Dom Yugena

Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Dom Yugena

Post autor: Yugen »

0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Drobny, drewniany stolik, na nim pergamin i zestaw kaligrafii. Przy stoliku poduszka, na której zasiadał Yugen, okryty kocem na ramionach. Spoglądający na zaśnieżony świat za drzwiami taraoswymi, które były otworzone i pewnie każdego zimny podmuch przyprawiałby o dreszcze, ale dla niego był odświeżający. Czarka z herbatą jaśminową stała na mniejszym stoliczku obok. Nie mógłby jej postawić nad pergaminem z szacunku dla jego wartości. I nie była to wartość pieniężna. W końcu pod jego ręką znajdował się też list, który dostał chwilę temu, ale przez otworzone drzwi domostwa i zachęcający do wyjścia świat jakoś w ostatnich dniach nie miał czasu odpisać. Nie zamierzał również dłużej zwlekać.
Droga Airan,

czas wydaje mi się płynąć szybko tylko w niektórych momentach. Jego harmonia zgrywa się z człowiekiem - im więcej przemierzasz kroków i wykonujesz gestów, tym bardziej wydaje ci się przenikać przez palce. A przecież on wcale nie przyśpiesza. Nie mam problemu z nadążeniem za nim, więc i pewnie dlatego choroby się mnie imają - zawsze zdążę na czas założyć szalik na szyję. Słowo honoru, że nie wybrzydzam też z obiadkami. Ikigai tego skrzętnie pilnuje od ostatniego ekscestu z nadmiernym schudnięciem, a i moja dobra matka wzięła to sobie do serca aż za bardzo i zaczęła za mną chodzić jak za małym bobaskiem z łyżką. Żartuję, rzecz jasna, choć była taka przejęta, że sytuacja malowała mi się w takim obrazie. Miałem też sporo czasu, żeby samemu podszkolić się w kulinarnych wojażach i muszę przyznać, że jest to wciągające zajęcie. Przyjemne, jeśli tylko masz czas.
Serce rwie cię do podróży? Moje statycznie osiadło tutaj. Czasem mam wrażenie, że zakopałem je w tej ziemi, żeby mocniej dla mnie biło. Zabawne jednak, że o tym wspominasz - o tej chęci zobaczenia miejsc przez własne oczy, nie własnej siostry. Jesteś bardzo zdolną kunoichi i musi ci być ciężko żyć w jej cieniu. Nie będę wchodził w dalszy ciąg tych słów, sama znasz siebie najlepiej, a to, zgodnie z tym, co pisałaś, może tylko popychać w ponure rozmyślania. Tymczasem ja chciałem ci przedstawić dobrą nowinę. Dałem się w końcu Ikigaiowi namówić na drugiego ninkena. Nie wiem, czy nie będzie problemów z formalnościami, ale jeszcze tej zimy raczej będę miał nowego członka rodziny. Widziałaś kiedyś szczeniaka ninkena? To rzadki widok. Są jak skarby, a większość z nich ludzie i inni ninja mylą w młodym wieku ze zwykłymi psami. Dlatego też wspominałem, że cieszy mnie to, że marzy ci się podróż. Jeśli masz ochotę zapraszam pod koniec zimy do Ookami-den. Dobrze będzie też się spotkać po latach. Wiele ich minęło - nawiązując do twojego wspominania dawnych lat.
Skoro przy tym już jestem to mogę ci napisać wprost - nie zanudzasz mnie. Takie małe i drobne wspomnienia są piękne i pozwalają czasem przetrwać te najcięższe chwile. I przecież to te małe wydarzenia nas budują. W tym wypadku - pokazując, że czasem wystarczy pragnienie zrobienia czegoś dobrego, żeby zmienić świat na lepsze. Jeśli zaś już chcesz zmieniać świat - to zaczynasz od tego małego wokół siebie. Niewielu robi wielkie skoki w jeden dzień. To słodkie wspomnienie i cieszę się, że miałem okazję o nim przeczytać. Czy zastanawiasz się teraz, czy zostało jeszcze w tobie coś z tamtego dziecka? Dorastanie wiąże się z tym, że zaczynamy zapominać, że czasem wystarczy złapanie za łopatkę i po prostu przesadzenie róż z pasją. Mówimy sobie: przecież to niemądre. Muszę najpierw nauczyć się, jak sadzić róże, a potem poznać je dokładnie. Człowiek dorosły podważa swoje pomysły i własne umiejętności nawet co do tak trywialnego tematu jak posadzenie kwiatów. Dziecko tego nie robi. Ponieważ dziecko doskonale wie, że kochając kwiaty i zaczynając je przesadzać, robi to z miłością i wiarą w to, że to się musi udać.
Ach, ta twoja sukienka! Wypadła mi zupełnie z głowy. Mam nadzieję, że mi wybaczyłaś, że nie okazałem się najlepszym doradcą. Ponoć mam niezgorszą wyobraźnię, a temat kreacji, zwłaszcza antaiskich, mnie przerasta. Cieszę się jednak, że udało ci się dokonać wyboru. Ktoś ci w końcu doradził?
Twój rysunek lamy jest natomiast piękny. Intrygujące zwierzę, wygląda nieco jak owca na długich nogach i o długiej szyi. Znów muszę cię prosić o wybaczenie, ale tym razem za towarzysza - Ikigai nie docenił twojej twórczości. Gdyby tylko miał palce zdolne dźwigać pędzel to jestem przekonany, że zawstydziłby wszystkich malarzy. Na szczęście nie ma takiej możliwości i rynek obrazów jest bezpieczny. Zostaje mu więc tylko bycie weteranem krytyków sztuki. Wracając do lam - nie słyszałem jeszcze o takim zwierzęciu, ale poszukam informacji. Może w którejś z książek będzie o niej wzmianka.
Nie ma u nas skorpionów, więc nie miałem takiego okazji zobaczyć na żywo. Słyszałem jedynie od kupców - tutaj też straszą tymi stworzonkami, ponoć są okropnie jadowite. Jeśli będziesz przemierzała pustynię w dalszych trasach to uważaj na siebie. Te piaski wydają się spokojne, ale kryją w sobie zadziwiającą ilość życia, nawet bez oaz. Przy tak niebezpiecznym terenie nasze Wietrzne Równiny są wręcz rajem.
Miyoko ma ręce pełne roboty. Co prawda nie powstaje u nas druga Unia czy też Cesarstwo, ale niepokój wdarł się na te ziemie. Dlatego i ja wziąłem na swoje barki część zmartwień Yusetsu. W Sogen trwają właśnie napięcia między Murem a rodem tam panującym. Szmery przechodzą przez cały świat. Prawie jej nie widuję. Wyczuwam napięcie, które, mam nadzieję, nie przerodzi się w nic poważnego. Ikigai natomiast po staremu. Nadal denerwuje się za nas dwóch i udaje, że wcale nie ma ochoty zanurzyć nosa w zaspie śniegu. Jesteśmy teraz w trakcie rozwiązywania sprawy z zatrutą rzeką - poważna sprawa, bo odcięła wielu mieszkańców Yusetsu od wody. Wszystko jest jak na razie na dobrej drodze do poprawy tego stanu rzeczy. A jak tobie żyje się w Unii? Wydaje się, że po latach wojen wreszcie zagościł u was pokój.
Najlepsze pozdrowienia,
Hao
Zamknął pergamin, składając go w równe części i chowając do koperty - kiedy tylko wysechł tusz i nie mógł się już rozmazać. Znalezienie posłańca było już tylko formalnością, któremu zapłacić odpowiednią ilość gotówki i poinstruował, dokąd dokładnie list ma trafić. Potem wrócił do domu, żeby razem z Ikigaiem, zgodnie z treścią listu, coś sobie ugotować.

Gracz odbierający: Airan
Miejsce docelowe http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=115&t=9753
Trasa: przez Sakai
Koszt: 100 ryo
[*]Przesyłka: list

Poprzedni list od Airan:
Drogi Yugenie,

czas mija tak szybko, że czasami nawet nie zauważam kiedy. Zawsze jest tyle rzeczy, które chciałabym Ci opowiedzieć i przelać na papier, a jak przychodzi co do czego, to coś mnie odrywa od pisania. Nie myśl sobie, że o Tobie zapomniałam – o nie, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze, że grzecznie jesz obiadki, nie wybrzydzasz i że nie chorujesz, a w zimę ubierasz się ciepło. Że masz co robić, że ciągle widzisz miejsca, w których możesz się rozwijać, i że gdzieś tam widzisz dla siebie szczęście. Naprawdę mam taką nadzieję.
U mnie wszystko dobrze, po staremu wręcz. Piasek jest tak samo złoty i tak samo gorący, oazy tak samo nieliczne i ludzie wokół tak samo irytujący. Odkąd powstała u nas Unia, to mam pełne ręce roboty – na tyle, że coraz częściej myślę sobie o tym, żeby się stąd w końcu ruszyć i zobaczyć resztę kontynentu bez oczu Kirino gdzieś obok mnie, chociaż ona i tak też ma mnóstwo pracy, tyle, że bardziej… statycznej. Ale sam wiesz jak to jest. Jedni siedzą na swoich szanownych czterech, a inni zapieprzają jak dzikie osiołki. Siostra mówi, że zaczynam się starzeć, bo czasami siadam sobie i wspominam stare dobre czasy, ale myślę, że jest po prostu zgryźliwa. Wiesz, ten typ tak ma. Może się zagalopowałam, bo stare wcale nie znaczy dobre, ale jest trochę takich miłych momentów, które zapadły mi w pamięć. Na przykład jak miałam chyba pięć lat, to pamiętam, że zapragnęłam być nie kunoichi, a ogrodnikiem i wytrzasnęłam skądś łopatę i próbowałam przekopać taki mały ogródek, nad którym pracowała moja matka. Mało co u nas rośnie, ale mama wytrzasnęła skądś takie piękne róże, pamiętam, że miały taką pomarańczową barwę, lekko wpadały w róż i zabarwione były żółcią – i tak bardzo mi się podobało, jak matka je sadziła… Posadziła i nie rosły, mówiła, że muszą się przyjąć i szło to wszystko bardzo powoli i któregoś razu mnie nie upilnowali, a ja je porozsadzałam. Ależ był w domu krzyk! Że cała praca na marne, że pieniądze w błoto – nie dosłownie, ale widziałam, że mama była tym wszystkim zmartwiona. A niedługo później okazało się, że róże puściły pąki. Nowe miejsce bardziej im się spodobało, a ze mnie jest ogrodnik pierwsza klasa, do dzisiaj u nas rosną i kwitną. Rozrosły się nawet trochę na ściany domu. I tak sobie wspominam czasami jak na nie patrzę – że było dobrze, bo dziecko nie ma przecież żadnych trosk. No, prawie żadnych. Ale to nie znaczy, że kiedyś faktycznie było lepiej. Było… Inaczej. Przepraszam, miałam potrzebę się tym podzielić, mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam.
Ze spraw bieżących i istotnych – udało mi się w końcu kupić materiał na sukienkę (i nie jest czarny!), zajęło to tylko rok, więc i tak uważam to za duży sukces. Ostatecznie zdecydowałam się na fiolet, ale przyznaję, że czerwień też kusiła. Najbardziej to czarny, wiadomo, ale takie już mam (że niby za dużo czarnego, wiesz jak jest, ale co to w ogóle znaczy “za dużo czarnego”?). A! Ostatnio jakiś ekscentryczny bogacz sprowadził skądś na pustynię takie stworzenie dziwne… Zwierzę jakieś chyba niby (?), nazywają je “lama”. Musiałam się pytać kilka razy, bo aż pewna nie byłam. Śmieszne strasznie, puchate to takie, z długą szyją, ma nawet kopytka. Tylko JAK TO RYCZY. Na słodką Amaterasu, zupełnie jakby jakaś bestia szła do walki, a to nie – to po prostu sobie skubie siano, pije wodę i się wydziera. Ale jakie to śmieszne jest w ogóle! Takie białawe umaszczenie ma, całe pokryte tym swoim futrem, i tylko morda taka goła. A ogonek śmieszny. W życiu takiego dziwactwa nie widziałam, aż Ci narysuję, bo to wymaga uwiecznienia. Nie wiem, czy u Was są takie, ale dla mnie to tak egzotyczne i nikt nie wie skąd jest sprowadzone, więc zakładam, że może z Głębokich.
O, a w sumie to widziałeś kiedyś skorpiona? Tak mnie tknęło, że kupcy to zawsze narzekają na nasze skorpiony, że tego cholerstwa nie ma nigdzie indziej tylko u nas. Nie wiem jakie cholerstwa są gdzie indziej, ale na nie akurat narzekają straszliwie.
Co u Ciebie, Yugen? Jak się ma Ikigai? U Twojej matki wszystko w porządku?
Ściskam i całuję,
Airan
*na osobnej kartce znajduje się odręczny rysunek lamy, w dużym uproszczeniu, bo Airan nie jest żadną uzdolnioną malarką, ale nie zabrakło kokardy na czubku łba i zagadkowej, zadowolono-uśmiechniętej minki na pyszczku, sterczących uszu oraz krótkiego ogonka, bo lama została przedstawiona z profilu, z lekko przekrzywioną do frontu szyją i łbem. Był też podpis: “Lama”*
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Dom Yugena

Post autor: Kutaro »

Jeśli nie chcesz męczyć młodzika to zapraszam do siedziby władzy
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Blask słońca na twarzy każdego zimowego poranka był przyjemnym dotykiem błogosławieństwa. Ciepłem samej Pani Amaterasu. A kiedy budzisz się, a obok twojego serca bije jeszcze jedno serce? Malutkie. Pompujące krew przez drobne ciało. Leżące, naprawdę, na twojej klatce piersiowej. Z zamkniętymi ślepiami i rozciągniętymi, malutkimi łapami, jakby się rozkraczył po zrobieniu kilku kroków i w takiej pozycji postanowił już pozostać. Tuż obok - kolejne serce. Ale już nie na tobie, to dopiero byłoby dziwne. Zdecydowanie Ikigai ważył zbyt wiele, żeby się wylegiwać na twoim ciele. Bardzo pokrzywiony obraz rodziny. Właściwie to nawet nie można was nazwać rodziną. Nikt normalny by tego nie zrobił. O ile założymy, że normalność tkwiła poza klanem Inuzuka, a nie zakotwiczała się w nim. Nie wiem. Tak było po prostu dobrze.
- Dzień... dobry. - Hao odwrócił wzrok w kierunku ciepłej czerni, na której brzuchu to on opierał swoją głowę. Domyci, wypoczęci, tylko teraz jeszcze brzuch wypadałoby napełnić po ostatnich paru dniach działań przeprowadzanych na zepsutych terenach. Nie odmówili sobie przecież - musieli tam pojechać następnego poranka, żeby się przekonać, czy na farmie wszystko gra. I grało. Czasem historia lubiła wynagradzać trudy, których podejmowałeś się w celu jej uratowania. Tej każdej, pojedynczej historii, którą przeżywał każdy człowiek.
- Język ludzki nie taki straszny, jak go malują? - Zapytał z łagodnym uśmiechem, sięgając ręką do psiego pyska, z którego spoglądały na niego uważne, czereśniowe ślepia. Naprawdę piękne. Nie było żadnego innego ludzkiego spojrzenia, które patrzyłoby na niego z takim zrozumieniem. Bo człowiek, nawet kiedy był ninja, przecież chciał zostać zrozumiany. Akceptowany. Na nic nie zamieniłbyś tego daru, który otrzymałeś. Tej linii krwi, która płynęła przez żyły. Nawet jeśli fizycznie w ogóle nie przypominałeś typowych mieszkańców Yusetsu. Ikigai prychnął.
- Robię... tylko... to... ciebie. Dla-ciebie. - Śmiesznie to wyglądało. Jeśli ktokolwiek widział psa uczącego się mówić, to daję słowo, że wyglądało to przezabawnie. Kiedy kłapał szczęką i nie mógł jej jeszcze dobrze opanować, a język mu się nieco plątał. Ale tym razem się nie roześmiałeś, tylko potarmosiłeś go mocniej za uchem, tylko uśmiechnąłeś szerzej. Bo przecież doceniałeś te starania. Czy nie okrutnym byłoby wyśmianie ich? Ikigai zrobiłby dla ciebie wszystko. Był jak anioł stróż, którego przysłali bogowie z wrót piekieł. Zabawne. To samo myślał Ikigai o Hao. Z tym, że był przekonany, że to nie ręce demonów, a anielskie skrzydła zniosły go na tę ziemię. Tak upadają anioły.
Ich treningi mowy Ikigaia trwały przez ostatnie dni. Kontynuowane sprzed wielu lat - kiedy to zostały przerwane i Ikigai stanowczo odmówił dalszej komunikacji na poziomie mowy ludzkiej. Czasami zetknąć się z niebezpieczeństwem to zmienić pole widzenia. Zarówno w dobrą jak i złą stronę. Przeszli przez podstawy, bardziej neutralne i naturalne dla ludzi zwroty i w końcu dotarli tutaj - gdzie Ikigai dzielnie siedział i przerabiał całe zdania. Już nie tylko litery, sylaby czy pojedyncze litery. Mała kulka została zostawiona na macie, w pomarszczonym i przesiąkniętym zapachem Hao kocu. I całkowicie jej to pasowało. Przez moment tylko uchyliła ślepia, gdy dwójka wstawała i zaraz zwinęła się, zasypiając dalej.
Ich życie skupiło się w paru następnych dniach właśnie na tym - aby Ikigai mówił płynnie i bezproblemowo. Przy każdej głupiej okazji i każdej prowadzonej rozmowie. Przy tym, jak Hao pokazywał mu zwoje i czytał, nakazując po sobie powtarzać. Ikigai był niezmordowany. A robił to z taką dumą, jakby właśnie połykał najbardziej gorzką tabletkę swojego życia, ale próbował przy tym zachować pełnię klasy. Szło coraz lepiej. I błyskawicznie przede wszystkim. Głównie dlatego, że była to przecież wrodzona umiejętność - i kiedyś już ćwiczona. Mały szczeniak przysłuchiwał się temu z ciekawością, czasem ciągnąc zębami za rąbek kimona Hao, dopominając się o równą atencję.
- Jak go nazwiesz? - Ach, ten głęboki głos. Był pieszczotą dla uszu Yugena. Przyjemny, znajomy, teraz, po wszystkich treningach, całkowicie gładki. Nadal pilnował się, by mówić głosem ludzkim, aby ćwiczyć, by w razie czego mógł zostać poprawiony przez samego Yugena. Brunet przesunął wzrok na młodego ninkena, który patrzył na niego tymi jasnymi oczyma - tak jasnymi, że wydawały się wręcz ślepe. Jakby się zastanawiał.
- Karōshi.
Ciężkie imię w zamian za ciężkie czasy. Przesunęło się po myślach Ikigai wraz z ciężarem świadomości, ile fałszu niosły słodkie uśmiechy i ile ciemności tkwiło w łagodnych, czarnych oczach.

Trening mowy dla ninkena Ikigai został zaakceptowany ~Yukirin
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 330
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Podróż do Yusetsu była jednocześnie krótka i długa. Airan chciała tę trasę przejść szybko, ale też wcale jakoś bardzo się nie spieszyła – w końcu gdyby zależało jej na czasie, to wzięłaby konia. Nie chciała jednak przyjść zbyt późno, tym bardziej, że wysłała do Hao swoją wiadomość – i to też było powodem tego, że aż tak bardzo się nie spieszyła: chciała mieć pewność, że list do niego dotrze, że zdąży go przetrawić i dopiero wtedy zjawi się ona (wcale nie cała na biało), a nie że stanie się to w dowolnej innej kombinacji, która byłaby wielce niesprzyjająca. Skoro już miała kogoś odwiedzić (a robiła to nieczęsto ogólnie), i nie był to byle kto (byle kogo by nie odwiedzała, umówmy się), to chciała, żeby wszystko było w należytym porządku. Cieszyła się – ze zmiany otoczenia, z tego, że nie ma za plecami oczy Kirino, albo po prostu jej widma czającego się w oceniającym spojrzeniu innych ludzi. Cieszyła się z tego, że może zmienić otoczenie. Ale przede wszystkim cieszyła się z tego, że będzie miała okazję po latach zobaczyć kogoś, kto towarzyszył jej w wielu wydarzeniach. Uczestniczył duchem i jako obserwator, ale z jej własnej perspektywy przelewanej na papier. Czas mijał, ludzie się zmieniali i dorastali, a Airan prawdę mówiąc nie miała do tej pory czasu, by się zatrzymać i pomyśleć. O tym jak bardzo zmienił się na przykład Yugen. A musiał zmienić się bardzo… Nie chodziło o charakter, bo ten przecież znała, co prawda z listów, ale mieli ze sobą kontakt dość regularny. Dopiero teraz zastanawiała się jak bardzo się musiał zmienić. Z takiego małego chłopaczka w… Nawet nie wiedziała jak powinna go sobie wyobrazić. Ona też się pewnie zmieniła, chociaż nie aż tak bardzo. Na pewno nie urosła, może co najwyżej miała trochę dłuższe włosy – ale większość ramy pozostała taka sama: smuklutka czarnulka o jasnym, fiołkowym spojrzeniu. Straciła już rysy nastolatki, ale jej skóra nadal była gładka i napięta, a spojrzenie z pewnością nie straciło swojego błysku i psotliwości.
Podróż do Yusetsu była jednocześnie krótka i długa też dlatego, że podziwiała zmieniające się obrazy przed jej oczyma. W Atsui kiedy opuściło się Kinkotsu przed oczami migał tylko jeden widok: może złota. Piasku, który odbijał światło słońca. Powietrze tak ciepłe, że aż parowało, a nad piachem unosiło się falujące, tworząc fatamorgany, przynosząc wizje zbliżającej się oazy, której wcale w tym miejscu nie było. A tu, po drodze? Pagórki mniejsze i większe, drzewa takie, śmakie i owakie, jeziorka, oczka wodne, pola uprawne, łąki, lasy, domy. Ile tego było! Airan nie potrafiła nacieszyć tym oczu, dlatego czas mijał jej szybko. Dłużyło się jednak dlatego, że tak naprawdę chciała już być na miejscu. Niektórzy mówili, że nie ważny jest cel, a droga – i Hibiki mogłaby się nie zgodzić. Cel był równie ważny, jak nie ważniejszy, bo bez niego nie było żadnej drogi.
W końcu, po tych prawie dwóch tygodniach w podróży jej nogi zaprowadziły ją do Yusetsu, a dokładniej do Okami-den, które było jej celem. Widok zupełnie odmienny od tego, który miewała na co dzień w Kinkotsu. Coś jeszcze sprawiało, że w sumie cieszyła się z tej podróży – że mogła się ubrać nieco inaczej niż normalnie. Nie porzuciła czerni, co to, to nie, jedynym nie-czarnym akcentem u Maji były jej oczy i miodowo opalona skóra (no i paznokcie i pełne usta pociągnięte czerwienią), ale mogła założyć na siebie coś, co bardziej przylegało do skóry, przy okazji ukazując wąską talię. W Atsui unikała ubrań, które tak bardzo przylegały do skóry, by się nie zagotować, ale tutaj… tutaj mogła sobie na to pozwolić. Nie porzuciła za to długiej, choć wąskiej spódnicy rozciętej wysoko na udach – a to tylko po to, by mieć łatwiejszy dostęp do kabur, które miała na nogach. Momentami było jej zimno, ale wtedy załatwiała sprawę płaszczem, jednak ostatecznie nie było tak źle. Zimę mieli już w końcu za sobą.
Znała adres Yugena i jakoś się w osadzie odnalazła, choć po pierwszym kluczeniu (i zgubieniu się) musiała poprosić kogoś o pomoc w znalezieniu drogi. Airan nic nie robiła sobie ze spojrzeń jakie przykuwała, choć akurat dzisiaj nieco ją drażniły. Może to dlatego, że trochę zaczęła się denerwować? Tylko czym? Znacie to uczucie, że nie widzieliście kogoś bardzo długi czas i cieszycie się na spotkanie, a jednocześnie denerwujecie tym jak wypadnie…? To było właśnie to. W końcu jednak Airan udało się znaleźć odpowiednie miejsce i stanęła przed drzwiami. Zapukała głośniej. Kobieta nie miała przy sobie wiele – ot, jedną większą torbę na ramieniu, oczywiście czarną jak ona cała. Wokół Airan unosiła się też mgiełka zapachów – dominująca nuta jaśminu wymieszana z aromatem cytrusów i egzotycznych owoców. Taki mały… sekret pustyni.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Airan bardzo dobrze wymierzyła czas. Chyba już potrafiła go wymierzać. Ile idzie jej poczta, jak długo trwa jej odczytanie, czego się spodziewać i potem kiedy czekać na list powrotny. Ich wymiany listowne czasami były naprawdę bardzo, ale to bardzo leniwe. A czasem zdarzało się tak, że odpisywali sobie dość prędko. Tym razem jednak Yugen nie odpisał niczego. Mając jej odpowiedź - i zapowiedź jednoczesnych odwiedzin. Tak i oto pan domu westchnął, spoglądając na całą tą przestrzeń i zastanawiając się, czy to w ogóle jest dobre miejsce do przyjmowania gości. Odpowiedź była prosta - nie była. A to dlatego, że Hao nigdy się gości nie spodziewał.
Na szczęście dobrze wiedział, że list swoją drogą - a na drugi dzień zapowiedziana istotka się nie pojawi przed jego progiem. A przynajmniej - tak ambitnie zakładała! To by mu dopiero zrobiła Airan niespodziankę! W takim wypadku - niekoniecznie miłą, prawdę powiedziawszy. Nie ma nic gorszego niż moment, kiedy gość, którego chcesz przyjąć ze wszystkimi honorami, odwiedza cię za wcześnie. Tak przynajmniej, ale to Przynajmniej tydzień za wcześnie. Niespodzianki nie było. Był za to czas, żeby rzeczywiście się tym zająć. Mała kulka dzielniee tuptała za swoim dużym, dwunogim tatą, w ogóle nie widząc nieprawidłowości w tym, że powinien raczej rozglądać się za tatą dwunożnym. O, na przykład za Ikigaiem, który chodził naprawdę dziwacznie, starając się malucha mieć zawsze między nogami i nie spuszczał go z pary swoich ślepi. Dlatego brunet czuł się w pełni bezpieczny i zapewniony o tym, że tej kulce nie stanie się żadna krzywda. A tuptać trzeba było za, chociażby, matą dla gościa. Za dodatkową pościelą. Za wszystkim, czego gość mógł wymagać. Chociaż i tak czuł się nieco zagubiony. Nawet mimo tak bystrego doradcy, jakim był Ikigai (i była to ironia, ponieważ Ikigai nie był zadowolony tym, że kobieta znów odwiedzi ich dom), nie bardzo wiedział, czego tak naprawdę Airan może potrzebować. Czego może jej zabraknąć. Co może sprawić, że nie będzie się czuła swobodnie. Czasem nadmiar myślenia był człowieka wrogiem. Zwłaszcza, kiedy starałeś się wszystko rozłożyć na cząsteczki pierwsze. A Ikigai? Nie mógł go winić. To znaczy - mógł, ale nie zamierzał. Ostatnia wizyty kobiety w tym domu w końcu nie skończyła się najszczęśliwiej.
Czas mijał, a kulka stawała się coraz bardziej żywa. Wyszła z choroby dzięki opiece Uindiego i najwyraźniej nic jej nie było pomimo trucizny, jakiej się nawdychała. Tak i został rozporządzony jeden z pustych pokoi, w którym kiedyś gościła śliczna narzeczona Yugena. Gdyby Airan, rzecz jasna, nie planowała zostać w karczmie. Bo być może tam czułaby się o wiele lepiej? Pisać listy, tworzyć i kreować - ach, pisać można wszystko. Hao doskonale o tym wiedział. Ludzie się zmieniają, tak i musiała się zmienić Airan. Kiedy stajesz kimś twarzą w twarz i przychodzi ci mówić, nagle nie masz czasu na zastanowienia. Nie możesz wyrzucić słów do kosza i przepalić ich w piecu, nie możesz ich przekreślić i zastąpić innymi, nie możesz siedzieć pięciu minut, by zastanowić się, co powiedzieć. Choć to ostatnie..? Może jednak możesz? Chyba kwestia towarzystwa.
Droga do domu Yugena, zwłaszcza po podpytaniu, okazała się niezwykle prosta. Samotniczy tryb życia chłopaka sprawił, że poprosił matkę o dom poza miastem - i tam też znajdował się ten. Przy granicy z lasem. Duży, rozległy, przestronny, parterowy. Nawet dwuskrzydłowe drzwi były duże - na pewno nietypowe dla zwykłych domów. Za to już raczej typowe dla posiadaczy ninkenów. Zwłaszcza takich, którzy powinni dawno być otoczeni gromadą trzech psów. I takim sposobem kobieta się tu znalazła - pukając. A odpowiedzią na jej pukanie nie był ludzki głos, a wściekły szczek. Ale naprawdę - wściekły. Małego stworzonka, które chyba już było gotowe mordować, palić i... och, wykazywało się agresją. I zaraz rozległ się za tym szczek już taki, który naprawdę mógłby podbić serce - głęboki, gardłowy, wielkiego basiora. Głosy psów po prostu się rozróżniało. A może człowiek czuł w kościach, kiedy te zwierzęta dawały z siebie głos, zrozumiały tylko dla nich, kiedy powinien przed czymś uciekać, a kiedy nie musiał się obawiać - bo to coś co najwyżej pogryzie mu kostki. I to niespecjalnie mocno. Że niby szczenięce szczeknięcia się urwały? A gdzie tam! Jeszcze wezbrały na sile, tylko że teraz przynajmniej nie zbliżały się do drzwi - a zatrzymały. Bo i mały Karoshi zatrzymał się przed Ikigaiem i zaczął mu niemal skakać do oczu za to upomnienie. Ikigai zaś patrzył na to z takim zdumieniem, że w pierwszym momencie nie wiedział, jak zareagować.
- Cisza. - Yugen odezwał się cicho, ale to wystarczyło, by oba psy podniosły na niego spojrzenia. A szczeniak zamilknął. Wyszedł z pokoju sypialnianego, wsuwając dłonie w koszulę, czarną, rzecz jasna, by zapiąć ją. Chłonąc powietrze.
- Czuję jaśmin. Kobieta. - Nauczyć Ikigaia ludzkiej mowy to jedno. Namówić go do tego, żeby się nią posługiwał - drugie. Ale na tym drugim na szczęście Hao nie zależało. Kiwnął tylko lekko głową i skierował swoje kroki do drzwi. Po czym je otworzył.
Tak, ten moment, w którym nie wiesz, czego się spodziewać. To i lekkie zaskoczenie zagościło na twarzy... mężczyzny. Bo już nie drobnego, chudego chłopca, jakim był. To była różnica. Tak drastyczna i gwałtowna, jak mrugnięcie oczu. Widzisz pod powiekami dziecko - chłopczyka o długich włosach, mądrych, wypełnionych ogniem oczach zalanych łzami, próbującego jakoś poradzić sobie w dramacie, jaki go oplótł, a potem oczy otwierasz. No, to na pewno nie było dziecko. Nawet nie chłopak.
- Airan! - Odezwał się, otwierając drzwi szerzej i uśmiechając się ciepło. Jak do dawno nie widzianej przyjaciółki. Albo może jak do kogoś, kogo chciałeś zobaczyć. A może... cóż, na pewno zdziwienie też malowało się na jego twarzy, ale tylko delikatne. Niewiasta przestała być dziewczyną - stała się kobietą. Nabrała tylko na urodzie. Może nawet rozjaśniały jej fiołkowe oczy, a może wydawały się tylko takie przez światło słońca, które muskało czule słońce. Odsunął się z drzwi, otwierając je na pełną szerokość. Ubrany całkowicie prosto - w czarne spodnie i koszulę, stąpając boso po własnym domu - bo tak wypadało przecież. Wszystkie buty ustawione były tutaj - za drzwiami. - Gdzie moje maniery. - Nawet się nie zorientował, że uśmiechał się tak i stał w progu w drzwi. Nie tego uczyła go przecież matula! - Miło cię widzieć. Wejdź, proszę.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 330
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Oczywiście, że potrafiła wymierzyć czas, dlatego w swojej wiadomości przekazała Yugenowi mniej-więcej kiedy będzie mógł się jej spodziewać, żeby mógł sobie rozplanować czas. Airan na przykład wiele planowała. Dokładnie wyliczała dni i bardzo nie lubiła zmieniać swoich planów przez jakieś tam przeróżne zmienne i wypadki. Nie to, że stanowiło to dla niej problem, skądże, po prostu była typem osoby, który lubił wiedzieć jak przesypuje się piasek w klepsydrze, ile ma się czasu do zajścia słońca, kiedy spodziewać się przejazdu karawany i jak prędko jej senbon doleci do przeciwnika, by wbić mu się w oczodół. Zakładała więc, że drugiej osobie jej dokładne wyliczenia mogą okazać się przydatne i chciała się wstrzelić tak, żeby jakoś to wszystko… poskładać w całość. Nie być ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno. Oczywiście, brała pod uwagę, że po drodze może ją wiele zaskoczyć, dlatego też napisała Yugenowi w liście coś w stylu, że „chyba” i „mniej-więcej”. Ale okazało się, że trafiła raczej bez problemu.
Że Hao jest samotnikiem to wiedziała – to zresztą tak jak ona, bo nie miała czasu zacieśniać więzi, kiedy nad głową ziało widmo ciągłego porównywania do idealnej siostry. Tak i można powiedzieć, że w ten sposób straciła dziecięce lata, ale czarnowłosa specjalnie tego nie żałowała, bo im bardziej poznawała ludzi, tym bardziej uważała ich wszystkich za debili. Jak na przykład ten ostatni, co to potrzebował eskorty… Była cierpliwa do czasu, bo w końcu i tamtemu musiała nagadać kilka słów, choćby tylko dla spokoju własnego ducha i żeby wyrzucić z siebie irytację.
Zacisnęła jedną dłoń na pasku torby, kiedy jej pukanie do drzwi już wybrzmiało. A chwilę później zaczęło się szczekanie. Nie, wściekłe ujadanie. Takie cieniutkie, jak to mają w zwyczaju małe pieski kiedy kręcą ci się wokół kostek i szczekają jak dzikie. Airan zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, spoglądając na te wielkie drzwi… Nie, nawet się jakoś bardzo specjalnie nie zdziwiła ich gabarytami. Widziała dwa ninkeny Yugena na Kami no Hikage, a dwuskrzydłowe drzwi pewnie ułatwiały przemieszczanie się do środka i na zewnątrz… I wtedy usłyszała jedno, głośne warknięcie. Na moment wstrzymała oddech, ale kiedy te wysokie szczeknięcia przybrały na głośności, to równie nagle się skończyły. A chwilę później drzwi się otwarły, co zwiastowały ciche kroki, ale Airan była bardzo uważną kobietą…
Nie spodziewała się jednak tego co zobaczy, tak i… zdziwienie było obopólne. I sprawiło, że na moment zapadła cisza – tak z jednej jak i z drugiej strony. Nie. Nie widziała nigdzie tego małego, chudego chłopaczka, którego pamiętała. Widziała za to, no właśnie, mężczyznę. Mrugnęła oczami raz, drugi, chłonąc szczegóły. Oczy. Oczy były znajome. I jej spojrzenie wyłagodniało, kiedy zdała sobie sprawę, że to właśnie jest Yugen.
Dziwnie tak, niby zdajesz sobie sprawę z upływu czasu, a tak naprawdę dociera to do ciebie dopiero, kiedy stajesz oko w oko z kimś, kogo niby znasz, ale jednak wcale nie do końca. Zaniemówiła na ten moment. Cholera, głos też się nie zgadzał. Prawie nic się nie zgadzało. Prawie.
- Przez chwilę nie wiedziałam, czy dobrze trafiłam – odezwała się w końcu, kiedy złapała pierwszą-lepszą myśl, jaka przyszła jej do głowy. Też się uśmiechnęła. Teraz już wiedziała skąd się brało to wcześniejsze zdenerwowanie, ale ono wcale nie zniknęło. Zostało za to ściśnięte i wepchnięte gdzieś w kąt. Szybko otaksowała go wzrokiem, chłonąc szczegóły, próbując przywyknąć do zmiany, której się spodziewała, ale chyba nie była na nią do końca gotowa, ale bardzo szybko wróciła fiołkowym spojrzeniem do twarzy chłopaka mężczyzny. On też wyglądał na zdziwionego – oto co robią lata znajomości korespondencyjnej. Skinęła głową, to było tak zwane kupowanie czasu, żeby nabrać oddechu, kiedy Hao odsunął się, a ona ściągnęła buty – nie dlatego, że wiedziała, że taki jest zwyczaj, a dlatego, że na pustyni też się tak robiło. Żeby nie nanosić piasku, bo się trudno to sprzątało. I odezwała się dopiero, kiedy weszła do środka, ale zamiast rozglądać się po wnętrzu, po prostu patrzyła na Yugena.
- Ciebie też miło widzieć. Przyznaję, że… Trochę się zdziwiłam – a o ninkenowym ujadaniu i szczeku już zapomniała.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Wnętrze domu było dokładnie takie, jak można było wziąć to miejsce na oko z zewnątrz - przestronne. Duża przestrzeń nie była ograniczona pokojami. Nie. Wchodziło się od razu do szerokiego korytarza, skąd był widok na to, co można nazwać salonem, a salon zaś miał kolejne szerokie drzwi przesuwane, które wychodziło na ogród. Przy tych właśnie drzwiach stał niski, niewielki stolik, przy nim przybory piśmiennicze. Przy ścianie półki ze zwojami czy książkami, bo przecież Hao lubił czytać. Na specjalnie przygotowanym stoliku, teraz pod ścianą, leżała guqin, na razie jedynie pięknie wyglądając i zachwycając kunsztem mistrza, który już rzeźbił z drewna. Stąd też było przejście do kuchni - nie odciętej żadną ścianą, z równie szeroki przejściem do niej między blatami z wyspą, jaką tworzyły oddzielając przestrzeń kuchenną od jadalniano-salonowej. I dopiero na prawo zaczynały się jakiekolwiek pokoje. Przy tej ścianie leżało wielkie siedzisko, a na nim - Ikigai. O czerwonych ślepiach i pysku zatkanym małą kulką, która przebierała w powietrzu łapkami... i gdy tyko Airan wysunęła się naprzód, znów rozległo się jego ujadanie, jakby miało nie być jutra. Ale takie wściekłe, takie złeee..! O ile gniewu było w tym małym ciałku! A Ikigai tylko poruszył ślepiami z jednej strony na drugą, po prostu malucha trzymając w powietrzu, kiedy ten uparcie machał łapami i próbował najwyraźniej biec - bogowie jedni wiedzą, dokąd.
- Przepraszam za niego. - Powiedział od razu, zamykając za Airan drzwi i podszedł od razu do szczenięcia, by odebrać je z pyska Ikigaia i wziąć na ręce. Dopiero kiedy położył palce na pysku malucha, jego szczeknięcia ustały. Ale jego nieco zzezowane teraz ślepia - próbujące wyłapać tak palec na swoim pysku jak i samą Airan - nie mogły się właśnie od wspomnianej kobiety oderwać. Od nowego zapachu. Nowego człowieka. Nowego niebezpieczeństwa. - Wszystko uważa za śmiertelnie niebezpieczne zagrożenie, zwłaszcza ludzi. - Brzmi znajomo? Maluch był... po prostu maluchem. Małym szczeniakiem o tak jasnych ślepiach, że wydawał się sam ślepy. I mimo tego, że był szczeniakiem, to wcale nie był taki malutki, jak można by sobie to wyobrażać myśląc o zwykłych psach. Ta bestia miała przerosnąć wzrostem nawet swojego właściciela.
- Dzień dobry, Airan. - Ikigai podniósł się z siedzenia i uniósł łeb, by z nastawionym na sztorc uszami przyjrzeć się goszczonej w ich domu osobie. Piękna. Przemknęło przez psią myśl, kiedy przyglądał się kobiecie, która ewoluowała w prawdziwego motyla. - Czas sprzyja twojej urodzie, ale na pewno nie kunsztowi malarskiemu. - No, Ikigaiowi też się trochę podrosło. Ale zmiana nie była aż taka duża. Nabrał też masy i... nauczył się mówić. To przede wszystkim. Hao naprawdę doceniał, że wysilił się na rozmowę, znając jego charakter, ale też wiedział, że mimo narzekań i cynizmu tego ninkena, był wdzięczny Airan. Za pomoc. Za to, że chociaż oni przetrwali. Nawet jeśli jego siostra oddała wtedy życie za ich bezpieczeństwo.
- Ciężko tu nie trafić. Większość Inuzuka ma we krwi izolacjonizm... ale zdziwienie jest dla mnie zrozumiałe. Minęło przecież wiele lat. - Uśmiechnął się raz jeszcze. - Jesteś głodna? Nie wiedziałem, kiedy dokładnie będziesz, więc musiałbym coś przygotować. Proszę, czuj się jak u siebie. Przygotowałem dla ciebie pokój gościnny, gdybyś wolała od ryokanu. - Karoshi cofnął swój łeb i właśnie złapał Hao za palec, zaciskając na nim szczęki. Nie z całej siły, ale jego ząbki wbijały się w jego skórę - nie przebijały jej jednak.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 330
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Przyjrzeć się wnętrzu miała Airan dopiero za chwilę, bo jej uwagę pochłaniało obecnie coś zupełnie innego. Nie, nie coś. Ktoś. Ktosie już teraz właściwie, bo w końcu otoczenie zwróciło jej uwagę i przestała się przypatrywać Hao. To te machające w powietrzy łapy miały teraz jej pełną uwagę. To i… ach, znowu ten cieniutki szczek! Ale teraz już przynajmniej wiedziała co ma tyle siły w płucach, że szczekało ile wlezie. Na nią. A była to mała-słodka-czarna kulka. Hibiki tylko na moment przeniosła spojrzenie na mądre, czerwone ślepia, będąc stuprocentowo pewną, że jej obecność została zanotowana już wcześniej i że to ten sam ninken, którego pamiętała sprzed lat. Jednego z dwóch… Ale drugi… To był temat, którego się nie rozdrapywało. Ból musiał być ogromny, a i pamiętała jak to było właśnie kiedyś. Pamiętała doskonale dzień, w którym poznała Yugena i jego ninkeny – miała go nie zapomnieć do końca życia. Teraz zaś jej uwagę pochłaniała ta wyrywająca się, szczekająca kulka, która z kolei chciała się gapić na nią. Dokąd chciała biec? Airan nie była znawczynią, ale miała co do tego pewną teorię, i pewnie nawet się wiele nie myliła. Że to małe chciało biec ją obwąchać i pogryźć po kostkach!
- Daj spokój, nie ma za co przepraszać – głos Airan był bardzo melodyjny i śpiewny, to ten akcent Samotnych Wydm, którego nawet nie próbowała ukrywać. - Jednak zdecydowałeś się na malucha? – teraz wydawało się być wszystko jasne. Hao wspominał o tym w liście, że myśli o tym. Że Ikigai go namawia… Wyglądało na to, że wszystko poszło zgodnie z planem. - To dobrze – dodała zaraz. Teraz uśmiechając się do tego szczekającego szczęścia. Mały miał stuprocentową rację – Airan była śmiertelnie niebezpieczna, była w końcu wyszkoloną kunoichi, tyle, że… nie była śmiertelnym zagrożeniem dla mieszkańców tego domu. Gdyby musiała się bronić to co innego. Ale nie przyszła w odwiedziny po to, żeby wszczynać niepokój. Wręcz przeciwnie. - Cóż, ludzie są jacy są… - nie musiała kończyć. Bo ninja bronili ludzi przed… innymi ludźmi zazwyczaj. Nie było się co oszukiwać.
Zdziwień nie miało być najwyraźniej końca, bo gdy Airan złapała już za łeb swoje pierwsze zdenerwowanie i zaskoczenie tym, co tutaj zastała, zaraz doszło do tego nowe…
On.
Gadał.
Ale czy powinna być aż tak tym zdziwiona? To w końcu był ninken, a nie zwierzę. A ninkeny tak bardzo obcowały z chakrą, zwłaszcza swojego właściciela, że… Wątpiła, żeby to miało jakikolwiek związek z chakrą akurat, ale jednak mimo tego, że miały aparycję zwierzęcia, to były inteligentne jak ludzie, wiec pewnie i mowa była możliwa. A jednak… Airan nie brała tego wcześniej pod uwagę i teraz oto była – rozbrojona zupełnie, stojąc w przedsionku obcego domu, przy mężczyźnie, którego pamiętała jeszcze jak sięgał jej gdzieś do piersi, a teraz przewyższał ją gdzieś o głowę, z małym wyrywającym się ninkenem i drugim, dorosłym. Gadającym. Musiała mieć teraz bardzo głupią minę na tej swojej urodziwej twarzyczce.
- Ho ho. Ikigai. A niech mnie. No dobrze, punkt dla ciebie – wypuściła powietrze z ust, kiedy w końcu złapała rezon i słowa same do niej spłynęły. Żeby odpyskować. Ale z uśmiechem. - Skoro potrafisz mówić, to może potrafisz też malować? Możemy zrobić zawody w malowaniu – z tego co pisał jej Hao – Ikigai malować nie potrafił. Ale Airan wcale nie mówiła na poważnie. - Starałam się jak mogłam – a że mogła niewiele… Bo i swój czas nie poświęcała na doskonalenie malunków. Ćwiczyła się raczej w sztuce wojny, a na pustyni, gdzie do pewnego momentu wojny i walki wybuchały co chwilę, było to na wagę złota. Ale prawdziwego złota, a nie tego podrabianego przez Sabaku.
- Minęło. Rozpoznałam cię dopiero po oczach – takiego widoku się nie zapomina. I choć teraz jego spojrzenie było spokojne, to czerń spojrzenia pozostała taka sama. - Spodziewałam się zmiany, ale i tak spodziewać się a widzieć to dwie zupełnie różne rzeczy – twarz uśmiechała jej się sama. Dziwne zjawisko. - Nie, nie jestem, dziękuję. Hah, o wszystkim pomyślałeś co? – tego się po nim w zasadzie spodziewała. - Zobaczymy, dobrze? Nie chciałabym się wam na głowę zwalać, zwłaszcza jeśli ta mała słodka kulka miałaby być przez moją obecność nadaktywna – nie miała problemu z nocowaniem w ryokanie, najmniejszego. Wiedziała jednak, że jeśli Yugen się wysilił, żeby przygotować dla niej miejsce, to niegrzecznie będzie odmówić – i nocowanie tutaj też jej nie przeszkadzało, tak długo jak nie przeszkadzało to jemu i co najważniejsze – dwójce ninkenów. Nie chciała się narzucać, nawet pomimo tego, że była tutaj zaproszona. Bo co do tego, jak to mogło wyglądać, albo co sobie ludzie pomyślą, to to akurat miała głęboko w nosie. Przywykła już do tego, by nie przejmować się opiniami innych, bo te były jak deszcz na pustyni – przemijały szybciej niż się miało na to nadzieję.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Dzieci były niesforne i z wychowywaniem ich zawsze była masa problemów. Cały wręcz stos kłopotów. Małych, szybkich i hałaśliwych. Z ninkenami było łatwiej, przynajmniej Hao tak uważał, ale cóż - on własnego dziecka jeszcze nie miał. Nie to, że był za młody - wręcz przeciwnie. W normach tego świata gdyby miał już jedną pociechę to byłoby to jak najbardziej pożądane. Długość rodu, wszak... nie też po nic zeswatano go z niewiastą, która czuła do niego bardzo wiele - ale on nie czuł do niej niczego innego poza przyjaźnią. Która płynnie przerodziła się w żal. Żal zaś przyniósł odrobinę gniewu na kraniec języka. Ale to również była historia, którą napisano bliznami - tymi, których, jak słusznie to ujęłaś, Przyjaciółko, rozdrapywać się nie powinno. Było jednak za co przepraszać, ale i też było za co dziękować. Przepraszać za zamieszanie, bo jednak jego uwaga powinna się skupić na gościu, tymczasem musiał mieć ją całkowicie podzieloną przez czarnego ninkena. Dziękować za to, że w ogóle ten ninken był i że sprawił, że ten proces poznania się był jakiś szybki, gładki i przeszedł właściwie jak wiatr, który przetoczył się po mieszkaniu. Przeczesał go, pozostawił emocje we wnętrzu, ale wszystko uczynił łatwiejszym. Troszkę mniej dziwnym. Mniej nienaturalnym - jak na to, jak dawno się nie widzieli. Mów co chcesz, ale Hao też odczuwał dziwa tego, że widzi tutaj Airan - we własnym mieszkaniu. Też odczuwał ten dziwny ścisk, ale nie dlatego, że to Airan, tylko dlatego, że w ogóle ktokolwiek obcy wszedł do tego domu po naprawdę bardzo długiej nieobecności kogokolwiek. I jego mózg bardzo dobrze pamiętał, jak malowane były ściany krwią. I pamiętał pustkę własnego umysłu i ściskający żal serca. A teraz..? Teraz trzymał Karoshiego i wszystko było inne, nowe i zarazem - obce. Bo pomimo wszystkich tych wymienionych wiadomości i tego, że to nadal była ta sama Airan, kobieta wydawała się niepoznana. Czy to jest właśnie ta potrzeba oswojenia się? Hao, w przeciwieństwie do Ikigaia i jak wychodziło - Karoshiego - lubił ludzi. Poniekąd. Lubił z nimi rozmawiać i ich słuchać. Starał się przecież w końcu właśnie dla nich - gdyby więc tego nie lubił, to hmm... byłby nieszczęśliwy? Tymczasem i on był w oczach Airan obcy - przynajmniej tak uważał. Inny. Przecież dzieliło ich parę dobrych lat i jakby nie było - Airan była dla niego starszą ninja. Osobom, która widziała więcej i potencjalnie wiedziała o wiele więcej, samo to sprawiało, że należał się jej szacunek. Należało w tych oczach dobrze wypaść. Zawsze człowiek miał wątpliwości - czy czasem nie wychodzę głupio? Czy może się zawiodła tym, co zobaczyła? Yugen nie był aż tak krytyczny wobec siebie, przynajmniej nie w tym momencie. Pewne rzeczy jednak chciał wiedzieć.
- To raczej on zdecydował się na nas. Haha, brzmię jak stare małżeństwo... - Hao miał dziwne poczucie humoru, przynajmniej on sam uważał je za dziwne. Takie, które zazwyczaj nikogo wokół nie bawiło, choć jemu samemu wydawało się całkiem śmieszne. Może cwancyk polegał na tym, że nie potrafił opowiadać żartów. - Jest co opowiadać... - Nie kontynuował, bo zobaczył szok i rozbrojenie na twarzy Airan, która spoglądała na Ikigaia. A Ikigai spoglądał na nią i Hao aż za dobrze wiedział, że cholera była całkiem zadowolona, że wywołała taką reakcję. Słyszał niemal jego myśl: po to warto się było uczyć tego języka. Nie powiedział nic, a tylko uśmiechnął się lekko pod nosem. To i lepiej - ta przerwa i oderwanie. Bo brunet nie chciał wkraczać na ten delikatny temat, jakim byli ludzie właśnie. To, jacy są. To, czy Ikigai miał rację, nie przepadając za nimi. I czy prawo było po stronie tego małego szczeniaka, że taka do nich nienawiść płonęła w jego sercu, choć widział tak niewiele.
- Musisz mi dać poćwiczyć, masz przewagę doświadczenia. Potem zgarnę drugi punkt. - Ikigai pochylił łeb i wykonał niemalże dworski pokłon na odpowiedź, że punkt dla niego.
- Nie słuchaj tego starego cynika. - Starego, dobre sobie. To był żart ze strony Hao - no bo przecież to właśnie starzy ludzie nabierali na zgryzocie... Ikigai nabrał jej za szybko. I za szybko stracił swoją dziecięcą radość zabawy. Kocioł nie przyganiał jednak garnkowi, bo wiedział, że są z tej samej gliny ulepieni. Wzrok Hao jednak skupiał się na Karoshim, który właśnie ewidentnie go sprawdzał. Wiedział aż za dobrze, że zrobił źle, bo gapił się na niego jasnymi oczami. Trzymał i gapił. A Hao odpowiadał spojrzeniem. W pełni cierpliwie. - Puść. - Powiedział po chwili łagodnie. Nie puścił. Więc powtórzył drugi raz. Szczeniak w końcu puścił. - Możesz go zabrać, Ikigai? - Podsunął znowu malca wielkiej bestii, którą ten złapał w szczękę i skierował się z nim na dwór. Tam, gdzie przynajmniej dzieciak wyżyje swój nadmiar energii.
- Przyganiam Ikigaiowi, że nie lubi ludzi, a sam od nich stronię. Nieczęsto ten dom widuje gości, a skoro już widzi - postarałem się, aby niczego szanownej panience nie brakowało. - Wskazał gestem zaproszenie do większego, drewnianego, kwadratowego stołu przy którym leżały poduszki. - Mam wrażenie, jakby niewiele się zmieniło od tamtego czasu tak naprawdę. Tylko parę więcej opowieści zebranych w dzienniku życia.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 330
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Och, Airan sama swoich dzieci nie miała i nie zanosiło się, by miała mieć je prędko. W Samotnych Wydmach trochę się różniło od reszty kontynentu… Poglądy były zdecydowanie mniej tradycyjne. Kobiety były równe mężczyznom, a i ślubów nie zawierano tak prędko, byle tylko przedłużyć linię rodu. Robiono to, oczywiście, ale swoboda była znacznie większa. Znacznie, znacznie większa. I to był ogromny plus – że nie patrzą na ciebie jak na towar, który można sprzedać innej rodzinie, by pomnożyć swoje bogactwa, a później że zmuszają cię do rodzenia dzieci mężczyźnie, którego wcale nie kochasz. Piaski pustyni były gorące, warunki trudne, i każdy musiał sobie radzić. Nietrudno było więc zobaczyć dziwy, jakich próżno szukać gdzie indziej: na przykład kobietę kowala albo budowniczą. I to wszystko przekładało się też na inne aspekty życia. Tak czy siak – Airan swoich dzieci nie miała i doświadczenie z takowymi miała jedynie na podstawie dalszej rodziny. Ten malec tutaj nie różnił się jednak niczym – był głośny, był energiczny i pomimo tego, że tak na nią warczał, czarnowłosa nie potrafiła się nie uśmiechać z rozczuleniem. Maluchy chyba miały po prostu taki urok. No, może prócz ludzkich dzieci – w nich nie było niczego słodkiego. Nie uważała za to, że Hao ma ją za co przepraszać, bo zupełnie nie czuła się urażona. Nie była żadną księżniczką, której trzeba usługiwać, nie liczyła na żadne specjalne traktowanie, tym bardziej, że doskonale wiedziała, że maluchy potrzebują tony uwagi. Miała nadzieję, że jej obecność tutaj nie wprowadzi żadnej burzy i rewolucji, że będzie cicha i zupełnie naturalna – jak bardzo naturalna może być obecność kogoś, kto był i jednocześnie wcale go nie było przez ostatnie lata. Sama chciała dobrze wypaść. Supełek nerwów ściskał się gdzieś w środku pewnie zupełnie niepotrzebnie, tak jak zupełnie niepotrzebnie martwił się Yugen - bo ani trochę nie wychodził głupio. Ani źle. Ani nijak negatywnie. Airan była zaskoczona tym, co widziała, ale zupełnie miło zaskoczona.
- Niee, zupełnie nie – jak stare małżeństwo to można się było kłócić, a Hao ani trochę nie brzmiał na stare małżeństwo. Przede wszystkim z nikim się w tej chwili nie wykłócał ani nie przekomarzał. To nie była ta niezręczna cisza po sucharze roku, w której słychać tylko cykanie cykad, bo Airan cicho wypuściła powietrze przez nos z rozbawieniem. Może wcale nie chodziło o to, że miało się dziwne poczucie humoru, albo o to, że nie potrafi się opowiadać żartów, a o to, by rozmawiać z osobą, które te żarty bawią – albo chociaż trafić na taką, która ma podobnie niski poziom tego humoru? Airan nie była wybitnie rozrywkową osobą, więc istniała szansa, że to jej poczucie leżało na dnie, ale jeśli tak, to wspaniale się składało. - A widzisz, to wspaniale się składa, bo ja chętnie posłucham – w końcu… po to tutaj właśnie była. Żeby nie prowadzić rozmowy tylko pisemnie. Jasne, ich listy potrafiły być raz bardzo krótkie, innym razem bardzo długie, ale forma pisana nie była w stanie zastąpić kontaktu twarzą w twarz. Oboje wychodzili tutaj ze swojej strefy komfortu – ona ruszyła z wizytą, on przyjmował gościa i to jeszcze płci pięknej.
- Moje doświadczenie jest znikome, nie mam czasu siedzieć i rysować, bandyci sami się nie doprowadzą do porządku niestety – pierwsze zaskoczenie gadającym wilczurem zniknęło zastąpione przez normalną dla Airan procedurę nie gryzienia się w język. Rzadko kiedy to robiła, czasami nawet przed autorytetami nie potrafiła chować języka za zębami, a Ikigaia się nie bała. Może powinna – ale i ona nie była bezbronną dziewczyneczką. Przede wszystkim jednak nie była tutaj w złych zamiarach, a poza tym miała wrażenie, że, co zabawne, z tym ninkenem to ona bardzo szybko złapie wspólny język, bo sama potrafiła być okrutnie cyniczna. – Więc obawiam się, że jesteśmy na tym samym poziomie – drugiego punktu nie zamierzała oddać łatwo. Albo po prostu: w ogóle. - Nie no, czemu. Chciałabym zobaczyć lamę w jego wykonaniu. Albo jakiś ładny widoczek – ciekawe czy malunki Ikigaia przypominałyby te dziecięce gryzmoły. Airan aż takim beztalenciem nie była.
- Niespecjalnie mnie to dziwi. Znaczy… Ja jakoś też niespecjalnie szukam towarzystwa – patrzyła jak wielki basior bierze w zęby skórę na karku malca i wynosi go na zewnątrz z niebywałą delikatnością. Musieli mieć tutaj ostatnimi czasy niemałe zamieszanie z powodu wychowywania tego małego. Zadziwiające było to, że no właśnie, Airan była tutaj obca, i nawet nie śmiała myśleć inaczej, ale jakoś tak cieplej robiło jej się na sercu na myśl o tym ile szczęścia malec musiał przynosić i Yugenowi i jego starszemu ninkenowi. Nie musieli o tym mówić na głos, to było… czuć. Tak po prostu. Airan miała rację, gdy pisała w liście, że to dobrze, że się zdecydował na drugiego… Że dobrze mu to zrobi. I robiło.
Czarnowłosy wskazał jej wnętrze domu i Airan zrobiła już pierwszy krok po czym się zatrzymała. Odpięła miecz od pasa, złożyła pieczęć Tygrysa i przyłożyła broń do jednej ze swoich opasek, które miała na rękach, a które w pierwszej chwili mogły się wydać niewidoczne, ze względu na barwę. Wszystko było czarne. Ostrze zniknęło – bo Hibiki go nie potrzebowała. W końcu ruszyła we wskazanym kierunku, odrzucając jeszcze na ramiona długie, rozpuszczone, kruczoczarne pukle. - To tylko wrażenie, Hao. Zmieniło się mnóstwo rzeczy. O na przykład Ikigai był… - Airan poruszała dłonią, próbując znaleźć odpowiednią wysokość by wskazać jak duży, albo raczej o ile mniejszy był Ikigai z jej wspomnień - No nie mówił ostatnio – w końcu się poddała, bo ostatecznie nie nawiązała ani trochę go jego wzrostu. - Albo spójrz na siebie. Naprawdę na ulicy miałabym problem cię tak o rozpoznać, potrzebowałabym chwili skupienia. Oczywiście to absolutnie nic złego, przeciwnie, zmiany są potrzebne, ale chyba sam rozumiesz skalę. Albo o, na przykład u nas w Atsui… Odkąd powstała Unia to wszystko stanęło na głowie. Cały czas się zastanawiam kiedy wszystko pierdolnie. I nie przepraszam za dobór słów – uśmiechnęła się dość przewrotnie, bo ach, czasem trzeba było sobie poprzeklinać, żeby coś podkreślić. A przewrotnie, bo miała wrażenie, że Yugen nieczęsto używa takiego języka, albo w ogóle że jeszcze rzadziej słyszy takowy z ust damy. Fiołkowooka mogła wyglądać jak wyglądała i przywodzić na myśl bardzo wiele, ale raczej nie kojarzyła się na pierwszy rzut oka z bezczelnością i tym, że potrafi walnąć wiązanką. A jednak.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały, żeby Yugen - antypatyczny jeśli o kobiety i związki chodzi - miał w jakkolwiek najbliższym czasie mieć dziecko. Takie prawdziwe. Nie ninkena. Żeby w ogóle miał wchodzić w jakikolwiek związek! Co dopiero mówić o dzieciach, o zgrozo... Airan miała szczęście, że urodziła się w świecie, w którym nie było przymusów odgórnych związanych z małżeństwami i nikt nie kazał jej patrzeć na innego mężczyznę jak na osobę, z którym spędzi resztę swojego życia. Pod tym kątem akurat Hao też miał farta. Popełnił tylko na drodze tego szczęścia jeden, malutki błąd - wyobrażał sobie, że świat będzie zupełnie inaczej ułożony, a człowiek, z którym próbowała go zeswatać matka, nie będzie tak chory na swoim umyśle. Miyoko była kochaną kobietą, która właściwie niczego od niego nie wymagała. Może tego, żeby więcej jadł. Schudłeś ostatnio, Hao. Dobrze się odżywiasz? Może tego, żeby częściej się śmiał. Uśmiechnij się, Słońce! Chcesz ze mną pojechać na wycieczkę? Może tego, żeby więcej cieszył się życiem. Żeby więcej kochał i więcej odczuwał. Kiedy był mały zawsze martwiła się tym, że zamiast bawić się z rówieśnikami to ślęczał nad książkami albo trenował. Był tak zdeterminowany, żeby jak najszybciej stać się jej podporą... chyba dlatego, że ona nie miała się na kim opierać. Niby mogła mieć wszystkich - każdy mógł przyjść i podać jej dłoń. A Hao się zastanawiał, ilu z nich pragnęło miejsca, jakie zajmowała i ile czasu już broniła swojego tronu. W swojej trosce o syna nigdy więc nie zmuszałaby go do małżeństwa. Przecież sama nie miała męża! Ile to miała już lat! W Sogen i zaściankowym Kyuzo czy Soso musieli ją mieć za prawdziwą starą pannę. Tak nie wypada, przecież kobieta powinna się ustabilizować! Poniekąd mieli rację. Takie szepty na pewno się nawet w Yusetsu dało usłyszeć. A poniekąd - ponieważ czasami Yugen sam wspominał - mamo, mogłabyś już odpocząć. Ta kobieta nie miała nigdy na nic czasu, a jednak była szczęśliwa i starała się jak mogła dzielić tym szczęściem ze swoimi poddanymi. Była dla niego inspiracją. Wzorem tego, jak lider powinien wyglądać. Kochający swój lud i wychodzący do niego, żeby poznać jego problemy.
- Nawet mieszkańcy Yusetsu zapominają, że ninkeny swoją mądrością potrafią prześcignąć ludzi. - Airan nie zapominała. Nie wyciągała do Ikigaia ręki - och, nienawidził tego - żeby go pogłaskać, nie traktowała go jak psa, nie zwracała się jak do zwierzęcia. I nie to, że ten basior nie lubił w ogóle nie lubił pieszczot. Ale każdy przypadkowy dotyk był przez niego niemile widziany. Ciekawe, czy dałby się dotknąć Airan..? Kiedy się już przyzwyczai z myślą, że to nadal jest ich towarzyszka broni, która pomogła się im wydostać z Kami no Hikage. Czy to w ogóle jakiś wyznacznik? I mam na myśli - ciekawości! Nie samego faktu, że Airan znali, bo ten był ogromny. Z samego faktu, że mimo marudzenia Ikigai często sam podpytywał, co tam u koleżanki z pustyni. I chciał brać udział w tworzeniu do niej listów. A że ich łączyło wszystko - i nie było takiej rzeczy, której by nie dzielili - to w końcu w normę weszło to, że czytali i pisali je razem. Z ich dwójki to właśnie Ikigai był tym, który denerwował się o wiele bardziej. Co to będzie? I przede wszystkim - JAK będzie? I było zadziwiająco dobrze. Połączyła ich pyskatość - tego jeszcze nie grali! Pyskatość, która nie wybrzmiewała dźwiękiem starego małżeństwa między nim a Ikigaiem, bo oni się nie kłócili. Ich kłótnie, jeśli były, to zazwyczaj ciche. Nie to, że w ogóle nie byli niezgodni, bo w zasadzie byli zadziwiającą ilość razy, ale kończyło się na tym, że Ikigai nie chciał denerwować Hao, Hao nie chciał denerwować siebie... i chociaż dobrze wiedzieli, co im chodzi po głowach i jak skrajne mają spostrzeżenia na jakiś temat, to jakoś burze mijały bokiem. Nie zaglądały pod ten dach. Teraz ich wspólną burzą był malec, który, bogowie są świadkami, był naprawdę wspaniałą decyzją. I kiedy już się pojawił, całkowicie niespodziewanie, to Hao był bardzo szczęśliwy, że jest.
- Ach... - Uśmiechnął się, wyglądając za oddalającym się Ikigaiem, który jeszcze spojrzał na Airan tak, że nie miało się wątpliwości, że akceptuje wyzwanie, a potem na Hao tak, jakby brał go na świadka, co potrząśnie niebem i ziemią, jeśli to wyzwanie nie będzie miało miejsca. - Teraz będę musiał dzielić chakrę tylko po to, żeby Ikigai mógł malować. - Brzmiało to jak skarga, ale wypowiedziana takim tonem, że jego ciepło nie pozostawiało wątpliwości, że wcale mu to nie przeszkadzało. Bo i tak było. Jeśli tylko mógł sprawić, żeby ten ninken był bardziej szczęśliwy, to dlaczego miałby mu czegokolwiek żałować? Tym bardziej zasobu odnawialnego, którym jest chakra. - Ikigai trochę cię podpuścił. - Przechylił głowę, żeby spojrzeć na Airan. - Może przybrać formę ludzką. - I wtedy pies nagle przestawał musieć walczyć z pędzlem w pysku. A chociaż czarnowłosy sierściuch nigdy dotąd nie prosił o tę formę spędzenia czasu, to Yugen czuł aż za dobrze, że właśnie znalazł sobie nowe hobby i zamierzał o nie dbać. Dobre dla niego. Więcej treningu manualnego, mniej leżenia z łbem na ziemi. Przecież im wyżej trzymasz głowę, tym lepiej. Nie ważne, w jakiej sytuacji. Tak długo, jak długo zadzieranie jej nie było przechwałkami i butą.
- Zrobię herbatę. Życzysz sobie zieloną, białą, czerwoną? - Wskazał gestem zapraszającym do tego, by Airan usiadła i sam skierował się do kuchni. Z tego punktu był zresztą na kuchnię doskonały wgląd. - Zanim pojechaliśmy na Kami no Hikage, Ikigai ćwiczył ludzką mowę. Ninkeny są w stanie ją opanować od odpowiedniego poziomu rozwoju. Niestety po wyspie odmówił dalszej nauki. Dopiero niedawno dał się namówić. I to właściwie tylko z obawy o to, że kiedyś coś mi się stanie i nie będzie w stanie nawet poinformować medyka, co się wydarzyło. - Czy o ponurych i dramatycznych wydarzeniach powinno się mówić inaczej? Powinien się zmieniać ton? Hao miał naprawdę ciepły głos. Brzmiał tak, jakby to wcale nie były złe wspomnienia - to Kami no Hikage. Mówił bardzo łagodnie i powoli, tak jak łagodne były wszystkie gesty, które wykonywał. Wydawało się, że to są te dłonie, które łapiąc za nóż co rusz przecinały sobie opuszki palców przy krojeniu i lepiej było z nich zabrać nadmiernie ciężkie rzeczy, bo przenoszenie ich potrwa za długo w jego wykonaniu. - Hahaha... byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Za to ciebie bym szybko rozpoznał. Jak słusznie mówił Ikigai, tylko wypiękniałaś. - Och? Może nie powinien tego mówić? Może Airan odbierze mylne wrażenie? Zazwyczaj uważał na słowa, ale nie był takim krasomówcą, żeby ważyć je wszystkie i czasami dopiero po ich wypowiedzeniu przekonywał się, jak opacznie mogły zostać odebrane. Uśmiechnął się na to przekleństwo i na komentarz, że Airan nie przeprasza. Kobieta miała temperament i to dość ostry. W zupełnym przeciwieństwie do Yugena. Tak by się mogło zdawać. W tym zawodzie bez iskry nikt daleko nie docierał. - Mam nadzieję, że usłyszę od ciebie więcej o Unii. Jest bardzo ciekawą strukturą. - A Yugen wręcz uwielbiał się uczyć! Poznawać, dowiadywać się! - Dotarły do ciebie słuchy o propagandzie z Muru?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 330
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Czasami śmiać jej się chciało jak dochodziły do niej opowieści o tych wszystkich pannach „z kontynentu” (czyli spoza pustyni), których jedynym marzeniem i celem w życiu było wyjść za mąż i urodzić dzieci – i nie chodziło rzecz jasna o zwykłych ludzi, a o kunoichi. Że nie potrafiły postawić na swoimi i się tak dawały jak towar, często nieszczęśliwe ze swojej doli. Trochę było jej przykro, trochę było jej żal, ale najbardziej to czuła, że one po prostu nie chciały niczego zmieniać. O bogowie, jakby tak Airan ktoś powiedział co ma robić i jak ma żyć – ale by piekło zrobiła, byleby udowodnić, że nie będzie żadnych rozkazów słuchać. Bo rozkazy wydawać jej mogły tylko dwie osoby. Jej własna siostra, ale tylko dlatego, że była Shirei-kanem oraz Kotei Unii, którym w tym momencie był Sabaku no Jou. Nikt, kurwa, więcej, a i to przyjmowała z właściwym sobie niezadowoleniem – bo była wolnym duchem. Nie miała więc żadnego towarzysza, bo miała zwyczajnie inne priorytety i zbyt mało czasu na to, by zagłębiać się w relacje z innymi, nawet jeśli miała świadomość, że podobała się mężczyznom. Cholera, nie miała nawet żadnego zwierzątka, które czekałoby na nią w domu, bo pewnie więcej czasu musiałoby spędzać z jej rodzicami niż z nią, nawet jeśli niezmiennie mieszkała w Kinkotsu. Albo musiałaby je wcisnąć Kirino, o ta przynajmniej zawsze była na miejscu. I też nie miała męża – za to niezmiennie miała takiego jednego adoratora, który krążył wokół niej jak księżyc zataczał kręgi ze wschodu na zachód. I chyba niezbyt jej to przeszkadzało, skoro przez te wszystkie lata nadal go nie pogoniła. Airan się w to nie mieszała.
Nie miała pojęcia, że Ikigai nie przepada za dotykiem obcych – bo tym właśnie dla niego pewnie była, ale nie próbowała go głaskać ani nic z tych rzeczy, bo nie patrzyła na niego jak na psa. Być może to przez pryzmat listów Yugena, ale no właśnie, nie widziała w tym ninkenie zwierzęcia. Dla niej był osoba, ze swoim własnym charakterem, pasjami, ambicjami… Tak jak nie dotyka się obcych ludzi, tak nie zamierzała dotykać jego. Hao znała, ale też wcale nie szukała kontaktu fizycznego. Bo to było… takie dziwne. Ale to też kwestia wychowania; w końcu w Samotnych Wydmach raczej każdy trzymał ręce przy sobie i nie był zbyt wylewny. Nawet pary zakochanych co najwyżej trzymały się za ręce, nic więcej, a co dopiero ludzie, którzy nie byli w takich relacjach ze sobą. Airan więc nie robiła niczego, co byłoby i dla niej niemiłe, ale wiele z tego było jej własnymi przyzwyczajeniami. Nie to, by nie zastanawiała się nad tym, czy futro ninkena jest miłe w dotyku, bo się zastanawiała! Wiedziała za to, że Ikigai nie jest frywolnym pieseczkiem, że ma łeb na karku i że martwi się za dwie, a może nawet i czasami za trzy osoby. Za nią nie miał się kto martwić i denerwować, nie miała się z kim tymi uczuciami podzielić, więc musiała je gnieść w sobie… Ale przechodziło. Nerwy i zdenerwowanie powoli się rozsupływały po tym, jak zauważyła, jak gładko idzie to spotkanie – wcale nie tak niezręczne jak się spodziewała. Nie było wcale tak jakby się nie widzieli tak długo, co to to nie, było inaczej, ale… Wcale nie było to złe uczucie czy złe wrażenie.
Odpowiedziała swoim spojrzeniem na spojrzenie czerwieni – oj tak, wyzwanie przyjęte i zaakceptowane! – po czym odprowadziła wilczura z małym miśkiem wzrokiem, nim Yugen przerwał ten moment westchnieniem i odpowiedzią. Odwróciła więc spojrzenie na niego, już mając pytać co właściwie miał na myśli (chociaż znowu, Airan nie czuła się aaani trochę winna!, ale Hao nie wyglądał też wcale na niezadowolonego), ale mężczyzna ją ubiegł.
- Ludzką formę? – powtórzyła za nim przetwarzając to, co właśnie usłyszała. - O, to świetnie! Ale ja też go trochę podpuściłam. Chcę zobaczyć tę lamę jego autorstwa – nawet jeśli miała być lepszym odwzorowaniem niż jej własna. Airan uśmiechnęła się ubawiona – i oczy też jej się zaśmiały. - W razie czego zawsze możesz skorzystać z mojej, skoro to moja wina – czymkolwiek było to całe dzielenie chakry. Airan nie wiedziała, ale zawsze mogła przekazać trochę swojej, tym bardziej, że nad własną panowała lepiej niż perfekcyjnie. Mistrzowsko.
- Białą – ściągnęła w końcu torbę z ramienia i odłożyła ją na bok nim usiadła przy stole, gdzie zaprosił ją brunet. Fiołkowooka usiadła tak, by za bardzo nie świecić golizną swoich nóg i dopiero teraz rozejrzała się po mieszkaniu. Było przestronne – i choć w pierwszej chwili się zdziwiła, to w drugiej przyszedł moment realizacji: no tak. Wielki ninken też tutaj mieszkał i pewnie by się o wszystko obijał gdyby było inaczej. - Szczytny cel. Chociaż teraz nie wyglądał na kogoś, kto musi rozmawiać z medykiem, a mi do takiego tak daleko jak do bycia jedną z Sabaku – parsknęła ubawiona swoim nieśmiesznym żartem (własne przecież bawią) i odwróciła się raz jeszcze by zerknąć na drzwi, za którymi zniknął Ikigai i ten mały krzykacz. Była to jednak tylko chwilka, bo zaraz to Hao miał jej pełną uwagę, choć tę miała podzielną i radziła sobie naprawdę nieźle. Jakoś nie odczuwała, by ton rozmowy powinien się zmienić – ot, było to po prostu stwierdzenie faktu. Ona zaś tematu Kami no Hikage nie pociągnęła. Wiedziała, że był bolesny, pamiętała to doskonale. - Och… Dziękuję. To miłe – nie wiedziała kiedy to się wydarzyło w jej życiu, że stała się ładna, zupełnie przegapiła ten moment. Zdawała sobie z tego sprawę, mężczyźni przecież się za nią oglądali, czasami na nią gwizdali, czasami zagadywali, próbowali poderwać – ze skutkiem takim, że niezbyt to wszystko szło, choć oczywiście schlebiało jej, że się innym podoba. To, że i Yugen zwrócił na ten fakt uwagę było właśnie takie jak powiedziała: miłe, że tak uważał. Ale już się nauczyła nie wyciągać z tego więcej. Komplementy po prostu trzeba było potrafić przyjmować, ale fakt był taki, że nie każda kobieta tę sztukę przyswoiła. I tak – to prawda. Yugen wtedy był jeszcze dzieckiem. Teraz zaś… nie był i nie dało się tego nie zauważyć, tym bardziej, że nie był wcale przeciętnej urody. Airan wcale się nie spodziewała, że wyrośnie na takiego przystojniaka, a przynajmniej w jej mniemaniu.
- Ciekawą strukturą, to fakt. I niesamowicie nienaturalną. Aż się prosi, żeby wbić tam szpilkę… Ale oczywiście, chętnie ci poopowiadam. Tylko nie bardzo wiem od czego zacząć… Bo właściwie to nie wiem ile na ten temat wiesz – dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, ze to co dla niej jest oczywiste i naturalne, bo w tym tworze żyła, to dla Hao nie było. A ile mówiło się na świecie? Tego nie wiedziała za cholerę. - Tak, tak, dotarły. Uchiha jak zwykle mącą w wiadrze wody.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
ODPOWIEDZ

Wróć do „Domy mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości