To, że z boku całość wyglądała bardzo poważnie, to inna sprawa. Asahi po prostu podkreślił, że to od niego zależy przyszły los pojmanych i jest gotów zrobić z nimi w zasadzie wszystko. I faktycznie, był gotów.
Znaleźli się więc na dachu jego skromnej rezydencji i potrwali chwilę w milczeniu, podczas której Sabaku testował wytrzymałość pojmanych.
Doczekał się wreszcie odpowiedzi, chociaż te nie były zadowalające. Trochę spraw się wyjaśniło. Tak jak można było się domyślać, Kyoko nie zniknęła, tylko została uprowadzona. Za porwanie odpowiadała jakaś grupa. Jaka? W tym momencie Kogō pomyślał natychmiast o tych, z którymi już miał na pieńku i którzy niejeden raz zdążyli mu nieco napsuć krwi. Z wzajemnością, na całe szczęście. Zmarszczył brwi, czekając na rozwinięcie tematu, ale odnośnie tajemniczej grupy nic więcej nie zostało powiedziane.
Problemem w kontynuowaniu przesłuchania okazało się być dziwne zachowanie kobiety i nie mniej dziwna pieczęć na języku, którą pokazał pojmany osobnik. Co do samego omdlenia, to Ichirou minimalnie poluzował więzy, by upewnić się, że to nie jest efekt ściskania piachem.
Błagania mężczyzny nie zrobiły na nim większego wrażenia. Znaczy się, nie czuł potrzeby, żeby zabijać dla samego zabijania. Z drugiej jednak strony, gdyby doszło do tak drastycznego finału, to nie ruszyłoby to za bardzo jego sumienia i nie miałby koszmarów po nocach. Gdyby natomiast okazało się, że ubił tak naprawdę członków grupy Szakali, to nawet poczułby się odrobinę lepiej.
- Pomogę jej, ale najpierw potrzebuję konkretów, gdzie trzymacie Kyoko lub dokąd zamierzacie ją zaprowadzić. Jeśli nie kręcisz z tą całą pieczęcią, to powinno zależeć ci na szybkiej reakcji z mojej strony. Zginiecie tu oboje, albo od pieczęci, albo z mojej ręki. No chyba, że dasz mi to, co chcę i przekażę was nieprzytomnych ludziom, którzy was odratują. Masz pięć sekund na decyzję - wyjaśnił chłodno, nie zamierzając już więcej tracić czasu na te cholerne rodzeństwo, parę, czy kimkolwiek oni byli.
Oczekał wspomnianą chwilę, po której zaczął zacieśniać pustynne okowy, o ile nie otrzymał właściwej odpowiedzi. Z samym zabiciem się jednak wstrzymał, ale ze zmiażdżeniem paru kości nie miał oporów. Jeżeli w takiej sytuacji Jiro mu nic nie powie, to dalsze wyciąganie informacji nie będzie miało już sensu.
Z doprecyzowaną wiedzą, czy też nie, postąpił później dosyć podobnie. Wypuścił część surowca z gurdy i za jego pomocą stworzył niemalże idealną kopię swojej osoby, której przekazał odpowiednią ilość chakry do zrealizowania powierzonych mu zadań.
Klon miał przejąć schwytanych więźniów i przetransportować ich do siedziby służb porządkowych. Tam przekazać duet strażnikom, by ci odratowali (jeśli była taka konieczność) i zatrzymali ich u siebie. Zabicie ich z pewnością byłoby szybsze i łatwiejsze, ale martwi już na nic by się nie zdali. Z żywych była jeszcze jakaś szansa na wyciągniecie informacji, o ile było cokolwiek do wyciągnięcia.
Prawdziwy władca piasku zamierzał natomiast popędzić na swej chmurce na wschód, no chyba że późniejsze odpowiedzi Jiro wskazały inaczej. Opuszczając obręb wioski, wytężył swój niezły wzrok, chcąc doszukać się śladów na piasku lub - być może - uciekinierów na horyzoncie.