Zanim zdołał odpowiedzieć coś więcej na słowa dość narwanego przedstawiciela klanu Uchiha, na trybuny weszło mnóstwo nowych ludzi, dotychczas mu nie znanych. Nie sprawiali wrażenia pierwszych lepszych widzów. Wielu z nich miało swoich przybocznych. Musiały być to więc jakieś ważne persony. Po dłuższym zastanowieniu faktycznie ma to jakiś sens. Turniej w celach pokojowych pomiędzy Ninja z pewnością jest dobrą okazją do zawiązania relacji pomiędzy władcami prowincji. Nie znał się na sztuce dyplomacji, ale miał świadomość, że w okresie niebezpiecznym, gdzie inni tylko czyhają by zaatakować z jak największą korzyścią, wzmacnianie więzów między przywódcami jest dobrym pomysłem. Chociaż warto dobierać sobie sojuszników ostrożnie, by nie wbili ci kunai w plecy. Jeden z świeżo przybyłych szczególnie go zainteresował. Niższy od niego, ale również z długimi czarnymi włosami. Jego blade lico pokryte było szwami. Dokładnie takimi samymi jak miał Murai. Natychmiast stracił zainteresowanie wszystkim innym. Czy znaczyło to, że ten mężczyzna jest taki sam jak on? Posiada te same umiejętności? Na dodatek skoro był w loży VIP, co usłyszał przypadkiem od jednej z person przybyłych na trybuny. Nie, nie miał wystarczająco dowodów by wysuwać takie wnioski. Może po prostu to przywódca innego klanu, który nabawił się niedawno ran i teraz je zszyto? No właśnie, innego... to znaczy że on jest częścią jakiegoś klanu? Za dużo pytań, za dużo! Jego niezaspokojona ciekawość uległa jednak i nadal zachował zimny spokój, odwracając się od mało interesującego przedstawiciela klanu Uchiha. Potem wydarzyło się jednak coś, co doskonale wpasowywało się w "najlepszy scenariusz". Ten mężczyzna do niego podszedł. Wraz z jakimś innym, o iście jadowicie żółtych oczach. To ciekawe wynaturzenie mogło tylko dawać kolejny znak, że ten jegomość również do przeciętnych nie należy. Odezwali się, pozszywany nieco zachrypłym głosem. Ale sens słów dosłownie wywrócił treść jego żołądka. Gdyby tylko ten żołądek miał. Rentaro Mitsuchi ze szczepu Kakuzu. I Murai też pochodził z tego szczepu. Oto pojawił się przed nim człowiek poszukiwany przez niego od dłuższego czasu. Nie umyślnie i nie z pełną świadomością. Po prostu od kiedy tylko wyszedł na świat, nie znalazł innego sobie podobnego. A teraz jest, na dodatek jest przywódcą szczepu. Czyli jest ich jeszcze więcej. Nie był osobą rozczulającą się, emocje nigdy nie zaćmiły mu osądu. Nie wiedział, co powiedzieć. Inoue, która wcześniej powiedziała mu że sama nie zna pochodzenia swoich umiejętności, też dowiedziała się podobnej informacji. Postanowił odpowiedzieć przywódcy szczepu. - Ja również nie miałem okazji cię spotkać, Mitsuchi-san. Podobnie jak żadnego innego przedstawiciela Szczepu Kakuzu. Nie miałem pojęcia, że istnieje więcej ludzi podobnych do mnie. - powiedział do lidera. Do swojego lidera? Czy teraz powinien tak go nazywać? Rozmyślania przerwał głos komentatora obwołujący kolejną walkę - on i Uchiha mieli się stawić na arenie. Ukłonił się lekko... swojemu liderowi. Chyba. - Teraz moja kolej. - powiedział jedynie, po czym odwrócił się i pędem pobiegł w kierunku wyjścia z trybun. A następnie w kierunku areny, na której rozgrywać się będą walki. Po drodze, nienękany przez nikogo, miał chwilkę czasu na ostatnie szlify swojej strategii.
Za pomocą autorskiej techniki Ugoku wsuwa sobie 4 kunai do brzucha przez jeden z szwów. Kunai te natychmiast są oplatane nićmi za rękojeści
Nazwa Jutsu: Ugoku
Dziedzina: Klanowe (Kakuzu)
Ranga Jutsu: D (Pasywne)
Zasięg Jutsu: Zasięg nici
Koszt chakry: E: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1%
Opis: Technika w zasadzie nie powinna być takową nazywana. Bardziej pasuje tutaj określenie "umiejętność pasywna". Jako, iż ciało przedstawiciela szczepu Kakuzu jest prawie całe stworzone z czarnych nici, diametralnie różni się od ciała zwyczajnego przeciętniaka. Możliwym jest zatem stworzenie swoistej przestrzeni między nićmi, w której można by umieścić jakieś niewielkie przedmioty pokroju pojedynczych sztuk broni czy innych przedmiotów, a także przemieszczania ich w obrębie naszych nici. Na przykład wsadzając nici pod ziemię możemy przemieścić wcześniej ukryty kunai w nodze tak, by potem wbić go w stopę oponenta. Podobnie z notkami, bombkami i innymi niewielkimi przedmiotami.
Dopiero po przybyciu Reiki Toshio się wybudził i postarał się uspokoić nieco moją siostrę przy okazji przy okazując jej to co pomyślał o walczących. W zupełności się z nim zgadałem co skwitowałem przeczochraniem mu z lekka włosów. Byłem pewien, że z tego młodzieńca za kilka lat wyrośnie niczego sobie dyplomata, a jeśli podszlifujemy jego zdolności to i niczego sobie wojownik. A właśnie takie osoby za kilkanaście lat będą stanowiły o potędze Shinrin o czym nie mogliśmy zapominać. To jak wychowamy przyszłe pokolenia będzie decydowało o tym, jak nas będą traktować. Na szczęscie zadziwiająca większość z Rodu Senju zdawała sobie z tego sprawę. - Bardzo śmieszne - odparłem na wzmiankę o syndromie brata, choć każdy z nas wiedział, że taka była prawda. Każdy z nas martwił się o młodsze rodzeństwo. Co prawda Reika z technicznego punktu widzenia nie była moją siostrą, ani tez nie była młodsza, niemniej jednak tak ją właśnie traktowałem. Od małego przebywaliśmy razem, pewne wydarzenia wywarły równie mocny efekt na mnie jak i na nią, a także wspólnie zostaliśmy związaniu w Ryuzaku no Taki. Do tej pory ciążyły mi w głowie słowa rodziców, aby się Reiką opiekować, ale starałem się jak najdokładniej wywiązać z nałożonych na mnie obowiązków. Walki na arenie tymczasem ciągnęły się z różną intensyfikacją. O ile pojedynek Natsume z Kaguya Yukiko toczył się przeważnie w zwarciu, w ciągłym kontakcie to wciąż czekaliśmy na to, aż na drugą część stadionu wyjdą pozostali uczestnicy. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, czy aby przypadkiem coś się nie wydarzyło w szatni lub innym pomieszczeniu ukrytym przed wzrokiem widzów, ale ostatecznie musiałem w końcu odpuścić tej myśli bo ani nie znałem osobiście walczących, ani w gruncie rzeczy nie interesowało mnie to na tyle, aby osobiście angażować się w wyjaśnieniu tej zagadki. Po zwróceniu ponownie uwagi na pierwszą część stadionu, mogliśmy dostrzec jak gwałtownie pokrywa się ono mgłą, która skutecznie przysłaniała nam widoczność. Pomimo tego, dzięki wysokiej percepcji byłem w stanie wychwycić poszczególne zarysy postaci jak i odgłos toczonego pojedynku - odgłosu przeszywanego ciała, a następnie krzyku. Chwilę po tym przyszło wyjasnienie co do zwycięzcy pojedynku drugiej rundy. Przedstawiciel Rodu Kaguya zrezygnował... - No no, brawo Natsume - mruknąłem cicho do siebie, podziwiając styl w jakim przedstawiciel Rodu Yuki rozprawił się z swoim oponentem. Musiałem przyznać sam przed sobą, że byłem pod wrażeniem postępów poczynionych przez mojego niegdysiejszego druha. Nawet do tego stopnia, że sam bym chętnie stanął z nim w szranki. Byłem pewny, że walka z przeciwnikiem tego kalibru czegoś na pewno by mnie nauczyła. - Nie będę wyprowadzał Cię z błędu. Mało który mężczyzna dożywa tego wieku co Wy. Co to jednak za życie... - odpowiedziałem, z rozmysłem nadając drugiej części wypowiedzi inny ton, bo w gruncie rzeczy wcale nad tym nie ubolewałem. Czasy w jakich żyliśmy, mimo że cholernie były niebezpieczne to z pewnością nie mogliśmy się w nich nudzić. Na każdym kroku należało uważać na to co się powie i zrobi, a jedynie najwytrwalsi, najsprytniejsi byli w stanie dożyć starości. Poczuwszy kuksańca od strony siostry spojrzałem na nią zaskoczony, a następnie wybuchnąłem śmiechem zdając sobie sprawę z tego, jak to mogło z boku wyglądać. - Cóż, może i nie była to randka... Chociaż to właśnie Nikusui zaprosiła mnie na posiłek - zwróciłem na ten aspekt uwagę, unosząc lekko jedną z brwi i przyglądając się w uwadze drugiej z dziewczyn. Słysząc jednak dość szybko po tym dość głośne pomruki, a ogólnie rzecz mówiąc nawet i rozgardiasz, odwróciłem się by... ujrzeć przemieszczających się w naszym kierunku Liderów Rodów i najdprawdopodobniej Szczepów chociaż Ci byli dla mnie z wyglądu jak i swojej historii zupełną zagadką. Dostrzegłszy jednak Isoshi-same, a także w jego towarzystwie swojego ojca, mimowolnie rozdziawiłem lekko buzię, szybko jednak ukrywając swoje zdziwienie, by się delikatnie skłonić, by godnie powitać swojego przywódcę. - Shirei - sama - mruknąłem z powagą patrząc na Lidera, a następnie przeniosłem spojrzenie na tatę, który również zaszczycił mnie spojrzeniem - Nie wiedziałem, że jesteś w straży przybocznej - zauważyłem bo doprawdy byłem w szoku. Oczywiście zdawałem sobie z wysokiej pozycji mojego ojca, a także z tego, że Kazuo cieszył się szacunkiem wśród swoich pobratymców, niemniej jednak stanowisko przybocznego było kolejnym szczeblem w hierarchii Shinobich. Reika w ten czas przywitała ojca zgoła inaczej, bo rzuciła mu się na szyję i ucałowała go w policzek co skwitowałem drobnym uśmiechem. No cóż, mi tak nie wypadało powitać ojca. Niemniej i ja sam się cieszyłem z tego, że mogłem go zobaczyć i samemu się przekonać o tym, że wszystko z nim w porządku.
Mijały sekundy, aż wreszcie otrzymał delikatne wręcz gryźnięcie słowem od Muraia, gdyby mógł uśmiechnąłby się bardziej, bowiem zadowalała go walka z człekiem którego chce zmieść z powierzchni ziemi za wszelką cenę, jednak ten chyba nie zdaje sobie z tego sprawy lub należy do osób które są słabe, nie znające się na szacowaniu siły swojego przeciwnika. Bo czymże jest mierny człek naprzeciw Czerwonego Króla. Nie zdążył nic odpowiedzieć w małej wojnie, bowiem do uszu obecnych na trybunach dotarły nazwiska i imiona kolejnej pary walczących. Wreszcie przyszła pora na niego... Tenże ruszył przodem, Yoshi jednak odwrócił się do Inu i spojrzał na nią, położył jej na łbie dłoń i mruknął. -Ręka... Noga... Głowa... Co Ci przynieść? -po czym nie oczekując na odpowiedź ruszył swoim wejściem, znów po pionowej ścianie areny...
Z powodu wizyty w szpitalu stracił nieco rachubę czasu, szczególnie jeżeli chodzi o dalsze wydarzenia na arenie. Gdyby nie pojawienie się w jego sali dwójki uczestników turnieju, to nawet nie miałby pewności, czy walki w ogóle jeszcze tam trwają. Wychodziło jednak na to, że dobiegł końca dopiero pierwszy etap i zapewne teraz powinny trwać półfinały. Ale tak na dobrą sprawę... czy dalsze zmagania na placu boju były tak bardzo istotne? Dla brązowowłosego same potyczki nie miały już większego znaczenia, bo przestał brać w nich udział. Teraz istotniejsza była cała otoczka, dla których zmagania shinobi zeszły do rangi tła wydarzeń. Tłum ludzi, wśród których z całą pewnością znajdowało się wiele interesujących person, był teraz znacznie bardziej atrakcyjny. Wchodził na główną trybunę wraz z nowo poznanym znajomym. Osobnik o pomarańczowych włosach wydawał się być jak najbardziej w porządku i chyba miał nawet podobne nastawienie do Ichiego, ale nie można było mu również odmówić czegoś z dziwaka. Bo jak inaczej można było określić jego dzikie zachowanie, warczenie i gaworzenie z psim, a raczej wilczym kompanem? Cóż, każdy ma swoje dziwactwa, więc niezwykle tolerancyjny (ale tylko wtedy, gdy mu to odpowiadało) Sabaku oszczędził sobie wszelkie komentarze. Zamiast tego, wolał się skupić na pokonywaniu kolejnych metrów, w czym musiał się posiłkować dwoma stylowymi, zdobionymi srebrem kulami. Było to dość uciążliwe, ale po jakimś czasie nabrał przyzwoitej wprawy. Jego przybycie na widownię (przynajmniej z jego mocno stronniczej perspektywy) spowodowało odetchnięcie wszystkich pięknych, młodych dam. O tak, z pewnością ten wielki balast w postaci obawy o swojego Mistera mógł wreszcie zostać zrzucony. Był cały, zdrowy i co najważniejsze równie piękny jak jeszcze kilka godzin temu. Tak jak to miał w zwyczaju kiedy był wśród tłumu, starał zachowywać się absolutna dostojność, poruszał się dumnie nawet mimo dzierżonych kul i obdarowywał uśmiechami praktycznie każdą niewiastę, z którą udało mu się nawiązać kontakt wzrokowy choćby na moment. Na arenie rzucił jedynie krótkie spojrzenie, ale nie było tam nic ciekawego, nie toczyła się żadna bitwa. Zastanawiał się zatem co dalej uczynić. Na początek przyjął dość bierną postawę obserwatora. W końcu zawsze należało najpierw wybadać otoczenie. Może akurat gdzieś w pobliżu znajdowała się znajoma osoba?
Yukiko wolnym krokiem wrócił na trybuny, na wejściu przejechał przymrużonym wzrokiem, po wszystkich kogo licho tu przyniosło i tych których nie wyniosło. Blondi jest, ciekawe, jeśli dobrze pamiętam to miała opory bo uczestniczyłem w turnieju, już tego nie robię. Kolejną osobą którą dojrzałem był Ichirou, chłopak który ze mną przegrał. Ten też coś tam wykrzykiwał jak go wynosili, pewnie też nie będzie szczęśliwy jak mnie zobaczy, do tego chodzi o kulach...hmmm dobrze że w ogóle chodzi. Popatrzmy dalej. Reszty młody chłopak nie kojarzył oprócz tego że widział ich wcześniej na trybunach lub w czasie walki, najbardziej zaciekawił go fakt iż przybyło więcej "dziwaków", było ich kilku, a co najśmieszniejsze wyglądali jak by mieli obstawę. Hmmm, a to co za jedni?! Nie zwlekając siorbnął kolejnego łynia ze swojej butelki, na wpół już pełnej, po czym omijając bandę rozwrzeszczanych kibiców, zbliżył się do jegomości, może gdy nieco usłyszy, będzie wiedział kim oni są i co tu robią. Mam dziwne przeczucie...jak by...czułem już kiedyś coś takiego. Yukiko przechodziła myśl że uczucie które właśnie odczuwał, ma coś wspólnego z murem, na którym toczyła się jakiś czas temu, niezła bitka. W każdym razie, nic dobrego to nie wróży. Postanowił teraz zachowywać czujność, przynajmniej jak na kogoś lekko już podpitego.
Kolejna walka się skończyła. Uczestniczył w niej jej "znajomy", Natsume, który okazał się zwycięzcą, po kapitulacji swojego przeciwnika. Najwidoczniej ten nie widział sensu dalszej potyczki i nie podkładając swojego zdrowia niepotrzebnie, zrezygnował z walki. Nie jej było oceniać czy postąpił słusznie. Jej podejście do walki było zgoła inne i na pewno nie wykrztusiłaby z siebie takich słów. Po prostu by padła i tyle, bez sił do czegokolwiek, a może i martwa. Jej zawziętość mogła zapewne kiedyś doprowadzić ją do zguby, dlatego nie porywała się na komentarze w kwestii podejścia do tych spraw, szczególnie na turniejach. Co prawda to był jej pierwszy, no ale zapowiadał się ciekawie. Miała już nawet swojego faworyta, ale to pewnie przez wzgląd na to, że zdążyła zamienić z przedstawicielem klanu Yuki parę słów.
Zerknęła na Shigeru, kiedy ten, tak po prawdzie, przyznał jej rację. W dużej mierze śmiertelność mężczyzn spowodowana była również tym, że to płeć męska była odbierana jako grupa wojowników, którzy powinni bronić swoje rodziny, bo któż, jak nie oni. Tyle, że ona była zupełnie innego zdania, a przeżycie dwudziestu lat praktycznie jedynie u boku matki tylko umocniło ją w tym przekonaniu. Jednak nie odpowiedziała na to ani słowem, a jedynie uśmiechnęła się pod nosem na ostatnie, urwane zdanie Shigeru. To prawda, życie dawało im dreszczyki adrenaliny i na dłuższą metę nie pozwoliło się nudzić. Ten tryb życia w zupełności jej odpowiadał, bo kiedy chciała się wyłączyć z otaczającego ją świata, po prostu to robiła, a kiedy chciała rzucić się w wir zadań, nie miała z tym najmniejszego problemu i to sobie bardzo ceniła.
Czas wrócić na ziemię i do swoich rozmówców. W końcu przecież mogła zamienić chociaż parę zdań z płcią piękną, bez jakichkolwiek wyrzutów, że za bardzo spoufala się z mężczyzną, a przecież nigdy nie robiła tego w ten sposób. Wszystko, co z nimi przeżywała, to jedynie przelotne przygody, coś, co przynosiło jej jakąś dziwną uciechę na tle psychicznym, bo nie była na tyle wyrachowana, a przynajmniej jeszcze, by oddawać samą siebie jakiemuś przypadkowemu dupkowi. Shigeru był chyba nawet pierwszym mężczyzną w jej życiu, z którym spotkała się już ponownie, nawet jeśli był to zwykły przypadkiem i wcale nie miała chęci wdeptania go w ziemię. To ją w sumie przerażało i wewnętrznie zaczęła się przed tym bronić, jeszcze nie do końca zdając sobie z tego sprawę.
Randka. Nie, nie, żadna randka. Zjedli tylko posiłek i nic więcej. Coś na wzór uczczenia udanej misji, o. A o niej nie wspomniał im chyba ciemnowłosy chłopak. W sumie to, co mówił, było jedynie częścią prawdy, a może i jej małym przekłamaniem. Nie poznali się przecież wczoraj, a jakiś czas temu w Shigashi. No i pominął część o wspólnym pobycie w porcie, gdzie rozprawili się z paroma osobami. Nie dała jednak po sobie poznać, że coś w tym wszystkim nie gra, a zapewne poruszy ten temat przy jakiejś okazji, jeżeli jeszcze będą sami.
- Właśnie tym bardziej to nie była randka, to zupełnie nie w moim stylu. A że tak strasznie burczało ci w brzuchu, to cóż miałam zrobić! - mruknęła, klepiąc jeszcze chłopaka właśnie po jego brzuchu, chociaż to, co mówiła, było kompletnym kłamstwem. Rzecz jasna ostatnie zdanie, bo początek nie mijał się z prawdą nawet na milimetr. Ona o tym wiedziała i Shigeru też wiedział, że wcale nie burczało mu w brzuchu, ale formą jej obrony był atak i zareagowała w ten sposób. I zapewne będzie tak robić wiele razy, o ile będzie znajdowała się w jego towarzystwie i będzie próbowała powstrzymać myśl, że na tyle jest jej przyjemnie w jego towarzystwie, że chce to przedłużyć. I o ile nad wyrazem twarzy i tonem głosu potrafiła panować, tak jej blada cera nie potrafiła ukryć ponownych rumieńców, kiedy kolejny raz w jej głowie pojawił się przebłysk, że po tym spotkaniu w parku i wspólnej misji nie traktuje go już jak każdego innego mężczyznę. Nie uważała go za gorszego, jedynie był nieco zbyt sztywny, ale to chyba nawet jej się podobało, bo ze spotkań z nim miała większa frajdę, stawiała przed sobą jakieś dziwne wyzwanie, które pragnęła podjąć.
Nim jednak jej usta ponownie się otworzyły, wywiązała się rozmowa między, z tego co się dowiedziała, ojcem Reiki i Shigeru, a właśnie nimi samymi. Zwracał się do nich, oni mu odpowiadali, więc nie zamierzała się w to wtrącać i spojrzała na ostatnią walkę drugiej rundy, gdzie miał zostać wyłowiony przeciwnik dla Natsume. Sprawy rodzinne Senju nie leżały w jej interesie.
0 x
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Częstotliwość zmagań dawała się we znaki młodemu przedstawicielowi Senju, który miejscami nie nadążał za podziwianiem otoczenia i zajściami na arenie. W obu miejscach - tak na trybunach, jak i polach walki, zaczęło dziać się o wiele za dużo. Zielonowłosy musiał zdecydować się, gdzie odpuścić na rzecz dalszego spoglądania na rozmaite ruchy pojedynkujących się shinobi. Każdy z nich byłby teraz niezłym wzorem do naśladowania. Ale tylko jeden z pozostałych będzie zwycięzcą i to jemu należały się największe zasługi. Wtedy chłopiec mógłby powiedzieć: To On jest moim idolem. Chcę stać się tak silny, jak On. Na pewno od samego początku uwagę i zainteresowanie malca zwrócił mężczyzna w długich, czarnych włosach i o ciele pokrytym szwami. Coś w nim było niezwykłego i zarazem złowieszczego. Utożsamianie się z kimś takim dodawało ciału dreszczyku. Toshio emocjonował się także przybyciem osobistości z rodu Senju. Nie podejrzewał, że będzie możliwe spotkanie taty. Za to dowiedział się innej ciekawostki, że drugim przybyłym z ich Przywódcą jest ojciec Reiki i Shigeru. Właściwie to tylko Shigeru, jednak nie robiło mu to różnicy ze względu na utworzone, ciepłe relacje z Reiką. Uśmiech sam zjawił się na jego lico, kiedy blondynka tak radośnie zareagowała. Zrobiłby to samo, bo naprawdę tęsknił za domem - mamą i tatą. Dzielnie jednak znosił rozłąkę, jak to, że duchota i skwar wcale nie sprawiały mu dyskomfortu. Utrudniały oddychanie i ciało co rusz pociło się oraz skóra traciła na witalności. Nic nie równało się z presją i trudem stania tam na dole, zamkniętym niczym w klatce. Mimo, że obawy strasznie go przytłaczały, to bardzo chciałby spróbować. To tylko rywalizacja dla polepszenia kondycji, nie straszne mu takie rany. Z daleka mogły wydawać się mało znaczące, wręcz błahe. Zastanawiało go przez urywek sekundy, czy aby Reika nie wyczuwała więcej niż inny. Ból i cierpienie innych dotykało ją, jakby stała pomiędzy całym tym zajściom. W każdym razie stał po stronie Reiki, aby Shigeru i Nikusui mieli swobodę w rozmowie, kiedy przywitania i inne grzeczności dobiegną końca. Sam Toshi nie wiedział, jakby miał zareagować. Niegrzecznie było tak siedzieć i nie odezwać się słowem. Chociaż dziecku można wybaczyć ze względu na swoiste speszenie. Trochę je czuł, kiedy wyżsi i szlachetniejsi członkowie rodziny pojawili się w zwykłym towarzystwie. - Walki są niesamowite. Szczególnie ta na samym początku. Etto... faceta-pnącza i przemieniającej-dziewczyny. - zwrócił swoją uwagę Lidera i próbował wybrnąć z własnej niewiedzy. - Jak oni to robią? - zapytał sam siebie Toshio. Całkiem pod nosem, ujawniając swoje zastanowienie ich, z goła potwornymi umiejętnościami. Tabelka i dwie równolegle odbywające się walki nie sprawiały, że wiadomo było kto jest kim na arenie. W zasadzie nie było po co zamartwiać się nieistotnym. Jeśli zdoła, to jakoś poinformuje resztę, że chce zamienić słówko z wygranymi. Taki zabieg często poprawiał humor nie tylko jemu, ale także innym. Warto było spróbować i dowiedzieć się paru niuansów z życia takich osób.
Stała tuż przy Yoshim z zainteresowaniem obserwując reakcję Muraia. Jak się spodziewała, ten jednak nie wykazał większych emocji, odgryzł się jedynie słowami, niczym więcej. W sumie dobrze zrobił gdyż Czerwony mógł okazać się bardziej wybuchowy niż ustawa przewiduje.
Nagle zrobiło się ogromne zamieszanie, tłum jakby zamilkł. Dziewczyna rozejrzała się pospiesznie naokoło. Głównym wejściem wszedł gość w czerwonym ubranku i zaktualizował tablicę, było teraz jasne kto przedostał się do drugiej rudny. Nie on był jednak główną atrakcją, gdyż za nim szła prawdziwa świta kilku rodów, a przynajmniej tak się rudej wydawało. Pierwszą grupkę prowadziły głównie kobiety o nienagannej urodzie, niejeden facet zapewne skupił się na tej części gości. Spojrzała ukradkiem na lubego by przypadkiem nie zawędrował wzrokiem tam, gdzie nie trzeba było. Z tyłu zaś szli jacyś kolesie, pierwszy z nich był umięśniony oraz odznaczał się żółtymi oczami, niepokojąco podobnymi do tych, jakie posiadała właśnie Inu. Obok niego szedł nieco mniej potężny facet, który odznaczał się...szwami. To zapewne był ktoś wysoko postawiony z rodu jej przeciwnika. Zmarszczyła momentalnie nos robiąc grymas niezadowolenia. Trzecim gościem był normalny facet, ruda nie potrafiła go konkretnie sprecyzować. Wzruszyła tylko ramionami, nie było jej to potrzebne do szczęścia. Ostatni zaś notorycznie pił jakiś napój. W sumie nie było to dziwne zważywszy na klimat, mimowolnie zaschło Inu w ustach. Będzie musiała znaleźć jakieś źródło wody.
Wszystko byłoby normalne, jednakże szycha postanowiła usadowić się tuż obok walczących. Inu obserwowała ich bezwstydnie i z zaintrygowaniem. Kampania zaczęła beztrosko rozmawiać o bzdetach, ruda więc straciła zainteresowanie i rozejrzała się po trybunach w poszukiwaniu jakiś ciekawszych rzeczy. Niestety, jej zajęcie zostało przerwane gdyż usłyszała obok siebie głos, który był skierowany do jej grupki. Odwróciła się, pospiesznie zmierzyła rozmówców nieufnym wzrokiem. Przed nią stała dwójka silnych wojowników - jeden z nich miał te dziwne oczy zaś drugi pochodził z tego samego klanu, co Murai. Rozmowę zaczął ten drugi, gratulując dwójce dobrej walki. Huh? Oni byli tu od początku? Tsh, nie ma co gratulować... Ściągnęła jedną brew słuchając dalszych słów, tym razem padły one z ust pierwszego wojownika. Skrzywiła się nieznacznie słysząc określenie "moich ludzi". Co on ma na myśli, hę? Przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, drugą swobodnie zgięła za pierwszą by dać sobie nieco komfortu w trakcie tej niecodziennej rozmowy. Z tego co pamiętała, nie należała do żadnej ekipy, była zwykłym wygnańcem, nie sądziła nawet że istnieją osoby o podobnej mocy do jej. Za chwilę wszystko się nieco rozjaśniło, gość przedstawił się jako lider jej klanu! To ja mam klan!? Jej brwi uniosły się ku górze, w oczach jednak skrzętnie ukrywała swoje zdziwienie. Inu przyłożyła dłoń do swojego karku nieco głupiejąc. - No ten...jestem Inoue. Nie sądziłam nawet, że jest jakiś klan, który posiada coś takiego jak ja. Jestem w sumie zaskoczona, szczególnie że nie kontaktowałam się z nikim z rodziny - Odparła koślawo, nieprofesjonalnie zważywszy na to, że stoi przed prawdziwym władcą. Yoshi, ratuj! Usłyszała równie niepewną odpowiedź ze strony Muraia, najwyraźniej także był zaskoczony wizytą swojego lidera, którego dopiero co poznał. Dość mało znani byli jak na liderów - to właśnie przebiegło Inu przez myśl.
Nie zdążyła nawet poukładać swoich myśli gdyż do jej uszów doszły wypowiadane nazwiska kolejnej pary walczących. Spojrzała pociesznie na Yoshiego, ten nie mógł się doczekać nadchodzącej walki. Odszedł z tajemniczymi słowami, szybko obydwoje zjawili się na arenie. Inu kątem oka obserwowała rozpoczynającą się potyczkę kolejnych potworów, choć nie była pewna w jakim stopniu mogła ignorować wielmożnego Akiraia.
Zanim zdążyłem wybrać, którym z całego morza problemów gnębiących świat zajmę się w tej chwili, by po wielu godzinach, dniach, albo i miesiącach rozmyślań odnaleźć lekarstwo na ów . Zanim znalazłem sobie cel w postaci najpiękniejszej kobiety siedzącej na trybunach by poznać ją trochę bliżej za pomocą swoich oczu, co mogłoby się skończyć ogromną satysfakcją dla jednej strony, a błogą niewiedzą dla drugiej. Ale o tym lepiej nie myśleć w takich miejscach, kto wie, gdzie kryje się jakiś Yamanaka lubiący podsłuchiwać? No właśnie, nigdzie nie można być pewnym swojego bezpieczeństwa, nawet wewnątrz własnego umysłu. Ale do rzeczy, zanim zdążyłem zrobić którąkolwiek z tych rzeczy, ktoś postanowił odważnie wkroczyć z butami w moje życie. No dobra, wystarczy tych metafor i wzniosłych słów, czas na suche fakty... Ha! Prawie sam siebie nabrałem. Zanim sięgnąłem po bukłak, by przepłukać swoje wysuszone pustynnym klimatem gardło, pajęczy zmysłinstynkt, przeczucie, fatum, los, wola boża, sam nie wiem co, poinformowało mnie, że ktoś stoi za moimi plecami. Większość ludzi odwróciłaby się szybko, jednocześnie odskakując, co najpewniej zakończone byłoby upadkiem, a potem masowaniem sińców na głowie, choć wylądowało się na tyłku. Ja byłem jednak inny niż większość i zamiast ośmieszania się i jednoczesnym wyrywaniu widzów turnieju z szału tłumu, działałem inaczej. Odwróciłem się powoli, na tyle powoli, na ile może to uczynić konający, ale jeszcze kurczowo trzymający się życia człowiek. W szarych oczach odbijała się sylwetka starszego mężczyzny, mogłem pozwolić sobie na stwierdzenie, że wręcz dziadka, który najlepsze lata życia miał już za sobą w chwili, gdy ja stawiałem na ziemi pierwsze, nieporadne, kroki. Czyżby był to pustelnik pochodzący z klanu Hyuuga? Zamknięte oczy, a jakoś tu trafił. Albo zamknął je tylko na chwilę. Albo jest ślepy. Albo to zwykły przypadek... Nie lubiłem tego w sobie, tego uczucia zmuszającego mnie do zastanawiania się, kim takim jest osoba na którą patrzę i dlaczego taka jest. Irytowało mnie to szczególnie wtedy, gdy nie wiedziałem dosłownie nic . Choć takie stwierdzenie to kłamstwo, bo zawsze było coś, co można wywnioskować o rozmówcy. Podeszły wiek, a więc prawdopodobnie starszy człowiek był źródłem mądrości. Albo piaski areny wypaliły mu mózg. Kochane niewiadome i zdawanie sobie sprawy z ich istnienia... Jak się mam niby bawić w detektywa? Na szczęście dla mnie starzec odezwał się. Dość nietypowo, co tylko zwiększało ilość możliwych hipotez na punkcie jego osoby. Kolejne słowa jedynie rozpaliły we mnie ciekawość, bo niby skąd mógł wiedzieć takie rzeczy o mnie? Czyżby czytał to z mojej twarzy? Stojąc za plecami z zamkniętymi oczami? Możliwe, że to pułapka. Ale równie dobrze może być to uśmiech losu i szansa na przyjemniejsze spędzenie czasu niż siedzenie tutaj i powolne wysychanie. - Wtedy z chęcią tego wysłucham, stary człowieku, ale tutaj ciężko jest zebrać myśli i przedstawić wszystko klarownie. - Skłoniłem mu głową na znak szacunku, mając nadzieję, że dobrze odczyta moje intencje. Kiedy więc założyłem kamizelkę i płaszcz, narzucając kaptur na twarz by ochronić się przed słońcem i spojrzeniami ciekawskich obserwatorów i schowałem bukłak do kieszeni, dopiero wtedy byłem gotów do drogi. A potem wystarczył krok i tak o to zacząłem wędrówkę za starszym mężczyzną, zastanawiając się, dokąd mnie zaprowadzi. Korzystając z okazji, że byłem za jego plecami, prześwietliłem go szybko byakuganem. Oby wujek Reiko nie korzystał w tej chwili z potęgi swoich oczu, bo jeśli dostrzeże, jak używam tu sobie źródła potęgi a zarazem sekretu naszego klanu... Jedno krótkie spojrzenie nikomu nie zaszkodzi, a ja dowiem się trochę o nieznajomym. Powinniśmy zdążyć opuścić trybunę przed rozpoczęciem się finałowego pojedynku.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=028t3cMG02I[/youtube]Natsume wkroczył powoli na trybuny, wsuwając w iście samurajski sposób ostrze Hakuhyo do pochwy. Musiał przyznać, że ten pojedynek był jednym z trudniejszych, z jakimi miał do czynienia. Ale nie dało się nie zaznaczyć, że przez brak wiedzy i głupie poczucie honoru bardzo sobie tę walkę utrudnił. Gdyby nie obiecał Yukiko, że będzie walczyć tylko na bliski dystans, mógłby po prostu aktywować swoją umiejętność klanową i pojedynek byłby znacznie szybszy. No, ale słowo się rzekło, a walka w końcu się zakończyła, nie ma co rozpamiętywać. Chłopak sięgnął więc do wiszącego obok bukłaka z kumysem i pociągnał z niego zdrowo, czując że skutki uboczne wysiłku na pustynnym słońcu nieco zmalały. Poza tym, stopniowo zaczynał się przyzwyczajać do potwornego gorąca... może jakoś dożyje końca turnieju, i będzie mógł z czystym sumieniem powrócić w rodzinne strony. Aż mu się robiło tęskno za tymi wszystkimi widokami na Hyuo. I śniegiem. Okazało się, że na trybunach było znacznie więcej ludzi, niż początkowo mu się zdawało. Do Toshio, Reiki i Shigeru dołączyła również Venus, którą spotkał w gorących źródłach w Ryuzaku no Taki. Ha, pewnie po dowiedzeniu się prawdziwej definicji słowa "gorący", będzie omijał tego typu miejsca przez co najmniej kilka miesięcy. Zauważył też kilka innych, znajomych twarzy. W oddali od wszystkich był w stanie wypatrzeć Tsukunego, również znajomego mu z gorących (fu) źródeł z Ryuzaku. W pobliżu zauważył też Ichirou, jak zwykle zajętego byciem idolem dziewcząt, i siedzącego już na trybunach Yukiko. Natsume uśmiechnął się lekko i podszedł do niego, trącając go dłonią w ramię, by zwrócić na siebie jego uwagę. -Gratulacje, to był naprawdę dobry pojedynek. Nie spodziewałem się, że pancerz Kaguya może być taki twardy, a tymi notkami nieźle mnie załatwiłeś - powiedział pogodnie, po czym dodał z uśmiechem: - Jeśli jeszcze trochę potrenujesz, pokonasz mnie bez problemu. Wtedy zauważył, że wśród ludzi są również... liderzy Rodów? No, Yumi-sama była tam z pewnością. Zatkało go lekko, lecz szybko się ustabilizował i ruszył w tamtym kierunku. Spojrzał jeszcze tylko na Yukiko. -Dzięki za pojedynek. I jak coś, to możesz tam do nas podejść, nie musisz siedzieć sam. Podszedł do sporego zgromadzenia, wsród którego przebywali jego znajomi, i skłonił się przed liderami na powitanie. Chciał zrobić dobre pierwsze wrażenie. I w trakcie skłonu zauważył, że na jego prawej dłoni pojawiło się kilka oznak odmrożenia. Czyli za długo trzymał Hakuhyo... cholera. No nic, jakoś przeżyje. Do wesela się zagoi. -Jestem zaszczycony, Yumi-sama. I zaszczyt to dla mnie, poznać liderów Rodów. - następnie spojrzał na siedzących Venus, Shiga, Reikę i Toshio i mrugnął do nich porozumiewawczo.
Yukiko siedział i sączył powoli swój trunek, bardzo mu się podobał stan w jakim był, wcięty ale nie pijany i postanowił go utrzymywać, bardzo się zdziwił kiedy Natsume do niego podszedł i zagadał...wręcz przyjaźnie. -Dzięki, ale od początku tej walki dało się wyczuć twoją przewagę, żałuję tylko że nie zdążyłem wykorzystać sztuczki która mi przyszła do głowy kilka sekund zanim rzuciłeś mgłę, swoją drogą to potężna broń, jeśli chodzi o pancerz to i tak zostawia wiele do życzenia, osobiście znam jednego kaguye który osiągnął wiele twardszą wersje, cóż niestety mi nie było dane poznać tego sekretu, ale naprawdę miło mi się walczyło.
W tym momencie kaguya postanowił schować butelkę, w końcu nie było co robić z siebie zaraz takiego wielkiego alkoholika, pewnie gdyby jej nie znalazł, długo by jeszcze alkoholu do ust nie wziął. -A wiesz co, chętnie skorzystam z zaproszenia...choć wiem że niektórzy zbyt przyjaźnie, nie są do mnie nastawieni po pierwszej rundzie.
Rzucił okiem w kierunku swojego pierwszego rywala i blondynki która nieco go zjechała w parku, choć teraz chłopak widział to jak przez mgłę, w końcu wtedy był sporo bardziej wstawiony. Gdy Natsu ruszył w ich kierunku, biało włosy wstał i również poczynił kroki, szedł powoli i chyba nieco chował się za jego plecami, był dość nie pewny, ale gdy tylko usłyszał słowa "Liderów Rodów" zamarł. -Eee, ja panów liderów, bardzo przepraszam...
Zwrócił się do nich prawie że chrypnącym głosem. Więc miałem racje sądząc że to nie byle kto. Przejrzał ich szybko wszystkich wzrokiem, tak jak i ich ochronę. -Czy może przepadkiem, głowa rodu Kaguya też jest gdzieś w pobliżu?
Dla młodzika, mogło to zwiastować nie lada kłopoty, nikt w całym klanie nie miał prawa wiedzieć o istnieniu Yukiko, no może prócz Kaiena, który sam był "uciekinierem", jeśli okaże się to prawdą, kto wie jak może zareagować...Jak by nie patrzył, to ród wojowników i nerwusów, mało kto tam był tak potulny i "miły" jak Yukiko Kaguya.
Wyjście ze szpitala z pewnością było czymś czego potrzebował Yoichi, chociaż wcale nie przebywał tam tak długo. Skoro znajdował się na turnieju ninja, to dlaczego miałby leżeć na łóżku wewnątrz nudnego pomieszczenia, jeżeli mógł wyjść na trybuny? Bólu nie czuł, rana rzekomo była już zasklepiona, co niesamowicie go zaskakiwało, więc nie widział sprzeciwu. Zresztą nawet jakby bolało, to możliwe, że nie usiedziałby na miejscu. Już wchodząc na trybuny usłyszał, że zwycięzcą został Yuki Natsume. Uśmiechnął się szerzej słysząc tą wieść. Ktoś kto sobie z nim poradził nie mógł być zwykłym, podrzędnym ninja. W końcu rudowłosy miał swoją dumę, arogancję oraz pewność siebie. Uważał, że on i Akira, to nieprzeciętni wojownicy zdolni powalić wielu utalentowanych oponentów. Czy tak było w rzeczywistości? Kwestia sporna. Razem z Ichirou stanął i zaczął obserwować trybuny wyszukując znajomych mu osób. Oczywiście natychmiast dostrzegł Reikę, Shigeru oraz Toshio, a także Inoue, a nawet Muraia, lecz chwilę po tym jacyś ludzie z obstawą podeszli niedaleko nich i zaczęli rozmowy. Yoichi nie znał liderów innych rodów i szczepów. Wiedział jedynie jak nazywa się i wygląda liderka rodu Inuzuka, a czy potrzebował więcej? Niezbyt. Początkowo nie rozumiał kim są Ci ludzie, ale łatwo było założyć, iż to właśnie znaczące sylwetki. Szczególnie proste było to do wydedukowania uprzednio słysząc, iż na turnieju pojawią się liderzy różnych rodów i szczepów, aby przyglądać się swoim reprezentantom. Czy to oznaczało, że rudzielec z Akirą spotkają też Miyoko? Mieli taką nadzieję, chociaż raczej nie mogli stanąć nazbyt dumnie naprzeciw niej skoro przegrali już w pierwszej walce. Korzystając z własnej wiedzy dało się zlokalizować osoby pochodzące z rodu Hozuki. Wszyscy w Yusetsu wiedzieli, że Ci mają charakterystyczne, rekinie uzębienie i właśnie takim odznaczały się pewne osoby z tłumu, wokół którego zrobiło się lekkie zamieszanie. Znalazła się też osoba o ciemnej karnacji, a ta zaś była charakterystyczna dla Kaminarich. To niestety były zaledwie spekulacje związane z niewielką wiedzą o świecie Yoichiego, który jednak znalazł znacznie interesujące persony. Zielone oko powoli, od dołu do góry obejrzało wyglądającą na młodą, ale jednak wciąż starszą od samego rudzielca dziewczynę. Blada karnacja, a obok niej równie bladzi mężczyźni. Czarne włosy, poskromione emocje i ogólny wygląd niczym porcelanowej laleczki. Inuzuka nieświadomie uśmiechnął się wpatrując w nią, by po chwili przenieść swoje oczy na osobę nieco bardziej pasującą wyglądem rudowłosemu. Dodatkowo, mógł stwierdzić, że kojarzy ją, że gdzieś już ją widział i nawet prawdopodobne, że w towarzystwie Miyoko Inuzuka, a to znaczyło, że jest kimś ważnym. Ciemniejsza karnacja, długie, kruczoczarne włosy oraz brązowe oczy. Obrazek szczególnie przyjemny do podziwiania przez Yoichiego. Z głupawym uśmieszkiem spoglądną na Ichirou kiwając mu głową na dwie kobiety. - Jest na czym oko zawiesić. - rzucił krótko, a Akira zaszczekał upominając swojego kompana, że to nie czas, ani nie są odpowiednie osoby, by ten błaźnił się przed nimi próbując je uwieść. Młodzieniec jednak puścił tę uwagę mimo uszu i kucnął nieco do Akiry, który natychmiast zaszczekał ponownie "Nie, nie będziesz stosował podrywu na psa". Chłopak lekko zaśmiał się. - Spokojnie, w takiej sytuacji nie mogę się Tobą wysłużyć. Chciałem tylko powiedzieć, żebyś mi towarzyszył. I tyle. - Ninken podejrzliwie patrzył na towarzysza, aż w końcu kiwnął łbem na znak zgody. Jakoś należało wejść w tłum, by móc pogawędzić z tymi pięknościami, a czy była lepsza okazja niż właśnie pojawiający się Natsume, który rozpoczął rozmowę z jedną z nich? No właśnie nie. Podniósł się i poprawił trzymany w rękach płaszcz, a następnie spojrzał na Ichirou. - Muszę coś oddać. To dobra okazja. - powiedział wciąż szczerząc się z powodu swojego genialnego planu. Jego zwierzęce kły wystawały dumnie prezentując się, a on nawet nie próbował ich ukryć, bo było to daremnym wysiłkiem. Spokojnym krokiem, z Akirą mu towarzyszącym podszedł do Natsume uprzednio uśmiechając się do nieznanej mu kobiety, a zapewne kogoś znaczącym dla Yukiego, więc możliwe, iż liderki. Starał się wypaść całkiem czarująco i przyjaźnie. - Gratuluję kolejnej wygranej. Wiedziałem, że ktoś, kto pokonał duet Yoichiego i Akiry, nie może być pierwszym lepszym ninja. - odparł wciąż się uśmiechając. W końcu wystawił płaszcz, który miał zwrócić chłopakowi. - A to Twoje. Akira jak widzisz jest już cały. Twarde z niego psisko. - powiedział, a następnie spoglądnął na bladolicą kobietę. - Jestem Yoichi Inuzuka, a Ninken mi towarzyszący, to Akira. Byliśmy pierwszymi przeciwnikami Natsume. - powiedział z lekkim skinieniem głowy, by zwyczajnie przywitać się. Jego lekkomyślność w tej chwili ucięła całkowitą logikę, bo oczywiście swoją głupotą i zachowaniem błazna mógł popsuć relacje między rodem Inuzuka, a Yuki, lecz... to był Yoichi - podrywacz jakiego jeszcze ziemia nie nosiła. Reika była zajęta rozmową z zapewne jej ojcem, więc miał chwilę jej nieuwagi. Dodatkowo stał w tłumie. - To wspaniały shinobi, skarb dla swojego rodu. Musisz być z niego dumna. - wypalił pomijając wszelkie odniesienia z szacunkiem, a mówiąc do niej zwyczajnie na "ty". Akira, aż opuścił łeb i po kryjomu dziabnął lekko swojego zidiociałego kompana w łydkę, by się opamiętał, lecz ten nawet nie skrzywił się, nawet nie mrugnął, gdyż zachowanie odpowiedniej twarzy przy piękności było priorytetem najwyższej wagi. Niech wszelkie bóstwa mają go w opiece.
Podróż z Ryuzaku no Taki przebiegła Reiji'emu dość sprawnie. Nie zabrał ze sobą prowiantu, miał zamiar zjeść coś już u celu. Po drodze w jego głowie krążyły setki myśli. Na trybunach zapewne znajdzie tłumy ludzi, w tym i cywili, ale niestety będzie musiał się powstrzymywać przed kolejnym ucieszeniem swojego Boga. Cóż, zabójstwo podczas gdy wokół będą setki, a może i nawet tysiące niewiernych nie jest dość mądre, prawda? Ano, nie jest. Nie miał też gdzie się pomodlić, a więc gdy stawiał krok za krokiem, "na zapas" składał Jashinowi dziękczynienie za wszystkie łaski, którymi ten go obdarzył i prosił o siłę, by nie uległ pokusie morderstwa, za które sam niechybnie zostałby stracony, a jego Pan straciłby wtedy wiernego sługę.
Gdy już dotarł do Sabishi, nie kierował się jednak od razu na trybuny. Mimo wszystko nawet dla jashinisty tak długa droga bez żadnych przerw była męcząca, dlatego wstąpił do jakiegoś taniego baru, gdzie uzupełnił płyny i skonsumował szybki posiłek. Dopiero po tym z ogłoszeń wyczytał drogę na arenę i ruszył w tamtą stronę. Spokojnym krokiem wszedł po schodach i, tak jak się spodziewał, od razu dostrzegł tłumy tych marnych istot, potocznie zwanych ludźmi. Wszyscy byli pochłonięci mało znaczącymi rozmowami. Prości i głupi, po prostu. Znudzonym, wręcz cynicznym wzrokiem spoglądając tu i tam, Reiji zaczął się przeciskać przez tą brudną masę, by dotrzeć do jakiegoś miejsca, z którego ze względnym spokojem mógłby oglądać walkę finałową. Z tego co zauważył, trwało oczekiwanie. To by znaczyło, że już za niedługo powinien się rozpocząć ten ostatni etap turnieju. Niestety musiał poczekać na rozlew krwi, co nie za bardzo mu się uśmiechało, no ale cóż, jeżeli organizacja była słaba to on nic nie mógł na to poradzić. A więc po prostu stanął przy barierce i wpatrywał się tępo w obie areny, oczekując czegokolwiek, co mogłoby zwiastować początek walki. Po cichu liczył też na to, że nie zostanie zagadany przez nikogo. Przyszedł tu dla brutalności, nie dla towarzystwa. To tutaj shinobi mogli pokazać swoją bezwzględność, zabijając przeciwnika dowolnymi, nawet tymi najbardziej pokrętnymi metodami. No bo w sumie tego się spodziewał, bitew na śmierć i życie. Nie wiedział jednak, że coś takiego nie miało miejsca. No cóż, takie wady niedoinformowania.