Dom Yugena

Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Wojna.
Nie przerażała. Nie zniechęcała. Pętała ręce. Zakładała kajdany na przeguby i nakazywała cieszyć się tym, że podała na tacy swoje możliwości. Nic nigdy nie przychodzi do człowieka za darmo - i nie ważne, jak wiele zapłacono za tę wojnę, nie było takiego pieniądza, która ubezwłasnowolniłoby Yugena. A jednak - gotów był skoczyć ku temu płomieniowi tylko dlatego, że pojawiła się kartka z pieczęcią rodu, z oficjalnym podpisem liderki. Liderki, która nie miała czasu i możliwości, żeby przyjść i przekazać te wieści osobiście. Nie musiał w to wierzyć - on to wiedział. I tak z tego całego suspensu wychodziło, że nie ważne, czy na tacy podano pieniądz, sławę, czy obietnicę wielkich czynów - liczyło się to, co na niej nie było. Czego nigdy nie dało się ująć w fizycznej formie. Miłość do tego, co sobą reprezentował ten klan. Tylko co chciała osiągnąć Miyoko dołączając do tej wojny..? Pokazać, że Uchiha należy w końcu ukarać? Co mogła zyskać? Co Kaminari jej obiecali? Mógł pytać siebie samego i wiedział, że teraz się tego nie dowie. Nie zamierzał dowiadywać, bo nie zamierzał zawracać głowy swojej rodzicielce... zresztą była pewnie nawet nieosiągalna. Ciekawe, czy w ogóle była w domu, czy może ruszyła sama na front? Nie bał się ognia walk i nie bał się tego, co niosła wojna ze sobą. To nie strach był na jego twarzy i w jego oczach. Jeśli żyjemy tak jak śnimy - samotnie, to czy wojna, ta samotna, nie była po prostu częścią tego snu? Nieee, nie było takiej ciemności, która przerażałaby młodego Inuzuka. Miał swoje dłonie. Miał Ikigaia. Jeśli przyjdą - zabiję ich. Przecież można go było posądzać o litość, skoro był łagodny, o miękkie serce, które chciało pomagać, zamiast unicestwiać to, co na jego drodze. A jednak! A jednak...
Jednak nie mógł stąpać po ścieżce prawości, skoro zawsze był w błędzie.
- Wojna? Z Uchiha? - Ikigai wstał, spoglądając na Yugena i czekał, aż dopowie, że to żart, że tak naprawdę po prostu czeka ich misja, na jaką muszą się stawić, to tyle. Dlatego będą musieli się tutaj rozejść i pożegnać. Leżący przed momentem obok Ikigaia Karoshi uniósł swój łeb i spojrzał to na włochatego towarzysza, to tam, gdzie ten właśnie spoglądał. Żadne zakończenie puenty nie nadeszło - nie było jej. To nie był żart, jak życie nim nie było i najwyższa pora nieco się otrząsnąć z zimowego snu. Czas był ostatnio w końcu bardzo łaskawy dla tej dwójki. - Czemu! Jaki w tym zysk, jaki sens? - Dlaczego Miyoko miałaby... to niezadane pytanie było odmalowane na pysku zwierzęcia, którego rzeczywistość na moment zrobiła fikołka do góry nogami nim opadła z powrotem. Nim wylądowała na równych nogach. Nim się uspokoiła. Jeśli coś nie ma sensu - musisz go odszukać? Czy może jesteś rybą - płyniesz z nurtem i tylko naturalna potrzeba ciągnie cię pod nurt? Niewiele było takich szalonych zwierząt, które starały się przekazać naturze, że są od niej silniejsze. Które walczyły z mocnym prądem rzek.
- Do południa musimy stawić się w siedzibie władzy po rozkazy. - Hao nie odpowiedział na pytanie Ikigaia - czy nie było retoryczne? Jeśli nie było - to chwilowo musiało takie zostać. Wilczur uniósł łeb, spoglądając z uwagą, jak brunet podchodzi do kuchni i wrzuca list do piecyka. By ten tam spłonął. Potrzebnie czy nie - raczej nie. W końcu to tylko wezwanie do wojny... niby tylko wezwanie do wojny. To zwykłe przyzwyczajenie - palić to, co może kiedyś w jakikolwiek sposób ci potem zaszkodzić albo trafić w niepowołane ręce. Zwłaszcza, kiedy było niepotrzebne. Hao mielił informację o tej wojnie - jej rzekomych powodach, które... ach, no oczywiście. To ta IDEA. I cóż - źle to walczyć o ideę? Nie, w żadnym wypadku. Jeśli ją rozumiesz i łatwo ci ją przyjąć oraz zaakceptować - wtedy nie.
Wychodząc z kuchni Hao spojrzał w jasne, fiołkowe oczy, które czegoś chciały. Od niego. Milczenie i mierzenie wzrokiem kobiety nie było wyzwaniem - było jego zastanowieniem. Tam, gdzie nie łączyła się prywatna drobiazgowość z interesami klanu należało stąpać uważnie i rozważnie. Airan była przedstawicielką Unii. Unii, która postanowiła, jak na razie, być neutralna. Co jeśli to się zmieni? Atakowanie któregokolwiek z krajów Wietrznych Równin było mało opłacalne - kiepska granica, otworzenie ze wszystkich stron na nieprzyjaciół, pewna doza niepewności, czy czasem nie sprowokowałoby to do jakiegoś kolejnego ruchu pojednania. Tylko że posłanie na front kogoś z Unii to udostępnienie informacje o tym, co na tym froncie się dzieje. Każdy ninja z innego rodu to teraz potencjalny szpieg - i to też dotyczyło Airan. Nawet jeśli personalnie Yugen jej ufał, to rozumiał aż za dobrze to, że personalne sprawy zostają w emocjach, a w klanie nie było miejsca na emocje, jeśli chciało się nim zarządzać dobrze. Przynajmniej on sam tak uważał.
- Dobrze. Proszę jednak, żebyś nie przedstawiała się tytulaturą Unii. Wolałbym uniknąć niepotrzebnych komplikacji. - To zastanowienie i mierzenie spojrzeniami trwało chwilę. W rzeczywistości - krótką, ale wydawała się całymi neonami. Ale kiedy się odezwał - nie było w jego głosie niepewności. Może znów to była kwestia jego nadmiernego myślenia, ale polityka to w końcu było bagno, na które lepiej uważać. A mogłoby wywołać drakę, że syn liderki zaprasza siostrę przywódczyni Unii (która jeszcze nią nie była, ale będzie) na wojenkę wspólną, mimo tego, że Unia się odcina od całego problemu. Teraz to była siostra liderki w końcu. Tak czy siak - lepiej nie prosić się o skandal polityczny. A poza tym - skorzysta na tym Unia, tak i skorzysta na tym Yusetsu - tak przynajmniej pomyślał Yugen. - Nie wiem, dlaczego Unia postanowiła odciąć się od konfliktu, ale ponoć od dłuższego czasu odcinali się od Muru. Przyznam, że nie wiedziałem. - Ruszył przez pokój z powrotem do stolika, przy którym wszyscy rozmawiali. - Nie wiem, czy wrócę z frontu do Yusetsu przez najbliższe miesiące. - Uprzedził od razu, zatrzymując się przy Airan. W końcu... to był naprawdę kawał drogi. A nie wiedział, jakie będą rozkazy. Stąd między innymi przeprosiny. Rozkazy rozkazami - a co będzie się działo na przedzie? Wszystko do dowiedzenia się.
- W południe wyruszamy. Ikigai, przygotuj nasze rzeczy. Zajmę się prowiantem. - A tych "naszych rzeczy" nie było wcale wiele. Bo i Hao niczego specjalnego nie potrzebował kiedy miał siebie i swoje ninkeny. Pół prawda była taka, że kiedy znał zdolności Maji to zawsze gdzieś tam obawiał się, że na takiego właśnie trafi. To tak apropo tego, że im mniej wiesz - tym lepiej śpisz. Ale przecież - strzeżonego Pan Bóg strzeże.
- TO będzie dla nas zaszczyt walczyć przy twoim boku. - Uśmiechnął się do Airan, kiedy już byli gotowi do drogi.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 330
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Wojna była rzeczą ludzką – niestety, a przynajmniej tak się to jawiło w oczach Airan, która żyjąc w Samotnych Wydmach zaznała bardzo wiele niepokoju i zwyczajnie było to dla niej coś… normalnego. Konflikty eskalowały, wojny wybuchały… O różne rzeczy. Oczywiście, że wolałaby, by ich nie było, ale jak już ustaliliśmy, serca ludzkie skrywały wiele pokus i obsesji, jedni się powstrzymywali, drudzy nie… A jeśli chodziło o Uchiha, to tam wszelkie granice opadały. Maji i Uchiha zwyczajnie się nie lubili… Choć to mało powiedziane akurat. „Nie lubili”. Nie lubić to można na przykład marchewki w ramenie. A Maji po prostu nie znosili Uchiha. Gdyby z nimi graniczyli… To na pewno byłoby jeszcze mniej kolorowo. Ale Sakai było takim buforem, hamulcem przed problemem, jaki by się zrodził, gdyby jednak ze sobą sąsiadowali. A może nie byłoby żadnego problemu, bo Sabaku też zdawali się nie znosić Uchiha i prędzej czy później problem najpewniej przestałby istnieć. Tak jak, wygląda na to, że teraz również problem miał się rozwiązać – jakikolwiek on nie był pomiędzy Uchiha a sojuszem Kaminari i Inuzuka.
Do południa… To nie było jakoś kosmicznie dużo czasu. Nie było to tez jednak pięć minut. Ale Airan rozumiała za dobrze, że jej czas tutaj, w Yusetsu, przedwcześnie dobiegł końca. Czy wróci teraz do Atsui, czy wyruszy na front do Sogen zobaczyć co tak naprawdę się dzieje z pierwszej ręki zależało tylko od niej. Bo to, że była w Yusetsu, i gdzie dokładnie, to Kirino doskonale wiedziała – wszak fiołkowooka zostawiła siostrze informację o tym gdzie będzie. Gdy do Kinkotsu dotrze wiadomość o tym, że Inuzuka ruszają na wojnę, starsza Hibiki pewnie będzie się zastanawiać co Airan w takiej sytuacji zrobi… A że z Uchiha kontaktów za dobrych nie mieli, tak jak i mniemania o nich, no to nic właściwie nie stało na przeszkodzie, by zatrudnić się tam w roli najemnika i zobaczyć na czym świat stoi. Oczywiście, że zamierzała z tego zdać raport w Siedzibie Władzy. Ale szpiegiem by siebie nie nazwała. Wróg mojego wroga… I tak dalej.
- Oczywiście – rzeczywiście, to zaglądanie w czarne jak otchłań oczy wydawało się wręcz wiecznością, ale Airan nie czuła strachu. Rozumiała też ewentualne wątpliwości Yugena, jak to, że lepiej się nie przedstawiać jako członek Unii… Choć to raczej trudno było ukryć. To, że była trochę opalona. To, że mówiła z akcentem…Cholera, nawet nie mogła się przedstawiać nazwiskiem rodu, bo wtedy każdy pokojarzy jedno z drugim, ale jej własne nazwisko też mogło budzić wątpliwości. W końcu… Ach. To było nazwisko Shirei-kana. A Airan czy chciała czy nie, była do Kirino bardzo podobna. Nie jak dwie krople wody, nie – ale jedna nie mogła się drugiej wyprzeć, absolutnie. - Chyba będę musiała sobie wymyślić jakieś inne nazwisko… Chociaż to bez sensu, bo na mojej odznace i tak wszystko jest. No ale nie będę tego mówić na głos, spokojnie – nie była głupia… Przecież wiedziała jak to może wyglądać. Wiedziała kim jest i choć nie miała z tego tytułu żadnych przywilejów, to skandal polityczny mógłby być naprawdę niezły, gdyby coś poszło nie tak. Ale co miało pójść nie tak? Yugen wziąłby ją jako jeńca Unii? Czy może Uchiha byliby zdziwieni, że Maji ich nie lubią? No chyba o tym wiedzieli… Tak czy siak póki nie znała oficjalnego stanowiska Unii, nie zamierzała robić im problemów, absolutnie. Nie po to własną krwią umacniała tam porządek, by coś teraz popsuć jakąś jedną, głupią decyzją. I choć to pójście na wojnę razem z Yugenem było jednocześnie kalkulowane i jednocześnie zrywem emocji, któremu zamierzała się poddać, to nie była przecież głupia, by nie działać z głową. - To po tym, gdy Unia się zawiązała. Musieliśmy zrobić porządek we własnych granicach, a z surowcami u nas jest tak po prostu ciężko, to pewnie dlatego. Jak możesz pomagać innym, kiedy u siebie masz bałagan? – to było pytanie retoryczne, ale też odpowiedź na wątpliwości Yugena. Sprawa tego, dlaczego odcinali się od Muru raczej nie była polityczna, bo jeśli była, to kompletnie nie miała sensu. Tym bardziej, ze znała odczucia swojego rodu względem tego… Tylko to, że Mur w ogóle istnieje powstrzymywało ich od otwartej nienawiści do Uchiha. Od krzywd, jakie wyrządzili całemu właściwie światu. - Może o tym nie wiesz, ale Maji to pokojowy szczep… ród – ciągle się myliła mimo tego, że minęły dwa lata. Ale w jej głowie nadal miała wizję swojego małego szczepu żyjącego w Kikotsu najpierw pod butem Kaguya, a później obok Sabaku, którzy zwrócili im wolność. - A nasza relacja z Uchiha jest… Bardzo bardzo zła – a to już o czymś świadczyło, skoro pokojowo nastawiony ród ma naprawdę złe relacje z jakimś rodem. - Wiem. Wiem jak to jest kiedy zaczyna się wojna – widziała naprawdę wiele konfliktów, by móc wyciągnąć wnioski.
- Pomóc wam się spakować? – bo ona to była gotowa… Wszystko popieczętowane, wszystko idealnie na swoim miejscu, poukładane jak się należy. Airan była bardzo drobiazgowa i zorganizowana. I była pedantką. Przed opuszczeniem domu Yugena sama się tylko przebrała w coś odpowiedniejszego do podróży, poprzypinała kabury na broń na uda, naciągnęła opaski na ręce i przytroczyła miecz do pasa. Reszta była w torbie, którą miała przewieszoną przez ramię – i to było naprawdę wszystko. Zwarta i gotowa.
- I wzajemnie – odparła, odpowiadając uśmiechem na uśmiech. A potem… Potem udali się do Siedziby Władzy, żeby Yugen nie był spóźniony. Brzydko było się spóźniać.

[zt + Yugen]
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
ODPOWIEDZ

Wróć do „Domy mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość