nim przecież nie był) by nie zdradzić mu swojego imienia.
- Kamiru... - miałem ochotę powiedzieć coś więcej, ale słowa poety zgniotły moje myśli... Naprawdę? Mur? Ten moloch ciągnący się przez całe Sogen? Wielki na trzydzieści pięć metrów, górujący nad tym lasem tak, jak dorosły góruje nad dzieckiem? I on go nie widział? Palnąłbym się w czoło, ale primo, maska, secundo, po co? Uniosłem jedynie jedną dłoń, wskazując kciukiem teren za mną. - Shinsengumi. - tylko tyle miałem do powiedzenia, a jeśli wywoła to falę pytań, trudno. Woda może gasić pragnienie, ale zamrożone wnętrzności gasiły je na zawsze.
0 x
Yuusuke

Re: Polana

Post autor: Yuusuke »

Mężczyzna nie odpowiedział na pytanie Mei, za to oświadczył, że odpowiedzi na wszelkie pytania otrzyma Kamiru style ON. Ile pytań mogła mieć dziewczyna, którą dzieciak prowadził za rękę? Sporo… W końcu shinsengumi powstało dość niedawno i to normalne, że niewiele osób jeszcze o nim słyszało. Bo kto poza głowami klanów i samymi shinsengumi interesował się ich działalnością? Cóż… Wszyscy Uchiha! Ale Mei Uchiha nie była, więc miała prawo do niewiedzy. Malucha z kolei niewiele interesowało czym zajmuje się ta organizacja, jej członkowie byli shinobi, więc oczywiste, że nie zajmowali się wypiekaniem chleba. Co ważniejsze braciszek już do niej należał, więc Yü nie miał tak naprawdę wyjścia. Oboje podążyli za Tsuri wciąż trzymając się za ręce i chociaż Uchiha także była całkiem miła dla oka to Yü i tak wolał spoglądać na swoją nową koleżankę, a może przyjaciółkę? Kto to wie… Wiadomo było tylko, że dobrze czuł się w jej obecności, wyjątkowo dobrze, a może nawet lepiej niż przy Szarookim. A już z pewnością było mu przy niej cieplej. –Co jeśli nie przejdę próby „Kokuu”.-Pomyślał maluch odrywając się na chwilę od kontemplacji nad słodką istotką, z którą spacerował za rączkę. Nie miał pojęcia czym owo Kokuu mogło być… Przypominając sobie wcześniejszy rozdział tej przygody, mam na myśli karczmę, Saigiego i tak dalej oraz biorąc pod uwagę sposób w jaki Japończycy wymawiają wyrazy po angielsku próba Kokuu mogła być czymś najgorszym! Aż strach pomyśleć! Na szczęście nie była to europejskiej ekspansji na wschód i o takich próbach wymowy nie mogło być mowy (gra słów?). Po tym jak Yuki skończyła z pytaniami, których z pewnością miała dużo, maluch postanowił zadać swoje. –Ano ne… Co to jest ta próba Kokuu? Braciszek też ją przeszedł de gozaruyo?-Gdyby przeszedł byłoby to dodatkową motywacją dla malucha, ale byłoby też lekko przerażające, przecież Kamiru był nieporównywalnie silniejszy od trzynastolatka i on dobrze o tym wiedział.-I co jeżeli jej nie przejdę?-Zapytał jeszcze, chociaż nie chciał dopuszczać do siebie myśli o porażce. Po tym jak wkroczyli na polanę chłopczyk puścił wreszcie rączkę różnookiej piękności, uśmiechnął się do niej i zaczął się rozciągać, standardowa rozgrzewka, na którą mógł sobie pozwolić, bo przecież nie byli na polu bitwy. A może byli? Nie wiem… Swoją drogą ciekawe co porabiał Kamiru…
0 x
Kaz

Re: Polana

Post autor: Kaz »

Słońce niezmiennie kryło się za wysokimi drzewami i gęstymi koronami lasu. Z pewnością dlatego Kaz nie mógł ujrzeć wspaniałej budowli jaką był mur. Na polanie dwóch wędrowców znajdowało się naprzeciwko siebie, a ich kontakt można było spokojnie nazwać bardzo oziębłym. Oboje nie wykazywali się ufnością w kontakcie z obcym, nieznajomym włóczęgą. W takich czasach jest to jak najbardziej wskazane. Mimo różnic w ukazywaniu tej powściągliwości. Wyznawca Jashina ukrywał swój dystans pod płaszczem pięknych słówek i metafor. Jego "rozmówca" wybudował mur milczenia, złożony z niezniszczalnych cegiełek ciszy. A jednak. Pierwsze lody zostały przełamane i oboje przedstawili się sobie nawzajem. Kamiru. Jednak potrafi mówić ów zamaskowany osobnik. - krótkie przemyślenie przemknęło w duszy Kaz'a. Shinobi uśmiechnął się sam do siebie, a następnie przenikliwym spojrzeniem zielonych oczu zerknął na napotkanego mężczyznę. Po wysłuchaniu krótkiego stwierdzenia, które padło z ust obcego, Kaz ponownie, z iście anielską cierpliwością (mały paradoks u wyznawcy boga zniszczenia) zwrócił się do napotkanego człowieka. Kamiru. Mam nadzieję, że nie będę przyczyną irytacji oblicza ukrytego za innym obliczem, lecz nawiążę kolejny strzępek naszej jednostronnej konwersacji. Może posiadasz informację jakie powinno być moje następne posunięcie, aby wkroczyć w szeregi strażników muru. Jak zapewne się domyśliłeś chcę pełnić służbę wśród tych dzikich ostępów, a nie zamierzam jej zaczynać od popełnienia jakiegoś niepotrzebnego błędu. - Kaz zakończył swoją wypowiedź i wyczekująco obserwował ukrytego za maską człowieka. Czy tym razem uchyli chociaż rąbka konwersacji?
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Kaz nadal nie miał zamiaru przerzucać się ze swojego niezwykłego sposobu wymowy. Eto... Nie rozumiem, dlaczego to robił. Z pewnością duży wpływ na to, jak się wysławiał, miało jego najbliższe otoczenie. W końcu nikt nie stawał się naprawdę sobą bez pomocy innych, ne? Taki tam, błąd w świecie. Był jednak łatwiejszy w odbiorze ode mnie, przynajmniej takie odbierałem wrażenie. I zapytał o naprawdę prostą sprawę, zwłaszcza dla kogoś takiego, jak ja. Jakby nie było, wszystko to kształtowało się nie tylko obok, ale też przeze mnie. Milczałem jednak dalej, starając się ułożyć kolejne litery w dłuższy ciąg, nadać im jakikolwiek sens. Żmudna praca, ale koniec końców, coś z niej wynikło. Tylko czy było to dobre? Nie mnie to oceniać.
- Do Shi no Geto tą ścieżką. Rekrutacja w siedzibie głównej. Bez trudu trafisz do niej. I kłamać tam nie próbuj, huh... A teraz żegnaj, Kaz. - po tych słowach skinąłem mu głową, wstając powoli. Zbyt szybki ruch mógłby mnie kosztować zawroty głowy, a tak ludzkie słabostki nie mogą dotyczyć boga, nieprawdaż? Dlatego dopiero po chwili zrobiłem kilka kroków, starając się rozruszać zastygłe ciało. Machnąłem dłonią, celując nią w ścieżkę wiodącą do Shi no Geto, a w dalszej perspektywie, do budynku Kyuo. Mam nadzieję, że jeśli ten młodzieniec chce się dostać do strażników, weźmie moje rady do serca. Sam po chwili zniknąłem wśród krzaków, gałęzi i innych, dzikich ostępów, khe khe. Nie miałem konkretnego celu, ale wiedziałem, że nie chcę już więcej tkwić w tamtym miejscu, gdzie natura została zbruka piękną mową, skrywającą proste problemy. Pchanie się przez polanę... Szybko, prosto i przyjemnie, ne? Ano nie do końca, życie już kilka razy pokazało mi, że najprostsza droga w rzeczywistości może okazać się najgorszym wyjściem.


Kierunek do tego miejsca.

[z/t]
0 x
Kamiru

Re: Polana

Post autor: Kamiru »

Obrazek
Nic nie jest takie, na jakie wygląda. [47/45]

0 x
Yuusuke

Re: Polana

Post autor: Yuusuke »

Odpowiedź kobiety usatysfakcjonowała chłopca, zrozumiał z niej w prawdzie tyle, że w razie niepowodzenia nie zostanie wyrzucony z miasteczka, a tym samym rozdzielony z Kamiru, ale to w zupełności mu wystarczało. Ciekawe z kolei jak wyglądała sprawa Mei, czy te odpowiedzi zaspokoiły jej ciekawość? Czy zdecydowała się dołączyć do tej dość tajemniczej organizacji, która powstała ze zlepków wyrzutków wszystkich znanych cywilizowanemu światu klanów? Nie wiemy, ale z pewnością za chwilę się dowiemy, tymczasem Yü poznał zasady swojej próby. Nieco czarnej, lepkiej, gęstej substancji, z którą ludzie tych czasów nie spotykali się zbyt często lunęła z wyczarowanej przez kunoichi chmurki na ziemię, a albinos gapił się na to nie przerywając rozciągania. –Potrafię to zrobić?-Zapytał w myślach sam siebie, o ile pieczęci były proste o tyle struktura jutsu była o wiele bardziej skomplikowana. Na wszelki wypadek chłopczyk przestał się rozciągać, podszedł do czarnej kałuży, której jakoś podświadomie nie chciał zaufać. Jakoś jednak musiał sprawdzić z czym ma do czynienia, najpierw włożył do niej palec, potem drugi, następnie wyjął rączkę i rozciągnął czarnego gluta między palcami formującymi nożyczki. –To nie wystarczy…-Powiedział sam do siebie, jednak wystarczająco głośno, by wszyscy to usłyszeli. Powstał, zakasał rękawki i hop na główkę, dał nura w czerń. Oczywiście nic sobie nie zrobił, zmienił się w wodę i zakręcił się w czarnej plamie chcąc ją nieco wymieszać ze swoją wodą. I tak Yü został brunetem mulatem. Po dziesięciu sekundach zmagania się z substancją, która nijak z wodą mieszać się nie chciała chłopczyk powrócił do pierwotnej postaci, splunął ropą na ziemię i powiedział. –Nie dobre de gozaru…-Kto by się spodziewał…-Dam radę. Maź w niczym nie przypominała wody, ale mimo wszystko wyglądało na to, że technika była techniką suitonu, a w tych trzynastolatek się specjalizował.
-Ikuzo!-Stanął w kałuży, jego stopy rozlały zmieniając w wodę zalegającą pod powierzchnią ropy. W ten sposób próbował oswoić się z nową substancją. Kiedy uznał, że jest gotowy przystąpił do składania pieczęci Baran → Wąż → Tygrys, a gdy zakończył sekwencję pojawiła się przed nim niewielka chmurka, która zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła. –Jeszcze raz!-Zakrzyknął błyskawicznie powtarzając sekwencje. Już prawie to miał, już prawie mu wyszło, ale jednak znowu nie. Nie mógł się poddać, zwłaszcza gdy Mei oglądała jego zmagania, z jakiegoś powodu zapragnął jej zaimponować. –Jeszcze raz de gozaru!- Baran → Wąż → Tygrys i pojawiła się sporych rozmiarów czarna chmura, z której spłynął rzęsisty, czarny deszcz o dziwnym zapachu. Yü stał pod tą chmurą, ale w półpłynnej postaci, a ropa niemogąca mieszać się z wodą odskakiwała od jego wodnistej powierzchni i powiększała kałużę, w której stał. Gdy jutsu dobiegło końca albinos w cielesnej już postaci przeszedł po powierzchni plamy i zatrzymał się przed Uchihą. –I jak? Zdałem?-Zapytał jeszcze by dopełnić formalności.
0 x
Mei

Re: Polana

Post autor: Mei »

Przepraszam,że tak długo, ale problemy ze zdrowiem, tak bardzo~//
Polana była miejscem, gdzie można było zrobić, tak naprawdę wszystko. Od treningu po piknik, przez rozmowę i zabawę w chowanego. Pełna wolność i swoboda zdecydowanie spodobało mi się w tym miejscu. Rozglądałam się uważnie, starając się sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tu jakiś podejrzanych osób. Oczywiście jak można by się spodziewać, organizacja, a raczej jedna z jej przedstawicielek nie zaplanowała jakiś dodatkowych atrakcji.
W międzyczasie, gdy tak badawczo przyglądałam się terenowi, kobieta opowiedziała mi co nieco o Shinsengumi. Na początku poruszyła temat założycieli, których najchętniej dodałabym na czarną listę. Czemu? Ponieważ na jednym z przyjęć weselnych owy Uchiha okazał się draniem, który niestety mnie i resztę grupy chłodno potraktował. Nie mówiąc o późniejszych jego ruchach. W każdym razie, teraz nawet nie zareagowałam. Po prostu spokojnie analizowałam cała sprawę, w końcu miałam na końcu wybrać, racja?
- Um - kiwnęłam głową, gdy tylko powiedziała o zadaniach. Hm, z tego, co można było zauważyć, to miałam do czynienia z normalną organizacją, której zadanie polegało na obronie tego zapomnianego przez świat miejsca. Dzikusy, mutanty to będzie trzeba pokonać, pełniąc tutaj służbę. Ponad to, pewnie na świecie znajdzie się ktoś przeciwny ich polityce. Innymi słowy kiedyś powstanie wróg, chcący przeszkodzić im na razie skuteczną obronę. Tylko.. czy ktoś mógłby współpracować z nieokrzesanymi, brutalnymi ludźmi? Z pewnością, lecz najpierw zajmijmy się teraźniejszą sprawą, w końcu.. wciąż nie podjęłam decyzji.
Za nim, jednak zorientowałam się, że urzędniczka nie wspomniała o minusach wstąpienia w ich szeregi, zaczęła się próba dla Yuusuke. Dzielny chłopiec, chcący pójść w ślady braciszka postawił wszystko na tą jedną szansę. Koku no jutsu, jak mogłam się zorientować, polega na niczym innym jak stworzeniu chmury, z której zamiast wody ma polecieć ropa. Odsunęłam się dwa kroki do tyłu, obserwując ich poczynania. Cóż, nie powiem, ale nagła zamiana albinosa w kałużę, spowodowała, iż moje dłonie powędrowały w stronę ust, które starannie zasłoniły. Nie bałam się o niego, szczególnie, iż zdawałam sobie sprawę, że jest silny, ale jedynie chciałam podbudować napięcie. W razie, gdyby mu jednak nie wyszło.
Patrząc na to swoimi oczami, wierzyłam, iż jego potencjał nie będzie się marnować. Nawet cicho wierzyłam, że kobieta od razu powie mu, że zdał i może się udać do głównej bazy, ale nie.. znowu przyszło nam czekać na oczekiwany wynik.Tak naprawdę.. to ta jedyna chwila upewniła mnie w tym, że doskonale wiedziałam, co chcę zrobić. Może nie wiedziałam wszystkiego, ale.. jest w tych ludziach, coś co przyciąga tak ciekawe jak ja, osoby.
- Proszę pani... na sam koniec chciałabym poznać konsekwencje oraz długość stażu. Ciekawią mnie ograniczenia nakładane na nowych rekrutów i tym podobne rzeczy. W końcu.. każda moneta ma drugą stronę, prawda? - zapytałam spokojnie, patrząc z zainteresowaniem na obie istoty. Może i byłam wkurzająca, musząc poznać każdy szczegół, ale czy owoce, na które dłużej czekamy, nie są smaczniejsze?
0 x
Zablokowany

Wróć do „Shi no gēto”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość