Post
autor: Ichirou » 29 cze 2023, o 21:43
Komforty nowoczesnego pojazdu, dobry trunek, jakaś tam rozmowa i rachuba czasu u Seinina nieco została zatracona. Ten już myślał, że wędrują już właśnie przez rozgrzane, złociste piaski pustyni, ale jednak harmider, który w pewnym momencie dobiegł z zewnątrz, jasno uzmysłowił bohaterowi, że podróż ledwie się zaczęła, a karawana ciągnięta przez wielbłądy, choć wygodna, nie jest szczególnie sprawnym środkiem transportu.
Podumał przez moment nad sugestią chłopaczka, po czym machnął niedbale ręką.
- No dobra, niech będzie - stwierdził minimalnie ożywionym tonem. Fajka wodna mogła poczekać.
Przeczesał włosy, poprawił masywny naszyjnik, podniósł się i wyprostował dłońmi białą togę. Potem pchnął drzwi, tym samym ukazując się pospólstwu w progach ospale sunącej się karocy. Prezentował się tak jak zawsze, a więc wspaniale. Jego biżuteria mieniła się w blasku ognistej gwiazdy, choć oczywiście najmocniej lśnił on sam. W swoim regionie osiągnął status legendy - był zwycięzcą Bitwy o Atsui, Rebelii Dohito i wreszcie pogromcą Antykreatra.
Chłonął niczym gąbka wszystkie spojrzenia podziwu, pokłony, wiwaty, słowa pochwały, czy cokolwiek tam się przewijało. Jego ego, które i tak obecnie lawirowało na pułapie gwiazd, rosło jeszcze bardziej. Czy czuł się w obecnym momencie jak lokalny bożek, najsłynniejszy bohater współczesnych czasów shinobi? No, może niekoniecznie, ale na pewno było mu całkiem miło. Prawdę powiedziawszy, Ichirou dość szybko się nudził, a cała ta sprawa z Hanem w Sogen zaczynała mu już trochę powszednieć.
- Dziękuję, dziękuję... - powtarzał często z udawanym przejęciem. - Pustynię czekają jeszcze lepsze czasy. Zadbam o to - bajerował w taki i wiele innych sposobów. Jeśli tłumy były dość blisko, uścisnął dłoń kilku osobom, wybierając te o najczystszych i zadbanych rękach. Nie chciał przecież pobrudzić sobie łap.
Lubił brylować przed ludźmi, ale ile można tak było? Kiedy znużył się obcowaniem z szarym ludem, to paroma wymownymi gestami nakazał asystentowi podać mu butelkę, z której przed paroma chwilami uraczył się alkoholu. Wręczył ją tłumowi. Taki był hojny.
- Wypijcie moje zdrowie. Wracam do Kinkotsu niebawem - oznajmił, a potem zamknął się z powrotem w karocy. Westchnął ciężko, klapnął na siedzeniu i poprosił chłopaczka o to, by trochę przyspieszyli.
- A co to za tłok? - odezwał się parę minut później, wychylając łeb z pojazdu, kiedy musieli zatrzymać się przy głównej bramie. - Spieszy nam się, przepuścić nas - krzyknął do jakichś strażników, wykonując wymiatające gesty dłonią, tak żeby rozpędzić tych wszystkich kupczyków torujących im swobodny przejazd.
Szkoda, że Ayatsuri nie zadbali o to, by podróż tym pojazdem przebiegała błyskawicznie. Szkoda, że nie można było pojawić się od tak w pożądanym miejscu bez konieczności przebywania podróży.
- O proszę, festyn - skomentował bez entuzjazmu. - Oby była z tego niezła impreza - dodał ospale, po czym ziewnął głośno. Wolał nawet nie myśleć, ile godzin jeszcze go czeka w tej karawanie i z tym asystentem, który choć spisywał się z obowiązków, to jednak w mniemaniu Ichirou nie był zbyt ciekawą osobą, a rozmowy z nim wydawały się mało angażujące.
No naprawdę, z jakąś asystentką płci przeciwnej podróż w karocy mijałaby szybciej. Z tą myślą chyba nawet sobie przysnął w którymś momencie, rozlewając resztkę musującego wina z kielicha, paskudząc nowiutką wykładzinę pojazdu.
0 x