Trybuna Główna

Miejsce, z którego wolni obserwatorzy mogą przyglądać się potyczkom.
Inoue

Re: Trybuna Główna

Post autor: Inoue »

Machnęła niedbale Hakaiowi kiedy ten zebrał się do odejścia. Nie uważała siebie godnego na miano "skarb", była bardziej jak najbardziej przebrzydła zaraza. - Spoko, bywaj - Mruknęła nie bardzo wierząc w przeczucia niebiesko-włosego. Dzień chylił się ku końcowi, zrobiło się minimalnie chłodniej kiedy słońce zaczęło zbliżać się do horyzontu by zniknąć wszystkim z oczów na całą noc. Inu dowiedziała się naprawdę ciekawej rzeczy. Jej moc może być kontrolowana jednakże musiała zamienić się w człowieka spokoju. Skrzywiła się, była w gorącej wodzie kompana przez swoje wybuchy. Samo towarzystwo Yoshiego również w tym jej nie pomagało, jednak jemu chyba ten stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał. Zapamiętała miejsce, w którym mniej więcej znajduje się główna grupka szczepu, przytaknęła ruchem głowy. - W takim razie pewnie się niedługo zobaczymy. Na tę chwilę opuszczam to miejsce skoro wszystko się skończyło. Do zobaczenia - Mrugnęła przyjaźnie do lidera i mu pomachała, po czym poszła pospiesznym krokiem w stronę Yoshiego. Klepnęła go wrednie w ramię i podparła dłonie o biodra mierząc go wzrokiem z góry. - No i co bohaterze? Było blisko - Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. - No nic, zwijamy się? - Spytała przechylając lekko głowę na bok. Nagle podeszli do nich strażnicy, dali mieszki z pieniędzmi. - O patrz, nagroda pocieszenia hah- Mruknęła ruda zadowolona.
Wszystko jednak zmieniło się w jednej chwili. Głośny huk przeszedł przez cały "stadion", dziewczyna zachwiała się, momentalnie rozejrzała się w poszukiwaniu zagrożenia. Kilka zwęglonych ciał spadło z wieży. Na niebie rozproszyło się kilka dziwnych ptaków, które obserwowały tłum w poszukiwaniu kolejnych ofiar... - Co do kurwy...?- Adrenalina podskoczyła ku górze, nie sądziła że ta impreza zaserwuje tyle emocji. Nagle wyszedł do nich jakiś starzec pokroju czarodzieja z długą brodą. Spojrzał na cały tłum krytycznym wzrokiem, a następnie skierował swoje "ptaki" na całą publiczność. Te zapikowały w tłum, ludzie spanikowali, zaczęli pospiesznie uciekać w stronę wyjścia. Na szczęście liderzy zareagowali szybko, zaczęli ochraniać niewinnych swoimi niesamowitymi technikami. Nieźli są... Szefowie pomknęli w kierunku wieży, dziewczyna wskoczyła na najbliższą ścianę by nie zostać staranowanym. Pilnowała by Yoshi przypadkiem się nie zgubił. - Spadajmy stąd.....- Rzekła do Czerwonego, mając nadzieję że ten nie rzuci się w wir walki. Trzeba było wpierw się rozeznać w tej chorej sytuacji. Pociągnęła Yoshiego w stronę wyjścia z trybun i tak zniknęli z miejsca katastrofy....

z/t x2 z Yoshim
0 x
Murai

Re: Trybuna Główna

Post autor: Murai »

Spodziewał się każdego możliwego scenariusza. Nie znał lidera swojego Szczepu, nie wiedział nic o jego charakterze czy sposobie bycia. Mógł się okazać wyrozumiały, spokojny w swoim gniewie, impulsywny i niewahający się sowicie dać popalić. Nie liczył na nic, każda opcja byłaby w miarę akceptowalna. Chociaż byłoby miło z jego strony, gdyby obyło się bez uszczerbku na jego ciele. Tak też się stało, Mitsuchi okazał się bardzo opanowany i chłodny, i sądząc po jego zachowaniu raczej nie czuł się komfortowo w obecnej sytuacji. Jedna porażka nie czyni słabym. Tak w istocie było, chociaż miał nieco odmienne spojrzenie na ten temat. Fakt, ostatecznie i tak przegrał tylko ten jeden raz, ale mimo tego czuł się jakoś... pusto. Jak gdyby wraz z wygraną przeciwnika coś mu zabrał. Ludzie nazywają to chyba dumą, czy jakoś tak. Nieumiejętność przegrywania? Szukał odpowiedniej definicji, ale nadal nie potrafił tego nazwać. Definiowanie swoich uczuć nadal nie było dla niego sztuką do opanowania. W każdym razie zgodnie ze słowami lidera i powrócił do pozycji neutralnej. Nie odezwał się już więcej, nie przeprosił. Stał sobie obok barierek i wsłuchiwał się w rozmowy wokoło, samemu w żadną się już nie wdając. Słyszał przykładowo o tym, iż Inoue sama nie potrafi w pełni kontrolować swoich umiejętności. Interesujące. Mimo wszystko większość wcale go nie interesowała. Liderzy klanów zaaklimatyzowali się, podejmowali interakcje ze swoimi podopiecznymi. Turniej się skończył wraz z jego przegraną. Do niego i do Inoue podeszli jacyś jegomoście, podając mieszki wypełnione monetami. Nagroda za turniej. Bez zainteresowania włożył sakwę do torby. Jego była zdecydowanie większa od tej Inoue, ale co w tym dziwnego, on zaszedł znacznie dalej. Ale pieniądze były tylko dodatkiem, ostatecznie opłaciło się pójść na ten turniej z innych powodów. Odkrył nowe umiejętności nowopoznanych klanów, poznał kilku uczestników i pozyskał cenną wiedzę o swoim Szczepie. Już miał opuścić trybuny, kiedy stało się to.

Loża VIP stanęła w płomieniach. Niczym rozpalony piec, wybuchły w niej podmuchy ognia. Towarzyszył temu specyficzny huk, rozchodzący się zapewne po całej osadzie. Wzrok młodego Kakuzu natychmiast omiótł zarówno tamto miejsce, jak i okolicę zasypaną śmieciami pochodzącymi z wybuchu. I kilkoma spalonymi zwłokami, zapewne nie do identyfikacji. Wokoło zaczęły latać dziwne obiekty podobne do ptaków. Zaraz, czy on nie widział kiedyś czegoś podobnego? Dopiero kiedy ptaki zapikowały w dół i wybuchały, przypomniał sobie. No tak, ten ogromny smok w Antai. Też wyglądał tak dziwnie i też powodował wybuchy. Nie miał jednak czasu rozmyślać nad tym, tłum ruszył panicznie w kierunku wyjść. Liderzy pozostali przytomni na umyśle i rozpoczęli ochranianie ludności cywilnej. Ogromne lodowe bariery, pale drewna, kamienne ściany, setki nici z ciała Mitsuchiego. Chaos totalny, Zanim Murai zdążył podjąć jakieś próby analizy kto co i dlaczego, Mitsuchi wydał proste polecenie - uciekać poza arenę. Tak też zrobił. On sam niewiele mógł w obecnej sytuacji zrobić, a nie był na tyle głupi, by pchać się w walki pomiędzy liderami. Nie ta liga.


z/t
0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Trybuna Główna

Post autor: Ichirou »

Od momentu ponownego pojawienia się na arenie jego ekstrawertyzm gdzieś się schował, a sam młodzieniec przyjął raczej rolę cichego, uważnego obserwatora, jak to czasami miał w zwyczaju. Nikogo nie zaczepiał, odpuścił sobie ostentacyjne zachowanie i gesty kierowane w stronę reszty tłumu. Ktoś mógłby stwierdzić, że to porażka w walce po prostu go zgasiła, jednak w istocie tak nie było. Sabaku swoją klęskę tłumaczył lekceważącym podejściem do sprawy, co było zgodne z prawdą. Gdyby nie zajmował się zabawianiem tłumu i próbą nadmiernej kombinacji, to zapewne starcie przebiegłoby inaczej. To jednak w tym momencie nie było istotne i brązowowłosy nawet o tym za wiele nie myślał. Fakt, istniała irytacja i ogólna złość, ale nie w tak dużym stopniu, by miało teraz to rzutować na zachowanie chłopaka. Jego milczenie jedynie zwiastowało burzę. Rozważał swoje dalsze działanie, a trzeba stwierdzić, że taki krętacz jak on mógł wymyślić coś naprawdę przebojowego. Czekał również na okazję, jak na prawdziwego oportunistę przystało.
Na placu boju rozstrzygały się finały dzisiejszych zmagań, na które Ichirou zwracał może nie całą, ale przynajmniej część swojej uwagi. Tego rodzaju widowisko stanowiło nie tylko przyzwoite źródło rozrywki, ale wnosiło też pewną wiedzę na temat zdolności innych klanów i szczepów. A że młodzieniec w ostatnich latach zamiast czynnie wypełniać swoją służbę jako shinobi wolał spędzać czas w hulaszczy sposób, to jego wiedza właśnie w zakresie sztuk shinobi nie była zbyt obfita. Poza walkami, które w teorii miały być głównym elementem trwającego tu wydarzenia, turniej okazał się też miejscem schadzek wszelakich elit, których kolejni przedstawiciele pojawiali się na trybunach. Brązowowłosy z pewnym zainteresowaniem szukał w tym całym zgromadzeniu przywódcy swojego rodu, który przecież był swego rodzaju gospodarzem całego przedsięwzięcia. Zastanawiał się, czy szczep Sabaku będzie chciał się z nim spotkać, skoro odwiedził swoje rodzinne strony po długim czasie absencji. Właściwie, po co w ogóle siedział w Sabishi? Przecież po spotkaniu z Jou nie mógł się spodziewać czegokolwiek dobrego. Przesiadywanie teraz na trybunach z uśmiechem na twarzy, tuż po małej kompromitacji na własnym terenie, było po prostu jedną wielką prośbą o przynajmniej śmierć ze strony lidera, który nie miał w zwyczaju wybaczać porażek. Dwudziestolatek wątpił, żeby ten blady jak kreda gość choć trochę złagodniał. Poczynania brązowowłosego w turniejowym starciu nie były nawet w połowie tak nierozważne jak jego obecna postawa. Gdyby miał wykształcony instynkt samozachowawczy, już dawno by stąd zwiał i nie pokazywał się tu w najbliższym czasie.
Łaskawy los jednak kolejny raz uśmiechnął się do młodego bożyszcza dam. Chyba tylko deszcz meteorów mógł powstrzymać nieuniknioną konfrontacje między nim a jego srogim zwierzchnikiem, co właśnie w tej chwili się stało, mówiąc w dużym przybliżeniu. Nastąpił potężny wybuch, rozpętał się ogień, a cała arena mocno zadrżała, czego naturalnym następstwem był chaos i ogólna panika tłumu. Krążące nad całym obiektem dziwne ptaszyska, niczym zwiastuny śmierci zapowiadały dopiero początek tragedii. Praktycznie każda sekunda zbierała żniwo w postaci kolejnych trupów. Wszyscy oczywiście rzucili się do szaleńczej ucieczki, nie licząc pojedynczych wyjątków w postaci liderów rodów, którzy podjęli się próby powstrzymania zagrożenia. W całym tym zamieszeniu, gdzieś na trybunach, znajdował się rzecz jasna Ichirou, który musiał natychmiast zareagować. Przez jego głowę nie przyszła myśl o stawianiu w obecnej chwili oporu, żeby ratować postronnych. Nie był na tyle głupi, by nadstawiać kark dla zupełnie obcych mu ludzi, na pewno nie w takiej sytuacji. Zerwał się miejsca i wykonał taktyczny odwrót w możliwie bezpieczne miejsce. Co z jego posrebrzanymi kulami? Chrzanić je, nie były mu szczerze mówiąc już potrzebne, jeśli nie liczyć wyglądu, a stanowiłyby teraz zawadę. Teraz kwestie wizerunkowe (o dziwo!) zeszły na drugi plan. Najważniejsze było przetrwanie.

[zt]
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Ryūji

Re: Trybuna Główna

Post autor: Ryūji »

"Ta rozmowa do niczego nie prowadzi, no cóż próbowałem, nic tu po mnie. To tylko upewnia mnie w przekonaniu, iż nawiązywanie nowych znajomości to nie jest moja mocna strona"
Ryūji już miał odejść w swoją stronę gdy nagle wydarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał, tam gdzie wstęp mieli tylko Ci bogaci i ważni pojawił się słup ognia, który najpewniej zamienił wszystkich tam przebywających w czarne skwarki. Arena zamarła a oczy wszystkich skierowały się na postać która najpewniej wywołała całe zamieszanie. Rozpoczął się zmasowany atak na arenę a w samym środku tego wszystkiego znalazł się nasz bohater.
-A widzisz i znalazłeś swoją walkę i w cale nie musiałeś długo czekać.
W ten w nieznacznej odległości wybuchł jakiś ładunek odrzucając blondyna, który prawie przeleciał przez barierkę na arenę.
"To nie ta liga, trzeba się wycofać, nie wiem co robi ten gość ale jego siła jest niesamowita, mam nadzieję że nie zginie z chęcią się z nim zmierzę w przyszłości, tyle potężnych ludzi na świecie, już wiem co miał na myśli staruszek wysyłając mnie w świat."
Większość ludzi już dawno odrzuciła się do panicznej ucieczki i nie ma co się dziwić, dla zwykłego człowieka osoba potrafiąca sieć takie zniszczenie była niczym bóg. Ryuji zauważył jak czarnowłosy zbiera się ziemi i rusza w kierunku miasteczka i słusznie, wśród wybuchów i coraz większej ilości zabitych każda sekunda spędzona na arenie przybliżał a do śmierci. Niebieskooki przekierowując chakre do stóp, ruszył w kierunku wyjścia a następnie w ślad za tłumem w kierunku osady.

z/t
0 x
Kaori

Re: Trybuna Główna

Post autor: Kaori »

Na swoje szczęście Reiji nie musiał czekać zbyt długo na rozpoczęcie się walki. Zaledwie po kilkunastu minutach na środku areny zjawił się jakiś dziwaczny sędzia, a potem zawodnicy, jeden wyglądający dość normalnie, a drugi z pozszywaną twarzą i resztą ciała. Już wtedy na twarzy jashinisty pojawiła się pewna nutka zainteresowania, którą jednak dzielnie ukrywał. Chciał patrzeć na to wszystko z góry, wręcz z pogardą, ale takie zamierzenia zazwyczaj kończą się na papierze, prawda? Ano, prawda, gdyż od razu zaciekawił się, gdy obserwował, co działo się na arenie. Wtedy też narodziła się w nim zazdrość. Potęga dwóch walczących pod nim shinobi była widoczna gołym okiem i on też zapragnął takiej siły. Na czas walki całkowicie się wyłączył, mimo, że początkowo zażenowany był zakazem zabijania. Obserwował latające tu i ówdzie nici, wyrastające w takiej temperaturze lodowe ściany i kolce, i zastanawiał się, gdzie powstają takie potwory. Całkiem śmieszny paradoks, biorąc pod uwagę to, że sam był kanibalem, prawda? Ale jednak nie posiadał tak wybitnych umiejętności jak ta dwójka, jak im tam było? Z okrzyków tłumu wywnioskował, że byli to Natsume Yuki i Murai, chociaż nie mógł być pewien na sto procent, gdyż wpatrzony w arenę praktycznie się wyłączył. Dopiero pod koniec walki znowu został zawiedziony. Zwycięzca postanowił oszczędzić przegranego, jeszcze na dodatek pomógł mu wstać i przeprosił za brutalność. Tacy słabeusze nie mieli prawa nazywać się shinobi. Dłonie jashinisty nie zaciskały się jednak na barierkach z gniewu, acz z bezsilnej zazdrości. Zapragnął posiąść taką siłę jak ci dwaj, a nawet ją przewyższyć i wtedy pokazać światu potęgę Jedynego, Prawdziwego Boga.
Nagle przemyślenia te zostały brutalnie przerwane potężnym hukiem i falą gorąca, która jeszcze bardziej poraziła i tak już spieczone ciała tysięcy ludzi, którzy się tam znajdowali. Początkowo Reiji nie mógł się zorientować, co się właściwie stało. Przechylił się bezwiednie i niemal wypadł przez barierkę, jednak do porządku przywrócił go tupot uciekających w panice cywili. Czy to działo się naprawdę? Jeszcze nie wiedział, jednak jednego mógł być pewny - coś się działo. Kątem oka widział jakieś tworzące się znikąd drągi, tarczę lodową oraz inne dziwactwa i wiedział, że jednak ten dzień nie kończy się tak jak walka na arenie - pokojowo. Uniósł lekko kąciki ust, napawając się panicznymi krzykami, które go otaczały. Dosłownie raj dla uszu, czyż nie? Chwila podniecenia jednak nie trwała długo. Zaczęło do niego docierać, że nie był we właściwym miejscu. Choć bardzo chciałby się przyglądać tej rzezi, to nie mógł - niechybnie by zginął, a na to nie mógł pozwolić. Dlatego walcząc ze swoim wnętrzem ruszył biegiem wraz z setkami innych ludzi w stronę wyjścia. Jednak nie miał zamiaru całkowicie uciekać z wioski, tak jak pozostali. Ogólne zamieszanie zapewne umożliwi mu zabicie kilku ludzi, ku uciesze jego Pana. Mimo wszystko wiedział, że będzie musiał działać ostrożnie. W porównaniu do finalistów był zaledwie pionkiem w grze o przetrwanie. Jednakże perspektywa bezkarnych morderstw była zbyt silna. Wreszcie coś wyrwało go z rutyny...

[z/t -> [Event] Pył wojny]
0 x
Shigeru

Re: Trybuna Główna

Post autor: Shigeru »

Przekomarzanki, a także dziwna, słowna rozgrywka jaka nagle rozpoczęła się pomiędzy mną, a Nikusui, tak jak przypuszczałem, nie mogła umknąć najbliższemu otoczeniu. Starałem się nie angażować w takie zabawy, zwłaszcza mając za sobą i lidera i ojca, ale niestety, byłem człowiekiem upartym i w chwili gdy białowłosa tylko zaczęła swój słowny taniec, sam nie mogłem odpuścić i ustąpić kroku. Nim jednak zdązyło to zajść w jakikolwiek sposób, za daleko, zareagował nie kto inny jak sam Lider, który podszedł... i zderzył nas głowami. To, jak do nas podchodzi przyuważyłem, jednakże takiej reakcji z jego strony się nie spodziewałem.
- Wybacz... Shirei - dono, to już się nie powtórzy - odpowiedziałem zmieszany... i zawstydzony. Miałem nadzieję, że Nikusui nie wszcznie z tego powodu jakieś burdy... ale się i na tym polu pomyliłem. Nikusui powiedziała mojemu Liderowi co o tym myśli, więc jedynie uciekłem wzrokiem gdzieś na bok, unikając spojrzenie ojca jak i pozostałych Liderów wraz z przybocznymi, którzy w tym momencie właśnie naszej grupce się przyglądali. Do chwili.
Gwałtowny wybuch jaki nastąpił w loży VIPów spowodował, że wszyscy zwrócili w tamtą stronę swoje zdumione spojrzenia. Efekt zaskoczenia nie trwał jednak długo bo już po chwili w innych częściach trybun rozległy się mniejsze eksplozje. To spowodowało reakcję łańcuchową której kulminacyjnym punktem była panika widzów, którzy czym prędzej pomknęli w stronę wyjścia, chcąc jak najszybciej opuścić stadion. Niektórzy ludzie się tratowali, jeszcze inni sparaliżowani przyglądali się wszystkiemu w przerażeniu [/akap]
Shinobi w najbliższym otoczeniu na szczęscie musieli z właśności własnego zawodu być gotowi na taie sytuacje i ta też właśnie się stało. Zareagowali tworząc ochronną opułę, która miała za zadanie odgrodzić nas od dziwnych, latających tworów, które po zetknieciu z obiektami - powodowały eksplozji. Nikusui szybko zareagowała i zadeklarowała swoją gotowość do akcji, co skwitowałem jedynie grymasem, bo w przeciwieństwie do niej, nie było mi do uśmiechu w takiej sytuacji. Obok mnie był Toshio, którym musiałem się opiekować, krótkie spojrzenie na bok upewniło mnie, że wszysto z nim w porząku.
- Toshio, trzymaj się blisko mnie - mruknąłem i szybko spojrzałem w kierunku ojca i Lidera - Uważajcie proszę na siebie, ja sprawdzę czy z Reiką wszystko dobrze, zaopiekuje się Toshio - powiedziałem i szybo ruszyłem z chłopakiem do wyjścia.


2x z/t
0 x
Zablokowany

Wróć do „Trybuny”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość