Karczma "Saya"
Re: Karczma "Saya"
Młody z tego co zauważył Ninigi z jego komentarza, nie za bardzo lubił naturę ziemi, no ale cóż każdy ma inne gusta i każdy rodzi się z różnymi naturami chakry, nie licząc klanu Uchiha i niektórych rodów które specjalizują się w jednej naturze, takich jak właśnie Hözuki, ale także Hoshigaki czy chociażby Shabondama. Niestety tubylcy z Ryuzaku no Taki, w tym także większość kapłanów Jashina, mało co wie o wodnych klanach zamieszkujących Kantai, nasz bohater zatem do dziś nie wiedział o nich nic, ale dzięki młodemu Hözuki, dowiedział się nieco o tym klanie, ale wracając do rozmowy dwojga shinobi w karczmie; młody usłyszawszy o tym iż Jashinista zapewne będzie szkolił się w sztuce szermierki, zaproponował wspólny trening, a ujrzawszy amulet powiedział iż przez dwa lata mieszkania w Ryuzaku, nie spotkał ani jednego Jashinisty i że chciałby kiedyś posłuchać opowiadań o Krwawym Bogu, na co Ninigi się nieco zdziwił, bo często ludzie wolą nie słyszeć o tak mrocznych i krwawych bóstwach, jak Jashin, a przynajmniej on tak mniemał, może dlatego że jak na razie kilka osób które się dowiedziało iż jest krwawym kapłanem, urywali z nim kontakt lub go unikali, ale nie było ich zbyt wielu. Mimo to w oczach Menopawy, Yuusuke był pierwszym kto chciał posłuchać o jego Bogu i młodzieniec nie wiedział jak na to zareagować. Gdy z ust czarnowłosego padło pytanie dotyczące celu w życiu, trzynastolatek zdecydowanie powiedział iż chciałby chronić brata oraz przyjaciół. - Niestety wszyscy kiedyś odchodzą, bądź też po prostu znikają, a ty nie możesz ich odnaleźć, na tej wielkiej planecie, coś o tym wiem. - powiedział, pomyślał wtedy o swoich rodzicach, co prawda już dwanaście lat temu pogodził się iż nigdy ich nie znajdzie, lub też już nie żyją, do tego jeszcze ledwo ich pamiętał, miał przed oczami tylko kilka scen ze swojej pamięci; ledwo widoczna, zamglona twarz ojca, nieco bardziej widoczna twarz matki i wuja, u którego spędzał ostatnie chwile normalnego dzieciństwa. - Za niedługo będę musiał iść, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, może spotkamy się na warcie.
0 x
Re: Karczma "Saya"
Ludzie odchodzą, znikają, innymi słowy stają się zaginionymi lub po prostu martwymi. O ile śmierć mogłaby wydawać się czymś normalnym w świecie zamieszkiwanym przez shinobi o tyle niewielu ludzi zdolnych było by od tak zaakceptować czyjąś śmierć. Wyjątkiem mogli być zapewne wyznawcy Jashina, których to Pan domagał się śmierci, domagał się ofiar, a w zamian… Dawał swym wyznawcom nieśmiertelność. Ninigi’emu jednak do nieśmiertelności było jeszcze bardzo daleko. Słowa kapłana, choć jakby nie patrzeć przekazywały prawdę o tym świecie, nie poruszyły jakoś szczególnie jego młodego rozmówcy. Chłopczyk przechylił tylko głowę, zmrużył oczka z widocznym zdziwieniem i spokojnym głosem wyrzekł. –Po prostu byłeś za słaby.-Stwierdził bez krzty litości malec nie widząc w tym niczego złego. Wujek Renji często mawiał „Jeżeli nie zdołałeś czegoś zrobić, to wyłącznie Twoja wina.”, a Yü mimowolnie przesiąkł takim nastawieniem.-Jeśli nie jesteś w stanie zrobić czegoś teraz, to potrzebujesz mocy, która Ci na to pozwoli. Jeżeli to nie wystarcza potrzebujesz kolejnego jej źródła de gozaru.-Maluch złapał za swój antałek i wypił z niego pozostałą wodę, po czym go odstawił.-Przedwczoraj by żyć potrzebowałem jeziora, wczoraj wystarczał mi pełny bukłak, dziś potrafię stworzyć wodospad. A jutro… Kto wie co uda mi się osiągnąć do jutra de gozaruyo?-Od małego Yü trąciło lekko postawą mędrca, gdy na metaforycznie pokazał na swoim przykładzie do czego jest zdolny człowiek. Chciał przez to powiedzieć, że w tym świecie nie było niczego niemożliwego. Chakra dawała im moc, chakra pozwalała im łamać prawa tego świata, pozwalała latać bez skrzydeł, ziać ogniem nie parząc się, leczyć rany za pomocą dotknięcia. Pozwalała nawet wskrzeszać zmarłych, o czym nasi bohaterowie nie mogli oczywiście wiedzieć. W tym świecie nie było żadnych granic, a jeśli takowe się znajdywało, trzeba je było po prostu znieść znajdując w sobie nową moc.
-Ummm!-zakrzyknął po chwili maluch-Fajnie by było jakbyśmy się tam spotkali. Braciszka nie ma i nie mam nawet z kim pogadać na warcie de gozaru.-Od razu było widać, że Yüsuke nie był najlepszy w zawieraniu znajomości, chociaż od pół roku był już o wiele bardziej otwarty niż dotychczas. Zrozumiałym było więc, że nie kumplował się z pozostałymi wartownikami, zwłaszcza, że i żaden z nich nie chciał szczególnie zadawać się z bachorem.
-Ummm!-zakrzyknął po chwili maluch-Fajnie by było jakbyśmy się tam spotkali. Braciszka nie ma i nie mam nawet z kim pogadać na warcie de gozaru.-Od razu było widać, że Yüsuke nie był najlepszy w zawieraniu znajomości, chociaż od pół roku był już o wiele bardziej otwarty niż dotychczas. Zrozumiałym było więc, że nie kumplował się z pozostałymi wartownikami, zwłaszcza, że i żaden z nich nie chciał szczególnie zadawać się z bachorem.
0 x
Re: Karczma "Saya"
Na tym świecie, brutalnych walk pomiędzy shinobi, bardzo często zdarzały się takie przypadki jak chociażby Yuusuke, czy Ninigi, którzy w mniejszym lub większym stopniu byli wypruci z emocji, ale czy to musi znaczyć że zachowują się dokładnie jak zwierzęta? Czy to musi świadczyć o ich braku kultury, zasad moralnych (akurat tego mogło im brakować), czy chociażby braku możliwości funkcjonowania? Nie musi, co nie znaczy że nie może, na ogół ludzie, bądź też shinobi, tacy próbują normalnie funkcjonować według swoich, lub też czyichś; zasad, ideologi i innych tego typu rzeczy, które pomagały im normalniej funkcjonować, lub po prostu bardziej wtapiać się w społeczeństwo nieskażone wojną, utratą bliskich i rozlewem krwi. Ninigi w znacznym stopniu wyplewił emocje, przez przeżycia w okresie dziecięcym, a także został "zarażony" szaleństwem, które zasiało sadystyczne ziarno w jego duszy i sercu, więc nie zdziwił go komentarz malucha, na temat "światowych prawd" które wygłosił. Spodobał mu się światopogląd małego shinobi, bo akurat mocy było mu potrzeba, jako że był początkującym shinobi, który około rok temu wyruszył z świątyni Jashina, do Sogen, prowincji czerwonookich, w którym to klanie miał swoje korzenie, a następnie na Mur, w którym także większość strażników pochodziła z tego klanu. Yuusuke, najwyraźniej chciał się spotkać na warcie, w sumie dobrze, bo nawet jeżeli Ninigi nie za bardzo rozumie przyjaźni i innego rodzaju relacji międzyludzkich, to z owym malcem całkiem dobrze mu się gawędziło, no i oczywiście każdemu przyda się ktoś, kto może pomóc, lub też na odwrót, a jako że oboje należą do organizacji Shinsengumi, to możliwe iż w niedalekiej przyszłości będą walczyć, ramie w ramie, w celu obrony Muru i świata za nim, który zapewne nawet nie dowie się o tym, że właśnie uratowali kilka milionów istnień, ale co poradzić, taki już los straży i wielu innych shinobich. Czas mijał, a Ninigi czuł potrzebę odprawienia modlitw do Krwawego, a następnie rozmyślanie nad czymś, bądź też trening, który tak właśnie jemu by się przydał. - Muszę już iść, spotkamy się na warcie. - rzucił krótko, a następnie wstał i skierował się w stronę wyjścia, natłoczyło się tu trochę od kiedy przyszedł...
z/t
z/t
0 x
Re: Karczma "Saya"
Ten świat był okrutny, a nasi bohaterowie wiedzieli o tym lepiej niż ktokolwiek inny. O ile jednak Ninigi posiadał świadomość, że został w pewien sposób skrzywdzony, o tyle Yuusuke nie znał innego świata. Dla niego ten świat pełen bólu był czymś zupełnie zwyczajnym, codziennym i nawet nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej. Przewrotny los miał jednak plany dla małego shinobiego, plany które już niedługo miały wejść w życie. -Mei...-To imię nagle przeszło przez myśl chłopca i rozgrzało jego złożone z lodowatej wody serce. Skołowany chłopak nie mógł się przez chwilę uwolnić od myśli o błękitnowłosej dziewczynie, której to ofiarował pod opiekę swój największy skarb. Czy wszystko u niej dobrze, czy dotarła już do braciszka Natsume? Te i wiele innych pytań przewinęło się wtedy przez umysł chłopca, a wszystkie te pytania łączyło jedno, ona... Białowłosy zupełnie odpłynął, prawie że zapomniał o swoim rozmówcy, który siedział przecież naprzeciwko niego. Zaczął śnić na jawie, widział dziewczynę tak jak wtedy, gdy się z nim żegnała, z rozwianymi włosami, w świetle księżyca, a ten widok wywoływał w nim uczucie błogości, przez ten jeden moment świat nie był złym, pełnym niebezpieczeństw miejscem i stał się ciepłym domem, gdzie on i ona wiedli spokojne życie. Z tego dziwnego stanu chłopca wyrwały słowa Menopowa'y. -Co to właściwie było?-Zadał sobie pytanie Hoozuki, który nie miał pojęcia jakie uczucie właśnie nim targnęło. Nic już nie powiedział, odpowiedzią na pożegnanie czarnowłosego było tylko skinięcie głową i wszystkim dobrze znany gest ręką, która uniesiona kiwała się na boki. Gdy Ninigi wyszedł chłopczyk uniósł głowę do góry, jak gdyby chciał spoglądać w gwiazdy i mimo tego, że nad nim był sufit zdawało się, że faktycznie dostrzegał ów gwiazdy. -Nee... Yuki-san. Kiedy znowu się zobaczymy?-Zapytał się jeszcze w myślach wpatrując się w wyimaginowany nieboskłon. I chociaż było dopiero popołudnie, to i tak wierzył, że Mei również spoglądała w te gwiazdy. Po krótkiej chwili zadymy Yuu wstał, podszedł do lady, zapłacił karczmarzowi za posiłek i ruszył w kierunku drzwi. Jakie przygody los przygotował mu jeszcze na ten dzień?
[z/t]
[z/t]
0 x
Re: Karczma "Saya"
„Z karczmy do karczmy”
9/30
W ten oto sposób nasza trójosobowa ekipa siedziała w pokoiku, na możnaby powiedzieć zapleczu ze swoim pracodawcą. Ten dał znak ręką, aby wszyscy usiedli i zaczął mówić:
- A więc znaleźliście już ninje do naszej ekipy, wyśmienicie. Wiecie, że naszym celem jest Ryuzaku no Taki. Wynająłem was, ponieważ mimo straży umieszczonej na szlaku, są również miejsca niestrzeżone, co daje opryszkom niezłe pole do manewru. Jestem dość znany, więc nie mogę ryzykować, dlatego to wy będziecie mi towarzyszyć. Każdy z was dostanie po 300 Ryo, 150 tu i 150 na miejscu, po wykonaniu zadania. Dla was kończy się ono po bezpiecznym odprowadzeniu mnie do karczmy, tam mam zaufanego przyjaciela, który bezpiecznie odstawi mnie do tamtejszej rezydencji, która oczywiście należy do mnie. Braci Ying i Yang już znam, chciałbym poznać jeszcze twoje imię młodzieńcze. Zdradzisz mi je?
Mężczyzna spojrzał w stronę naszego bohatera. W sumie to był dość sympatyczny, pomimo swojego majątku nie został typowym snobem. Warunki zadania też określił dość konkretnie, więc jedyne co pozostaje, to być przygotowanym na trudności na szlaku.
- Czy w również potrzebujecie jakiś informacji? Odnośnie zadania, czy czegokolwiek? – dodał uprzedzając odpowiedź Jugo – Jeśli wszystko jasne, to niedługo ruszamy.
9/30
W ten oto sposób nasza trójosobowa ekipa siedziała w pokoiku, na możnaby powiedzieć zapleczu ze swoim pracodawcą. Ten dał znak ręką, aby wszyscy usiedli i zaczął mówić:
- A więc znaleźliście już ninje do naszej ekipy, wyśmienicie. Wiecie, że naszym celem jest Ryuzaku no Taki. Wynająłem was, ponieważ mimo straży umieszczonej na szlaku, są również miejsca niestrzeżone, co daje opryszkom niezłe pole do manewru. Jestem dość znany, więc nie mogę ryzykować, dlatego to wy będziecie mi towarzyszyć. Każdy z was dostanie po 300 Ryo, 150 tu i 150 na miejscu, po wykonaniu zadania. Dla was kończy się ono po bezpiecznym odprowadzeniu mnie do karczmy, tam mam zaufanego przyjaciela, który bezpiecznie odstawi mnie do tamtejszej rezydencji, która oczywiście należy do mnie. Braci Ying i Yang już znam, chciałbym poznać jeszcze twoje imię młodzieńcze. Zdradzisz mi je?
Mężczyzna spojrzał w stronę naszego bohatera. W sumie to był dość sympatyczny, pomimo swojego majątku nie został typowym snobem. Warunki zadania też określił dość konkretnie, więc jedyne co pozostaje, to być przygotowanym na trudności na szlaku.
- Czy w również potrzebujecie jakiś informacji? Odnośnie zadania, czy czegokolwiek? – dodał uprzedzając odpowiedź Jugo – Jeśli wszystko jasne, to niedługo ruszamy.
0 x
Re: Karczma "Saya"
Okami usiadł na wskazanym przez pracodawce krześle, karczma wyglądała ładnie, lecz wilk nie miał czasu kontemplować nad budową tego miejsca, mężczyzna którego wraz z braćmi miał ochraniać szybko przeszedł do konkretów. Nowy szef opisał zadanie podając większość o ile nie wszystkie interesujące szczegóły dotyczące zadania. Wypowiedź mężczyzny zakończona została pytaniem o miano naszego bohatera, jak i propozycją rozwiązania pozostałych nieścisłości mogących nurtować tymczasowych ochroniarzy.-Nazywam się Okami, jeśli to nie problem również chciałbym wiedzieć jak się do ciebie zwracać.-powiedział Okami patrząc na nowego pracodawce, w jego głowie pojawiła się pewna myśl-A co gdyby zgarnąć wszystko dla siebie ? Może to i niebezpieczne, ale nie głupie skoro żaden z nich nie jest shinobi nie powinno być to trudne, potem o tym pomyśle, może nie być łatwo, a może warto... nie... przynajmniej na razie.- Młody Jugo walczył z własnymi myślami, niby pomysł nie najgorszy, ale plan trzeba było opracować, miał czas, na pewno nie w karczmie, jeszcze będzie okazja. -Kiedy ruszamy?- zapytał Okami, przyglądając się latającemu po pomieszczeniu owadowi, niby zwykła mucha, ale jak potrafi zająć uwagę.
0 x
Re: Karczma "Saya"
„Z karczmy do karczmy”
11/30
Oho! Nasz młody Jugo ma myśli czarne jak jego Nick! No ale dobra, ten plan na razie nie wejdzie w życie, więc nie zaprzątajmy sobie nim głowy. Chłopak spytał jak ma się zwracać do swojego szefa, w sumie dobre pytanie, bo nie znał jego imienia… a może na czas misji lepiej przybrać jakieś pseudonimy? Znaczy tylko ta ważna osobistość, bo im to po co…
- Oczywiście, że nie problem. Mojego imię to Adokiji, lecz zwracaj się do mnie Abu. To będzie mój pseudonim na czas trwania podróży. Co do jej rozpoczęcia, to wyruszamy za chwilę, ja jestem w pełni gotowy, wy chyba również? – mężczyzna najpierw spojrzał na braci, potem na Okumiego, a na końcu na latającego owada.
- My również możemy ruszać – odrzekł jeden z braci – A Ty? – Spojrzał na naszego bohatera.
- Jeśli też możesz ruszać, to kierujemy się w stronę szlaku, a potem w stronę Ryuzaku. – powiedział drugi z braci.
11/30
Oho! Nasz młody Jugo ma myśli czarne jak jego Nick! No ale dobra, ten plan na razie nie wejdzie w życie, więc nie zaprzątajmy sobie nim głowy. Chłopak spytał jak ma się zwracać do swojego szefa, w sumie dobre pytanie, bo nie znał jego imienia… a może na czas misji lepiej przybrać jakieś pseudonimy? Znaczy tylko ta ważna osobistość, bo im to po co…
- Oczywiście, że nie problem. Mojego imię to Adokiji, lecz zwracaj się do mnie Abu. To będzie mój pseudonim na czas trwania podróży. Co do jej rozpoczęcia, to wyruszamy za chwilę, ja jestem w pełni gotowy, wy chyba również? – mężczyzna najpierw spojrzał na braci, potem na Okumiego, a na końcu na latającego owada.
- My również możemy ruszać – odrzekł jeden z braci – A Ty? – Spojrzał na naszego bohatera.
- Jeśli też możesz ruszać, to kierujemy się w stronę szlaku, a potem w stronę Ryuzaku. – powiedział drugi z braci.
0 x
Re: Karczma "Saya"
-Plan trochę zaczeka, chociaż, jeśli będzie miły to może tego nie zrobię, w sumie nie ma co okradać dobrych ludzi, mniejsza tak zrobię, jeśli rzeczywiście nie jest zły to go oszczędzę....- Okami mówił w myślach do siebie starając się w jakikolwiek sposób usprawiedliwić to co miał zamiar zrobić... ale co znaczy w tym przypadku być dobrym... to wiedział tylko on. Latająca w okół mucha zabsorbowała dość mocno jego uwagę, ale nie na tyle, aby nie usłyszał rozmowy-Adokiji... adokiji... nic mi to nie mówi, może i jest bogaty, ale sławy to on raczej nie ma... no chyba, że ja się nie znam, może to i dobrze, że o nim nie słyszałem, w sumie to życie bogatych zbytnio mnie nie obchodzi, no ale skoro jest w stanie zapłacić tyle za ochronę- myśli wilka pochłaniały go, lecz w końcu postanowił przemówić -Ruszajmy, mam chyba wszystko co potrzebne.- powiedział wstając od stołu.
[z/t]
[z/t]
0 x
Re: Karczma "Saya"
Na szczęście droga nie była długa, ani tym bardziej kręta - dość łatwo trafiliśmy do przybytku opatrzonego drewnianą tablicą na której widniał napis ''Saya''. Ale co w tym dziwnego, karczma mieściła się niemal w samym centrum Shi no gēto, tak więc jeśli mój nowy 'towarzysz' choć trochę interesował się tym co dookoła, to powinien na drugi raz łatwo tu trafić. A przynajmniej sam stąd się wydostać. Przynajmniej ja tak uważałem, no ale ja to ja, siedziałem w tym już nieco, można by rzec, że na ślepo bym tu trafił. W każdym razie jeśli będzie taka potrzeba, to i go stąd wyprowadzę. Co zaś tyczyło się samej podróży - nie byłem zbyt rozmowny. Właściwie to nic nie mówiłem, myśląc już tylko o ciepłej strawie, która zapełni mój żołądek.
Karczma jak zwykle tętniła życiem - dało się to już usłyszeć przed samym wejściem, zaś w środku... no cóż, tłok, głośne rozmowy, dużo alkoholu i takie tam. Czyli standard. Chyba nie o to mu chodziło kiedy mówił o przyzwoitym miejscu, co? Ale co poradzić, nie znałem innego, ale to nie szkodzi, póki nie wtykasz nosa w nie swoje sprawy i nie wychylasz się zbytnio. Poza tym ja byłem obok, więc nie powinno być większych problemów. Odruchowo rozejrzałem się po wnętrzu w poszukiwaniu wolnego i w miarę czystego stolika. Przy okazji sprawdziłem czy gdzieś moi drużynowi się tu nie kręcą, ale moje czerwone ślepia nikogo takiego nie uświadczyły, możliwe, że udali się gdzie indziej, bądź też i utonęli w tłumie ludzi. W obu przypadkach nie mogłem narzekać. Po dłuższej lustracji coś się tam znalazło, tak więc poprowadziłem naszą dwójkę w tym kierunku, po czym zasiadłem na krześle, przy okazji zdejmując z ramion płaszcz i zarzucając go na oparcie.
- Więc? - zacząłem od razu, gdy mój rozmówca również posadził swój szanowny tyłek. Nie miałem zamiaru czekać na obsługę, chciałem poznać poznać część szczegółów już teraz, ale to chyba nie dziwne. - Coś za jeden tak w ogóle i dlaczego ja? Znamy się skądś? - wbiłem w niego swój wzrok, oczekując odpowiedzi. Co tu dużo mówić, teraz to już byłem cholernie ciekaw o co może chodzić.
Karczma jak zwykle tętniła życiem - dało się to już usłyszeć przed samym wejściem, zaś w środku... no cóż, tłok, głośne rozmowy, dużo alkoholu i takie tam. Czyli standard. Chyba nie o to mu chodziło kiedy mówił o przyzwoitym miejscu, co? Ale co poradzić, nie znałem innego, ale to nie szkodzi, póki nie wtykasz nosa w nie swoje sprawy i nie wychylasz się zbytnio. Poza tym ja byłem obok, więc nie powinno być większych problemów. Odruchowo rozejrzałem się po wnętrzu w poszukiwaniu wolnego i w miarę czystego stolika. Przy okazji sprawdziłem czy gdzieś moi drużynowi się tu nie kręcą, ale moje czerwone ślepia nikogo takiego nie uświadczyły, możliwe, że udali się gdzie indziej, bądź też i utonęli w tłumie ludzi. W obu przypadkach nie mogłem narzekać. Po dłuższej lustracji coś się tam znalazło, tak więc poprowadziłem naszą dwójkę w tym kierunku, po czym zasiadłem na krześle, przy okazji zdejmując z ramion płaszcz i zarzucając go na oparcie.
- Więc? - zacząłem od razu, gdy mój rozmówca również posadził swój szanowny tyłek. Nie miałem zamiaru czekać na obsługę, chciałem poznać poznać część szczegółów już teraz, ale to chyba nie dziwne. - Coś za jeden tak w ogóle i dlaczego ja? Znamy się skądś? - wbiłem w niego swój wzrok, oczekując odpowiedzi. Co tu dużo mówić, teraz to już byłem cholernie ciekaw o co może chodzić.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Karczma "Saya"
To jasne, że kruczowłosy wolałby dowiedzieć się od razu, o co chodziło, jednakże składanie wyjaśnień na ulicy mogłoby zakończyć się po prostu zbyt prędkim olaniem sprawy. Ichirou wolał więc wstrzymać się i rozwinąć temat później, kiedy zajmą już miejsca przy stole w jakimś pobliskim lokalu. To dawało większe szanse na to, że Ichirou zostanie przynajmniej wysłuchany do końca. Na całe szczęście strażnik skorzystał z oferty złotookiego, co było dobrym prognostykiem.
- Jasne - odparł krótko na jego słowa, dając mu rzecz jasna czas na zameldowanie się czy co tam zamierzał dokonać. Kilka minut to i tak niewiele, biorąc pod uwagę, że znalezienie poszukiwanego osobnika zajęło mu praktycznie tyle co nic. Odczekał zatem w spokoju, rozglądając się po okolicy, a później, kiedy Yuusha wrócił, pozwolił się zaprowadzić do wybranego przybytku. Karczma jak karczma, brązowowłosy widział ich dziesiątki i ta tutejsza nie wyróżniała się jakoś szczególnie. Z pewnością nie była luksusowa, ale nie należała też do najobskurniejszych. Było znośnie, chociaż aktualny tłok niekoniecznie sprzyjał spokojnemu prowadzeniu interesów. Kiedy zasiadali do jednego ze stolików, Asahi machnął dłonią w stronę najbliższej kelnerki czy kogoś z obsługi, żeby jak najprędzej złożyć zamówienie. Póki jeszcze stół był pusty, czarnowłosego nic tu nie trzymało. No ale nie mógł przecież siedzieć cały czas w milczeniu. Strażnik żądał wyjaśnień, więc wypadało zacząć mu je składać. Przeciąganie tego na później, czy próba zmiany tematu nie przyniosłyby niczego dobrego.
- To może po kolei. Jestem Ichirou, ze szczepu Sabaku. Przychodzę z Samotnych Wydm. I nie znamy się, choć miałem okazję co nieco usłyszeć o tobie. Właściwie to dlatego tutaj się zjawiłem - uciął na chwilę obecną, bo właśnie przy stoliku znalazła się jedna z pracownic. Władca piasku ukłonił się do niej i uśmiechnął lekko, a sekundę później wymownym gestem otwartej dłoni wskazał na kruczowłosego. Tym samym oddał mu inicjatywę. Skoro znał ten lokal, to z pewnością wiedział lepiej, co było warte zamówienia, a co nie. Stąd też zdał się na jego doświadczenie i gust.
- Dla mnie to samo - dodał, jeżeli Yuusha złożył zamówienie, a później, kiedy kelnerka odeszła, postanowił wrócić do sedna sprawy. Wciąż nie wyjaśnił najistotniejszych rzeczy.
- O ile to, co usłyszałem jest prawdą, to musiałeś nieźle namieszać w bitwie. Bez urazy, ale na pierwszy rzut oka nie za wiele dzieje się przy tym Murze. Nie chciałbyś więc się stąd wyrwać i dokonać czegoś równie dużego, jeśli nie większego? Nie będę owijał w bawełnę. Na Wydmach wisi wojna w powietrzu, więc szukam silnych jednostek do wsparcia mojej strony. Nie wiem, jakimi pobudkami się kierujesz. Czy szukasz sławy, dobrych pieniędzy, możliwości samorozwoju, sprawdzenia się, czy po prostu lubisz się naparzać, nieważne... Na pewno coś dla siebie znajdziesz. To jak, jesteś zainteresowany choć trochę tym tematem, czy mam sobie już darować? - skończył, opierając łokcie o blat stołu i splatając ze sobą palce obu dłoni. Powiedział wystarczająco, by rozmówca mógł już wyrazić swoją opinię na tej sprawie. Czarnowłosy mógł przecież mieć całkowicie w dupie wojny na piaskach pustyni lub też posiadać jakieś istotniejsze sprawy do zrobienia. W przeciwieństwie do Hikariego i Shinjiego, strażnik miał w tym żadnych służbowych czy politycznych interesów. Jeżeli jednak opuścił Mur, by walczyć przeciwko Senju i jeśli nie miał w tej bitwie jakichś stricte osobistych pobudek, to jednak istniała spora szansa, że być może zainteresuje się kwestią, która została właśnie poruszona przy stole.
- Jasne - odparł krótko na jego słowa, dając mu rzecz jasna czas na zameldowanie się czy co tam zamierzał dokonać. Kilka minut to i tak niewiele, biorąc pod uwagę, że znalezienie poszukiwanego osobnika zajęło mu praktycznie tyle co nic. Odczekał zatem w spokoju, rozglądając się po okolicy, a później, kiedy Yuusha wrócił, pozwolił się zaprowadzić do wybranego przybytku. Karczma jak karczma, brązowowłosy widział ich dziesiątki i ta tutejsza nie wyróżniała się jakoś szczególnie. Z pewnością nie była luksusowa, ale nie należała też do najobskurniejszych. Było znośnie, chociaż aktualny tłok niekoniecznie sprzyjał spokojnemu prowadzeniu interesów. Kiedy zasiadali do jednego ze stolików, Asahi machnął dłonią w stronę najbliższej kelnerki czy kogoś z obsługi, żeby jak najprędzej złożyć zamówienie. Póki jeszcze stół był pusty, czarnowłosego nic tu nie trzymało. No ale nie mógł przecież siedzieć cały czas w milczeniu. Strażnik żądał wyjaśnień, więc wypadało zacząć mu je składać. Przeciąganie tego na później, czy próba zmiany tematu nie przyniosłyby niczego dobrego.
- To może po kolei. Jestem Ichirou, ze szczepu Sabaku. Przychodzę z Samotnych Wydm. I nie znamy się, choć miałem okazję co nieco usłyszeć o tobie. Właściwie to dlatego tutaj się zjawiłem - uciął na chwilę obecną, bo właśnie przy stoliku znalazła się jedna z pracownic. Władca piasku ukłonił się do niej i uśmiechnął lekko, a sekundę później wymownym gestem otwartej dłoni wskazał na kruczowłosego. Tym samym oddał mu inicjatywę. Skoro znał ten lokal, to z pewnością wiedział lepiej, co było warte zamówienia, a co nie. Stąd też zdał się na jego doświadczenie i gust.
- Dla mnie to samo - dodał, jeżeli Yuusha złożył zamówienie, a później, kiedy kelnerka odeszła, postanowił wrócić do sedna sprawy. Wciąż nie wyjaśnił najistotniejszych rzeczy.
- O ile to, co usłyszałem jest prawdą, to musiałeś nieźle namieszać w bitwie. Bez urazy, ale na pierwszy rzut oka nie za wiele dzieje się przy tym Murze. Nie chciałbyś więc się stąd wyrwać i dokonać czegoś równie dużego, jeśli nie większego? Nie będę owijał w bawełnę. Na Wydmach wisi wojna w powietrzu, więc szukam silnych jednostek do wsparcia mojej strony. Nie wiem, jakimi pobudkami się kierujesz. Czy szukasz sławy, dobrych pieniędzy, możliwości samorozwoju, sprawdzenia się, czy po prostu lubisz się naparzać, nieważne... Na pewno coś dla siebie znajdziesz. To jak, jesteś zainteresowany choć trochę tym tematem, czy mam sobie już darować? - skończył, opierając łokcie o blat stołu i splatając ze sobą palce obu dłoni. Powiedział wystarczająco, by rozmówca mógł już wyrazić swoją opinię na tej sprawie. Czarnowłosy mógł przecież mieć całkowicie w dupie wojny na piaskach pustyni lub też posiadać jakieś istotniejsze sprawy do zrobienia. W przeciwieństwie do Hikariego i Shinjiego, strażnik miał w tym żadnych służbowych czy politycznych interesów. Jeżeli jednak opuścił Mur, by walczyć przeciwko Senju i jeśli nie miał w tej bitwie jakichś stricte osobistych pobudek, to jednak istniała spora szansa, że być może zainteresuje się kwestią, która została właśnie poruszona przy stole.
0 x
Re: Karczma "Saya"
A więc Ichirou. Do tego szczep Sabaku i przybył aż z Samotnych Wydm, huh, dalekoś od domu był. Oczywiście jego 'pochodzenie' kompletnie nic mi nie mówiło, właściwie to pierwszy raz słyszałem o takim szczepie, ale to nie było ważne, nic mnie on nie obchodził. Za to było coś dużo ważniejszego - on słyszał o mnie. I to już mi się bardzo nie spodobało, oj bardzo. Co słyszał? Od kogo? I dlaczego? Cholera. Co takiego ostatnio zrobiłem, by jakiś kompletnie nieznany gość tu przylazł z kompletnego zadupia usłanego piachem, bo o mnie słyszał? Moje tryby pracowały na najwyższych obrotach, by dojść do tego, gdy w tym momencie do naszego stolika podeszła kelnerka, coby odebrać zamówienie. Oczywiście jej przybycie wyrwało mnie z rozmyśleń, bo jak się okazało, to ja miałem wybierać rodzaj posiłku. No tak.
- Niech będzie ramen. - machnąłem dłonią na szybko. Że niby banalnie? A co, miało być finezyjnie? Żarcie jak każde inne, ważne, że brzuch zadowolony będzie, poza tym większa szansa, że tego nie sknocą w miejscu takim jak to. Im prostsze jadło, tym mniejsza szansa, że nie będzie zrobiona z bóg wie czego i bóg wie ile owe 'coś' leżało u nich w spiżarni. Zresztą, to że za darmo nie znaczy, że będę zdzierał z gościa. Aż takim dupkiem nie jestem. A ramen tani, a jak pokaże się przy zapłacie, to nawet i tańszy niż zazwyczaj, bo w końcu Strażnicy mają zniżkę, ale czy ją wykorzystam, by złotooki nie musiał aż nadto uszczuplać swojej sakiewki to się dopiero okaże.
Skrzywiłem się na dalsze jego słowa.
- Więc to o to chodzi. Spór Uchiha i Senju, huh. - burknąłem. Teraz ma to sens, skąd o mnie słyszał. Zaraz, to wciąż źle, miałem świadomość, że niektóre żołdaki mnie widziały i wspomniała o tym nawet pewna Shirei-kan, ale nie, że jakiś kompletnie obcy mi koleś, który urwał się z choinki. Oi, oi, co za ploty o mnie chodzą? Co raz bardziej mi się to nie podobało. Aż musiałem wygrzebać papierosa i zaciągnąć się siwym dymem. - Psia ich mać, zaczynam żałować, że się wtedy zgodziłem. - mruknąłem pod nosem do siebie, pocierając powieki. Aktualnie miałem masę pytań i aż nie wiedziałem od czego mam zacząć. Myślałem, intensywnie myślałem, co w moim przypadku było niezwykle wymagającą czynnością, szczególnie na głodnego. W końcu powiedziałem:
- Kolejna wojna, ka? A więc jednym słowem chcesz mnie nająć bym walczył za twoją sprawę? Uprzedzając: nie obchodzi mnie geneza tego wszystkiego, więc jeśli masz przygotowaną jakąś ckliwą historyjkę to zachowaj ją dla siebie. Wszystkie wojny są tak samo bezsensu. - westchnąłem.
- Nie dbam o sławę, ani jej nie chce, ani tym bardziej nie walczę dla własnej uciechy. Jednak pieniędzmi nie gardzę. Więc przejdźmy może od razu do rzeczy. Ile zapłaciszz- a raczej zapłacicie mi za zabijanie tych Waszych wrogów? - cóż, prosto z mostu. Jak liczba będzie wystarczająca, to wtedy będę mógł się zastanowić, co zrobić z tym fantem, bo tak ogólnie to miałem, gdzieś tych całych Sabaku i Samotne Wydmy. Tak samo ich wojnę. No ale piniondz to piniondz. Jeśli to ma dociążyć moją sakiewkę jeszcze bardziej to czemu nie? A że i tak gardziłem wszelkimi konfliktami... no cóż, bywa. Może i byłem z tego powodu hipokrytą, czy kim tam, ale jakoś mnie to mało interesowało.
- Niech będzie ramen. - machnąłem dłonią na szybko. Że niby banalnie? A co, miało być finezyjnie? Żarcie jak każde inne, ważne, że brzuch zadowolony będzie, poza tym większa szansa, że tego nie sknocą w miejscu takim jak to. Im prostsze jadło, tym mniejsza szansa, że nie będzie zrobiona z bóg wie czego i bóg wie ile owe 'coś' leżało u nich w spiżarni. Zresztą, to że za darmo nie znaczy, że będę zdzierał z gościa. Aż takim dupkiem nie jestem. A ramen tani, a jak pokaże się przy zapłacie, to nawet i tańszy niż zazwyczaj, bo w końcu Strażnicy mają zniżkę, ale czy ją wykorzystam, by złotooki nie musiał aż nadto uszczuplać swojej sakiewki to się dopiero okaże.
Skrzywiłem się na dalsze jego słowa.
- Więc to o to chodzi. Spór Uchiha i Senju, huh. - burknąłem. Teraz ma to sens, skąd o mnie słyszał. Zaraz, to wciąż źle, miałem świadomość, że niektóre żołdaki mnie widziały i wspomniała o tym nawet pewna Shirei-kan, ale nie, że jakiś kompletnie obcy mi koleś, który urwał się z choinki. Oi, oi, co za ploty o mnie chodzą? Co raz bardziej mi się to nie podobało. Aż musiałem wygrzebać papierosa i zaciągnąć się siwym dymem. - Psia ich mać, zaczynam żałować, że się wtedy zgodziłem. - mruknąłem pod nosem do siebie, pocierając powieki. Aktualnie miałem masę pytań i aż nie wiedziałem od czego mam zacząć. Myślałem, intensywnie myślałem, co w moim przypadku było niezwykle wymagającą czynnością, szczególnie na głodnego. W końcu powiedziałem:
- Kolejna wojna, ka? A więc jednym słowem chcesz mnie nająć bym walczył za twoją sprawę? Uprzedzając: nie obchodzi mnie geneza tego wszystkiego, więc jeśli masz przygotowaną jakąś ckliwą historyjkę to zachowaj ją dla siebie. Wszystkie wojny są tak samo bezsensu. - westchnąłem.
- Nie dbam o sławę, ani jej nie chce, ani tym bardziej nie walczę dla własnej uciechy. Jednak pieniędzmi nie gardzę. Więc przejdźmy może od razu do rzeczy. Ile zapłaciszz- a raczej zapłacicie mi za zabijanie tych Waszych wrogów? - cóż, prosto z mostu. Jak liczba będzie wystarczająca, to wtedy będę mógł się zastanowić, co zrobić z tym fantem, bo tak ogólnie to miałem, gdzieś tych całych Sabaku i Samotne Wydmy. Tak samo ich wojnę. No ale piniondz to piniondz. Jeśli to ma dociążyć moją sakiewkę jeszcze bardziej to czemu nie? A że i tak gardziłem wszelkimi konfliktami... no cóż, bywa. Może i byłem z tego powodu hipokrytą, czy kim tam, ale jakoś mnie to mało interesowało.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Karczma "Saya"
Ramen to ramen. Ichirou nie miał zamiaru narzekać na wybór czarnowłosego i choć danie było dość pospolite, to poprawnie przyrządzone smakowało całkiem dobrze, szczególnie po przebytej podróży. Zresztą, jedzenie aktualnie było mało istotne. Asahi nie miał zbyt wielkiego apetytu, a i ostatnio jakoś zrobił się mniej wybredny. Był zwolennikiem wygodnego trybu życia, bardzo lubił luksus i przepych, ale mimo wszystko te upodobania w ostatnich miesiącach zeszły na dalszy plan. Cóż, beztroski świat syna marnotrawnego runął w gruzach po dramatycznych wydarzeniach, więc nie było wielce dziwne, że na horyzoncie pojawiły się inne, znacznie ważniejsze priorytety. Wracając jednak do sedna sprawy, Sabaku obserwował rozmówcę i czekał na jego reakcje. Ten chyba nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że informacje o jego wyczynach na wojnie były tak łatwo dostępne, no ale złotooki się tym nie przejmował. Bardziej skupiał się na tym, jak rozmówca odniósł się do propozycji, a odniósł się wcale nie tak źle. Te kilka zdań dało już władcy piasku pewien obraz osoby, z jaką miał do czynienia. Twórca barwionego szkła wpisywał się w typ najemnika, który po prostu wykonywał swoje za odpowiednią zapłatę. Takiego kogoś Ichirou właśnie szukał, ponieważ ta dość prosta pobudka była względnie łatwa do zaspokojenia. Brązowowłosy nie miał w obecnej chwili ochoty na kolejne polityczne gierki, układy, nie wspominając o robieniu wykładów i próbie wyperswadowania, że wybicie Kaguya przyniesie dobro na świecie i urodzaj na polach.
- Heh, nawet nie mam zamiaru snuć takich opowieści, bo na twoim miejscu też miałbym je gdzieś. Chodzi tylko o wygraną i pokonanie wroga, nic więcej. Nie ma potrzeby, żebyś zajmował się rozważaniami nad sensem lub brakiem sensu w tej wojnie - odpowiedział, tak dla sprecyzowania tej kwestii, zyskując jednocześnie sekundy potrzebne na przeanalizowanie konkretów. Jedynym sposobem na przekonanie strażnika było podanie odpowiedniej sumy. Tylko jakiej? Sabaku wcześniej zajmował się rekrutacją wolnych strzelców, jego obecne starania wynikały głównie z własnej inicjatywy, nie znał zatem dokładnie polityki szczepu w tej sprawie. To, że powiększali swoją armię i ściągali najemników z zewnątrz to jasne, ale temacie utrzymania wojska i jego wynagrodzenia Ichi nie orientował się szczególnie dobrze. Z pewnością nie mógł podać w tej chwili konkretnej kwoty, a jedynie orientacyjną.
- Mhm, skarbnikiem to ja nie jestem, ale z pewnością wynagrodzenie jest dobre i adekwatne do dokonań. No ale rozumiem, że taka niekonkretna odpowiedź cię wcale nie satysfakcjonuje, więc wyjdę z indywidualną propozycją. Tysiąc Ryo. Jeżeli Sabaku ci nie wypłacą tyle - w co bardzo wątpię - to sam dopełnię resztę do tej kwoty. Bardziej niż prawdopodobne jednak jest to, że wynagrodzenie będzie większe. Więc jak? - zapytał na koniec, wyczekując cierpliwie odpowiedzi. Okrągła sumka brzmiała chyba dość zachęcająco.
- Heh, nawet nie mam zamiaru snuć takich opowieści, bo na twoim miejscu też miałbym je gdzieś. Chodzi tylko o wygraną i pokonanie wroga, nic więcej. Nie ma potrzeby, żebyś zajmował się rozważaniami nad sensem lub brakiem sensu w tej wojnie - odpowiedział, tak dla sprecyzowania tej kwestii, zyskując jednocześnie sekundy potrzebne na przeanalizowanie konkretów. Jedynym sposobem na przekonanie strażnika było podanie odpowiedniej sumy. Tylko jakiej? Sabaku wcześniej zajmował się rekrutacją wolnych strzelców, jego obecne starania wynikały głównie z własnej inicjatywy, nie znał zatem dokładnie polityki szczepu w tej sprawie. To, że powiększali swoją armię i ściągali najemników z zewnątrz to jasne, ale temacie utrzymania wojska i jego wynagrodzenia Ichi nie orientował się szczególnie dobrze. Z pewnością nie mógł podać w tej chwili konkretnej kwoty, a jedynie orientacyjną.
- Mhm, skarbnikiem to ja nie jestem, ale z pewnością wynagrodzenie jest dobre i adekwatne do dokonań. No ale rozumiem, że taka niekonkretna odpowiedź cię wcale nie satysfakcjonuje, więc wyjdę z indywidualną propozycją. Tysiąc Ryo. Jeżeli Sabaku ci nie wypłacą tyle - w co bardzo wątpię - to sam dopełnię resztę do tej kwoty. Bardziej niż prawdopodobne jednak jest to, że wynagrodzenie będzie większe. Więc jak? - zapytał na koniec, wyczekując cierpliwie odpowiedzi. Okrągła sumka brzmiała chyba dość zachęcająco.
0 x
Re: Karczma "Saya"
Pokiwałem zadowolony głową. Chodziło tylko o to, co najemnik ma robić na polu walki - tłuc tych drugich i wykonywać rozkazy. Ni mniej, ni więcej. Gorzej już dla mnie brzmiała oferta. O ile Ichirou zaznaczył, że nie jest kimś kto zajmuje się finansami i nie ma o nich bladego pojęcia - co w moim mniemaniu było mocno na minus, no bo jak to? Zbiera, jak to zaznaczył 'silne jednostki', a nie wie ile im zapłacą?
- Tysiąc ryo, co? - westchnąłem. - Może więcej... - dodałem po chwili. O ile więcej? Nie żebym narzekał, tysiak piechotą nie chodzi, ale Uchiha dawali dużo więcej. Chociaż nie mogłem ukrywać, że bitwa tamtych była faktem faktem trudna, w końcu szalały tam prawie, że potwory, a nie ludzie, do tego to była wojna aż czterech rodów. Oczywiście to niczego nie zmieniało - zginąć można i podczas prostego zlecenia, wystarczy chwila nieuwagi.
- A tak właściwie to kim są wasi przeciwnicy? Silni są? - zapewne i tak nic mi to nie powie, ale warto by było wiedzieć. Zawsze mogłem się jakoś przygotować, o ile przystanę i poprę stronę Sabaku.
Ponownie zaciągnąłem się dymem z papierosa, a następnie przetrzymałem go chwilę w płucach i wypuściłem resztkę siwej chmury, gdzieś nad swoją głową. Nie bardzo wiedziałem co o tym myśleć. Duża kasa zawsze niosła ze sobą ryzyko, ale potrzebowałem tych pieniędzy, by zrealizować swoje marzenie. Ale z drugiej strony nie chciałem się pakować w problemy. Jednak patrząc na to, co do tej pory wyprawiałem, to mimo wszystko i tak się w nie pakowałem. Jedna wojna, mur. I o ile najemnikowanie Uchihom można uznać za jednorazowy wybryk, tak to drugie... jakby to powiedzieć? Stanie na murze było w porządku, nic się nie dzieje, ale już szwendanie się za nim było średnio śmieszne. Nawet matka natura potrafiła Ci tam pokazać, że wiewiórki nie są normalne. Nie wspominając o gigantycznych dzikach.
- Tysiąc ryo, co? - westchnąłem. - Może więcej... - dodałem po chwili. O ile więcej? Nie żebym narzekał, tysiak piechotą nie chodzi, ale Uchiha dawali dużo więcej. Chociaż nie mogłem ukrywać, że bitwa tamtych była faktem faktem trudna, w końcu szalały tam prawie, że potwory, a nie ludzie, do tego to była wojna aż czterech rodów. Oczywiście to niczego nie zmieniało - zginąć można i podczas prostego zlecenia, wystarczy chwila nieuwagi.
- A tak właściwie to kim są wasi przeciwnicy? Silni są? - zapewne i tak nic mi to nie powie, ale warto by było wiedzieć. Zawsze mogłem się jakoś przygotować, o ile przystanę i poprę stronę Sabaku.
Ponownie zaciągnąłem się dymem z papierosa, a następnie przetrzymałem go chwilę w płucach i wypuściłem resztkę siwej chmury, gdzieś nad swoją głową. Nie bardzo wiedziałem co o tym myśleć. Duża kasa zawsze niosła ze sobą ryzyko, ale potrzebowałem tych pieniędzy, by zrealizować swoje marzenie. Ale z drugiej strony nie chciałem się pakować w problemy. Jednak patrząc na to, co do tej pory wyprawiałem, to mimo wszystko i tak się w nie pakowałem. Jedna wojna, mur. I o ile najemnikowanie Uchihom można uznać za jednorazowy wybryk, tak to drugie... jakby to powiedzieć? Stanie na murze było w porządku, nic się nie dzieje, ale już szwendanie się za nim było średnio śmieszne. Nawet matka natura potrafiła Ci tam pokazać, że wiewiórki nie są normalne. Nie wspominając o gigantycznych dzikach.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Karczma "Saya"
Już chwilę go w Samotnych Wydmach nie było, więc nie był w stu procentach pewien, jak miały się przygotowania do wojny. Na pewno jeszcze nieco zostały do rozstrzygającej bitwy. Gdyby tylko miało się już na coś zanosić, brązowowłosy bez wątpienia otrzymałby odpowiednią wiadomość od lidera z rozkazem powrotu. A że władcy piasku zachciało się bawić w rekrutującego, to już jego własna inicjatywa. Korzystał z okazji i zastanych możliwości, by zwiększać siły swojego frontu. Do tej pory Ichirou prezentował postawę bliższą oportunisty niż stratega. Jego ostatnie sukcesy wcale nie wynikały z planowania i wcześniejszych przygotowań a z doza szczęścia, przypadku, umiejętności znalezienia się w odpowiednim miejscu i czasie. Jednorazowy wyskok z pewną uroczą dziewczyną, który ściągnął później uwagę Kruków, przypadkowe odnalezienie Harumi i późniejsze dobicie umowy z Hikarim, zdobycie informacji na temat magicznej krainy i nawiązanie współpracy z niezwykłymi istotami - żadnej z tych rzeczy nie sposób było wcześniej przewidzieć, ponieważ były one po prostu kaprysami losu. Gdyby nawet spojrzeć na przeszłość młodzieńca w szerszej perspektywie, to praktycznie wszystkie mniejsze jak i większe jego dokonania wynikały w znacznej mierze z przypadku. On tylko korzystał z okazji, kolejne razy uchodził cudem z życiem i pozwalał wszystkiemu toczyć się dalej. Nie było możliwości na przejęcie całkowitej kontroli nad tą lawiną zaskakujących wydarzeń. To jasne, że w związku z tym niejedna osoba mogłaby zarzucić mu to, że gdyby nie ogromne szczęście, nie osiągnąłby niczego i być nowe gryzłyby już dawno piach. On jednak na taki zarzut zawsze miał odpowiedź, że właśnie te drobne detale i przychylność losu odróżniają wielkie persony od zwykłych ludzi. Fakt, miał wielkie mniemanie o sobie, ale mimo wszystko w tym stwierdzeniu tkwił przynajmniej cień prawdy.
Strażnik nie był w stu procentach zadowolony jego ofertą, ale z drugiej strony nie skontrował propozycji w jakiś mocniejszy sposób, a jedynie zaczął trochę gdybać. Cóż, wyglądało na to, że nawet przy tym tysiącu dałoby radę jakoś dojść do porozumienia. No ale niech mu będzie. Jeżeli czarnowłosy miał być faktycznie dobry, to Ichirou był w stanie nieco podnieść wynagrodzenie. Od pewnego czasu pieniądze nie był tak istotne. Akolita był w stanie poświęcić wiele, byleby tylko zaspokoić swoją żądzę zemsty.
- No dobra. Tysiąc będzie gwarantowany, a będzie o połowę więcej, jeśli wykażesz się bardziej niż przeciętny najemnik. O ile to, co usłyszałem o tobie jest chociaż po części prawda, to z tym chyba nie będzie problemu. No i poza tym, jak mówiłem, Sabaku mogą oferować więcej niż to, co w tej chwili podałem. Moja propozycja jest indywidualna i daję gwarancję tego minimum. - W tym momencie zrobił przerwę, bo do stołu właśnie podeszła kelnerka, która podała dwie porcje ramen. Brązowowłosy niespiesznie sięgnął po pałeczki i napoczął całkiem przyzwoity posiłek. Po krótkiej chwili konsumpcji podjął temat wrogów.
- Klan Kaguya. Wśród nich znajdą i silniejsze i słabsze jednostki, jak to w każdym rodzie. Są zdolni do manipulacji własnymi kościami. Wiesz, wysuwanie, tworzenie broni, strzelanie. No i ci lepsi mają te cholerne kościane pancerze, ale wszystko przecież da się przebić... Na koniec dodam tyle, że będziemy mieć przewagę terenu. - Nie widział niczego złego w udzielaniu informacji obcemu na temat wrogiego mu klanu. A niech wszyscy wiedzą, jakimi umiejętnościami dysponują ci jebani barbarzyńcy. O Sabaku powiedział znacznie mniej, w sumie to nic. Ot, napomknął jedynie o przewadze terenu, ale mając jedynie taką wiedzę raczej trudno było wydedukować, że chodzi o władanie całymi pustyniami.
- No dobra, to ze swojej strony powiedziałem chyba już wszystko. Wiesz konkretnie jakie pieniądze wchodzą w grę, znasz miejsce, powiedziałem ci o wrogu. Pozostaje jedynie czas, ale tego przecież nie jestem w stanie dokładnie podać. Jeżeli przystaniesz na moje warunki, mogę nawet postarać się wysłać ci wcześniej informację, żebyś dotarł do Sabishi. Chyba że za niedługo wyruszysz na miejsce, to z tym nie będzie problemu. Nie będę cię nawet teraz przekonywał, bo to nie ma sensu. Pytam po prostu, wchodzisz w to czy nie? - Wypadało wreszcie postawić kawę na ławę. Dłuższe gierki, jakieś próby perswazji lub cholera wie czego były absolutnie zbędne. To było widać po strażniku, że jest dosyć konkretny, bezpośredni i chodzi mu jedynie o pieniądze. Słowa w takim razie nie miały żadnej wartości. Mógł go jedynie przekonać pieniądzem, a to - jak miał nadzieję - już zdążył uczynić.
Strażnik nie był w stu procentach zadowolony jego ofertą, ale z drugiej strony nie skontrował propozycji w jakiś mocniejszy sposób, a jedynie zaczął trochę gdybać. Cóż, wyglądało na to, że nawet przy tym tysiącu dałoby radę jakoś dojść do porozumienia. No ale niech mu będzie. Jeżeli czarnowłosy miał być faktycznie dobry, to Ichirou był w stanie nieco podnieść wynagrodzenie. Od pewnego czasu pieniądze nie był tak istotne. Akolita był w stanie poświęcić wiele, byleby tylko zaspokoić swoją żądzę zemsty.
- No dobra. Tysiąc będzie gwarantowany, a będzie o połowę więcej, jeśli wykażesz się bardziej niż przeciętny najemnik. O ile to, co usłyszałem o tobie jest chociaż po części prawda, to z tym chyba nie będzie problemu. No i poza tym, jak mówiłem, Sabaku mogą oferować więcej niż to, co w tej chwili podałem. Moja propozycja jest indywidualna i daję gwarancję tego minimum. - W tym momencie zrobił przerwę, bo do stołu właśnie podeszła kelnerka, która podała dwie porcje ramen. Brązowowłosy niespiesznie sięgnął po pałeczki i napoczął całkiem przyzwoity posiłek. Po krótkiej chwili konsumpcji podjął temat wrogów.
- Klan Kaguya. Wśród nich znajdą i silniejsze i słabsze jednostki, jak to w każdym rodzie. Są zdolni do manipulacji własnymi kościami. Wiesz, wysuwanie, tworzenie broni, strzelanie. No i ci lepsi mają te cholerne kościane pancerze, ale wszystko przecież da się przebić... Na koniec dodam tyle, że będziemy mieć przewagę terenu. - Nie widział niczego złego w udzielaniu informacji obcemu na temat wrogiego mu klanu. A niech wszyscy wiedzą, jakimi umiejętnościami dysponują ci jebani barbarzyńcy. O Sabaku powiedział znacznie mniej, w sumie to nic. Ot, napomknął jedynie o przewadze terenu, ale mając jedynie taką wiedzę raczej trudno było wydedukować, że chodzi o władanie całymi pustyniami.
- No dobra, to ze swojej strony powiedziałem chyba już wszystko. Wiesz konkretnie jakie pieniądze wchodzą w grę, znasz miejsce, powiedziałem ci o wrogu. Pozostaje jedynie czas, ale tego przecież nie jestem w stanie dokładnie podać. Jeżeli przystaniesz na moje warunki, mogę nawet postarać się wysłać ci wcześniej informację, żebyś dotarł do Sabishi. Chyba że za niedługo wyruszysz na miejsce, to z tym nie będzie problemu. Nie będę cię nawet teraz przekonywał, bo to nie ma sensu. Pytam po prostu, wchodzisz w to czy nie? - Wypadało wreszcie postawić kawę na ławę. Dłuższe gierki, jakieś próby perswazji lub cholera wie czego były absolutnie zbędne. To było widać po strażniku, że jest dosyć konkretny, bezpośredni i chodzi mu jedynie o pieniądze. Słowa w takim razie nie miały żadnej wartości. Mógł go jedynie przekonać pieniądzem, a to - jak miał nadzieję - już zdążył uczynić.
0 x
Re: Karczma "Saya"
Gwarantowane tysiąc miedziaków, do tego przewaga terenu - za cholerę nie mogłem pojąć jak wielka połać piasku może być jakąkolwiek przewagą, ale skoro gościu mówił, że tak będzie to tak będzie, nie? Aczkolwiek jak to będzie ze mną w takim miejscu? Kryształ dobrze się będzie kleił? Na swój sposób byłem ciekaw tego, bo w końcu nigdy nie próbowałem swojej sztuki rodu w tak niesprzyjającym miejscu. To chyba dość normalne, że tak właśnie myślałem. Do tego dochodziły informacje na temat przeciwnika. Jak powiedział właśnie Ichirou, byli nimi członkowie klanu Kaguya. Manipulowali oni własnymi kośćmi. Wysuwanie, tworzenie broni, strzelanie, nawet potrafili robić z nich zbroje! Brzmiało to dość... dziwnie i niezbyt potężnie. Dość łatwo było wysnuć wniosek, że walczą raczej na bliski dystans. Ale cholera ich tam wie, co jeszcze mogą. W każdym razie póki nie używają chakry do ataku w innej postaci niż żywioł, który mi nie sprzyja - nie są dla mnie żadnym zagrożeniem, zwyczajnie. Jak będzie trzeba to po prostu zamienię ich w kawałek kryształu. Przy okazji byłem również ciekaw, co jest twardsze - mój shoton, czy ich kości? Hah, cóż, głupie pytanie, oczywiście, że moje kekkei genkai. Nie ma nic twardszego od kryształu.
W między czasie na stole wylądowało jedzenie. Skinąłem dziewczynie głową, po czym oddzieliłem drewniane pałeczki od siebie i z cichym mruknięciem 'Itadakimasu', wziąłem się za pałaszowanie posiłku. Niedokończonego papierosa zgasiłem w jakiejś popielniczce, czy czym tam. Rozmówca musiał jeszcze chwilę poczekać na moją odpowiedź. W końcu już wcześniej zaznaczyłem, że jestem głodny jak cholera. Tak więc po paru siorbnięciach, gdy żołądek był względnie zaspokojony, spojrzałem na niego ponownie.
- Powiedzmy, że wstępnie jestem zainteresowany. Tysiak piechotą nie chodzi, a jeśli jest możliwość zyskania więcej, to tym lepiej. - powiedziałem wreszcie. Kolejne siorbnięcie.
- Ale jak mówię, to nic pewnego. Muszę wpierw pogadać o tym z szefostwem Shinsengumi, właściwie to najlepiej gdybyście wysłali oficjalne zgłoszenie, że chcecie mnie wynająć, to by na pewno nie zaszkodziło. Mur to nie byle jaka organizacja, bądź co bądź, Strażnicy mają swoje obowiązki. - westchnąłem. - Poza tym, wolałbym by moje imię oraz nazwisko nie było ujawniane w miarę możliwości. Sam fakt, że mnie znalazłeś jest dość upierdliwy, ale o to powinienem mieć raczej pretensje tylko do siebie. - pomińmy, to co zrobiłem. No bo przeca i tak tego nie odkręcę. Fakt, mogłem stać z tyłu i nie rwać się do przodu jak idiota na tych Senju, ale no. Druga sprawa - strój. Pokazałem się tam w uniformie murarzy. Po sznurku do kłębka, co? Zapewne jak wielki Niedźwiedź się zgodzi na moją eskapadę to zabroni mi przywdziewania zbroi strażników, to było pewne, zresztą ja sam i tak już zdecydowałem, że nie będę jej ewentualnie używał. Nie mam zamiaru dostarczać szefostwu dodatkowych problemów.
- Tak więc jeśli to wszystko, a ja nie muszę podpisywać żadnego cyrografu już teraz, to zgłoszę się do tego całego Sabishi w odpowiednim czasie. Bądź też i nie. Ah, no i jeszcze się nie przedstawiłem, co? Zwą mnie Yuusha Otori. - cóż, w końcu wypadało powiedzieć jak się zwę, czyż nie? Najemnikowanie najemnikowaniem, ale skoro chce mnie wynająć to musi chociaż wiedzieć jak mam na imię. Następnie gdy nie było ku temu żadnych przeszkód, wznowiłem pochłanianie ramenu, który zaczynał znikać z miski w zastraszającym tempie. Nawet za specjalnie nie czułem jego smaku, jakikolwiek by on nie był.
W między czasie na stole wylądowało jedzenie. Skinąłem dziewczynie głową, po czym oddzieliłem drewniane pałeczki od siebie i z cichym mruknięciem 'Itadakimasu', wziąłem się za pałaszowanie posiłku. Niedokończonego papierosa zgasiłem w jakiejś popielniczce, czy czym tam. Rozmówca musiał jeszcze chwilę poczekać na moją odpowiedź. W końcu już wcześniej zaznaczyłem, że jestem głodny jak cholera. Tak więc po paru siorbnięciach, gdy żołądek był względnie zaspokojony, spojrzałem na niego ponownie.
- Powiedzmy, że wstępnie jestem zainteresowany. Tysiak piechotą nie chodzi, a jeśli jest możliwość zyskania więcej, to tym lepiej. - powiedziałem wreszcie. Kolejne siorbnięcie.
- Ale jak mówię, to nic pewnego. Muszę wpierw pogadać o tym z szefostwem Shinsengumi, właściwie to najlepiej gdybyście wysłali oficjalne zgłoszenie, że chcecie mnie wynająć, to by na pewno nie zaszkodziło. Mur to nie byle jaka organizacja, bądź co bądź, Strażnicy mają swoje obowiązki. - westchnąłem. - Poza tym, wolałbym by moje imię oraz nazwisko nie było ujawniane w miarę możliwości. Sam fakt, że mnie znalazłeś jest dość upierdliwy, ale o to powinienem mieć raczej pretensje tylko do siebie. - pomińmy, to co zrobiłem. No bo przeca i tak tego nie odkręcę. Fakt, mogłem stać z tyłu i nie rwać się do przodu jak idiota na tych Senju, ale no. Druga sprawa - strój. Pokazałem się tam w uniformie murarzy. Po sznurku do kłębka, co? Zapewne jak wielki Niedźwiedź się zgodzi na moją eskapadę to zabroni mi przywdziewania zbroi strażników, to było pewne, zresztą ja sam i tak już zdecydowałem, że nie będę jej ewentualnie używał. Nie mam zamiaru dostarczać szefostwu dodatkowych problemów.
- Tak więc jeśli to wszystko, a ja nie muszę podpisywać żadnego cyrografu już teraz, to zgłoszę się do tego całego Sabishi w odpowiednim czasie. Bądź też i nie. Ah, no i jeszcze się nie przedstawiłem, co? Zwą mnie Yuusha Otori. - cóż, w końcu wypadało powiedzieć jak się zwę, czyż nie? Najemnikowanie najemnikowaniem, ale skoro chce mnie wynająć to musi chociaż wiedzieć jak mam na imię. Następnie gdy nie było ku temu żadnych przeszkód, wznowiłem pochłanianie ramenu, który zaczynał znikać z miski w zastraszającym tempie. Nawet za specjalnie nie czułem jego smaku, jakikolwiek by on nie był.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości