Tego spokojnego, świątecznego wieczoru, przy zaciszu kominka nie mogło zabraknąć rodzinnej atmosfery. Domostwo Senju szczyciło się odpowiednia równowagą, gdzie rodzic był dumny z poczętego potomstwa. Nie było gwarno, ani za cicho, bo syn zaskakiwał ich na każdym kroku swoją pomysłowością. Przez brak rodzeństwa stał się ich oczkiem w głowie, dlatego wszelka ich inicjatywa w obdarowywaniu prezentami była skierowana ku niemu. Czy zostanie tym razem szczególnie rozpieszczony przez matczyną troskę, która wręcz zahamuje ojcowskie popędy, aby chłopiec stał się wreszcie mężczyzną, jakby przodkowie sobie tego życzyli? Już teraz mały Toshio wyczuwał, że ich uśmiechnięte twarze skierowane są ku niemu - potajemnie piszącego swój najwspanialszy list do Świętego Mikołaja. Zdążył odwrócić się do rodziców i obdarzyć ich równie radosnym wyrazem twarzy. W końcu nic tak nie maskowało jego zamiarów, jak naturalny wydźwięk pojawiającego się, szerokiego uśmiechu. Zaczął pisać:
Drogi, Święty Mikołaju
Nigdy nie przestanę w Ciebie wierzyć. I nie jest to obietnica, a bardzo dla mnie ważna rzecz. Rodzice pewnie dawno zdążyli o Tobie zapomnieć, mimo usilnych starań, że nadal wierzą. Dorosłym trzeba to wybaczyć, bo mają dużo innych spraw na głowie. Piszę do Ciebie, bo chciałbym wiedzieć, jak się masz. Czy Twój wiek nie przeszkadza w pracy, która musi być jednym z najcięższych obowiązków na świecie? Niepotrzebnie się obawiam, kiedy musisz mieć całe zastępy pomocników. Jeśli nie jest za późno to mogę Ci pomóc. Mam już przygotowane upominki dla rodziców, więc nimi nie musisz się martwić. Za to wszystkie inne dzieci czekają i też muszą pisać podobne listy. U nasz tutaj jest spokojnie i przygotowujemy się do Przesilenia Zimowego. Po dwa razy przypominam mamie, żeby na wieczór nie zapomniała przygotować szklanki ciepłego mleka i chrupiących ciasteczek, które zrobimy niedługo. To ważne, żeby nie zabrakło Ci sił i żeby po drodze nic się nie stało. Chociaż wiem, że to również nie może się stać. W tę noc będę smacznie spał, jak inne dzieci, dlatego nic Cię przypadkiem nie rozproszy. Na znak swojej wdzięczności chciałbym opowiedzieć Ci pewną historyjkę. Na pewno Ci się spodoba i będziesz mógł mnie miło wspominać.
Zdarzyła się osiem lat temu pewnemu, trzyletniemu chłopcu - Toshiemu. Krainę Shinrin nawiedziła wtedy przyjemna zima, która pokryła jej tereny białym puchem, sięgającym bobasowi do kolan. Nie był wtedy za specjalnie ciepło ubrany, lecz jego ciuszki wystarczały. Maszerował przez las samotnie i bez obawy o otaczający go dookoła mrok. Wiało nadzwyczaj mocno, ale małe ciałko nie dało się zdmuchnąć. Niewinność stawała się w tym momencie jego najsilniejszą bronią. żaden kunai czy shuriken nie pomógłby mu przezwyciężyć natury. Nie wiedział dokąd ma iść, kierował nim instynkt. Oczywistym było, że zgubił się pośród zamieci i ciężko będzie odnaleźć drogę nocą. Musiał iść, więc robił to kroczek za kroczkiem. W oddali słyszał tylko szum powierza, aż tu nagle dołączyło przeciągłe wycie. Wilcza wataha dawała o sobie znać, ruszyła na polowanie, na pewno na niego trafią. Niechybnie bezbronne dziecko miało stać się zagrożone. Toshi ze swoim uporem szedł dalej. Kilka razy zdołał upaść, ale za każdym razem podnosił się. Jego okrągłe policzki zdążyły zaróżowić się od zimna i nadać mu jeszcze bardziej słodkiego wyrazu. Niewymowne i wesołe spojrzenie nadawało spoglądającym na niego dziwnego spokoju. Od zawsze jego urok przechodził i rozprzestrzeniał się na innych. Wreszcie malec pokonał wzniesienie i ujrzał widok doliny okrytej światłem Księżyca. Blask odbijał się wdzięcznie na białym śniegu. Wilczy zew zbliżał się do miejsca pobytu chłopca. Dyszenie i zwinne ślady łap zaczynały dawać o sobie znać. Pojawili się przed nim, skryci i przyczajeni. Samiec alfa z dwójką walecznych poddanych sobie towarzyszy wystąpili na czele, aby ludzkie szczenie zaczęło się bać. Nie uświadczyli tego, ale nie byli nastawieni na zmianę roli. Z krwiożerczym warkotem szczerzyli się ku niemu, nasilając instynktowną reakcję. Maluch zauważył ich od razu i zachichotał. Nie potrafił się bać i był pogodnie nastawiony na nowe znajomości. Chciał zaprzyjaźnić się ze spotkanymi istotami. Tak długo podchodził pod górkę i nikogo przy nim nie było, że teraz miło będzie uświadczyć czyjegoś towarzystwa. Wraz z niechybnymi zamiarami drapieżników w obręb akcji zjawił się niedźwiedź. Ogromny, przysadzisty i naznaczony wieloma przeciwnościami losu. Były to zapewne jego ostatnie dni, które ani myślał spędzać na zapadanie w sen na cały kwartał albo i dłużej. Organizm jednak miał się na tyle dobrze, że pokonałby i dziesiątki takich watah. Z widocznie znajomymi intencjami pojawił się za chłopcem i zaryczał w stronę nieprzyjaznych wilków. Potem opadł na cztery łapy, aby pomóc małemu człowieczkowi. Psi wojownicy zawahali się widząc ogromna bestię.
- Precz, parszywi pchlarze. Za grosz honoru nie macie. - odparł niedźwiedź swoim sędziwym głosem. Alfa nie mógł pogodzić się z wtrąceniem w ich interesy.
- Oddaj go nam, my go zwęszyliśmy pierwsi... ludzkie szczenie... oddaj go nam! - zażądał iście zajadłym tonem wilczur. Wnet przy Samcu pojawiła się biała o błękitnym spojrzeniu Samica, której wdzięk oczarowywał przy każdym kroku. Poruszała się z lekkością, jakby nie zostawiała za sobą śladów.
- Chodź do mnie... ludzkie szczenie... wyliże Cię i ogrzejee... - zanuciła nieświadomemu Toshio, jak dziecku do uszka. Niedźwiedź stąpnął uporczywie łapą, przerywając im powstałe gierki.
- Głupcy z was, on niczego nie rozumie. Jest nieświadomy na nasze słowa, ani czyny. Trzeba go odprowadzić tam, gdzie jego miejsce. - lamentował stanowczo, biorąc go wręcz pod opiekę. Nie mógł pozwolić, żeby w ostatnie dni jego warty w lesie, komuś takiemu stała się krzywda. Rzadko i wręcz niemożliwe było, że rasa ludzka porzuciłaby swoje potomstwo, dlatego jego świętym obowiązkiem było, aby w naturze znowu nastała harmonia.
Trzeba zwołać śmiałków i rozstrzygnąć o jego losie. Zwierz pochwycił chłopca w pysk, za ubranie i poniósł ze sobą. Odpoczywający i grzejący się Toshi zapadł w zasłużoną drzemkę, kiedy zwierzęta obradowały. Na polanie przy wielkim pniu wyciętego dębu zgromadziło się wiele osobistości. Przybyły Warchoły - znane ze swojego leśnego obżarstwa, dobrodziejstw i bogactw. Jelenie - najstarsze ze wszystkich, leśnych plemion. Sowa - dostojny pustelnik obdarzony darem mądrości. Nie zabrakło ciekawskich Wilków, którym odebrano niechybnie okazję na pożywienie. Przewodził nimi Niedźwiedź, który zapoczątkował całe zamieszanie.
- Krąg obradował już na wiele tematów, lecz jeszcze nie nad takim. - rozpoczął spokojnie wyniosły Jeleń z bardzo bujnym porożem.- Lecz jeśli trzeba, zaopiekujemy się ludzkim szczeniakiem, aż nie będzie w stanie trafić do swoich albo nim nie zdołają go znaleźć. - wystawił spójna propozycję, na którą zaraz uniósł się Samiec Alfa.
- Więc oddajcie go nam, wrrr... - oponował pomysł przedmówcy, jakoby wybrano ich, watahę, na pierworodnego kandydata do tego zadania.- Należy się nam, jak psu buda... - zaklął dumnie w bojowym nastawieniu. Nagle odezwał się przedstawiciel Warchołów, dotąd grzebiący przy resztkach smacznego jadła.
- Hola, psi synu. Jeśli las domagałby się ofiary ludzkiego szczeniaka, na pewno tak by się stało. To znak, że jest w nim zaklęta moc. My go weźmiemy i wychowamy, jak przekazał wódz Jeleni. - stanął w szranki, chociaż ze względów politycznych nie w smak było mu wyrażać grzeczności ku rodowi Jelenia. Debata tym samym zaogniła się, a nieme spojrzenia Sowy oraz Niedźwiedzia wiedziały, że to może potrwać długi czas. Dziecko nie mogło czekać. Za niedługo się obudzi, co gorsza zgłodnieje. Nie było w ogóle przygotowane na obecne warunki, więc musieli jakoś działać. Niezgoda w szeregach zwierząt była zrozumiała z ich punktu widzenia. Naturalny czynnik, który miał swoje odzwierciedlenie w ludzkiej naturze. Niedźwiedź drgnął, aby uciszyć zebranych.
- Dość! Mówię... DOŚĆ! - przepędził atmosferę ciężkim tchnieniem bestii. Łapa opadła mu ociężale i naznaczyła pazurami bruzdy w ziemi. Zachłanność każdego z gatunków nie miała sobie równych, lecz w takim zamysłem stworzono każdą istotę, aby zachować całkowitą równowagę. Nie mógł zgodzić się na propozycję, więc ustalenia musiały być korzystne dla wszystkich. Opierzony mędrzec podleciał do Niedźwiedzia i szepnął mu to i owo do ucha, po czym zdał się na oczywistą przychylność w gestii oznajmienia porządku.
- Drodzy mieszkańcy leśnego runa. Ci zagorzali fanatycy, jak i dobrzy przyjaciele. Nie tędy droga, żeby szczuć się nawzajem i dążyć do wyższości. Szczenie trzeba niezwłocznie dostarczyć do ludzkiej osady. Nie przetrzyma w naszych warunkach nawet tygodnia. Nic wam po nim. Pomóżcie i o wspólnych siłach poprowadźcie go do swoich. On tu nie pasuje. - Sowi stróż wzleciał ponad nich, aby zwieńczyć sedno sprawy. Przemowa godna swego miana, lecz i teraz pojawiły się nieszczęsne kłótnie. Każdy miał swoje przeciw. Osada znajdowała się za przełęczą, ale która w każdej chwili może zostać zasypana. Niebezpieczne, lecz niewątpliwie będące priorytetem. Znowu debatowali nad rola dziecka. Oddadzą go, a on będzie polował na nich, jak dorośnie. Przepowiednia jednak nie może kłamać i coś niezwykłego było w chłopcu. Koleją rzeczy Niedźwiedź ponownie uciszył zgromadzenie. Trzeba wytypować przedstawiciela z każdej rasy i nadać im miano drużyny, która wykona zamierzone zadanie. Jeleń, Warchoł, Sowa i Wilkor. Odznaczali się atutami potrzebnymi do przetrwania w dziczy i pokonania każdej trudności na swojej drodze. Najbardziej niechlubnym miał okazać się Wilczy wojownik, zaślepiony przez chciwość i złowieszcze zamiary. Mimo to Samiec Alfa i jego wataha należeli do społeczności i przybyli na obrady.
Zatem wyruszyli o brzasku. Przed sobą długa i szeroka kraina otoczona wieloma terenami górskimi i kluczącymi wśród nich rzekami, czy wodospadami. Rogacz objął opiekę i niesienie Toshio, a jego strażą przyboczną był Warchoł ze swoimi naostrzonymi kłami oraz Wilkor zdolny do nieprzewidzianego zachowania. Sowi pustelnik oblatywał tereny dookoła i sprawdzał tym samym ich położenie, skanując przeszkody przed nimi. Każdy po kolei wspiął się po pniu obalonego drzewa, aby przejść przez rzekę i kroczyć wśród lasu dalej. Droga na razie była prosta i dłużąca się. Zajmie im to co najmniej cały dzień. Po drodze musieli też liczyć się z tym, aby nakarmić dzieciaka. Znaleźli borówki i jagody, które chłopiec niechlujnie pochłonął, jakby od zawsze w taki sposób konsumował. Zabawiali go jazdą na grzbiecie, do której czynności wytypowano Dzika. Wilk ze swoim nastawieniem w ogóle się nie nadawał, dlatego pozostał jeden możliwy typ, aby odciążyć leśnego Rogacza. Ponadto Jeleń musiał dźwigać śpiącego Puchacza, który za dnia starał się dostosować do własnego zegara biologicznego. W nocy zaś pełnił baczną i dobrą wartę. Wilkor nocami wymykał się niemal potajemnie, chociaż wszyscy o tym wiedzieli. Nie zmienią jego usposobienia, jednak martwiły go jego wycia do nieba. Komunikował się ze swoimi, lecz odgłosy odzewu albo były ciche albo w ogóle. Niepokój w szeregach nastawał z dnia na dzień. Maszerowali tak przez kilka kolejnych dób. Dzieciak miewał mniejsze lub większe problemy, lecz im przybliżali się do celu, tym jemu pozostawało mniej czasu. Coraz mniej znosił warunki.
Wnet Jeleń opiekun poderwał się do szybszego cwału węsząc niebezpieczny aromat. Na pewno była to namiastka dymu, czegoś wręcz złowieszczego. Reszta pognała za nim i używając własnych zdolności miała się na baczności. Zmienili kierunek, aby nie zagrozić wyprawie. Byli zdecydowanie za daleko, aby ludzka stopa chodziła tu swobodnie. Grunt to nie panikować i dostojnie stąpający po śniegu kopytny z opanowaniem patrzył przed siebie. Wyniośle i z potrzebnym do myślenia spokojem. Jego ród niestety nie był już panami tej części krainy. Nie wiedzieli, jakie zagrożenia mogą na nich czyhać, aż nie natrafią na takowe. Podczas odpoczynku przy kolejnym, obozowym ognisku nastała nieręczna cisza, a trzymający się na uboczu Wilk był zaskakująco łagodny. Niespodziewanie rozległo się wycie, a wraz z nim napięcie towarzyszące rzucaniu się zwierzyny na ofiarę. Bestia wyłoniła się z mroku. Szary kuguar był potworem, który marzy tylko o zatopieniu pazurów i kłów w soczystym mięsie zatrwożonej ofiary.
- Kryć się, psia mać! - zawył Warchoł. Jeleń zdążył za ten czas wstać i podbiec do malucha przy dziku, żeby chwycić go porożem. Zręczne i precyzyjne ruch pozwoliły mu na bezproblemowe usadzenie go sobie w bujnej narośli.
- Gdzie jest ten przeklęty Puchacz?! - odezwał się ponownie Dzik i jako jedyny przystąpił do walki. Wilczur równie szybko przepadł, jak brak znaku życia od Sowy. Cielsko i kły zbitego cielska Warchoła powstrzymywały na moment zapędy krwiożerczej bestii. Z ledwością jednak unikał śmiertelnych ciosów, które na pewno jego ciało nie zniesie. Skóra nie była na tyle gruba. Już teraz odczuwał za każdym razem męki, jakby kości zaczynały pękać. Jeleń musiał gnać. Nie nadawał się do walki, był zwierzyną stadną bez predyspozycji do takich widowisk. Bronił się jedynie w ostateczności, a pokazywał męskość jedynie w godach. Priorytetem było ludzkie szczenie. Myślał intensywnie, co się stało. Czy to Sowa zdradziła? Co się z nim stało? Wilka także nigdzie nie zauważył. W tym będzie węch nie działał najlepiej. Dopiero kilkaset metrów dalej miał tą świadomość, że jest śledzony, szczuty. Smuga futra wyłoniła się poprzez blask przenikający tę noc. Smukłe ciało Wilczura zachodziło go od boku, ale nie atakowało.
- Więc to jednak ty, parszywy... - nie potrafił znaleźć pasującego mu określenia. Obelga natomiast dokończona została przez napastnika.
- Zdrajco? Tchórzu? Parszywcu? - nadał kilka pomysłów i w upojnym warkocie zakpił z Jelenia. Byli tylko oni, a to wymarzona wręcz dlań sytuacja. Ciągle biegli.
- To był wasz plan od samego początku? Aby zabić tego dzieciaka? - zapytał zniesmaczony i zyskując czas na wyjście z opłakanej sytuacji.- Zabijesz nas, a potem co? Zjesz go? Zaprowadzisz kawał drogi z powrotem? Nie ma szans. - skwitował i z dalszym oburzeniem rozmyślał nad całym wydarzeniem. Te nawoływania bez odgłosów, a już bardziej spodziewał się zasadzki jego pobratymców.
- Mniej więcej. Jesteście tylko mięsem do przetrawienia i wydalenia. Nic was więcej nie czeka. Przetrwa najsilniejszy! - dumnie odparł, recytując słowa niczym najświętszą maksymę.
- Khe. - zdusił rozgoryczenie myślami. Pozbył się puchacza w jakiś przebiegły sposób, a teraz pozostawił na pastwę losu Warchoła. Oboje byli już skazani, ale wiedzieli czym ryzykują.- Dziękuje towarzysze. - dodał jeszcze i porwał się galopem poprzez knieje lasu. Wilk wreszcie znudził się czekaniem i odbił za nim. Wbiegali pod górę, a potem po kamiennym zboczu. Zaczynały się górskie stepy, lecz nie na tyle strome, aby przeszkodziły w ucieczce. Musiał go zgubić, dlatego tarł o ściany głazów, żeby zagrodzić mu drogę jakimś osuwiskiem. Toshio już dawno nie spał, chociaż jego mała główka zastanawiała się, co jest grane i nie było mowy o panice i płaczu. Atmosfera stwarzała nieustannie depczące napięcie i nieprzyjemne ciarki. Łowca zachodził go, a kto inny jak nie Jeleń ma ustrzec się przed drapieżcą? Znał się na tym, jak nikt inny. Wilczur wreszcie wyskoczył nad nimi, ale chybił. Zryw Jelenia opłacił się, dlatego przeciwnik zniknął ponownie w czeluściach mroku. Gnał na złamanie karku i gdy sądził, że może mieć przewagę nadszedł pierwszy cios. Pazury pozostawiły na pręgach futra szramę. Zakwiczał znosząc udrękę i pędził dalej. Nie zatrzymywał się, aby tylko dobiec do przełęczy. Gonitwa w takim stanie nie stwarzała żadnego problemu. Nie na tyle, aby sobie odpuścić. Sytuacja przedłużała się, lecz jej urok ani na moment nie zwalniał tempa. Długie dystanse to coś, co było specyfiką ów rywalizacji o życie. Za każdym razem Rogacz szukał okazji do przeszkodzenia wrogowi, a Wilk kpił ze wszystkiego. Był w transie łowieckim i nic poza kawałkiem mięsa nie liczy się teraz ani trochę. W tej kwestii przetrwanie pierwszych godzin miało swoje plusy. Jeleń był gotowy trzeźwo myśleć i nie zdawać się na porywczy instynkt. Wykorzystywał swój potencjał, a nie dawał opętać. Dlatego właśnie wygra, dlatego zdoła upleść poświęcenie kompanów w mocną linę. Tereny dookoła nieodzownie były leśnym królestwem. Wilk znowu zaczaił się w idealnym miejscu, lecz tym razem Jeleń zamierzał przeciwstawić się mu i machnął porożem. Zamaszysty ruch i żądza krwi zsumowały się, co spowodowało, że napastnik odleciał i odbił się od pobliskiego drzewa. Znowu nie wystarczyło, aby zakończyć to raz na zawsze. Już niedaleko. Nie daleko. Rana zdążyła pozostawić po sobie zaschły ślad na futrze. Dzieciak nadal zakleszczony w porożu i mający się dobrze.
Światełko w tunelu pojawiło się jak zbawienie. U ujścia lasu wyrastała śnieżna kraina, a ku horyzontowi wyłaniały się ogromna ściana gór. U podnóży znajdował się przesmyk, który był celem całego tego trudu. Nikogo za nim, nikogo w pobliżu. Czyżby się udało? Czy to nie podstęp? Tyle przeszli, więc dlaczego nadal nie ma ten sławnej ulgi. kopyta poprowadziły go wzdłuż linii drzew, aby skręcić na bardziej uczęszczany szlak. Zwierzęta wnioskują takie sprawy poprzez węch i własne widzenie. Co w zasadzie przyjdzie mu teraz zrobić? Odszuka ludzi i najpewniej postara się i od nich uciec, aby nie zapolowali na strudzone i nadwyrężone ciało. Nic więcej nie mogło się przydarzyć i wcale nie jest to wykrakany przesąd. Można było mówić o odprężeniu. Jeleń zajął się tropieniem śladów i zapachu. Chwilę to trwało, ale z sukcesem. Dwunożne kreatury wsparły się bronią. Wyglądali na prawdziwych koczowników w futrach i o prymitywnej, choć precyzyjnie zabójczej woli. Nieufność i brak porozumienia, bez daru języków, zrodziła napiętą sytuację. Tylko jeden z grona ludzi zdołał wyczytać z intencji Rogacza, co jest grane. Inni widzieli w nim ewenement, który przyszedł pochwalić się zdobyczą i w geście krwiożerstwa napadnie i na nich. Nic z tego. Jeleń ułożył malucha na śniegu i odstąpił trochę. Ukłonił się wręcz przed chłopcem, który niezgrabnie próbował do niego podejść, przytulić. Wsparł go swoim porożem i wtedy nastąpił uścisk na pysku. Cudowne zwieńczenie wspaniałego zakończenia. Bez żadnych żali, tylko ciepło najwspanialszej więzi, jaką zrodził ten świat...
Tak oto potoczyła się opowieść o przygodach Wspaniałego Toshio, które były długo kontynuowane wraz z dorastaniem malucha. Kto wie, czy to tylko fikcja? Tanzan ze szczegółami relacjonował mu ów historię i dla lepszego wczucia się w nią pozwolił sobie na nadanie głównemu bohaterowi nie swojego imienia, a właśnie nadanego swojemu synowi. Takim oto sposobem przygotowywał go do dalszej przeprawy i kształcił w odpowiednim dla niego rytmie.
Prezent: Specjalna zbroja, która w zasadzie nie ma różnić się niczym specyficznym od normalnej zbroi klanu Senju. Ma być ciężka na swój sposób, ale jej pierwszym przeznaczeniem będzie noszenie przez dwunastolatka. Na jego barki nie może spaść zbyt wielki trud, bo to element, który ma przynosić mu ochronę.
Małe ciało, a zatem mała zbroja, dlatego musi być możliwie dobrze przystosowana do dorastającego chłopaka. Przydałby się w tym względzie zestaw modyfikujący, a właściwie rozszerzający w późniejszym czasie ubiór, czyli dodatkowe płytki i części zamienne, które dostosują zbroję do ciała dorosłego już Toshio i kwintesencji całkowitego miana bojowego. Na pewno posłuży mu przez parę udanych w bojach lat, zatem to zobowiązująca inwestycja i niespodzianka od rodziców, a przede wszystkim od ojca.